"Jeśli kogoś kochasz, to jeszcze nie znaczy,
że Bóg ma w swoich planach,
żebyście byli razem."
~Jodi Picoult
Sasuke
- I na co był nam ten toast? - westchnąłem.
- Cześć. - Blondyn chybocząc się, wystawił rękę. -
Jestem Naruto.
- Sheeiren, miło mi - warknęła, piorunując wzrokiem
również nieszczęśnika obok, który nie znając jej wcześniej widocznie przejął
się do żywego, bo odsunął się, skupiając swoją uwagę na kieliszkach.
- A ciebie co tu przywiało? - spytałem szczerze
ciekawy.
- GPS w twoim aucie świetnie się sprawdza, nawet
nie wiesz, jak bardzo. - Zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu i powoli
zaczynałem rozumieć, dlaczego Itachi się z nią użerał. Na trzeźwo na pewno bym
tego nie przyznał, jednak teraz miałem prawo stwierdzić, że świetnie wyglądała
cała w czerni.
- Oookej. - Pokręciłem głową, chcąc skupić na niej
wzrok i jak najszybciej się pozbyć.
- Nie raz widziałam cię po alkoholu, ale dziś
budzisz moje szczególne obrzydzenie - mruknęła, rozglądając się po lokalu.
- Żadna nowość - odparłem.
Imai bez ostrzeżenia sięgnęła za moje ramię, a ja
miałem ochotę otworzyć szeroko oczy na widok, kiedy za jednym razem cały
alkohol powędrował przełykiem do jej żołądka. Dziewczyna nawet się nie
skrzywiła.
Typowe.
- Będziesz bratu dziękował na kolanach, a i tak
będzie trudno - powiedziała, siadając obok mnie na wolnym stołku barowym.
- Skąd wiesz, że trudno? Próbowałaś?
- Naprawdę będziesz zadawał takie idiotyczne
pytania? - syknęła, opierając się plecami i łokciami o ladę, lustrując pub.
- Dziś mogę. - Wystawiłem przed siebie palec, chcąc
jej to udowodnić.
- Nie, nie możesz. - Itachi wykazał się nadludzkimi
umiejętnościami, wyciągając nas z tego bagna. - Naruto chyba przysypiał.
Ewentualnie udawał, nie mając ochoty bardziej poznawać Shee. - Prawie
splajtowaliśmy.
- Możemy plajtować - odparłem sucho, a ona
natychmiast odwróciła głowę w moją stronę.
- W dupie ci się poprzewracało?
- Nie, ale jeśli już zaczęłaś ten temat, to moja
dupa ma się w porządku. - Zacząłem bełkotać bez sensu. Jednak brakowało mi
sensownej motywacji, aby zaprzestać tej jawnej kompromitacji.
- Okłamałeś ją, nie? - Popatrzyłem, jak wypija
kolejny kieliszek, po czym szturchnąłem Naruto.
- Domów jeszcze. - Chłopak ocknął się, ręką
przywołując barmana.
- Tak, czy nie? - dopytywała.
- Zatajanie prawdy traktujesz jako kłamstwo, czy
nie?
- A ty mówisz serio, czy kpisz? - odparowała.
- Więc zataiłem prawdę.
- Czyli okłamałeś!
- No przecież się pytałem...
- Przyszłam wygłosić ci jakiś pretensjonalny wywód,
ale chyba nie mam siły - westchnęła, odwracając się przodem do lady. - To
wszystko mnie prze… - Zatkała dłonią usta, a jej oczy patrzyły na mnie ze
strachem. Zaczęły wstrząsać nią odruchy wymiotne, a barman jedynie powiedział:
- Drugie drzwi na lewo.
Imai wystrzeliła jak strzała, niknąc we wskazanym
wejściu.
- Słaba zawodniczka - dopowiedział, a ja
popatrzyłem na niego z litością.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. - Spojrzałem na
niego z wyższością, na co on spuścił wzrok i zostawiając nasze zamówienie na
blacie zniknął w kuchni.
- A to jest kto? - spytał Naruto, który na nowo
tryskał energią. Spojrzałem na niego kontrolnie, dochodząc do wniosku, że
potrzebował po prostu chwili na regenerację, bo znów rozochocony rozglądał się
po lokalu, rozbiegany wzrok w końcu umiejscawiając na mnie.
- Moja szwagierka.
- Strasznie wysoka - mruknął, opierając się o ladę.
- Ale nie wyższa niż jej facet - odparłem,
wpatrując się w drzwi, w które z gracją huraganu wbiegła dziewczyna. Przez
chwilę zastanawiałem się, czy do niej nie pójść i nie sprawdzić, czy wszystko w
porządku, ale szybko doszedłem do wniosku, że nie chciałaby, aby ktokolwiek
widział ją w tym stanie.
- Hinata i tak jest lepsza - czknął. - Najlepsza. -
Uniosłem jedną brew do góry, jednak on zdążył mnie już kompletnie olać.
Rozmarzył się, a brakowało jedynie tego, żeby się poślinił.
- Wraca - mruknąłem pod nosem, patrząc na Shee,
która dotykając ściany szła w naszym kierunku. Bez słowa usiadła na wcześniejszym
miejscu, lecz teraz przodem do blatu, oparła swoje łokcie, a twarz schowała w
dłoniach.
Nigdy jej nie widziałem w takim nastroju.
Zawsze tryskała władczą energią, a sarkazm czuć
było od niej na kilometr. Jednak nie w tym momencie. Oparłem się na jednym
łokciu, przyglądając jej się z niekrytym zainteresowaniem. Załamana Imai? Nie,
to niemożliwe…
- To nic osobistego, pani - zaśmiał się barman,
nachylając się do przodu - ale zawsze masz taką minę, czy okres ci się spóźnia?
- Facet bezczelnie się z niej wyśmiewał i gdyby wszystko było w porządku
właśnie zbierałby swoje zęby z podłogi, ciesząc się, że udało mu się przeżyć.
Ewentualnie leczyłby swoją urażoną dumę, na którą Shee bez problemu wjechałaby
ze swoją kpiną, skutecznie uszkadzając. Dziewczyna jednak tylko zacisnęła dłoń
w pięść, lecz nie podniosła głowy.
- A ciebie dzisiaj chłopak nie dopieścił, czy mama
nie dała na nowe rurki? - rzuciła, na co on obruszył się wielce.
- Wypraszam sobie!
- Zejdź mi z oczu - warknęła, a on na to
ostentacyjnie odwrócił głowę i odszedł na zaplecze.
- Nie jesteś znana ze zwierzeń, Imai, ale sądzę, że
to ten czas.
Naprawdę wyglądała jak wrak. Podniosła głowę do
góry, a ja dopiero teraz zauważyłem zmęczenie widoczne na jej twarzy. Worki pod
oczami stały się praktycznie sińcami, a same tęczówki bardzo powoli poruszały
się po pomieszczeniu.
- To ten czas kiedy mówię, że moje życie
przewróciło się górą do dołu - zakpiła, dotykając kolejnego kieliszka. Po
chwili jednak zmarszczyła brwi, przesuwając go w moją stronę. - Zabierz to ode
mnie - powiedziała z niesmakiem, a ja zamrugałem kilkukrotnie, aby całkowicie
skupi na niej swoją uwagę. - To mi szkodzi.
- Alkohol? - prychnąłem. - Masz za twardą głowę,
żeby przejmować się kilkoma kieliszkami.
- Czy dobrze usłyszałem? - Naruto wychylił się,
spoglądając mi przez ramię. - Mam nową partnerkę do picia? - Uśmiechał się od
ucha do ucha, a ja za szybko ruszyłem głową, powodując jej zawroty. Brrr, za
dużo na raz, Uchiha.
- Nie dziś… - Oparła czoło o blat, a ja doszedłem
do wniosku, że były dwie opcje rozwiązania tego problemu. Pierwsza to taka, że
byłem już stanowczo zbyt pijany i po prostu majaczyłem. Druga wygląda tak, że
Imai naprawdę przeżywała jakieś dziwne załamanie, jednak jakoś nie mogłem się
do tego przekonać. Przecież zawsze, gdy wymieniało się ludzi z grupy, mówiono:
chłopcy, dziewczęta i Sheeiren. I niema w tym ani krzty ironii!
- Rozmowy głębokiej treści. - Naruto podłożył te
słowa pod melodię piosenki “we wiil rock you”, śpiewając je zamiast refrenu.
- Zapodasz nam bez wielkiej boleści! Bum, bum, tsss. Bum, bum, tsss.
- Przestań, bo jeszcze jeden tekst, a naprawdę
zaczniesz się zastanawiać, jak dobrze było mieć prosty nos - mruknęła, nawet
nie unosząc głowy. Wskazała po prostu w losową stronę, a ja w tym czasie kiedy
Naruto bladł z sekundy na sekundę, analizowałem jej ton. Był za słaby… smutny?
Nie, na pewno nie.
- Coś mówiłaś o górze i dole oraz o tym, że
zamieniły się rolami - powiedziałem, chcąc przerwać krępującą ciszę.
- Chciałbyś być ojcem, Sasuke? - Zastygłem w
bezruchu, gdyż to pytanie pobudziło pewne zamknięte szufladki, czego wcześniej
skrzętnie upilnowałem. Mimo wszystko ta wzmianka otworzyła zamki. - Jeśli nie
musiałbyś robić tego dla Uchiha Company, chciałbyś?
I w tym momencie mój proces myślenia stał się
strasznie spowolniony. Pytanie Imai było nieprecyzyjne. Nie spytała, czy
chciałbym przed tą całą aferą, czy po, ale mimo to. A była to zasadnicza
różnica, wręcz diametralna, która powodowała powstanie dwóch przeciwstawnych
odpowiedzi, gdyż w jednej wersji figurowała Sakura Haruno, a w drugiej już nie.
- Zależy, co masz na myśli - odparłem po dłuższej
chwili, nie mogąc się zdecydować. Nie byłem pewien, o co dokładnie pytała.
- Nie pierdol - warknęła, przekręcając głowę na
bok, tym samym bombardując mnie spojrzeniem szarych tęczówek, które w
odpowiednim świetle stawały się niebieskie, jeśli wierzyć Itachiemu. - Tak,
albo nie.
- Pytasz o teraz? Dokładnie, czy w tym momencie
chciałbym być ojcem?
- Tak. - To krótkie słowo zawisło między nami,
wyjątkowo mi ciążąc. Naruto znów zapadł w tą swoją pijacką drzemkę, a ja w
przeciwieństwie do niego byłem totalnie rozbudzony.
Wyobraziłem sobie siebie, Sakurę i dziecko.
Wszystko fajnie prócz tego, że matka tego urojonego dziecka nie chce mnie znać,
bo ją najnormalniej w świecie zawiodłem.
- Tak - powiedziałem, choć nie byłem tego pewien.
Ściągnęłoby to na mnie masę nowych obowiązków. Moje mieszkanie w apartamentowcu
musiałoby przejść gruntowną przebudowę, ewentualnie zostać wystawione na
sprzedaż, ponieważ istniała możliwość, że potrzebowalibyśmy jednorodzinnego
domu. Mój tryb życia, moje otoczenie, ja, przeszlibyśmy przez masę zmian i
pewność moich chęci co do tego stanęła na dość niskim poziomie.
- Dlaczego? - spytała, nieobecnym wzrokiem
wpatrując się w okolice mojej klatki piersiowej. Nadal leżała z głową i
ramionami na ladzie, całkowicie nieruchomo. Coś ją trapiło, coś nie pozwalało,
aby jak zawsze zawładnęły nią sarkazm i kpina. To coś musiało być silniejsze, a
jeśli rzeczywiście było, to nie należało do błahych spraw.
- Może w końcu bym dorósł.
Pojąłem wagę tego, co zrobiłem. Naprawdę zdawałem
sobie sprawę, że zawaliłem to po całości, ale wina nie jest jednostronna. Nie
potrafiłem wszystkiego wziąć na swoje barki, lecz to nie kwestia braku odwagi.
Nigdy nie zdarzyło mi się coś aż tak spieprzyć. W ogóle rzadko odnosiłem
porażki, a jeśli już jakieś się napatoczyły, należały do tych małego kalibru.
Jednak relacja z Sakurą zdecydowanie była tą największą i z uszczerbkiem na
dumie musiałem przyznać, że chyba najbardziej bolesną.
- W sumie, o czym ja mówię. - Machnęła ręką, lecz
ton wcale nie wskazywał na olewcze podejście. - Nawet nie wiesz, czy ona jest w
ciąży.
Zapadło między nami maksymalnie krępujące
milczenie, dziś wyjątkowo mi przeszkadzające. Uwierało tak, jak potrafi to
robić kamyk wpadający do buta podczas długiej wędrówki. Nie sprawia ci
fizycznego bólu, wywołując zamiast niego psychiczny dyskomfort.
- Czasami mogłaby być, a czasami nie - mruknąłem,
przeczesując palcami włosy.
- Mniej problemów, tak? - rzuciła cynicznie, a do
mnie momentalnie przyszedł chłód, przebiegając po moich plecach, mackami
rozchlapując zimno, zebrane tam wcześniej w postaci kropelek potu.
- To dość poważny krok w życiu - powiedziałem wymijająco,
jednak ta nie dała się zwieść.
- Wkręcasz mnie, czy samego siebie?
- Obojga. - Odchyliłem się na krześle, ledwo
dowierzając w to, że aż tyle jej powiedziałem. To była właśnie jedna z jej
charakterystycznych cech. Mieliśmy gadać o jej problemach, a ona chcąc tego
uniknąć odwróciła kota ogonem, powodując zamianę ofiary.
- Z Sakurą już trojga.
Wkurzała mnie. Wkurzała mnie tą pewnością siebie
nawet w momentach, kiedy podobno jej nie miała. Tym, że wyciągnęła ze mnie coś,
czego nie chciałem nikomu pokazywać.
- Każdy popełnia błędy - warknąłem.
- Eureka. Przyznałeś się, to już połowa sukcesu. -
Jej ręka opadła na ladę, a dziewczyna zmieniła swój obiekt zainteresowania na
kieliszki.
- Nadal nie dotarliśmy do twojej połowy. -
Spojrzałem kontrolnie na Naruto, który bezpiecznie kimał na stołku obok, nie
słysząc naszej rozmowy.
- Jakiej połowy? - Nawet nie udawała zdziwionej. Po
prostu zadała pytanie retoryczne, ale mi wydawało się, że potrzebowała
zapalnika.
- Teraz twoja kolej. - Przechyliłem kolejny
kieliszek, mocno się krzywiąc. Wziąłem do ręki szklankę z colą, której już
teraz musiałem użyć, bo jeśli dalej piłbym w ten sposób, poleciałbym do wc
nawet szybciej niż Shee.
- Wiesz jak to jest, kiedy masz poczucie winy, choć
w pewnym sensie nie powinieneś go mieć? - Zlustrowałem ją uważnie, zatrzymując
się na oczach. Niezmiennie wgapiała się w jeden punkt, stukając palcami dłoni o
blat. Wydawała mi się strasznie przygaszona, jakby każde słowo wymagało od niej
ogromnego wysiłku.
- Tak.
- Jesteś skory do wybaczania, jeśli chodzi o ludzką
głupotę?
To pytanie zbiło mnie z tropu całkowicie i
nieodwołalnie.
- Przecież wiesz, że jej nie toleruję - odparłem
szybko, jednak z jej twarzy nie mogłem nic wyczytać.
- Może inaczej. - Zaprzestała wybijania rytmu,
kładąc w spokoju dłoń na ladzie. - A jeśli chodzi o nieumyślne spowodowanie
czegoś?
- Po co zadajesz te idiotyczne pytania? - rzuciłem
lekko zirytowany. Przecież one prowadziły donikąd.
- Sprawdzam cię - powiedziała cicho.
- Na co? - prychnąłem, bawiąc się pustym
kieliszkiem. Bar opustoszał, a jedynymi klientami pomijając nas było dwóch
uchlanych w trupa facetów przy stolikach blisko wejścia.
- Na to, jak bardzo mnie znienawidzisz. - Cynizm.
Czysty cynizm emanował z jej głosu, kiedy podniosła głowę, prostując się.
Obróciła się przodem do mnie, spoglądając mi w oczy. Był to pierwszy raz, gdy
doświadczyłem tego tak długo. Z reguły nawzajem uciekaliśmy wzrokiem, chyba, że
była to ewidentna bitwa na spojrzenia, w której nie mogłem odpuścić.
Jednak pierwszy raz widziałem jej łzy. Ostatnio te
kobiece jakoś przyprawiały mnie o więcej emocji niż zazwyczaj.
- Więc jak bardzo, jeśli powiem ci, że jakimś cudem
jestem w ciąży, a to wszystko nie musiało się tak skończyć?
Sakura
Kolejne dni mijały, jednak miałam wrażenie, że
robiły to bez mojej ingerencji. Czułam się jak poboczny obserwator własnych
działań, nadający się tylko do tego, aby patrzeć. Przez dziesięć dni nie
wychodziłam z domu. Wstawałam, jadłam, grałam na fortepianie, jadłam, grałam,
kładłam się spać. W kółko robiłam to samo, jednak kompletnie mi to nie
przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, pozwalało znaleźć ukojenie. Ten trans, ten
uspokajający trans spowodował, że nie czułam potrzeby zmiany. Godziny spędzone
przy pianinie uciekały mi, poczucie czasu zniknęło.
Żyłam w swoistej próżni. Z mamą zamieniłam tylko
kilka słów. Nie chciałam prowadzić z nią sztucznej rozmowy. Wiedziałam, że
gryzły ją wyrzuty sumienia, jednak doszłam do wniosku, że to nie ja byłam
osobą, która miała je zlikwidować. Z dziewczynami rozmawiałam półsłówkami,
mając nadzieję, że zniechęci je to do prób wyciągnięcia mnie gdziekolwiek.
Stało się jednak tak, że sama się wyciągnęłam.
Rano, do apteki. Pracowniczka bez zbędnych emocji podała mi test. Jednak, gdy
zobaczyła moją minę, z kpiącym uśmiechem na ustach rzuciła coś jak... Ach, już
wiem:
“Wpadka, co? Na ulicy Dworcowej usuwają szybko i
bez bólu.”
Ścisnęłam wtedy opakowanie w ręce, wybiegając na
dwór.
Teraz siedziałam na własnym łóżku, trzymając w
dłoni pozytywny test ciążowy.
Nie płakałam, nie zawodziłam z radości. Po prostu
włożyłam z powrotem wszystko do opakowania i wyszłam wynieść śmieci.
Zachowywałam się jak każda, zwykła mieszkanka mojego bloku. Szkoda, że tylko z
zewnątrz.
Kiedyś przeżywałam już podobny stan - pustki,
chłodu i strachu. Przez to, że dałam się złamać. Wszystko, z czym kiedyś
walczyłam znów uwolniło się, panosząc wszędzie tam, gdzie nie powinno. Z bólem
serca musiałam przyznać, że to wróciło. Bardziej jednak ubodła mnie świadomość,
że to właśnie Sasuke pomógł mi to wcześniej zwalczyć, aby teraz nabałaganić
jeszcze bardziej. Powinnam teraz poetycko porównać go do narkotyku, ale
zdecydowałam, że to dość oklepane i powszechne, a ja zawsze chciałam na swój
sposób być oryginalna.
Uchiha wiele mi zabrał, lecz również wiele
ofiarował. Utwierdził mnie w przekonaniu, że nie warto nadmiernie ufać, chyba,
że samemu sobie. Ale czym jest wybór z dwojga złego, gdy nie ma dobrych opcji?
Podobno zawsze powinny być. Byłam skłonna się w tym utwierdzić. Dobro nie dla
każdego jest tym samym, a to już nie potrzebuje dodatkowych tłumaczeń.
Nie kontaktowałam się z Sasuke. Zresztą
zablokowałam numer należącej do niego komórki. Czasami były momenty, że na
gwałt potrzebowałam jego dotyku, czy obecności. W tych chwilach stawałam się
bezbronna wobec tego co czułam oraz tego, co mi się wydawało. Zdarzało się, że
nie potrafiłam tego odróżnić.
Nie wchodziłam na tą parszywą stronę o bogaczach,
nie chcąc jeszcze bardziej się denerwować. Miałam wystarczająca powodów, więc
nie było sensu tworzyć kolejnych. Nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na
smsy. Jedyną osobą, która wyłamywała się z tego kanonu, był Jack.
Poszłam do kuchni, mając w zamiarze zrobić sobie
kanapki. Dziewczyn nie było w domu, dzięki czemu dość swobodnie ruszyłam do
pomieszczenia. Właśnie kroiłam pomidora, gdy zabrzmiał dźwięk mojej komórki.
Do I wanna know?
If
this feeling flows both ways?
Sad
to see you go.
Was
sort of hoping that you'd stay.
- Muszę szybko zmienić tę piosenkę... - mruknęłam,
goniąc do szafki w sypialni.
- Halo!
- Halo? - spytałam, nie spojrzawszy wcześniej na
rozmówcę.
- Sakura, kochanie! To ja!
- Witaj, ciociu. - Przetarłam sobie twarz wolną
dłonią, wracając do kuchni.
- Mam dobre wieści! - Jej głos zahaczał o euforię,
a ja naprawdę chciałam się cieszyć razem z nią, czymkolwiek był powód tej
euforii, jednak wymagało to ode mnie zbyt wiele. - Załatwiłam ci tą pracę!
- Och, super - wymsknęło mi się. To, że nie
zaczęłam skakać z radości, nie znaczyło, że się nie cieszyłam, bo robiłam to,
tylko bardzo niewidocznie - w środku, gdzie nikt nie mógł tego zobaczyć.
- To będziesz dziś?
- Postaram się - odparłam, wkładając kanapki do
foliowych torebek.
- Miku do mnie dzwoniła i powiedziała, żebyś za
pięć minut była gotowa, to po ciebie podjedzie.
- Dobrze, ciociu. - Zabrałam wszystko do siebie i
położyłam na walizce.
- Porozmawiałaś poważnie z mamą? Martwi się. -
Wyczułam w jej głosie współczucie, tylko nie wiedziałam czy do mnie, czy do mojej
rodzicielki.
- Powiedziałam jej tyle, ile musiałam - ucięłam.
- Dobrze, dobrze - rzuciła pospiesznie, jakby nie
chcąc mnie dodatkowo podburzać. No, chociaż ona.
- Do zobaczenia wieczorem.
- Pa, skarbie!
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, wkładając telefon do
kieszeni. Odetchnęłam, poprawiłam gumkę na włosach i podążyłam do drzwi.
Założyłam czerwone trampki i zabrałam okulary przeciwsłoneczne z szafki.
Sprawdziłam, czy na pewno wszystko zabrałam, po czym wyszłam z domu, zamykając
za sobą drzwi na klucz.
Ruszyłam na parking, gdzie czekała już na mnie
siostra. Zdziwiłam się, widząc w nim również resztę moich współlokatorek.
- Cześć, kochana! - Miku wychyliła się przez tylne,
otwarte okno
- Hej - odparłam od niechcenia, wkładając bagaże do
bagażnika. Bez słowa wsiadłam na miejsce pasażera, a siostra ruszyła dość
ostro. Przestałam się ich bać. Ich, aut. W sumie tylko ich. Lista wciąż była
ogromnie długa.
- Musiałam oddać swoją zmianę Kipowi, żeby tu być -
powiedziała zadowolona z siebie Arya.
- A ja zamknęłam wcześniej kawiarnię. Jak szef się
dowie, to leżę - mruknęła Daishi, a Miku zaśmiała się.
- Za to ja jestem tu całkowicie legalnie, dopiero
skończyłam sesję.
- I jak? - Arya włożyła głowę między przednie
siedzenia.
- Powinno być nieźle - odparła, skupiając się na
jeździe.
- A ty, Sakura, na jak długo tam jedziesz? - Daishi
patrzyła się na mnie uważnie z tylnego siedzenia. Widziałam to wszystko w
lusterku, udając jednak, że tego nie było.
- Tak - odparłam gładko, spoglądając przed siebie.
- Ciocia Lulu znalazła mi pracę.
- Pytałam na jak długo, a nie, czy w ogóle.
- Bądź milsza. - Arya szturchnęła ją w ramię, a ja
podparłam głowę łokciem.
Niech one wszystkie dadzą mi spokój.
- Masz zamiar zostać tam do… - Miku szukała słowa -
do…
- Porodu? - uprzedziłam ją. - Tak.
- To pewne? - Zaczęła stukać palcami o kierownicę,
a ja zapatrzyłam się w krajobraz za oknem, odpowiadając dopiero po dłuższej
chwili.
- Tak.
W ciszy dojechałyśmy na dworzec. Mój pociąg
odjeżdżał za dziesięć minut, lecz nie musiałam się zbytnio spieszyć. Bilet
został kupiony przez Miku przez internet, więc wystarczyło, abym jedynie
stanęła na peronie, czekając na swoją kolej do odstrzału, znaczy się odjazdu.
- Na pewno wszystko wzięłaś? - mruknęła Daishi,
niosąc jedną z moich toreb. Skinęłam głową. - A jak w końcu z tymi długami?
Uregulują je? - Jednak zadała to pytanie.
- Rozmawiałam z Itachim przez telefon, chyba było
to wczoraj i tak, uregulują - powiedziałam na jednym tchu, wpatrując się w
elektroniczną tablicę, chcąc upewnić się, że nie pomyliłam godziny.
- Chociaż tyle - mruknęła, a ja zacisnęłam uścisk
na rączce od walizki.
Chociaż tyle?! Z tej farsy powinnam mieć
zdecydowanie więcej niż pieniądze. Na przykład… jego.
- Pociąg “Kormoran” do Komatsu wjedzie na tor drugi
przy peronie czwartym! - Zabrzmiało z głośników, jednak ja ani drgnęłam.
Znajdowałam się tam, gdzie powinnam.
- On na pewno przejeżdża przez Shirikawę?
- Tak.
Stałyśmy w ciszy, póki pociąg nie zatrzymał się
przed nami. Wzięłam od Daishi resztę swoich rzeczy, po czym odwróciłam się do
nich.
- To do zobaczenia.
- Jakbyś czegokolwiek potrzebowała, to dzwoń! -
krzyknęła Miku, chcąc przebić się przez hałas przechodniów.
- Okej! - odkrzyknęłam.
Nie interesowali mnie inni ludzie. Nie interesowało
mnie praktycznie nic. Normalnie pewnie zwróciłabym uwagę na dziwny ubiór
kobiety obok, bądź masę innych rzeczy, które teraz po prostu zignorowałam.
We względnym spokoju dotarłam do swojego
przedziału, odszukując miejsce przy oknie. Wrzuciłam wszystkie bagaże na górę i
spojrzałam przed okno, gdzie machały mi dziewczyny. Wymusiłam lekki uśmiech na
swojej twarzy, odmachując im. Bogu dzięki pociąg ruszył chwilę później,
dzięki czemu nie musiałam dłużej udawać. W duchu trochę cieszyłam się z tej roboty.
Do ciotki pojechałabym tak czy inaczej, jednak teraz ta perspektywa zapowiadała
się lepiej.
Usiadłam samotnie, dziwiąc się, że przedział był
wolny. Wzruszyłam jedynie ramionami, wyjmując słuchawki z podręcznej torby, po
czym podłączyłam je do telefonu. Pierwsza piosenka na playliście, która mi się
wyświetlała należała do Avril Lavinge, a jej tytuł brzmiał “When you’re gone”. No i co jeszcze?.
Tak minęło mi kolejne sześć godzin. Wcześniej
miałabym problem z usiedzeniem na miejscu. Teraz jednak nie przeszkadzało mi to
kompletnie. Mogłabym wpatrywać się długo w jeden punkt i czy zajęłoby mi to
minutę, czy godzinę nie sprawiałoby mi wielkiej różnicy. W międzyczasie
wsiadali i wysiadali najróżniejsi ludzie, ale nie zwracałam na nich uwagi, bo
po co? Przecież i tak zaraz znikną mi z oczu i więcej ich nie zobaczę. Po co
więc mam zabierać sobie czas myśląc o nich?
Gdy pociąg się zatrzymał, a ja wysiadłam, było już
ciemno. Stojąc na starym, odrestaurowanym, wiejskim peronie spojrzałam w niebo,
które ostatnimi czasami bardzo mnie uspokajało. Działało kojąco na wszystkie
możliwe ośrodki mojego bólu, prócz jednego wspomnienia, kiedy przyłapałam go w
hotelu na dachu. Byłam wtedy taka nieświadoma, taka zakochana.
Prychnęłam pod nosem.
Zmienił się tylko ten element ze świadomością.
Zeszłam z peronu na chodnik, podchodząc do ulicy,
rozglądając się za samochodem ciotki.
Wioska, w której się znalazłam, nie była zwykłą,
szarą miejscowością. Zajmowała za to całkiem wysoką pozycją na liście
zabytkowych miejsc z racji swojej oryginalnej architektury. Wszystkie domy
zostały zbudowane w typowo górskim stylu. Ich dachy pokrywała strzecha, a okna
grube, drewniane okiennice. Wszystko dookoła zostało utrzymane w tym samym
klimacie, a z tego co opowiadała mi kiedyś ciotka, aby wybudować nowy budynek,
musiał on pasować i mieścić się w jakiś szrankach. Tak czy siak klimat był
nieziemski i pewnie zachwycałabym się nim jeszcze bardziej, gdyby nie to, że
miałam chwilowo spaczone poczucie humoru.
- Sakura, tutaj! - Spojrzałam w lewo, gdzie w aucie
czekała na mnie ciotka.
Szybko zebrałam swoje rzeczy, ruszając w jej
stronę. Ona wysiadła, aby pomóc mi zapakować się.
- Cześć, ciociu - powiedziałam, a ta podeszła, aby
ucałować mnie w dwa poliki.
- Witaj, skarbie. - Tylko ona tak się do mnie
zwracała. Nikt inny nie przysposobił sobie tego przezwiska, za co byłam Bogu
cholernie wdzięczna. - Dawaj to tu szybko. - Mimo prawie siedemdziesięciu lat
na karku, ruszała się lepiej, niż nie jedna czterdziestolatka. Niski wzrost
również w niczym jej nie przeszkadzał, a zmarszczki pokrywające całe
ciało nadawały uroku. Jej włosy mimo upływu lat nie osłabły, a wręcz
przeciwnie, wyglądały na bardzo silne. Teraz były siwe, lecz w jej młodości
urzekały mężczyzn ciemną odmianą różu.
Wsiadłam do dość zabytkowego, trzydrzwiowego auta,
a ciocia zaraz za mną. Mocno trzasnęła drzwiami, po czym spojrzała na mnie.
- Przystojny chociaż? - spytała zaciekawiona. Byłam
pewna, że nie chciała mnie urazić. Jej charakter z pewnością zaliczał się do
tych pozytywnych i nie lubiących sprawiać innym przykrości.
- Nadal jest - odpowiedziałam, kiedy ruszyłyśmy.
- Ech, tacy są najgorsi - westchnęła. - Jak
twój wujek, stary pierdziel - syknęła, a ja mimowolnie uniosłam kącik ust ku
górze. - Chciało mu się umierać, ech. - Przewróciła oczami. - A mówiłam mu, że
nigdzie mu nie będzie lepiej niż ze mną! - zawodziła, a ja już musiałam się
uśmiechnąć.
Nigdzie mu nie będzie lepiej niż ze mną.
Spuściłam na chwilę wzrok. Będzie mu lepiej. W
bogatym apartamentowcu, gdy będzie tonął w kilogramach forsy.
- Pewnie miałaś rację - odparłam, dochodząc do
wniosku, że wypadałoby coś odpowiedzieć.
- Oczywiście, że miałam! - Zagryzła dolną wargę,
wychylając się do przodu. - Kochanieńka, ile mam tam na liczniku, co? Umysłem
coraz młodsza, ale ciałem…
- Nie widzisz? - Otworzyłam szerzej oczy, a ona
roześmiała się.
- Ale cię zrobiłam, hehe - zaśmiała się. - Młode, a
takie głupie. - Pokazała mi język, a ja już sobie przypomniałam, za co tak
bardzo ją kocham.
Szybko wyjechałyśmy z zabudowań. Cała wioska
znajdowała się wysoko w górach, lecz teraz otaczały nas tylko one. Urzeczona
widokiem pogrążonych we śnie wzniesień, westchnęłam cicho, podświadomie czując,
że spodobałoby mu się tu. Ale kogo to obchodzi?
Ciocia cały czas trajkotała mi nad uchem, jednak
sposób, w jaki to robiła kompletnie mi nie przeszkadzał. Gadanina dziewczyn
mnie irytowała. Natomiast jej rozentuzjazmowany głos przyprawiał o lekki
uśmiech. Jechałyśmy jeszcze jakieś dziesięć minut, ciocia zdążyła kilka razy
przekląć na “durnych kierowców” i oczywiście nawet na chwilę się nie zamknęła.
- Jesteśmy, złotko. - Kolejna ksywka, której Lulu
ani mi, ani Miku nigdy nie szczędziła.
Wjechałyśmy na uklepaną oponami aut drogę pełną
nierówności i dziur. Myślałam, że ciotka znów zacznie się denerwować, jednak
ona z każdym podskokiem krzyczała zadowolona.
- Hop! I jeszcze dwa! - Patrzyłam na nią z
niedowierzaniem, że tak szybko doprowadziła mnie do śmiechu. - Uważaj, Saki!
Teraz za trzy! - Wjechałyśmy w naprawdę dużą dziurę, a auto po chwili
podskoczyło. Zastanawiałam się, ile lat miało jego zawieszenie… - Ooo tak! - To
się nazywa być na wiecznym haju.
- Coś się zmieniło od ostatniego czasu? -
mruknęłam, otwierając drzwi.
- Sama zobacz! - Wysiadłam i zaniemówiłam.
Stary dom ciotki Lulu stał się całkowicie innym
budynkiem. Kojarzyłam go jako lekko rozpadający się dom z małą werandą, jednak
teraz stała przede mną odrestaurowana budowla z dużym gankiem.
- Śliczny - wyrwało mi się, a ona nie wiadomo skąd
pojawiła się obok mnie z rękoma założonymi na piersi.
- Wiem, wiem. - Śmiesznie ułożyła usta, cała
promieniując dumą. - Czas zobaczyć go od środka. - Zatarła ręce. - Za mną! -
Wyrzuciła zaciśniętą pięść przed siebie, ruszając, a ja znów zaczęłam się cicho
śmiać. Była niemożliwa.
Szybko zabrałam swoje rzeczy i potykając się
dotarłam na werandę, gdzie czekała ciocia.
- Lubisz psy? - spytała, a ja skinęłam głową. - To
dobrze. - Otworzyła drzwi, z których wylało się stado psów. Dobra, może nie
stado, ale było ich co najmniej pięć.
- Och - westchnęłam, gdy o mało co się nie
wywróciłam, kiedy najwyższy z nich skoczył na mnie.
- Sasha! Do siebie! - krzyknęła Lulu, jednak pies
mając ją w głębokim poważaniu usiadł na przeciwko mnie, merdając ogonem. -
Wszystkie do środka, bo nie będzie kolacji!
Ciężko było uwierzyć, że w tym momencie wszystkie
rzeczywiście weszły do środka, a my zaraz po nich. Wnętrze zostało urządzone w
drewnie, co już z samego początku zaparło mi dech w piersi. Dosłownie wszystko
zostało odnowione!
- Pięknie tu - mruknęłam, stawiając rzeczy na
podłodze.
- Tyś jeszcze nie widziała swojego pokoju. -
Machnęła ręką, ruszając w głąb domu.
Ruszyłyśmy korytarzem udekorowanym mnóstwem zdjęć
krajobrazu i to nie gór, a morza. Ciocia zauważyła, że im się przyglądam, po czym
powiedziała.
- Twój wujek uwielbiał wodę. - Skinęłam głową,
podążając za nią schodami.
Weszłyśmy na pierwsze piętro, gdzie były tylko trzy
pary drzwi.
- Tu śpię ja. - Wskazała na pierwsze. - Tu mamy
łazienkę. - Podeszła obok, z rękoma na biodrach. - Mam nadzieję, że przeżyjesz
widok mojej sztucznej szczęki.
- Jasne - odparłam, znów się uśmiechając. Ta
kobieta miała w sobie niesamowity dar.
- A tu jest twe królestwo, księżniczko. - Och, nowy
epitet.
Stanęła w przejściu niczym strażnik Teksasu i dopiero,
kiedy podeszłam bliżej, odsunęła się. Zobaczyłam przed sobą pokój ze spadzistym
dachem i dwuosobowe łóżko. Po prawej stała ciemna szafa, a po lewej biurko.
Okrągłe okna zostały równomiernie rozmieszczone, a lampion wiszący na suficie
przypominał kielich kwiatów. Nic lepszego, żeby odciąć się od cywilizacji i
odpocząć.
- Jest świetnie, dziękuję.
Sasuke
- Sasuke, przestań!
- Stary, wyhamuj!
- Proszę przestać, bo wezwę policję!
Zatrzymałem się z uniesionym krzesłem nad głową.
Shee złapała je z drugiej strony, siłując się ze mną. Nie zamierzała odpuścić,
jednak emocje, które mną targały były zbyt silne, aby szybko tego zaprzestać.
- Wystarczy. - Rzuciłem Imai wściekłe spojrzenie,
wyszarpując mebel z jej dłoni. Odruchowo uchyliła się i kopnięciem wytrąciła mi
je z rąk, stojąc teraz przede mną twarzą w twarz. Ktoś mógłby powiedzieć, że
wyglądała bezbronnie, że była “w ciąży”. Błąd.
- Co ty chcesz mi powiedzieć?! - Wydarłem,
postępując krok w jej stronę. Wyciągnąłem dłonie do przodu, bardziej akcentując
swoje pytanie, żądanie. Ona jednak nieruchomo stała i można by stwierdzić, że
chłodno taksowała wzrokiem.
- To, co usłyszałeś - odpowiedziała, nie
spuszczając ze mnie wzroku.
- Zawsze musisz być taka oschła?! Nawet teraz?! -
Nie wiem, dlaczego się tak na nią uniosłem. Nie wiem, dlaczego akurat teraz jej
to wytknąłem, jednak bijące od niej opanowanie przyprawiało mnie o nerwy, bo ja
sam miałem je nieźle zszargane.
- Masz problem ze sobą, czy ze mną? - Zmrużyła
oczy, a w pubie zapanowała cisza. Oczy nielicznych klientów i obsługi skupiły
się na nas, jednak nie zdjąłem z niej swojego spojrzenia. Chciałem, żeby tego
nie powiedziała. Chciałem mieć jakieś wytłumaczenie dla tego, co ostatnio
zrobiłem. Chciałem w końcu pozbyć się tych pieprzonych wyrzutów sumienia i
prawie mi się udało. Jednak teraz przyszła ona i wszystko znów zaczęło się
walić.
- I co?! - Wyrzuciłem ręce do góry. - Zdecydowałaś
się powiedzieć mi o tym teraz? Po fakcie?!
- Ciesz się, że w ogóle ci powiedziałam - rzuciła
zimno, a ja ostatkiem sił hamowałem się, aby w coś nie uderzyć. Rozsadzało mnie
od środka. Nie wiedząc, co zrobić z nakładem energii złapałem się za głowę.
To nie tak! To wszystko miało być nie tak!
- A ty czasem nie miałaś być bezpłodna? -
warknąłem, podchodząc bliżej. Nasze twarze dzieliły milimetry, lecz jej
spojrzenie było nieugięte. Z uporem wpatrywała się w moje tęczówki, a ja
odniosłem wrażenie, że chciała również usprawiedliwić samą siebie.
- Dopiero teraz leki zaczęły działać. Brałam je od
trzech lat - powiedziała, odsuwając się o krok. Natarczywie się w nią wręcz
wgapiałem, sypiąc iskrami gniewu, jednak coś przełamało moją wściekłość.
Uchiha, opanuj się.
- I co? - zakpiłem. - I dowiedziałaś się dopiero
dzisiaj?
- Tak. - Uderzyłem pięścią o ladę.
- Cóż za zrządzenie losu! - Zironizowałem.
- To co jej zrobiłeś, to tylko twoja wina, Sasuke -
powiedziała już spokojnie, jednak ja nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego
argumentu, aby odeprzeć jej słowa.
- Po prostu kilka dni wcześniej, Sheeiren -
odparłem cicho, opierając się o blat. Wziąłem głęboki oddech, chcąc się
uspokoić.
- Myślisz, że nie wiem? - spytała. Jej głos kłócił
się z postawą. Ręce miała zwyczajowo, bojowo zaplecione na piersi, jednak
ton zaliczał się do tych szczerze smutnych.
- Nie wiem. - Spuściłem głowę.
- Dla mnie to też nie jest łatwe - mruknęła, a ja
spojrzałem na nią i znów wydawało mi się, że ujrzałem w jej oczach łzy. Choć
możliwe, że mi się zdawało. Ciągle byłem pijany.
- Kilka dni, kilka dni - powtarzałem pod nosem, jak
mantrę. Gdybym wiedział to wcześniej, wszystko byłoby inaczej. Dosłownie
wszystko.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - Wydawałoby się,
jakby właśnie przyznała się do winy. Jednak… Czyja ona tak naprawdę była? -
Będę się zbierać. - Schyliła się i poustawiała to kilka krzeseł, które w
napadzie furii… poprzestawiałem. - Dobranoc - powiedziała cicho, odwracając
się.
W milczeniu szła ku wyjściu, a gdy była w już w
progu zawołałem.
- On już wie? - Zatrzymała się, zaciskając dłoń na
futrynie drzwi.
- Nie.
- Musisz mu powiedzieć.
- Nie. - Pokręciła głową. - Niech to na razie
zostanie między nami.
I wyszła.
W barze zapadła krępująca cisza, której nie
omieszkał zamącić irytujący barman.
- Idź się pan leczyć - fuknął, wychodząc zza lady,
aby sprawdzić stan mebli.
- Daruj sobie - warknąłem, siadając znów na stołku
barowym.
- Szwagierka, tak? - mruknął Naruto, bawiąc się
kieliszkiem. Oparłem się łokciami o blat, zaplatając ręce na karku.
- Już ci mówiłem. Zresztą po co ci to?
- Chciałbym cię lepiej poznać. - Popatrzyłem na
niego jak na kretyna. Właśnie się dowiedziałem, że chyba nie musiałem popełniać
jednego z większych błędów mojego życia, a on mówi coś o poznawaniu się
nawzajem?
- Odpuść.
- Kiedy nie chcę. - Uśmiechnął się, a ja zacząłem
się zastanawiać, czy ta cała Hinata to nie jest jedna, wielka przykrywka dla
bycia homo.
- Po prostu idź stąd.
- W komórce pierwszy wybrany numer należy do mnie.
Odezwij się, bo jak nie, to ja to zrobię. - Uśmiechnął się, a ja prychnąłem pod
nosem.
Miałem go dość, miałem dosłownie wszystkiego dość,
a gadający mi nad uchem blondyn również się do tego zaliczał. Wstałem, wyjąłem
z portfela resztę pieniędzy, położyłem na blacie, po czym ruszyłem do wyjścia.
- Trafisz sam do domu?! - krzyknął za mną, jednak
ja stałem już na ulicy.
Zimny wiatr owiał moją twarz, sprowadzając uczucie
wszechogarniającego chłodu. Włożyłem ręce w kieszenie, rozglądając się dookoła.
Była to ponura dzielnica Tokio i nie ukrywając, daleka od mojej. Spojrzałem do
portfela, gdzie panowała już kompletna pustka, na co jedynie westchnąłem,
chowając go z powrotem.
Nie mając lepszego pomysłu ruszyłem w prawo, a
potem przed siebie, nie zastanawiając się dokąd zmierzam. Po prostu nie było to
dla mnie istotne. Wiedziałem, że nie dojdę do domu na piechotę, a nie miałem ochoty
kimać w aucie. Wolałem zdrowo pijany pospacerować po Tokio, gdzie praktycznie
zawsze panował hałas.
Tu jednak nie spotkałem za wielu ludzi. Godzina
druga w nocy nie przyciągała za dużej ilości przechodniów, więc spokojnie
szedłem przed siebie, rozmyślając nad tym, co wypadałoby teraz zrobić.
Wariantów nie było za wiele, ale jakieś podobno istniały. Znajdując się
na granicy miasta, ruszyłem w przeciwną stronę niż centrum. Szum i zgiełk
drażnił mnie, przez co po półgodzinie marszu cudem znalazłem się w parku.
Ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Byłem nachlany jak
świnia, a jedynie mój strój odwodził skojarzenie “pijak”. Chociaż trzymałem
pozory, a to przecież ważna rzecz. Jak nie najważniejsza.
Miałem ogromną ochotę się umyć. Gdy cały mokry w
Londynie wskoczyłem do auta, przebrałem się w jedyne ciuchy, które tam przy
sobie miałem. Nie były one najczystsze, jednak nadawały się do użytku. Teraz na
szczęście nie zanosiło się nad deszcz, więc względnie spokojnie usiadłem na
schowanej pod drzewem ławce.
Zmarszczyłem jednak brwi, powoli sięgając do tylnej
kieszeni spodni. Coś mnie tam wyraźnie uwierało, na co nie zwróciłem uwagi w
barze.
- Teraz zaczęło mi coś przeszkadzać - warknąłem pod
nosem, czując w dłoni papier. - Co za… - Zaniemówiłem.
Zgniotłem zdjęcie Sakury, Ryana i Lisy, po czym
wściekle rzuciłem na chodnik. Zawrzało we mnie w ciągu ułamku sekundy. Mięśnie
napięły się, jakby czekając na uderzenie, które nie nadeszło, bądź nadeszło,
ale kilka dni temu, a nie w tej chwili.
Wstałem, chwiejąc się na nogach. Złapałem się za
głowę, mocno ciągnąc za włosy. Miałem ochotę niemiłosiernie się drzeć. Wszystko
we mnie krzyczało, chcąc się uwolnić. Ja jednak nie potrafiłem w żaden sposób
temu zaradzić. Dosłownie żaden.
Ochłonąłem. Wziąłem kilka głębokich wdechów i z
pozornym spokojem podszedłem do zgniecionego w kulkę zdjęcia. Kucnąłem,
podpierając się o chodnik. Mój błędnik zaczął szaleć, chcąc wmówić mi własną
rzeczywistość, jednak przezwyciężając jego opór, wróciłem do pionu z kartką w
ręce. W ciszy wróciłem na ławkę.
Siedziałem w całkowitym bezruchu, bezwiednie
wpatrując się w przestrzeń, przed którą majaczyły przeróżne postacie. Osiągnęły
one takie prawdopodobieństwo bytu, że aż wyciągnąłem rękę, chcąc się upewnić,
czy na pewno były jedynie moim pijańskim wymysłem. Lawirowały mi przed oczami
nieustannie zmieniając się, a ja zacząłem się zastanawiać, czy barman czasem z
ogólnej sympatii nie dosypał mi czegoś do coli.
Po chwili jednak doszedł do wniosku, że to zwykłe
wspomnienia.
Zwykłe?
Spojrzałem na kulkę papieru, którą trzymałem w
dłoniach. Rozprostowałem zagięcia na tyle, ile było mnie stać, po czym jednym
ruchem, nierówno oderwałem część z Ryanem. W moich rękach pozostała jedynie
uśmiechnięta Sakura z małą Lisą na kolanach. Dziewczynka - ciemne włosy, ciemne
oczy. Sakura - różowe włosy, bladozielone oczy. Wyglądały kompletnie różnie. Na
ustach Haruno widniał szeroki uśmiech, za to Lisa była naburmuszona i z
widocznym niezadowoleniem siedziała pomiędzy dwójką opiekunów.
Potarłem część z Sakurą, wpadając w lekką nostalgię
i tym samym uśmiechając się lekko w duchu, widząc choć przez chwilę radość na
jej twarzy. Cieszyłbym się, gdyby ten moment miał trwać wiecznie. Ale nie, bo
ty, Uchiha, musiałeś to wszystko spierdolić.
Spojrzałem w zachmurzone niebo, na którym nie
wypatrzyłem ani jednej gwiazdy.
Oooch, litości.
Uśmiechnąłem się kpiąco pod nosem, czując falę
napływającej żałości. Gwiazdy i niebo? Może jeszcze kwiatuszki, serduszka i
pikniki na łące? Pokręciłem głową, podśmiewując się cicho.
Wstałem i ruszyłem po śladach z powrotem. Zdjęcie,
które miałem w dłoni upuściłem, a wiatr porwał je prawie natychmiast.
***
- Wstawaj, Uchiha! Nie chcę powtórki z
rozrywki!
- Cisza - warknąłem, nie otwierając oczu.
Potrząsnąłem jedynie lekko głową, bardziej wtulając się w poduszkę.
- Jesteś w moim cholernym domu i łaskawie wstań, do
cholery. - Zacisnąłem powieki, unosząc się na łokciach.
- W czyim domu?
- Moim, idioto.
Zamrugałem kilkukrotnie, dopiero po kilku sekundach
decydując się na otworzenie oczu. Znajdowałem się w mieszkaniu Utakaty, leżąc
na dość niewygodnej trzyosobowej kanapie. Wygrzebałem coś spod siebie, a po
krótkich oględzinach stwierdziłem, że był to pilot. Więc on mnie tak uwierał…
- Kiedyś bym powiedział, że spłoszyłeś mi tłum
świetnych, napalonych lasek, lecz w nocy uciekła aż jedna, co nie zmienia
faktu, że i tak mam ochotę cię sprać.
Och.
Usiadłem, prostując się.
Utakata stał przede mną z rękoma założonymi na
piersi i szeroko rozstawionymi nogami, dość namacalnie chcąc mi przekazać, że w
czymś przeszkodziłem. No cóż, bywa. Nie raz pierwszy i nie ostatni.
- Daj spokój, przecież wróci. - Gaara machnął
ręką, siadając na stoliku do kawy.
- Nie siadaj na tym - warknął właściciel, spychając
chłopaka, przez co ten o mało się nie wywrócił .
- Odbiło ci? - syknął Sabaku, postępując krok do
przodu z rozłożonymi rękoma na boki.
- Najwyraźniej - rzucił Utakata, przez chwilę
siłując się z nim na spojrzenia.
- Dajcie spokój - powiedziałem chłodno,
przecierając twarz dłonią.
- Ty, to się lepiej nie odzywaj. - Utakata
przerzucił na mnie swój morderczy wzrok, który zbyłem kpiącym prychnięciem.
- Coś ty taki zły? - Gaara wycofał się.
- Co, nie dała ci? - rzuciłem, unosząc jeden kącik
ust ku górze. Z mojej perspektywy teraz - zaraz po przebudzeniu - wszystko było
bardzo prozaiczne, a zarazem logiczne. Jak nie ta, to inna. Co to za problem?
- Nic ci do tego - warknął i nim zdążyłem się
zorientować, złapał mnie za koszulę, unosząc ku górze. W mojej głowie kac
rozpoczął koncert w pełnym składzie, jednak nie oszołomił mnie na tyle, abym
nie oderwał jego rąk od siebie.
- Bo co? - Pchnąłem go do tyłu, gdzie złapał go
Gaara, bo niewątpliwie zamachnąłby się na mnie.
- Nie tylko ty masz problemy - syknął, strzepując
dłonie Sabaku. - Przychodzisz narypany jak świnia po trzeciej w nocy, wstajesz
koło jedenastej rano i sądzisz, że wszystko jest w porządku?
- Sorry stary, ale każdemu z nas zdarzyło się to co
najmniej kilkukrotnie - wtrącił Gaara, stojący w pogotowiu blisko Utakaty.
- Ale ja mam już dość. Sasuke to, Sasuke tamto -
rzucił, podchodząc do okna. - Przez ten cały czas, gdy byłeś w Londynie
odezwałeś się kilka razy i to przez smsy, a my musieliśmy dowiadywać się co u
ciebie z gazet albo internetu. Tak nisko spadliśmy?
- Tęskniłeś za mną? - rzuciłem, jednak on jedynie
skarcił mnie spojrzeniem.
- Chyba powinniśmy być w tej hierarchii wyżej niż
twój przeciętny fan, co?
- Fan? - zaśmiałem się, rozglądając się za
telefonem.
- Masz swój fanpage na facebook’u. - Gaara wystawił
jeden palec ku górze, a ja zastygłem w bezruchu.
- Sasuke to nasz pan i mąż, kochamy go wciąż
i wciąż! - Zironizował Utakata, trzymając swojego smartfona w ręce. - Proszę,
popatrz. - Wystawił ekran ku mnie, a ja podszedłem, w duchu nie dowierzając. -
Aż dam ci lajka. - Dotknął panelu, a ja zacisnąłem pięści. - Ach, ta sława…
Teraz możemy kontaktować się z tobą tylko drogą mailową?
- Daj spokój - zaoponował Gaara, jednak ten nie
przestawał.
- Albo najlepiej dzwonić do twojej sekretarki. Jak
ona miała? Akemii?
- Jeszcze chwila i przysięgam, że cię uderzę -
warknąłem, z całej siły hamując rosnącą we mnie wściekłość.
- Jak będę biedny i podam im kilka faktów z twojego
życia, to sądzisz, że ile zarobię?
- Daj spokój! - krzyknął Gaara, a ja siłą woli
zebrałem wszystkie swoje rzeczy, które miałem na widoku, idąc do przedpokoju. -
Sasuke, zaczekaj. Trzeba to wyjaśnić.
Założyłem buty, poprawiłem pasek od spodni i
złapałem za klamkę.
- Uchiha, czekaj.
Drzwi za mną głośno się zatrzasnęły, a ja zostałem
sam na klatce schodowej. Najszybciej jak mogłem znalazłem się na powietrzu,
zasłaniając oczy przed promieniami słońca, które mnie dosłownie bombardowały.
Wyjąłem telefon z kieszeni spodni. Bardziej powinna
zainteresować mnie godzina i wskaźnik baterii, jednak dwadzieścia jeden smsów
jakoś w większym stopniu przykuło moją uwagę.
Ruszyłem przed siebie, otwierając pierwszą
wiadomość:
Sieeemasz Saske! mam twojom wizytófkę zabrałem ci z
portfela tu Naruto
Cudownie, tylko jego mi brakowało.
Dobra, tamto było na żarty. Jestem człowiekiem po
studiach, umiem się wysłowić XD
Studia, tak? Zarządzanie dla niepełnosprytnych?
Poszedłeś, a ja ci chciałem trochę poopowiadać.
Dlatego chciałbym się z tobą spotkać!
Spotkać, hm.
Reszta smsów była o tym, co zjadł dziś na
śniadanie, jak bardzo męczył go kac i co chciałby zrobić. Postanowiłem olać to
po całości.
Wybrałem za to numer do Akemii, chcąc aby kogoś po
mnie przysłała. Mój samochód znajdował się zdecydowanie za daleko, a nie miałem
ochoty tułać się taxi.
- Tu Sasuke.
- Witam, prezesie - odezwała się służbowo, a ja
rozejrzałem się po okolicy.
- Zaraz będę na przystanku autobusowym niedaleko
domu Utakaty. Wiesz, gdzie to jest?
- Tak. - Począłem zmierzać w tamtym kierunku.
- Przyślij tu kogoś po mnie.
- Już się robi, do widzenia.
- Do widzenia. - Rozłączyłem się, chcąc jak
najszybciej znaleźć się pod zadaszeniem. Słońce definitywnie dziś ze mną nie
współpracowało.
Otoczenie w jakim się znajdowałem zaliczało się do
tych spokojniejszych, nieprzepełnionych nadmiarem ludzi. Spokojne osiedle
położone dość blisko centrum emanowało na razie spokojem, jednak moje poczucie
bezpieczeństwa zakłóciła osoba idąca za mną. Miałem ogromne wrażenie, że mnie
śledziła, więc dla niepoznaki skręciłem, wchodząc głębiej w bloki, na około
kierując się do przystanku.
Mężczyzna idący za mną nie zboczył z trasy i nadal
deptał mi po piętach.
Krążyłem jeszcze niedaleko przystanku, dopóki nie
zobaczyłem Akemii, która wyszła ze swojego auta, rozglądając się za mną.
Nigdzie nie zauważyłem szpiega, więc nie mając zamiaru krzyczeć, ani zwracać na
siebie zbędnej podszedłem do niej. Niestety zaszedłem ją od tyłu i mrucząc
ciche “cześć” wywołałem jej pisk i odskok do tyłu.
- Och, to tylko szef! - odetchnęła, opierając się o
moje ramię, drugą rękę przykładając sobie w okolicach serca.
- Tak, to tylko ja - odparłem, unosząc jedną brew,
a ona wyprostowała się lekko, nadal nie zabierając dłoni.
- Stoję tak, żeby nie zwracać na siebie
zbędnej uwagi - powiedziała konspiracyjnie, jednak czekałem na więcej
informacji. - Przed chwilą złamałam obcas i jeśli się ciebie puszczę, to się
wywrócę, więc jeśli możesz podprowadź mnie do auta, a ja zmienię buty… -
Zarumieniła się ze wstydu, a ja wypuściłem powietrze z płuc. No tak, te ich
problemy. Obcas.
Znajdowaliśmy się na strefie parkingowej dość
ruchliwej ulicy, więc mijający nas kierowcy przyglądali się z niekrytym
zainteresowaniem. Wyciągnąłem ramię w stronę dziewczyny. Ta wzięła mnie pod
rękę i pokuśtykaliśmy to kilka metrów do auta, schodząc z trawnika.
- Eee! - Odruchowo odwróciłem się na czyjś krzyk, a
moje oczy oślepił blask flesza.
- Kurwa - warknąłem, gdy Akemii przez mój nagły
ruch zachwiała się i upadłaby, gdybym nie złapał jej w talii. Aparat oczywiście
cały czas pstrykał zdjęcia, a ja wrzałem z wściekłości. Już czuję te nagłówki.
- Co się dzie…
- Wsiadaj. - Wepchnąłem ją do środka, sam siadając
na miejscu kierowcy. Kluczyki były w stacyjce, a jej kilkuletnie bmw ruszyło z
piskiem opon. Nie zważając na znaki rozwinąłem znaczną prędkość, ostro wchodząc
w zakręt. Zarzuciło nami, lecz nie odpuściłem, przyspieszając. Dopiero, gdy
wjechaliśmy w strefę innego osiedla, zatrzymałem się w cieniu drzew przy
miejskim parku.
Akemii siedziała obok, nie odzywając się nawet
słowem. Nie byłem jej dłużny, z całej siły hamując gniew.
- Jak bardzo zaszkodziłam? - spytała cicho,
wpatrując się w dzieci biegające po placu zabaw. Spojrzałem w lusterka
wsteczne, kontrolując otoczenie. Nigdzie jednak nie widziałem brodatego
fotografa.
- Bardzo, ale to w żadnym razie nie twoja wina -
odparłem, patrząc na zegarek. Równo południe. - Zmień buty i wsiądziesz za
kierownicę, nie chcę mieć cię na sumieniu.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem na ulicę. Oparłem się
o dach, spuszczając głowę. Przecież jeśli te zdjęcia trafią do internetu,
Sakura na pewno je zobaczy. Na pewno będzie dopisana do nich odpowiednia
historyjka, kompletnie nie związana z prawdą, aby rzeczywiście zrobić ze mnie
dziwkarza.
- Kurwa! - Uderzyłem pięścią w karoserię, po czym
ruszyłem na miejsce pasażera. Obok mnie stała już Akemii na niższych butach,
patrząca na mnie niepewnie. Szybko przeszła mi pod ręką, zmykając za
kierownicę. Ogarnąłem się, po czym wsiadłem do środka.
Ruszyliśmy już powoli. Otworzyłem okno, nie
uruchamiając jednak radia, które jedynie drażniłoby mnie jeszcze
bardziej, a to ostatnie czego potrzebowałem.
- Wiem, że miałam kogoś przysłać, ale akurat
wychodziłam już z pracy, a większość służbowych aut była zajęta - zaczęła się
tłumaczyć, ale ja tylko machnąłem ręką.
- Za nic się nie obwiniaj.
Jechaliśmy w ciszy przez dobre pół godziny. Tokio o
tej godzinie było zakorkowane, więc staliśmy na światłach większość czasu. W
tym czasie mój mózg próbował uspokoić całą resztę, lecz szło mu to opornie.
Namiętnie odtwarzałem usatysfakcjonowaną twarz fotografa, cykającego nam przed
chwilą zdjęcia. Nie twierdzę, że może właśnie nie zafundował sobie tym awansu,
jednak… mam ten jego awans głęboko w dupie. Jest zwykłą, kolejną hieną, nie
mającą własnego życia, która żeruje na czyimś.
- Jesteśmy - mruknęła cicho, a ja zamrugałem
oczami, zdając sobie sprawę, że jej granatowe bmw stało właśnie pod moim
wieżowcem.
- Dopiszę ci do pensji koszt paliwa - mruknąłem,
otwierając drzwi.
- Bez przesady. - Uśmiechnęła się lekko.
- Przekaż Itachiemu, że przez najbliższy czas nie
pojawię się w firmie. Jeśli będzie chciał porozmawiać niech przyjdzie, ja nie
postawię tam nogi. - Wysiadłem, zamykając od razu drzwi. - Dziękuję za podwózkę
i miłego dnia.
- Jakby szef czegoś potrzebował, proszę dzwonić. -
Puściła mi oczko, a ja skinąłem przyjaźnie głową.
- Zapamiętam. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, szefie! - I odjechała.
Odwróciłem się przodem do budynku, spoglądając w
górę na swoje piętro.
Poczułem teraz dwie chęci. Jedną było malowanie, a
drugą… nieunikniony powrót do wyścigów. Czekałem na ten moment, kiedy w końcu
będę mógł to ponownie powiedzieć i poczuć, że jestem już w stanie ponownie
wystartować z własnym nazwiskiem i numerem dziewięć na plecach.
Niech się dzieje wola nieba, bo i tak nie ma już
znaczenia to, co będzie potem.
Sakura
*wieczór*
Siedziałam razem z ciotką przy kominku opatulona
cienkim kocem z ludowymi zdobieniami. Ogień głośno trzaskał, wydając przyjemnie
kojące dźwięki. Zamyśliłam się tak bardzo, że nim się spostrzegłam moja
malinowa herbata zdążyła już wystygnąć, a Lulu wydziergała sporą część bordowej
skarpety. Bujała się delikatnie w przód i w tył na fotelu bujanym, całkowicie
zatracona w ręcznej robótce. Psy obsiadły nas dookoła, kładąc się w
najróżniejszych pozach. Jeden z nich wskoczył na dodatkowy fotel i spuścił
głowę tak, że dyndała w powietrzu. Z początku myślałam, że spadnie, jednak ten
niestrudzenie spał w bezruchu, więc trochę się uspokoiłam.
Słońce zaszło jakąś godzinę temu. Zdążyłam się
rozpakować, na spokojnie wszystko porozkładać oraz zapoznać się ze starym
fortepianem ciotki, który nieużywany od lat stał zakurzony w piwnicy. Przez
dobre kilka godzin czyściłam go wszelkimi możliwymi środkami, a gdy skończyłam,
byłam pewna, że moja robota nie poszła na marne. Lulu miała specjalną pastę do
drewna, którą z reguły traktowała meble, jednak nadawała się ona również pod
instrumentów, więc bez zbędnych wyrzutów sumienia wykorzystałam wszystko, co
zostało w pudełku.
Taaa, bez wyrzutów sumienia. I tak pewnie pójdę
rano do sklepu po nowe opakowanie.
Upiłam łyk herbaty, powodując niespodziewany ruch
ciotki, który nie należał do schematu dziergania.
- No w końcu, złotko - mruknęła, wracając do
przerwanej pracy.
- Hę? - rzuciłam, nie odrywając wzroku od ognia.
- Ostatnie dwadzieścia minut przesiedziałaś w
jednej pozie - westchnęła. - Nie, żeby coś, ale mnie już złapałyby skurcze, no
jak nic! - Popatrzyłam na nią z czułością, jak zaabsorbowana przekładała
kolejne pętelki.
- Myślałam nad wieloma rzeczami.
- Kłamiesz - odparła natychmiast, a ja wbiłam
spojrzenie podłogę. - O niczym nie myślałaś. Po prostu trwałaś, słonko.
Spojrzałam na nią zastanawiająco. Skąd ona o tym
wiedziała?
- Gdy umarł, spędzałam tak całe dnie -
dopowiedziała, a ja przymknęłam oczy, odchyliwszy głowę do tyłu. - Nie byłam w
stanie robić nic innego.
- Ale ja jestem w stanie, więc nie ucierpiałam tak
bardzo - powiedziałam, chcąc ją uspokoić, jednak ona znów wystrzeliła jak
strzała ze swoją odpowiedzią.
- Bo wiesz, że nic mu nie jest, że żyje i ma się
dobrze.
Oparłam brodę o kubek trzymany w dłoniach, myśląc
nad tym, co powiedziała i musiałam przyznać, że było w tym ziarnko prawdy.
- Nie wiem, nie kontaktuję się z nim - mruknęłam,
chcąc mimo wszystko bronić swojego stanowiska.
- Ale nieustannie o nim myślisz, co powoduje, że on
wciąż żyje w twoim sercu.
Popatrzyłam na nią dwojako. Z jednej strony, gdyby
powiedział to ktoś w moim wieku, machnęłabym ręką, mówiąc, że gada od rzeczy,
jednak biorąc pod uwagę staż ciotki Lulu nie bardzo wiedziałam jak do tego
podejść. Miałam wrażenie, że odsłoniła przede mną właśnie część siebie.
Zaczęłam bębnić palcami o powierzchnię kubka.
Co teraz robi, jak się czuje? Czy w spokoju wrócił
do Tokio? Nic mu się nie stało?
Nie do końca świadoma wyjęłam telefon z kieszeni
spodni. Spojrzałam na ekran, na którym widniał obraz Londynu nocą. Zagryzłam
dolną wargę i ze łzami w oczach wbiłam wzrok w sufit. Otworzyłam wiadomości,
utworzyłam nową i nadal tylko pod wpływem chwili, napisałam krótką informację.
“Tęsknię.”
Dla niepoznaki natychmiast uruchomiłam blokadę,
kładąc smartfona na kolanach. Ja wcale nie próbowałam się przed sobą tłumaczyć.
Nie, to wcale nie było to. Po prostu chciałam go tak szybko odłożyć, to
wszystko.
Podskoczyłam, gdy przyszły dwa powiadomienia.
Pierwszym była wiadomość od Miku, drugie zaś
informowało mnie o braku zasięgu.
Otworzyłam skrzynkę, klikając na miniaturkę zdjęcia
siostry.
“Jak się trzymasz? Nie wiem, czy cię to interesuje,
czy nie, ale chyba możesz pozbyć się wyrzutów sumienia względem niego. Wejdź na
“The Bosses”. Buziaki ode mnie i dziewczyn ;*”
Drżącą dłonią nacisnęłam ikonkę przesyłu danych,
gdy zasięg wrócił. Wiadomość Sasuke nadal znajdowała się w skrzynce nadawczej,
niewysłana, czekająca aż ponowię prośbę o jej przekazaniu.
Jednak, gdy ze łzami w oczach obejrzałam jego
zdjęcia z jakąś niebieskowłosą pięknością, natychmiast ją usunęłam. Nie
pozwoliłam jej tam wciąż krążyć i przypominać o tym, że mogła być wysłana.
Dobrze, że tak się stało. Dobrze… Szczęście w
nieszczęściu. Potwierdzenie moich przypuszczeń, uznanie moich racji wcale nie
było dobre. Sprowadzało więcej smutku niż mogłam sobie wyobrazić, ale z tym
jeszcze więcej słuszności w przekonaniu, że nic więcej nie powinno nas łączyć.
Nic, prócz przelotnego romansu i dziecka, które przyjdzie na świat. Nadal nie
wiem, czy przyniesie mi ono radość, czy smutek.
Nie wiem.
Jednak wiem, że nie oddam go w łapy jego ojca oraz
to, że matkę będzie miało jedną - mnie - a nie każdą lafiryndę, która jego
tatuś sobie przygrucha, nie ma takiej opcji.
I tego się będę trzymać.
***
1. Mimo, że piszę to jeszcze przed ostatecznym otrzymaniem szablonu od Akemii, już jestem pewna, że jest śliczny, więc bardzo jej dziękuję :3
2. Widziałam się dziś z Okeylą! (Dałam dzisiaj swój trzeci w życiu autograf! <3 )
3. Jest tutaj coś, w co musicie wejść - Akemii, to kolejny dotyczący ciebie punkt i to nie ostatni ;__; - mianowicie otrzymałam CUDOWNY PREZENT, który po prostu musicie zobaczyć. Jeśli nie dla mnie, to dla niej, bo uwierzcie, że się nad nim napracowała.
JESZCZE DZIŚ MOŻE UKAZAĆ SIĘ ROZDZIAŁ NA KESSHITE!
4. Nikiro, znów ty!
Spotkanie Imai&Nikiro w końcu dojdzie do skutku! Ooo, tak, niewierni! Wszystkie dzieci mnicha dostaną rozgrzeszenie! Hehe... Jeśli ktoś na Woodstocku będzie chciał wam wmówić, że Edgaro jest jedynym bogiem tego świata, będziemy to my.
BARDZO DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE
których naprawdę przybyło, za co jestem wam bardzo wdzięczna. Akcja dokarmiania autorów działa :D
PS Jeśli o czymś zapomniałam, na pewno to dopiszę xD
Szablon otrzymam za max dwie godziny, także chętnych na obejrzenie rezultatów zapraszam nieco później ;]
Bywajcie!
szachmatmojeee
OdpowiedzUsuńA.
Wróciłam, Shee;)
UsuńNie mogłam się oprzeć pierwszemu miejscu. Bywa życie
Wiesz, że nie podoba mi się, co robisz z życiem Sakury. Ale imponuje mi sposób, w jaki ironizujesz media;)
Shee, jak Ty podrosłaś! A, nie, to ja dawno nie czytałam Twoich blogów...
Bardzo lubię Twój styl pisania;) Lekko go się czyta, choć czasem sztywne wcinki psują cały klimat. Musimy nad tym popracować ;> Czasem postacie mi się zlewają i też musisz skupić się na poszczególnych rolach, żeby się wyróżniały. Charakterem. Złością, ironią - czymkolwiek, byleby nie były takie same.
Mówiłam Ci, że szablon jest śliczny? Mistrz Akemii jak zwykle odwaliła kawał dobrej, żołnierskiej, nikomu nie potrzebnej roboty. Pokłony!;)
Weny, Szejrenie.
I dobrego nastroju, żeby wszystko zakończyło się tak, jak Cię namawiam...
Buźka;*
A.:D
Aerix, ale mnie zrobiłaś XD
UsuńNo nie podoba ci się, ale życie brutalne jest, no co zrobisz? Nic nie zrobisz ._. Mediami mogę bawić się do woli i nie zamierzam przestawać :D
Pominę ten akapit o podrastaniu ;-;
Sztywne wcinki? T_T I cały misterny plan poszedł w...
Jak to postacie ci się zlewają? MUSIMY NA TEN TEMAT POWAŻNIE POGADAĆ.
Hehehe. Wiem u kogo zamawiać szablonową robotę B|
No, do napisania! :>
cóż . . Sakura.. tak bardzo mi jej szkoda..oby to dziecko dało jej siłę i szczęście,którego teraz niezwykle potrzebuje..co do Sasuke to brak mi słów niby cierpi ale należy mu się za oszukanie i spiski za plecami Haruno..
OdpowiedzUsuńRozdział jest niesamowity ;) Podoba mi się w nim wszystko. Znów mam dziurę w głowie ale to nic. Lubie to uczucie po przeczytaniu każdego twojego rozdziału. :)!Ciocia jest niesamowita. Ona pomoże naszej Sakurze :)Właśnie takiej cieplej i doświadczonej osoby potrzebuje.:)
Pozdrawiam, całuje i życzę mnóstwa weny!;)
Polly-chan~
No trochę jej życie dało po dupie, ale nie jej jednej ;]
UsuńNo właśnie generalnie mi nie podoba się w nim nic xd Nic się w nim tak naprawdę przełomowego nie stało, ale takie notki też są potrzebne.
Ooo, tak. Lulu jeszcze was zaskoczy :D
Dziękuję, wena z pewnością się przyda! :]
Nie no po przeczytaniu tego rozdziału musiałam swoje odreagować dlatego zjadłam całe pudełko lodów.... SAMA!!!!!
OdpowiedzUsuńNie no przez większość rozdziału dosłownie pękałam ze śmiechu te fragmenty o facebooku mnie całkowicie rozwaliły i położyły na łopatki przygniatając do ziemi. O nie, ja nie śmiałam się tak pod nosem, to nie były jakieś tam uśmieszki, śmieszki. To był gwałtowny i niekontrolowany wybuch śmiechu, coś w stylu erupcji wulkanu.
Były też momenty smutniejsze i te które mnie rozzłościły ( nienawidzę fotoreporterów ). Po prostu jestem tak rozdarta jak jeszcze nigdy.... Po prostu jeden wielki wir emocji!
Naprawdę świetny rozdział, oddaje ci pełen hołd i czekam na następny!
Pozdrawiam Paulina
Pudełko lodów niech spoczywa w pokoju [*]
UsuńPamiętaj, że lubię wulkany, definitywnie jestem za :3
No, fotochieny potrafią być uciążliwe, przyznaję.
Och, wpędziłam kogoś w wir emocji. Może kiedyś rzeczywiście coś ze mnie będzie xd
Dziękuję i do następnej :D
Jeju!
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od szablonu! Jak przeczytałam, odświeżyłam i już wyświetlił mi się nowy szablon. Jedno słowo go opisuje- CUDO! Piękny, delikatne kolory, a ten art z Sasuke i Sakurą w nagłówku jest po prostu przepiękny!
Ten, który wstawiłaś do rozdziału również mistrzowski! :)
A teraz przejdę do rozdziału.
Popłakałam się. Sasuke jest teraz taki smutny, szkoda mi go, mimo wszystko. A Sakury tym bardziej. To z Shee, było świetne! Jestem ciekawa jak rozwinie się akcja <3. Nadal czekam na SasuSaku!
Kurde, wkurzyło mnie to, że tym razem Sasu nic nie zrobił a został przyłapany przez paparazzi :D. Oby ta sytuacja się szybko wyjaśniła.
Jeszcze wspomnę, o idealnej jak zawsze playliście <3. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
Pozdrawiam i życzę weny, Bella.
Hey, hey :>
UsuńPierwszy raz odważyłam się na coś tak jasnego i delikatnego. Starzeję się XD
Popłakałaś się? ;_; Och, moje serce się cieszy - może niekoniecznie z fakty, że polały się łzy, ale że sięgnęłam do jakiś głębszych emocji. Czekasz, czekasz... Nie ty jedyna :>
Playlista, playlista. Pomyślę coś nad tą zakładką :D
Dziękuję i pozdrawiam! ;]
Taki zaplątany ten rozdział, że aż nie wiem co napisać. Wiem, że lubisz po kolei, ale chyba zacznę od końca.
OdpowiedzUsuńChlerna wszędobylska hiena. Zniszczyła miłość na zawsze. A ja tak chciałam, żeby wysłała tego sms'a. Paparazzi niszczą dziecięce marzenia :(
Cocia Lulu bezbłędna, cudowna i zastanawia mnie, czy takie ciocie w ogóle istnieją. Zamawiam jedną!
Nadal nie rozumiem Sakury. Niby się ogarnęła, niby nie. A czas płynie. Przynajmniej na koniec podjęła jakąś decyzję. Szkoda tylko że tą złą.
Imai przepaliła mi obwody. Nie zapominając o Sasuke i jego furii, oczywiście. Chociaż mógłby trochę milej traktować Naruto. Coś czuję, że jeszcze będzie mu zawdzięczał odrodzenie związku z Sakurą. Lulu też będzie miała w tym swoją zasługę.
Jak tylko Shee zwymiotowała i zaczęła się gorzej czuć wiedziałam, że chodzi o ciążę. Chociaż uważam, że powinna przyjąć stronę Sasuke, a nie ciągle mu wytykać, że schrzanił. To nie jego wina, że ma dziadzię świra. Rodziny się nie wybiera.
Shee, więcej wyrozumiałości dla Saska i skończ się mazać, a będę super szczęśliwa.
Było dużo śmiesznych tekstów, których gratuluję.
Pozdrawiam i z niecierpliwością wyczekuję ciągu dalszego.
Heloł.
UsuńSmsy zdradzieckie są, nie ma co na nich polegać :>
Takie ciotki są boskie. Mam podobną, tylko ma na imię Kamila :D
Hmm, jeszcze nikt mi nie powiedział, że przepaliłam obwody. Oryginalnie.
Gdzie ja się marzę, przepraszam bardzo? ._.
Za niecałe trzy tygodnie będzie :D
Jejuu, piszę koment trzeci raz i za chorobę nie mogę skleić w całość >,< Dziś zatem krótko a treściwie:
OdpowiedzUsuńRozdział rozdziera na części, a jednocześnie zachwyca jak nie wiem co. Wyszło Ci takie pierdu pierdu i właściwie to nic nadzwyczaj ekscytującego nie ma, ale całkiem przyjemnie mi się go czytało ;D
Tylko mam ochotę coś rozpierdzielić- nienawidzę, kiedy ktoś co i rusz zmienia szablon! Strasznie mnie to irytuje. Szablon jednak cieszy moje oczy ;>
Zatem życzę miłego dnia i do następnej ;)
Witam.
UsuńTaa, mi też blogger odmawiał posłuszeństwa ><
A ja uwielbiam zmieniać szablony. Jak jeden jest za długo, to mnie po prostu drażni xd
Pozdrawiam :D
Wchodzę i dębieję. Łał.
OdpowiedzUsuńPrzez kilka dobrych minut nie mogłam oderwać oczu do tego dzieła, bo nowy szablon jest naprawdę świetny. Akemii się postarała :)
Menda. Patentowana menda społeczna. Nie masz litości dla tych, co to na Woodstock nie jadą, co rozgrzeszenia nie doznają, kurde szlag! Ale i tak nikt nie musi mi wmawiać, że Edgaro jest naszym jedynym bogiem, gdyż hańbą byłoby tę prawdę kwestionować.
Stwierdzam, że masz dziwny fetysz na imiona typu "Momo" albo "Lulu". Ja wiem, że ten chomiczek w twojej czaszce ma ograniczenia, ale na 'Lulu" stać dzieci z przedszkola, a po Fejmie z Internetów spodziewa się czegoś więcej. Jednak muszę przyznać, że ma to pewien urok, tak jak same postacie, noszące te wdzięczne imiona :)
Ha! I znowu ci nie wyszło. Jak Imai poszła rzygać i rzuciła tematem "Dzieci, ciąże i odpowiedzialność", od razu wiedziałam, że coś się święci. I mój cudny mózg zaczął wytwarzać niezliczone obrazy słodkich Itasiowoimaiowych bliźniaczek :3
A co będzie, jak Sakura urodzi chłopca z różowymi włosami? Zawsze mnie to zastanawiało...
Shee, jak ogólnie wiadomo, jest istotą wredną, złą i niedobrą. Nie masz może w planach, w bezmiarze swej okropności, zmienić tematyki bloga z Sasusaku na Sasunaru? Mogło by to być zaiste ciekawe, taki lolitkowy związek w stylu: Dzisiaj na śniadanie jadłem ramen, cały czas myśląc o tobie...
Autografów to ty się jeszcze napiszesz, poczekaj tylko aż ci zrobię wjazd na chatę!!! To ci łapka odpadnie. Mam niecny plan wytapetować sobie tym pokój...
Akemii podbija jutjuby. Zdecydowanie podbija. Taki mega trajler do Kesshi, cud miód i orzeszki :]
Rozdział miał taki niesamowity klimat. Podczas czytania aż przechodzą dreszcze, naprawdę bardzo ładnie :]
Tak więc, nie przedłużając, weny.
Pozdrawiam, polecam,
Me
Ja nie wiem, ale ludzie nas chyba zniszczą xD Naprawdę mamy zamiar to zrobić. Cieszę się jednak, że ciebie nie trzeba nawracać :D
UsuńPUNKT PIERWSZY.
Nie jestem żadnym fejmem, a postaci nazywam tak, jak mi się podoba. "Momo" po prostu wpadło mi do głowy, a "Lulu", to ksywka mojej koleżanki. To tyle w temacie.
Imaiowoitasiowe dzieci zdobędą ten świat, mówię ci. To będzie przełom B| Nie, nieee! Imai i pisanie yaoi, niet.
To dość niecny plan, dobry dla fanatyka, choć... nie potępiam tego xD
Czuję, że po tych komentarzach będę mieć zastrzyk weny B|
Pozdrawiam :>
Zaczynimy od tego że kupujesz mi co najmniej 10 paczek chusteczek...; ) Stan Sakury jest tak dla mnie odczuwalny, że mam w pokoju ocean, a moja mama, jak otwiera drzwi to się pyta czy umówić mnie do psychologa bo ciągle ryczę.A to na boku...Notka ! Na tym się skupię...Sasuke myśli ! *Przynajmniej tak sądzę*....Podejrzewam, że niedługo będzie myślał o odnalezieniu Sakury i walnie Allacha, czołem o podłogę przed nią, a Ona mu nie wybaczy od razu, ale On jakoś jej tam to udowodni i będzie Happy End* Pokazuje dłońmi kształt tęczy*...Ale to moja optymistyczna wersja. Pesymistycznych mam za dużo , a że jestem leniem to nie chce mi się ich pisać. Mam w każdym razie nadzieje że do siebie wrócą...I znów odbiegłam od tematu...Kurde mole, no !
OdpowiedzUsuńOdcinek ---------------------------------->REWELKA! :)) I czekam z niecierpliwością na następy, a także zapraszam do mnie także paring SS
uchiha-haruno-rules.blogspot.com
Powodzenia w pisaniu dalej i weny dużo dużo weny ;P :)
PS. Chyba nie wyszłam na stukniętą, co ? (~.~)
W sumie mogłabym założyć firmę produkującą chusteczki.
UsuńImai sprawi, że nigdy nie będzie ci mokro! Hehehe.
Powiedz mamie, że to przeze mnie, mimo, że nie odpowiadam za stan zdrowia moich czytelników :D
Tak, to optymistyczna wersja, przyznam xD Nie wiem, czy stać mnie na coś takiego xd
Nie, nie wyszłaś. A jeśli nawet, lubię takich ludzi :D
Pozdrawiam :>
Kto jest miszczem, bo udało mu się nadrobić kilka rozdziałów? No kto? :D
OdpowiedzUsuńKuurde, gdybym wiedziała, że aż tyle się tutaj działo przez... chyba cztery rozdziały, odkąd nie byłam na bieżąco, choć nie jestem teraz pewna, nadrobiłabym wcześniej Karuzelę. No, ale dobra.
To wszystko... nawet nie wiem, jak to ubrać w słowa, bo, kuźwa, zszokowałaś mnie tym nagłym obrotem spraw - kurde, Imai, frajerze, co ty mi z MUSKIEM robisz? ._.
Och, pojawił się Jack, w którymś poprzednim rozdziale, więc się cieszę, bo trochę mi gościa brakowało. ^^ Potem to, jak Naruto i Sasuke się schlali... O, no właśnie! Naruto się w końcu pojawił! <3 Chwała ci za to, szczylu!
Ojoj, no to teraz się będzie wyprawiać, jak Sakura jest w ciąży. Już nie mogę się doczekać momentu, gdy staną ze sobą twarzą w twarz. *.* Sakura z brzuszkiem, a Sasuke z... niczym, najprawdopodobniej. xD
Ech, teraz z tego zafascynowania nie mam jak napisać stosownego komentarza nawet, a już szczególnie, gdy jestem głodna. : |
Dobra, następnym razem się jakoś bardziej wysilę, co ty na to, Imai? ; >
O nie wierzę xD Co ja patrzę xD
UsuńJa ci mówiłam, a ty zlewałaś po całości biedną Shee T_T
Nagły obrót spraw, co? xD Myślałam, że wszystko jest mega klarowne xd
Jack, tak? Okej... ]:->
Idź zjedz, bo to grzech głodnym być, kiedy nie trzeba <3
Dobra, jestem za!
Bajos :D
Hm, rozdział fajny, ale rozwaliła mnie ta akcja z ciążą Shee. W sumie to troszeczkę szkoda mi Sasuke, ale ma na co zasłużył. Sakura powinna poinformować młodszego Uchihę o swojej ciąży, żeby chociaż płacił. Powinna mieć coś z kasy, którą dzięki niej zdobył, nie?
OdpowiedzUsuńWiem, że wstawiłaś niedawno notkę i możliwe że jesteś poza domem albo masz mnóstwo zajęc, ale błagam napisz nową notkę jak najszybciej
Shee zaskoczyła was wszystkich xD
UsuńDokładnie. Ma to, na co zasłużył B|
Of kors, alimenty będą. Hajs musi się zgadzać xD
Taaa, dopiero wróciłam, a po jutrze znów wyjeżdżam xd nowa notka będzie w standardowym terminie - trzy tygodnie od poprzedniej :>
Pozdrawiam :D
Liczy się gest, także bardzo dziękuję za komentarz :D
OdpowiedzUsuńDobrze kminisz, dobrze :>
Luuuzik! Również pozdrawiam :D
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńShee, jak jesteś głodna, to już pakuje Ci paczkę z jedzeniem xd ♥
OdpowiedzUsuńSzablon! Piękny *_*
Znowu jako jedna z ostatnich piszę komentarz.. wybacz, tak bardzo Gra o Tron .. Nie dało się jej nie oglądać :D
Dlaczego wcześniej pomyślałam o Rinie a nie o Sheeiren? Eh.. Te Imai;
OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO w mordę. Sheeiren jest w ciąży! A przecież.. no wiem, że leki zadziały. Sama nie mówiła nic, bo nie chciała nikomu robić nadziei.
Ale nam autorka utrudniła sytuację!
Uhuhuhu i co teraz?
Lubię pijanego Sasuke z pierwszej części tego rozdziału. Może dlatego, że w ogóle go lubię?:D Chociaż, trzeba przyznać, że się zmienił, że zmieniła go sytuacja i Sakura, albo ja sama chcę w to wierzyć..
A reakcja na wiadomość o ciąży Imai, jest taka Uchihowa, choć znając Saska mógł się bardziej wkurzyć. Z drugiej jednak strony Imai ma trochę racji, więc nie może Jej obwiniać.. Gdyby Sasuke poczekał z poinformowaniem Madary, oh z resztą jest mnóstwo "gdyby", teraz najważniejsze, żeby pogadał z Sakurą i żeby coś zrobił!
Hhahahaha, stojny Sasek ma fanpage;d Utakata, jest zazdrosny?
Pffff, obcas to jest poważny problem!
Ah! Sasuke zacznie brać udział w wyścigach!
(Na pewno;d już czuję kilka wygranych i wypadek albo od razu wypadek
i Haruno nie będzie miała wyjścia i przyjedzie do szpitala - zapewne albo dowie się sama albo poinformuje ją o wypadku Itachi/Naruto i kiedy zobaczy go "nieprzytomnego" powie mu, że jest w ciąży i doda kilka wyrażeń, ukazujących na jakim poziomie intelektualnym jest Uchiha i wyjdzie, a Sasuke się w końcu dowie, że jest ojcem! ooohh;d)
No masz, kolejna w ciąży. Tyle wnuków! Madara niech szykuje kasę na wózeczki i ubranka. (Tylko mi tu nie uśmiercaj żadnego dziecka! -.-) Nowa praca, inne miejsce, Saku powinna odpocząć i oderwać się, choć na chwilę, od tego wszystkiego. (Na chwilę;d Sasuke nie powinien odpuszczać;d)
Ah, ciocia mistrz!;d "Młode, a takie głupie" ♥
"O niczym nie myślałaś. Po prostu trwałaś, słonko." - to się nazywa przebywaniem w pudełku nicości :) (https://www.youtube.com/watch?v=Wl7gep9f16M i nie ważne, że takie pudełko pasuje do mózgu mężczyzny;d kobiety też je mają;d, ale wracając ..) ahh..nie, nie, nie, dlaczego Sakura zobaczyła to zdjęcie?
I co teraz Shee? Jak się to wszystko rozwiąże?
Weny <3
Trafiłam tu przez Miku (wielkie dzięki!), bo zareklamowała cię u siebie i...wcale nie żałuję tego że przez 2 dni ślepiłam oczy czytając twojego bloga na telefonie! Boże jak ty to robisz, że wywołujesz u mnie tyle emocji paroma zdaniami?!
OdpowiedzUsuńNo dobra, wracając do tematu...jak zaczynałam czytać twojego bloga pomyślałam sobie 'eee..kolejna przewidywalna historyjka...' i o mamo jak się pomyliłam, zaskakujesz mnie każdym rozdziałem, które a propos wcale nie są nudne!!!! Szablonu nie pochwalę, bo nie bardzo na telefonie mam jak go ocenić gdyż go nie widzę, ale pod następnym rozdziałem, może będę pisała z komputera to coś tam naskrobię odnośnie tego :) to co piszę jest pewnie chaotyczne, ale musisz mi wybaczyć, tyle emocji ._. biedna Saki, biedny, głupi Sasuke! Niech on weźmie się w garść i walczy o nią no! Koniec użalania się nad własnym tyłkiem! Już marsz do Miku wypytywać się o Sakure i dupa w kroki na wioskę!
Cieszę się, że w końcu pojawił się Naruciak i jego problemy egzystencjonalne <3 mam nadzieję, że odegra jakąś większą rolę w ratowaniu miłości SasuSaki :3
Co by tu jeszcze...a! Świetnie wykreowałaś postać Jacka! Mimo, że kibicuję Sasuke to jakoś nie mogę znienawidzić tego, że on się tak kręcił koło Saki i że ją pocałował, serio go LUBIĘ! a to dużo jak na mnie :D
Myślę, że tym zakończę ten bezsensowny komentarz, bo i tak nikt go nie ogarnie :D
Pozdrawiam, i możesz mnie dopisać do listy fanów!!!!! :3
Cassie :)
Oeeezu o.O możesz być dumna, bo to chyba mój najdłuższy komentarz w życiu!
UsuńCassie
Jestem dumna! Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo :D Jestem też pewna, że twój komentarz i tak to mnie sprawił więcej radości niż tobie xd
UsuńMiło, że Karuzela przypadła ci do gustu. Ostatnio przekonałam się, że są osoby nietrawiące mojego humoru, no ale co zrobisz? Nic nie zrobisz xd
"Moje *Miku Poleca* działa :D " - właśnie napisała mi na fb Miku :D
Serio, dałaś mi teraz kopa do pisania. Zacięłam się na 14 stronie i nie mogłam ruszyć, a teraz właśnie odpaliłam dokument :D
Także rozdział już pojutrze, a ja nie chciałabym cię zawieść ^^
Do napisania ;D