22 maja 2014

XI

“Osłonił jej ciało swoim, a kiedy otoczyła go ramionami, zobaczyła go we wszystkich wcieleniach naraz: jako pięcioletniego chłopczyka o wciąż jeszcze jasnych włosach; jako wypuszczającego pędy jedenastolatka; jako trzynastoletniego wyrostka z dłońmi mężczyzny. Migdałowe oko księżyca sunęło po nocnym niebie, kiedy wyszeptała wprost w zapach znajomej skóry:
- Kocham cię...
Pocałował ją tak delikatnie, że zastanawiała się, czy sobie tego nie wyobraziła. Odsunęła się nieco, by spojrzeć mu w oczy.
A potem padł strzał."
~Jodi Picoult

Sakura
Tęsknota jest bardzo dziwnym uczuciem, wpędzającym człowieka w najróżniejsze problemy, o których wcześniej mu się nawet nie śniło. Potrafi być ona nawet powodem śmierci, gdy już nie dajemy rady walczyć, nie mamy siły, aby znów wstać.
Tęsknota to nieustanna walka z samym sobą, ze swoimi wspomnieniami, które natarczywie wchodzą z buciorami wszędzie tam, gdzie ich nie potrzeba, gdzie ich byt jedynie pogarsza obecną sytuację.
Przykre jest to, że z reguły nie wiemy za czym tęsknimy, co dokładnie tak nas urzekło, że potrzebujemy tego jak tlenu, bez którego nie da się wiecznie podnosić. Zależy to tylko od tego, do czego potrafi popchnąć nas to uczucie, jak wiele potrafimy przez nie wycierpieć. Mimo wszystko jednak jestem pewna, że człowiek prawdziwie zakochany jest zdolny zrobić zdecydowanie więcej od człowieka stęsknionego. Tęsknota wpisuje się w kanon miłości, a nie na odwrót. To zakochanie wybija się ponad nią, górując niepodważalnie. Te czyny, o których nam się nie śniło, z których wynikały najróżniejsze problemy potęgowały się, choć wydawało się to niemożliwe.
Jeśli człowiek stęskniony potrafi się doszczętnie załamać, człowiek prawdziwie zakochany jest zdolny zrobić zdecydowanie więcej, to co jest w stanie zrobić człowiek stęskniony i nieszczęścliwie zakochany?
Setki zdjęć, setki wiadomości wciąż i wciąż przypominających przeszłość, która zniszczyła mnie do szczętu. Tysiące minut spędzonych na rozmowach o wszystkim i tysiące godzin leczenia złamanego serca i nowych ran doznanych po kolejnym jego wybuchu, przelatywały przed moimi oczami jak klatki filmu, gdy wpatrzona w krajobraz za oknem pogrążona w kompletnej ciszy analizowałam całe swoje życie.
Było warto?
Wszystko jest po części ułudne. Szczęście, radość, smutek, żal. Tęsknota też. Jednak nie każdy jest na tyle silny, aby to dojrzeć, aby się temu przeciwstawić. Na pewno nie należę do tego rodzaju ludzi, na których takie przeżycia nie wywierają wpływu, po prostu jestem na to za słaba.
Ta świadomość trochę mnie przytłacza, ale już nie tak bardzo, jak półtora roku temu. Dotarła do mnie, gdy Momo przygarnęła mnie dzień przed wigilią, kiedy sama i zmarznięta siedziałam na betonowym murku w Chinatown. Może poszłam właśnie tam, chcąc poczuć coś znajomego? Coś, co chociaż trochę kojarzyło mi się z domem, a nie obskórnym miejscem, gdzie przesiedziałam pierwsze dwie, trzy godziny po tym, jak znów mnie uderzył?
Gdy siedziałam już z Lisą i Momo w ciepłym domu, napisał. Przepraszał, chciał żebym wróciła, albo chociaż powiedziała mu, gdzie jestem. Wysłałam mu suchy adres, a dzwonek do drzwi zadzwonił po półgodzinie. To znów był ten moment wybaczenia. Ten moment, kiedy brał mnie w ramiona, szepcząc do ucha, że to już ostatni raz, że przeprasza za to jaki jest. Byłam w stanie odpuścić mu wszystko. Boże! Zrobiłam to nawet, jak pierwszy raz mnie zgwałcił! Kiedy, do kurwy nędzy poroniłam przez uderzenie w brzuch! A on… Jedynie na nowo tracił moje zaufanie.
Kolejnego dnia w wigilię z rana, nie miałam jeszcze pojęcia, że za kilka godzin stanę się nikim. Tak. Właśnie tak odbierałam to, kiedy pozostawił mnie samą wśród wielkiego tłumu koło godziny dziewiętnastej na ogromnym placu w środku miasta. Ludzie, którzy mnie otaczali wydawali się być przerażający, czyhający na moje życie, a ich szczęście i radosne uśmiechy przyprawiały o ciarki. Figurki Świętych Mikołajów porozstawiane na ulicach budziły we mnie grozę. Ciągle widziałam tylko ich puste, lśniące w ciemności oczy, przez które wtedy mało co nie zwariowałam.
Biegałam jak oszalała, nawołując jego imię. Zatrzymywałam mijanych mężczyzn, aby sprawdzić, czy to na pewno nie on. Po godzinie się poddałam. Usiadłam na najbliższym murku, podciągnęłam kolana pod brodę i bujając się to w przód to w tył, powtarzałam, że to wszystko mi się śni.
Były momenty, że nie chciałam go kochać. Nie chciałam widzieć go każdego dnia, nie chciałam spędzać z nim reszty życia, nie chciałam… O czym ja bredzę. Chciałam, aby zawsze mimo wszystko był. I był. On, jego napady agresji i początki alkoholizmu, a teraz… teraz jeszcze rak. Zawsze obciążałam winą za to wszystko jego przeszłość. Służąc w Iraku na pewno przeszedł więcej, niż byłam sobie w stanie wyobrazić i to właśnie główny powód mojego wiecznego usprawiedliwania jego czynów. Myślałam, że robię dobrze, że zatrzymam to błędne koło, w które wpadł właśnie tam, że nauczę go normalnego życia, gdzie na co dzień nikt nie chce go zabić, a… jedynie kochać.
Jednak w wigilię już nie wytrzymałam. Wszystkie podpory mojej pewności siebie rozpadły się i wręcz zniknęły, nie było nawet czego stawiać od nowa. Runęły, bez możliwości odbudowy. Moja osobowość też nie chciała już przeciwstawiać się myślom, które wciąż powtarzały: tak nie powinno być; odejdź od niego; uwolnij się, żyj normalnie.
Nie słuchałam ich nic a nic, nawet wtedy. Jak mantrę powtarzałam, że wróci. Jednak nie wrócił, a ja płakałam z racji jego nieobecności, jak i wolności. Moje nieme protesty znalazły w końcu ujście, a ja doszłam do pewnych wniosków.
Miałam dość już przed świętami. Moja mama nabierała podejrzeń. Miku nie było wtedy w Tokio, a jeszcze nie mieszkałyśmy w czwórkę, więc mieszkanie było całe dla mnie, co w rezultacie nie okazało się niczym pożytecznym. Mama wciąż pogrążona w żałobie topiła smutki w tysiącach dramatów, więc nie chciałam obarczać jej moimi problemami. Z resztą, nigdy tego nie robiłam. I nie wiem, czy nie był to błąd.
Momo wybawiła mnie w wigilię i dzień wcześniej, ale to były tylko dwa razy. Dwa z wielu, kiedy musiałam radzić sobie sama, tak jak on teraz. Zresztą. Teraz miał on inne życie. Życie, w którym wreszcie się spełniał, w którym był szczęśliwy…
Nie, on nie zasługiwał na szczęście.
Zaczynało brakować mi słów. Już sama nie wiedziałam co było prawdą, a co kłamstwem. Moje zagubienie potęgowało się z sekundy na sekundę, a napędzały je trybiki coraz bardziej poplątanych przemyśleń, z których nie wyniknęło nic klarownego. Czyli w sumie nic nowego.
Chciałam w końcu jakoś się ustatkować. Mieć kogoś, na kim mogłabym bezgranicznie polegać, komu oddałabym wszystko, aby go wybawić. Naprawdę byłam do tego zdolna, ale nikt nie wydawał się wystarczająco odpowiedni, aby na to zasłużyć. Ten ktoś musiałby być kimś wyjątkowym i przeciętnym w jednym.
Spojrzałam na Sasuke, który nieprzerwanie patrzył przed siebie. Nie zwolnił uścisku, którym maltretował kierownicę, nie zaszczycając mnie uwagą nawet na chwilę. Może nie znaliśmy się od lat, ale jeszcze nigdy nie widziałam go tak rozjuszonego. Mimo upływu czasu nadal do końca nad sobą nie panował. Były momenty, że kiedy spoglądałam na niego kątem oka, budził się we mnie strach, lecz szybko niknął, kiedy uzmysłowiłam sobie, że to on był wybawcą, który zabrał mnie z tego ekskluzywnego więzienia, którym była willa Deidary. Nic lepszego chyba nie mógł dla mnie w tamtej chwili zrobić.
Teraz myślałam nieco bardziej logicznie niż wcześniej i zdawałam sobie sprawę, że nasze wyjście było dość spektakularne. Nie wiem, czy byli tam reporterzy czy nie, lecz nawet jeśli… to wszystko dotrze do tej idiotycznej gazety. Wszystko trafi do internetu, do ludzi biznesu, a ja zawsze w pewien sposób chciałam być anonimowa. Jedną z zalet Tokio była właśnie anonimowość. Ogrom ludzi mieszkający w tak wielkim mieście nie był w stanie znać się nawzajem. To nie atmosfera na wsi mojej ciotki, gdzie wyszło się do sklepu w dwóch różnych skarpetkach, czy zrobiło coś bardziej lub mniej właściwego, a zaraz wiedzieli o tym wszyscy. Tutaj to było po prostu niemożliwe. Rzadko spotykałam swoich znajomych na ulicy, bo nie byli nawet jedną setną mieszkańców tego miasta i to bardzo mi się w nim podobało. Anonimowość choć pozorna, nadal jest swoistą anonimowością.
Teraz jednak, jeśli znów pojawię się w tej gazecie, może być z tym ciężko. Taki plotkarski szmatławiec prawie nigdy nie pisze prawdy. Praktycznie zawsze ubarwia swoje opowieści, aby tylko więcej ludzi kupiło więcej egzemplarzy, a to ostatnie, czego potrzebowałam. Chciałam zniknąć, stać się nikim. Bardzo tego teraz potrzebowałam.
Ściągnęłam trampki i podwinęłam kolana pod brodę, obejmując je ramionami, aby położyć na nich głowę, znów zapatrując się w mijane łąki, które powoli pogrążały się blasku zachodzącego słońca, coraz bardziej zasłanianego przez ciemne, burzowe chmury. Zjechaliśmy z autostrady, wjeżdżając na pomniejsze drogi, lecz kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nic mi teraz nie przeszkadzało, a było mi wszystko jedno, gdzie Sasuke mnie zabierze.
Nie chciałam się do tego przyznać, ale ufałam mu. Nie wiem, jakim cudem tak szybko potrafiłam zdobyć się na coś takiego, ale jestem pewna, że to się zdarzyło. Za każdym razem, gdy pojawiał się w zasięgu mojego wzroku, czułam się bezpieczniej. Kiedy podchodził na wyciągnięcie ręki, miałam wrażenie, że nic nie jest w stanie mi zagrozić. Mogłabym przywołać te sytuacje przed oczy, ale po co?
A jednak. Przyznałam się do tego i niekoniecznie wiedziałam, co z tym zrobić.
Co było w nim takiego? Trudno to wytłumaczyć. Nadal nie dawały mi spokoju te momenty, kiedy zawsze gdy coś działo się nie tak, on nagle pojawiał się i naprawiał to od tak i to jeszcze utwierdzając mnie w przekonaniu, że to czysty przypadek.
Jednak mimo to, coś w zakamarkach mojego umysłu kazało od niego uciekać. Czasem pojawiał się w mojej głowie taki właśnie natrętny głos, lecz zawsze był szybko zbywany przez mase innych, przeciwstawnych myśli. Nadal niewiele o nim wiedziałam, ale nie zatrzymało mnie to przed ogromem rzeczy, których robić nie powinnam. Zamknęłam oczy, chcąc uciec chociaż w ten sposób.
Wczorajsza akcja z tańcem wciąż echem przypominała mi o sobie, bez przerwy. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Na pewno nie byłam w stu procentach świadoma tego co robiłam, a zrobiłam całkiem... sporo. Alkohol odurzył mnie w pewnym stopniu, bo normalnie brakowałoby mi odwagi, lecz jednak on mimowolnie przełamał moje granice. Dobrze jednak, że w końcu się opamiętałam. Później… Ryan spadł jak grom z jasnego nieba, niezwykle jasny i niezwykle silny. A ja już zaczynałam powoli hodować w sobie uczucie nienawiści, na które zasługiwał. Teraz już miałam powody, aby zrobić to z czystym sumieniem.
Czułam, że zwalnialiśmy, lecz otworzyłam oczy dopiero, gdy auto stanęło. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, aby złapać ostrość widzenia. Mój wzrok skierował się na przydrożny motel, który zdecydowanie nie był najlepszej jakości. Pierwsze krople deszczu poczęły uderzać o maskę samochodu i to właśnie ten dźwięk przerwał wszechobecną ciszę. Po ulicy nie jeździły żadne auta, na parkingu stały tylko dwa samochody, a świateł w pokojach też nie paliło się za wiele. Motel nosił nazwę "Rocky Mountain", a szyld z tym właśnie napisem uległ kiedyś dość poważnym usterkom, gdyż "c" i "u" zwisały ku dołowi, a reszta trzymająca się w miejscu nie świeciła się. Rozejrzałam się, nie widząc praktycznie żywej duszy. Najwidoczniej w promieniu kilku kilometrów nie było tu życia, a ten motel został tu postawiony całkowicie od czapy. Pojęcia bladego nie miałam, dlaczego akurat na ten lokal padł wybór Sasuke. W sumie nie spodziewałam się nieskończenie gwiazdkowego hotelu, postawiłam na przeczucie i tak jak myślałam, byliśmy w miejscu całkowicie wyalienowanym.
Deszcz bębnił w szyby coraz mocniej, przez co obraz za oknem, zaczął mi się lekko zamazywać. Cisza pomiędzy nami przeszkadzała mi w przeciwieństwie do Uchihy, który wydawał się uspokajać im dłużej ona panowała. W końcu pod naporem mojego spojrzenia, wyjął kluczyki ze stacyjki, rozluźniając lewą pięść, która prawie nieustannie była zaciśnięta.
- Chodź - powiedział krótko, wysiadając i nie czekając na cokolwiek, co miałabym ochotę powiedzieć. W normalnej sytuacji pewnie przejawiałabym po sobie jakieś oznaki protestu, lecz teraz byłam w stanie zgodzić się prawie na wszystko i było mi wszystko jedno, gdzie będę spać.
Nie wiedziałam, co działo się w jego głowie, a najwidoczeniej działo się wiele. Nie wiem, co zaszło pomiędzy nim, a Ino, lecz musiało być to coś nieprzyjemnego. Nie byłam w stanie przypisać jego zachowaniu innego sensownego powodu. Lecz mimo niewiedzy rozumiałam, więc posłusznie po chwili również wysiadłam z auta, biegnąc w stronę, gdzie zniknął Sasuke. Deszcz lał tak mocno, że nie widziałam dobrze budynku, przez co poruszałam się na oślep. Gdy o mało co nie wywróciłam się o krawężnik, wiedziałam już, że znajdowałam się przy wejściu. Chociaż tyle.
Podniosłam wzrok, aby znów zostać jawnie zignorowana. Sasuke przed chwilą wszedł do środka, nie czekając na mnie, gdyż stał już przy recepcji. Coś zawzięcie tłumaczył recepcjonistce, która kręciła przecząco głową z zacięta miną. Dziewczyna w końcu uderzyła długopisem w biurko, a Uchiha zmarszczył brwi. Stałam cały czas na dworze, lecz pod daszkiem, obserwując całe zdarzenie zza szklanej szyby.
Sasuke zaczął zbliżać się ku mnie, więc odwróciłam wzrok, udając, że skupiam się na wszystkim co nie było nim. Dzwoneczek oznaczający otwarte drzwi zabrzęczał cicho, a Uchiha stanął obok mnie i włożył ręce w kieszenie.
- Nie mam przy sobie porfela, czyli ani pieniędzy, ani dowodu, więc na razie śpimy w aucie - powiedział sucho, wpatrując się w szalejący deszcz. Byliśmy na kompletnym pustkowiu. Dookoła nas znajdowały same łąki, pola i zero żywego ducha. Nawet nie mijało nas żadne auto. Kompletna dzicz.
Weszłam w deszcz, nie przejmując się tym, że na pewno mnie zmoczy. Skulona, noga za noga powłóczyłam do bmw, którego Sasuke ówczesniej nie zamknął i usiadłam znów po stronie pasażera. On przyszedł kilka sekund później, siadając za kierownicą, o którą oparł się, zapatrując w krajobraz sprzed przedniej szyby.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chciałam jeść, spać, płakać, upić się i tak w kółko. To był czas przeznaczony na użalanie się nad sobą i definitywnie nie powinnam tego ignorować, co w obecnych warunkach nie było trudne.
Milczenie pomiędzy nami zaczęło mnie przytłaczać. Przeciągnął mnie przed tłum, bez słowa wstawił do auta, a teraz nadal nie miał zamiaru mi nic powiedzieć? Byłam roztrzęsiona, okej. Może wyglądałam koszmarnie, lecz on nawet wcześniej jakoś niekoniecznie zwracał na to uwagę, więc teraz też nie powinno być to przyczyną.
Ja z kolei nie miałam odwagi, aby zainicjować rozmowę. Jego powodem na pewno nie był jej brak, gdyż to ten rodzaj osoby, która nie bała się byle czego. Więc czemu miałby strachać się przed zwykłą konwersacją?
- Dzięki - szepnęłam cicho, patrząc, jak wiatr huśtał literami szyldu. Miałam wrażenie, że zaraz odpadną, jednak one uporczywie trzymały się na swoim miejscu, jakby udowadniając mi, że mimo iż nie są idealne, nadal walczą o byt, bo są elementem czegoś większego. - Za to, że mnie stamtąd zabrałeś - dopowiedziałam, nie spodziewając się odpowiedzi. Jednak ta cisza tak mi przeszkadzała, że byłam gotowa ją zapełnić nawet na rzecz własnej paplaniny. - Sama bym stamtąd nie wyszła. - Cały czas mówiłam szeptem, nie chcąc do końca niwelować milczenia. Szept był cichy i subtelny. Nie psuł nastroju nadanego przez deszcz, a wpasowywał się jako z góry przewidziany element, dopełniający kompozycję lejącej się z nieba wody.
- Ja też - odparł zimno po chwili, a mnie przeszły ciarki. Nie lubiłam tego tonu. Bardzo źle mi się kojarzył i wolałam, kiedy odzywał się do mnie normalnie.
- Czy Ino to...
- Tak - przerwał mi. Mimo jednosłownej odpowiedzi, wyczułam w jego głosie wiele emocji, lecz żadna z nich nie była pozytywna. Ugryzłam sie w język trochę za późno, lecz moje pytanie nie wywarło na nim nic negatywnego, przynajmniej tak mi się wydawało, więc chciałam ciągnąć dalej, lecz on mnie uprzedził. - A Ryan?
- Chyba Brad - mruknęłam, łącząc dłonie. Czułam, że patrzył się na mnie ze skrywaną ciekawością, lecz długo musiałam się zbierać, żeby coś mu opowiedzieć. Nie była to błaha historyjka, ale i tak wymagało to ode mnie sporo wysiłku.
Przyznałam się dziś, że mu ufam. Mogłam wiec powierzyć mu którąś z moich tajemnic na próbę. Każdy zasługiwał na drugą szansę, a on przecież nie utracił nawet pierwszej. Dlaczego więc miałabym znów dusić w sobie to wszystko tak, jak robiłam to przez cały czas?
Streściłam mu bez zbędnych szczegółów to jak się poznaliśmy, jak coś miedzy nami zaiskrzyło, w co się przemieniło i jak skończyło. Przez cały ten czas mój wzrok wbity był we własne, splecione na kolanach dłonie, na które skapywały krople, wcale nie znajdujące ujścia w kącikach moich oczu. Nie płakałam, nie chciałam, nie przy nim. Już wystarczająco razy widział mnie w chwilach słabości, nie musiałam bardziej się pogrążać. Mimo wszystko nie kierowały mną jedynie chęci niebycia beksą, a ta świadomość, że opowiadałam mu suche fakty. Czym innym mogłoby to być? Niczym. To zwykła historia bez happy end’u, dość popularna ostatnio w kinach.
Gdy skończyłam, Sasuke nie wydawał się być pełen współczucia i litości. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się tego po nim i coś we mnie cieszyło się, że naprawdę  nie zaczął prawić mi pocieszających formułek. Znów zapadła między nami cisza, lecz o z deka innym charakterze. Kojarzyła mi się z oczyszczeniem, a deszcz bębniący o maskę i skapujący z szyb utwierdzał mnie w stwierdzeniu, że w końcu w jakimś stopniu uwolniłam się od przeszłości, która do teraz nie kwapiła się, aby odpuścić.
Chciałam się czegoś o nim dowiedzieć. Może nie czegoś, czego nie wiedział nikt, bo byłam do tego osobą co najmniej nieupoważnioną, ale wystarczyłaby mi część, jakaś malutka część jego, która nie jest kpiąca, ironiczna i chłodna. Przecież każdy medal ma dwie strony.
Sasuke westchnął cicho i zdjął ręce z kierownicy, opierając teraz lewy łokieć o drzwi, podpierając dłonią brodę, aby swobodnie móc patrzeć w pustą drogę. Musieliśmy znajdować się na naprawdę dobrym odludziu, żeby nie zauważyć ani jednego przjeżdżającego auta.
- Ino - mruknął, jakby zastanawiając się, dawkując informacje, które był w stanie mi przekazać. Nadstawiłam niewidocznie uszu, czekając na to, co jeszcze miał mi do powiedzenia. - To część mojego byłego życia - powiedział szybko, lecz z tym charakterystycznym chłodem, do którego zaczynałam przywykać i akceptować. - Tego sprzed wypadku - uciął, zaciskając powieki, a ja wzdrygnęłam się z zimna. Przemoczone ubrania zaczynały dawać mi się we znaki, lecz nie zamierzałam niszczyć atmosfery, która zapanowała we wnętrzu czarnego bmw, bo chwilowo była mi ona wyjątkowo na rękę.
Gołym okiem widziałam, że wypadek jego rodziców nie mógł być zwykłym wypadkiem. Mój tata został potrącony na pasach przez pijanego kierowcę. Właśnie dlatego nigdy, przenigdy nie wsiądę za kółko nawet po łyku piwa. Od tego czasu, czyli prawie czterech lat mam ogólny wstręt do szybkiej jazdy, a ludzi uprawiających ją omijam szerokim łukiem. Wydają mi się być uprzywilejowanymi potworami, które z uśmiechem na twarzach i prawami jazdy w portfelach jeżdżą dwieście na godzinę po autostradach, nie zważając na ludzi dookoła siebie. O motocyklistach mówi się: dawcy narządów. O takich kierowcach powinno mówić się: producenci narządów.
- Mój tata te…
- Wiem - przerwał mi, nadal wpatrując się w przestrzeń. - Ale twój tata nie umarł z twojej winy.
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma, ponownie wzdrygając się. Sama już nie wiedziałam czy to z emocji, które mną targały, czy z zimna. Czy on właśnie powiedział mi, że przyczynił się do śmierci swoich rodziców?
Właśnie byłam gotowa, aby otworzyć usta, kiedy ktoś zaczął walić w szybę po mojej prawej stronie.
- Aaa! - krzyknęłam, jak możliwe najdalej odskakując. Złapałam się za serce, lecz syknęłam, kiedy gałka skrzyni biegów wbiła się w moje plecy. Wszystkie obawy ze mnie wyparowały, gdy się okazało, że tajemnicza osoba, to tylko recepjonistka pod parasolem, pochylająca się w naszą stronę.
Ogarnęłam się, wracając na swoje miejsce, a Sasuke uchylił okno.
- Zabierzcie rzeczy i chodźcie do środka - powiedziała brązowowłosa kobieta, po czym oddaliła się od nas, znikając po chwili w ścianie deszczu.
- Idziemy? - spytałam cicho, drżąc z zimna, które wkradało się do środka.
- A chcesz tu spać? - spytał, unikając mojego spojrzenia. - Nie mamy paliwa, żeby jechać gdziekolwiek indziej.
Zabrałam z podłogi swoją torebkę i jak najszybciej wybiegłam z auta, kierując się do wejścia. Przystanęłam chroniona plastikowym daszkiem, który mimo, że niecałkowicie szczelny, stanowił dla mnie osłonę. Po kilku sekundach z deszczu wyłonił się Sasuke, który poślizgnął się, mało co nie lądując twarzą na wycieraczce. W ostatnim momencie jednak podpadł się ręką, lekko wpadając na drzwi, czyli również na mnie, przez co oboje po chwili znaleźliśmy się w środku na ciemnej wykładzinie, która śmierdziała wyjątkowo starym psem.
Byłam trochę zamroczona, więc nie do końca dotarło do mnie to, co się stało. Dopiero, kiedy Uchiha wstał i podał mi rękę, a ja podniosłam się względnie udając, że wszystko było w porządku zaczęłam rozglądać się za kobietą, która kazała nam tu przyjść.
- Proszę tutaj! - Jej głowa wychyliła się zza lady, a Sasuke widząc, że nadal stałam w miejscu popchnął mnie lekko za łokieć, abym ruszyła do przodu.
Podeszliśmy oboje do drewnianej lady, za którą zniknęła recepjonistka.
- Uchiha Company, siedziba w Tokio? - spytała, ciągle klikając coś myszką, nawet na nas nie patrząc.
- Tak - odparł Sasuke, wlepiając w nią swoje czarne spojrzenie, które na niej nie zrobiło wrażenia mimo, że spojrzała mu w oczy.
- Jestem kapitalistką, lubię pieniądze - powiedziała, uśmiechając się pod nosem. - Internet mówi mi, że rzeczywiście nazywasz się Sasuke Uchiha, a ty Sakura Haruno.
- Aaa, skąd wiesz jak ja się nazywam? Jestem nikim - rzuciłam, marszcząc brwi. Ona popatrzyła na mnie jak na idiotkę, po czym obkręciła monitor tak, abyśmy wszyscy mieli na niego wgląd.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to duży napis “The bosses of money”, a na całą resztę nie chciałam już patrzeć, lecz mimo to spojrzałam na nagłówek, przez co przytknęłam dłoń do ust.
“Gorący romans, czy przelotna znajomość?
Sasuke Uchiha i Sakura Haruno nie próżnowali podczas pobytu w londyńskiej willi, należącej do tutejszego szefa oddziału “Uchiha Company”. Widać, że para widocznie ma się ku sobie i nie świadczą o tym jedynie rumieńce na twarzy panny Haruno, lecz również ich potajemne spotkania przez wejściem na czerwony dywan i specyficzny powrót do sypialni (Ob. 2). A co wy o tym sądzicie? Jak zakończy się ta podróż?”
Spojrzałam na odnośnik do obrazka, gdzie zobaczyłam czarne bmw od zewnętrznej stronie domu i mnie na rękach Sasuke, który zmierzał ku werandzie. Popatrzyłam na niego kontrolnie, lecz on jedynie z nienawiścią wpatrywał się w ekran.
- Tak więc rękę dam sobie uciąć, że to naprawdę wy. Zdecydowałam - wstała, podchodząc do małej komody - zaoferować wam pokój. - Odetchnęłam na myśl, że nie będę musiała spędzać tej nocy w aucie. - Lecz za poczwórną cenę, biorąc pod uwagę moje dobre serce. - Udała przejętą, a ja definitywnie przestałam ją lubić. Podłe babsko.
- Żaden problem - odparł zimno Sasuke, wyciągając dłoń po kluczyk.
- Chcę mieć to na piśmie - powiedziała, unosząc jedną brew do góry. Bez patrzenia podała mu kartkę i długopis, na co on z wyraźnym brakiem ochoty zaczął coś pisać. Gdy skończył dosadnie odłożył długopis na ladę, a recepcjonistka zadowolona wręczyła mu klucz i bez słowa znów usiadła przy komputerze.
Sasuke kiwnął na mnie ręką, kiedy coś mi się przypomniało. Pacnęłam się dłonią w czoło, wracając do kobiety. Wyjęłam wszystkie banknoty jakie miałam w portfelu, kładąc je na drewnie.
- Starczy? - spytałam, kiedy dziewczyna wstała, aby je zliczyć. Zapomniałam o torebce. Miałam tam dowód i paszport, więc teoretycznie nie musieliśmy płacić aż czterokrotnej ceny, ale nie chciałam ponownie mieszać.
- Sakura, co ty robisz? - mruknął Sasuke, stwarzając wrażenie lekko znudzonego.
- Płacę, nie widzisz?
- Starczy - odparła ta brąz jędza, usatysfakcjonowna siadając znów na obrotowym, czarnym krzesełku.
- Przecież wyślę jutro przelew na ich konto. Proszę oddać jej te pieniądze - powiedział do kobiety, która nie wyglądała, jakby miała zamiar to zrobić.
- Chciałam nadmienić, że te, którymi teraz zapłaciłam i tak są twoje - fuknęłam, biorąc z jego dłoni kluczyk.
- No, no, no - mruknęła pod nosem recepcjonistka. - Dobry prawy sierpowy. - Puściła Sasuke oczko, na co oboje osłupieliśmy.  - Ech, celebryci - westchnęła, znów obracając monitor, na którym leciało właśnie video, gdzie Ryan odlatywał w tył po ciosie Uchihy. Z moich ust wydobył się jęk, a ustał, kiedy w całym pomieszczeniu zgasło światło. - Pieprzone korki - warknęła pod nosem dziewczyna, wstając, co widziałam w nikłym świetle księżyca. - Wejdźcie na samą górę i idźcie na sam koniec korytarza. Specjalnie dałam wam taki pokój, żebyście nie rzucali się w oczy. Idę zagadać do naszego elektryka, może sprawi, że prąd wróci - westchnęła i zniknęła za zakrętem.
- Chodź - powiedział Sasuke, ponownie dziś na mnie nie czekając i oddalając się w stronę schodów. Spuściłam wzrok i ruszyłam za nim, a w mojej głowie czaiły się bardzo dziwne myśli, które prowadziły do bardzo dziwnych przemyśleń, co w efekcie dawało zerowe wnioski, co już bardzo dziwne nie było.
- Dziękuję za te pieniądze, które dałeś Rinie - szepnęłam, pokonując kolejne stopnie starej klatki schodowej, która całą swoją aparycją przyprawiała mnie o ciarki. Farba płatami odpadała ze ścian, poręcz była powyginana, a lampy wyjątkowo odpychały swoim urokiem nabytym w dniu produkcji.
Pierwonie miałam być na niego wściekła za to, że kolejne pieniądze z jego konta zostały przeznaczone na moje, bądź co bądź, potrzeby. Jednak wiedziałam, że gdyby nie ten gest, nie miałam prawie nic, aby dać Rinie, co umożliwiłoby jej powrót do domu.
- Nie ma za co - rzucił, kiedy wchodziliśmy na trzecie z kolei piętro. Chuchnęłam, a przed moimi oczami ukazała się para. Cudownie.
Po chwili znaleźliśmy się na wąskim, wyłożonym ciemną boazerią korytarzu, który lata świetności miał już za sobą, w czym nie odstępował całej reszcie budynku. Powinno mnie to trochę odrzucać, jednak ja przeciwnie cieszyłam się, zaznając trochę przyziemnej normalności bez ogromnie drogich mebli i drogocennych przedmiotów.
Sasuke zatrzymał się na końcu korytarza, wkładając kluczyk do zamka, aby zaraz go przekręcić i przepuścić mnie w drzwiach. Skinęłam głową wchodząc pierwsza do pokoju, który okazał się średnich rozmiarów z wystrojem podobnym do hoteli, w jakich spałam jako dziecko, jeżdżąc na obozy dla młodzieży. Kojarzyły mi się jak najbardziej pozytywnie, a wspomnienia, gdy kiedy jako siedemnastolatka leżałam nocami na podobnych łóżkach, marząc o mężczyźnie swojego życia, wywoływały nikły uśmiech na mojej twarzy. Wtedy takie myśli nie odstępowały mnie na krok, nękając co noc szczególnie, kiedy dookoła było mnóstwo równieśników, których większość połączyła się w pary z wyjątkiem mnie, którą stać było jedynie na sny i godziny spędzone na snuciu planów: co zrobię, gdy go spotkam?
Westchnęłam, stawiając kolejne kroki w głąb sypialni. Od razu przy wejściu stały metalowe szafki, łudząco podobne do tych szkolnych, w których z reguły przechowuje się jedynie książki, ewentualnie jakąś bluzkę. Uśmiechnęłam się lekko na ich widok, po czym przeniosłam swój wzrok na mały stoliczek, stojący niedaleko. Był niski i bardziej mógł służyć jako podnóżek. Za szafkami stała kanapa, łatana co najmniej kilkukrotnie, przez co wyróżniała się różnokolorowością. Podeszłam do niej i klepnęłam lekko, a w powietrze wzbił się kurz, na co zakasłałam cicho. Słyszałam jak Sasuke starał się włączyć światło, utwierdzając mnie w tym serią dźwięków: klik klik, lecz w końcu odpuścił, a ja posunęłam się dalej, dzięki czemu dowiedziałam się, że to nie koniec pokoju. Za małym korytarzykiem, który tworzyła ściana na prawo od wejścia znajdowało się dwuosobowe łóżko, drzwi do łazienki, szafka kuchenna, zlew i mała lodówka.
Oparłam głowę o boazerię, czując, że tego mi właśnie brakowało. Niedopasowanych mebli, szczypty kurzu i… normalności. Usłyszałam jak Sasuke ściąga marynarkę i kładzie ją po chwili na kanapie. To był ten czas, kiedy głos w mojej głowie szeptał: uciekaj, uciekaj. Nie wiem, czy to było spowodowane całkowitym brakiem świadków, ciemnością, czy ciszą przerywaną jedynie przez odgłosy deszczu.
Spojrzałam na Uchihę, który wpatrzony w drzewa, które prawie łamały się pod naporem wiatru, stał nieruchomo, mocno zaciskając szczękę. Bez słowa skierowałam się do łazienki, nie chcąc znów trwać w tym ciężkim milczeniu. Miałam go dość.
Weszłam do małego pomieszczenia, w którym na szczęście znajdowało się okno, dzięki czemu nie musiałam poruszać się po omacku, bądź nie daj Boże z uchylonymi drzwiami.
Zrzuciłam z siebie mokre ubrania, rozkładając je na kaloryferze, wiedząc jednak, że ogrzewanie nie działa. Nie miałam jednak innego pomysłu, aby jakoś je rozwiesić, więc zostało mi tylko to rozwiązanie. Odkręciłam wodę, która nie okazała się ani ciepła, ani zimna, lecz akurat taka, aby zażyć szybki prysznic. Pozwalając jej swobodnie lecieć w kranie, podeszłam do jedynej szafki, która tu stała, zauważając w środku dwie koszule nocne, ręczniki, małe próbki płynów do kąpieli; wszystko z logo hotelu. Odetchnęłam i chcąc opłukać sobie twarz, znów podeszłam do odkręconego kranu, skąd płynął wrzątek, przez co szybko odskoczyłam do tyłu, biorąc do buzi oparzony palec. Czyli woda po prostu musiała zlecieć…
Zakręciłam kurek, odkręcając ten od wanny, gdzie też po chwili poczęła lecieć ciepła woda. Względnie zadowolona weszłam do środka, cały czas kontrolując temperaturę i siedziałam w bezruchu, dopóki woda nie sięgała mi do piersi. Wtedy zakręciłam kurek, cała wchodząc pod wodę. Potrząsnęłam kilka razy głową, po czym wynurzając się znów wzięłam głęboki oddech, wracając do poprzedniej pozycji. Umyłam włosy i ciało tym samym płynem, gdyż luksusów się tu nie spodziewałam, co było jednym z niewielu zapalników dla mojego dobrego humoru.
Gdy woda zaczęła stygnąć z nietęgą miną wyszłam z wanny, szybko wycierając się białym, spranym ręcznikiem. Po chwili przetarłam również włosy i szybko narzuciłam na siebie koszulę nocną. Woda z wanny poczęła niknąć, a ja niezmiennie trzęsłam się z zimna. Cholera, jeszcze przytyję. Więcej tłuszczu, więcej ciepła, tak.
Mrucząc cicho pod nosem wyszłam z łazienki z trampkami w ręku. Odruchowo chciałam zgasić światło, a gdy już miałam się denerwować, bo pstryczek nie działał, doszło do mnie, że przecież nie ma prądu. Och, Sakura. Musisz się przespać.
Machnęłam dłonią, która zatrzymała się w połowie drogi, blokując się w powietrzu, kiedy w zasięgu mojego wzroku nie było Sasuke.
- Halo? - spytałam cicho, skradając się powoli w stronę drzwi, których jeszcze nie widziałam. Złapałam w rękę nóż kuchenny, który leżał na blacie i przylgnęłam do ściany z sercem na ramieniu. Nie zostawił mnie tu samej. Nie mógł, przecież nie mógł.
Szybko wyskoczyłam zza rogu, mierząc nożem w drzwi wejściowe, lecz przecięłam jedynie powietrze. W pokoju nie było nikogo prócz mnie i wyjącego wiatru, który niedyskretnie dawał mi wyraźne znaki, że chce mnie nastraszyć.
Przeszły mnie ciarki, co zmobilizowało mnie, aby założyć trampki, a z łóżka ściągnąć narzutę i okryć nią plecy. Gdy to zrobiłam, ponowie złapałam w rękę nóż, decydując się poszukać Uchihy. W sumie to narzędzie było mi zbędne, bo w ogóle nie potrafiłam się nim posługiwać, ale mimo wszystko dawało mi jakieś szczątkowe poczucie bezpieczeństwa.
Chwila.
A co, jeśli Sasuke odjechał? Przecież bankiet się skończył, nie musiałam mu już towarzyszyć, a zważywszy na to, że byłam jedynie gorszą podróbką Miku, mógł po prostu zniknąć, ale… nie zrobiłby tego, prawda? Ufałam mu, a to coś znaczy. Na pewno nie zostawił mnie samej. Przecież on, to nie Ryan.
Uchyliłam drzwi na korytarz, który dla odmiany powitał mnie ciszą. Czujnie rozglądałam się na boki, lecz nie dostrzegłam nikogo. Wyszłam na ciemną wykładzinę, zastanawiając się, co teraz. Przecież nie mogłam wejść do każdego pokoju, aby sprawdzić czy nie było w nim Uchihy, to niedorzeczne.
Moje nogi smugnął powiew wiatru, który dochodził zza metalowych, uchylonych drzwi, innych od reszty. Zmarszczyłam brwi, powoli do nich podchodząc. Pchnęłam je, a one dały mi wgląd na schody prowadzące do góry, które niknęły w całkowitych ciemnościach. Przełknęłam ślinę, wchodząc w mrok.
Poruszałam się blisko ściany i ku memu zaskoczeniu prawie od razu napotkałam drzwi, nie wspominając oczywiście, że ich obecności doświadczyło jako pierwsze moje czoło. Warknęłam krótkie przekleństwo pod nosem, na oślep szukając klamki. Zimne powietrze ciągle łaskotało mnie po nogach, co wyjaśniało wcześniejszy podmuch. W końcu odnalazłam wymarzoną klamkę, od razu ją naciskając. Zacisnęłam również dłoń na rękojeści noża, lecz jak się okazało, nikt mnie nie zaatakował, a drzwi ukazały mi widok na płaską część dachu, ogrodzoną stalowym drutem, na którym widniała tabliczka z napisem: PRIVATE.
Postąpiłam kilka kroków do przodu, co pozwoliło mi zidentyfikować kształt, osobę, która leżała na kocu ułożonym na zimnym betonie, pod plastikowym dachem, który zakrywał prawie całą powierzchnię. Znajdowały się tam też stoły, krzesła i gril, co jednogłośnie dało mi do zrozumienia, że to tu personel urządzał sobie popijawy.
Odetchnęłam i powoli zaczęłam zmierzać w stronę Sasuke, który jak się okazało rozmawiał przez telefon, czego wcześniej nie słyszałam przez zacinający deszcz.
- Nie, Madara. Nie możesz. - Uchiha podniósł się do siadu, a ja przystanęłam w pół kroku. - Nie zrobisz mi tego, to firma moich rodziców! - krzyknął, zaciskając pięść, w której nie trzymał komórki. - Nie obchodzi mnie umowa, nie mo… - Sasuke zamilknął i spuścił głowę. Mimo tego widziałam jak trząsł się z wściekłości i chyba bezsilności. - Itachi zrobił co mógł, ja i tak nic bym nie zmienił. Zapomniałeś?! Jestem tym gorszym! Gorszą kopią! - Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma, widząc, jak głęboko oddycha. - Dobrze, zrobię to - warknął, łapiąc się za włosy. - Wiedz, że cię nienawidzę - syknął i rozłączył się, zaciskając palce na telefonie.
Zebrałam się w sobie i postanowiłam cicho do niego podejść i usiąść obok. Zauważył mnie dopiero, gdy mój tyłek dotknął zimnej posadzki, całkiem blisko niego. Posłał mi wkurzone spojrzenie, po czym uniósł się lekko, podsuwając mi koc, na którym sam siedział. Posłusznie usiadłam na brązowym materialne, dzięki czemu miałam nadzieję, że moje nerki nie będą chore aż tak bardzo, jak się spodziewałam.
- Co się dzieje z firmą? - spytałam, szczelniej opatulając się narzutą. Byliśmy ochronieni przed deszczem, ale przed wiatrem już nie, co szczerze mówiąc psuło mi nastrój. Perspektywa jutrzejszej wizyty u lekarza stawała się coraz bardziej realna, a to było ostatnie na co miałam ochotę.
- Już wszystko będzie w porządku - powiedział z odrazą, a ja zapatrzyłam się w krajobraz zakłócany przed deszcz, który zaczynał tracić na sile. Rozpościerał się przed nami widok na pustą drogę i łąki. Z każdej strony okalały nas właśnie te polany, a ledwo widoczne światła autostrady niknęły na horyzoncie.
- Tak szybko? Przecież… - zagryzłam dolną wargę - nie byłeś na całym zebraniu.
- Ale Itachi był - mruknął, przecierając twarz. - Ja byłem tam zbędny.
- Aha - odparłam, ruszając palcami u stóp, aby nie skostniały.
W sumie nie wiem, dlaczego zaczęłam go szukać, zamiast wejść pod kołdrę, ugrzać się i w końcu zasnąć. Trapiło mnie to właśnie w tym momencie, przez co zmarszczyłam brwi z zamiarem wstania i wrócenia do pokoju. Przecież Sasuke nie potrzebował niańki. Narzuta lekko spadła mi z ramion, kiedy oparłam ręce po bokach, chcąc wstać.
- Siadaj - powiedział cicho, a ja niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znów klapnęłam na koc. - Nie skończyłem tego, co powinnaś wiedzieć. - Wzdrygnęłam się pod naporem wiatru, lecz mogłam się założyć, że nie on jedyny był tego powodem. Spojrzałam ukradkiem na Uchihę, któremu podmuchy targały włosy, lecz chłopak jakby kompletnie tym niezrażony wbił wzrok w jedno miejsce, maltretując nim wybraną połać łąki. - Kiedyś byłem kierowcą wyścigowym. - Kiedy to powiedział, coś we mnie pękło, a pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, składała się tylko z jednego słowa: morderca. - Możliwe, że byłbym nim do dzisiaj, lecz od tego czasu przestałem się w to bawić - mruknął cicho, podpierając łokieć na zgiętym kolanie. - Skręciłem kostkę na meczu w siatkę, kiedy umówiłem się z chłopakami, żeby trochę pograć. Uparli się, że muszę pojechać do szpitala. - Zacisnął pięści, a jego szczęka poczęła drżeć, dołączając do reszty ciała. - Żadne z nich nie odbierało telefonu, a Itachi był poza miastem, więc zadzwoniłem do Madary, popełniając wtedy największy błąd mojego życia. - Wiatr nasilał się, a mi robiło się coraz bardziej zimno. Jednak zasłyszane informacje miały charakter tajne przez poufne, zahaczając o osobiste, a z doświadczenia wiedziałam, że jeśli ktoś przełamał się, aby coś mi o sobie opowiedzieć, w żadnym razie nie należy mu przerywać. - Miałem przez to spóźnić się na obiad i to samo powiedziałem Madarze - wypluł imię mężczyzny, a ja dopiero teraz skojarzyłam, że to właśnie z nim rozmawiał przez telefon. Księżyc w pełni wyróżniał się na tle nieba, a nawet deszcz nie był w stanie go zasłonić. Zaczęłam sobie to wszystko wyobrażać, co nie stworzyło mi prawie żadnej trudności. - Upił mojego ojca i dopiero wtedy powiedział mu, że jestem w szpitalu, w sytuacji zagrożenia życia. - Ostatnie słowa wyszeptał, unosząc głowę ku górze. Powoli analizowałam informacje. - Moja mama nie miała prawa jazdy, więc tata zaryzykował, bo zdecydował, że musi być przy mnie, kiedy będę umierał. - Przełknął ślinę, a we mnie uderzyło to, że był pijany. Morderca! - Potrącił przechodnia na pasach, a sam dachował, zatrzymując się na drzewie. Nikt nie przeżył, pomimo interwen…
- Zabił kogoś? - spytałam głucho, czując jak całe powietrze z moich płuc znika. Zabił kogoś, jeżdżąc po alkoholu… Morderca.
- Tak, choć była to wina pieszego - odparł szybko, w końcu na mnie spoglądając. - Sam wymusił pierszeń…
- Zawsze wina leży po stronie kierowcy. - Może przesadzałam. Może nie zawsze tak było, ale zawsze kierowca mógł być ostrożniejszy, zawsze mógł wcześniej zahamować. Zawsze!
- Trudno zahamować, kiedy człowiek wbiega ci przed maskę - uciął, mrużąc oczy.
- Łatwiej niż uciec spod kół pędzącego auta, prowadzonego przed osobę pod wpływem - powiedziałam, odrzucając obrazy zmasakrowanego ciała taty, które poczęły wyświetlać się niczym klatki filmu. Wstałam, nie zważając na Sasuke, ignorując jego krzyki. Rzuciłam się biegiem w stronę stalowych drzwi, zbiegłam po schodach i wpadłam szybko do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o ścianę i kładąc dłonie na klatce piersiowej. Zacisnęłam powieki, kręcąc głową.
Usłyszałam, jak Sasuke z impetem pojawił się w pokoju. Słyszałam jego głośny oddech.
- Sakura, od tego czasu minęły cztery lata… - powiedział, podchodząc do mnie powoli.
- Cztery lata, cztery lata - powtarzałam jak mantrę, zaciskając zęby. - Cztery lata! - wrzasnęłam rozpaczliwie, kręcąc głową, całkowicie zasłaniając sobie usta.
- Opanuj się! - krzyknął, a ja odchyliłam głowę do tyłu, uderzając lekko w boazerię.
- Cztery lata - szepnęłam, widząc matkę, która pogrążona w żałobie prawie doprowadziła rodzinną firmę na skraj upadku.
Nagle poczułam czyjąś obecność bardzo blisko siebie, więc otworzyłam powieki, spoglądając prosto w czarne jak otchłań oczy, w których po raz pierwszy widziałam tak wiele emocji. Zastygłam w bezruchu sparaliżowana, a cała moja wolna wola zniknęła na rzecz narzuconej przez niego pozycji, która wyraźnie dawała mi znać, że to on dominował nade mną, a nie odwrotnie.
- To była kobieta - szepnął, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Sakura, opamiętaj się. Przecież ten kierowca nie miał na nazwisko Uchiha i dobrze o tym wiedziałaś! Sama wpędziłam się w błędne koło, dzięki któremu znów pokazałam, że nie byłam nikim wartościowym, a jedynie paranoiczką, która nie do końca potrafiła poradzić sobie z własną przeszłością. - Zostawiła po sobie dwuletniego synka i męża. - Przełknął ślinę, stykając nasze czoła. Czułam jego oddech, który drażnił moją skórę, a doprowadzało mnie to do stanu, w jakim znajdowałam się wczoraj w kuchni.
Zamknęłam oczy, delektując się jego bliskością, dotykiem przedramion, które ocierały się o moją talię, kiedy ich właściciel opierał się rękoma o ścianę oraz świadomością. Świadomością, która mnie przytłaczała, nie pozwalając jasno myśleć. On przez cały czas uważał, że to wszystko stało się przez niego, że to on był winny śmierci swoich rodziców, a przecież to tak bardzo mijało się z prawdą.
- To była decyzja twojego taty, że wsiadł za kierownicę - szepnęłam, a on westchnął głęboko i miałam wrażenie, że gdybym tylko otworzyła oczy, zobaczyłabym jak ucieka wzrokiem na bok.
- Gdyby nie ja, nie musiałby nigdzie jechać - odpowiedział, a jego słowa wypowiedziane niskim szeptem obijały się o moje usta, co mimowolnie sprawiło, że wewnętrzne ciepło rozlało się po moim ciele.
- Gdyby nie Madara, nie ty. - Teraz z kolei nasze nosy styknęły się ze sobą, co przyśpieszyło mój oddech, kiedy ja cała emanowałam chęcią wpicia się w jego usta, aby w jakiś sposób, nawet ten, skierować jego myśli na inny tor.
Sasuke nie był złym człowiekiem. Mimo, że stwarzał takie pozory, które w większości odpędzały od niego ludzi, mnie nie udało mu się zwieść. Spędzając z nim te dni, które miały być jedynie podróżą służbową poznałam go w wystarczającym stopniu, aby mu zaufać, a co za tym idzie - uznać, że jestem przy nim bezpieczna.
Ryan… Dawał mi to poczucie tylko z początku. Dalej robiłam to wszystko z powodu ślepego zakochania, w którym jednak brakowało tej świadomości, że nic mi nie grozi. A teraz, gdy ręce Sasuke znajdowały się po bokach mojego ciała, on sam przede mną, a nasze usta tak blisko siebie, nie wyobrażałam sobie lepszego azylu.
- Gdybym nie zadzwonił…
- Ale zadzwoniłeś - sparowałam, czując, jak szybko unosi się moja klatka piersiowa. Zdecydowałam się spojrzeć mu w oczy, gdzie zobaczyłam jego wewnętrzne rozdarcie, walkę którą toczył z samym sobą, nie wiedząc, której swej części umożliwić zwycięstwo. To, co powiedziałam, nie miało być niemiłe. Miało być prawdziwe. Stało się, po prostu. Instynkt podpowiadał mi, że jeśli ten cały Madara planował to już wcześniej, to prędzej czy później doszłoby do podobnego wypadku.
Cały czas wyrzucałam z umysłu słowo morderca, spoglądając na tę sytuację z jego strony - osoby, która związana była z ludźmi, którzy spowodowali wypadek, dodatkowo stając się jego ofiarami. W mojej głowie też czaiło się mnóstwo za i przeciw oraz co by było gdyby. Właśnie. Co by było gdyby…
- Moi rodzice tego dnia ostro się pokłócili, a mój tata, żeby nie wszczynać kolejnych sprzeczek wyszedł z domu i już nie wrócił - powiedziałam, a on lekko przechylił głowę. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko siebie. Mimo tego miałam wrażenie, że tak właśnie powinno być, tak dzisiejszy dzień powinien się skończyć. - To dlatego tak reagowałam, kiedy przyśpieszałeś, bądź kiedy ostrzej hamowałeś. Po prostu… - Mój głos się załamał. Poczułam jak Sasuke delikatnie uniósł moją głowę do góry, powodując, że znów musiałam spojrzeć w jego oczy. Mimo ciemności, które panowały w pokoju i czerni jego tęczówek, widziałam je doskonale. Po prostu nie widziałam nic poza nimi.
- Madara kieruje teraz firmą, a ja muszę spełniać jego zachcianki. Najgorszą z nich je…
- Przestań. - Pokręciłam głową. Dowiedziałam się już, że z Uchiha Company wszystko jest w porządku. Miałam po prostu dość materializmu i pieniędzy.
To kilka minut było czymś niezwykłym i dla mnie osobiście czymś bardzo intymnym. Bo komu wcześniej opowiedziałam w przeciągu kilku godzin o Ryanie i wypadku? Nikomu. Nie wiedziałam, jak się do tego odnieść, ale zdecydowałam się nad tym nie zastanawiać.
Nasze oddechy mieszały się ze sobą, a nosy coraz częściej stykały nawzajem. Uciszyłam wszystkie natrętne głosy, które mówiły mi, że to błąd, że powinnam jak najszybciej uwolnić się spod wpływu chłopaka i zasnąć. Ignorowałam je, bo nie marzyłam o niczym innym, jak o spełnieniu tych właśnie zakazów.
Wzdrygnęliśmy się, kiedy zegar wybił północ. Wcześniej go nie słyszałam, lecz teraz dźwięk gongu wyraźnie dochodził do moich uszu, mącąc ciszę panującą w pokoju. Spojrzałam na Sasuke, który spuścił wzrok, a ja już po tym wiedziałam, że coś się stało, coś pogorszyło już i tak kruchy stan, prowadząc chłopaka na samą krawędź upadku.
- Dziś są jej urodziny - szepnął, a ja już wiedziałam, czemu siedział na dachu z dala od wszystkiego. Przez telefon równie dobrze mógł porozmawiać na korytarzu, lecz on wolał wyjść na dwór, gdzie wiał przeraźliwie zimny wiatr. Teraz już wszystko złożyło się w całość. Teraz już wiedziałam, że starsza kobieta, której szkic mieścił się w notatniku, to jego mama.
Musnęłam delikatnie jego usta. Wiatr zawył głośno, lecz nie zagłuszył bicia zegara, którego dźwięk nadal rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Sasuke nie czekając długo oddał pocałunek tak samo z dystansem, którym posłużyłam się ja. Uniosłam powoli dłoń, kładąc ją po chwili na jego policzku, czując na skórze lekkie drapanie krótkiego zarostu. Z jego ust wydobył się cichy pomruk, który jedynie spowodował moje zdezorientowanie i strach. Mimo to nie zabrałam ręki, kiedy własnym ciałem przygniótł mnie do ściany. Wydałam z siebie cichy jęk, lecz na pewno nie był on spowodowany bólem.
Sasuke ujął moją twarz w dłonie, a ja całkowicie poddałam się jego woli. Czułam, jak rozpływam się w jego ramionach, doświadczając dotyku, który jeszcze nigdy nie wywołał we mnie tak wielkich uczuć, co było dla mnie czymś zupełnie nowym. Objęłam jego szyję, a on oparł ręce po obu stronach mojej głowy, pogłębiając pocałunek i sprawiając, że przez moment przestałam całkowicie kontrolować swoje ruchy. Straciłam nad sobą panowanie, wplątując palce w jego włosy, czując dotyk jego warg i wiedząc, że był to pierwszy raz, kiedy byłam całkowicie trzeźwa i mimo wszystko świadoma.
Oderwał się ode mnie, na krótką chwilę patrząc w moje oczy. Spoglądałam na niego jakby przez mgłę, jakby był nierzeczywisty, wyimaginowany, stworzony przez moją chorą wyobraźnię. To było zbyt piękne, aby…
Poczułam, jak powoli, niespiesznie składa pocałunki na mojej szyi. Nogi się pode mną ugięły, lecz on jakby wiedząc, że tak się stanie złapał mnie w talii, nie pozwalając upaść. Przejechał końcówką języka po moim obojczyku, odsłaniając skórę zakrytą wcześniej koszulą nocną. W ferworze tego wszystkiego zgubiłam narzutę, a dopiero teraz doszło do mnie, że moim jedynym odzieniem była ta cienka hotelowa piżama.
Sasuke zaprzestał całowania, a ja dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że rozkosz, którą mi dawał ustała. Otworzyłam powoli oczy, urzeczona mnóstwem doznań, uderzających we mnie bez ostrzeżenia, aby ujrzeć na jego ustach delikatny uśmiech. Uśmiech pozbawiony kpiny i oczy nie wyrażające ironii, czyli coś niezwykłego.
- Jesteś wyjątkowa - szepnął, drażniąc oddechem moją skórę. Spięta zagryzłam dolną wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Całkowicie mnie tym zaskoczył, a ja kompletnie straciłam zdolność logicznego myślenia.
- Ty też - powiedziałam cicho, zachrypniętym głosem - jak na dziwkarza. - Zmarszczył brwi, a ja mimo to poczułam, że nie przegięłam. Zabrał dłoń z mojej talii, co skomentowałam krótkim jękiem, czując tam teraz jedynie zimno i brak jego obecności. Drugą rękę również zabrał i cofnął się o pół kroku, a mnie przejął chłód i uczucie, którego do końca życia chciałam się pozbyć - osamotnienie.
Uniosłam na niego tęskny, ale również pełen pretensji wzrok. Nie musiał robić tego tak brutalnie. Odsunął się i odwrócił plecami, na co lekko otworzyłam usta. Nie, nie, nie! Nie może być!
Patrzyłam oniemiała, jak pochodzi do niskiego stoliczka i kładzie na nim zegarek, jak powoli rozpina guziki swojej koszuli, a po chwili ją zdejmuje, co przyprawia mnie o palpitację serca. Jego mięśnie były idealnie widoczne w świetle księżyca, a ja oparłam głowę o ścianę, myśląc, że ten mężczyzna, ten tak bardzo przystojny mężczyzna chociaż przez chwilę zwrócił na mnie uwagę do tego stopnia, że ośmielił się mnie pocałować i to nie po raz pierwszy.
Jak przez mglistą zasłonę widziałam, jak zdejmuje buty, rozpina spodnie, a kilka sekund później pozostaje w samych bokserkach. Stałam w bezruchu, w całkowitym milczeniu. Wyglądałam, jakbym zapomniała jak się odzywa i… właśnie tak było.
Zaczął do mnie podchodzić. Nieśpiesznie, z dystansem, jakby sprawdzając, jak długo byłam w stanie wytrzymać w jednej pozycji, nie chwiejąc się. Miałam wrażenie, że ta chwila trwała nie kilka sekund, a kilka długich godzin, po których morderczych katorgach ponownie dane mi było czuć jego ciepło.
Sasuke złapał mnie pod kolanami i uniósł, jakby nie sprawiało mu to żadnego kłopotu. Dotknęłam lewą dłonią jego torsu, kiedy w milczeniu niósł mnie, aby w efekcie rzucić lekko na łóżko. Jęknęłam z zaskoczenia, lecz on szybko zamknął moje usta swoimi, nie pozwalając mi dojść do głosu.
- Nigdy - uniósł się na łokciach, spoglądając prosto w moje szeroko otwarte oczy - więcej - ucałował kącik moich ust, stykając nasze klatki piersiowe, pozwalając sobie na kilka urywanych oddechów, a ja przestraszona tonem jego głosu, spięta czekałam na rozwinięcie się sytuacji - nie nazywaj mnie - wyszeptał prosto do mojego ucha, na co moje ciało zareagowało serią przyjemnych dreszczy, które na myśl przynosiły mi tylko jedno - dziwkarzem - brutalnie wpił się w moje usta, co w ułamku sekundy wywołało we mnie strach, który jednak szybko zniknął.
Wszystkie obawy, które żywiłam do niego wcześniej, zniknęły. Teraz liczył się tylko on i ta cienka, intymna nić, splatająca nas ze sobą. Czułam, że tej nocy wszystko się zmieni, nic nie będzie już takie samo. I miałam cholerną rację.

~*~

Otworzyłam sennie oczy. Usłyszałam jakiś irytujący dźwięk, który spowodował, że się obudziłam. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, chcąc skorygować ostrość widzenia. Potrząsnęłam głową. Stare łóżko cicho zaskrzypiało, lecz w sumie miało prawo po tym, co przeszło kilka godzin temu. Nie wiem, czy mimo długiego stażu było kiedyś narażone na taki maraton.
Westchnęłam zadowolona, spoglądając na Sasuke, który spał jak kamień. Obejmował mnie jedną ręką, drugą chowając pod własną głową. Księżyc niefortunnie nie oświetlał jego twarzy, którą pokrywał teraz cień. Jednak byłam na tyle blisko, aby wszystko doskonale widzieć.
Wczorajszy dzień był dziwny. Nie znalazłam innego słowa, aby go należycie opisać. Po prostu nie mieścił się w żadnej kategorii dni, które miałam już za sobą. Jednak dzisiejszy przebije go na głowę, bo właśnie teraz, patrząc na niego jak śpi i dochodząc do wniosku, że nie wyobrażałam sobie bez niego życia, uświadomiłam sobie, że go kocham.
Zagryzłam dolną wargę, uśmiechając się sama do siebie. Ryan przestał być czymś, co bez przerwy zajmowało moje myśli. Spadł z pierwszej pozycji i nie miałam w planach, aby kiedykolwiek tam wracał. I musiałam przyznać, że czułam się z tym wspaniale.
Chciałabym tu pozostać jeszcze kilka dni. Na odludziu, z dala od wszystkiego, sam na sam z nim. To byłoby coś pięknego, co pozwoliłoby mi utwierdzić się we własnym zakochaniu do końca.
Kurde.
Naprawdę przyznałam, że go kocham?
Irytujący dźwięk znów się odezwał. Zmarszczyłam brwi, rejestrując komórkę Sasuke, leżącą na szafce nocnej. Nie miałam pojęcia, kiedy ją tam położył, lecz wcześniej w tym swoistym amoku, w ogóle mało co rejestrowałam. Uniosłam lekko jego rękę, aby móc spokojnie sięgnąć po telefon. Wiedziałam, że mimo niespokojnej, że się tak wyrażę nocy nie usnę, więc chciałam sprawdzić maila, czy chociaż wejść na facebook’a.
Łóżko znów zaskrzypiało, a ja zastygłam w jednej pozycji. Sasuke zaczął się przekręcać, a ja w tym momencie szybko złapałam komórkę, powracając szybko na swoje miejsce. Chłopak pokręcił głową i zaczął coś mamrotać pod nosem.
- Ćśśś, śpij, śpij - szepnęłam, nie chcąc go budzić. On na to przyciągnął mnie jedynie do siebie, zakleszczając w swoich ramionach tak, że moje plecy dotykały jego klatki piersiowej. Na chwilę straciłam zainteresowanie telefonem, uśmiechając się lekko. Ten dzień chyba nie mógł rozpocząć się lepiej.
Miałam tendencję do wyolbrzymiania pewnych rzeczy. Taki zapalnik jak ta noc i wszystkie sytuacje, w których Sasuke nie zachował się względem mnie obojętnie starczyły, abym wykreowała sobie co najmniej tysiąc wizji przyszłości pod tytułem “co by było gdyby”.
Czułam się naprawdę wspaniale. Zrobiliśmy razem duży krok w przód, lecz zdawałam sobie sprawę, że to dopiero początek drogi, a końca nie widać. Jednak pierwszy raz tak długa wędrówka ukazywała mi się w tak pozytywnym świetle. No nic, tylko iść przed siebie.
Oparłam lewą dłoń o jego, w prawą biorąc telefon. Odblokowałam ekran, a jego jasność oślepiła mnie na chwilę. Kurde, ale dało po oczach. Szybko zmniejszyłam jego natężenie, przez co mogłam spokojnie wejść w menu. Jednak pierwsze co zauważyłam, to ikonki nowoodebranych wiadomości i coś mnie podkusiło, żeby je nacisnąć. Wiem, że nie powinnam, a ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale to co tam zobaczyłam… sprowadziło mnie do miejsca o wiele gorszego niż piekło.
Dłoń zaczęła mi się trząść. Chwiejnym palcem zdołałam otworzyć pierwszą wiadomość ze skrzynki.

Nadawca: Madara
Czas: Dwie godziny temu
Treść: No, wnuczuś! Spisałeś się, nie powiem. Mam nadzieję, że mnie nie wkręcasz z tym zapłodnieniem towarzyszki, bo jeśli byś to zrobił, byłbym bardzo niepocieszony. W mediach musiałbym wszystko odkręcać, a wiesz, że nie lubię cofać swoich słów. Jeśli mnie nie okłamałeś, a Haruno za dziewięć miesięcy urodzi mi prawnuka, twoje udziały są bezpieczne, a Uchiha Company uwolniona od Yoroto.
Miłej nocy, dziadziuś.

Coś mi się tu nie zgadzało. Jakie udziały, jakie zapłodnienie? Jakie pieniądze, o co chodzi? Przesunęłam palcem w dół, aby pokazała mi się wiadomość, którą wcześniej wysłał Sasuke.

Czas: Ponad dwie godziny temu
Treść: Zrobiłem, co musiałem. Wnuk w drodze.

Nic nie rozumiałam. Nic mi się nie zgadzało, a to co podpowiadała logika odrzucałam. Przecież to było niemożliwe, aby Sasuke chodziło o to, żeby zaciągnąć mnie do łóżka, przespać się, a potem czekać na dziecko. Przecież to było nierealne!
Korciło mnie, żeby go obudzić i wypytać, ale zdecydowałam, że w tej skrzynce znajdę jeszcze wiele ciekawych rzeczy, więc wróciłam do menu wiadomości. Nie przyjmując jeszcze tego, co podsuwała mi intuicja przełknęłam ślinę, otwierając kolejnego sms’a, który tym razem nadesłany był przez jego brata.

Nadawca: Itachi
Czas: Dwie i półgodziny temu
Treść: Pewnie teraz oboje śpicie, ale muszę cię zmartwić. To co zrobiłeś na zebraniu było wysoko nieetyczne i na pewno się na nas odbije, lecz sprawami firmy zajmę się ja. Teraz jednak świat obiegła inna wiadomość, a mianowicie, że zostanę wujkiem. Nie wiem, jak ją do tego przekonałeś. Nie znam jej, więc nie wiem jakim cudem zrobiłeś z niej wypożyczalnię dla noworodka. W każdym razie Uchiha Company uratowane, a kasa w sejfie, więc mogę spać spokojnie.

Jak w amoku weszłam w przeglądarkę internetową, wpisując od razu “The bosses of money”. Rzeczywiście widniał tam świeży artykuł o tym, że “Uchiha Sasuke i Haruno Sakura spodziewają się dziecka! Światowej klasy klan biznesmenów w końcu doczeka się potomka!” Z dopiskiem na samym końcu, że zostało to oficjalnie potwierdzone przez samego przyszłego ojca, a przekazane przez jego dziadka Madarę Uchihę, który promieniował dumą.
Ciągle trzymałam w dłoni telefon. Ekran wygasł, lecz ja mimo to nadal wpatrywałam się w jeden punkt, niezdolna się ruszyć. Oszukał mnie, naprawdę mnie oszukał. Wypuściłam komórkę z ręki, która cicho opadła na materac.
Po to to całe zamieszanie z partnerką. Hidan przecież nie miał nikogo, tak samo jak Sasori. To naprawdę… składało się w całość.
Piekły mnie oczy na samą myśl, że mógłby być to realny scenariusz. Ale… Dotknęłam delikatnie brzucha. Przecież nie wiedziałam, czy byłam w ciąży, czy nie, do jasnej cholery! Spaliśmy ze sobą tylko raz, a on już wysnuwał takie wnioski!
Sakura, opanuj się.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy zaczęła docierać do mnie reszta prawdy.
On mnie po prostu wykorzystał. Wynajął jako matkę dla swojego dzieciaka, aby nie stracić firmy. Byłam tylko pojemnikiem, żeby zatrzymał te zasrane pieniądze przy sobie. Byłam… nikim.
Uniosłam jego rękę, uwalniając się z uścisku. Łóżko zaskrzypiało, lecz Sasuke się nie obudził. Wzięłam jego telefon i szybko poszłam do łazienki. Opłukałam twarz zimną wodą, lecz to nie pomogło. Nie obudziłam się ze złego snu, gdzie Uchiha zrobił ze mnie zabawkę, pojemnik.
Chciałam uciec.
Nie, powinnam z nim porozmawiać.
No ale przecież wszystko wiem.
Kurde, a jeśli źle to zinterpretowałam?
Przecież Itachi wyraźnie napi…
Telefon znów cicho zabrzęczał, a ja znów odblokowałam ekran. Widniał na nim kolejny sms. Znów od Madary.

Nadawca: Madara
Czas: Chwilę temu
Treść: Najpierw napisałem do gazety, potem do ciebie, wybacz. Jednak stało się! Moje lajki rosną, znów staję się sławny! Itachi dopilnuje spraw w Londynie, a ty wracaj z tą laleczką do Tokio, muszę mieć na oku mojego prawnuka! Młody, stanąłeś na wysokości zadania! Hehe.

To wszystko wydawało mi się groteskowe i niemożliwe, bo bo przecież jak?
Wstąpiła we mnie wściekłość, która narastała z każdą sekundą, podczas których analizowałam wszystkie te wiadomości i artykuł z internetowej wersji gazety. To naprawdę miało sens.
Zabrakło mi słów.
To co stało się wczoraj było niezwykłe. Autentycznie niezwykłe i najwyraźniej aż tak, że przeistoczyło się w fikcję. Spojrzałam w lusterko, którego pęknięcia zniekształcały moją twarz. Pogrążona w księżycowym świetle odbijającym się od szkła stałam, zastanawiając się, czym zasłużyłam sobie na coś takiego.
Przełknęłam ślinę, spuszczając głowę. Już chyba wolałabym, żebyś mnie okłamał. Żebyś cały czas mnie okłamywał, utrzymując w ułudnym szczęściu. Karmił złudzeniami i wciąż mówił słowa, które chciałabym słyszeć, które chciałabym spijać z twoich ust, utwierdzając się w tym uczuciu, które do ciebie żywiłam.
Ciąża oznaczała dziecko. Istotę bezbronną i zdaną na łaskę innych. Już raz czułam się tak jak teraz, a może i gorzej. Wtedy, przed półtora roku nie byłam pewna, czy uda mi się ochronić dziecko przez wybuchem agresji jego ojca. Tak jak przeczuwałam nie udało mi się. Pięść Ryana zdecydowanie złamała mój opór, a ja niezdolna do obrony dałam trafić się w brzuch, co definitywnie zakończyło okres mojego życia, który mogłam nazwać “bycie przyszłą matką”.
Bardzo długo podnosiłam się po tym dniu, kiedy poroniłam. Miałam pretensje również do siebie za to, że byłam za słaba, aby dać nienarodzonemu jeszcze dziecku możliwość życia. Do dziś nie mogłam sobie tego wybaczyć, mając pretensje również do Boga, bo jakim prawem mi je odebrał? Jakim prawem najpierw zabrał mi ojca, a potem i je? Czym się kierował pozbawiając mnie szczęścia?
Teraz musiałam je chronić za wszelką cenę. Psycholog, do którego chodziłam na terapię ostrzegał, że przy kolejnej ciąży mogę zacząć zachowywać się nieracjonalnie, wpadać wręcz w panikę, kiedy coś zagrozi dziecku. I byłam tego całkowicie świadoma, z premedytacją i pewnością podjęłam decyzję, że muszę zniknąć. Muszę zniknąć z jakiegokolwiek życia publicznego, tego pieprzonego magazynu, świata do którego należał Sasuke. Definitywnie musiałam znów stać się anonimowa, żeby dziecko miało normalne życie.
Chwila, przecież ja wcale nie musiałam być w ciąży. Co jeśli jednak nie będę?
Zaczęłam chodzić w kółko po małej łazience, bijąc się z myślami. Nawet jeśli to się nie stanie, nie zmieniało to faktu, że Sasuke mnie oszukał. To widać jak na tacy, że byłam mu jedynie do czegoś potrzebna. Prawdziwy powód mojego przyjazdu wcale nie pokrywał się z tym, który został mi przedstawiony. Ten cały Madara wyraźnie przypisał mi jedną funkcję, a Itachi nazwał pojemnikiem. Cholera!
Złapałam się za głowę, zagryzając po chwili  dłoń, aby nie krzyknąć z wewnętrznej frustracji. To wydawało się nierealne. Nie, nie, nie. Na pewno panikowałam, to jakieś nieporozumienie.
Telefon w mojej dłoni znów wydobył z siebie wibracje.
Niepewnym ruchem odblokowałam ekran, który ukazał mi kolejnego sms’a.

Nadawca: Utakata
Czas: Chwilę temu
Treść: Stary! Nie spodziewałem się, że tak szybko ci pójdzie, szacun. Mogę zostać chrzestnym?

Zacisnęłam dłoń na aparacie. Ich wszystkich to śmieszyło! Moja tragedia była dla nich rozrywką! Nie, nie, nie. On rzeczywiście musiał napisać, że jestem w ciąży. Inaczej jak Madara, Itachi i Utakata dowiedzieliby się o tym w tym samym czasie? Z resztą ten artykuł na stronie. On też był prawdziwy.
Dotknęłam brzucha, nadal jednak niepewna.
Wszystko we mnie chciało uciekać, nakłaniało do jak najszybszego wyjścia stąd. Czy byłam w ciąży, czy nie, nie mogłabym mu teraz spojrzeć w oczy. Zdecydowanie nie.
“Najpierw uporaj się z własnymi demonami, a potem próbuj wypędzać je z kogoś innego.” - mówił Eichi, mój psycholog. Na chwilę obecną szalała we mnie niesamowita mieszanka strachu, niepewności i zawodu. Tak, zawiodłam się. Cholernie się na nim zawiodłam. Wiedziałam, że za szybko mu zaufałam. Trzeba było się słuchać tych szepczących głosów, które nakazywały ucieczkę. Trzeba było…
Jeszcze raz odblokowałam ekran, chcąc się upewnić, czy to na pewno nie sen. Przejechałam palcem po szybce, jednak wiadomości przewinęły się w drugą stronę, a moje oczy poszerzyły się, gdy nadawcą okazał się Jack. Sms wyraźnie mówił, że chciał się ze mną spotkać, na co Sasuke odpisał mu, że mamy plany i będzie to niemożliwe.
Co za dupek!
To moja korespondencja, mój znajomy i moje cholerne spotkanie!
Zacisnęłam zęby z bezsilności i jak najszybciej zaczęłam się ubierać we wczorajsze ubrania, które nadal wisiały na kaloryferze. Robiłam to w pośpiechu, chcąc zniknąć. Uciec od Sasuke, jego kłamstw i tłumaczeń, które niewątpliwie nadejdą. Perspektywa posiadania dziecka… To ona przeważyła szalę. Do tego jak mógł odpowiedzieć komuś w moim imieniu!
Właśnie, Jack!
Nie miałam jak stąd uciec. W baku nie było paliwa, Momo nie miała auta, a do nikogo od Sasuke nie chciałam dzwonić. Ubrałam trampki i z telefonem w ręku wyszłam na dach. Wykręciłam numer do Jack’a, bo tylko on mógł mi w tym momencie pomóc. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę trzecią trzydzieści w nocy. Zagryzłam język. Nie, na pewno nie odbierze. Będę musiała iść na pieszo i ewentualnie przejechać się autosto…
- Halo? - Niski i zaspany męski głos odezwał się w słuchawce, a moje serce zaczęło szybciej bić. Odebrał!
- H-halo, Jack? - Wychrypiałam z zaciśniętym gardłem.
- Kto mówi? - spytał wyraźnie niezadowolony, ziewając.
- Tu Sakura - powiedziałam cicho, szepcząc niemo pod nosem, aby się zgodził.
- Sakura? - Momentalnie otrzeźwiał, a mną zaczęły targać wyrzuty sumienia. Odzywałam się tylko, kiedy go potrzebowałam. Nie, to był błąd.
- Nie, przepraszam, że dzwonię - mruknęłam, dotykając dłonią czoła. - Nie powinnam ci przeszkadzać, to nie fair.
- Co się dzieje? - Ten ton nie przypominał już głosu osoby niepewnej, a raczej zdecydowanej znaleźć powód.
- Nic, naprawdę nic. Wybacz, że cię obudziłam, to pomyłka - zaczęłam kręcić, planując się zaraz rozłączyć.
- Zwróciłaś się do mnie imieniem, to nie pomyłka - skontrował, a ja spojrzałam w niebo, zaciskając usta w cienką linię.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinnam. Nie mogę cię tak wykorzystywać, przepraszam - mamrotałam bez sensu, odpędzając od siebie obrazy Uchihy.
- Sakura, powiedz mi, co się dzieje? Pomogę ci, okej? Nie rób nic głupiego. Gdzie jesteś? - Na chwilę odjęło mi mowę. Zadzwoniłam do niego po trzeciej w nocy, niezdecydowana i na skraju załamania, a ten proponował mi pomoc. Ale ja nie mogłam o nią poprosić. Wyszłabym na bezduszną dziewuchę, wykorzystującą biednego faceta.
- To naprawdę nic, śpij dobrze. Dam sobie radę sama.
- Nie zachowuj się jak dziecko, co się stało?
- Ja, ja muszę uciec stąd. Teraz. - Ukucnęłam pod plastikowym zadaszeniem. Wiatr zawiał mocniej, wywołując u mnie dreszcze, przez które dość mocno się wzdrygnęłam. Znów byłam słaba, zbyt słaba. Znów musiałam uciekać.
Podałam mu adres, zarysowałam z grubsza sytuację, po czym rozłączyłam się. Wróciłam do pokoju, zabierając swoją torebkę, w której miałam dowód osobisty, pusty portfel i wyładowaną komórkę. Powiedziałam Jackowi, że telefon z którego dzwoniłam należał do Sasuke, przez co zostawiam w hotelu, a on sam będzie musiał znaleźć mnie podczas drogi, bo jedyne na co wpadłam to ciągły marsz przed siebie.
Miałam na sobie tylko lekko przybrudzoną i pogniecioną białą koszulę. Z początku chciałam wziąć jego, lecz szybko obaliłam ten pomysł. Wsparta narzutą, spięłam włosy w kucyka i wzięłam torebkę w dłoń. Spojrzałam na Sasuke, który niczego nieświadomy, bądź przeciwnie świadomy aż nadmiaru rzeczy, spokojnie spał. Przez chwilę szukał mnie dłonią, lecz gdy niczego nie odnalazł przewrócił się na plecy, odwracając ode mnie głowę.
Musiałam uciekać, uchronić się przed nim i samą sobą, która na jego widok i słowa, mogłaby różnie zareagować. Miałam w życiu dużo przewrotów. Jak na mój gust zdecydowanie za dużo, więc znów zdecydowałam się na zapomnienie. Przestanę kontaktować się z Sasuke, zniknę z tych szmatławców i urodzę dziecko, jeśli będzie trzeba. Już nikt mi go nie odbierze, nikomu na to nie pozwolę.
Wyszłam z budynku, pojawiając się na drodze. Skręciłam w prawo i ruszyłam przed siebie. Noga za nogą, w ciszy przemierzałam kolejne kilometry z całkowitą pustką w głowie. Księżyc zniknął z nieboskłonu, a na jego miejscu pojawiło się słońce, leniwie wschodzące ku górze, idealnie przyozdabiające swym blaskiem łzy, które ciekły po moich policzkach, wsiąkając w materiał narzuty, przewieszonej przez moje ramiona i stykającej się czasem z brudnym, zimnym asfaltem.
Gdy zbliżało się jakieś auto schodziłam na bok, lecz gdy tylko usłyszałam znajomy ryk motoru stanęłam w miejscu. Odwróciłam się, widząc jak czarny motocykl zatrzymuje się obok mnie, a jego właściciel zdejmuje kask i schodzi z maszyny.
Miałam ściśnięte gardło, przez co nie mogłam wydobyć z siebie nawet dźwięku. Widziałam jedynie emanujące od niego skonsternowanie i mnóstwo emocji wywołanych chyba moim stanem. Podszedł powoli, przewieszając kask przez kierownicę. Nerwowo ściskałam swoje dłonie i zaciskając usta, starałam się pochamować łzy.
Do czego to doszło, żebym ponownie musiała uciekać? Abym znów nie potrafiła sobie poradzić z własnymi problemami?
Jack stanął przede mną na środku całkowicie pustej drogi, a cisza panująca między nami zaczynała mnie krępować. Uniosłam wzrok, patrząc się prosto w te niebieskie oczy, a z jego twarzy odpłynęło całe napięcie. Moja dolna warga drżała, bo naprawdę chciałam się odezwać, lecz wszystko stanęło jedynie na próbach.
Powinnam się go bać. Nie powinnam w ogóle się z nim kontaktować. Nie powinnam dać się objąć i przyciągnąć do siebie. Nie powinnam pozwolić na niekontrolowany wybuch płaczu, który właśnie mną targnął. Nie powinnam była nikomu ufać, prócz samej sobie. Dużo rzeczy w życiu nie powinnam robić, lecz tak się jednak stało, a ja znów cofałam się na linię startu. Problem po prostu polegał na tym, że za każdym razem z większym bagażem doświadczeń na plecach. Byłam jednak kiepskim uczniem w tej kwestii, bo zamiast uczyć się na własnych błędach powielałam je nieustannie. Największym z nim było przyznanie się do miłości, która w jakikolwiek sposób odrzucona, powodowała tak ogromne załamanie, że ciężko było je opisać słowami, a płacz nie dawał żadnej ulgi.
Jack przytulił mnie mocniej, kładąc dłoń na mojej szyi. Było mi wstyd. To oczywiście nie jego wina, lecz tylko i wyłącznie moja, bo wstydziłam się właśnie samej siebie.
- Gdzie mam cię zabrać? - Miałam wrażenie, że ten chłopak był aniołem w ludzkiej skórze. Starszym bratem, który potrafił zrobić wszystko, aby uchronić młodszą siostrę. Tak właśnie się czułam, wtulając się w jego skórzaną kurtkę.
- Daleko - wydusiłam.
Moja karuzela chyba właśnie się zatrzymała.










Ktoś jest tego zdania, czy raczej nie? ;>









A może tego? ;>








*** 
Em, no cóż. Stało się to, co nieuniknione xd Nadal nie wiem, jakie będzie zakończenie bloga. Dowiem się pewnie razem z wami. Nie lubię planować aż tak daleko (a tak naprawdę to nie wiem w co ręce włożyć i taki jest tego skutek).
Jestem ciekawa waszych opinii apropo reakcji Sakury i ponownego wplątania Jacka. Interesi mnie to :>
Mam nadzieję, że widzicie jakiekolwiek zmiany od ostatniego rozdziału. Starałam się pisać trochę inaczej, powoli zmieniam swój imidż xd w internecie i... ścięłam włosy T_T

Na poprawę humoru polecam :>
Ani Mru Mru - Zarost tam i tu
"Już nie pierwszy raz mi się śni, że zapuszczam brwi..." <3

Życzę udanego weekendu, obfitego w karuzelowe i apokaliptyczne komentarze ^_^
Rina na razie pomaga mi na Karuzeli od technicznej strony, gdyż... nie mam worda xD
Także proszę się nie dziwić, że post jest jej autorstwa :D
Bywajcie!

13 komentarzy:

  1. Dżizas! Najpierw złapały mnie za serce początkowe przemyślenia, później jej otwartość do Sasuke, następnie kiedy czytała smsy było: Co?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I taki pisk (mało co nie potłukłam talerza), później te myśli Sakury, że ją wykorzystał (+ ta muzyka <3 ) sprawiły, że wczułam się w nią bardzo emocjonalnie i aż się popłakałam (co ty ze mną zrobiłaś!!!). W ogóle jak Sasuke mógł to zrobić, nie mieści mi się to w głowie. Od początku myślałam, że nie zgodzi się na ten plan Madary, że nawet jakby się przespał z Sakurą to mu nie powie, a tu taka niespodzianka! Wywróciłaś całkowicie akcję do góry nogami, tego się nie spodziewałam kompletnie! Jestem tak oszołomiono, że brakuje mi słów, aby napisać coś sensownego :D "Zrobiłem co musiałem, wnuk w drodze" ja się pytam dlaczego to zrobił? :( aż mnie z cięło z nóg jak to przeczytałam i było tylko takie "nie, nie nie...." a potem ten nie dosyt :D uciekła z Jackiem, a nie wie nawet co Sasuke by jej powiedział na swoją obronę :D Reakcja myślę, że była prawidłowa, chociaż ja to bym wybiegła z rykiem z pokoju i sama gdzieś się szwendała potem po nieznanej okolicy i czekała aż mnie ktoś znajdzie :D albo najpierw oblała go kubłem lodowatej wody :D Czekam z mega nie cierpliwością na nexta!!! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. FUCK YEAH, WIEDZIAŁAM, ŻE CIĄŻA BYŁA! B|
    Na temat plejlisty: Gdzie "so sick", no? :< Tzn, "Wreaking Haoc" i "Try" (wspaniały cover Pink. <3) też fajne. ^^ A "Lullaby" za gitarę po prostu kocham!

    Wgl, czo ta Sakura, no? Ryan/Brad, Kankuro, Sasuke. Hej, ja też chcę mieć takie powodzenie!
    Hm. Ach te wspomnienia, nie? xD Nadal nie mogę uwierzyć, że Sasuke zwierzył się Sakurze. ;o
    Wgl, tatuś Sasuke zabił jakąś panią z dwuletnim dzieckiem i mężem. Czyżby nasza rodzinka z samolotu? :>

    "- Jesteś wyjątkowa- (...).
    - Ty też- (...)"- Miki rzyga po prostu. ._. Za słodkie, noo... .-.

    SHEE, KOCHAM CIĘ! SEKSY BYŁY (mimo że nie do czytania. :<). <33
    Wgl, ta wiadomość. xD Boże,wiedziałam, że ciąża nadejdzie! xD Pisałam o tym pod wcześniejszym rozdziałem! Haha, Miki mistrz. B|

    Utakata mnie rozbraja. A to tylko trzy zdania. xD Boże. .-.

    [Taka chwilowa zawiecha w pisaniu komentarza, bo Miki zakochała się w "Sweather Weather". ♥_♥]

    Hm. Jack. Stęskniłam się, jedyny chyba dżentelmen w tym opowiadaniu. Nie, ze coś sugeruję... xD
    God, why? Czemu ona odchodzi, no? (Dobra, wiem. xD)

    Gify takie prawdziwe. xD Dokładnie to odczułam. :D

    Wgl, komentarz taki chaotyczny i krótki, bo... pisałam kiedy czytałam, a rozdział taki epicki, że się nie odrywałam. Więc, ekhm.

    Widać zmiany, brak tego Imaiowskiego humoru. :<

    Pozdrawiam i kończę już dalej się nie ośmieszając. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od tego, że rozdział jest cudowny! :D Nastąpił wielki zwrot akcji którego wcale się nie spodziewałam. Byłam przekonana, że Sakura nie ulegnie tak szybko Sasuke i ten będzie się musiał bardzo napracować aby ją zdobyć ,ale nie ukrywam, że ta wersja jest o wiele ciekawsza :D Poza tym ponownie pojawił się Jack, którego uwielbiam ;) Zgadzam się z MIKI co do tego, że to jedyny dżentelmen w opowiadaniu ;) Ta odmiana jest chyba na wymarciu :P A już zwłaszcza w rodzinie Uchiha gdzie wszystko kręci się wkoło pieniędzy. Zawiodłam się na Sasuke. Myślałam, że Sakura coś dla niego znaczy a tu się okazuje, że jest tylko "pojemnikiem" jak to określił Itachi :/ Powinien przemyśleć wszystko zanim ją w to wmieszał mając na uwadze jej przeszłość. Niestety zachował się jak kretyn i jestem pewna, że w najbliższym czasie będzie tego żałował. Poza tym skąd on może wiedzieć czy Sakura jest w ciąży? Minęło dopiero kilka godzin a on już wysnuwa takie wnioski? Jeszcze ten artykuł w prasie, którego autorem jest Madara. Jestem bardzo ciekawa jak zareaguje gdy dowie się o zniknięciu Sakury. Mimo, że jestem wściekła na każdego Uchihe to mam nadzieję, że jak najszybciej dojdzie do ponownego spotkania SasuSaku ;) Zresztą nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej :)

    Muszę przyznać, że mi również przyszło na myśl, że rodziną która straciła matkę i żonę w wypadku spowodowanym przez ojca Sasuke mogła być ta spotkana w samolocie ;) Jednak mimo wszystko, mam nadzieję, że to okaże się jedynie zwykłym zbiegiem okoliczności :)

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest super, jak wszystkie. TYLKO DLACZEGO SASUKE TAK SIĘ ZACHOWAŁ? :D Jeju, oby Sakura się ogarnęła albo Sasu ją znalazł czy coś <3.
    Uwielbiam Ciebie i Twojego bloga! :)
    Pozdrawiam, Bella.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wczoraj, ale jak zwykle spóźniam komentarz XD
    No, a więc zaczynamy:
    Jeśli chodzi o playlistę to jest wręcz idealna do tego rozdziału i cudownie mi się czytało z podkładem!
    Teraz post. Wiedziałam, że 'COŚ' się stanie >u<
    W końcu oboje się przełamali i wydusili z siebie te wspomnienia (w tym momencie myślałam, że nic już się takiego nie stanie i będzie idealnie), ale później... Jak Sakura dorwała się to telefonu Sasuke o.O Gorzej być nie mogło. Niżej ten kolo upaść nie mógł chyba -,- Jest tak mi szkoda różowej teraz... (I ŻE MAM CZEKAĆ TERAZ 3 TYGODNIE, TAK!?). Jak na razie to nie mam pojęcia jak może potoczyć się akcja dalej... Poza pościgiem Sasuke za Sakurą jak zobaczy ostatnie połączenie w telefonie. Szczerze to zaczęłam się zastanawiać, czy ona nie chce samobójstwa popełnić XD Biedna... Tak jej psyche zjechałaś XD Bezlitośnie ;P Ale to jest ta magia tego bloga *o* Kurczę... Ciekawe co pocznie teraz Sakurcia... CZEKAM NA NEXT, a teraz muszę szybko lecieć ^^
    Weny i szybko rozdział prosze ^w^
    ~byakko-moj-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. ŚCIĘŁAŚ WŁOSY?
    o nie. Foch forever!
    Nie ma "So sick" - płaczę przez to! Chlip :C

    Cholera, Shee! Kurna jego mać.
    Ten wstęp jest taki prawdziwy.. Utracona miłość, tęsknota za kimś, kogo obok nas już nie ma, a mógł być.. jest tak bolesna, wszechogarniająca, zajmuje całe ciało, umysł i serce.. Wszystko, dosłownie wszystko się wtedy rozpamiętuje, każdy gest, słowo, każde spojrzenie.. A gdy usłyszy się imię tej osoby, której jest ot tak po prostu, jak tysiące imion innych osób, to tak jakby świat się zatrzymał.
    A dlaczego tak to wszystko rozpamiętujemy? Sama już do tego doszłam.. bo idealizujemy, przeszłość niekiedy zaciera, niektóre wydarzenia.. bo tak bardzo chcemy pamiętać to co było dobre, chcemy pamiętać siłę tego uczucia, te emocje, które nas uskrzydlały.
    Nie chcemy się temu przeciwstawić? Nie. Bo tak, na prawdę, po co? Lepiej nam się oszukiwać, łatwiej nam wtedy..
    Okropnie jest coś takiego przeżyć, może nie mówię, tu o miłości tak destrukcyjnej jak Ryana i Sakury, a o tęsknocie za taką miłością jaką się przeżyło.
    I właściwie potem, jak się znów zakochać? Jak spotkać tego kogoś, znów poddać się sile uczuć, tak po prostu, bez strachu i bez myślenie o przeszłości? Bo ile to może zająć? Rok? Dwa? Trzy?

    Gdzie ta czekolada, na poprawę nastroju? Albo płakać albo jeść czekoladę ;d
    Okey, dość częściowo mojego rozpamiętywania. Ale wiesz, przeszłość naucza i przestrzega, przed popełnieniem błędu, poza tym, bardzo dobry początek, cholernie dobry.
    No dobra, biorę się w garść i czytam dalej!

    Wiedziałam! Miałam rację! Była w ciąży, a to skurw..., ehekm;d

    Dobry pomysł, z szeptem, on zawsze nadaje sytuacji inny charakter, tym bardziej jeśli chodzi o taką rozmowę, taką intymną i osobistą. Odważyła się, opowiedziała mu wszystko, tylko teraz, co Sasuś z tą wiedzą zrobi?
    Uchiha i poślizg? Uchiha i upadek? Coo?;d Coś takiego jest w ogóle możliwe?:d
    Wszytko jest w internecie! Jakoś to będą odkręcać? Ale się Madara wkurzy, ja ciesz pierniczę;d

    Fragment, gdzie Sakura spaceruje z nożem, jest świetny;d, chociaż z drugiej strony, sama zastanawiam się z czym ja bym chodziła, jakbym jednego dnia przeżyła tyle ile Ona.. ;d
    Oh, Sasuke..
    Ło, jeżu! Serio przez chwilę myślałam, że te dwa wypadki, to był jeden.. hym.. a propos wypadku rodziców Sasuke.. czemu nasuwa mi się ojciec z synem, z samolotu? Hym?;)

    On jej chciał powiedzieć? Chciał?
    W takim momencie Ona Go nazywa "Dziwkarzem"?! No, wybacz;d
    Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
    Jakie to było piękne!
    ..
    Ekhem. O w mordę. Po co czyta te sms'y? O nie, nie, nie.
    O i właściwie. Skąd on wie, że ona tak od razu zajdzie w ciąże? To, że się raz przespali, nie musi o niczym świadczyć -.- A dziadziuś już podaje informacje w świaat!
    "Po to, (dałabym tu przecinek;d) to całe zamieszanie z partnerką".
    Źle, tak źle, a co by było gdyby jej powiedział prawdę? Co On teraz zrobi?
    Rozumiem zachowanie Sakury, rozumiem, jej przeszłość i to jak się je wszystko teraz nakłada.
    Tylko.. co teraz? Jack jej pomoże, ale.. co zadecyduje zrobić sama Sakura?
    I jak zareaguje Sasuke?
    I jak tu wytrzymać tyle czasu do następnego rozdziału?;d

    Jestem pod wrażeniem tego rozdziału, zmiany, zmiany!
    Weny, Shee! <3

    Here without you" - kolejny cudny utwór, ehh :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shee, Shee, Shee! Patrz!

      http://vube.com/vote/Harry+Reeves+Music/Tzb4dzbkw6?t=s&n=1

      I masz się zachwycić! <3

      Usuń
  7. Nosz kuźde mać!
    I coś zrobiła zła kobieto?
    Już się wszystko zaczęło tak pięknie układać, a potem co? Właśnie jedno wielkie gówno, bo dowiedziała się nasza Sakurcia, że ma być żywym inkubatorem! Why? :c
    Jeśli tego nie naprawisz fochnę się na cacy i przestanę czytać (tak! To jest groźba!)
    Choć i tak długo bez czytania nie wytrzymam :>

    No cóż, najwyżej będę użalać się nad ich walącymi się relacjami. Proszę cię, nie dopuść do tego, żeby uczucie Sakury zostało zadźgane przez ponurą prawdę :<

    Weny życzę

    Wikuś Chan



    OdpowiedzUsuń
  8. Jejuś czemu Ty piszesz tak cudownie ? Hęęę ?! matko <3 czytam każdego twego bloga i uzależniam się od każdej linijki tekstu napisanego przez Ciebie. Nie wyobrażam sobie co w tym momencie czuje Sakura,ten ból i utrata poczucia własnej wartości. Coś strasznego a on ..Śpi? spokojnie? ale w pewnym momencie wydawało mi się,że on chciał jej zdradzić cały ten chory plan wuja. Ale ona nie chciała słuchać o sprawach czysto materialnych. Może gdyby usiadła i wysłuchała jego słów,może.. oj będę tak gdybać do końca świata ,tylko Ty wiesz jak naprawdę jest ;D !

    Pozdrawiam i czekam na notkę <3 !
    a no i zapraszam do mnie :):*
    http://ss-czas-milosci-polly-chan.blogspot.com

    Poly-chan :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że tak późno się zabieram za komentarz, ale jak czytałam to na telefonie i najpierw chciałam sprawdzić te podkłady, które wszyscy tak zachwalali. Skoro już przy nich jestem, to zgodzę się oczywiście, że są niesamowite. Dziewczyno, jak ty wynajdujesz te perełki?!
    A teraz się przyczepię. Nie ciebie, to będzie raczej taki komentarz jak po wyjściu z kina "gdyby on/ona zrobił(a) to, to tamto"
    Więc, jak ten Sasuke mógł tak napisać Madarze?! Nie mógł napisać np. "Daj mi jeszcze dwa tygodnie, ona jest bardziej uparta niż myślałem."? Wtedy przynajmniej wszyscy mieliby pewność, że Sakura jest, bądź nie jest w ciąży, nawet ona sama. Tak, zachował się trochę jak dupek, i teraz sama nie wiem, czy jego słowa "jesteś wyjątkowa" były szczere, czy nie. Zakładam, że szczere, bo już wcześniej Sakura go intrygowała (np. w samolocie). Jednak mam mętlik.
    Sakura jest dziwna. Ja wiem, że szok i w ogóle, ale to ona nie wie w której fazie menstruacji się znajduje? Czy ma dni płodne, czy nie? A po drugie, jakby sobie przypomniała moment na dachu jak Sasuke gadał z Madarą, to wiedziałaby, że nie chciał jej skrzywdzić, ani tym bardziej oszukać. (no właśnie, nie chciał, właśnie sama rozwiałam swoje wątpliwości; chociaż ty to ty i wszystko możesz jeszcze zamieszać) Kolejna rzecz: gumkę zakłada się jak już mu stanie, więc Sakura, która powinna obawiać się zajścia w ciążę powinna była zwrócić mu na to uwagę, że bez zabezpieczeń seksów nie będzie.
    Ale to tylko Sakura, której nie lubię, bo mimo, że jest dorosła zachowuje się czasem dziecinnie i nieracjonalnie. A potem jeszcze obwinia pół świata o swoją głupotę.

    Jeśli chodzi o nowy styl twojego pisania: dla mnie jedyna różnica to, że jest mniej dialogów, więcej przemyśleń i w dodatku ubranych w ładne, wymuskane, wzruszające frazy. Choć osobiście wolę, jak jest więcej dialogów (bo wygodniej, a ja jestem leniwa), ten styl jak najbardziej akceptuję i pewnie się do niego szybko przyzwyczaję. A może tak wiele narracji jest też wynikiem treści rozdziału i po prostu tak wyszło. Tak, czy siak, rozdział był baaaaaaaaaaaardzoooooooo emocjonujący (czego może nie widać po tym komentarzu), zaskakujący i oczywiście do znudzenia mi się podobał, bo jakże by inaczej?
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam niecierpliwie na tą apokalipsę, a także Kyodai, bo znów mnie zaniedbujesz i znowu wypadnę z klimatu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, pięknie po prostu pięknie !
    Jak zapewne zauważyłaś nie komentowałam ostatnio, ale jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić, że kiedy przeczytam notkę to powinnam ją skomentować. No trzeba będzie wbić to sobie do główki.
    Po pierwsze szablon i muzyka jakoś idealnie mi się zgrywają (z tekstem oczywiście też, ale jakoś wygodniej mi się czyta notkę kiedy jest po środku). Playlista cudna ! Serio gratulacje.
    Po drugie, jak zwykle nie za słodko, co sobie bardzo cenię, a korzystając z okazji, że nie komentowałam rozdziału 10, pozwolę sobie zrobić to tutaj. Oby tak dalej. Zarówno ta jak i poprzednia notka opisywały bardzo trafnie uczucia, a ten zamęt i klimat na bankiecie, wprost cudowny, czytając to czułam jakbym tam naprawdę była!
    Ten rozdział z kolei urzekł mnie swoją melancholią i smutkiem, jakoś lubię takie klimaty, pomimo wszystko nie jestem wstanie napisać więcej, sama nie wiem dlaczego.
    Mogę cię tylko zapewnić, że carousel of chanes pozostanie na długo w mojej pamięci. A ten rozdział będzie wzorem.

    OdpowiedzUsuń