Sakura
"Nigdy nie chciało
mu się wierzyć, że można to zobaczyć, ale oto właśnie na jego oczach pękało
ludzkie serce. Widok ten przypominał wyburzanie wieżowca, który zapadał się w
siebie, piętro po piętrze, aż nie pozostało nic, tylko wspomnienie zawisłe w
powietrzu."
Jodi Picoult
- I to ja jestem dziwkarzem?
Zesztywniałam, poznając jego głos. Teraz był
trochę zachrypły, jakby właściciel się nim posługujący miał zdarte gardło. Od
krzyku, może wrzasku? Przypominał mi jednak też trochę rzężący głos ojca, który
w czasach mojego dzieciństwa mocno nadużywał alkoholu, a potem darł się na
naszą trójkę, grożąc irracjonalnymi słowami, których na szczęście nigdy nie
spełnił. Dałyśmy mu szansę, którą on wykorzystał, stając się najlepszym tatą,
jakiego mogłam sobie wymarzyć. Jednak teraz nie czułam się na siłach, aby dać
komukolwiek nowy start.
Jemu szczególnie.
- Odpowiedz mi.
Deszcz nie przestawał padać, a ostatnie co
chciałam teraz zrobić, to spełnienie jego prośby. Chwila, prośby? Czy on w
ogóle był w stanie poprosić? Potrafił tylko rozkazywać… i kłamać.
- Nic dla ciebie nie zrobię - szepnęłam, lecz
jego uścisk nie zelżał. Bałam się. Bardzo się bałam, bo widziałam, co Sasuke
potrafił zrobić, gdy coś mu się nie spodobało. Ryan zasłużył na ten prawy
sierpowy, jednak mina Uchihy, emanujące od niego emocje przeraziły mnie do
żywego, otwierając stare rany, które uchyliły ciężkie wrota nękających mnie
kiedyś lęków. Żyłam tak z dnia na dzień dając się poniewierać, czego sama nie
mogłam do końca zrozumieć, lecz nie popchnęło mnie to niestety do zmiany
zachowania. Czy byłam na to za słaba?
- Jest inaczej, niż na to wygląda. - Bardziej
nachylił się nad moim uchem, wypowiadając te żałosne słowa wprost do niego.
Towarzyszył mi dość czarny humor. Cholernie bolało mnie to, co zrobił i nie
mogłam mu tego od tak odpuścić. Byłoby to sprzeczne z tym, co sobie
postanowiłam oraz z tym, co czuję. Kochałam tego drania, lecz era tak wielkiego
poświęcenia wobec drugiego człowieka skończyła się, a ja już nigdy do niej nie
powrócę, bo znów zatraciłabym siebie, o którą tak długo walczyłam.
- Naprawdę mnie to nie interesuje - powiedziałam
twardo, lecz z bolącym sercem. Łzy zmieszane z nadal padającym deszczem płynęły
po moich policzkach, paląc skórę; przypominając, że to kolejna oznaka słabości.
- Łatwiej było mi cię okłamać, niż skrzywdzić
niechcianą prawdą.
- Skrzywdzić? - parsknęłam, uśmiechając się
przez łzy. Łzy bezsilności. - Przeszło ci w ogóle to słowo przez myśl, czy to
taki szybki tekst na poczekaniu, który wymyśliłeś jadąc tu? - W sumie dobrze,
że stałam do niego tyłem. Chyba nie dałabym rady spojrzeć mu się w oczy, bo
mogłabym polec.
- Nie osądzaj mnie.
- A co mi innego pozostało, co?! - krzyknęłam,
zaciskając dłonie na jego ramieniu, które przyciskały mnie do jego torsu. Nie
odpowiedział, a ja pohamowałam natłok emocji. Zamknęłam oczy, biorąc głęboki
oddech. - Od kiedy tylko mnie poznałeś, wiedziałeś, że tak się to skończy.
Dążyłeś tylko do jednego.
- Ja też tego nie chciałem. - W jego tonie nie
słyszałam nawet krzty winy. Był pewny swego, ewidentnie się bronił. Sądził, że
miał usprawiedliwienie, a ja musiałam mu teraz pokazać, jak bardzo się mylił.
- Masz takie samo usprawiedliwienie jak
gwałciciel, który wykorzystał jakąś kobietę. On nie chciał, ale przegrał z
ochotą i musiał.
- Nie porównuj mnie do kogoś takiego - warknął,
napinając mięśnie, jednak ja nie zamierzałam przestać.
- Jak mam tego nie robić, jeśli chodziło ci
tylko o jedno?! Zmyliłeś mnie, mówiąc, że nie stawiasz pieniędzy ponad ludźmi.
Przeliczyłam się.
- Najpierw mnie wysłuchaj, potem będziesz na
mnie krzyczeć. - I ten chłodny ton.
Na co ja liczyłam. Na co? Ze wszystkich moich
marzeń została tylko jakaś dziecięca zabawa w miłość, karuzela szans na
wyswobodzenie się z urojonych uczuć. Teraz był właśnie ten czas, aby wyrwać się
z jego siatki utkanej z pozorów, która ostatnio dodała mojemu życiu kolorów.
Teraz.
- Przez cały ten czas mnie okłamywałeś. Wiesz,
jak to cholernie boli, Sasuke? - Nie byłam specjalistką od kłótni. Często
stawiałam na swoim, ale polegałam na innych umiejętnościach, dzięki którym
urągałam się od sprzeczek. Mimo tego, teraz chciałam wykrzyczeć mu wszystko w
twarz, żeby poczuł się tak zeszmacony, jak ja.
- Nie…
- Teraz ja mówię. - Przełknęłam łzy, siłą i na
oślep odsuwając jego rękę. Odwróciłam się do niego przodem, chcąc zmierzyć się
również z własną sobą. - Tak dużo ci o sobie powiedziałam, tak dużo… - Zaczęłam
bawić się palcami, aby dostatecznie się skupić i skompresować myśli do minimum.
- Jesteś jedyną osobą, której kiedykolwiek się
zwierzyłem. - Nie podnoś wzroku, Sakura, nie podnoś!
- Na co, na co mi to mówisz? - szeptałam cicho,
kręcąc głową. - Jeśli i tak wszystko już straciłeś?
- Nadal cię kocham, a nie stracę tego bez
względu na to, co powiesz.
To zabolało. To naprawdę zabolało, a moja
niepewność w stosunku do tych słów jeszcze bardziej.
- Nawet może będę miała na nią dowody -
zironizowałam, dotykając brzucha, lecz mój łamiący się głos całkowicie zepsuł
kpiący efekt. - Wiedziałam, że za szybko złapałam szczęście za nogi, bo przez
chwilę udało mi się zapomnieć, że jak nic innego lubi ode mnie uciekać. -
Zaśmiałam się smutno. Pociągnęłam nosem, przepełniona uczuciem pustki, która
wyzierała ze mnie ostatki siebie.
- To tak nie działa, że mimo popełnionego przeze
mnie błędu przestanę czuć, Sakura. - Uniósł moją twarz ku górze, lecz ja
zacisnęłam powieki, obracając twarz na bok. Od kiedy jest taki wylewny? -
Zasługuję na to, aby się wytłumaczyć - zbliżywszy się szepnął, smagając moje
wargi ciepłym oddechem pachnącym alkoholem. A jednak.
- A ja zasłużyłam na to, aby grać wobec mnie
fair?
- Tak.
- Więc czym zawiniłam, że do tego nie doszło?
Poczułam dotyk jego palców na swoich ustach,
które mimowolnie rozchyliły się. Nie miałam wpływu na to, jak reagowało na
niego moje ciało. Byłam w tej kwestii bezbronna, co on bezwzględnie
wykorzystał, wiedząc, że nie potrafiłam go szybko znienawidzić. Jednak musiałam
z tym walczyć.
- Zostaw - mruknęłam, a duża kropla rozbiła się
głośno o mój nos. Deszcz przybrał na sile, jakby szedł w parze z moimi emocjami,
które znów wskoczyły na wyższy poziom, gdy ciepłe, tak różne od zimnego
otoczenia, wargi Sasuke dotknęły moich. Zadrżałam, nie orientując się, kiedy
jego ramiona oplotły mnie w talii, zakleszczając w znajomym uścisku.
- Zostaw - powtórzyłam ciszej, kręcąc głową.
- Nie pozwolę ci odejść przez moją głupotę. -
Zauroczyły mnie te słowa. Naprawdę w tej chwili należałam całkowicie do niego,
nie chcąc tracić jego tego dotyku nawet na chwilę.
Przeszły mnie dreszcze, otrzeźwiając.
- Ale ja pozwolę ci mnie puścić - powiedziałam
cicho, a on zetknął nasze nosy, przez co odruchowo uniosłam wzrok, tonąc. Nie w
silnym i chłodnym deszczu, ale w czarnej, bezdennej otchłani, w której
widziałam zdecydowanie więcej sprzeczności, niż początkowo się spodziewałam.
- Nie pozwolę.
- Kiedy musisz. - Dotknęłam drżącą dłonią jego
policzka, czując, że na najbliższy czas robię to po raz ostatni.
- Ja nic nie muszę. - Uniosłam kącik ust do
góry, czując jak ostatnie mury mojej bezsilności padają, a wzrastają te nowe,
pełne siły; gotowe, aby odejść.
- A ja tak. - Zabrałam rękę, a on spojrzał na
mnie niepewnie, marszcząc brwi. Odsunęłam jego ramiona i stanęłam przed nim,
czując się naga bez niego obok, obejmującego mnie w tym deszczu. Wiatr nagle
zaczął przeszkadzać mi bardziej niż przedtem, a deszcz wydawał się mocniej
bębnić o moje ciało.
- Nie rób czegoś, czego będziesz kiedyś żałować.
- Wyciągnął przed siebie dłoń, do której tak niewiele mi brakowało. Wystarczył
mały gest z mojej strony, abym znów poczuła jego ciepło i targającą nami
obojgiem tęsknotę, ale ja już zdecydowałam.
- Nie żałuję tego, że cię spotkałam. Nawet tego,
że cię pokochałam. - Patrzyłam jak kropla wędruje po mojej dłoni oraz to, jak
kolejna spadająca łączy się z nią, aby pokonać razem drogę prowadzącą na dno -
nawierzchnię ulicy. - Tylko tego, że tak się to skończyło.
Ukucnęłam, ignorując jego rękę, aby podnieść
kluczyki. No, Sakura. Czas się zbierać.
Staliśmy w ciszy. Sasuke włożył ręce do
kieszeni. Miał spuszczoną głowę, a spojrzeniem maltretował asfalt. Właśnie
teraz kończyła się moja wielka, angielska przygoda. Szkoda tylko, że z ta…
- Uchiha! - Odwrócił się, po czym
zatoczył się, łapiąc za szczękę. Natychmiast otworzyłam szerzej oczy, widząc
Jacka, który bez zbędnych skrupułów przyłożył Sasuke w twarz. Zasłoniłam usta
dłońmi, nie wiedząc, jak zareagować.
- Co jest? - warknął poszkodowany, na co blondyn
popatrzył na mnie kontrolnie.
- Pamiętaj, że mi pozwoliłaś.
- Jak ja cię zaraz… - syknął Sasuke, wymierzając
cios.
- Przestań!
Jak bardzo się zdziwiłam, kiedy jego pięść
zatrzymała się w powietrzu?
Rzuciłam Jackowi kluczyki, które chłopak złapał
w locie.
- Od początku cię nie lubiłem - warknął
Sasuke, na co Jack podszedł do motoru, odpalając go.
- Sasuke, wracam do Tokio - powiedziałam, a jego
uwaga znów skoncentrowała się na mojej osobie. - Nie chcę się z tobą
kontaktować. - Spojrzałam w swoje buty, nie mogąc złamać swojego postanowienia.
Tak będzie lepiej, na pewno.
- Chyba z nim nie odjedziesz. - Jego zacięty
wyraz twarzy, rozcięta warga i kaptur naciągnięty na głowę nadały mu
złowieszczego wyglądu, jednakże ja już podjęłam decyzję.
- To właśnie zrobię. - Odwróciłam się i
podeszłam do Jacka, który dał mi kask. Założyłam go i spojrzałam przez ramię. -
Pięknie rysujesz, nie zmarnuj tego.
Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika, kiedy
usiadłam na motor. Objęłam chłopaka w pasie, a on począł wycofywać. Kątem oka
widziałam Sasuke, który stał obok nas z rozłożonymi rękoma, całkowicie
bezradny.
- Przepraszam! - Wyrzucił je do góry,
przekrzykując ryk maszyny oraz głośny deszcz. Mocniej objęłam Jacka, zaciskając
oczy. - Za to, że nie mam nic lepszego do powiedzenia i...
- Jedź, jedź! - krzyknęłam, a motor ruszył przed
siebie, zostawiając Sasuke daleko w tyle.
***
Nie pojechałam do Momo i Lisy. Nie odwiedziłam
muzeum. Niegodnie pożegnałam się z Jackiem i za to było mi najbardziej wstyd.
Zawdzięczałam temu chłopakowi więcej niż mogłoby się wydawać, lecz nie było
mnie stać na to, aby należycie mu podziękować. Wyrzuty sumienia notorycznie
przeszkadzały mi w spokojnym locie do domu, ciągle powtarzając w myślach ten
moment.
- Jeszcze raz dziękuję ci za wszystko. Naprawdę
ciężko jest mi co…
- Daj sobie spokój. - Uśmiechnął się smutno,
pstrykając mnie w nos.
Był idealny: czuły, przystojny, romantyczny. Nie
brakowało mu opiekuńczości, cierpliwości i zrozumienia. Dlaczego nadal nie
znalazł sobie kobiety, która potrafiłaby być dla niego kimś więcej?
Uniosłam na niego wzrok, mając jedynie kilka
minut.
- Wiesz… - Wbił spojrzenie w swoje buty, a ja
lekko skrzywiłam głowę, chcąc dosięgnąć jego oczu. - Rok temu moja dziewczyna
zginęła w wypadku. - Przełknął ślinę, a moja ciekawość natychmiast osiągnęła
zerowy poziom. - Jesteś do niej bardzo podobna i to nie tylko z wyglądu.
Staliśmy blisko ściany w dość zatłoczonym
korytarzu. Ludzie nieustannie nas mijali, jednak byłam w stanie dostrzec
jedynie jego i coś, przez co moje sumienie ucierpiało jeszcze bardziej. Ja
dobrze znam to uczucie oraz posiadam świadomość, że wyrządzam mu teraz chyba
największą możliwą krzywdę.
Dla mnie tak naprawdę Ryan też umarł. Nagle
zniknął z mojego życia, a ten stan spokojnie można porównać do śmierci. A potem
pojawił się Sasuke i wszystko nagle nabrało barw. Miałam wrażenie, że zgarnęłam
dla siebie osobisty kawałek nieba, aby w ciągu krótkiej chwili stracić go
bezpowrotnie. Właśnie robiłam Jackowi to, co Sasuke mi. Powiedziałam swoiste
“nie”.
- Mogę coś zrobić? - spytał cicho, nadal nie
patrząc mi się w oczy. - Proszę.
Kiwnęłam twierdząco głową, a on delikatnie
uniósł mój podbródek, składając na ustach czuły pocałunek. Nie miałam mu tego
za złe. W pewnym sensie oboje tego potrzebowaliśmy. To osoba, której na pewno
nie zapomnę, a wręcz przeciwnie - mam zamiar utrzymywać kontakt, bo to nie
mogło się tak skończyć. Oboje na to nie zasłużyliśmy.
Przez chwilę spoglądaliśmy na siebie, chcąc
zapamiętać każdy detal. Słowa stały się zbędne do czasu, gdy nie zabrzmiał
komunikat o odprawie.
- Nie zmieniłeś numeru telefonu? - spytałam,
chcąc wywołać na jego twarzy uśmiech, co na szczęście mi się udało.
- Po co? żebyś nie mogła się potem dodzwonić? -
Zaśmiałam się cicho i dotknęłam prawą dłonią jego policzka.
- Dziękuję za wszystko. - Ucałowałam go szybko w
drugi, poprawiając torebkę na ramieniu. - Na pewno się odezwę.
- Mam nadzieję. - Spojrzałam na niego po raz ostatni,
po czym bez odwracania się za siebie odeszłam.
Siedziałam przy oknie. Większość ludzi dookoła
spała, do czego ja nie mogłam się zmusić. Nagminnie walczyłam z obrazem
przedstawiającym bawiącego się Sasuke z małym chłopcem w drodze do Londynu. Nie
dawało mi to spokoju, a nawet upominająca nas ekscentryczna staruszka nie
chciała się odczepić. Ile razy próbowałam zmienić tok myślenia, plan ten spalał
na panewce.
Ciemność ogarniała mnie z każdej strony,
pomijając słabe światła w przejściu między fotelami. Otulała mnie, nie dając
jednak ani krzty ciepła. Koc przyniesiony przez stewardessę również słabo
spełniał swe zadanie, gdyż trzęsłam się niemiłosiernie. Moje ubrania nadal były
mokre, a nawet gorąca herbata mi nie pomogła. Nie chciałam przyznać, że brakowało
mi ciepła drugiej osoby, bo znaczyłoby to, że się poddałam, a to nie mogło się
stać.
W końcu jednak usnęłam. Obudziłam się dopiero
podczas lądowania, gdy przez okna wpadały już promienie słońca. Samolot
wylądował, a ludzie zaczęli się przepychać, jakby każdy z nich miał do granic
napchany pęcherz i w pobliżu była tylko jedna toaleta. Wyszłam na pas startowy,
kierując się na lotnisko, gdzie czekała na mnie Miku. Przed odlotem napisałam
do niej sms’a, że wracam do domu i potrzebuję transportu. Jak zwykle niezawodna
czekała na mnie, jako jedna z pierwszych.
Nie chcąc patrzeć jej w oczy, wyłoniłam się z
tłumu dopiero, gdy byłam już naprawdę blisko. Marzyłam, aby ominąć ten
krępujący moment, gdy widzi się osobę, do której się idzie, lecz nie wie się,
co zrobić ze swoim spojrzeniem, bo i tak zawsze wyjdzie niezręcznie.
Miku zaniemówiła na mój widok, ale nie dziwiłam
jej się ani trochę. Wyglądałam koszmarnie, bez dwóch zdań. Moje włosy sprawiały
wrażenie, jakby ich właścicielkę właśnie siłą wyniesiono z pralki. Ubrania
miałam pogniecione, makijaż rozmazany i z pewnością humor odbity na twarzy.
- Pogadamy w domu - powiedziałam, wymijając ją.
W ciszy skinęła głową, ruszając za mną.
Przeprawiłyśmy się przez multum ludzi zapychających lotnisko, pojawiając się na
parkingu. Nadal nie odzywając się do siebie zajechałyśmy do domu, a ja bez
słowa ruszyłam do swojego pokoju. Arya i Daishi czekały na mnie w progu, jednak
spuszczając głowę przedarłam się do miejsca, w którym miałam nadzieję
odreagować. Właśnie, nadzieję.
- Nie damy ci się tam zamknąć. - Arya stanęła w
drzwiach z rękoma na piersi, kręcąc przecząco głową.
- O czym ty mówisz? - mruknęłam, chcąc ją
ominąć.
- Cokolwiek stało się w Londynie, nie będziesz
nam fundować powtórki z rozrywki. - Do rozmowy włączyła się Daishi, a ja
uniosłam na nie pretensjonalny wzrok.
- Zrobię to, co będę chciała - warknęłam, chcąc
przepchnąć blondynkę.
- Nie, nie, nie. Teraz nasza kolej. - Miku
złapała mnie za rękę i pociągnęła do swojej sypialni. Dziewczyny poszły za
nami, a po chwili wszystkie znalazłyśmy się pokoju mojej siostry.
- Siadaj. - Arya wskazała wielkie poduchy, które
mogły funkcjonować również jako fotele.
- Nie chcę, dajcie mi spokój. - Zaprzeczyłam
dłońmi, jednak Daishi zamknęła za moimi plecami drzwi.
- Mamy chipsy, czekoladę i dużo, dużo, dużo
wina. - Miku uniosła dwie butelki do góry, stopą wskazując na kolejne kilka
leżących na podłodze. Nie chciałam pić.
- Jest koło trzynastej, to nie czas na picie -
mruknęłam, wbijając wzrok w podłogę.
- Pamiętaj. - Dasihi złapała mnie za kołnierz,
każąc spojrzeć mi w górę. - Na picie zawsze jest czas. - Po tych słowach
podeszła do okien, zasłoniła żaluzje oraz naciągnęła ciężkie, ciemne zasłony,
przez co w pokoju zapanowały ciemności. Miku zapaliła świeczkę, a ja dopiero
teraz zorientowałam się, że przygotowały to wszystko wcześniej.
Poduchy zostały ułożone po rogach kwadratu. W
środku stały kieliszki, czipsy i kilka czekolad. Spasowałam, siadając. Nie
miałam jednak zamiaru nic im mówić.
- Kogo mamy wykastrować? - Daishi z miną
doświadczonej pani psycholog z kilkunastoletnim stażem, wpatrywała się we mnie,
podpierając brodę ręką opartą o kolano. Jedna z jej brwi drgała niebezpiecznie,
chcąc zmusić mnie do odpowiedzi. Na szczęście moja bariera była silna, nie
pozwalając jej się przebić.
Wykastrować, hm. Nie, to nie to. Nie chciałam,
żeby Sasuke to spotkało, choć Ryana mogłoby.
- Chyba mamy poważny problem. - Miku przesadnie
wzruszyła ramionami, śmiesznie intonując zdanie. Dobrze wiedziałam, że chciały
wyciągnąć ze mnie informacje, lecz siedziałam cicho, jak mysz pod miotłą.
- Wino nie pomoże? - Arya zrobiła naburmuszoną
minę, mrużąc oczy w geście zastanowienia.
- Naprawdę nie potrzebuję żadnej z waszych
terapii, serio - mruknęłam, bawiąc się wystającą z czarnej poduchy nitką.
- No jak nie, jak tak?! - wybuchła Daishi, a ja
zmarszczyłam zirytowana brwi. - Znikasz, nie odzywasz się, po czym wracasz jak
wrak. Jak dla mnie to jest tu definitywnie coś nie tak! - fuknęła, a ja
uśmiechnęłam się smutno, ciesząc się, że chociaż jej w takiej chwili nie
zabrakło temperamentu.
- I masz stuprocentową rację, ale uwierz, że to
nie czas na rozmowy głębokiej treści. - Wypiłam jednym duszkiem cały kieliszek,
który wcześniej nalała mi Miku.
- To przez tego faceta, nie? - Arya wpatrywała się
w sufit, a ja zaśmiałam się krótko.
- Nawet trzech - skwitowałam, czując, że w ciągu
ostatniego tygodnia zrobiłam z siebie całkowitą idiotkę. Tak, Sakura. Jakbyś
była harcerką, miałabyś wszystkie możliwe najgłupsze odznaczenia, jak na
przykład: wzorowy naiwniak.
- A do mnie miałaś pretensje, jak leciałam na
dwa fronty! - Oburzyła się Miku, a ja znów roześmiałam się.
One nie rozumiały.
One nic nie rozumiały.
- A ja ci powiem, że leciałam tylko na jeden i
to ten jeden mnie… przechytrzył. - Patrzyłam na nie przez chwilę w milczeniu,
po czym wybuchnęłam śmiechem. - W sumie nie wiecie jak to jest przegrać walkę o
czyjeś względy z ogromną korporacją. Nie polecam! - Upiłam łyk z nowo
napełnionego kieliszka. - Albo byłyście kiedyś sprzedane? Ja tak i…? Nie polecam!
- Zaśmiałam się, znów pijąc. - Ewentualnie… - zamyśliłam się, wpatrując w
płomień świecy. - Czułyście się jak totalne szmaty? Ja tak i…? - Popatrzyłam na
nie jednoznacznie.
- Nie polecam - odpowiedziały chórem, a ja
odrzuciłam głowę do tyłu.
- No i widzicie? Można? Można.
- A teraz rozwiń te swe jakże drastyczne
przeżycia. - Daishi patrzyła na mnie spod zmrużonych powiek, wypalając we mnie
dziurę swoim kalkulującym spojrzeniem, na co prychnęłam lekko.
- Wyciągajcie wnioski dziewczęta. - Machnęłam
ręką. - Zdarzenia przyczynowo skutkowe.
- Zdradził cię?
- No, z hajsem.
- Ooo, to grubo. - Podsumowała Arya, której
oczka świeciły się już jak przyszłam, a teraz po jednej lampce podróżowały po
całym pokoju zagubione, nie wiedząc gdzie się ulokować, na czym skupić. -
Z hajseeem, grubym hajseeem. - Czknęła, a ja otworzyłam paczkę pikantnych
czipsów.
- Dajmy sobie spokój na dziś, okej? - mruknęłam.
- W samolocie miałam mnóstwo czasu na przemyślenia o tym, jak szybko dałam się
wkręcić…
- Zakochałaś się? - spytała całkowicie poważnie
Miku, co doprowadziło mnie do śmiechu.
- Tak, no i co? - Napiłam się, mierzwiąc sobie
włosy.
- Ale nie w Sasuke, tak? - Spojrzałam na nią jak
na kompletną idiotkę.
- No a w kim?
- Jak to… - Zaczęła bawić się palcami. - Chyba
nas okłamujesz.
- Niby po co? - Oburzyłam się.
- Bo na “The bosses of money” dodano zdjęcia,
jak stoisz koło motoru z jakimś blondynem, a Uchiha definitywnie jest brunetem!
- Wytknęła mi, a ja właśnie się dowiedziałam, jakim cudem Sasuke nas znalazł.
Parszywe hieny, pieprzeni reporterzy!
- Sława mnie wyprzedziła, hehe - zaśmiałam się
żałośnie, jeżdżąc palcem po granicy kieliszka. - Nie oceniajcie Jacka po
pozorach. - Zamilkłam na chwilę, odtwarzając jego twarz. - To jeden z
najlepszych ludzi jakich poznałam.
- A może właśnie przez “pana idealnego” Uchiha
cię nie wybrał? - To zabolało. Daishi zawsze potrafiła chlapnąć coś w najmniej
odpowiednim momencie, który… właśnie nastał. Czy to, że wymieniłam z nim kilka
sms’ów i może jakimś cudem Sasuke dowiedział się o krótkim spotkaniu w galerii
mogło wpłynąć na jego decyzję?
Pokręciłam szybko głową. Haruno, pamiętaj. To ty
jesteś tu poszkodowana.
- Szczerze wątpię - rzuciłam w końcu, na co Miku
westchnęła głęboko.
- Ale przecież, kiedy rozmawiałyśmy przez
telefon, wszystko było w porządku.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Ryan tak
naprawdę nazywa się Brad, a ja byłam tylko krótką przygodą, a mój los z nim
związany był zaplanowany od początku. Dodam, że mój “ukochany” nie zginął, ani
nie zaginął. Po prostu zmienił sobie… obiekt “uczuć” - zironizowałam, kończąc
kolejną lampkę.
W pokoju nastała cisza. Najwięcej o Wesleyu
wiedziała moja siostra, jednak nie wierzę, że zachowała wszystko dla siebie
tak, jak ją o to prosiłam. Mimo szczerych chęci i tak by jej nie wyszło, więc z
pewnością dziewczyny wiedziały więcej, niż mogłabym podejrzewać. Widziałam to
po ich minach. Gdyby były czegoś niepewne, zaraz posypałaby się lawina pytań,
która… nie nadeszła.
- Ewentualnie jest jeszcze fakt, że się
spotkaliśmy, a Uchiha gustownie i z taktem przyłożył mu prosto w przystojny…
ryj. - Chciałam zmieszać kogoś z błotem tu i teraz. Wyrzuty sumienia może
przyjdą, może nie, jednak ta ochota jedynie rosła. - Oraz, że najnowsza zdobycz
Ryana-Brada to była dziewczyna Sasuke. - Kiwałam palcem na każde słowo, a one
wpatrywały się we mnie szeroko otwartymi oczami. - Pominęłam coś jeszcze? Ach,
spotkałam Rinę. - Skinęłam na własne słowa, chcąc zakończyć już ten żałosny
wywód. - A koniec końców wyszło na to, że Uchiha udawał zakochanego po to, żeby
zrobić ze mnie inkubator.
- Co?
- Jak to?
- Brutalne życie… - Głowa chybotała mi się już
na boki, a własne słowa śmieszyły. To był ten niefajny stan pomiędzy
trzeźwością, a upiciem się, gdy jeszcze spokojnie możesz przestać, jednak
butelka przyciąga cię do siebie bardziej niż ciepłe łóżko.
- Gaara coś mówił, że Uchiha Company stało na
granicy upadku, jednak udało wam się to cofnąć - powiedziała Arya, a uśmiech na
mojej twarzy poszerzył się jeszcze bardziej.
- A widzisz! Zostałam bohaterem! Może dostanę jakiś
dyplom… Zadedykować wam coś?
- Nie żartuj sobie z tego. - Obruszyła się Miku,
jednak dla mnie śmiech był lepszą opcją zamaskowania emocji, niż chłód i
powaga, które zdążyłam już poznać w czyimś wydaniu.
- A co innego mi pozostało, hm? - Tym razem sama
napełniłam swój kieliszek, a Arya zabrała się za otwieranie kolejnej butelki. -
Jest szansa, że jestem w ciąży, więc powtarzam: co innego mi pozostało? - Wino
szybko zostało wyrwane z mojej ręki, a Miku warknęła:
- Myślałam, że żartowałaś z tym inkubatorem.
- Och, mam tak kiepskie poczucie humoru? -
Złapałam się za serce, chcąc dalej pić. Dziś ten stan mi odpowiadał.
- Z tego się nie żartuje - ucięła, zabierając
ode mnie butelkę.
- Bo co? Bo Uchiha się wścieknie? - Patrzyłam na
nie z głupim uśmieszkiem wymalowanym na ustach.
- Bo to niezdrowe dla dziecka!
- Ja już raz miałam je mieć, pamiętasz? -
czknęłam, zamyślając się. - I nie wyszło. - Poklepałam się po brzuchu. -
Więc drugi raz też może go… nie być! - Klasnęłam w dłonie, za co zostałam
spiorunowana wzrokiem.
- Ogarnij się, Sakura.
- A po co? - Podrapałam się po głowie. - Miałam
w zamiarze chronić je ponad życie. Po to od niego uciekłam, aby je wychować,
ale chyba zmieniłam zdanie. - Przetarłam oczy, a Miku uderzyła mnie w ramię.
- Pomożemy ci.
- O, doprawdy? - Uniosłam jedną brew do góry. -
Finansowo, czy fizycznie?
- Nie bądź taka. - Arya nadymała policzki,
gryząc czekoladę jak batona.
- Kiedy lubię. Przeszło mi to od niego.
- On taki jest? - Miku zmieniła pozycję, jednak
chyba nadal oczekiwała odpowiedzi.
- Chcesz usłyszeć inny epitet niż bezczelny,
egoistyczny i zbyt dumny? A może jeszcze chłodny, sarkastyczny i kpiący? Albo…
- Starczy. - Wystawiła dłoń przed siebie, drugą
uderzając się w policzek. Już wcześniej miała podkrążone oczy, a mi zdawało
się, że chyba sporo nie spała.
- Dobra impreza?
- Potrójna randka, hep! - Arya patrzyła na mnie
zdziwiona, jakby dziwiąc się skąd wydał się charakterystyczny odgłos “hep”.
- Och, jak miło - mruknęłam.
- To nie mogło się tak skończyć. - Daishi w końcu
się odezwała, ze względnym spokojem popijając wino. Wpatrywała się we mnie
intensywnie, bacznie lustrując.
- Ale co?
- Ten cały wyjazd.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Nie pozwolił ci tak po prostu odejść.
- Tą zdolność dedukcji to masz wrodzoną, czy nabytą?
- rzuciłam, marszcząc brwi.
- Z tego, co pisali na tym portalu, to
wyglądałaś jak pretendentka do nazwiska Uchiha. - Arya używając swojego
radosnego tonu wypowiedziała na głos swe irracjonalne wnioski. No już, na
pewno.
- Pozory, kochanie. - Zajadałam się czipsami,
starając się ignorować ich wyczekujące spojrzenia. Dość wam powiedziałam, sępy!
- Tak po prostu pozwolił ci odjechać? - Daishi
znów spytała, a ja byłam zła, że nie pozwoliła mi wszystkiego ukryć, tylko
musiała zadawać te niewygodne pytania!
- Odjechałam z Jackiem - powiedziałam niewinnie.
- On coś krzyczał, ale wszystkiego nie słyszałam.
- Odjechałaś z innym facetem?! - Popatrzyłam na
szatynkę karcąco, która aż wrzała z emocji.
- Ten “inny facet” uratował mi tyłek, kiedy Pan
Milioner zawiódł - odparłam twardo.
- A co on wtedy powiedział? - Miku przekrzywiła
głowę, będąc spokojniejsza niż koleżanka.
- Który? - Zadałam to pytanie całkiem serio,
jednak pomimo te Arya wybuchnęła śmiechem.
- Odkąd się taka rozrzutna zrobiłaś, co? Saki,
przyznaj się. Kręci cię to!
- Mówiono na mnie Saki, jak byłam dzieckiem.
Oszczędź sobie - fuknęłam. - Co mnie kręci?
- No ta rywalizacja między nimi! -
Rozentuzjazmowana wyprostowała się.
- Nie, kompletnie mnie to nie kręci. -
Zaprzeczyłam głową. - Choć jak przyłożył Sasuke poczułam małe ukłucie
zwycięstwa.
- Bili się?! - Daishi uderzyła pięścią o
podłogę, a ja spojrzałam na nią opanowanym wzrokiem.
- Aby nazwać to bójką, Uchiha musiałby mu oddać,
a tak się nie stało - odpowiedziałam.
- A niby czemu tego nie zrobił?
- Bo go poprosiłam? - Nie widziałam w tym teraz
nic specjalnego, jednak Daishi była wyraźnie zbulwersowana.
- Facet dostał w twarz, po czym nie oddał
swojemu oprawcy, bo go poprosiłaś? - Ona chciała mnie wyśmiać? Na pewno?
- A co mówił, gdy odjeżdżałaś? - Miku wpadła w
jakąś dziwną melancholię, z której dopiero teraz udało jej się wyrwać.
- Chyba krzyczał - mruknęłam pod nosem, starając
przypomnieć sobie jego słowa. - Takie poetyckie to trochę było - powiedziałam
sama do siebie, decydując się na to, że jednak przedstawię im to, co “przekazał
mi” Sasuke. - “Przepraszam za to, że nie mam nic lepszego do powiedzenia”, czy
coś, albo… - Zapatrzyłam się w sufit. - “Nie pozwolę ci odejść przez moją
głupotę.” - mówiłam to coraz mniej pewnie i coraz ciszej, przywołując przed
oczy obraz przemokniętego Sasuke z kapturem na głowie, czyhającego tylko na
okazję, kiedy Jack zniknie z pola widzenia. - I jeszcze to, że nadal będzie
mnie kochał bez względu na to, co powiem.
- Łooo, pani! - Pijana Arya machnęła przesadnie
ręką. - Love story jak skurwysyn!
- Nie klnij! - Uniosła się Daishi, a ja miałam
wrażenie, że teraz jej pretensje jedynie przybiorą na sile. - I po czymś takim
odjechałaś z innym?
Zastanawiałam się nad tym chwilę, po czym pewnie
pokiwałam głową.
- Powiedziałam mu rzeczy, o których nawet wy nie
wiecie. - Zaczęłam wyliczać na palcach. - Oddałam mu się, mogę być w ciąży.
Potraktował mnie jak pojemnik na dzieciaka, pewnie tylko dlatego gadał te
brednie, a! - Uniosłam jeden do góry. - No i się w nim zakochałam, ale to już
pal licho. - Opadłam na poduszkę, a w pokoju zapanowała cisza.
Nie odzywałyśmy się przez jakiś czas, a mój
ironiczno-sarkastyczny humor zniknął. Na jego miejsce wskoczyło przygnębienie i
uczucie osamotnienia mimo, że miałam wokół siebie prawie wszystkie najbliższe
mi osoby. To strasznie… niewygodne.
- Jesteśmy żałosne - mruknęła Arya, bezwładnie
leżąc na ogromnej podusze. - Uchlać się tak za dnia…
- Kto się uchlał, to się uchlał - odparłam, maltretując
spojrzeniem knot świecy, która jako jedyna rozświetlała pomieszczenie.
- Chyba naprawdę zasługujesz na to, żeby
odpocząć - spasowała Miku.
- Dzięki za łaskę. - Wstałam, kierując się do
wyjścia.
- Jak coś, to będziemy obok, tylko krzyknij. -
Uśmiechnęła się pocieszająco, na co jedynie odwróciłam się, naciskając klamkę.
Na korytarzu przywitało mnie światło dzienne,
nieprzyjemnie rażąc po oczach. Dotykając ściany, trafiłam do swojego pokoju.
Szybko otworzyłam okno, podłączyłam telefon do ładowania i zrzuciłam z siebie
motocyklowe ciuchy Angie. Hm, chyba będę musiała je oddać.
Zabrałam narzutę i podeszłam do szafki nocnej,
skąd wyjęłam kilka tabletek nasennych. Połykając dwie ponad normę popiłam je
wodą z butelki stojącej za łóżkiem, po czym wsunęłam się pod kołdrę. Zdając
sobie sprawę z tego, że sporo spałam w samolocie, nadal miałam ochotę dalej
odpłynąć w krainę snu. Tam nie czyhał na mnie Sasuke i wszystko, co mnie do
niego ciągnęło - czyli cała ja. Po zaśnięciu czekała mnie jedynie nicość.
***
Przetarłam zaspana oczy, patrząc na zegarek -
trzecia w nocy, no pięknie. Opadłam na poduszkę, nie mogąc się zebrać, aby
wstać. Mój mózg krzyczał: daaalej! daaalej! Jednak ciało definitywnie mówiło
proste, dosadnie: nie.
Poleżałam jeszcze kilka minut, dochodząc do
wniosku, że muszę się na czymś skupić, bo Uchiha nieustannie pakował mi się do
głowy, a nie ma nic innego na zmianę toru myśli, niż zajęcie się czymś
pożytecznym.
Długo siedziałam w wannie pełnej ciepłej wody i
piany, starając się zrelaksować. Mieszkanie tonęło w zakłócanej jedynie przeze
mnie ciszy, uspokajając. Na krótko, bo na krótko, ale jednak. Doprowadziłam do
porządku swoje włosy i w ręczniku wróciłam do pokoju. Ubrałam długie dresy i
dużą bluzę zakładaną przez głowę. Nie zabrakło również skarpetek, gdyż nie
preferowałam ciapci. Po tym wszystkim ogarnęłam łóżko, na sam koniec siadając
na nim, tym samym zastanawiając się: co teraz?
Ukradkiem patrzyłam na pianino, w końcu
decydując się pograć. Było trochę po szóstej nad ranem, ale co z tego? Cisza
nocna skończyła się, a ja spokojnie mogłam zakłócać sen sąsiadów. Nie robiłam
tego przez tyle czasu i zamierzałam to teraz nadrobić.
Z początku zaczęłam wolno. Spokojne,
uspokajające dźwięki pianina poczęły dochodzić do moich uszu, wywołując na ustach
uśmiech, a w oczach łzy. Ten drań spowodował, że nawet fortepian mi się z nim
kojarzył.
Utwór nabrał tempa na niskich tonach.
“These
are the things, the things we lost
The
things we lost in the fire, fire, fire.”
Nuciłam cicho pod nosem.
Po tej piosence przyszły kolejne, a nuty
schowane w szafce ujrzały mą łaskę. Grałam dobre dwie godziny. Dziewczyny nie
zawitały w me progi, co mnie w sumie ucieszyło. Pozwoliły mi odreagować na swój
sposób.
Spojrzałam na zegarek, na którym widniała
godzina ósma czterdzieści dwa. Wyszłam z pomieszczenia wywabiona zapachami i
skierowałam się do kuchni, gdzie przywitał mnie komplet współlokatorek.
- To nic osobistego, bo grasz pięknie, ale daruj
sobie następnym razem tą godzinę… - Arya miała głowę położoną na stole i
podpuchnięte oczy. Coś kazało mi myśleć, że dziewczęta bawiły się mimo tego, że
wyszłam.
- Dziś ci wybaczyłyśmy, ale pani Yukishi z
trzeciego piętra miała jakieś wonty - mruknęła Daishi, zamykając lodówkę.
- Zapraszam na śniadanie! - krzyknęła Miku, chcąc
obudzić przysypiającą blondynkę.
- Nie krzycz taaak…
- Muszę, bo następnym razem wsadzisz twarz w
talerz. - Siostra postawiła przed nami wspomniane talerze z omletami. Po chwili
dołożyła jeszcze słoik nutelli i kilka noży, na co zabrałam się do jedzenia.
- Przyszło do ciebie jakieś pismo wczoraj -
powiedziała Daishi, tak samo jak ja zajadając się omletem.
- Skąd?
- Z pracy. - Przestałam jeść, intensywnie
zastanawiając się, co to mogłoby być.
- Gdzie jest ten list?
- W przedpokoju. - Wskazała za siebie.
Wstałam i z niespokojnymi myślami poszłam po kopertę.
Rzeczywiście została zaadresowana do mnie. Nie
otwierając jej, wróciłam do jadalni, siadając na miejscu. Dokończyłam posiłek i
dopiero wtedy zdecydowałam się ją otworzyć.
Moje oczy gwałtownie się powiększyły. Nie mogłam
wydobyć z siebie głosu.
- Nie, nie, nie! - Rzuciłam wszystko na stół,
chowając twarz w dłoniach.
- Zostaje pani zwolniona z powodu odgórnych
zarządzeń. Nie było pani na miejscu, gdy ważyły się losy pracowników. Z
przykrością muszę oświadczyć, że pańskie rzeczy czekają na odbiór. - Daishi
skończyła czytać tą najistotniejszą cześć, a ja zaczęłam się trząść. Zabrał mi
wszystko, co mógł, wszystko! Nawet tą pieprzoną pracę!
- Nie, ja w to po prostu nie wierzę -
powiedziałam, unosząc głowę, chcąc odgonić łzy. - Co jeszcze? Może komornik?
- Przestań, musisz iść to wyjaśnić - skwitowała
Daishi, na co popatrzyłam na nią groźnie.
- Co tu wyjaśniać?! Zwolnili mnie!
- Opanuj się - rzuciła. - I usiądź.
Odsunęłam krzesełko i opuściłam jadalnię. Przebrałam
się w czarne wizytowe spodnie i białą koszulę. Upięłam wysoko włosy i
założyłam szpilki. Przepakowałam dokumenty i pieniądze w nowy portfel, po czym
schowałam go razem z naładowanym telefonem do torebki, jak najszybciej chcąc
dotrzeć do auta, od którego kluczyki zgarnęłam po drodze.
Nie zajmując sobie głowy zbędnymi myślami,
dotarłam pod budynek, w którym mieściła się siedziba mojej firmy. Widniał
przede mną oszklony drapacz chmur, do którego bez zastanowienia ruszyłam.
Przeszłam przez obrotowe drzwi, pojawiając się w przejrzystym holu.
Minna - sekretarka skinęła na mnie głową, kiedy
weszłam do windy, naciskając przycisk z cyfrą dziewięć. Po drodze weszły do
środka jeszcze dwie sprzątaczki, które wysiadły razem ze mną na należącym do
szefa piętrze.
Białe ściany nagle wydały mi się trupio blade, a
ciepłe kolory mające poprawiać ludziom nastrój stały się nieprzyjemne i obce.
Nawet, gdy mijałam drzwi swojego gabinetu, zdawało mi się, jakbym patrzyła na
nie po raz pierwszy. Pokręciłam głową, a zatrzymałam się dopiero przed drzwiami
pokoju prezesa. Westchnęłam i zapukałam.
- Proszę! - Nacisnęłam klamkę, wchodząc do
dużego gabinetu. Po lewej stronie stały czarne, skórzane kanapy i stolik
kawowy. Otoczone były różnymi roślinami, których brakowało po prawej, gdzie
znajdowało się podwyższone biurko.
- Witam.
- Ach, to ty. - Pan Otoka mruknął, wskazując
krzesło. - Siadaj.
Znów ktoś coś mi kazał, a ja musiałam posłuchać.
Najpierw Ryan, potem Sasuke, nawet Arya i Daishi użyły wobec mnie tej formy, a
teraz szef. Miałam dość słuchania rozkazów.
- Może mi pan wyjaśnić co to za list, który
dostałam wczoraj? - spytałam, siadając wygodnie.
- Nie umie pani czytać? - Udawał, że przekłada
papiery, jednak widziałam, jak plątały mu się ręce.
- Ostatnio miałam dostać awans, a nie zwolnienie
- rzuciłam niemiło, chcąc wydusić z niego tyle ile mogłam.
- Zarząd się zmienił, a razem z nim zwiększyła
się liczba przymusowych zwolnień - odparł, na co zmrużyłam oczy.
- Jest mnóstwo innych osób na umowach na czas
określony, których można się niedługo pozbyć.
Pan Otoka milczał i dopiero po kilku minutach
grzebania w dokumentach zdecydował się mi odpowiedzieć.
- Ultimatum jest takie. - Podrapał się po
swej łysinie. Wyglądał na zakłopotanego. - Albo masz dwa razy mniejszą pensję,
albo wylatujesz.
- Słucham?! - Uniosłam się. To jakiś absurd!
- Dobrze słyszysz - uciął. Nie mieściło mi się
to w głowie! Co za…! - Więc jak?
- Odchodzę - warknęłam. - Nie dam wam tej
satysfakcji.
- Tu jest twoja rezygnacja, wystarczy podpisać w
wykropkowanych miejscach - powiedział, podsuwając mi plik kartek pod nos. A
więc tego tak zawzięcie szukał, drań jeden.
Z rozmachem złożyłam swoje podpisy, dosadnie
kładąc długopis na biurku.
- A miałam pana za uczciwego człowieka -
syknęłam, wstając.
- Ale…
- Ciekawe, ile dostał pan w łapę.
Wyszłam, zamykając za sobą drzwi, o które po
chwili oparłam się.
Czy może być gorzej?
Z gracją tykającej bomby ruszyłam ku wyjściu z
budynku, jak najszybciej idąc do auta.
Z piskiem ruszyłam z parkingu, mając głęboko
gdzieś stare lęki. To właśnie przez nie byłam taka słaba. Chciałam szybko
wyjechać z Tokio. Kierowałam się na zamknięty odcinek budowanej jeszcze
autostrady, chcąc wygrać ze samą sobą, udowodnić sobie coś.
Po pół godzinie zatrzymałam się na pustej,
prostej drodze. Gdy ominęłam znaki zakazu i potrąciłam kilka pachołków
znalazłam się na nowo wylanym asfalcie. Westchnęłam głęboko, kładąc rękę na
skrzyni biegów. Przycisnęłam pedał gazu, a auto zaczęło przyspieszać. Zagryzłam
zęby, mocno zaciskając dłonie na kierownicy. Wygraj z tym! Koniec z byciem
słabą! Koniec! Licznik przekroczył sto dwadzieścia, a pierwsza łza znalazła
swoje ujście. Nie dość, że miałam zrujnowane serce, to jeszcze karierę!
Minęło sto pięćdziesiąt, a mnie naszła myśl, że
to nie prędkości i auta się boję, a bólu, który mi się z nimi kojarzy. Sto
siedemdziesiąt. Tak, to wszystko siedziało we mnie…
Nagle zobaczyłam przed sobą znak o końcu
autostrady. Ogarnął mnie lęk, lecz mimo wszystko nie chcąc umierać, wcisnęłam
hamulec. Auto gwałtownie zwolniło, a ja czułam, jak stare klocki hamulcowe
protestowały, walcząc z oponami. Widziałam koniec drogi tuż przed sobą i już
szykowałam się na upadek ze znacznej wysokości, zamykając oczy. Jednak nic
takiego się nie stało. Samochód zatrzymał się na krawędzi nieskończonego mostu,
a ja oparłam głowę o kierownicę, wzdychając.
- Do dupy z tym wszystkim! - Uderzyłam w nią
pięściami, aż odezwał się klakson, po czym pozwoliłam sobie rozpłakać się tak,
jak miałam na to wczoraj ochotę. Tak bardzo, że zdecydowałam się wrócić do domu
dopiero po godzinie.
Sasuke
- Panie! Nie zamartwiaj się pan tak!
Siedziałem w starym, zatęchłym barze, wpatrując
się w kieliszki wódki stojące przede mną. W niektórych świeciły pustki, jednak
w innych znajdował się przeźroczysty, zabójczy płyn. Popchnąłem jeden,
natrafiając na niezapełniony, w skutek czego uderzył on o blat i potoczył się w
stronę barmana, który wykonawszy moje zamówienie, stracił mną zainteresowanie.
Niestety, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, jego oczy znów zwróciły się ku
mnie.
- Co pan robisz?! - wrzasnął, a irytujący facet
obok mnie włączył się do rozmowy.
- Nie widzisz, że jest w dołku? - rzucił lekko,
opierając się łokciem o ladę.
- To chętnie podkopę pod nim większy, jak
jeszcze coś zniszczy - warknął, czyszcząc właśnie trzymaną w dłoniach szklankę.
- Panie! Optymizm! - Mężczyzna obok tryskał
pozytywną energią, która zaczęła mnie irytować już teraz, nawet, kiedy nie była
kierowana w stosunku do mojej osoby.
- Zamknij się - mruknąłem i odchyliwszy głowę,
wypiłem kolejny kieliszek. Ignorując pieczenie w gardle i nieprzyjemny posmak,
wbiłem wzrok w blat, bawiąc się pustym kieliszkiem.
Barman krzątał się jeszcze przez chwilę, lecz
kiedy zauważył, że całkowicie go zignorowałem, nachylił się w moją stronę.
- Żądam zapłaty za ten wybryk - powiedział,
patrząc na mnie z góry. Kącik moich ust powędrował do góry, a ręce sięgnęły do
portfela, z którego wyłożyłem na blat wszystkie pieniądze, po czym pchnąłem w
jego stronę.
- Masz - powiedziałem lekko, pijąc kolejnego
shota.
- Tak nie można! - Facet obok znów się obruszył,
a ja miałem go serdecznie dość. - Masz pan tyle. - Wyliczył kilka banknotów,
podając pracownikowi klubu. - Reszta zostaje.
- Weź ją i zejdź mi z oczu. - Podparłem czoło
dłonią, zamykając oczy. Odgłosy baru przestały do mnie dochodzić, zamieniając
się miejscem z lekkim szumieniem, które zmuszało moją głowę do kiwania się na
boki.
- Toż to pana pieniądze! - Oburzył się, na co
westchnąłem.
- Nie są mi już potrzebne - odparłem spokojnie,
chociaż język coraz mniej chciał ze mną współpracować.
- No wszystkiego za nie nie kupisz, ale
przydawać, to się przydają.
- Przeszliśmy w ogóle na ty? - mruknąłem,
kierując na niego swój wzrok.
- Czekałem, kiedy to powiesz! - Klasnął w dłonie
jak małe dziecko, choć na pierwszy rzut oka wydawał się być w moim wieku. -
Jestem Naruto. - Wystawił rękę do przodu, lecz z mojej strony doczekał się
ledwie skinięcia.
- Sasuke.
- O, co za szlachetne imię - odpowiedział,
rozluźniając krawat.
Tak samo jak ja, nie pasował do tej speluny.
Jednak, gdy tylko przekroczyłem granice Tokio, doszedłem do wniosku, że zostało
mi teraz tylko uchlać się i powoli zdychać. Wybrałem więc pierwszy lepszy
lokal, który okazał się największym syfem, do jakiego udało mi się w życiu
zawitać. Zdążyłem w między czasie przebrać się w suchy garnitur, tak jak on
wyróżniając się na tle tłumu.
- Co robisz w “Pannie”? - spytał, wygodniej się
rozsiadając.
- Chleję, nie widzisz? - mruknąłem niemiło,
dochodząc do wniosku, że jak go spławię, ten odpuści i zniknie mi z oczu.
- Nie oszukujmy się. - Uśmiechnął się, po czym
nachylił. - Oboje jesteśmy nie z tego świata, więc nie wal mi tu ścieeemy! -
Uderzył pięścią w stół, głośniej się śmiejąc. Jakiś niezrównoważony, ot co. -
Ja tu jestem, bo zostałem zmuszony do bycia wiecznym singlem i postanowiłem
jakoś uczcić tą świadomość. - Popukał się kilkukrotnie w głowę. - To trochę
przykre. - Sięgnął po mój kieliszek, po czym bez pytania przechylił go,
wypijając całą zawartość. - Oł, oł, oooł! Mocneee! - To na pewno ja byłem tym
bardziej pijanym?
- Chyba pijemy za to samo, ale jesteś trochę w
tyleee. - Pokręciłem głową. Uchiha, otrząśnij się. Nie przeciągaj samogłosek
jak małe dziecko.
- Mam słabą głowę. Jeszcze kilka i będę tak
urobiony, jak ty - powiedział, po czym sięgnął po następną kolejkę. - Barman! -
krzyknął, a znużony mężczyzna pojawił się obok nas. - Jeszcze raz to samo.
- Na mój koszt - dodałem, dochodząc do wniosku,
że blondyn mógł być jednak całkiem niezłym partnerem do picia. Utakata i Gaara
z pewnością opowiedzieliby mi, jak idzie im na masowych randkach, a wolałem
tego uniknąć. Naruto wydawał się być lepszą opcją, gdyż oboje piliśmy z tego
samego powodu.
- A coś ty taki rozrzutny? - zdziwił się,
podając barmanowi moje banknoty.
- Znasz dramaty i ten moment, kiedy facet mówi,
że stracił kobietę swojego życia? - zironizowałem, w głębi duszy nakazując
sobie zamknąć się, jednak najpierw powiedziałem, potem pomyślałem. - To
ten czas.
- Za kasę? - Otworzył szerzej oczy, rozpinając
na oślep kołnierz białej koszuli. Właśnie. To mi tak przeszkadzało przy szyi.
- To nie tak - burknąłem. - Ja musiałem, a ona
miała nie wiedzieć.
- I tu jest pies pogrzebany! - Wystawił palec
wskazujący do przodu. - Szczerość ważna jest!
- Kiedy ja byłem szczery, hep. - Barman postawił
przed nami nowe kieliszki, a ja od razu złapałem za jeden.
- To za co? - spytał Naruto, wpatrując się w
zajęte przez ludzi stoliki.
- W sensie?
- No toast jakiś musi być, nooo. - Znów zwrócił
się ku mnie, a ja zapatrzyłem się w kieliszek. - Coś, czego teraz bardzo
chcesz, to?
- Chcę spać, to na pewno - czknąłem, wpatrując
się w fakturę szkła, która nagle stała się ciekawsza mój rozmówca. - I taką
jedną, która zostawiła mnie dla… - Spojrzałem na niego. - Zejdź mi z oczu.
- Czemuuu?
- Bo jesteś blondynem - fuknąłem, odwracając
głowę. - To właśnie z facetem podobnym do ciebie odjechała.
- Z tego co wiem, to piętnuje się rudych, a nie
blondynów. - Zmarszczył brwi, po czym opuścił ramiona, przywodząc mi na myśl
widok zbitego psa.
- Zrobiłem co zrobiłem, ale nie powinna
odjeżdżać z tym fagasem. - Gdybym palił, to właśnie teraz wgniatałbym papierosa
w popielniczkę.
- Okej, to pierwszy opowiadaj. Coś narobił? -
Oparł się o ladę tak jak ja, na co westchnąłem.
- Ratowałem honor rodziny - warknąłem,
zaciskając dłoń w pięść.
- Konkretyyy.
- Z jej strony wygląda to tak, że rozkochałem ją
w sobie, może zrobiłem dzieciaka, po czym sprzedałem za firmę. - Zacisnąłem
oczy, wyciągając te wnioski wcześniej, jednak nadal nie mogłem pojąć ich sensu.
- Z mojej tak, że uratowałem rodzinną firmę i niechcący się chyba… zakochałem.
O czym ja pierdolę. - Oparłem głowę na ladzie, a Naruto wciągnął powietrze.
- No to srogo.
- Na te słowa czekałem - sarknąłem.
- A tak serio, to rzeczywiście bagno. - Wychylił
kolejny kieliszek.
- Bez toastu? - rzuciłem uszczypliwie.
- Musiałem nadrobić, a toast wzniesiemy teraz. -
Podsunął mi pod nos kolejną kolejkę. Uniosłem głowę. - Za singielstwo.
Chyba nie miałem innego wyboru…
Gdy nasze kieliszki miały się właśnie stuknąć,
blondyn uniemożliwił to, cofając swój.
- Nie, singielstwo jest do baaani - jęknął, a ja
zmrużyłem oczy.
- Pijesz?
- Pije, ale nie za to…
- Za to - odparłem. - Nic innego nam nie
zostało.
- Ale moment. - Zmrużył oczy, intensywnie się we
mnie wpatrując. - Po prostu dałeś jej odjechać?
- Nie dogoniłbym motoru - warknąłem.
- Ale, ale… - Wlepił wzrok w podłogę. - No
mogłeś coś zrobić!
- Zatańczyć kankana, co? - zakpiłem, prostując
się.
Uchiha, trzymaj fason! Jesteś poważnym prezesem.
- Cipka z ciebie, dattebayo - czknął, sięgając
po kolejny kieliszek, który z całej siły skupiając się na koordynacji ruchowej
wyrwałem mu z dłoni.
- Ze mnie? - syknąłem, na co on odsunął się
lekko. - To czemu ty zostałeś do tego “zmuszony”?
- Tylko nie śmiej się, okej? - Uniósł oczy ku
górze, na co zmarszczyłem brwi. - Jej ojciec nie pozwolił mi się z nią
spotykać. - Patrzyłem na niego przez chwilę, po czym wybuchłem śmiechem. - No
miałeś się nie śmiać, nooo!
- Ile ty masz lat? - spytałem, uspokajając się
nieco.
- Dwadzieścia osiem… - mruknął speszony.
- Ja też. - Wystawiłem rękę, a on przybił mi
piątkę.
Chwila. Od kiedy ja przybijam piątki?
- Ja to się żenić nawet miałem. - Oboje
oparliśmy się łokciami o ladę, wpatrując się w mieniące się w świetle butelki
pełne przeróżnych trunków.
- Ja nie, ale może ojcem będę… - Zawiesiłem się
na chwilę. - O to w tym wszystkim od początku chodziło.
- O co?
- żebym był ojcem.
- Jakiś cel życiowy? - Popatrzyłem na niego z
ukosa.
- Można tak powiedzieć.
- Chyba jesteśmy za mało pijani... Masz jakieś
plany na wieczór? - spytał, sięgając po kieliszek.
- Jak widać.
- Dobrze, więc możemy się na spokojnie uchlać.
Na chwilę zapadła między nami cisza, jednak mimo
krótkiej znajomości zdążyłem się już zorientować, że blondyn nie mógł długo
usiedzieć na miejscu, nie wspominając o zaprzestaniu mówienia.
- Hinata.
Spojrzałem na niego, unosząc jedną brew ku
górze. Chłopak miał zabłąkany wzrok i przestał opierać się o ladę na rzecz
odwrócenia się do niej tyłem. Intensywnie patrzył w jedno miejsce, na co
westchnąłem, po czym również obróciłem się.
W progu stała granatowowłosa dziewczyna. Jej
zadziwiająco białe tęczówki lustrowały bacznie pomieszczenie, a gdy zatrzymały
się na blondynie, na twarzy ich właścicielki pojawił się uśmiech. Kobieta
szybko wyminęła wszystkie stoliki i bez słowa przywitania rzuciła mu się na
szyję.
- Cześć, Hinata - powiedział zaskoczony Naruto.
Pomińmy to, że był dobrze wstawiony i gdyby nie blat, to razem z dziewczyną
leżeliby właśnie na podłodze.
- Cz-cześć - mruknęła, odsunąwszy się od niego.
- Sasuke, to jest właśnie moja Hinata. Poznajcie
się.
Dochodząc do wniosku, że w stosunku do kobiety
wypadałoby mieć trochę kultury, wyciągnąłem w jej stronę rękę, którą ona
delikatnie ujęła. Miała bardzo gładką skórę. Nawet dotyk Sakury nie był tak
delikatny, jak jej.
- Jak się tu dostałaś? - Naruto objął ją w
pasie, a ona zaczerwieniona uniosła na niego wzrok.
- Wymknęłam się z Nejim na chwilę - odparła,
wskazując na coś za sobą. Popatrzyłem na wejście, gdzie stał podobny do niej
chłopak, tylko z brązowymi włosami.
- Jak wam się udało? - szepnął, wpatrując się w
nią uradowany.
Miałem ochotę uderzyć czołem o ladę z nadmiaru
słodkości, lecz zdałem sobie sprawę, że na widok Sakury zareagowałbym podobnie.
Zakochani są żałośni.
- Tata zasnął i nie włączył alarmu - powiedziała
cicho. Jej policzki były całkowicie czerwone, co nadawało jej aurę przeogromnej
niewinności. Nie była w moim typie, bo sądzę, że z nią zanudziłbym się na
śmierć, jednak musiałem przyznać, że piękna Bóg jej nie poskąpił.
- Zamyka cię w klatce? - spytałem, zanim
zdążyłem pomyśleć.
- Tak - odparł gniewnie Naruto, jednak Hinata
zaoponowała.
- Nie w klatce, tylko po prostu nie przepada za
Naruto, chce mnie chronić…
- Przede mną? - Chłopak zrobił minę zbitego
szczeniaka, na co ona zaśmiała się, szybko go całując.
- Kiedyś mu przejdzie, zobaczysz. - Dotknęła
jego policzka, lecz on zmrużył oczy.
- Jak będziesz po pięćdziesiątce, a na tą
rocznicę kupi ci kota?
- Nie chciałbyś mnie w wieku pięćdziesięciu lat?
- To nie tak…
- Hinata! - Chyba jej brat krzyknął do nas, na
co dziewczyna spuściła wzrok.
- Jutro napiszę. - Pocałowała go w usta, po czym
niczym bajowa księżniczka wybiegła, ruszając za bratem.
- To było… dziwne - skwitowałem, podsuwając ku
niemu kolejne kieliszki.
- Ale za to ona jest cudowna - zaśmiał się
krótko i smutno do siebie, a ja poklepałem go po plecach.
- Napijmy się.
Wypiliśmy kolejną kolejkę, a mi na myśl przyszło
bardzo trafne pytanie.
- Umówiliście się tu?
- Nie - odburknął.
- Więc?
- Zawsze tu przychodzę, kiedy mam doła.
- Aha.
Znów przestaliśmy się do siebie odzywać, choć
miałem pewne podejrzenia apropo tego, że mój towarzysz prowadził rozbudowaną
konwersację wewnętrzną. Popatrzyłem na niego ukradkiem, jednak jego początkowy
optymizm zniknął.
- Zawsze gdy na nią patrzę, czuję się, jakbym
miał znów szesnaście lat - westchnął, znów opierając się o bar.
- Dwadzieścia osiem, to nie koniec świata, serio
- odparłem, drapiąc się po karku.
- Ale ona powinna dostać wszystko, czego tylko
zapragnie, wszystko. A ja jej to uniemożliwiam - westchnął, a ja doszedłem do
wniosku, że to ten typ człowieka, który po pijaku robi się cholernie wylewny.
Pomyślałem o Sakurze i Ino. Nie mogłem mu
przytaknąć, bo stwierdziłbym coś niezgodnego ze swoim sumieniem. Z tego co
zauważyłem, Hinata nie widziała świata poza Naruto i na pewno ktoś inny by jej
tego nie zrekompensował. To tak samo, jak ja i Haruno. Szkoda, tylko, że ja
spierdoliłem po całości wszystko, co się tylko dało.
- Pamiętaj, nigdy jej nie okłamuj. - Uniosłem
kieliszek do góry, a blondyn zrobił to samo. - Za szczerość?
- Za szczerość.
- Sasuke? - Odwróciłem się i otworzyłem szeroko
oczy na widok Imai, która stała przede mną z rękami na biodrach. - Ty pieprzony
kłamco.
- I na co nam był ten toast?
***
Oł jee, oł jee.
END OF LOVE [*]
W końcu (!) pojawił się Naruto. Czekałam na ten moment :3 Główny bohater serii ujrzał blask codzienności. Och, można by to oblać. Chciałabym usłyszeć jakieś wasze sugestie i nie ukrywam, że interesują mnie wasze przypuszczenia co do kolejnych notek. Dzisiaj w pracy - już wiem, że nie będę ogrodnikiem dłużej niż tydzień - sporo nad tym myślałam.
Od kilku postów betuje mi Venetica - Patrycja P., której ogromnie dziękuję za pomoc! :>
Skończyłam pierwszy rozdział mojej autorskiej historii, którą kiedyś wydam, zobaczycie! Tak czy siak jestem dumna - najgorsze za mną.
A więc jeszcze raz!
"Reklama dźwignią handlu." ~ Akemii Nikiro
"Oto świat bez śmierci. Świat śmierci bez mordu,
Świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez głosu.
Świat głosu bez ciała i ciała bez Boga,
Świat Boga bez imienia, imienia - bez losu."
Historia opowiada losy Itachiego Uchihy i Sheeiren Imai. Dwóch bohaterów, którzy nigdy nie mieli ochoty się poznać. Z biegiem czasu ich chęci wcale nie wzrastają,
jednak coś się zmienia.
"Kesshite ni" - Aby nigdy nie
Nowa historia, nowa Shee i dużo nowych zagadek.
BYWAJCIE!
1. No cóż... Tylko nie obrośnij za bardzo w piórka :D Pisanie idzie Ci co raz lepiej (zapewne wiesz o czym mówię) :D
OdpowiedzUsuń2. Jakoś tak przyuważyłam, że Sasuke zaczyna się zmieniać... na lepsze :D (czy to tylko moje odczucia?) :D
3. Zrobiłaś z Sakury twardą sztukę :D ja bym się już dawno złamała i mu wybaczyła :D
4. A właśnie, z drugiej strony trochę chamską, dlaczego nie pozwoliła mu się wytłumaczyć? :(
5. Reakcja Jacka, hahahaha, biedny Sasek :D
6. Naruto jak tak będzie co rusz tam chodził pić to w końcu popadnie w alkoholizm :D
7. Sasuke też był wylewny - jak na niego :D
8. Matko jedyna! Połącz tę dwójkę (Sakurę i Sasukę) w jedność! :D (wiem, wiem, twoje prawa, ale nadzieja jest) (tak wiem, nadzieja matką głupich :D )
9. Dziewczyny urządziły sobie niezłą imprezę :D (sorki, że tak nie po kolei :D )
10. Sakura mogła bardziej im rozjaśnić sytuację :D/
11. Niech Sasek się tam z Naruciakiem nie spijają, tylko lecą do swoich ukochanych! No! :D
Podsumowanie: rozdział mi się podobał, wzruszyłam sie na scenie SakuSasu T_T te słowa, jakoś do mnie głęboko przemówiły T_T
Pozdrawiam :*
Obrastanie w piórka mi nie grozi, prędzej ich brak xd
UsuńYesss, Sasek się zmienia, ale z jakim skutkiem to wam nie powiem xd
Sakura rzeczywiście dostała trochę powera, lecz wiesz... wszystko ma swoje granice :>
Naruto jeszcze odegra swoją rolę :3
Och, poetycka Shee [*] Tyle romantyzmu xD
Do napisania :D
Bosche, co za przygnębiający rozdział, no. .-. Cholera, umiesz dobić. .-.
OdpowiedzUsuńWięc. [Pieprzyć to, że zdań nie zaczyna się od 'więc'. ><] Jak streścić rozdział? Chleją, chleją i tylko chleją. A, i jeżdżą motorami! Wgl, skoro Sakura NIE WIE czy jest w ciąży, czemu nie kupi testu ciążowego? Fuck logic.
Eh. Kończę, bo zaraz to święte 'H+' mi zniknie.
Pozdrawiam. :3
Przygnębiający? Nieee. W którym miejscu?
UsuńxD
Ej, właśnie tego nie rozumiem. Strasznie lubię zaczynać zdania od "więc" i bardzo mnie deprymuje moment, kiedy jednak nie mogę tego zrobić xd
Można go zrobić dopiero po 10 dniach, fuck logic :>
Baj :D
Aha. No to widzisz, nauczyłam się dzisiaj czegoś nowgo. xD
UsuńRozdział świętny ^.^
OdpowiedzUsuńI jednak Sasuke ją znalazł...
Na jej miejscu też bym mu nie wierzyła, ale... Kurde! Facet akurat ten jeden raz jest szczery, a ona mu właśnie wtedy nie wierzy! Why? Q.Q
Właściwie, nie mam nic więcej do powiedzenia xDD
Mam jednak nadzieję, że historia zakończy się happy end'em i zejściem się naszej parki (z tobą wszystko jest możliwe, Shee >_>).
Weny!
ShoriChan
"Facet akurat ten jeden raz jest szczery, a ona mu właśnie wtedy nie wierzy! " - to jest bardzo trafne stwierdzenie xD aż je gdzieś zapiszę i może kiedyś użyję xd
UsuńHehehehe. Czuję podtekst w tym nawiasie.
Dziękuję bardzo, pozdrawiam! :D
Wsiąkłam przed kompem,wchodze sprawdzić czy może coś jest i obiecuję sobie ze nawet jak bedzie to i tak ide spac no proszę mamy prawie trzecią godzinę( w nocy : o?) Jak ja kocham tą historię,jesteś niesamowita !:) Rozmowa Naruto i Sasuke to genialny pomysł :) Czemu ona mu nie uwierzyła ;c on tak cierpi a ona ? Go kocha no ;c Dwa dumne głupki ;c Sasuke się zmienia moim zdaniem ale trochę ciężko mu to idzie :) Ta ciąża jest naprawdę kłopotliwa ;c No nic czekam na kolejny rozdział ! <3 Życzę weny ! :3Pozdrawiam i całuję ! Polly-chan ~
OdpowiedzUsuńOch, Niesamowita Shee. Ładnie się komponuje :3
Usuń"Dwa dumne głupki" - dosłownie xD kolejny tekst do zapisania :D
Przemiana Saska jest aż tak widoczna? Gossh .__.
Wy dopiero zobaczycie, jak to jest mieć kłopoty XD
Dziękuję!
Do następnego :3
Witam! Uwielbiam poznawać nowych czytelników, zawsze są mili :3
OdpowiedzUsuńAch, pisanie z telefonu, taaak. A teraz wyobraź sobie, że musisz napisać tak rozdział, bo pojechałaś na działkę i nie masz kompa, deal with it!
To jest długie? O pani! xD Tyś chyba GAT Akemii i Shannaro Miku nie widziała. Przy nich piszę jakieś skrawki rozdziałów xd
Kurde, a jednak padło to słowo "słodki". Nienawidzę go xD
Ale dobrze, kiedyś to musiało się stać. Zakochani podobno tak mają xd
Yesss, z Naruto będzie jeszcze ciekawiej :>
Pozdrawiam, Shee! :D
A proszę cię. Jakbym tyle wersji klepała, to życia by mi nie starczyło xD
OdpowiedzUsuńCzytasz GAT oraz Shan i jeszcze zaglądasz na moje czasozapychacze? xd Ja po czytaniu ich rozdziałów łapę doła i nie piszę nic przez jakiś czas. Deprymuje mnie ta przepaść między nami .__.
Spoko, spoko. "Słodki" jeszcze nie jest zły. "Słodziaśny", och. Obraziłabym się :>
Bosko. Mamy rozdział ^^
OdpowiedzUsuńTrochę dziś jestem nie teges dlatego Ci wszystko wypunktuje, co Ty na to? Właściwie to mam to gdzieś, co o tym myślisz ;P
1. Nowy rozdział. Fajnie, cieszę się, bo całkiem szybko nadszedł.
2. Ten cały blondyn... Jak on ma? Jack? Nieee... Chociaż może.... Ale mniejsza jak ma na imię- nie lubię go.
3. Mam ochotę napisać, że nie podoba mi się moment z odjazdem Saku, ale.... coś mi podpowiada, że przecież ta historia jest tylko napisana przez kogoś, a ja mogę to sobie wyobrazić nieco inaczej. A ja nie mam prawa krytykować gustu autorki.
4. Miałam jakieś zażalenia do pisowni.. Chyba wkradł Ci się gdzieś tu jakiś mały błędzik... Ale kurde nie pamiętam już gdzie xDDD
5. O, pojawił się Naruto. A ja przed przeczytaniem pomyślałam, że chyba go u Ciebie nie ma i zastanawiałam się czemu. Ale moje zmartwienia rozwiały się ;D
6. Poza tym bardzo gustownie wplotłaś postać Hinaty ;3 Krótka akcja, bez zbędnego barłogu, jaki zawsze wprowadza ta postać. Mam nadzieję, że tak zostanie.
7. Swoją drogą, to mam dylemat czy Hinata pozna Sakurę, czy nie? Doprawdy, zastanawiam się jak to rozegrasz.
8. To teraz będę snuć przypuszczenia:
• Sasek i Naruto zostają kumplami, zwierzają się sobie
• Naruciak pomaga Saskowi
• Naruciak skutecznie pomaga Saskowi (tego nie jestem pewna...)
• Sasek będzie musiał nieźle nadstawić d....., żeby udobruchać Saku
• .... i żeby wytłumaczyć to Madarze- tu może być ostro, dziadek może się wqurr.... i zapiździelić całą firmę
• mało tu Itasia, więc wplotła bym tu go gdzieś.... tylko co on tam ostatnio robił? hmmmmm.... może odwiedzi Saku? *żaróweczka* całkiem dobry pomysł! 9moim zdaniem)
• mało przyjaciół Saska, mogliby coś odwalić.... o wiem! *znów żaróweczka* spotkają Jacka (tego blondyna), zakumplują się z nim i.... tu moja koncepcja się kończy T_T
• Albo może Itaś się chajtnie z Miku? O.o Nie, głupi pomysł *skreślenie*
• Sakurcia na pewno jest w ciąży, mało tego- na bank urodzi!
• Walnęłabym tu jeszcze tego Ryana... Hmmm... Może pójdzie do Saku z kwiatami (coby przeprosić) a potem złapie ją w ramiona i skoczy z nią z urwiska? Chociaż nie, za bardzo fantazjuje. Trzymajmy sie jakiś granic....
• Może Naruto okaże się jakimś dawnym przyjacielem Saku i przy okazji ogarnie jej jakąś pracę?
• Wiem! Jak czytałam moment upijania Saska, to stanęła mi przed oczami wizja że on wbija do domu Saku. Wiem, mało oryginalne, ale jednak coś ;D
Dobra, wystarczy snucia tych przypuszczeń, bo się za daleko zapędzam (ale znając życie pominęłam naprawdeee duuużoooo) Zatem tyle z mojej strony. Trzymaj się cieplutko (i nie puszczaj) i głowa do góry! Karuzela jest w mojej best trójce zaraz obok GAT i Shannaro (choć widzę, że nie tylko u mnie, ale tak Ci napisałam, cobyś się nie wpadła w dołek ;P)
Pozdrówka i miłego ;*
Kuźwa, jakie długie xDDD
UsuńHey, hey.
UsuńWszyscy nie lubią Jack'a, whyyy? Opowiadanie ze świata Naruto bez Naruto? Litości :D
Te przypuszczenia zawsze mi się przydają, bo często przypominają mi o wątkach, które gdzieś... zniknęły xd także dziękuję :D
Ej, tym ostatnim akapitem mnie po prostu rozwaliłaś. Cieszę się, że Karuzela jest obok GAT i Shannaro, choć nadal uważam, że do dziewczyn jeszcze wiele mi brakuje ;]
Długie i dobre! :D
Pozdrawiam ;]
Jestem nową czytelniczką niestety nie mam konta ;/:) Świetny blog ! Super piszesz :D Czekam z niecierpliwością na nową notkę :D Pozdrawiam :)/Z
OdpowiedzUsuńWitam! :D
UsuńNowy czytelnik, niach niach :3
Dziękuję i do następnego, Z!
hejka kiedy będzie kolejny rozdział ?
OdpowiedzUsuńCoś koło 24 lipca :>
UsuńRozdział przecudowny! Końcówka, pojawienie się Naruto -mega <3. Uwielbiam go już :3. I to co Sasuke mówił o Sakurze, to było takie słodkie ajidoa hahaha ♥. Czekam, aż znów zacznie się Sasusaku :3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bella.
Ps. Twoje playlisty są najlepsze <3.
UsuńOhayoł :D
UsuńNaruto trochę namiesza :>
Zacznie, zacznie, a może nie? ;>
Dziękuję, starannie dobieram muzykę, jednak "Can't remember to forget you" nie mogę już znieść xd
Praca, praca, pracaaaa! Nie ma to jak pracować w swoim nauczycielskim zawodzie!
OdpowiedzUsuńTyle wygrać;d
Lepiej późno przeczytać i skomentować, niż wcale, prawda? Prawda?;d
Sasukue! Jest, ooon jest tuuu.
(Ekhem, nie radzę sobie psychicznie po dzisiejszym nowiuśkim rozdziale Naruto, ahhh 685 chapter! ♥, okey, oddycham, głęboko odycham;d)
Kurna i co teraz? Też bym sobie, cholera, na jej miejscu, nie dała nic wytłumaczyć. Ludzka psychika i uczucia są takie zagmatwane. Ale no.. na szczęście jestem tylko obserwatorem i żal mi trochę Saska, bo właściwie co jej miał powiedzieć?
"Hey, potrzebuje dziecka, najlepiej na wczoraj, co Ty na to?"
"..karuzela szans na wyswobodzenie się z urojonych uczuć." ♥
Ah, tak źle. Sama nie jestem specjalistką od kłótni.. Niech ona go wysłucha, proszę, proszę, proszę!
"Nie pozwolę ci odejść przez moją głupotę" (♥ - chociaż trochę późno Sasuś :<)
Shee.. to się tak nie może skończyć, wiesz? Nie może. Nie pozwolę Ci;d Idzie się wzruszyć przy pierwszej części.. Sasuke weźmie się
w garść i zachowa się jak prawdziwy mężczyzna! A Sakura, jak się ogarnie to też sobie wszystko przemyśli i się z nim spotka!
I koniec kropka;d
Oh, Jack..
I bardzo dobrze, że zmusiły Sakurę nawet do takiej "terapii" - ona jest zawsze potrzebna. Zawsze.
Ośś, Bastille! Kocham tą piosenkę ♥ (a Lemon -"AKE", słyszałaś? Ah, ten Igor!)
No, w mordę! Zwolnili ją?!
Shee! Już myślałam, że ją do szpitala wyślesz! Bffffffff!
(W myśl teorii, jak się sypie życie, to już na całej linii.)
NaruHina :D
Ah, te męskie spotkania.. Uwielbiam zakochanych facetów.
Ej.. Która Imai? Rina, nie?:D
Hym.. mamy Naruto.. i pojawia się on bo albo miał/ma/będzie miał jakiś związek z Sakurą/nową pracą? - Bo co może robić dorosły Naruto? ( Firma z Ramen?xd) Gdzie może pracować? A jeśli nie.. to będzie miał jakiś związek z Sasuke (w końcu, mimo wszystko lepiej wypadł niż Utakata i Gaara) i może "dopracować/rozwinąć" zmianę wewnętrzną Uchihy.
Co jeszcze?
Ciekawi mnie czy Haruno będzie w ciąży czy nie. Bo jeśli nie.. (uwaga, uwaga, czas na "pytania Nami"!) To co z Madarą? Co zrobi Sasuke? Co z firmą? - A poza tym, mało ItaxShee;d, ehkem;d O czym ja to? A no tak - A jeśli będzie w ciąży? Przyzna się Sasuke? Z resztą.. Madara będzie nalegał na jakieś potwierdzenie, badania - głupi to on nie jest..
Poza tym, Sauke na pewno będzie się kontaktował z Sakurą, no bo jak nie, to jak? Nie byłby sobą.. Naruto go zmusi!
Następny rozdział skomentuję szybciej;d
Weeeeeeeeeeeeeny! ♥
ps. I can't remember to forget Yoooouuuuu ♥
ps.2 I już tylko 30 samotnych literek na końcach liniej;d taka poprawa;d
Ja na początek wyjadę z pretensjami.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Sakura jest skrajnie nieodpowiedzialna skoro pije alkohol w czasie ciąży (nawet jeśli może w niej nie być). Potem urodzi jej się wieczne dziecko z FASem (Fetal Alcohol Syndrome) i w dodatku brzydkie. A takie dobre geny mogłoby dostać. No po prostu miałam ochotę wpaść do tego pokoju i walnąć ją porządnie w jej pusty łeb.
Po drugie, nie rozumiem jej wyrzutów sumienia, jeśli chodzi o pożegnanie z Jackiem. Było słodko, miło i ładnie.
Po trzecie ta jazda samochodem. Choć na początku wydawało mi się to dość ekscytujące, to kolejna głupota z jej strony. A co jakby spadła? No i masz tu błąd, bo klocki hamulcowe na pewno nie trą o opony. Bezpieczniej jest napisać, że o koło.
Po czwarte: Czemu ona nie chce nikogo słuchać, tylko jak małe dziecko ucieka z płaczem? Od Sasuke, od szefa, a przecież próbowali wyjaśnić. I obyłoby się bez niepotrzebnie wylanych łez.
I choć sprawiłaś, że na powrót nie znoszę Sakury, to nie mam ci tego za złe, bo już zaczynałam martwić się tym, że ją lubiłam.
Za to część Sasuke była wspaniała, choć uczepiłabym się Naruto, bo jego słownictwo było nienarutowskie. Serio, cały czas miałam wrażenie, że Sasuke rozmawia z 50-letnim chłopem ze wsi, a nie z Uzumakim. Chociaż cała scena w barze mi się podobała. Była taka nawet śmieszna i przyjemnie przypominała mi o pierwszych rozdziałach, które wspominam najlepiej.
Nagle ni stąd ni zowąd pojawia się Imai. I teraz nie mam zielonego pojęcia co będzie w kolejnym rozdziale. Chociaż w trakcie czytania wpadł mi do głowy pomysł, że Naruto będzie znał Sakurę; naprzykład chodzili razem do szkoły. Mogłyby śmieszne i zawiłe rzeczy z tego powychodzić.
Nie miej mi za złe ostrych słów, jeśli tak zabrzmiały, bo jestem naprawdę zadowolona tą notką.
Weny życzę i pozdrawiam.
Przeczytałam twojego bloga w dzień...I stwierdzam że jest tak dobry że zawitam tu jeszcze nie raz...Notki były boskie...Płakałam i Śmiałam się. Raz nawet krzesło mi uciekło spod tyłka ale to margines życiowy. Sasuke postąpił głupio bo powinien stanąć przed tym cholernym motorem kiedy wsiadała i nie dać jej odjechać ale no cóż postąpił inaczej. Sakura jest uparta jak osioł, mogła mu przynajmniej pozwolić wytłumaczyć, pewnie sama bym nie dała się wytłumaczyć ale no to są inne emocje i inne uczucia. Madara to wredny stary piernikowaty gbur! Nie lubię go...Chyba muszę skończyć pierdzielić trzy po trzy i czekać na następny rozdział. Tak zrobię.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i weny, dużo dużo wennnnny. : )