“Osłonił jej ciało swoim, a kiedy otoczyła
go ramionami, zobaczyła go we wszystkich wcieleniach naraz: jako pięcioletniego
chłopczyka o wciąż jeszcze jasnych włosach; jako wypuszczającego pędy
jedenastolatka; jako trzynastoletniego wyrostka z dłońmi mężczyzny. Migdałowe
oko księżyca sunęło po nocnym niebie, kiedy wyszeptała wprost w zapach znajomej
skóry:
- Kocham cię...
Pocałował ją tak delikatnie, że
zastanawiała się, czy sobie tego nie wyobraziła. Odsunęła się nieco, by
spojrzeć mu w oczy.
A potem padł strzał."
~Jodi Picoult
Sakura
Tęsknota jest bardzo dziwnym uczuciem, wpędzającym człowieka w
najróżniejsze problemy, o których wcześniej mu się nawet nie śniło. Potrafi być
ona nawet powodem śmierci, gdy już nie dajemy rady walczyć, nie mamy siły, aby
znów wstać.
Tęsknota to nieustanna walka z samym sobą, ze swoimi wspomnieniami, które
natarczywie wchodzą z buciorami wszędzie tam, gdzie ich nie potrzeba, gdzie ich
byt jedynie pogarsza obecną sytuację.
Przykre jest to, że z reguły nie wiemy za czym tęsknimy, co dokładnie tak
nas urzekło, że potrzebujemy tego jak tlenu, bez którego nie da się wiecznie
podnosić. Zależy to tylko od tego, do czego potrafi popchnąć nas to uczucie,
jak wiele potrafimy przez nie wycierpieć. Mimo wszystko jednak jestem pewna, że
człowiek prawdziwie zakochany jest zdolny zrobić zdecydowanie więcej od
człowieka stęsknionego. Tęsknota wpisuje się w kanon miłości, a nie na odwrót.
To zakochanie wybija się ponad nią, górując niepodważalnie. Te czyny, o których
nam się nie śniło, z których wynikały najróżniejsze problemy potęgowały się,
choć wydawało się to niemożliwe.
Jeśli człowiek stęskniony potrafi się doszczętnie załamać, człowiek
prawdziwie zakochany jest zdolny zrobić zdecydowanie więcej, to co jest w
stanie zrobić człowiek stęskniony i nieszczęścliwie zakochany?
Setki zdjęć, setki wiadomości wciąż i wciąż przypominających przeszłość,
która zniszczyła mnie do szczętu. Tysiące minut spędzonych na rozmowach o
wszystkim i tysiące godzin leczenia złamanego serca i nowych ran doznanych po
kolejnym jego wybuchu, przelatywały przed moimi oczami jak klatki filmu, gdy
wpatrzona w krajobraz za oknem pogrążona w kompletnej ciszy analizowałam całe
swoje życie.
Było warto?
Wszystko jest po części ułudne. Szczęście, radość, smutek, żal. Tęsknota
też. Jednak nie każdy jest na tyle silny, aby to dojrzeć, aby się temu
przeciwstawić. Na pewno nie należę do tego rodzaju ludzi, na których takie
przeżycia nie wywierają wpływu, po prostu jestem na to za słaba.
Ta świadomość trochę mnie przytłacza, ale już nie tak bardzo, jak półtora
roku temu. Dotarła do mnie, gdy Momo przygarnęła mnie dzień przed wigilią,
kiedy sama i zmarznięta siedziałam na betonowym murku w Chinatown. Może poszłam
właśnie tam, chcąc poczuć coś znajomego? Coś, co chociaż trochę kojarzyło mi
się z domem, a nie obskórnym miejscem, gdzie przesiedziałam pierwsze dwie, trzy
godziny po tym, jak znów mnie uderzył?
Gdy siedziałam już z Lisą i Momo w ciepłym domu, napisał. Przepraszał,
chciał żebym wróciła, albo chociaż powiedziała mu, gdzie jestem. Wysłałam mu
suchy adres, a dzwonek do drzwi zadzwonił po półgodzinie. To znów był ten
moment wybaczenia. Ten moment, kiedy brał mnie w ramiona, szepcząc do ucha, że
to już ostatni raz, że przeprasza za to jaki jest. Byłam w stanie odpuścić mu
wszystko. Boże! Zrobiłam to nawet, jak pierwszy raz mnie zgwałcił! Kiedy, do
kurwy nędzy poroniłam przez uderzenie w brzuch! A on… Jedynie na nowo tracił
moje zaufanie.
Kolejnego dnia w wigilię z rana, nie miałam jeszcze pojęcia, że za kilka
godzin stanę się nikim. Tak. Właśnie tak odbierałam to, kiedy pozostawił mnie
samą wśród wielkiego tłumu koło godziny dziewiętnastej na ogromnym placu w
środku miasta. Ludzie, którzy mnie otaczali wydawali się być przerażający,
czyhający na moje życie, a ich szczęście i radosne uśmiechy przyprawiały o
ciarki. Figurki Świętych Mikołajów porozstawiane na ulicach budziły we mnie
grozę. Ciągle widziałam tylko ich puste, lśniące w ciemności oczy, przez które
wtedy mało co nie zwariowałam.
Biegałam jak oszalała, nawołując jego imię. Zatrzymywałam mijanych
mężczyzn, aby sprawdzić, czy to na pewno nie on. Po godzinie się poddałam.
Usiadłam na najbliższym murku, podciągnęłam kolana pod brodę i bujając się to w
przód to w tył, powtarzałam, że to wszystko mi się śni.
Były momenty, że nie chciałam go kochać. Nie chciałam widzieć go każdego
dnia, nie chciałam spędzać z nim reszty życia, nie chciałam… O czym ja bredzę.
Chciałam, aby zawsze mimo wszystko był. I był. On, jego napady agresji i
początki alkoholizmu, a teraz… teraz jeszcze rak. Zawsze obciążałam winą za to
wszystko jego przeszłość. Służąc w Iraku na pewno przeszedł więcej, niż byłam
sobie w stanie wyobrazić i to właśnie główny powód mojego wiecznego
usprawiedliwania jego czynów. Myślałam, że robię dobrze, że zatrzymam to błędne
koło, w które wpadł właśnie tam, że nauczę go normalnego życia, gdzie na co
dzień nikt nie chce go zabić, a… jedynie kochać.
Jednak w wigilię już nie wytrzymałam. Wszystkie podpory mojej pewności
siebie rozpadły się i wręcz zniknęły, nie było nawet czego stawiać od nowa.
Runęły, bez możliwości odbudowy. Moja osobowość też nie chciała już
przeciwstawiać się myślom, które wciąż powtarzały: tak nie powinno być;
odejdź od niego; uwolnij się, żyj normalnie.
Nie słuchałam ich nic a nic, nawet wtedy. Jak mantrę powtarzałam, że wróci.
Jednak nie wrócił, a ja płakałam z racji jego nieobecności, jak i wolności.
Moje nieme protesty znalazły w końcu ujście, a ja doszłam do pewnych wniosków.
Miałam dość już przed świętami. Moja mama nabierała podejrzeń. Miku nie
było wtedy w Tokio, a jeszcze nie mieszkałyśmy w czwórkę, więc mieszkanie było
całe dla mnie, co w rezultacie nie okazało się niczym pożytecznym. Mama wciąż
pogrążona w żałobie topiła smutki w tysiącach dramatów, więc nie chciałam
obarczać jej moimi problemami. Z resztą, nigdy tego nie robiłam. I nie wiem,
czy nie był to błąd.
Momo wybawiła mnie w wigilię i dzień wcześniej, ale to były tylko dwa razy.
Dwa z wielu, kiedy musiałam radzić sobie sama, tak jak on teraz. Zresztą. Teraz
miał on inne życie. Życie, w którym wreszcie się spełniał, w którym był
szczęśliwy…
Nie, on nie zasługiwał na szczęście.
Zaczynało brakować mi słów. Już sama nie wiedziałam co było prawdą, a co
kłamstwem. Moje zagubienie potęgowało się z sekundy na sekundę, a napędzały je
trybiki coraz bardziej poplątanych przemyśleń, z których nie wyniknęło nic
klarownego. Czyli w sumie nic nowego.
Chciałam w końcu jakoś się ustatkować. Mieć kogoś, na kim mogłabym
bezgranicznie polegać, komu oddałabym wszystko, aby go wybawić. Naprawdę byłam
do tego zdolna, ale nikt nie wydawał się wystarczająco odpowiedni, aby na to
zasłużyć. Ten ktoś musiałby być kimś wyjątkowym i przeciętnym w jednym.
Spojrzałam na Sasuke, który nieprzerwanie patrzył przed siebie. Nie zwolnił
uścisku, którym maltretował kierownicę, nie zaszczycając mnie uwagą nawet na chwilę.
Może nie znaliśmy się od lat, ale jeszcze nigdy nie widziałam go tak
rozjuszonego. Mimo upływu czasu nadal do końca nad sobą nie panował. Były
momenty, że kiedy spoglądałam na niego kątem oka, budził się we mnie strach,
lecz szybko niknął, kiedy uzmysłowiłam sobie, że to on był wybawcą, który
zabrał mnie z tego ekskluzywnego więzienia, którym była willa Deidary. Nic
lepszego chyba nie mógł dla mnie w tamtej chwili zrobić.
Teraz myślałam nieco bardziej logicznie niż wcześniej i zdawałam sobie
sprawę, że nasze wyjście było dość spektakularne. Nie wiem, czy byli tam
reporterzy czy nie, lecz nawet jeśli… to wszystko dotrze do tej idiotycznej
gazety. Wszystko trafi do internetu, do ludzi biznesu, a ja zawsze w pewien
sposób chciałam być anonimowa. Jedną z zalet Tokio była właśnie anonimowość.
Ogrom ludzi mieszkający w tak wielkim mieście nie był w stanie znać się
nawzajem. To nie atmosfera na wsi mojej ciotki, gdzie wyszło się do sklepu w
dwóch różnych skarpetkach, czy zrobiło coś bardziej lub mniej właściwego, a
zaraz wiedzieli o tym wszyscy. Tutaj to było po prostu niemożliwe. Rzadko
spotykałam swoich znajomych na ulicy, bo nie byli nawet jedną setną mieszkańców
tego miasta i to bardzo mi się w nim podobało. Anonimowość choć pozorna, nadal
jest swoistą anonimowością.
Teraz jednak, jeśli znów pojawię się w tej gazecie, może być z tym ciężko.
Taki plotkarski szmatławiec prawie nigdy nie pisze prawdy. Praktycznie zawsze
ubarwia swoje opowieści, aby tylko więcej ludzi kupiło więcej egzemplarzy, a to
ostatnie, czego potrzebowałam. Chciałam zniknąć, stać się nikim. Bardzo tego
teraz potrzebowałam.
Ściągnęłam trampki i podwinęłam kolana pod brodę, obejmując je ramionami,
aby położyć na nich głowę, znów zapatrując się w mijane łąki, które powoli
pogrążały się blasku zachodzącego słońca, coraz bardziej zasłanianego przez
ciemne, burzowe chmury. Zjechaliśmy z autostrady, wjeżdżając na pomniejsze
drogi, lecz kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nic mi teraz nie przeszkadzało,
a było mi wszystko jedno, gdzie Sasuke mnie zabierze.
Nie chciałam się do tego przyznać, ale ufałam mu. Nie wiem, jakim cudem tak
szybko potrafiłam zdobyć się na coś takiego, ale jestem pewna, że to się
zdarzyło. Za każdym razem, gdy pojawiał się w zasięgu mojego wzroku, czułam się
bezpieczniej. Kiedy podchodził na wyciągnięcie ręki, miałam wrażenie, że nic
nie jest w stanie mi zagrozić. Mogłabym przywołać te sytuacje przed oczy, ale
po co?
A jednak. Przyznałam się do tego i niekoniecznie wiedziałam, co z tym
zrobić.
Co było w nim takiego? Trudno to wytłumaczyć. Nadal nie dawały mi spokoju
te momenty, kiedy zawsze gdy coś działo się nie tak, on nagle pojawiał się i
naprawiał to od tak i to jeszcze utwierdzając mnie w przekonaniu, że to czysty
przypadek.
Jednak mimo to, coś w zakamarkach mojego umysłu kazało od niego uciekać.
Czasem pojawiał się w mojej głowie taki właśnie natrętny głos, lecz zawsze był
szybko zbywany przez mase innych, przeciwstawnych myśli. Nadal niewiele o nim
wiedziałam, ale nie zatrzymało mnie to przed ogromem rzeczy, których robić nie
powinnam. Zamknęłam oczy, chcąc uciec chociaż w ten sposób.
Wczorajsza akcja z tańcem wciąż echem przypominała mi o sobie, bez przerwy.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Na pewno nie byłam w stu procentach świadoma
tego co robiłam, a zrobiłam całkiem... sporo. Alkohol odurzył mnie w pewnym
stopniu, bo normalnie brakowałoby mi odwagi, lecz jednak on mimowolnie
przełamał moje granice. Dobrze jednak, że w końcu się opamiętałam. Później…
Ryan spadł jak grom z jasnego nieba, niezwykle jasny i niezwykle silny. A ja
już zaczynałam powoli hodować w sobie uczucie nienawiści, na które zasługiwał.
Teraz już miałam powody, aby zrobić to z czystym sumieniem.
Czułam, że zwalnialiśmy, lecz otworzyłam oczy dopiero, gdy auto stanęło.
Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, aby złapać ostrość widzenia. Mój wzrok
skierował się na przydrożny motel, który zdecydowanie nie był najlepszej
jakości. Pierwsze krople deszczu poczęły uderzać o maskę samochodu i to właśnie
ten dźwięk przerwał wszechobecną ciszę. Po ulicy nie jeździły żadne auta, na
parkingu stały tylko dwa samochody, a świateł w pokojach też nie paliło się za
wiele. Motel nosił nazwę "Rocky Mountain", a szyld z tym właśnie
napisem uległ kiedyś dość poważnym usterkom, gdyż "c" i "u"
zwisały ku dołowi, a reszta trzymająca się w miejscu nie świeciła się.
Rozejrzałam się, nie widząc praktycznie żywej duszy. Najwidoczniej w promieniu
kilku kilometrów nie było tu życia, a ten motel został tu postawiony całkowicie
od czapy. Pojęcia bladego nie miałam, dlaczego akurat na ten lokal padł wybór
Sasuke. W sumie nie spodziewałam się nieskończenie gwiazdkowego hotelu,
postawiłam na przeczucie i tak jak myślałam, byliśmy w miejscu całkowicie
wyalienowanym.
Deszcz bębnił w szyby coraz mocniej, przez co obraz za oknem, zaczął mi się
lekko zamazywać. Cisza pomiędzy nami przeszkadzała mi w przeciwieństwie do
Uchihy, który wydawał się uspokajać im dłużej ona panowała. W końcu pod naporem
mojego spojrzenia, wyjął kluczyki ze stacyjki, rozluźniając lewą pięść, która
prawie nieustannie była zaciśnięta.
- Chodź - powiedział krótko, wysiadając i nie czekając na cokolwiek, co
miałabym ochotę powiedzieć. W normalnej sytuacji pewnie przejawiałabym po sobie
jakieś oznaki protestu, lecz teraz byłam w stanie zgodzić się prawie na
wszystko i było mi wszystko jedno, gdzie będę spać.
Nie wiedziałam, co działo się w jego głowie, a najwidoczeniej działo się
wiele. Nie wiem, co zaszło pomiędzy nim, a Ino, lecz musiało być to coś
nieprzyjemnego. Nie byłam w stanie przypisać jego zachowaniu innego sensownego
powodu. Lecz mimo niewiedzy rozumiałam, więc posłusznie po chwili również
wysiadłam z auta, biegnąc w stronę, gdzie zniknął Sasuke. Deszcz lał tak mocno,
że nie widziałam dobrze budynku, przez co poruszałam się na oślep. Gdy o mało
co nie wywróciłam się o krawężnik, wiedziałam już, że znajdowałam się przy
wejściu. Chociaż tyle.
Podniosłam wzrok, aby znów zostać jawnie zignorowana. Sasuke przed chwilą
wszedł do środka, nie czekając na mnie, gdyż stał już przy recepcji. Coś
zawzięcie tłumaczył recepcjonistce, która kręciła przecząco głową z zacięta
miną. Dziewczyna w końcu uderzyła długopisem w biurko, a Uchiha zmarszczył
brwi. Stałam cały czas na dworze, lecz pod daszkiem, obserwując całe zdarzenie
zza szklanej szyby.
Sasuke zaczął zbliżać się ku mnie, więc odwróciłam wzrok, udając, że skupiam
się na wszystkim co nie było nim. Dzwoneczek oznaczający otwarte drzwi
zabrzęczał cicho, a Uchiha stanął obok mnie i włożył ręce w kieszenie.
- Nie mam przy sobie porfela, czyli ani pieniędzy, ani dowodu, więc na
razie śpimy w aucie - powiedział sucho, wpatrując się w szalejący deszcz.
Byliśmy na kompletnym pustkowiu. Dookoła nas znajdowały same łąki, pola i zero
żywego ducha. Nawet nie mijało nas żadne auto. Kompletna dzicz.
Weszłam w deszcz, nie przejmując się tym, że na pewno mnie zmoczy. Skulona,
noga za noga powłóczyłam do bmw, którego Sasuke ówczesniej nie zamknął i
usiadłam znów po stronie pasażera. On przyszedł kilka sekund później, siadając
za kierownicą, o którą oparł się, zapatrując w krajobraz sprzed przedniej
szyby.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chciałam jeść, spać, płakać, upić się i
tak w kółko. To był czas przeznaczony na użalanie się nad sobą i definitywnie
nie powinnam tego ignorować, co w obecnych warunkach nie było trudne.
Milczenie pomiędzy nami zaczęło mnie przytłaczać. Przeciągnął mnie przed
tłum, bez słowa wstawił do auta, a teraz nadal nie miał zamiaru mi nic
powiedzieć? Byłam roztrzęsiona, okej. Może wyglądałam koszmarnie, lecz on nawet
wcześniej jakoś niekoniecznie zwracał na to uwagę, więc teraz też nie powinno
być to przyczyną.
Ja z kolei nie miałam odwagi, aby zainicjować rozmowę. Jego powodem na
pewno nie był jej brak, gdyż to ten rodzaj osoby, która nie bała się byle
czego. Więc czemu miałby strachać się przed zwykłą konwersacją?
- Dzięki - szepnęłam cicho, patrząc, jak wiatr huśtał literami szyldu.
Miałam wrażenie, że zaraz odpadną, jednak one uporczywie trzymały się na swoim
miejscu, jakby udowadniając mi, że mimo iż nie są idealne, nadal walczą o byt,
bo są elementem czegoś większego. - Za to, że mnie stamtąd zabrałeś -
dopowiedziałam, nie spodziewając się odpowiedzi. Jednak ta cisza tak mi
przeszkadzała, że byłam gotowa ją zapełnić nawet na rzecz własnej paplaniny. -
Sama bym stamtąd nie wyszła. - Cały czas mówiłam szeptem, nie chcąc do końca
niwelować milczenia. Szept był cichy i subtelny. Nie psuł nastroju nadanego
przez deszcz, a wpasowywał się jako z góry przewidziany element, dopełniający
kompozycję lejącej się z nieba wody.
- Ja też - odparł zimno po chwili, a mnie przeszły ciarki. Nie lubiłam tego
tonu. Bardzo źle mi się kojarzył i wolałam, kiedy odzywał się do mnie
normalnie.
- Czy Ino to...
- Tak - przerwał mi. Mimo jednosłownej odpowiedzi, wyczułam w jego głosie
wiele emocji, lecz żadna z nich nie była pozytywna. Ugryzłam sie w język trochę
za późno, lecz moje pytanie nie wywarło na nim nic negatywnego, przynajmniej
tak mi się wydawało, więc chciałam ciągnąć dalej, lecz on mnie uprzedził. - A
Ryan?
- Chyba Brad - mruknęłam, łącząc dłonie. Czułam, że patrzył się na mnie ze
skrywaną ciekawością, lecz długo musiałam się zbierać, żeby coś mu opowiedzieć.
Nie była to błaha historyjka, ale i tak wymagało to ode mnie sporo wysiłku.
Przyznałam się dziś, że mu ufam. Mogłam wiec powierzyć mu którąś z moich
tajemnic na próbę. Każdy zasługiwał na drugą szansę, a on przecież nie utracił
nawet pierwszej. Dlaczego więc miałabym znów dusić w sobie to wszystko tak, jak
robiłam to przez cały czas?
Streściłam mu bez zbędnych szczegółów to jak się poznaliśmy, jak coś miedzy
nami zaiskrzyło, w co się przemieniło i jak skończyło. Przez cały ten czas mój
wzrok wbity był we własne, splecione na kolanach dłonie, na które skapywały
krople, wcale nie znajdujące ujścia w kącikach moich oczu. Nie płakałam, nie
chciałam, nie przy nim. Już wystarczająco razy widział mnie w chwilach
słabości, nie musiałam bardziej się pogrążać. Mimo wszystko nie kierowały mną
jedynie chęci niebycia beksą, a ta świadomość, że opowiadałam mu suche fakty.
Czym innym mogłoby to być? Niczym. To zwykła historia bez happy end’u, dość
popularna ostatnio w kinach.
Gdy skończyłam, Sasuke nie wydawał się być pełen współczucia i litości.
Prawdę mówiąc nie spodziewałam się tego po nim i coś we mnie cieszyło się, że
naprawdę nie zaczął prawić mi pocieszających formułek. Znów zapadła
między nami cisza, lecz o z deka innym charakterze. Kojarzyła mi się z
oczyszczeniem, a deszcz bębniący o maskę i skapujący z szyb utwierdzał mnie w
stwierdzeniu, że w końcu w jakimś stopniu uwolniłam się od przeszłości, która
do teraz nie kwapiła się, aby odpuścić.
Chciałam się czegoś o nim dowiedzieć. Może nie czegoś, czego nie wiedział
nikt, bo byłam do tego osobą co najmniej nieupoważnioną, ale wystarczyłaby mi
część, jakaś malutka część jego, która nie jest kpiąca, ironiczna i chłodna.
Przecież każdy medal ma dwie strony.
Sasuke westchnął cicho i zdjął ręce z kierownicy, opierając teraz lewy
łokieć o drzwi, podpierając dłonią brodę, aby swobodnie móc patrzeć w pustą
drogę. Musieliśmy znajdować się na naprawdę dobrym odludziu, żeby nie zauważyć
ani jednego przjeżdżającego auta.
- Ino - mruknął, jakby zastanawiając się, dawkując informacje, które był w
stanie mi przekazać. Nadstawiłam niewidocznie uszu, czekając na to, co jeszcze
miał mi do powiedzenia. - To część mojego byłego życia - powiedział szybko,
lecz z tym charakterystycznym chłodem, do którego zaczynałam przywykać i
akceptować. - Tego sprzed wypadku - uciął, zaciskając powieki, a ja wzdrygnęłam
się z zimna. Przemoczone ubrania zaczynały dawać mi się we znaki, lecz nie
zamierzałam niszczyć atmosfery, która zapanowała we wnętrzu czarnego bmw, bo
chwilowo była mi ona wyjątkowo na rękę.
Gołym okiem widziałam, że wypadek jego rodziców nie mógł być zwykłym
wypadkiem. Mój tata został potrącony na pasach przez pijanego kierowcę. Właśnie
dlatego nigdy, przenigdy nie wsiądę za kółko nawet po łyku piwa. Od tego czasu,
czyli prawie czterech lat mam ogólny wstręt do szybkiej jazdy, a ludzi
uprawiających ją omijam szerokim łukiem. Wydają mi się być uprzywilejowanymi
potworami, które z uśmiechem na twarzach i prawami jazdy w portfelach jeżdżą
dwieście na godzinę po autostradach, nie zważając na ludzi dookoła siebie. O
motocyklistach mówi się: dawcy narządów. O takich kierowcach powinno mówić się:
producenci narządów.
- Mój tata te…
- Wiem - przerwał mi, nadal wpatrując się w przestrzeń. - Ale twój tata nie
umarł z twojej winy.
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma, ponownie wzdrygając się.
Sama już nie wiedziałam czy to z emocji, które mną targały, czy z zimna. Czy on
właśnie powiedział mi, że przyczynił się do śmierci swoich rodziców?
Właśnie byłam gotowa, aby otworzyć usta, kiedy ktoś zaczął walić w szybę po
mojej prawej stronie.
- Aaa! - krzyknęłam, jak możliwe najdalej odskakując. Złapałam się za
serce, lecz syknęłam, kiedy gałka skrzyni biegów wbiła się w moje plecy.
Wszystkie obawy ze mnie wyparowały, gdy się okazało, że tajemnicza osoba, to
tylko recepjonistka pod parasolem, pochylająca się w naszą stronę.
Ogarnęłam się, wracając na swoje miejsce, a Sasuke uchylił okno.
- Zabierzcie rzeczy i chodźcie do środka - powiedziała brązowowłosa
kobieta, po czym oddaliła się od nas, znikając po chwili w ścianie deszczu.
- Idziemy? - spytałam cicho, drżąc z zimna, które wkradało się do środka.
- A chcesz tu spać? - spytał, unikając mojego spojrzenia. - Nie mamy
paliwa, żeby jechać gdziekolwiek indziej.
Zabrałam z podłogi swoją torebkę i jak najszybciej wybiegłam z auta,
kierując się do wejścia. Przystanęłam chroniona plastikowym daszkiem, który
mimo, że niecałkowicie szczelny, stanowił dla mnie osłonę. Po kilku sekundach z
deszczu wyłonił się Sasuke, który poślizgnął się, mało co nie lądując twarzą na
wycieraczce. W ostatnim momencie jednak podpadł się ręką, lekko wpadając na
drzwi, czyli również na mnie, przez co oboje po chwili znaleźliśmy się w środku
na ciemnej wykładzinie, która śmierdziała wyjątkowo starym psem.
Byłam trochę zamroczona, więc nie do końca dotarło do mnie to, co się
stało. Dopiero, kiedy Uchiha wstał i podał mi rękę, a ja podniosłam się
względnie udając, że wszystko było w porządku zaczęłam rozglądać się za
kobietą, która kazała nam tu przyjść.
- Proszę tutaj! - Jej głowa wychyliła się zza lady, a Sasuke widząc,
że nadal stałam w miejscu popchnął mnie lekko za łokieć, abym ruszyła do
przodu.
Podeszliśmy oboje do drewnianej lady, za którą zniknęła recepjonistka.
- Uchiha Company, siedziba w Tokio? - spytała, ciągle klikając coś
myszką, nawet na nas nie patrząc.
- Tak - odparł Sasuke, wlepiając w nią swoje czarne spojrzenie,
które na niej nie zrobiło wrażenia mimo, że spojrzała mu w oczy.
- Jestem kapitalistką, lubię pieniądze - powiedziała, uśmiechając
się pod nosem. - Internet mówi mi, że rzeczywiście nazywasz się Sasuke
Uchiha, a ty Sakura Haruno.
- Aaa, skąd wiesz jak ja się nazywam? Jestem nikim - rzuciłam,
marszcząc brwi. Ona popatrzyła na mnie jak na idiotkę, po czym obkręciła monitor
tak, abyśmy wszyscy mieli na niego wgląd.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to duży napis “The bosses of money”, a
na całą resztę nie chciałam już patrzeć, lecz mimo to spojrzałam na nagłówek,
przez co przytknęłam dłoń do ust.
“Gorący romans, czy przelotna znajomość?
Sasuke Uchiha i Sakura Haruno nie próżnowali podczas pobytu w londyńskiej
willi, należącej do tutejszego szefa oddziału “Uchiha Company”. Widać, że para
widocznie ma się ku sobie i nie świadczą o tym jedynie rumieńce na twarzy panny
Haruno, lecz również ich potajemne spotkania przez wejściem na czerwony dywan i
specyficzny powrót do sypialni (Ob. 2). A co wy o tym sądzicie? Jak zakończy
się ta podróż?”
Spojrzałam na odnośnik do obrazka, gdzie zobaczyłam czarne bmw od zewnętrznej
stronie domu i mnie na rękach Sasuke, który zmierzał ku werandzie. Popatrzyłam
na niego kontrolnie, lecz on jedynie z nienawiścią wpatrywał się w ekran.
- Tak więc rękę dam sobie uciąć, że to naprawdę wy. Zdecydowałam -
wstała, podchodząc do małej komody - zaoferować wam pokój. - Odetchnęłam
na myśl, że nie będę musiała spędzać tej nocy w aucie. - Lecz za poczwórną
cenę, biorąc pod uwagę moje dobre serce. - Udała przejętą, a ja
definitywnie przestałam ją lubić. Podłe babsko.
- Żaden problem - odparł zimno Sasuke, wyciągając dłoń po kluczyk.
- Chcę mieć to na piśmie - powiedziała, unosząc jedną brew do góry.
Bez patrzenia podała mu kartkę i długopis, na co on z wyraźnym brakiem ochoty
zaczął coś pisać. Gdy skończył dosadnie odłożył długopis na ladę, a
recepcjonistka zadowolona wręczyła mu klucz i bez słowa znów usiadła przy
komputerze.
Sasuke kiwnął na mnie ręką, kiedy coś mi się przypomniało. Pacnęłam się
dłonią w czoło, wracając do kobiety. Wyjęłam wszystkie banknoty jakie miałam w
portfelu, kładąc je na drewnie.
- Starczy? - spytałam, kiedy dziewczyna wstała, aby je zliczyć.
Zapomniałam o torebce. Miałam tam dowód i paszport, więc teoretycznie nie
musieliśmy płacić aż czterokrotnej ceny, ale nie chciałam ponownie mieszać.
- Sakura, co ty robisz? - mruknął Sasuke, stwarzając wrażenie lekko
znudzonego.
- Płacę, nie widzisz?
- Starczy - odparła ta brąz jędza, usatysfakcjonowna siadając znów
na obrotowym, czarnym krzesełku.
- Przecież wyślę jutro przelew na ich konto. Proszę oddać jej te
pieniądze - powiedział do kobiety, która nie wyglądała, jakby miała zamiar
to zrobić.
- Chciałam nadmienić, że te, którymi teraz zapłaciłam i tak są twoje
- fuknęłam, biorąc z jego dłoni kluczyk.
- No, no, no - mruknęła pod nosem recepcjonistka. - Dobry prawy
sierpowy. - Puściła Sasuke oczko, na co oboje osłupieliśmy. - Ech,
celebryci - westchnęła, znów obracając monitor, na którym leciało właśnie
video, gdzie Ryan odlatywał w tył po ciosie Uchihy. Z moich ust wydobył się
jęk, a ustał, kiedy w całym pomieszczeniu zgasło światło. - Pieprzone korki
- warknęła pod nosem dziewczyna, wstając, co widziałam w nikłym świetle
księżyca. - Wejdźcie na samą górę i idźcie na sam koniec korytarza.
Specjalnie dałam wam taki pokój, żebyście nie rzucali się w oczy. Idę zagadać
do naszego elektryka, może sprawi, że prąd wróci - westchnęła i zniknęła za
zakrętem.
- Chodź - powiedział Sasuke, ponownie dziś na mnie nie czekając i oddalając
się w stronę schodów. Spuściłam wzrok i ruszyłam za nim, a w mojej głowie
czaiły się bardzo dziwne myśli, które prowadziły do bardzo dziwnych przemyśleń,
co w efekcie dawało zerowe wnioski, co już bardzo dziwne nie było.
- Dziękuję za te pieniądze, które dałeś Rinie - szepnęłam, pokonując
kolejne stopnie starej klatki schodowej, która całą swoją aparycją przyprawiała
mnie o ciarki. Farba płatami odpadała ze ścian, poręcz była powyginana, a lampy
wyjątkowo odpychały swoim urokiem nabytym w dniu produkcji.
Pierwonie miałam być na niego wściekła za to, że kolejne pieniądze z jego
konta zostały przeznaczone na moje, bądź co bądź, potrzeby. Jednak wiedziałam,
że gdyby nie ten gest, nie miałam prawie nic, aby dać Rinie, co umożliwiłoby
jej powrót do domu.
- Nie ma za co - rzucił, kiedy wchodziliśmy na trzecie z kolei piętro.
Chuchnęłam, a przed moimi oczami ukazała się para. Cudownie.
Po chwili znaleźliśmy się na wąskim, wyłożonym ciemną boazerią korytarzu,
który lata świetności miał już za sobą, w czym nie odstępował całej reszcie
budynku. Powinno mnie to trochę odrzucać, jednak ja przeciwnie cieszyłam się,
zaznając trochę przyziemnej normalności bez ogromnie drogich mebli i
drogocennych przedmiotów.
Sasuke zatrzymał się na końcu korytarza, wkładając kluczyk do zamka, aby
zaraz go przekręcić i przepuścić mnie w drzwiach. Skinęłam głową wchodząc
pierwsza do pokoju, który okazał się średnich rozmiarów z wystrojem podobnym do
hoteli, w jakich spałam jako dziecko, jeżdżąc na obozy dla młodzieży. Kojarzyły
mi się jak najbardziej pozytywnie, a wspomnienia, gdy kiedy jako
siedemnastolatka leżałam nocami na podobnych łóżkach, marząc o mężczyźnie
swojego życia, wywoływały nikły uśmiech na mojej twarzy. Wtedy takie myśli nie
odstępowały mnie na krok, nękając co noc szczególnie, kiedy dookoła było
mnóstwo równieśników, których większość połączyła się w pary z wyjątkiem mnie,
którą stać było jedynie na sny i godziny spędzone na snuciu planów: co zrobię,
gdy go spotkam?
Westchnęłam, stawiając kolejne kroki w głąb sypialni. Od razu przy wejściu
stały metalowe szafki, łudząco podobne do tych szkolnych, w których z reguły
przechowuje się jedynie książki, ewentualnie jakąś bluzkę. Uśmiechnęłam się
lekko na ich widok, po czym przeniosłam swój wzrok na mały stoliczek, stojący
niedaleko. Był niski i bardziej mógł służyć jako podnóżek. Za szafkami stała
kanapa, łatana co najmniej kilkukrotnie, przez co wyróżniała się
różnokolorowością. Podeszłam do niej i klepnęłam lekko, a w powietrze wzbił się
kurz, na co zakasłałam cicho. Słyszałam jak Sasuke starał się włączyć światło,
utwierdzając mnie w tym serią dźwięków: klik klik, lecz w końcu
odpuścił, a ja posunęłam się dalej, dzięki czemu dowiedziałam się, że to nie
koniec pokoju. Za małym korytarzykiem, który tworzyła ściana na prawo od
wejścia znajdowało się dwuosobowe łóżko, drzwi do łazienki, szafka kuchenna,
zlew i mała lodówka.
Oparłam głowę o boazerię, czując, że tego mi właśnie brakowało.
Niedopasowanych mebli, szczypty kurzu i… normalności. Usłyszałam jak Sasuke
ściąga marynarkę i kładzie ją po chwili na kanapie. To był ten czas, kiedy głos
w mojej głowie szeptał: uciekaj, uciekaj. Nie wiem, czy to było spowodowane
całkowitym brakiem świadków, ciemnością, czy ciszą przerywaną jedynie przez
odgłosy deszczu.
Spojrzałam na Uchihę, który wpatrzony w drzewa, które prawie łamały się pod
naporem wiatru, stał nieruchomo, mocno zaciskając szczękę. Bez słowa
skierowałam się do łazienki, nie chcąc znów trwać w tym ciężkim milczeniu.
Miałam go dość.
Weszłam do małego pomieszczenia, w którym na szczęście znajdowało się okno,
dzięki czemu nie musiałam poruszać się po omacku, bądź nie daj Boże z
uchylonymi drzwiami.
Zrzuciłam z siebie mokre ubrania, rozkładając je na kaloryferze, wiedząc
jednak, że ogrzewanie nie działa. Nie miałam jednak innego pomysłu, aby jakoś
je rozwiesić, więc zostało mi tylko to rozwiązanie. Odkręciłam wodę, która nie
okazała się ani ciepła, ani zimna, lecz akurat taka, aby zażyć szybki prysznic.
Pozwalając jej swobodnie lecieć w kranie, podeszłam do jedynej szafki, która tu
stała, zauważając w środku dwie koszule nocne, ręczniki, małe próbki płynów do
kąpieli; wszystko z logo hotelu. Odetchnęłam i chcąc opłukać sobie twarz, znów
podeszłam do odkręconego kranu, skąd płynął wrzątek, przez co szybko
odskoczyłam do tyłu, biorąc do buzi oparzony palec. Czyli woda po prostu
musiała zlecieć…
Zakręciłam kurek, odkręcając ten od wanny, gdzie też po chwili poczęła
lecieć ciepła woda. Względnie zadowolona weszłam do środka, cały czas
kontrolując temperaturę i siedziałam w bezruchu, dopóki woda nie sięgała mi do
piersi. Wtedy zakręciłam kurek, cała wchodząc pod wodę. Potrząsnęłam kilka razy
głową, po czym wynurzając się znów wzięłam głęboki oddech, wracając do
poprzedniej pozycji. Umyłam włosy i ciało tym samym płynem, gdyż luksusów się
tu nie spodziewałam, co było jednym z niewielu zapalników dla mojego dobrego
humoru.
Gdy woda zaczęła stygnąć z nietęgą miną wyszłam z wanny, szybko wycierając
się białym, spranym ręcznikiem. Po chwili przetarłam również włosy i szybko
narzuciłam na siebie koszulę nocną. Woda z wanny poczęła niknąć, a ja
niezmiennie trzęsłam się z zimna. Cholera, jeszcze przytyję. Więcej tłuszczu,
więcej ciepła, tak.
Mrucząc cicho pod nosem wyszłam z łazienki z trampkami w ręku. Odruchowo
chciałam zgasić światło, a gdy już miałam się denerwować, bo pstryczek nie
działał, doszło do mnie, że przecież nie ma prądu. Och, Sakura. Musisz się
przespać.
Machnęłam dłonią, która zatrzymała się w połowie drogi, blokując się w
powietrzu, kiedy w zasięgu mojego wzroku nie było Sasuke.
- Halo? - spytałam cicho, skradając się powoli w stronę drzwi, których
jeszcze nie widziałam. Złapałam w rękę nóż kuchenny, który leżał na blacie i
przylgnęłam do ściany z sercem na ramieniu. Nie zostawił mnie tu samej. Nie
mógł, przecież nie mógł.
Szybko wyskoczyłam zza rogu, mierząc nożem w drzwi wejściowe, lecz
przecięłam jedynie powietrze. W pokoju nie było nikogo prócz mnie i wyjącego
wiatru, który niedyskretnie dawał mi wyraźne znaki, że chce mnie nastraszyć.
Przeszły mnie ciarki, co zmobilizowało mnie, aby założyć trampki, a z łóżka
ściągnąć narzutę i okryć nią plecy. Gdy to zrobiłam, ponowie złapałam w rękę
nóż, decydując się poszukać Uchihy. W sumie to narzędzie było mi zbędne, bo w
ogóle nie potrafiłam się nim posługiwać, ale mimo wszystko dawało mi jakieś
szczątkowe poczucie bezpieczeństwa.
Chwila.
A co, jeśli Sasuke odjechał? Przecież bankiet się skończył, nie musiałam mu
już towarzyszyć, a zważywszy na to, że byłam jedynie gorszą podróbką Miku, mógł
po prostu zniknąć, ale… nie zrobiłby tego, prawda? Ufałam mu, a to coś znaczy.
Na pewno nie zostawił mnie samej. Przecież on, to nie Ryan.
Uchyliłam drzwi na korytarz, który dla odmiany powitał mnie ciszą. Czujnie
rozglądałam się na boki, lecz nie dostrzegłam nikogo. Wyszłam na ciemną
wykładzinę, zastanawiając się, co teraz. Przecież nie mogłam wejść do każdego
pokoju, aby sprawdzić czy nie było w nim Uchihy, to niedorzeczne.
Moje nogi smugnął powiew wiatru, który dochodził zza metalowych, uchylonych
drzwi, innych od reszty. Zmarszczyłam brwi, powoli do nich podchodząc. Pchnęłam
je, a one dały mi wgląd na schody prowadzące do góry, które niknęły w
całkowitych ciemnościach. Przełknęłam ślinę, wchodząc w mrok.
Poruszałam się blisko ściany i ku memu zaskoczeniu prawie od razu
napotkałam drzwi, nie wspominając oczywiście, że ich obecności doświadczyło
jako pierwsze moje czoło. Warknęłam krótkie przekleństwo pod nosem, na oślep
szukając klamki. Zimne powietrze ciągle łaskotało mnie po nogach, co wyjaśniało
wcześniejszy podmuch. W końcu odnalazłam wymarzoną klamkę, od razu ją
naciskając. Zacisnęłam również dłoń na rękojeści noża, lecz jak się okazało,
nikt mnie nie zaatakował, a drzwi ukazały mi widok na płaską część dachu,
ogrodzoną stalowym drutem, na którym widniała tabliczka z napisem: PRIVATE.
Postąpiłam kilka kroków do przodu, co pozwoliło mi zidentyfikować kształt,
osobę, która leżała na kocu ułożonym na zimnym betonie, pod plastikowym dachem,
który zakrywał prawie całą powierzchnię. Znajdowały się tam też stoły, krzesła
i gril, co jednogłośnie dało mi do zrozumienia, że to tu personel urządzał
sobie popijawy.
Odetchnęłam i powoli zaczęłam zmierzać w stronę Sasuke, który jak się
okazało rozmawiał przez telefon, czego wcześniej nie słyszałam przez zacinający
deszcz.
- Nie, Madara. Nie możesz. - Uchiha podniósł się do siadu, a ja
przystanęłam w pół kroku. - Nie zrobisz mi tego, to firma moich rodziców! -
krzyknął, zaciskając pięść, w której nie trzymał komórki. - Nie obchodzi mnie
umowa, nie mo… - Sasuke zamilknął i spuścił głowę. Mimo tego widziałam jak
trząsł się z wściekłości i chyba bezsilności. - Itachi zrobił co mógł, ja i tak
nic bym nie zmienił. Zapomniałeś?! Jestem tym gorszym! Gorszą kopią! -
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma, widząc, jak głęboko oddycha. -
Dobrze, zrobię to - warknął, łapiąc się za włosy. - Wiedz, że cię nienawidzę -
syknął i rozłączył się, zaciskając palce na telefonie.
Zebrałam się w sobie i postanowiłam cicho do niego podejść i usiąść obok.
Zauważył mnie dopiero, gdy mój tyłek dotknął zimnej posadzki, całkiem blisko
niego. Posłał mi wkurzone spojrzenie, po czym uniósł się lekko, podsuwając mi
koc, na którym sam siedział. Posłusznie usiadłam na brązowym materialne, dzięki
czemu miałam nadzieję, że moje nerki nie będą chore aż tak bardzo, jak się
spodziewałam.
- Co się dzieje z firmą? - spytałam, szczelniej opatulając się narzutą.
Byliśmy ochronieni przed deszczem, ale przed wiatrem już nie, co szczerze
mówiąc psuło mi nastrój. Perspektywa jutrzejszej wizyty u lekarza stawała się
coraz bardziej realna, a to było ostatnie na co miałam ochotę.
- Już wszystko będzie w porządku - powiedział z odrazą, a ja zapatrzyłam
się w krajobraz zakłócany przed deszcz, który zaczynał tracić na sile.
Rozpościerał się przed nami widok na pustą drogę i łąki. Z każdej strony
okalały nas właśnie te polany, a ledwo widoczne światła autostrady niknęły na
horyzoncie.
- Tak szybko? Przecież… - zagryzłam dolną wargę - nie byłeś na całym
zebraniu.
- Ale Itachi był - mruknął, przecierając twarz. - Ja byłem tam zbędny.
- Aha - odparłam, ruszając palcami u stóp, aby nie skostniały.
W sumie nie wiem, dlaczego zaczęłam go szukać, zamiast wejść pod kołdrę,
ugrzać się i w końcu zasnąć. Trapiło mnie to właśnie w tym momencie, przez co
zmarszczyłam brwi z zamiarem wstania i wrócenia do pokoju. Przecież Sasuke nie
potrzebował niańki. Narzuta lekko spadła mi z ramion, kiedy oparłam ręce po
bokach, chcąc wstać.
- Siadaj - powiedział cicho, a ja niczym za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, znów klapnęłam na koc. - Nie skończyłem tego, co powinnaś wiedzieć. -
Wzdrygnęłam się pod naporem wiatru, lecz mogłam się założyć, że nie on jedyny
był tego powodem. Spojrzałam ukradkiem na Uchihę, któremu podmuchy targały
włosy, lecz chłopak jakby kompletnie tym niezrażony wbił wzrok w jedno miejsce,
maltretując nim wybraną połać łąki. - Kiedyś byłem kierowcą wyścigowym. - Kiedy
to powiedział, coś we mnie pękło, a pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy,
składała się tylko z jednego słowa: morderca. - Możliwe, że byłbym nim do
dzisiaj, lecz od tego czasu przestałem się w to bawić - mruknął cicho,
podpierając łokieć na zgiętym kolanie. - Skręciłem kostkę na meczu w siatkę,
kiedy umówiłem się z chłopakami, żeby trochę pograć. Uparli się, że muszę
pojechać do szpitala. - Zacisnął pięści, a jego szczęka poczęła drżeć,
dołączając do reszty ciała. - Żadne z nich nie odbierało telefonu, a Itachi był
poza miastem, więc zadzwoniłem do Madary, popełniając wtedy największy błąd
mojego życia. - Wiatr nasilał się, a mi robiło się coraz bardziej zimno. Jednak
zasłyszane informacje miały charakter tajne przez poufne, zahaczając o
osobiste, a z doświadczenia wiedziałam, że jeśli ktoś przełamał się, aby coś mi
o sobie opowiedzieć, w żadnym razie nie należy mu przerywać. - Miałem przez to
spóźnić się na obiad i to samo powiedziałem Madarze - wypluł imię mężczyzny, a
ja dopiero teraz skojarzyłam, że to właśnie z nim rozmawiał przez telefon.
Księżyc w pełni wyróżniał się na tle nieba, a nawet deszcz nie był w stanie go
zasłonić. Zaczęłam sobie to wszystko wyobrażać, co nie stworzyło mi prawie
żadnej trudności. - Upił mojego ojca i dopiero wtedy powiedział mu, że jestem w
szpitalu, w sytuacji zagrożenia życia. - Ostatnie słowa wyszeptał, unosząc
głowę ku górze. Powoli analizowałam informacje. - Moja mama nie miała prawa
jazdy, więc tata zaryzykował, bo zdecydował, że musi być przy mnie, kiedy będę
umierał. - Przełknął ślinę, a we mnie uderzyło to, że był pijany. Morderca! -
Potrącił przechodnia na pasach, a sam dachował, zatrzymując się na drzewie.
Nikt nie przeżył, pomimo interwen…
- Zabił kogoś? - spytałam głucho, czując jak całe powietrze z moich płuc
znika. Zabił kogoś, jeżdżąc po alkoholu… Morderca.
- Tak, choć była to wina pieszego - odparł szybko, w końcu na mnie
spoglądając. - Sam wymusił pierszeń…
- Zawsze wina leży po stronie kierowcy. - Może przesadzałam. Może nie
zawsze tak było, ale zawsze kierowca mógł być ostrożniejszy, zawsze mógł
wcześniej zahamować. Zawsze!
- Trudno zahamować, kiedy człowiek wbiega ci przed maskę - uciął, mrużąc
oczy.
- Łatwiej niż uciec spod kół pędzącego auta, prowadzonego przed osobę pod
wpływem - powiedziałam, odrzucając obrazy zmasakrowanego ciała taty, które
poczęły wyświetlać się niczym klatki filmu. Wstałam, nie zważając na Sasuke,
ignorując jego krzyki. Rzuciłam się biegiem w stronę stalowych drzwi, zbiegłam
po schodach i wpadłam szybko do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, opierając się
o ścianę i kładąc dłonie na klatce piersiowej. Zacisnęłam powieki, kręcąc
głową.
Usłyszałam, jak Sasuke z impetem pojawił się w pokoju. Słyszałam jego
głośny oddech.
- Sakura, od tego czasu minęły cztery lata… - powiedział, podchodząc do
mnie powoli.
- Cztery lata, cztery lata - powtarzałam jak mantrę, zaciskając zęby. -
Cztery lata! - wrzasnęłam rozpaczliwie, kręcąc głową, całkowicie zasłaniając
sobie usta.
- Opanuj się! - krzyknął, a ja odchyliłam głowę do tyłu, uderzając lekko w
boazerię.
- Cztery lata - szepnęłam, widząc matkę, która pogrążona w żałobie prawie
doprowadziła rodzinną firmę na skraj upadku.
Nagle poczułam czyjąś obecność bardzo blisko siebie, więc otworzyłam
powieki, spoglądając prosto w czarne jak otchłań oczy, w których po raz pierwszy
widziałam tak wiele emocji. Zastygłam w bezruchu sparaliżowana, a cała moja
wolna wola zniknęła na rzecz narzuconej przez niego pozycji, która wyraźnie
dawała mi znać, że to on dominował nade mną, a nie odwrotnie.
- To była kobieta - szepnął, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Sakura,
opamiętaj się. Przecież ten kierowca nie miał na nazwisko Uchiha i dobrze o tym
wiedziałaś! Sama wpędziłam się w błędne koło, dzięki któremu znów pokazałam, że
nie byłam nikim wartościowym, a jedynie paranoiczką, która nie do końca
potrafiła poradzić sobie z własną przeszłością. - Zostawiła po sobie
dwuletniego synka i męża. - Przełknął ślinę, stykając nasze czoła. Czułam jego
oddech, który drażnił moją skórę, a doprowadzało mnie to do stanu, w jakim
znajdowałam się wczoraj w kuchni.
Zamknęłam oczy, delektując się jego bliskością, dotykiem przedramion, które
ocierały się o moją talię, kiedy ich właściciel opierał się rękoma o ścianę
oraz świadomością. Świadomością, która mnie przytłaczała, nie pozwalając jasno
myśleć. On przez cały czas uważał, że to wszystko stało się przez niego, że to
on był winny śmierci swoich rodziców, a przecież to tak bardzo mijało się z
prawdą.
- To była decyzja twojego taty, że wsiadł za kierownicę - szepnęłam, a on
westchnął głęboko i miałam wrażenie, że gdybym tylko otworzyła oczy,
zobaczyłabym jak ucieka wzrokiem na bok.
- Gdyby nie ja, nie musiałby nigdzie jechać - odpowiedział, a jego słowa
wypowiedziane niskim szeptem obijały się o moje usta, co mimowolnie sprawiło,
że wewnętrzne ciepło rozlało się po moim ciele.
- Gdyby nie Madara, nie ty. - Teraz z kolei nasze nosy styknęły się ze
sobą, co przyśpieszyło mój oddech, kiedy ja cała emanowałam chęcią wpicia się w
jego usta, aby w jakiś sposób, nawet ten, skierować jego myśli na inny tor.
Sasuke nie był złym człowiekiem. Mimo, że stwarzał takie pozory, które w
większości odpędzały od niego ludzi, mnie nie udało mu się zwieść. Spędzając z
nim te dni, które miały być jedynie podróżą służbową poznałam go w
wystarczającym stopniu, aby mu zaufać, a co za tym idzie - uznać, że jestem
przy nim bezpieczna.
Ryan… Dawał mi to poczucie tylko z początku. Dalej robiłam to wszystko z
powodu ślepego zakochania, w którym jednak brakowało tej świadomości, że nic mi
nie grozi. A teraz, gdy ręce Sasuke znajdowały się po bokach mojego ciała, on
sam przede mną, a nasze usta tak blisko siebie, nie wyobrażałam sobie lepszego
azylu.
- Gdybym nie zadzwonił…
- Ale zadzwoniłeś - sparowałam, czując, jak szybko unosi się moja klatka
piersiowa. Zdecydowałam się spojrzeć mu w oczy, gdzie zobaczyłam jego
wewnętrzne rozdarcie, walkę którą toczył z samym sobą, nie wiedząc, której swej
części umożliwić zwycięstwo. To, co powiedziałam, nie miało być niemiłe. Miało
być prawdziwe. Stało się, po prostu. Instynkt podpowiadał mi, że jeśli ten cały
Madara planował to już wcześniej, to prędzej czy później doszłoby do podobnego
wypadku.
Cały czas wyrzucałam z umysłu słowo morderca, spoglądając na tę
sytuację z jego strony - osoby, która związana była z ludźmi, którzy
spowodowali wypadek, dodatkowo stając się jego ofiarami. W mojej głowie też
czaiło się mnóstwo za i przeciw oraz co by było gdyby. Właśnie. Co by było
gdyby…
- Moi rodzice tego dnia ostro się pokłócili, a mój tata, żeby nie wszczynać
kolejnych sprzeczek wyszedł z domu i już nie wrócił - powiedziałam, a on lekko
przechylił głowę. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko siebie. Mimo tego
miałam wrażenie, że tak właśnie powinno być, tak dzisiejszy dzień powinien się
skończyć. - To dlatego tak reagowałam, kiedy przyśpieszałeś, bądź kiedy ostrzej
hamowałeś. Po prostu… - Mój głos się załamał. Poczułam jak Sasuke delikatnie
uniósł moją głowę do góry, powodując, że znów musiałam spojrzeć w jego oczy.
Mimo ciemności, które panowały w pokoju i czerni jego tęczówek, widziałam je
doskonale. Po prostu nie widziałam nic poza nimi.
- Madara kieruje teraz firmą, a ja muszę spełniać jego zachcianki.
Najgorszą z nich je…
- Przestań. - Pokręciłam głową. Dowiedziałam się już, że z Uchiha Company
wszystko jest w porządku. Miałam po prostu dość materializmu i pieniędzy.
To kilka minut było czymś niezwykłym i dla mnie osobiście czymś bardzo
intymnym. Bo komu wcześniej opowiedziałam w przeciągu kilku godzin o Ryanie i
wypadku? Nikomu. Nie wiedziałam, jak się do tego odnieść, ale zdecydowałam się
nad tym nie zastanawiać.
Nasze oddechy mieszały się ze sobą, a nosy coraz częściej stykały nawzajem.
Uciszyłam wszystkie natrętne głosy, które mówiły mi, że to błąd, że powinnam
jak najszybciej uwolnić się spod wpływu chłopaka i zasnąć. Ignorowałam je, bo
nie marzyłam o niczym innym, jak o spełnieniu tych właśnie zakazów.
Wzdrygnęliśmy się, kiedy zegar wybił północ. Wcześniej go nie słyszałam,
lecz teraz dźwięk gongu wyraźnie dochodził do moich uszu, mącąc ciszę panującą
w pokoju. Spojrzałam na Sasuke, który spuścił wzrok, a ja już po tym
wiedziałam, że coś się stało, coś pogorszyło już i tak kruchy stan, prowadząc
chłopaka na samą krawędź upadku.
- Dziś są jej urodziny - szepnął, a ja już wiedziałam, czemu siedział na
dachu z dala od wszystkiego. Przez telefon równie dobrze mógł porozmawiać na
korytarzu, lecz on wolał wyjść na dwór, gdzie wiał przeraźliwie zimny wiatr.
Teraz już wszystko złożyło się w całość. Teraz już wiedziałam, że starsza
kobieta, której szkic mieścił się w notatniku, to jego mama.
Musnęłam delikatnie jego usta. Wiatr zawył głośno, lecz nie zagłuszył bicia
zegara, którego dźwięk nadal rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Sasuke nie czekając
długo oddał pocałunek tak samo z dystansem, którym posłużyłam się ja. Uniosłam
powoli dłoń, kładąc ją po chwili na jego policzku, czując na skórze lekkie
drapanie krótkiego zarostu. Z jego ust wydobył się cichy pomruk, który jedynie
spowodował moje zdezorientowanie i strach. Mimo to nie zabrałam ręki, kiedy
własnym ciałem przygniótł mnie do ściany. Wydałam z siebie cichy jęk, lecz na
pewno nie był on spowodowany bólem.
Sasuke ujął moją twarz w dłonie, a ja całkowicie poddałam się jego woli.
Czułam, jak rozpływam się w jego ramionach, doświadczając dotyku, który jeszcze
nigdy nie wywołał we mnie tak wielkich uczuć, co było dla mnie czymś zupełnie
nowym. Objęłam jego szyję, a on oparł ręce po obu stronach mojej głowy,
pogłębiając pocałunek i sprawiając, że przez moment przestałam całkowicie
kontrolować swoje ruchy. Straciłam nad sobą panowanie, wplątując palce w jego
włosy, czując dotyk jego warg i wiedząc, że był to pierwszy raz, kiedy byłam
całkowicie trzeźwa i mimo wszystko świadoma.
Oderwał się ode mnie, na krótką chwilę patrząc w moje oczy. Spoglądałam na
niego jakby przez mgłę, jakby był nierzeczywisty, wyimaginowany, stworzony
przez moją chorą wyobraźnię. To było zbyt piękne, aby…
Poczułam, jak powoli, niespiesznie składa pocałunki na mojej szyi. Nogi się
pode mną ugięły, lecz on jakby wiedząc, że tak się stanie złapał mnie w talii,
nie pozwalając upaść. Przejechał końcówką języka po moim obojczyku, odsłaniając
skórę zakrytą wcześniej koszulą nocną. W ferworze tego wszystkiego zgubiłam narzutę,
a dopiero teraz doszło do mnie, że moim jedynym odzieniem była ta cienka
hotelowa piżama.
Sasuke zaprzestał całowania, a ja dopiero po kilku sekundach zorientowałam
się, że rozkosz, którą mi dawał ustała. Otworzyłam powoli oczy, urzeczona
mnóstwem doznań, uderzających we mnie bez ostrzeżenia, aby ujrzeć na jego
ustach delikatny uśmiech. Uśmiech pozbawiony kpiny i oczy nie wyrażające
ironii, czyli coś niezwykłego.
- Jesteś wyjątkowa - szepnął, drażniąc oddechem moją skórę. Spięta
zagryzłam dolną wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Całkowicie mnie tym
zaskoczył, a ja kompletnie straciłam zdolność logicznego myślenia.
- Ty też - powiedziałam cicho, zachrypniętym głosem - jak na dziwkarza. -
Zmarszczył brwi, a ja mimo to poczułam, że nie przegięłam. Zabrał dłoń z mojej
talii, co skomentowałam krótkim jękiem, czując tam teraz jedynie zimno i brak
jego obecności. Drugą rękę również zabrał i cofnął się o pół kroku, a mnie
przejął chłód i uczucie, którego do końca życia chciałam się pozbyć -
osamotnienie.
Uniosłam na niego tęskny, ale również pełen pretensji wzrok. Nie musiał
robić tego tak brutalnie. Odsunął się i odwrócił plecami, na co lekko
otworzyłam usta. Nie, nie, nie! Nie może być!
Patrzyłam oniemiała, jak pochodzi do niskiego stoliczka i kładzie na nim
zegarek, jak powoli rozpina guziki swojej koszuli, a po chwili ją zdejmuje, co
przyprawia mnie o palpitację serca. Jego mięśnie były idealnie widoczne w
świetle księżyca, a ja oparłam głowę o ścianę, myśląc, że ten mężczyzna, ten
tak bardzo przystojny mężczyzna chociaż przez chwilę zwrócił na mnie uwagę do
tego stopnia, że ośmielił się mnie pocałować i to nie po raz pierwszy.
Jak przez mglistą zasłonę widziałam, jak zdejmuje buty, rozpina spodnie, a
kilka sekund później pozostaje w samych bokserkach. Stałam w bezruchu, w
całkowitym milczeniu. Wyglądałam, jakbym zapomniała jak się odzywa i… właśnie
tak było.
Zaczął do mnie podchodzić. Nieśpiesznie, z dystansem, jakby sprawdzając,
jak długo byłam w stanie wytrzymać w jednej pozycji, nie chwiejąc się. Miałam wrażenie,
że ta chwila trwała nie kilka sekund, a kilka długich godzin, po których
morderczych katorgach ponownie dane mi było czuć jego ciepło.
Sasuke złapał mnie pod kolanami i uniósł, jakby nie sprawiało mu to żadnego
kłopotu. Dotknęłam lewą dłonią jego torsu, kiedy w milczeniu niósł mnie, aby w
efekcie rzucić lekko na łóżko. Jęknęłam z zaskoczenia, lecz on szybko zamknął
moje usta swoimi, nie pozwalając mi dojść do głosu.
- Nigdy - uniósł się na łokciach, spoglądając prosto w moje szeroko otwarte
oczy - więcej - ucałował kącik moich ust, stykając nasze klatki piersiowe,
pozwalając sobie na kilka urywanych oddechów, a ja przestraszona tonem jego
głosu, spięta czekałam na rozwinięcie się sytuacji - nie nazywaj mnie -
wyszeptał prosto do mojego ucha, na co moje ciało zareagowało serią przyjemnych
dreszczy, które na myśl przynosiły mi tylko jedno - dziwkarzem - brutalnie wpił
się w moje usta, co w ułamku sekundy wywołało we mnie strach, który jednak
szybko zniknął.
Wszystkie obawy, które żywiłam do niego wcześniej, zniknęły. Teraz liczył
się tylko on i ta cienka, intymna nić, splatająca nas ze sobą. Czułam, że tej
nocy wszystko się zmieni, nic nie będzie już takie samo. I miałam cholerną
rację.
~*~
Otworzyłam sennie oczy. Usłyszałam jakiś irytujący dźwięk, który
spowodował, że się obudziłam. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, chcąc
skorygować ostrość widzenia. Potrząsnęłam głową. Stare łóżko cicho
zaskrzypiało, lecz w sumie miało prawo po tym, co przeszło kilka godzin temu.
Nie wiem, czy mimo długiego stażu było kiedyś narażone na taki maraton.
Westchnęłam zadowolona, spoglądając na Sasuke, który spał jak kamień.
Obejmował mnie jedną ręką, drugą chowając pod własną głową. Księżyc
niefortunnie nie oświetlał jego twarzy, którą pokrywał teraz cień. Jednak byłam
na tyle blisko, aby wszystko doskonale widzieć.
Wczorajszy dzień był dziwny. Nie znalazłam innego słowa, aby go należycie
opisać. Po prostu nie mieścił się w żadnej kategorii dni, które miałam już za
sobą. Jednak dzisiejszy przebije go na głowę, bo właśnie teraz, patrząc na
niego jak śpi i dochodząc do wniosku, że nie wyobrażałam sobie bez niego życia,
uświadomiłam sobie, że go kocham.
Zagryzłam dolną wargę, uśmiechając się sama do siebie. Ryan przestał być
czymś, co bez przerwy zajmowało moje myśli. Spadł z pierwszej pozycji i nie
miałam w planach, aby kiedykolwiek tam wracał. I musiałam przyznać, że czułam
się z tym wspaniale.
Chciałabym tu pozostać jeszcze kilka dni. Na odludziu, z dala od
wszystkiego, sam na sam z nim. To byłoby coś pięknego, co pozwoliłoby mi
utwierdzić się we własnym zakochaniu do końca.
Kurde.
Naprawdę przyznałam, że go kocham?
Irytujący dźwięk znów się odezwał. Zmarszczyłam brwi, rejestrując komórkę
Sasuke, leżącą na szafce nocnej. Nie miałam pojęcia, kiedy ją tam położył, lecz
wcześniej w tym swoistym amoku, w ogóle mało co rejestrowałam. Uniosłam lekko
jego rękę, aby móc spokojnie sięgnąć po telefon. Wiedziałam, że mimo
niespokojnej, że się tak wyrażę nocy nie usnę, więc chciałam sprawdzić maila,
czy chociaż wejść na facebook’a.
Łóżko znów zaskrzypiało, a ja zastygłam w jednej pozycji. Sasuke zaczął się
przekręcać, a ja w tym momencie szybko złapałam komórkę, powracając szybko na
swoje miejsce. Chłopak pokręcił głową i zaczął coś mamrotać pod nosem.
- Ćśśś, śpij, śpij - szepnęłam, nie chcąc go budzić. On na to przyciągnął
mnie jedynie do siebie, zakleszczając w swoich ramionach tak, że moje plecy
dotykały jego klatki piersiowej. Na chwilę straciłam zainteresowanie telefonem,
uśmiechając się lekko. Ten dzień chyba nie mógł rozpocząć się lepiej.
Miałam tendencję do wyolbrzymiania pewnych rzeczy. Taki zapalnik jak ta noc
i wszystkie sytuacje, w których Sasuke nie zachował się względem mnie obojętnie
starczyły, abym wykreowała sobie co najmniej tysiąc wizji przyszłości pod
tytułem “co by było gdyby”.
Czułam się naprawdę wspaniale. Zrobiliśmy razem duży krok w przód, lecz
zdawałam sobie sprawę, że to dopiero początek drogi, a końca nie widać. Jednak
pierwszy raz tak długa wędrówka ukazywała mi się w tak pozytywnym świetle. No
nic, tylko iść przed siebie.
Oparłam lewą dłoń o jego, w prawą biorąc telefon. Odblokowałam ekran, a
jego jasność oślepiła mnie na chwilę. Kurde, ale dało po oczach. Szybko
zmniejszyłam jego natężenie, przez co mogłam spokojnie wejść w menu. Jednak
pierwsze co zauważyłam, to ikonki nowoodebranych wiadomości i coś mnie
podkusiło, żeby je nacisnąć. Wiem, że nie powinnam, a ciekawość to pierwszy
stopień do piekła, ale to co tam zobaczyłam… sprowadziło mnie do miejsca o
wiele gorszego niż piekło.
Dłoń zaczęła mi się trząść. Chwiejnym palcem zdołałam otworzyć pierwszą
wiadomość ze skrzynki.
Nadawca: Madara
Czas: Dwie godziny temu
Treść: No, wnuczuś! Spisałeś się, nie powiem. Mam nadzieję, że mnie nie
wkręcasz z tym zapłodnieniem towarzyszki, bo jeśli byś to zrobił, byłbym bardzo
niepocieszony. W mediach musiałbym wszystko odkręcać, a wiesz, że nie lubię
cofać swoich słów. Jeśli mnie nie okłamałeś, a Haruno za dziewięć miesięcy
urodzi mi prawnuka, twoje udziały są bezpieczne, a Uchiha Company uwolniona od
Yoroto.
Miłej nocy, dziadziuś.
Coś mi się tu nie zgadzało. Jakie udziały, jakie zapłodnienie? Jakie
pieniądze, o co chodzi? Przesunęłam palcem w dół, aby pokazała mi się
wiadomość, którą wcześniej wysłał Sasuke.
Czas: Ponad dwie godziny temu
Treść: Zrobiłem, co musiałem. Wnuk w drodze.
Nic nie rozumiałam. Nic mi się nie zgadzało, a to co podpowiadała logika
odrzucałam. Przecież to było niemożliwe, aby Sasuke chodziło o to, żeby
zaciągnąć mnie do łóżka, przespać się, a potem czekać na dziecko. Przecież to
było nierealne!
Korciło mnie, żeby go obudzić i wypytać, ale zdecydowałam, że w tej
skrzynce znajdę jeszcze wiele ciekawych rzeczy, więc wróciłam do menu
wiadomości. Nie przyjmując jeszcze tego, co podsuwała mi intuicja przełknęłam
ślinę, otwierając kolejnego sms’a, który tym razem nadesłany był przez jego
brata.
Nadawca: Itachi
Czas: Dwie i półgodziny temu
Treść: Pewnie teraz oboje śpicie, ale muszę cię zmartwić. To co zrobiłeś na
zebraniu było wysoko nieetyczne i na pewno się na nas odbije, lecz sprawami
firmy zajmę się ja. Teraz jednak świat obiegła inna wiadomość, a mianowicie, że
zostanę wujkiem. Nie wiem, jak ją do tego przekonałeś. Nie znam jej, więc nie
wiem jakim cudem zrobiłeś z niej wypożyczalnię dla noworodka. W każdym razie
Uchiha Company uratowane, a kasa w sejfie, więc mogę spać spokojnie.
Jak w amoku weszłam w przeglądarkę internetową, wpisując od razu “The
bosses of money”. Rzeczywiście widniał tam świeży artykuł o tym, że “Uchiha
Sasuke i Haruno Sakura spodziewają się dziecka! Światowej klasy klan
biznesmenów w końcu doczeka się potomka!” Z dopiskiem na samym końcu, że
zostało to oficjalnie potwierdzone przez samego przyszłego ojca, a przekazane
przez jego dziadka Madarę Uchihę, który promieniował dumą.
Ciągle trzymałam w dłoni telefon. Ekran wygasł, lecz ja mimo to nadal
wpatrywałam się w jeden punkt, niezdolna się ruszyć. Oszukał mnie, naprawdę
mnie oszukał. Wypuściłam komórkę z ręki, która cicho opadła na materac.
Po to to całe zamieszanie z partnerką. Hidan przecież nie miał nikogo, tak
samo jak Sasori. To naprawdę… składało się w całość.
Piekły mnie oczy na samą myśl, że mógłby być to realny scenariusz. Ale…
Dotknęłam delikatnie brzucha. Przecież nie wiedziałam, czy byłam w ciąży, czy
nie, do jasnej cholery! Spaliśmy ze sobą tylko raz, a on już wysnuwał takie
wnioski!
Sakura, opanuj się.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy zaczęła docierać do mnie reszta prawdy.
On mnie po prostu wykorzystał. Wynajął jako matkę dla swojego dzieciaka,
aby nie stracić firmy. Byłam tylko pojemnikiem, żeby zatrzymał te zasrane
pieniądze przy sobie. Byłam… nikim.
Uniosłam jego rękę, uwalniając się z uścisku. Łóżko zaskrzypiało, lecz
Sasuke się nie obudził. Wzięłam jego telefon i szybko poszłam do łazienki.
Opłukałam twarz zimną wodą, lecz to nie pomogło. Nie obudziłam się ze złego
snu, gdzie Uchiha zrobił ze mnie zabawkę, pojemnik.
Chciałam uciec.
Nie, powinnam z nim porozmawiać.
No ale przecież wszystko wiem.
Kurde, a jeśli źle to zinterpretowałam?
Przecież Itachi wyraźnie napi…
Telefon znów cicho zabrzęczał, a ja znów odblokowałam ekran. Widniał na nim
kolejny sms. Znów od Madary.
Nadawca: Madara
Czas: Chwilę temu
Treść: Najpierw napisałem do gazety, potem do ciebie, wybacz. Jednak stało się!
Moje lajki rosną, znów staję się sławny! Itachi dopilnuje spraw w Londynie, a
ty wracaj z tą laleczką do Tokio, muszę mieć na oku mojego prawnuka! Młody,
stanąłeś na wysokości zadania! Hehe.
To wszystko wydawało mi się groteskowe i niemożliwe, bo bo przecież jak?
Wstąpiła we mnie wściekłość, która narastała z każdą sekundą, podczas
których analizowałam wszystkie te wiadomości i artykuł z internetowej wersji
gazety. To naprawdę miało sens.
Zabrakło mi słów.
To co stało się wczoraj było niezwykłe. Autentycznie niezwykłe i
najwyraźniej aż tak, że przeistoczyło się w fikcję. Spojrzałam w lusterko,
którego pęknięcia zniekształcały moją twarz. Pogrążona w księżycowym świetle
odbijającym się od szkła stałam, zastanawiając się, czym zasłużyłam sobie na
coś takiego.
Przełknęłam ślinę, spuszczając głowę. Już chyba wolałabym, żebyś mnie
okłamał. Żebyś cały czas mnie okłamywał, utrzymując w ułudnym szczęściu. Karmił
złudzeniami i wciąż mówił słowa, które chciałabym słyszeć, które chciałabym
spijać z twoich ust, utwierdzając się w tym uczuciu, które do ciebie żywiłam.
Ciąża oznaczała dziecko. Istotę bezbronną i zdaną na łaskę innych. Już raz
czułam się tak jak teraz, a może i gorzej. Wtedy, przed półtora roku nie byłam
pewna, czy uda mi się ochronić dziecko przez wybuchem agresji jego ojca. Tak
jak przeczuwałam nie udało mi się. Pięść Ryana zdecydowanie złamała mój opór, a
ja niezdolna do obrony dałam trafić się w brzuch, co definitywnie zakończyło okres
mojego życia, który mogłam nazwać “bycie przyszłą matką”.
Bardzo długo podnosiłam się po tym dniu, kiedy poroniłam. Miałam pretensje
również do siebie za to, że byłam za słaba, aby dać nienarodzonemu jeszcze
dziecku możliwość życia. Do dziś nie mogłam sobie tego wybaczyć, mając
pretensje również do Boga, bo jakim prawem mi je odebrał? Jakim prawem najpierw
zabrał mi ojca, a potem i je? Czym się kierował pozbawiając mnie szczęścia?
Teraz musiałam je chronić za wszelką cenę. Psycholog, do którego chodziłam
na terapię ostrzegał, że przy kolejnej ciąży mogę zacząć zachowywać się
nieracjonalnie, wpadać wręcz w panikę, kiedy coś zagrozi dziecku. I byłam tego
całkowicie świadoma, z premedytacją i pewnością podjęłam decyzję, że muszę
zniknąć. Muszę zniknąć z jakiegokolwiek życia publicznego, tego pieprzonego
magazynu, świata do którego należał Sasuke. Definitywnie musiałam znów stać się
anonimowa, żeby dziecko miało normalne życie.
Chwila, przecież ja wcale nie musiałam być w ciąży. Co jeśli jednak nie
będę?
Zaczęłam chodzić w kółko po małej łazience, bijąc się z myślami. Nawet
jeśli to się nie stanie, nie zmieniało to faktu, że Sasuke mnie oszukał. To
widać jak na tacy, że byłam mu jedynie do czegoś potrzebna. Prawdziwy powód
mojego przyjazdu wcale nie pokrywał się z tym, który został mi przedstawiony.
Ten cały Madara wyraźnie przypisał mi jedną funkcję, a Itachi nazwał
pojemnikiem. Cholera!
Złapałam się za głowę, zagryzając po chwili dłoń, aby nie krzyknąć z
wewnętrznej frustracji. To wydawało się nierealne. Nie, nie, nie. Na pewno
panikowałam, to jakieś nieporozumienie.
Telefon w mojej dłoni znów wydobył z siebie wibracje.
Niepewnym ruchem odblokowałam ekran, który ukazał mi kolejnego sms’a.
Nadawca: Utakata
Czas: Chwilę temu
Treść: Stary! Nie spodziewałem się, że tak szybko ci pójdzie, szacun. Mogę
zostać chrzestnym?
Zacisnęłam dłoń na aparacie. Ich wszystkich to śmieszyło! Moja tragedia
była dla nich rozrywką! Nie, nie, nie. On rzeczywiście musiał napisać, że
jestem w ciąży. Inaczej jak Madara, Itachi i Utakata dowiedzieliby się o tym w
tym samym czasie? Z resztą ten artykuł na stronie. On też był prawdziwy.
Dotknęłam brzucha, nadal jednak niepewna.
Wszystko we mnie chciało uciekać, nakłaniało do jak najszybszego wyjścia
stąd. Czy byłam w ciąży, czy nie, nie mogłabym mu teraz spojrzeć w oczy.
Zdecydowanie nie.
“Najpierw uporaj się z własnymi demonami, a potem próbuj wypędzać je z
kogoś innego.” - mówił Eichi, mój psycholog. Na chwilę obecną szalała we mnie
niesamowita mieszanka strachu, niepewności i zawodu. Tak, zawiodłam się.
Cholernie się na nim zawiodłam. Wiedziałam, że za szybko mu zaufałam. Trzeba
było się słuchać tych szepczących głosów, które nakazywały ucieczkę. Trzeba
było…
Jeszcze raz odblokowałam ekran, chcąc się upewnić, czy to na pewno nie sen.
Przejechałam palcem po szybce, jednak wiadomości przewinęły się w drugą stronę,
a moje oczy poszerzyły się, gdy nadawcą okazał się Jack. Sms wyraźnie mówił, że
chciał się ze mną spotkać, na co Sasuke odpisał mu, że mamy plany i będzie to
niemożliwe.
Co za dupek!
To moja korespondencja, mój znajomy i moje cholerne spotkanie!
Zacisnęłam zęby z bezsilności i jak najszybciej zaczęłam się ubierać we
wczorajsze ubrania, które nadal wisiały na kaloryferze. Robiłam to w pośpiechu,
chcąc zniknąć. Uciec od Sasuke, jego kłamstw i tłumaczeń, które niewątpliwie
nadejdą. Perspektywa posiadania dziecka… To ona przeważyła szalę. Do tego jak
mógł odpowiedzieć komuś w moim imieniu!
Właśnie, Jack!
Nie miałam jak stąd uciec. W baku nie było paliwa, Momo nie miała auta, a
do nikogo od Sasuke nie chciałam dzwonić. Ubrałam trampki i z telefonem w ręku
wyszłam na dach. Wykręciłam numer do Jack’a, bo tylko on mógł mi w tym momencie
pomóc. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę trzecią trzydzieści w
nocy. Zagryzłam język. Nie, na pewno nie odbierze. Będę musiała iść na pieszo i
ewentualnie przejechać się autosto…
- Halo? - Niski i zaspany męski głos odezwał się w słuchawce, a moje
serce zaczęło szybciej bić. Odebrał!
- H-halo, Jack? - Wychrypiałam z zaciśniętym gardłem.
- Kto mówi? - spytał wyraźnie niezadowolony, ziewając.
- Tu Sakura - powiedziałam cicho, szepcząc niemo pod nosem, aby się
zgodził.
- Sakura? - Momentalnie otrzeźwiał, a mną zaczęły targać wyrzuty
sumienia. Odzywałam się tylko, kiedy go potrzebowałam. Nie, to był błąd.
- Nie, przepraszam, że dzwonię - mruknęłam, dotykając dłonią czoła.
- Nie powinnam ci przeszkadzać, to nie fair.
- Co się dzieje? - Ten ton nie przypominał już głosu osoby
niepewnej, a raczej zdecydowanej znaleźć powód.
- Nic, naprawdę nic. Wybacz, że cię obudziłam, to pomyłka - zaczęłam
kręcić, planując się zaraz rozłączyć.
- Zwróciłaś się do mnie imieniem, to nie pomyłka - skontrował, a ja
spojrzałam w niebo, zaciskając usta w cienką linię.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinnam. Nie mogę cię tak wykorzystywać,
przepraszam - mamrotałam bez sensu, odpędzając od siebie obrazy Uchihy.
- Sakura, powiedz mi, co się dzieje? Pomogę ci, okej? Nie rób nic
głupiego. Gdzie jesteś? - Na chwilę odjęło mi mowę. Zadzwoniłam do niego po
trzeciej w nocy, niezdecydowana i na skraju załamania, a ten proponował mi
pomoc. Ale ja nie mogłam o nią poprosić. Wyszłabym na bezduszną dziewuchę,
wykorzystującą biednego faceta.
- To naprawdę nic, śpij dobrze. Dam sobie radę sama.
- Nie zachowuj się jak dziecko, co się stało?
- Ja, ja muszę uciec stąd. Teraz. - Ukucnęłam pod plastikowym
zadaszeniem. Wiatr zawiał mocniej, wywołując u mnie dreszcze, przez które dość
mocno się wzdrygnęłam. Znów byłam słaba, zbyt słaba. Znów musiałam uciekać.
Podałam mu adres, zarysowałam z grubsza sytuację, po czym rozłączyłam się.
Wróciłam do pokoju, zabierając swoją torebkę, w której miałam dowód osobisty,
pusty portfel i wyładowaną komórkę. Powiedziałam Jackowi, że telefon z którego
dzwoniłam należał do Sasuke, przez co zostawiam w hotelu, a on sam będzie
musiał znaleźć mnie podczas drogi, bo jedyne na co wpadłam to ciągły marsz przed
siebie.
Miałam na sobie tylko lekko przybrudzoną i pogniecioną białą koszulę. Z
początku chciałam wziąć jego, lecz szybko obaliłam ten pomysł. Wsparta narzutą,
spięłam włosy w kucyka i wzięłam torebkę w dłoń. Spojrzałam na Sasuke, który
niczego nieświadomy, bądź przeciwnie świadomy aż nadmiaru rzeczy, spokojnie
spał. Przez chwilę szukał mnie dłonią, lecz gdy niczego nie odnalazł przewrócił
się na plecy, odwracając ode mnie głowę.
Musiałam uciekać, uchronić się przed nim i samą sobą, która na jego widok i
słowa, mogłaby różnie zareagować. Miałam w życiu dużo przewrotów. Jak na mój
gust zdecydowanie za dużo, więc znów zdecydowałam się na zapomnienie. Przestanę
kontaktować się z Sasuke, zniknę z tych szmatławców i urodzę dziecko, jeśli
będzie trzeba. Już nikt mi go nie odbierze, nikomu na to nie pozwolę.
Wyszłam z budynku, pojawiając się na drodze. Skręciłam w prawo i ruszyłam
przed siebie. Noga za nogą, w ciszy przemierzałam kolejne kilometry z całkowitą
pustką w głowie. Księżyc zniknął z nieboskłonu, a na jego miejscu pojawiło się
słońce, leniwie wschodzące ku górze, idealnie przyozdabiające swym blaskiem
łzy, które ciekły po moich policzkach, wsiąkając w materiał narzuty,
przewieszonej przez moje ramiona i stykającej się czasem z brudnym, zimnym
asfaltem.
Gdy zbliżało się jakieś auto schodziłam na bok, lecz gdy tylko usłyszałam
znajomy ryk motoru stanęłam w miejscu. Odwróciłam się, widząc jak czarny
motocykl zatrzymuje się obok mnie, a jego właściciel zdejmuje kask i schodzi z
maszyny.
Miałam ściśnięte gardło, przez co nie mogłam wydobyć z siebie nawet
dźwięku. Widziałam jedynie emanujące od niego skonsternowanie i mnóstwo emocji
wywołanych chyba moim stanem. Podszedł powoli, przewieszając kask przez
kierownicę. Nerwowo ściskałam swoje dłonie i zaciskając usta, starałam się
pochamować łzy.
Do czego to doszło, żebym ponownie musiała uciekać? Abym znów nie potrafiła
sobie poradzić z własnymi problemami?
Jack stanął przede mną na środku całkowicie pustej drogi, a cisza panująca
między nami zaczynała mnie krępować. Uniosłam wzrok, patrząc się prosto w te
niebieskie oczy, a z jego twarzy odpłynęło całe napięcie. Moja dolna warga
drżała, bo naprawdę chciałam się odezwać, lecz wszystko stanęło jedynie na
próbach.
Powinnam się go bać. Nie powinnam w ogóle się z nim kontaktować. Nie
powinnam dać się objąć i przyciągnąć do siebie. Nie powinnam pozwolić na
niekontrolowany wybuch płaczu, który właśnie mną targnął. Nie powinnam była
nikomu ufać, prócz samej sobie. Dużo rzeczy w życiu nie powinnam robić, lecz
tak się jednak stało, a ja znów cofałam się na linię startu. Problem po prostu
polegał na tym, że za każdym razem z większym bagażem doświadczeń na plecach.
Byłam jednak kiepskim uczniem w tej kwestii, bo zamiast uczyć się na własnych
błędach powielałam je nieustannie. Największym z nim było przyznanie się do
miłości, która w jakikolwiek sposób odrzucona, powodowała tak ogromne
załamanie, że ciężko było je opisać słowami, a płacz nie dawał żadnej ulgi.
Jack przytulił mnie mocniej, kładąc dłoń na mojej szyi. Było mi wstyd. To
oczywiście nie jego wina, lecz tylko i wyłącznie moja, bo wstydziłam się
właśnie samej siebie.
- Gdzie mam cię zabrać? - Miałam wrażenie, że ten chłopak był
aniołem w ludzkiej skórze. Starszym bratem, który potrafił zrobić wszystko, aby
uchronić młodszą siostrę. Tak właśnie się czułam, wtulając się w jego skórzaną
kurtkę.
- Daleko - wydusiłam.
Moja karuzela chyba właśnie się zatrzymała.
Ktoś jest tego zdania, czy raczej nie? ;>
A może tego? ;>
***
Em, no cóż. Stało się to, co nieuniknione xd Nadal nie wiem, jakie będzie zakończenie bloga. Dowiem się pewnie razem z wami. Nie lubię planować aż tak daleko (a tak naprawdę to nie wiem w co ręce włożyć i taki jest tego skutek).
Jestem ciekawa waszych opinii apropo reakcji Sakury i ponownego wplątania Jacka. Interesi mnie to :>
Mam nadzieję, że widzicie jakiekolwiek zmiany od ostatniego rozdziału. Starałam się pisać trochę inaczej, powoli zmieniam swój imidż xd w internecie i... ścięłam włosy T_T
Na poprawę humoru polecam :>
Ani Mru Mru - Zarost tam i tu
"Już nie pierwszy raz mi się śni, że zapuszczam brwi..." <3
Życzę udanego weekendu, obfitego w karuzelowe i apokaliptyczne komentarze ^_^
Rina na razie pomaga mi na Karuzeli od technicznej strony, gdyż... nie mam worda xD
Także proszę się nie dziwić, że post jest jej autorstwa :D
Bywajcie!
Moja karuzela chyba właśnie się zatrzymała.
Ktoś jest tego zdania, czy raczej nie? ;>
A może tego? ;>
***
Em, no cóż. Stało się to, co nieuniknione xd Nadal nie wiem, jakie będzie zakończenie bloga. Dowiem się pewnie razem z wami. Nie lubię planować aż tak daleko (a tak naprawdę to nie wiem w co ręce włożyć i taki jest tego skutek).
Jestem ciekawa waszych opinii apropo reakcji Sakury i ponownego wplątania Jacka. Interesi mnie to :>
Mam nadzieję, że widzicie jakiekolwiek zmiany od ostatniego rozdziału. Starałam się pisać trochę inaczej, powoli zmieniam swój imidż xd w internecie i... ścięłam włosy T_T
Na poprawę humoru polecam :>
Ani Mru Mru - Zarost tam i tu
"Już nie pierwszy raz mi się śni, że zapuszczam brwi..." <3
Życzę udanego weekendu, obfitego w karuzelowe i apokaliptyczne komentarze ^_^
Rina na razie pomaga mi na Karuzeli od technicznej strony, gdyż... nie mam worda xD
Także proszę się nie dziwić, że post jest jej autorstwa :D
Bywajcie!
Dżizas! Najpierw złapały mnie za serce początkowe przemyślenia, później jej otwartość do Sasuke, następnie kiedy czytała smsy było: Co?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I taki pisk (mało co nie potłukłam talerza), później te myśli Sakury, że ją wykorzystał (+ ta muzyka <3 ) sprawiły, że wczułam się w nią bardzo emocjonalnie i aż się popłakałam (co ty ze mną zrobiłaś!!!). W ogóle jak Sasuke mógł to zrobić, nie mieści mi się to w głowie. Od początku myślałam, że nie zgodzi się na ten plan Madary, że nawet jakby się przespał z Sakurą to mu nie powie, a tu taka niespodzianka! Wywróciłaś całkowicie akcję do góry nogami, tego się nie spodziewałam kompletnie! Jestem tak oszołomiono, że brakuje mi słów, aby napisać coś sensownego :D "Zrobiłem co musiałem, wnuk w drodze" ja się pytam dlaczego to zrobił? :( aż mnie z cięło z nóg jak to przeczytałam i było tylko takie "nie, nie nie...." a potem ten nie dosyt :D uciekła z Jackiem, a nie wie nawet co Sasuke by jej powiedział na swoją obronę :D Reakcja myślę, że była prawidłowa, chociaż ja to bym wybiegła z rykiem z pokoju i sama gdzieś się szwendała potem po nieznanej okolicy i czekała aż mnie ktoś znajdzie :D albo najpierw oblała go kubłem lodowatej wody :D Czekam z mega nie cierpliwością na nexta!!! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
FUCK YEAH, WIEDZIAŁAM, ŻE CIĄŻA BYŁA! B|
OdpowiedzUsuńNa temat plejlisty: Gdzie "so sick", no? :< Tzn, "Wreaking Haoc" i "Try" (wspaniały cover Pink. <3) też fajne. ^^ A "Lullaby" za gitarę po prostu kocham!
Wgl, czo ta Sakura, no? Ryan/Brad, Kankuro, Sasuke. Hej, ja też chcę mieć takie powodzenie!
Hm. Ach te wspomnienia, nie? xD Nadal nie mogę uwierzyć, że Sasuke zwierzył się Sakurze. ;o
Wgl, tatuś Sasuke zabił jakąś panią z dwuletnim dzieckiem i mężem. Czyżby nasza rodzinka z samolotu? :>
"- Jesteś wyjątkowa- (...).
- Ty też- (...)"- Miki rzyga po prostu. ._. Za słodkie, noo... .-.
SHEE, KOCHAM CIĘ! SEKSY BYŁY (mimo że nie do czytania. :<). <33
Wgl, ta wiadomość. xD Boże,wiedziałam, że ciąża nadejdzie! xD Pisałam o tym pod wcześniejszym rozdziałem! Haha, Miki mistrz. B|
Utakata mnie rozbraja. A to tylko trzy zdania. xD Boże. .-.
[Taka chwilowa zawiecha w pisaniu komentarza, bo Miki zakochała się w "Sweather Weather". ♥_♥]
Hm. Jack. Stęskniłam się, jedyny chyba dżentelmen w tym opowiadaniu. Nie, ze coś sugeruję... xD
God, why? Czemu ona odchodzi, no? (Dobra, wiem. xD)
Gify takie prawdziwe. xD Dokładnie to odczułam. :D
Wgl, komentarz taki chaotyczny i krótki, bo... pisałam kiedy czytałam, a rozdział taki epicki, że się nie odrywałam. Więc, ekhm.
Widać zmiany, brak tego Imaiowskiego humoru. :<
Pozdrawiam i kończę już dalej się nie ośmieszając. xD
Zacznę od tego, że rozdział jest cudowny! :D Nastąpił wielki zwrot akcji którego wcale się nie spodziewałam. Byłam przekonana, że Sakura nie ulegnie tak szybko Sasuke i ten będzie się musiał bardzo napracować aby ją zdobyć ,ale nie ukrywam, że ta wersja jest o wiele ciekawsza :D Poza tym ponownie pojawił się Jack, którego uwielbiam ;) Zgadzam się z MIKI co do tego, że to jedyny dżentelmen w opowiadaniu ;) Ta odmiana jest chyba na wymarciu :P A już zwłaszcza w rodzinie Uchiha gdzie wszystko kręci się wkoło pieniędzy. Zawiodłam się na Sasuke. Myślałam, że Sakura coś dla niego znaczy a tu się okazuje, że jest tylko "pojemnikiem" jak to określił Itachi :/ Powinien przemyśleć wszystko zanim ją w to wmieszał mając na uwadze jej przeszłość. Niestety zachował się jak kretyn i jestem pewna, że w najbliższym czasie będzie tego żałował. Poza tym skąd on może wiedzieć czy Sakura jest w ciąży? Minęło dopiero kilka godzin a on już wysnuwa takie wnioski? Jeszcze ten artykuł w prasie, którego autorem jest Madara. Jestem bardzo ciekawa jak zareaguje gdy dowie się o zniknięciu Sakury. Mimo, że jestem wściekła na każdego Uchihe to mam nadzieję, że jak najszybciej dojdzie do ponownego spotkania SasuSaku ;) Zresztą nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że mi również przyszło na myśl, że rodziną która straciła matkę i żonę w wypadku spowodowanym przez ojca Sasuke mogła być ta spotkana w samolocie ;) Jednak mimo wszystko, mam nadzieję, że to okaże się jedynie zwykłym zbiegiem okoliczności :)
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
Pozdrawiam i życzę weny!
Rozdział jest super, jak wszystkie. TYLKO DLACZEGO SASUKE TAK SIĘ ZACHOWAŁ? :D Jeju, oby Sakura się ogarnęła albo Sasu ją znalazł czy coś <3.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Ciebie i Twojego bloga! :)
Pozdrawiam, Bella.
Ps. Uwielbiam Twoje playlisty ! ♥
UsuńPrzeczytałam wczoraj, ale jak zwykle spóźniam komentarz XD
OdpowiedzUsuńNo, a więc zaczynamy:
Jeśli chodzi o playlistę to jest wręcz idealna do tego rozdziału i cudownie mi się czytało z podkładem!
Teraz post. Wiedziałam, że 'COŚ' się stanie >u<
W końcu oboje się przełamali i wydusili z siebie te wspomnienia (w tym momencie myślałam, że nic już się takiego nie stanie i będzie idealnie), ale później... Jak Sakura dorwała się to telefonu Sasuke o.O Gorzej być nie mogło. Niżej ten kolo upaść nie mógł chyba -,- Jest tak mi szkoda różowej teraz... (I ŻE MAM CZEKAĆ TERAZ 3 TYGODNIE, TAK!?). Jak na razie to nie mam pojęcia jak może potoczyć się akcja dalej... Poza pościgiem Sasuke za Sakurą jak zobaczy ostatnie połączenie w telefonie. Szczerze to zaczęłam się zastanawiać, czy ona nie chce samobójstwa popełnić XD Biedna... Tak jej psyche zjechałaś XD Bezlitośnie ;P Ale to jest ta magia tego bloga *o* Kurczę... Ciekawe co pocznie teraz Sakurcia... CZEKAM NA NEXT, a teraz muszę szybko lecieć ^^
Weny i szybko rozdział prosze ^w^
~byakko-moj-swiat.blogspot.com
ŚCIĘŁAŚ WŁOSY?
OdpowiedzUsuńo nie. Foch forever!
Nie ma "So sick" - płaczę przez to! Chlip :C
Cholera, Shee! Kurna jego mać.
Ten wstęp jest taki prawdziwy.. Utracona miłość, tęsknota za kimś, kogo obok nas już nie ma, a mógł być.. jest tak bolesna, wszechogarniająca, zajmuje całe ciało, umysł i serce.. Wszystko, dosłownie wszystko się wtedy rozpamiętuje, każdy gest, słowo, każde spojrzenie.. A gdy usłyszy się imię tej osoby, której jest ot tak po prostu, jak tysiące imion innych osób, to tak jakby świat się zatrzymał.
A dlaczego tak to wszystko rozpamiętujemy? Sama już do tego doszłam.. bo idealizujemy, przeszłość niekiedy zaciera, niektóre wydarzenia.. bo tak bardzo chcemy pamiętać to co było dobre, chcemy pamiętać siłę tego uczucia, te emocje, które nas uskrzydlały.
Nie chcemy się temu przeciwstawić? Nie. Bo tak, na prawdę, po co? Lepiej nam się oszukiwać, łatwiej nam wtedy..
Okropnie jest coś takiego przeżyć, może nie mówię, tu o miłości tak destrukcyjnej jak Ryana i Sakury, a o tęsknocie za taką miłością jaką się przeżyło.
I właściwie potem, jak się znów zakochać? Jak spotkać tego kogoś, znów poddać się sile uczuć, tak po prostu, bez strachu i bez myślenie o przeszłości? Bo ile to może zająć? Rok? Dwa? Trzy?
Gdzie ta czekolada, na poprawę nastroju? Albo płakać albo jeść czekoladę ;d
Okey, dość częściowo mojego rozpamiętywania. Ale wiesz, przeszłość naucza i przestrzega, przed popełnieniem błędu, poza tym, bardzo dobry początek, cholernie dobry.
No dobra, biorę się w garść i czytam dalej!
Wiedziałam! Miałam rację! Była w ciąży, a to skurw..., ehekm;d
Dobry pomysł, z szeptem, on zawsze nadaje sytuacji inny charakter, tym bardziej jeśli chodzi o taką rozmowę, taką intymną i osobistą. Odważyła się, opowiedziała mu wszystko, tylko teraz, co Sasuś z tą wiedzą zrobi?
Uchiha i poślizg? Uchiha i upadek? Coo?;d Coś takiego jest w ogóle możliwe?:d
Wszytko jest w internecie! Jakoś to będą odkręcać? Ale się Madara wkurzy, ja ciesz pierniczę;d
Fragment, gdzie Sakura spaceruje z nożem, jest świetny;d, chociaż z drugiej strony, sama zastanawiam się z czym ja bym chodziła, jakbym jednego dnia przeżyła tyle ile Ona.. ;d
Oh, Sasuke..
Ło, jeżu! Serio przez chwilę myślałam, że te dwa wypadki, to był jeden.. hym.. a propos wypadku rodziców Sasuke.. czemu nasuwa mi się ojciec z synem, z samolotu? Hym?;)
On jej chciał powiedzieć? Chciał?
W takim momencie Ona Go nazywa "Dziwkarzem"?! No, wybacz;d
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
Jakie to było piękne!
..
Ekhem. O w mordę. Po co czyta te sms'y? O nie, nie, nie.
O i właściwie. Skąd on wie, że ona tak od razu zajdzie w ciąże? To, że się raz przespali, nie musi o niczym świadczyć -.- A dziadziuś już podaje informacje w świaat!
"Po to, (dałabym tu przecinek;d) to całe zamieszanie z partnerką".
Źle, tak źle, a co by było gdyby jej powiedział prawdę? Co On teraz zrobi?
Rozumiem zachowanie Sakury, rozumiem, jej przeszłość i to jak się je wszystko teraz nakłada.
Tylko.. co teraz? Jack jej pomoże, ale.. co zadecyduje zrobić sama Sakura?
I jak zareaguje Sasuke?
I jak tu wytrzymać tyle czasu do następnego rozdziału?;d
Jestem pod wrażeniem tego rozdziału, zmiany, zmiany!
Weny, Shee! <3
Here without you" - kolejny cudny utwór, ehh :*
Shee, Shee, Shee! Patrz!
Usuńhttp://vube.com/vote/Harry+Reeves+Music/Tzb4dzbkw6?t=s&n=1
I masz się zachwycić! <3
Zachwyciłam się <3
UsuńNosz kuźde mać!
OdpowiedzUsuńI coś zrobiła zła kobieto?
Już się wszystko zaczęło tak pięknie układać, a potem co? Właśnie jedno wielkie gówno, bo dowiedziała się nasza Sakurcia, że ma być żywym inkubatorem! Why? :c
Jeśli tego nie naprawisz fochnę się na cacy i przestanę czytać (tak! To jest groźba!)
Choć i tak długo bez czytania nie wytrzymam :>
No cóż, najwyżej będę użalać się nad ich walącymi się relacjami. Proszę cię, nie dopuść do tego, żeby uczucie Sakury zostało zadźgane przez ponurą prawdę :<
Weny życzę
Wikuś Chan
Jejuś czemu Ty piszesz tak cudownie ? Hęęę ?! matko <3 czytam każdego twego bloga i uzależniam się od każdej linijki tekstu napisanego przez Ciebie. Nie wyobrażam sobie co w tym momencie czuje Sakura,ten ból i utrata poczucia własnej wartości. Coś strasznego a on ..Śpi? spokojnie? ale w pewnym momencie wydawało mi się,że on chciał jej zdradzić cały ten chory plan wuja. Ale ona nie chciała słuchać o sprawach czysto materialnych. Może gdyby usiadła i wysłuchała jego słów,może.. oj będę tak gdybać do końca świata ,tylko Ty wiesz jak naprawdę jest ;D !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na notkę <3 !
a no i zapraszam do mnie :):*
http://ss-czas-milosci-polly-chan.blogspot.com
Poly-chan :3
Przepraszam, że tak późno się zabieram za komentarz, ale jak czytałam to na telefonie i najpierw chciałam sprawdzić te podkłady, które wszyscy tak zachwalali. Skoro już przy nich jestem, to zgodzę się oczywiście, że są niesamowite. Dziewczyno, jak ty wynajdujesz te perełki?!
OdpowiedzUsuńA teraz się przyczepię. Nie ciebie, to będzie raczej taki komentarz jak po wyjściu z kina "gdyby on/ona zrobił(a) to, to tamto"
Więc, jak ten Sasuke mógł tak napisać Madarze?! Nie mógł napisać np. "Daj mi jeszcze dwa tygodnie, ona jest bardziej uparta niż myślałem."? Wtedy przynajmniej wszyscy mieliby pewność, że Sakura jest, bądź nie jest w ciąży, nawet ona sama. Tak, zachował się trochę jak dupek, i teraz sama nie wiem, czy jego słowa "jesteś wyjątkowa" były szczere, czy nie. Zakładam, że szczere, bo już wcześniej Sakura go intrygowała (np. w samolocie). Jednak mam mętlik.
Sakura jest dziwna. Ja wiem, że szok i w ogóle, ale to ona nie wie w której fazie menstruacji się znajduje? Czy ma dni płodne, czy nie? A po drugie, jakby sobie przypomniała moment na dachu jak Sasuke gadał z Madarą, to wiedziałaby, że nie chciał jej skrzywdzić, ani tym bardziej oszukać. (no właśnie, nie chciał, właśnie sama rozwiałam swoje wątpliwości; chociaż ty to ty i wszystko możesz jeszcze zamieszać) Kolejna rzecz: gumkę zakłada się jak już mu stanie, więc Sakura, która powinna obawiać się zajścia w ciążę powinna była zwrócić mu na to uwagę, że bez zabezpieczeń seksów nie będzie.
Ale to tylko Sakura, której nie lubię, bo mimo, że jest dorosła zachowuje się czasem dziecinnie i nieracjonalnie. A potem jeszcze obwinia pół świata o swoją głupotę.
Jeśli chodzi o nowy styl twojego pisania: dla mnie jedyna różnica to, że jest mniej dialogów, więcej przemyśleń i w dodatku ubranych w ładne, wymuskane, wzruszające frazy. Choć osobiście wolę, jak jest więcej dialogów (bo wygodniej, a ja jestem leniwa), ten styl jak najbardziej akceptuję i pewnie się do niego szybko przyzwyczaję. A może tak wiele narracji jest też wynikiem treści rozdziału i po prostu tak wyszło. Tak, czy siak, rozdział był baaaaaaaaaaaardzoooooooo emocjonujący (czego może nie widać po tym komentarzu), zaskakujący i oczywiście do znudzenia mi się podobał, bo jakże by inaczej?
Pozdrawiam, życzę weny i czekam niecierpliwie na tą apokalipsę, a także Kyodai, bo znów mnie zaniedbujesz i znowu wypadnę z klimatu.
Oj, pięknie po prostu pięknie !
OdpowiedzUsuńJak zapewne zauważyłaś nie komentowałam ostatnio, ale jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić, że kiedy przeczytam notkę to powinnam ją skomentować. No trzeba będzie wbić to sobie do główki.
Po pierwsze szablon i muzyka jakoś idealnie mi się zgrywają (z tekstem oczywiście też, ale jakoś wygodniej mi się czyta notkę kiedy jest po środku). Playlista cudna ! Serio gratulacje.
Po drugie, jak zwykle nie za słodko, co sobie bardzo cenię, a korzystając z okazji, że nie komentowałam rozdziału 10, pozwolę sobie zrobić to tutaj. Oby tak dalej. Zarówno ta jak i poprzednia notka opisywały bardzo trafnie uczucia, a ten zamęt i klimat na bankiecie, wprost cudowny, czytając to czułam jakbym tam naprawdę była!
Ten rozdział z kolei urzekł mnie swoją melancholią i smutkiem, jakoś lubię takie klimaty, pomimo wszystko nie jestem wstanie napisać więcej, sama nie wiem dlaczego.
Mogę cię tylko zapewnić, że carousel of chanes pozostanie na długo w mojej pamięci. A ten rozdział będzie wzorem.