Bank wspomnień, jeśli ktoś chce znać moje zdanie,
to nie jest serce ani głowa, to nawet nie jest dusza.
To przestrzeń pomiędzy dwojgiem ludzi.
~ Jodi Picoult
Sakura
Umrę.
Po prostu umrę na swój
własny kretynizm. Awr!
Wyskoczyłam z łóżka,
od razu starając się złapać równowagę. To wino, które w jakiejś części wypiłam,
nie było za mocne. Bardziej smakowało jak soczek posiadający zdawkową ilość
procentów, jednak było idealnym kompanem do czytania najnowszej części przygód
panny Jones, która stała się od dzisiaj moją biblią. I nikt mi nie wmówi, że
jest inaczej.
Złapałam się za głowę,
nie wiedząc za co się zabrać.
Prysznic!
Pognałam do łazienki,
szybko wiążąc kucyka. Gdy znalazłam się w przestronnym, wyłożonym białymi
kafelkami pomieszczeniu, poszukałam wzrokiem prostownicy. Przecież jeśli mam
prywatną siłownię, to czemu nie mam mieć prostownicy? Odetchnęłam, gdy
zobaczyłam ją na parapecie pod oknem w specjalnym pokrowcu. Podłączyłam
urządzenie do kontaktu, włączyłam wodę i zrzuciłam z siebie ubrania. Miałam
lekki problem z całkowicie jasnym myśleniem, ale starałam się jak mogłam,
naprawdę!
- Kuso! - wrzasnęłam,
gdy wchodząc do brodzika wdepnęłam we wrzątek. - Pieprzone technologie -
rzuciłam pod nosem, spuszczając gorącą wodę, aby napuścić zimniejszą, szybko
się umyć i ogolić nogi maszynką, która nowa, nieodpakowana leżała pod
prysznicem.
Kurde! I pomyśleć, że
książka tak mnie pochłonęła! Ale, co się dziwić w sumie. Tam jest tyle
przydatnych rzeczy, że to przechodzi ludzkie pojęcie! Stamtąd się można tyle
dowiedzieć… Nigdy nie byłam mistrzynią we flirtowaniu, podrywaniu, czy
randkowaniu. Licealne miłości, jak widać minęły, studenckie również przeminęły,
a ta jedna, późniejsza… utknęła w martwym punkcie i zniknęła z dnia na dzień.
Ryan nie dał mi innego wyjścia.
Wyszłam na dywanik,
biorąc do ręki pierwszy lepszy ręcznik. Nie ma co się nim przejmować, Sakura.
Nie, nie, nie. Masz teraz ważniejsze sprawy na głowie: wyszykowanie się na
wielce uroczysty bal w mniej niż pół godziny - Sakura Haruno, pozdrawiam, nie
polecam.
Podskoczyłam do dużej
szafy na końcu łazienki, mając nadzieję, że znajdę tam jakąś bieliznę. Nie
pomyliłam się! Dzięki, Boże! Moja mina jednak troszkę zrzedła, gdy okazało się,
że majtki, które się tam znajdowały, bardziej powinny nosić miano babcinych
barchanów, a staniki były lniane, prześwitujące - niektóre wyglądały jak z
pomocy dla powodzian. I jak żyć?
Złapałam białe… coś,
co może kiedyś było majtkami, bo bardziej przypominało krzyżówkę bokserek z
kieszeniami po bokach. Boże, nie! Naprawdę skończę jak Bridget Jones, kiedy
Daniel wparował z nią do jej sypialni, a ona miała na sobie wielkie
wyszczuplające majciochy! Nie, nie. Jakoś to zwalczę. Potrząsnęłam głową,
ubrałam się i podskoczyłam do prostownicy, szybko prostując nią swoje włosy.
Z racji, że naturalnie
kręciły mi się tylko trochę nie zajęło mi to więcej niż dwie minuty. Umyłam
twarz i tym razem podbiegłam do innej szafki, gdzie znajdowały się szczotki,
gąbki i płyny. Yyy, to nie ta. Otworzyłam kolejną z podpaskami, lakierami do
paznokci oraz suszarkami. Kami! W następnej były pianki do włosów, szampony i
płyny do prostowania włosów - szkoda, że teraz… Dopiero w tej najbliżej - o
ironio - umywalki znalazłam kosmetyki.
Miałam zamiar ubrać
się w sukienkę, którą kupiłam w galerii. Była czarna i lekko rozkloszowana.
Dłuższa niż za połowę uda, lecz krótsza niż przed kolano - akurat na taką
okazję, przynajmniej tak mi się wydawało.
Przemyłam twarz i
sięgnęłam po jasny fluid, a następnie po puder, aby się nie świecić. Sasuke
pewnie lubi czerwone dywany i jakby to wyglądało, gdybym się świeciła?
Następnie w ruch poszły cienie, a na sam koniec tusz do rzęs. Machinalnie
wykonując te czynności powtarzałam sobie w głowie to, czego dowiedziałam się z
mojej nowej Księgi Wszelkich Mądrości i Porad oraz zastanawiając się:
1. O czym myślą mężczyźni, gdy nie
myślą o seksie?
2. Dlaczego mężczyźni kochają
najgorsze suki?
Są to oczywiście
pytania, które zadawała sobie również Bridget, lecz ona nie znalazła na nie
odpowiedzi, więc zdecydowałam, że ja to zrobię. Ktoś musi!
Popatrzyłam na swoje
odbicie, promieniejąc dumą, że mimo troszkę chwiejnego stanu zrobiłam sobie
równy makijaż. Wiedziałam, że dam radę! Ooo tak. Zesrać się, a nie dać się! A
to już akurat mój cytat, hehe.
Westchnęłam. Sakura,
przestań. Zaczynasz pierdolić bez sensu.
Pacnęłam się w czoło,
przypominając sobie, że przecież nie mam czasu!
Szybko wróciłam do
sypialni, rozglądając się za reklamówkami. Biegałam po pokoju jak głupia, nie
mogąc ich nigdzie znaleźć. Chyba się poszatkuję, jeśli Sasuke ich tu nie
przyniósł! Przecież nie mogę teraz biec do auta! Nie, nie, nie! Spojrzałam na
zegarek, na którym widniała godzina osiemnasta trzydzieści osiem. Kurwa!
- I co teraz i co
teraz? - Chodziłam w kółko, mając ochotę się rozpłakać. Czemu akurat teraz znów
musiałam zacząć przyciągać pecha?!
Bądź opanowana. Nie daj rozchwiać
swojego wewnętrznego spokoju.
Dzięki, Briget,
dzięki. Właśnie, opanowanie.
Złapałam jego koszulę
i zarzuciłam sobie na plecy. Włożyłam szorty i szybko założyłam trampki. Z
biurka zabrałam kluczyki od auta i kartę, dzięki której mogę wejść do pokoju.
Przecież trzeba będzie tu wrócić. Omiotłam spojrzeniem sypialnię, dochodząc do
wniosku, że butelka na stoliku nocnym, rozmemłana narzuta i kilka rzeczy na
podłodze nie zrobią Sasuke wielkiej różnicy.
- Żeby tylko nie był
pedantem - mruknęłam pod nosem, wychodząc na korytarz.
Powitał mnie on
jasnymi ścianami i pustką! Tak!
Włożyłam kartę i
kluczyki do kieszeni, puszczając się biegiem przed siebie. Starałam się
odtworzyć trasę, którą prowadziła mnie Nami i udało mi się to, bo po chwili
stałam przed olbrzymimi białymi wrotami, prowadzącymi na dwór.
Otworzyłam je i…
zaniemówiłam. Mury budynku musiały być bardzo grube, bo gdy tylko otworzyłam
drzwi, uderzyła we mnie masa dźwięków: ludzkie głosy, szczęk talerzy, muzyka w
tle i wiele innych niezidentyfikowanych odgłosów.
Przede mną
rozpościerał się ogrom ludzi i końcówka budynku gdzieś za ich głowami. Wszyscy
mężczyźni byli w garniturach, a kobiety ubrane w wytworne suknie wyróżniały się
jasnymi kolorami, co kontrastowało z ciemnym odzieniem płci przeciwnej.
Wszystkie wyglądały wytwornie i potwornie bogato, przez co zebrało mi się na
wymioty. No dobra, może nie zebrało, ale miałam dość tego nadmiaru pieniędzy.
Na szczęście ludzie
nie tłoczyli się od razu przy moim wyjściu, więc nawet nie zwróciłam na siebie
uwagi. Nasz apartament znajdował się na samym rogu tego kwadratowego budynku,
gdzie nikt się nie zapuszczał. Z racji, że od wyjścia do zejścia na trawnik
miałam jakieś dwa metry zacienionego marmurowego chodnika, gdyż po całej
długości nade mną znajdowały się balkony, rzuciłam się biegiem bardzo blisko
ściany. Poruszałam się w cieniu, a w tym gwarze nikt mnie nie zauważył – nie
powinien…
Dalej, dalej, Sakura!
Czułam się jak
idiotka. Starałam się nie skupiać na tym ogromnie bogatych ryb obok mnie, ale
to było silniejsze ode mnie. Spoglądałam na nich ukradkiem i widziałam idealnie
umalowane kobiety, idące pod rękę ze swoimi partnerami, kelnerów, którzy pewnie
lawirowali między stolikami i ten… przepych.
Przebiegłam dobre
dwieście metrów. Nie chciało mi się wierzyć, że jeden bok tego kwadratowego
budynku miał trochę więcej niż wspomniana dwusetka. PRZESADA!
Znalazłam się blisko
namiotu, w którym powinna być Nami, co znaczyło, że muszę teraz przejść przez
otwarty teren i wyłom w tym „kwadracie”, aby dostać się na parking. W sumie ten
wyłom miał jakieś pięćdziesiąt metrów, więc był po prostu… dziurą prowadzącą do
wyjścia z tego więzienia. Nie potrafiłam inaczej opisać tego budynku. Wnętrze,
które miałam okazję ujrzeć miał naprawdę miłe dla oka, lecz jego ogrom mnie
odpychał, najprościej mówiąc.
Nadal byłam w cieniu,
a mój czas niknął nieubłaganie. Rozejrzałam się, widząc nieopodal czerwony
dywan – serio? Jednak? Jak wcześniej o tym myślałam z wyraźną ironią.
Wszystko było świetnie oświetlone i zdawało się być idealnie zaplanowane. Ochroniarze w garniturach i słuchawkami w uszach krążyli po posesji, czujnie pilnując gości, którzy pojawiali się, za każdym razem przechodząc przez uroczysty czerwony, pieprzony dywan. Mam nadzieję, że ja nie będę musiała mieć z nim nic wspólnego.
Wszystko było świetnie oświetlone i zdawało się być idealnie zaplanowane. Ochroniarze w garniturach i słuchawkami w uszach krążyli po posesji, czujnie pilnując gości, którzy pojawiali się, za każdym razem przechodząc przez uroczysty czerwony, pieprzony dywan. Mam nadzieję, że ja nie będę musiała mieć z nim nic wspólnego.
Postawiłam kołnierzyk
koszuli Sasuke tak, że zasłaniał mi sporą część twarzy i przylgnęłam do ściany.
Reflektory nieustannie krążyły, a ja wyczuwając moment, kiedy nie będą
oświetlały trasy, którą miałam się udać, wybiegłam na łeb na szyję, zatrzymując
się w krzakach.
- Cholera – warknęłam,
czując, że zraniłam sobie palec. Brawo Sakura, tak. Brakuje ci tylko ogromnej
drachy wzdłuż nogi.
Znów popędziłam przez
trawę, kierując się na parking. Uwaga wszystkich była skupiona na czerwonym
pieprzonym dywanie, tańczących reflektorach i tym co działo się na patio, więc
nikt nie zauważył biegnącej dziewczyny jedynie w świetle księżyca.
Ukucnęłam za jednym z
aut, łapiąc oddech. Nie pamiętałam dokładnie, gdzie zaparkował Sasuke, więc
wyjęłam kluczyki z kieszeni klikając na jedyny przycisk na malutkim pilocie.
Jak na złość żaden samochód się nie odzywał.
- Spóźnimy się?
- Nie, jest dopiero za
piętnaście, kochanie, damy radę.
Przylgnęłam do drzwi
najbliższego auta, zamykając oczy i modląc się, aby para nie spojrzała się w
tył. Gdy przeszli obok mnie, a ich głosy ucichły, odetchnęłam. Uchiha zostawił
samochód w prywatnej części – tak mi się wydawało, sądząc po szlabanie przy
wjeździe, którego wcześniej nie zauważyłam, bo był podniesiony – więc nie
znajdowałam się na zatłoczonym placu pełnym dziwnych ludzi. Znajdowałam się na
dziwnym placu mając pięć minut na ogarnięcie się.
- Boże, Sakura.
Pogrążasz się – mruknęłam, nadal chodząc na kuckach pomiędzy autami. – Cholera,
który to samochód…
- Pip pip, pip pip. –
Kamień z serca mi spadł, gdy ujrzałam czerwone migające światła kilka metrów
obok. Wyprostowałam się i mając nadzieję, że nikt na mnie nie patrzył, dopadłam
do auta i z impetem wsiadłam na tylne siedzenie. Oparłam się, odchylając głowę
do tyłu. Żeby tylko makijaż ze mnie nie spłynął…
Kurde, spóźnię się!
Przyjdź na czas.
Pamiętaj, że to znacznie ważniejsze
się niż strojenie i malowanie z ostatniej chwili.
Bridget, kurde! Akurat
tutaj muszę wyglądać, no!
I nagle przez głowę
przeszła mi straszna myśl: a co, jeśli ta sukienka jest pognieciona?!
Nie, nie, nie!
Delikatnie otworzyłam
torbę, w której powinna być czarna sukienka. Jak bardzo odetchnęłam,
kiedy okazało się, że sprzedawczyni spakowała ją do specjalnego
opakowania i do tego wyprasowany egzemplarz z magazynu. Cud, Cud! Na pewno! Na
podłodze leżały pudełka z butami. Wyciągnęłam z nich szpilki ze średniej długości
obcasem, a z czerwonej torebki pudełeczko z biżuterią. Ech, okej.
Alleluja! Bóg się nade
mną zlitował!
Zdjęłam jego koszulę i
stanik, zakładając jeden, który kupiłam w galerii. Całkowicie o nim
zapomniałam! Zrzuciłam z siebie szorty i trampki, pozostając w tych
idiotycznych majtkach. Stopy włożyłam w szpilki i w samej bieliźnie wyszłam z
auta. Nie chciałam myśleć, że ktokolwiek mógłby mnie zobaczyć. To prywatny
parking z dala od głównego wejścia, więc nikt nie będzie mnie podglądał,
prawda? *Niech ta będzie, niech tak będzie.*
Ubrałam się w sukienkę
z trudem dopinając suwak. Ciężko jest się samej ubierać, ech. Sięgnęłam po
biżuterię, zakładając delikatne srebrne kolczyki, naszyjnik i pierścionek do
kompletu. Zamknęłam drzwi, aby otworzyć te od strony pasażera z przodu.
Usiadłam na tym miejscu, przeglądając się w lusterku wstecznym i dzięki Bogu
nie rozmazałam się! Nie miałabym już czasu, żeby jeszcze to robić. Zostawiłam
wszystko w aucie i zamknęłam je z pilota. Podążyłam w stronę chłopaka, który
odprowadzał samochody, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Trochę mi zajęło,
zanim doszłam do budki, lecz gdy tylko udało mi się to zrobić, podeszłam do
okienka, kładąc na ladzie klucze.
- Czarne BMW na końcu,
na nazwisko Sasuke Uchiha. – Zignorowałam zidiociałą minę młodego chłopaka,
który wpatrywał się we mnie ze… zgrozą. Aż tak źle wyglądałam? Nie myśląc o
tym, ruszyłam w stronę tego czerwonego pieprzonego dywanu, mając wrażenie, że
spotkam tam Uchihę.
Spuściłam wzrok mimo,
że nikt na mnie nie patrzył. Czułam się jak totalna kretynka. Jeszcze nigdy nie
musiałam przedzierać się przez tłum w… tak niekonwencjonalny sposób. Bridget,
to wszystko twoja wina!
Sztuka Zen poprowadzi cię do
prawdziwego, wewnętrznego spokoju.
Walić jakiś wewnętrzny
spokój! Jestem zła na Sasuke, zła na siebie, zła na wszystko!
Zbliżałam się do
rejonu, który obejmowały reflektory i musiałam na chwilę przystanąć. Cała się
spięłam, nie mogąc się ruszyć. Tyle ludzi, tyle świateł. Nie dam rady.
Nie byłam gotowa na
zderzenie z tym światem, to nie były moje klimaty. Kurde, muszę to zrobić, taka
była umowa. Haruno, weź się w garść! Wypuściłam z siebie zbędne powietrze i już
ponownie chciałam ruszyć, gdy usłyszałam czyjś głos.
- Wszystko w porządku?
– Wysoka blondynka nadchodziła z lewej, a ja w tym całym stresie nie zauważyłam
jej. Miała na sobie krótką, obcisłą, wyzywającą bordową sukienkę bez ramiączek
i piekielnie wysokie obcasy, przez co niestety byłam od niej niższa. Patrzyła
się na mnie z zainteresowaniem, a przynajmniej tyle udało mi się wyłapać w księżycowym
świetle. - Hej, słyszysz mnie?
- Tak – wydukałam,
budząc się z transu.
- Idę w inną stronę,
ale zatrzymałaś się tak nagle i myślałam, że coś się stało – rzuciła z nutką
pogardy, poprawiając wysoki kucyk.
- Wszystko okej –
odparłam, nabierając pewności siebie.
- W takim razie do
zobaczenia. – Ostentacyjnie odwróciła się, idąc we własnym kierunku, a ja
zdecydowanie podążyłam przed siebie.
Poprawiłam włosy,
wygładziłam sukienkę i ruszyłam spotkanie z przeznaczeniem. Nieubłagalnie
zbliżałam się do sfery świateł i gdy tylko dosięgnął mnie pierwszy reflektor,
ktoś złapał mnie za rękę.
- Sakura, prawda? –
Jakaś dziewczyna w czarnej spódniczce i białej koszuli krzyczała, chcąc przebić
się przez ogólny hałas. Gdzieś ją już widziałam…
- Tak.
- Ja nazywam się Okeyla,
a szef wszędzie cię szuka, chodź! – Po tych słowach pociągnęła mnie za ramię,
nawet nie pytając mnie o zdanie. Nie prowadziła mnie w stronę czerwonego
pieprzonego dywanu, a bardziej na prawo, trochę w cień. Nie stałyśmy się na
szczęście centrum zainteresowania ludzi dookoła, lecz… Miałam wrażenie, że oni
wszyscy byli tak bardzo zadufani w sobie, że nie widzieli nikogo poza sobą,
prócz może swoich partnerów. To było strasznie przykre.
Odeszłyśmy od strefy
dla celebrytów, aby zejść do całkowitego cienia, gdzie stało tylko kilka osób.
Byłam przerażona, bo teraz dałam Sasuke kolejne powody do nerwów, a te akurat
nie były specjalnie!
- Mam ją, szefie. – Z
cienia drzewa wyszedł Sasuke, którego się... przestraszyłam. Oczy miał zimne i
nieprzyjemne, wyraz twarzy trzymający wszystkich na dystans, a głos:
- Gdzie ty do cholery
byłaś? – warknął, łapiąc mnie za łokieć, prowadząc w stronę z której właśnie
przyszłam.
- To tu, to tam –
odparłam, chcąc wyglądać na rozluźnioną.
Nie wariuj.
- Mamy trzy minuty,
aby oficjalnie wejść, a ty mówisz, że poszłaś się przejść? – syknął mi do ucha,
aż przeszły mnie ciarki.
Był ubrany w garnitur,
który tak bardzo na niego pasował… Z resztą, czy Uchiha w czymkolwiek wyglądał
źle? Sądzę, że nawet, jakby go ubrać w stary worek po ziemniakach, to mógłby
pozować do sesji „powtórna przeróbka rzeczy codziennego użytku”, jako innowacja
w kwestii wykorzystania tego oto worka. Choć w sumie, ciekawe, jak wyglądałaby
bez tego worka. I bez garnituru, rzecz jasna. To musiałoby być całkiem interesujące
dozna…
- Sakura, mówię do
ciebie.
Nie pogrążaj się w fantazjach.
- Yyy, tak. –
Potrząsnęłam głową.
- Pokaż się. –
Zatrzymaliśmy się przed sferą reflektorów, stojąc jakby blisko głównego punktu,
a jednak na uboczu. Sasuke obrócił mnie przodem do siebie, patrząc na mnie
krytycznie, z przeciwieństwem do mojej osoby, kiedy zabrakło mi tchu, mając go
tak blisko siebie w takim wydaniu. To było coś pięknego i okropnego w jedynym.
Pięknego, bo Uchiha był jak dla mnie wcieleniem greckiego boga na ziemi, a okropnego,
bo ten bóg nigdy nie będzie mój. – Dlaczego jesteś czerwona?
Szybko złapałam się za
policzki. Kurde, to pewnie dlatego, że biegłam.
- Trochę mi ciepło -
jęknęłam.
- Masz gęsią skórkę. –
Dotknął lekko mojego ramienia, a moje ciarki jedynie się nasiliły. Uchiha,
idioto. Przecież ci nie powiem, że to przez ciebie.
- Może coś mnie
bierze… - Zrobiłam skwaszoną minę i spuściłam wzrok. Nie zniosłabym kolejnych
sekund konfrontacji z tym ciemnym spojrzeniem, które w księżycowym świetle
przybierało jeszcze bardziej przerażającą odsłonę.
- Miejmy nadzieję, że
nie. – Odsunął się, aby spojrzeć na mnie w całości. – Powinniśmy podjechać tą
limuzyną, którą wcześniej przyjechał Hageta, ale niestety nie zdążyliśmy. –
Zgromił mnie wzrokiem. – Więc musimy wejść na dywan dość niepostrzeżenie i
spektakularnie zarazem.
- Ten czerwony
pieprzony dywan? Serio? – Zmarszczyłam brwi. – Nie możemy wejść po cichu
bocznym wejściem? Przecież byliśmy tu wcześniej.
- Jaka ty jesteś
naiwna. – Wyciągnął ku mnie rękę, a ja ujęłam jego ramię, dając się prowadzić.
– W tym świecie liczą się właśnie czerwone pieprzone dywany – prychnął,
okrążając tłum, który zebrał się na początku wejścia. – Jak tylko postawisz
stopę o tam – wskazał ręką na dywan. – Wszyscy dziennikarze rzucą się na nas
jak hieny. Ładnie się uśmiechaj i mam prośbę – spojrzał na mnie z politowaniem
– stój ode mnie nie dalej niż pół metra.
Zbliżaliśmy się do
tego punktu, a mi coraz bardziej trzęsły się nogi. Moje rumieńce na pewno
jedynie przybrały na sile, a dłonie zaczęły się lekko pocić. Weź się w garść,
Sakura! To, że Miku jest modelką, a ty jedynie pracownicą osobliwego sanepidu
po polibudzie nic nie znaczy. Ani to, że tak naprawdę miałaś w życiu jednego
faceta, który odszedł bez słowa i ślad po nim zaginął... To przecież nic nie
znaczy.
- Nasz czas – mruknął,
nachylając się nad moim uchem, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że szłam z
zamkniętymi oczami, wspierając się jedynie jego ramieniem. Miałam przed sobą
czerwony pieprzony dywan i zdecydowanie za dużą ilość aparatów fotograficznych
w łapskach nieodpowiednich ludzi. – Mam nadzieję, że jesteś fotogeniczna –
rzucił, a we mnie aż się zagotowało. Nie zapomniałam o tym, że zabrał zdjęcie
moje i Ryana, grzebiąc w ten sposób w mojej przeszłości. Pokłóciłam się z nim,
byłam na niego wściekła. Nie dam mu się tak łatwo.
Weszliśmy.
Oślepił mnie blask
fleszy. Dopiero po chwili ogarnęłam się i zaczęłam iść pewnie przed siebie z
wysoko uniesioną głową u boku Uchihy. Bardzo mi się to nie podobało. Mimo, że
Sasuke wyglądał, jakby był do tego przyzwyczajony miałam wrażenie, że też tego
nie lubił. Nie uśmiechał się, nie patrzył w żaden obiektyw. Po prostu szedł z
maską powagi i chłodności na twarzy, ignorując reporterów. To po co pytał się,
czy jestem fotogeniczna, jeśli nie pozowaliśmy do żadnych zdjęć?
- Po pierwsze jestem
na ciebie wściekła – syknęłam, gdy znaleźliśmy się na patio, a ja mogłam
odetchnąć. Było to dla mnie coś zupełnie nowego, a do tego nieprzyjemnego, więc
cały nadmiar emocji musiałam jakoś z siebie wyrzucić. Wbrew scenerii znów
miałam ochotę powiedzieć Sasuke wszystko co mi się nie podobało. Atmosfera
jednak kompletnie do tego nie pasowała.
Między stolikami
zawieszone zostały małe lampiony, które wszystko oświetlały, tworząc jednak
pewne skupiska dające trochę prywatności. Jasne parasole były za pewne do
ochrony przed możliwym deszczem, gdyż ich promień był zdecydowanie dłuższy od
promieni stołów, aby ludzie mogli się pod nimi schronić nawet na stojąco, a
gdzieniegdzie zostały porozstawiane ogrodowe lampy.
Wszystko zostało
urządzone w ciepłych barwach, nadając imprezie specyficzny nastrój. W tle
ludzkich głosów brzmiała muzyka grana przez orkiestrę i na pewno nie było to
miejsce, abym teraz wygłaszała swoje żale, ale…
- Słuchaj, nie teraz.
– Uciął. – Albo teraz. – Zmarszczył brwi, a ja mimo wielkich protestów części
mojego jestestwa wpatrywałam się w niego, chłonąc każde słowo. – Tam na
schodach przesadziliśmy oboje i ja też nie lubię czerwonych pieprzonych
dywanów. – Uśmiechnęłam się lekko, kiedy zacytował to, co sama powiedziałam. –
Nie mam pojęcia o co jeszcze mogłabyś być wściekła, ale omówimy to potem. Muszę
wygłosić jakieś przemówienie, otwierające ten cały bajzel. – Przeczesał sobie
włosy palcami, a ja zagryzłam dolną wargę.
Czekaj na luzie i nie planuj
pierwszego seksu.
Bridget! Dlaczego ten
tekst o seksie musiał przyjść akurat teraz?
- To idź – fuknęłam,
nadal grając obrażoną. Gdyby chciał moje zdjęcie, to mógłby wziąć każde inne.
Na tej ścianie było ich kilka. Ale nie! On musiał wziąć akurat to, gdzie był
Ryan.
- Nie rozumiem powodu
twojego oburzenia i za pewne nie zrozumiem, więc nie próbuj tłumaczyć –
prychnął, miażdżąc mnie wzrokiem. – Trzymaj się blisko mnie, mamy zarezerwowany
specjalny stolik.
- Tak jest! –
zironizowałam, wbijając spojrzenie w ziemię, gdy nagle poczułam jego palec na
swoich ustach. Delikatnie zakreślił ich linię, wprawiając mnie w osłupienie.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, a on w tym momencie złapał mój
nadgarstek i wciągnął w tłum ludzi. Wielu z nich mówiło mu „dzień dobry”, lecz
on jedynie kiwał głową, bądź ignorował natrętne głosy pewnie w większości
nieznanych osób.
Dałam się ciągnąć jak
szmaciana lalka.
Na patio przebywało
ponad trzysta osób z tego, co mówiła Nami, której jeszcze niestety nie
widziałam. Zwracaliśmy jendak na siebie uwagę, bo nie dość, że byliśmy raczej
niscy, to do tego byliśmy azjatami, w nie ukrywam większości ludzi, a byli to
albo Anglicy albo Amerykanie, na bank. Nie wiem, ile tak szliśmy, ale w końcu
zatrzymaliśmy się przy stoliku blisko sceny.
Wcześniej jej nie
widziałam, ale to dlatego, że nie byłam w tej części posiadłości. Tam właśnie
siedziała orkiestra, a na jej środku stał mikrofon na statywie, chyba czekający
na Sasuke. Chłopak wyglądał oczywiście nienagannie i emanował pewnością siebie,
którą na pewno nadrabiał moje braki i jeszcze spokojnie mu jej zostało. Jednak
gdy przyjrzałam mu się bardziej zobaczyłam, że przekrzywił mu się krawat.
- Chodź tu – rzuciłam,
nie patrząc mu w oczy. Nie mogę tego dzisiaj robić, bo to się źle skończy. Nie
popełnię już tego błędu.
Wyciągnęłam dłonie w
kierunku jego krawatu i poprawiłam go. On skinął na mnie głową i spojrzał na
zegarek.
- Dziesięć po –
mruknął, rozglądając się.
- W sam raz –
odparłam.
- Chodź, zaprowadzę
cię do naszego stolika.
- To ten nie jest
nasz? – Uniosłam pytająco brew.
- A widzisz tu jakieś
wolne miejsce? – Znów uczepiłam się jego ramienia, a on zaczął kierować nas w
stronę trochę oddalonego od sceny stołu i większego niż reszta. Siedzieli przy
nim sami mężczyźni. Nie znałam nikogo prócz spotkanych wcześniej Hidana i
Deidary, którzy wstali na nasz widok.
- No, Uchiha. Prawie
na czas. – Blondynka podała mu rękę, którą ten uścisnął.
- Akurat – chrząknął
Sasuke.
- Siema, stary! –
Hidan chciał przybić z nim „piątkę”, lecz ten zakpił z niego samym spojrzeniem,
przez co mężczyzna cofnął rękę.
- Witajcie –
powiedział Sasuke, kierując to do reszty. Również dygnęłam lekko, bo
niekoniecznie wiedziałam, co zrobić.
- Masz na imię Sakura,
tak? – Pech chciał, że moje miejsce znajdowało się obok siwowłosego amanta.
Usiadłam jednak z gracją (miałam taką nadzieję) i położyłam ręce na kolanach,
myśląc, że Uchiha również zaraz usiądzie. On jednak znów nachylił się nad moim
uchem:
- Niedługo wrócę –
szepnął i wyprostował się. – Sprawy służbowe wzywają, wybaczcie.
- Taaa, jasne. Hajs
musi do skarbca wpaść i tyle. – Popatrzyłam na mężczyznę, który to powiedział.
Miał bardzo dziwne oczy, blizny na głowie i… brak włosów. Jednak przez jego
ciemną karnację nie było tego tak bardzo widać.
- Kakuzu, opanuj się –
powiedział mężczyzna o czerwonych włosach i wątłej budowie. – Wybacz nam to
zachowanie, niektórzy całe życie pozostaną dziećmi. – Uśmiechnął się lekko, a
ja odwzajemniłam ten gest.
- Masz jakiś problem?
– Hidan zaczął dziwnie poruszać głową, aż łańcuszek na jego szyi zaczął
pobrzękiwać.
- Ja nazywam się
Sasori. – A może on był jednak rudy? Hmmm. – To jest Kakuzu. – Wskazał na osobę
siedzącą obok. Okej, Kakuzu ten z dziwnymi oczami.
- Hidan, ale my się
już znamy. – Puścił mi oczko, a na mojej twarzy pojawiło się zażenowanie.
- Plus dla ciebie za
reakcję na jego zachowanie. – Sasori znów wywołał na mojej twarzy uśmiech.
- Deidara.
- Ta blondynka z
niskim głosem? – spytałam, chcąc się upewnić, a oni ryknęli śmiechem. Nie no,
kurde. To dyrektor londyńskiego oddziału. Gdy Sasuke o nim opowiadał, to mówił
w rodzaju męskim. Czy to może być…
- To jest Kisame i-i-i
je tylko ryby – fuknął blondyn, gdy śmiech jego kolegów trochę stracił na sile,
chcąc przedstawić go w gorszym świetle, aby tylko samemu nie zająć tej pozycji.
Popatrzyłam na wysokiego mężczyznę ubranego tak jak wszyscy – w garnitur –
dziwiąc się odcieniowi jego skóry, który był wręcz trupio blady podchodzący pod
błękitny i dziwnym bliznom na policzkach.
- Yo. – Skinął głową,
powracając do rozmowy z obkolczykowanym kolegą, który miał łokcie oparte na
stole i… pomarańczowe włosy.
- Nazywam się Pain. –
Przerwał konwersację, skupiając się na mnie.
- Sakura. – Znów
powtórzyłam swoje imię, zauważając kilka wolnych miejsc przy stoliku. Czy
pojawi się tu jeszcze więcej przystojnych facetów? – Chwila. – Potrząsnęłam
głową. – Macie japoński akcent i to nienabyty. Wszyscy jesteście z Japonii?
- Tak – potwierdzili,
a ja się zdziwiłam.
- Uchiha szantażował
finansowo nasze rodziny i musieliśmy się zgodzić – powiedział Deidara, wznosząc
oczy ku niebu, a mi w gardle stanęła gula. Czyli nie byliśmy jedyni.
- Przestań tak mówić,
bo dziewczyna jeszcze uwierzy, a to ty będziesz tłumaczyć się Sasuke – mruknął
Sasori, upijając łyka szampana. Popatrzyłam na kieliszek stojący przede mną i
wypiłam go jednym haustem, nie zważając na ciekawskie spojrzenia nowych
znajomych,
Nie upijaj się i nie odurzaj innymi
środkami.
Miałam dziwne wrażenie
odseparowania się od środowiska i tą świadomość, że tu nie pasuję. Ci mężczyźni
wydawali się bardzo w porządku, jednak natłok kolorów, dźwięków i nowych doznań
nie był mi na rękę. Nie przepadałam za sporymi zbiorowiskami po tym, co zrobił
mi kiedyś Ryan, więc po prostu czułam się nieswojo, nie na miejscu. Wydawało mi
się, że byłam wyalienowana, bo nie zwracałam uwagi na to, co mówili ludzie
dookoła. Słyszałam, lecz nie słuchałam, wodząc wzrokiem po tłumach. Nerwowo
ściskałam dłonie, chcąc stąd zniknąć.
- Jesteś strasznie
spięta. - Hidan zwrócił moją uwagę, pstrykając mi palcami przed nosem. - Może
mógłbym zaproponować ci masaż?
- Odpuść. - Sasori
pokręcił zażenowany głową, a ja znów poczułam, że go lubię. Wydawał się
najnormalniejszy z nich wszystkich.
- To może opowiecie mi
co nieco o tym całym bankiecie? - Starając się grać rozluźnioną, wyprostowałam
się, patrząc im się po kolei w oczy. Reakcje były różne. Pain i Kisame nadal
byli pogrążeni w swojej rozmowie, ignorując moje pytanie, a reszta wydawała się
zaskoczona.
- Sasuke nic ci nie
powiedział? - spytał Sasori, sącząc szampana.
- Nie zdążył -
bąknęłam.
Nagle ktoś nachylił
się nad moim ramieniem, nalewając do mojego kieliszka szampana. Odwróciłam
lekko głowę, zauważając kelnera, którym był nikt inny jak Chris.
- Dziękuję - odparłam, lecz on już zniknął.
- Dzisiaj jest to
uroczysta impreza, ale jutro w sali konferencyjnej odbędzie się wojna - cmoknął
Deidara, odchylając się na krześle.
- Madara chce sprzedać
część firmy swojemu największemu przeciwnikowi, firmie Yoroto - powiedział
Sasori, bawiąc się kieliszkiem. No ale jak to? Przecież nie ma to najmniejszego
sensu!
- Nie wiem, czy
powinniśmy ci to mówić, ale gdy rodzice Sasuke i Itachiego zginęli w wypadku
samochodowym, firma tylko przez pewien czas należała do nich. Madara podstępem
i fałszowaniem dokumentów sprawił, że na chwilę obecną jest on jedynym
właścicielem. Wiesz, co to oznacza?
Pierwsza informacja na
której się skupiłam, to śmierć jego rodziców, a dokładniej, że zginęli tak samo
jak mój tata. To było coś strasznego, lecz poczułam między nami jakąś więź,
którą wytworzyła przeszłość. On również wiedział, czym jest śmierć rodzica,
przez co zaczęłam inaczej patrzeć na niektóre jego zachowania, starając się je
zrozumieć i powoli nabierało to sensu.
Druga to ta, że Sasuke
mógł stracić wszystkie pieniądze. Osobiście jak dla mnie to miał ich za dużo,
lecz w żadnym wypadku nie życzyłam mu utraty udziałów, to na pewno. Może nie do
końca wiedziałam co to oznaczało dla firmy, jeśli mówić o sprzedaży jej części,
lecz wiedziałam, co znaczyło to dla Uchihy i nie było to nic dobrego.
- Domyślam się -
odparłam po dłuższej chwili.
- Sasori, Kakuzu,
Sasuke i wszyscy ludzie pod nimi stracą pracę. To będą niewyobrażalne sumy.
Wychodziło na to, że
Uchiha miał większe problemy, niż na to wyglądało. Mimo, że nadal byłam na
niego wściekła, to poczułam ciężar, który dźwigał na swoich barkach. Był
odpowiedzialny za mnóstwo pracowników, a to do czegoś zobowiązuje - wiem po
sobie. Więc tym bardziej jeśli pracował on teraz pod presją, mogły wyjść z tego
duże kłopoty.
- Witam na uroczystym otwarciu! - Z głośników popłynął damski głos, a
wszyscy obrócili się w stronę sceny. Wszyscy, prócz mnie.
Im dłużej z nim
przebywałam, tym więcej się o nim dowiadywałam. Nie był bezwartościowym
prezesikiem, który widział tylko czubek własnego nosa, choć egoizm często przez
niego przemawiał. Okazało się, że miał pasje i wbrew pozorom lubił pomagać.
Na przykład to, co
zrobił dla Williama. Tym bardziej jeśli była możliwość, że mógł stracić
wszystko, nie zawahał się nawet na chwilę, to samo z motorem. Kiwnęłam ręką,
mając go po chwili na własność. Sasuke po cichu, bądź jawnie spełniał moje
zachcianki, robiąc jednak wrażenie człowieka, który nic nie musi, jedynie może.
Kolejny przykład, to jego zachowanie w galerii. Dał mi tysiące! A wcale nie
musiał, jedynie mógł. Ale to tylko pomoc finansowa.
Spuściłam wzrok, czując,
jak moje serce przyśpiesza.
Zepchnął mnie z toru
pędzącego auta, ratując mi życie. Zrobił to automatycznie, nie wahając się
rzucić ze mną na zaciemnione pobocze. Nie wiedział, gdzie skacze. Równie dobrze
mógłby być tam ogromny dół, a nie zwykły rów melioracyjny. On jednak zdawał się
o tym wtedy nie myśleć. Obronił mnie przed tym Anglikiem w galerii, reagując od
razu. Wydawał się nie zastanawiać, podążając jedynie za instynktem, kiedy ja
potrafiłam tylko panikować. A to, to nie wszystko.
Spojrzałam do góry,
maltretując spojrzeniem materiał parasola.
To pomoc fizyczna.
Pieniądze, uratowanie życia, obrona przed niebezpieczeństwem. Mimo tych
wszystkich zdarzeń, on na nich nie poprzestał. Nie wiem jak opisać to, co
działo się ze mną na podziemnym parkingu. Na pewno byłam przerażona mnóstwem
wizji Ryana, jak i samą sytuacją w toalecie w takim stopniu, że nie potrafiłam
jasno myśleć. To wszystko zaprzątnęło mi umysł, nie pozwalając skupić się na
tym, na czym powinnam. Jednak wspomnienia bardzo odciągnęły mnie wtedy od
rzeczywistości. Za dużo bodźców pobudziło pewne trybiki, aby nie uruchomić
przeszłości, która nadal mnie przerastała. I w momencie, kiedy miałam już dość,
kiedy miałam się kompletnie załamać on przyciągnął mnie do siebie, oplatając
ramionami.
To był jakiś
przełomowy moment w naszej relacji. Pierwszy jawnie wykonany gest w stronę
drugiej osoby, który z początku mnie zszokował. Kompletnie się tego nie
spodziewałam, choć bardzo byłam mu wdzięczna za to, że to zrobił. Skutecznie
odciągnął moją uwagę od Ryana, Londynu i tych pamiętnych świąt, stając się
centrum mojej uwagi. Nie potrafiłam się skupić na niczym, co nie byłoby nim i
to właśnie mnie uratowało. Przez tę chwilę czułam się przy nim bezpieczna,
schowana w jego ramionach, opleciona nimi, niczym najtwardszą zbroją, której
nic nie było w stanie przebić.
Następnie każdy,
przelotny dotyk. Zetknięcie się naszych palców, ramion, świadomości, że on stoi
za mną, niczym prawowity obrońca. Nie wiem, dlaczego nie zwróciłam na to uwagi,
lecz po prostu chyba wzięłam to za oczywiste. Miałam być jego partnerką na
między innymi ten bankiet i to starczyło mi, aby w jakiś sposób go zaakceptować
i traktować z góry jako osobę dobrą, którą on wcale nie musiał być. Naprawdę
mógł okazać się zboczeńcem, który zgwałciłby mnie przy pierwszej lepszej
okazji. Przecież kto bogatemu zabroni?
Sytuacja, kiedy
jeszcze nie zdążyłam go dokładnie o coś poprosić, a on zgodził się i poszedł
wykonać prośbę apropo pokazania zdjęcia Shee Rinie, nadal nie dawała mi
spokoju. Jakby dokładnie wiedział, o co chodziło mi w danej chwili zrobił to,
co było dla mnie nie lada zaskoczeniem.
On wcale nie musiał
ratować mnie przed tym autem, ani Anglikiem. Nie musiał pomagać Williamowi,
kupować tylu rzeczy z ciążącą na nim świadomością, że niedługo może to wszystko
utracić. Nie musiał stawać się dla mnie podporą w momencie, kiedy tego
potrzebowałam, uspokajać w aucie, gdy przed naszą maską o mało nie zginęła
kobieta z dzieckiem, ani nie musiał… mnie całować.
On mógł wszystko, a
nie musiał nic.
Na tym polegał jego
fenomen, który powoli zaczynał mnie przerastać. Mimo tej jego surowości,
egoizmu i chłodności nie potrafiłam o nim powiedzieć, że był złym człowiekiem,
bo byłoby to chyba największe kłamstwo w moim życiu.
To prawda, że znaliśmy
się krótko, ale nie byłoby jeszcze sytuacji, kiedy bym się na nim zawiodła,
prócz tego zdjęcia, które nie wiem po co nosił w kieszeni jeansów. Intrygowało
mnie to, lecz wolałam nie poruszać tego tematu. Na razie. Z czasem na pewno
wypłynie to na wierzch, a dzisiejszy dzień na pewno nie powinien był być
zakłócany przez tę właśnie sprawę.
- Znowu się
zamyśliłaś? - Sasori gwizdnął, skupiając tym moją uwagę.
- Wy-wybaczcie -
mruknęłam, ponownie upijając spory łyk szampana.
- Sasuke właśnie
kończy przemawiać. - Kiwnął palcem na scenę, a ja natychmiast odwróciłam się w
tę stronę.
Na scenie rzeczywiście
stał Uchiha, życząc gościom dobrej zabawy. Został nagrodzony gromkimi brawami,
kiedy schodził ze sceny, zmierzając ku nam, a ja zapatrzyłam się w talerz.
Muzyka znów zaczęła grać, ale po tych przemyśleniach nie byłam gotowa, żeby z
nim rozmawiać. Tym bardziej, że byliśmy skłóceni, a mi za pewne zabrakłoby
języka w gębie, żeby się do niego odezwać.
Dokoła nas zaczęli
kręcić się kelnerzy, stawiając na stołach przeróżne misy z jedzeniem.
- Wybaczcie to spóźnienie. - Obok nas pojawiła się brązowowłosa
kobieta, która podeszła do Kisame i pocałowawszy go w policzek usiadła na
wolnym krześle. - Auto stanęło mi na
środku skrzyżowania i nie miałam jak tu dojechać - westchnęła, biorąc łyk szampana.
- Nic szczególnego cię nie ominęło - powiedział mężczyzna, a ja znów
poczułam się tu zbędna. Oto pojawiła się kolejna osoba, której nie znam.
- Mam na imię Lena, miło mi - uśmiechnęła się do mnie, a ja starałam
się, aby również i mój uśmiech stał się autentyczny. - No i jak już samochód nie chciał ruszyć… - Zaczęła opowiadać Kisame
swą dzisiejszą historię, natychmiast tracąc mną zainteresowanie, co mi w sumie
odpowiadało.
- Sakura - mruknął
Sasori, nachylając się do przodu. - Nie wiesz, jak ta dziewczyna ma na imię? -
Wskazał na kogoś za moimi plecami, na co odwróciłam się, wyłapując wzrokiem
Nami. - Ta organizatorka - wyjaśnił, a akurat wtedy w polu mojego widzenia
pojawiła się Anko, która złapała za ramię Sasuke i zatrzymała go przy sobie.
Westchnęłam.
- To Nami Hatake -
powiedziałam, mając nadzieję, że nie przekręciłam jej nazwiska. Znów spojrzałam
się na dziewczynę, a raczej na kółeczko, które właśnie się obok niej stworzyło.
Anko zagadywała Uchihę, który jej przytakiwał, a jej siwowłosy partner
rozmawiał z Nami. Zmarszczyłam brwi, bo zauważyłam, że kolory ich włosów były
identyczne. Hmmm.
- Niedługo wrócę. -
Ukłonił się delikatnie, uśmiechając się pod nosem i ruszył w stronę dziewczyny.
- Oj, słoneczko, nie
martw się. - Hidan przestał rozmawiać z Deidarą i Kakuzu, ponownie koncentrując
się na mnie. - Uchiha jest lepszy, nie jest rudy. Choć i tak to ja jestem
najlepszy.
- Yyy, ale o czym ty
mówisz? - Potrząsnęłam głową, nakładając sobie ryż na talerz. Dopiero teraz
zauważyłam, że wszyscy prócz Sasoriego zdążyli już to zrobić.
- Masz minę, jakbyś
była wiecznie cierpiąca.
Zastanawiałam się,
dlaczego oni przyszli tu sami. Przecież byłam tu z Sasuke tylko dlatego, aby
robić za jego osobę towarzyszącą, gdyż podobno taki był wymóg, a tu?
- Gorszy dzień -
odparłam, nalewając sobie sosu. - Słuchaj - zagadnęłam, biorąc do ręki widelec.
- Nie masz może osoby towarzyszącej?
- A co? Uchiha cię nie
zaspokaja i chcesz czegoś więcej? - Uśmiechnął się dwuznacznie, a ja zgromiłam
go wzrokiem.
- To zwykłe pytanie, nie
zawierające żadnych podtekstów - rzuciłam, biorąc do ust ryż z kurczakiem.
- Nie nadaję się do
związków, więc nikogo ze sobą nie targam - odparł, jakby było to oczywiste.
Spojrzałam przez ramię do tyłu, lecz zobaczyłam jedynie zabieganą Okeylę -
sekretarkę Nami, której samej nigdzie nie było widać, wybornie.
- No i rozumiesz, wtedy zrobiłam tak, no i po prostu…
- Dobrze, rozumiem. - Rozmowa Kisame i Leny chyba nadal kręciła się
wokół jej zepsutego auta, co mnie trochę zniesmaczyło. Ile można gadać o tym samym?
- A nie dostałeś
jakiegoś odgórnego wymogu, czy coś? - mruknęłam, chcąc wypaść wiarygodnie.
- Wymogu? Proszę cię.
- Machnął ręką z dezaprobatą. - Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Jakby kazali mi
kogoś przyprowadzić, to przyszedłbym z osłem. Nikt nie może mi tego zabronić. -
Uniósł ręce w obronnym geście, a ja zaśmiałam się cicho. Jednak po głowie
chodziła mi już informacja, że jestem tu niepotrzebna, więc po co ta cała
szopka?
- Tak myślałam -
odparłam, lecz on nie wyglądał na przekonanego.
Jeżeli oddala się od ciebie, nie
goń.
Sasuke nie było w
zasięgu mojego wzroku, więc nawet jakbym chciała, to nie miałam jak go gonić.
Siedziałam więc przy stole co jakiś czas nakładając sobie czegoś nowego na
talerz, który był już kilkukrotnie wymieniony. Uchiha nadal nie wracał, tak
samo jak Sasori. Kisame rozmawiał ze swoją dziewczyną i Painem, a towarzyszami
dla mnie pozostali jedynie Hidan i Deidara, którzy okazali się naprawdę
świetnymi facetami, pomimo swoich zboczeń.
Na chwilę zapomniałam
o Sasuke, o Ryanie, o wszystkich dzisiejszych przemyśleniach głębszych treści.
Śmiałam się z opowiadanych przez dwóch prezesów kawałów, dobrze się bawiąc.
Lampy rzucały żółte światło, które nie raziło po oczach, a dobrze oświetlało
przestrzeń. Lampiony porozwieszane na sznurkach również miały swój klimat,
który dopełniała muzyka i elegancka atmosfera. Przez chwilę poczułam się jak
jedna z tych wszystkich bogatych kobiet, którym usługuje chmara kelnerów oraz
służących i muszę przyznać, że podobało mi się to. Jednak nie zniosłabym tego
na co dzień.
- A ty Hidan, gdzie
pracujesz? - spytałam, chcąc dowiedzieć się czegoś o “Uchiha Company”. Może
wspomną coś o Sasuke?
- Mój oddział znajduje
się w Polsce, lecz mam pod sobą jeszcze Węgry i Czechy. Ogólnie wschodnią
Europę. - Otworzyłam szerzej oczy na jego słowa. Tym razem w moim kieliszku nie
gościł szampan, a wino, które wprawiło mnie w ten zabawny stan, kiedy cały czas
się uśmiechałam.
- Ach, Polska -
westchnęłam. - Mają tam dobrą muzykę.
- Chociaż to. -
Uśmiechnął się.
- Wolę moją Anglię. -
Deidara założył rękę za szyję, znów odpisując na jakiegoś smsa. Co chwilę w
jego dłoni gościła komórka, co mnie trochę denerwowało, ale przecież był
człowiekiem postawionym na wysokim stanowisku, więc musiał być w kontakcie ze
swoimi pracownikami.
- Polacy są zabawni -
powiedział Hidan, jedząc szaszłyka. - Nie znam bardziej popieprzonego narodu -
zaśmiał się, wywołując u mnie zaintrygowanie.
- Co masz na myśli?
- Każdy wszystko wie
najlepiej i są strasznie zawistni. Do tego noszą do sandałów białe skarpetki. -
Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Gdy spojrzał na wyświetlacz, westchnął i
skierował na mnie swój wzrok. - Musisz
mi wybaczyć, to ważne. - Wstał, odbierając połączenie. - Anayanna, kochanie, spokojnie. -
Odsunął aparat od ucha, bo ktoś po drugiej stronie słuchawki zaczął się
porządnie drzeć. - Już, już, nie mówię
po angielsku. Lepiej? Jestem na tym
bankiecie, zaczął się jakąś półtorej godziny temu. Nie kochanie nikogo nie
bzyknąłem, przysięgam!
Mówił chyba po polsku,
bo skończyłam go rozumieć, kiedy przestał posługiwać się angielskim. Deidara
zajęty był swoim telefonem, a ja… sobą. Rozejrzałam się dookoła, chcąc
wypatrzyć gdzieś Sasuke, którego nadal nie było. Z tego co powiedział Hidan,
powinno być koło wpół do dziewiątej, a on nie raczył się tu zjawić i…
Zaniemówiłam.
Natychmiast wstałam od stołu, pędząc w stronę przeciwną od sceny. Przeciskałam
się pomiędzy grupkami ludzi, którzy odeszli od stołów, aby porozmawiać w innym
gronie. Gnałam przed siebie, bo byłam prawie pewna. Byłam prawie pewna, że
zobaczyłam Ryana. Jednak w końcu zatrzymałam się przy jednym ze stolików, aby
odetchnąć. Nigdzie go nie było. Mój rozgorączkowany wzrok nigdzie go nie
wypatrzył, a ja poczułam zawód.
Przez moment, kiedy
wydawało mi się, że go widziałam w moim sercu narodziła się nadzieja, która
dała mi skrzydeł tak wielkich, aby puścić się biegiem przez środek tłumu, a ja
nienawidzę być sama w zbiorowisku obcych ludzi, co w sumie było jego zasługą.
Patrzyłam na twarze
mijanych mężczyzn, ale nigdzie nie widziałam jego i nie wiedziałam, co o tym
myśleć. Najlepiej przestać myśleć, Sakura.
Odetchnęłam,
zastanawiając się, gdzie teraz pójść. Nie chciałam wracać do stolika, a kartę
do pokoju zostawiłam w aucie. Spojrzałam w prawo, gdzie znajdowała się
tabliczka z napisem “Yoroto”. Za jednym z wielu stołów wypatrzyłam blondynkę
spotkaną ówcześniej na parkingu, która pogrążona była w jakieś poważnej
rozmowie. Złapałam się za skronie.
Myśl trzeźwo.
Bridget! Jak ja mam
myśleć trzeźwo, kiedy sama nie jestem trzeźwa? To co mają pomyśleć sobie moje
myśli? Boże Sakura, przestań.
Pacnęłam się ręką w
czoło.
Ruszyłam w stronę
budynku. Może tam znajdę szczęście.
Sasuke
- Anko, z czym ty masz
problem? - westchnął zirytowany. Dziewczyna uczepiła się mnie, chcąc zająć
sobie czymś czas, kiedy Kakashi rozmawiał z siostrą do której oboje
przyjechali, przez co byłem zmuszony do rozmowy z nią. Szlag by to.
- Tu jest za mało
słodyczy - mlasnęła zniesmaczona, machnąwszy dłonią. Miała na sobie długą do
ziemi ciemną sukienkę, która uwydatniała wszystkie jej atuty, tym samym
zakrywając wady. Staliśmy tak już dobre kilka minut, rozmawiając o rzeczach
kompletnie nieistotnych. Ja jednak ten czas spożytkowałem na myśli pod tytułem:
jak się pozbyć Mitarashi?
- Widzisz te drzwi? -
Wskazałem na losowe wejście do budynku. - Tam jest przejście do kuchni,
gdzie na pewno coś znajdziesz.
- Nie mogłeś tak od
razu? - Zadowolona uderzyła mnie w ramię, uśmiechając się od ucha do ucha. -
Kakashi, niedługo wrócę - oświadczyła, kierując się w obraną przeze mnie drogę.
- Tylko pamiętaj, że
jesteś zaręczona - powiedział głośniej niż normalnie, chcąc zaakcentować swoje
słowa. Ta popatrzyła na niego oscentacyjnie i w końcu zniknęła mi z oczu.
- Rozmawiałem z nią kilka minut i mam dość. Masz chyba anielską
cierpliwość - mruknąłem, wsadzając dłonie w kieszenie spodni od garnituru.
- Kwestia wprawy - ziewnął, a Nami zaśmiała się.
- Podobno przeciwieństwa się przyciągają, czy coś.
- Dobry mit - skwitowałem, rozglądając się za Sakurą. Dziewczyna
niezmiennie siedziała przy stoliku, przy którym ją zostawiłem, więc spokojnie
mogłem iść, aby załatwiać kolejne sprawy. - Słuchajcie, muszę lecieć. Mam sporo spraw do załatwienia -
powiedziałem, pocierając skronie.
- Też muszę zaraz lecieć - mruknęła Hatake. - Jest jeszcze sporo rzeczy do przypilnowania.
- Z chęcią pomogę.- Jak z pod ziemi wyrósł przed nami Sasori,
kierujący swoje słowa do siostry Kakashiego.
- To ja was zostawię, miłego wieczoru. - Skinąłem głową, nie chcąc
wdawać się w kolejne rozmowy.
Szedłem między
stolikami, kierując się na parking. Przemówienie mimo, że tworzone praktycznie
bez przygotowania, uważam, że wypadło znośnie. Powiedziałem, co miałem
powiedzieć, nie zdradzając żadnych szczegółów apropo jutra.
Nie wiem, jak to
zrobię, ale chyba przepracuję całą noc. Dostałem od Itachiego mnóstwo papierów
do przejrzenia, które moga mi się przydać jutro na konferencji.
Westchnąłem.
Naprawdę byłem pewien,
że Madara nie mówił na serio z tym dzieckiem. Sądziłem, że to zwykłe gadanie
zboczonego starucha z lekkim uszczerbkiem na psychice, któremu najnormalniej w
świecie się nudzi i moim kosztem chciał dostarczyć sobie rozrywki. A jednak…
przechytrzył mnie. Część moją, Sasoriego i Kakuzu wystawił na sprzedaż,
proponując udziały Yoroto, którzy nie mogli doczekać się lepszej okazji, aby
zniszczyć Uchiha Company.
Kilka godzin temu
dostałem od niego smsa:
“No i jak, wnuczuś?
Mów no mnie, czy już jestem tym dziadkiem czy nie, bo nie wiem, czy dodać
wydarzenie z życia na fejsa.”
Brak słów, to za mało powiedziane.
Czułem na sobie
presję, co w ogóle mi nie pasowało. Wychodziło z tego, że byłem jedynie maszyną
do tworzenia plemników, a to… przytłaczające.
Itachi cały czas
walczył w Tokio. Szukał dokumentów i zatrudnił sztab prawników, którzy
obaliliby Madarę. Na razie jednak nie udało się znaleźć nawet jednego haka na
tego starucha, co wprawia mnie w głęboką irytację. Żeby majątek moich rodziców
skończył w jego łapskach, hmpf.
W końcu znalazłem się
na głównym parkingu. Podszedłem do budki, gdzie siedział starszy facet, który
jak dla mnie na sto procent przysypiał. Zapukałem w szybkę, a ten obudził się z
głębokiego letargu.
- Zaraz przyjdzie tu dziewczyna o nazwisku Rina Imai. Proszę dać jej
wtedy tę kopertę. - Podałem mu wspomnianą kopertę, nie będąc pewnym, czy
facet na pewno ją przekaże. Jednak jeśli Rina miała temperament Shee, to
znalazłaby ją wszędzie, więc byłem względnie spokojny.
Miałem na głowie
mnóstwo spraw. Musiałem odbyć kilka ważnych rozmów, od których nie mogłem się
wywinąć. To był ten zły aspekt bycia bogatym prezesem. Fajnie jest mieć dużo
pieniędzy, jeździć świetnymi autami i mieszkać w dobrobycie, jednak pomimo tej
otoczki ta praca jest cholernie ciężka, kiedy odpowiada się za tysiące ludzi.
Wróciłem na patio.
Kolejne dwie godziny spędziłem na różnorodnych rozmowach, przerywanych
smsowaniem z Utakatą, który uznał, że się stęsknił. Wcześniej wysłałem do niego
tylko jedną wiadomość, że doleciałem cały i na tym się to skończyło. Opisałem
mu w skrócie wszystko co się stało, a na moją litanię otrzymałem jednego
krótkiego smsa.
“To chłopczyk czy
dziewczynka? Nie wiem, jakie śpioszki kupić.”
Miałem ochotę trzasnąć
głową o najbliższą ścianę. Firma była dla mnie bardzo ważna, ale nie
wyobrażałem sobie, żeby miało to wpłynąć na moje relacje z Sakurą. Madara
zapowiedział, że na razie jedynie zorganizował to spotkanie i konferencje, a
to, co uda nam się jutro ugrać zależy od nas. Jednak jeśli czas będzie mijał, a
ja oficjalnie nie zostanę mianowany tatusiem, przejdzie on do bardziej
despotycznych środków. Jestem pewien, że tknie wtedy część Itachiego, a to nie
będzie wróżyło niczego dobrego. Itachi przekazał mi, że Madara autentycznie ma
jakieś zaburzenia i stara się to teraz jakoś udowodnić, bo kurde. Jeśli każde
mi zrobić sobie dzieciaka, aby firma miała “dziedzica”, a pospiesza mnie
stopniowym traceniem fortuny, którą tak chce uchronić, to jak dla mnie coś tu
jest nie tak.
Jednak z racji, że moi
rodzice poświęcili całe życie dla tej firmy, czułem się zobowiązany, żeby coś
zrobić. Po prostu roznosiło mnie, kiedy myślałem, że to wszystko mogłoby
przepaść. Mój ojciec chyba się teraz w grobie przewraca, jak patrzy na to całe
szaleństwo. Przecież to niedorzeczne.
Powinienem trochę
przyspieszyć proces pod tytułem “mały Uchiha”. Sakura nie była uległa, ale była
do ogrania. Mimo, że zdaje mi się, że coś mnie z nią łączy, coś, czego nie
doświadczyłem nawet przy Ino, firma nie może upaść. Rodzice by mi tego nie
wybaczyli. Musiałem spełnić to pieprzone ultimatum.
Wymęczony wróciłem do
stołu, gdzie…. nie było Sakury. Tętno mi przyspieszyło, a ja sam zacząłem
rozglądać się dookoła. Nigdzie jednak nie było dziewczyny, co mnie trochę
zaniepokoiło.
- Gdzie Sakura? -
warknąłem do Hidana, który siedział do mnie tyłem. Kiedy się do mnie odwrócił,
jego zapity wzrok dopiero po kilku sekundach odnalazł moje oczy.
- Ile jest…. was tam?
- Zaczął się śmiać, a Deidara do niego dołączył.
- “Wastam”, Uchiha! -
Ledwo trafili w swoje dłonie przy przybijaniu piątki, a ja popatrzyłem na nich
z politowaniem.
- Jestem szefem
wszystkich szefów! Hahaha!
Obydwoje śmiali się do
rozpuku, a ja zdecydowałem, że trzeba ich stąd natychmiast zabrać.
- Pain, to ten czas -
zwróciłem się do kolegi, który obserwował to wszystko chłodnym wzrokiem.
- Odstawię ich i będę
się zbierał - powiedział, wstając z miejsca. - Konan leży w łóżku i źle się
czuje - westchnął i założył marynarkę na ramiona. - Wstawajcie, pijaki -
rzucił, a oni grali w papier kamień nożyce. Szkoda jednak, że w tym stanie
nawet ta gra była dla nich za trudna.
- Widzieliście Sakurę?
- spytałem, gdy chłopak brał Deidarę pod barki.
- Czekaj, pomogę ci -
powiedział Kakuzu, też wstając z miejsca. - Później zbiorę od nich odsetki za
transport…
- Jakiś czas temu
zerwała się od stołu i wybiegła w tłum. Nie wiem, dlaczego - jęknął,
poprawiając sobie blondyna na ramieniu. - Już nie wróciła i trochę jej nie ma.
- Nie mogliście jej
poszukać? - warknąłem, przecierając twarz.
- Ona może być
dosłownie wszędzie - stęknął, kierując się ku domowi.
- Idźże łajzo -
syknął Kakuzu do Hidana, który zaczął się do niego podklejać.
- Ana mi tego nie
wybaczy, ale… wyjdziesz za mnie?
Machnąłem ręką i
ruszyłem w stronę domu. Zrobiło się zimno, a ona ubrana była tylko w sukienkę,
a w dodatku wcześniej miała dreszcze. Co za nieodpowiedzialna dziewucha.
Doszedłem do wniosku,
że jeśli sam nie znajdę jej w przeciągu dwudziestu minut, zawiadomię ochronę
oraz zorientowałem się, że… bałem się o nią. Nie chciałem, aby coś jej się
stało, ale jeśli już by musiało, to abym był na miejscu, żeby ją przed tym
obronić. Jak najszybciej znalazłem się w pokoju, lecz ten był zamknięty,
a gdy wszedłem do środka światło było zgaszone. Szybko sprawdziłem wszystkie
pomieszczenia, lecz nigdzie jej nie było.
Złapałem się za głowę,
stojąc na środku sypialni. Cholera!
Gdzie mogła iść?
Zszedłem na dół,
ponownie pojawiając się na patio. Mówiła, że nie lubi tłumów i dużych imprez,
więc pewnie szukała cichego miejsca z dala od tego gwaru. Skierowałem się do
miejsca najbardziej oddalonego od sceny i bankietu, gdzie muzyka była już
średnio słyszalna. Była to część budynku, którą Deidara przeznaczył na kilka
dużych jadalni, z racji, że kuchnia była blisko. Może tam?
Obszedłem wszystkie
obszerne pomieszczenia, lecz nigdzie jej nie było. Mijałem jedynie pokojówki,
kelnerów, ochroniarzy i gości, którzy się zgubili. Nigdzie jednak nie było JEJ.
Ostatnim moim ratunkiem był ostatni pokój, gdzie właśnie zmierzałem. Jeśli tam
jej nie będzie…
- Więc jesteś kucharzem?
Sakura
- Co mówi Mojżesz, kiedy przychodzi do obuwniczego? - Popatrzyłam na
Macieja, starając się skupić nad słowami, które właśnie do mnie skierował. Mój
mózg pracował na spowolnionych obrotach, więc dopiero po chwili skinęłam głową,
że zrozumiałam pytanie. - Morze
Czerwone?
Wybuchłam śmiechem,
opierając się o jego ramię. Że buty czerwone i, że może w czerwonym kolorze i
Mojżesz, który przeszedł przez Morze Czerwone. Hahahaha!
- O nie wierzę! - krzyknęłam przez śmiech, chcąc się opanować.
- Tak - potwierdził, gładząc się po brodzie w geście zamyślenia,
której de facto nie miał. Serio! Zero włosia!
- Nie wiem, czy zniosę więcej! - Złapałam się za brzuch, ocierając
łzy z kącików oczu. To już któryś żart z kolei, którym poczęstował mnie Maciej
i jak dla mnie, to każdy był coraz śmieszniejszy. Upiłam kolejny łyk z butelki
wina, którą wytargałam z dużej lodówki.
- W Polsce był sobie takie król Zygmunt. No i rozumiesz
podchodzi on do kasy i płaci gotówką, a jego żona… bonami! - Na ostatnie słowo pstryknął
palcami, uśmiechając się, udając zaskoczonego, a ja uniosłam jedną brew do
góry.
- Tego akurat nie rozumiem, ale wybacz mi - wystawiłam przed siebie
palec - jestem pijana, mogę!
- Chodzi o to, że jego żona miała na imię Bona - wytłumaczył, grając
znudzonego. - No i on płacił gotówką, a
ona bonami, królowa Bona.
- Hahaha! - Załapałam o co chodzi i oparłam się o oparcie, nie chcąc
się przewrócić. Bonami zapłaciła, bonami! - Nie powinieneś być kucharzem - powiedziałam, kiedy udało mi się
uspokoić. - Proponuję iść do kabaretu,
kariera murowana!
- Kiedy mówię, że coś jest chude białe i pochłania krew,
kojarzy ci się z wampirem, prawda? - spytał, poprawiając czapkę kucharką, którą miał na
głowie.
- Yyy, no tak.
- A nie, to tampon.
- Hahaha! - Może to jednak prawda, że po pijaku nawet najsłabsze
żarty mnie śmieszą? Cholera by to!
Siedzieliśmy w jednej
z nieużywanych dziś kuchni, chyba. Pomieszczenie było pogrążone w ciemności
prócz małej lampki, która stała obok Macieja na szafce, rozświetlając mrok.
Główna produkcja dzisiejszego żarcia odbywała się w innej części budynku, bo ta
czekała na akcję śniadaniową, która zostanie zaserwowana jutro rano. Spotkałam
Macieja bez sensu włócząc się po rezydencji, szukając cichego miejsca. Chowałam
się przed ochroniarzami, myśląc, że jestem ninją. I co? I udało mi się! Żodyn
mnie nie widział, żodyn!
- Więc jesteś kucharzem? - spytałam, poprawiając włosy. Świat lekko
chybotał mi się na boki, lecz z całych sił starałam się skupić na Maćku, który
z wyglądu przypominał mi bardziej informatyka niż kucharza, o reszcie prezencji
nie wspominając.
- Stażystą - poprawił mnie, skinąwszy głową. - Powiadam ci zaprawdę, że nie idzie mi to najlepiej.
- Ej - zaprotestowałam. - Przecież
dałeś mi coś niedawno i nie uciekało mi to z talerza, ani nie wszczynało walki
o niepodległość, hep. - Zakryłam usta, choć on nie zwrócił na to uwagi.
- Ugotowała to moja koleżanka. - Podrapał się po głowie.
- Aaa to mnie zrobiłeś! To słuchaj! - Upiłam kolejny łyk. - Powiedz mi, dlaczego psy szczekają a nie
hałczą? Przecież robią hał hał, a nie szczek, nie? - Machałam nogami w
powietrzu, starając się z całych sił gadać z Maciejem, który wydawał się
zainteresowany moim pytaniem.
Jak to mówiła Bridget?
Zawsze zachowuj klasę, nigdy nie
szalej.
Ojej.
- A dlaczego Auchan, czyta się Oszą? - odpowiedział pytaniem, które
chwilowo przekraczało moje kompetencje. Kurde, a to mnie zagiął.
- Sakura? - Spojrzałam
za siebie, gdzie zobaczyłam wkurzonego Sasuke, idącego w moją stronę. Oho,
teraz się zacznie.
- Cześć, Sasuke -
powiedziałam, znów patrząc na Macieja. Nie zostało mi to jednak dane, gdyż
chłopak wyparował. A-a-ale jak to tak?
- Czemu tak zniknęłaś?
Nigdzie nie mogłem cię znaleźć. - Stanął na przeciwko mnie, a ja uniosłam
wzrok, aby spojrzeć na jego twarz. Sasuś się o mnie martwił? Jej, to takie
szlachetne.
- Musiałam odpocząć -
wybełkotałam.
- I skończyłaś na
kuchennym blacie z niewypałem kucharza?
Nie chodź w nieodpowiednie miejsca.
Jones, miałaś mi
pomagać, a nie dołować.
- Wiesz… Tak wyszło.
- Mogłaś cokolwiek
powiedzieć chłopakom, bo zniknęłaś w przeciągu krótkiej chwili - powiedział,
opierając się o szafkę za sobą. Skrzyżował ręce na piersiach, patrząc na mnie
oskarżycielskim wzrokiem. Będzie kara?
- Miałam powód -
odparłam, marszcząc brwi. Wizja Ryana to nie byle co, Uchiha!
- No jaki? - prychnął,
przewracając oczami.
On nie wiedział. On
nic nie wiedział.
Nie rób mu wody z mózgu.
Cicho, Bridget.
- Z resztą co cię to
interesuje? - fuknęłam. Kurde, miałam być obrażona! On ukradł to pieprzone
zdjęcie.
- Dużo - odparł,
rozglądając się po kuchni, która była pewnie jeszcze nie dawno zwykłym pokojem.
Nami musiała coś zrobić, żeby przerobić taką willę na budynek pod taką imprezę.
Nim się spostrzegłam, Sasuke ruszył w stronę parapetu. W sumie dlaczego
nazwałam to kuchnią? Ech. Życie takie brutalne.
Pomieszczenie miało
jakieś sto metrów kwadratowych i było dość wysokie aby spuścić z góry duży
żyrandol. Spojrzałam na nie jeszcze raz i z elementów kuchennych zobaczyłam tu
jedynie kilka szafek i jedną lodówkę. Ej, jak to. To może po prostu to, co nie
zmieściło się do prawdziwej kuchni, co?
Hmm.
Tak, eureka!
Zmarszczyłam brwi, gdy
po pokoju rozeszła się muzyka. Było tu mnóstwo wolnego miejsca, a ja coraz
bardziej zastanawiałam się, dlaczego nazwałam to kuchnią. Sakura, miałaś nie
pić.
Nie skuwaj się do nieprzytomności.
Jones, czemu teraz?
Ale, hep. W sumie jestem jeszcze przytomna.
- Można prosić? -
Uniosłam wzrok na Sasuke, który nagle pojawił się przede mną. Potrząsnęłam
głową, skupiając na nim wzrok.
- Ale o co? -
Popatrzyłam na niego dziwnie, a on westchnął.
- Do tańca Haruno, do
tańca.
- Ale po co? -
Zmarszczyłam brwi. - Masz mnóstwo obowiązków, nie? - Dotknęłam jego piersi
jednym palcem. - Nie chcę, żebyś mi potem wypominał, że w czymś ci
przeszkodziłam.
- Nie będę.
- To mi się śni. -
Machnęłam ręką. - Weź mnie obudź i najlepiej zniknij mi z oczu
Reaguj na to co się dzieje, a nie na
swoje urojenia.
Właśnie. Kierując się
tą zasadą to ten moment, kiedy się budzę.
- Zatańczysz ze mną,
czy nie? - Ponownie wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja popatrzyłam na niego
podejrzliwie. Cholera, on wydawał się rzeczywisty. I co teraz?
- Nie jestem w tym
dobra - oponowałam, kiedy docierało do mnie to, że działo się to naprawdę.
Kami! Dlaczego on chciał ze mną tańczyć?
- Ale ja jestem -
odparł, pociągając mnie na ziemię.
- Uuu - mruknęłam, gdy
świat wokoło się zachybotał. - Jak we wszystkim.
- Z grzeczności nie
zaprzeczę. - Zaczął prowadzić mnie w część pomieszczenia, gdzie było więcej
miejsca, a do mnie dotarło, że znowu przemawiał przez niego narcyzm. No tak.
Przecież to charakterystyczne dla dziwkarzy.
- Więc będziemy teraz
tańczyć? - spytałam, chcąc się upewnić po raz ostatni. Powoli zaczynałam w to
wierzyć, a razem z tą świadomością przyszedł stres. Kompletnie nie umiem
tańczyć i jeszcze jestem podpita!
- Jeśli tylko chcesz.
- Wyciągnął przed siebie drugą dłoń, którą po chwili niepewnie, z wahaniem
ujęłam, aby on umiejscowił ją na swoim barku, swoją kładąc na moich
biodrach. Przeszedł mnie osobliwy dreszcz. Mimo procentów nadal byłam wrażliwa
na jego dotyk i westchnęłam, dochodząc do wniosku, że tak już chyba zostanie.
To takie miłe i nieprzyjemne jednocześnie.
Zmysłowe gesty.
Zaczął powoli kołysać
nami do rytmu, patrząc w przestrzeń nad moją głową. Sama też nie spoglądałam w jego oczy, bo to już byłoby dla mnie za dużo. Bujałam się na boki, ponieważ na nic
więcej nie było mnie stać. Przynajmniej… tak mi się wydawało. Miałam ciężkie
nogi, lecz dzięki wsparciu, jakim był Sasuke byłam zdolna, aby robić coś innego
niż kiwanie się w miejscu do rytmu. Zaczęliśmy się powoli poruszać, aż w końcu tańczyliśmy walca, mimo tego, że moje nogi zdawały się robić na co miały ochotę, bo ja
zdawałam być ponad tym wszystkim, a nawet obok widząc, jak poruszamy się po
sali. Jednak niedługo później zwyciężyło nade mną rozkojarzenie i nieubłagalnie
docierająca do mojego mózgu prawda, przez co notorycznie go deptałam, potykałam
się, lądując twarzą na jego klatce piersiowej, do której się w końcu
przytuliłam, uniemożliwiając już podrygiwanie w rytmie tego rodzaju tańca,
przez co Sasuke był zmuszony przejść do bujania się, lecz miałam dziwne
wrażenie, że wcale mu to nie przeszkadzało. Moje powieki zaczęły robić się
coraz cięższe, więc skorzystałam z okazji, przybliżając się do niego.
Jego bliskość, przepiękny głos piosenkarki, ciemność i ta atmosfera całkowicie
mnie pochłonęła. Z całych sił modliłam się, żeby to jutro pamiętać.
Postaraj się o przyjemne
wspomnienia.
Mimo, że moje ciało
było raczej wątłe i słabe przy jego, nie odczuwałam z tego powodu dyskomfortu.
Lecz zaczęły dochodzić do mnie pewne stwierdzenia... Na przykład to, że na
trzeźwo na pewno bym z nim nie zatańczyła. Nie pozwoliłabym, aby trzymał ręce
na moich biodrach, a ja nie oplatałabym jego szyi swoimi. Czy ja właśnie
tańczyłam z nim w jakimś niezidentyfikowanym ciemnym pomieszczeniu?
Czy ja się do niego właśnie przytulałam?
Poczułam jego usta na
swoich. Nie zorientowałam się, kiedy zamknęłam oczy, wdrażając się w rytm,
uspokajającego bujania. Czułam się bezpieczna w tej ogarniającej nas prawie
całkowitej ciemności, a przyjemne uczucie rozlewające się po moim ciele jedynie
rosło. Oddałam czuły pocałunek, łapiąc go delikatnie za włosy. On na
to wzmocnił uścisk na moich biodrach, aby po chwili mną podrzucić i załapać za
uda, a ja poczułam, jak plecami dotykam ściany. Nawet nie zorientowałam się,
kiedy się tu znaleźliśmy. Byłam zbyt zajęta Sasuke, którego nawet prawie nie
widziałam. Czułam jedynie jego usta i dłonie, a ich dotyk palił moją odsłoniętą przez podwinięty materiał sukienki skórę. Miałam wrażenie, że robię coś
zakazanego, coś czego robić nie powinnam, lecz czułam się wtedy, jakbym była na
swoim miejscu, jakbym przez całe życie przygotowywała się właśnie do tej
chwili.
Nie widziałam nic, ale
czułam wszystko, cały świat w zasięgu ręki. Lekko zamroczona przez alkohol
uchyliłam powieki, aby zobaczyć oczy Sasuke, które lśniły odbijając zdawkowe
światło kuchennej lampki. Przestraszyłam się. Znów, tak samo jak w sali
koncertowej powrócił do mnie syndom sparaliżowania. Nie byłam w stanie nic
zrobić. Jego przyspieszony oddech drażnił moje usta, które uchyliły się lekko w
napływie przedziwnych emocji. Ten trans przerwały jego wargi, które zaczęły
wytyczać szlak na mojej szyi i właśnie wtedy, kiedy myślałam, że dotknęłam
raju, odezwał się niechciany kawałek mojego ja.
Hamuj się, dziewczyno!
Sasuke
Nie wiem, co mnie do
tego podkusiło. Może ciemność, atmosfera, jej ufne lekko podpite spojrzenie i
rumieńce na policzkach? Nie wiem.
Mimo tego, że ten
marny kucharzyna nie patrzył na nią wzrokiem, jakby zaraz chciał ją zaliczyć,
coś we mnie drgnęło. Czemu rozmawiała z nim, a nie ze mną? Czemu to z nim po
kryjomu piła wino, chowając się od bankietu, a nie ze mną?
- Wiesz co, Uchiha?
Kupię sobie kota. - Oderwała się ode mnie, stając na podłodze o własnych siłach
i złapała za krawat. Jej pijane spojrzenie wodziło po mojej twarzy, nie mogąc
znaleźć stałego punktu zaczepienia. Zdawała się być roztrzęsiona i rozchwiana,
a ja...nie wyglądałem lepiej, co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. W końcu
jednak, gdy udało jej się nakierować uwagę na moje oczy, zbliżyła się do mnie
jeszcze bardziej. - I wiesz, jaki on będzie? - Puściła mnie i odwróciła się,
podchodząc do zastawionego stołu. - Łysy. - Popatrzyłem na nią jak na idiotkę.
Przed chwilą się całowaliśmy, byłem rozjuszony jak jeszcze nigdy dotąd, a ona mówi, że woli łysego kota ode mnie? Podszedłem bliżej niej wchodząc w krąg
światła, kiedy ona nalewała sobie wina, rozlewając dookoła jakieś pół butelki.
Ręce jej się trzęsły niemiłosiernie, jednak nie zwracając na to uwagi, stanęła
do mnie przodem, trzymając kieliszek w dwóch palcach. - Jak już sobie go kupię,
to on będzie mnie kochał! - Wysunęła jeden palec do przodu, a potem zaśmiała
się do siebie nieszczerze, po czym upiła spory łyk. - A wiesz, za co? - Mimo,
że wina w kieliszku jej nie brakowało, nie oszczędziła sobie dolać tego, co w
butelce zostało. - On, on będzie mnie kochał. - Usiadła na stole, po czym
zmarszczyła brwi. - Cholercia, to już ci powiedziałam. - Machnęła ręką, a ja
patrzyłem na nią z coraz większym niedowierzaniem, choć uśmiech błąkał się w
kącikach moich ust. Ona była jedyna. - Miałam ci powiedzieć, dlaczego, a nie
co. - Uderzyła się lekko w czoło i ponownie upiła łyk wina, który był tak duży,
że kieliszek został odłożony w stanie pustym, a nawet z lekkim uszczerbkiem na
jakości, gdyż Sakura ukruszyła mu nóżkę, kładąc go na stół z tak dużym impetem.
- On będzie brzydki. - Wstała i o mało co się nie wywracając znów do mnie
podeszła. - Aaa-ale ja go będę kochać. - Oparła ręce na biodrach. - Za wnętrze
- szepnęła, dotykając palcem wskazującym moich ust. Chciałem przyciągnąć ją do
siebie, bo miałem ochotę zobaczyć, co jeszcze miała mi do powiedzenia, lecz... - Więc
to chyba logiczne… - ciągnęła dalej, kreśląc teraz kółka na mojej szyi - że on
też będzie mnie kochał. - Zapatrzyła się przez chwilę w jeden punkt, po czym
potrząsnęła głową, kiedy ja starałem się wyłapać jej wzrok. - Bo przecież każda
kobieta *hep* jest piękna. - Zjechała palcem na mój tors, którzy zakryty był
białą koszulą, która jednak kompletnie nie przeszkadzała Sakurze w próbach jego
penetracji. Wręcz przeciwnie była przeszkodą z którą Haruno namiętnie próbowała
walczyć, lecz w jej obecnym stanie był to pojedynek, który definitywnie
wygrywała koszula. Złapałem ją za biodra, przyciągając bliżej siebie, lecz ona
w tym swoim wielkim monologu zdawała się tego nie zauważyć. - Wiesz co? -
Przekrzywiła głowę, patrząc mi się prosto w oczy. - A jeśli to będzie kotka, to
będzie to już związek homo, czy u zwierząt się nie liczy? To w sumie zasadnicza
różnica i dość poważna decyzja wnikająca w moją przyszłość, bo przecież… -
Urwała nagle, patrząc mi się w oczy z determinacją. - Chodźmy do łóżka. Tak. -
Kiwnęła głową, sama utwierdzając się w swoich słowach. No widzisz, Haruno? Nie
mogłaś tak od razu? - Będziesz lepszą opcją niż łysy kot i plakietka lesby
zoofilki. - Prychnęła, łapiąc się jedną ręką za skroń. Miałem ochotę głośno się
roześmiać. Szczerze i z głębi serca. Ta dziewczyna była nieobliczalna. - Wolę
mieć opinię tej, która poszła do łóżka z cholernie przystojnym biznesmenem. -
No proszę, komplement. Ramiączko jej sukienki zsunęło się do połowy jej barku,
odsłaniając delikatną skórę obojczyka, lecz ona zdawała się nie zwracać na to
uwagi. Była zbyt zajęta własnymi myślami, aby skupiać się jeszcze dodatkowo o
swoim wyglądzie. Na chwilę obecną połączenie tych tematów wydawałoby się
niemożliwe, lecz… - Dobrze wiem, o czym myślisz, Uchiha. - Pstryknęła mnie w
nos, śmiejąc się cicho do siebie. - Nie pójdę z tobą do łóżka, bo będę wtedy
dziwką, a Sakura nie chce być dziwką. - Puściła moją rękę, odruchowo
poprawiając sukienkę. Ech. No i cały misterny plan poszedł... - Wystarczy, że
ty jesteś dziwkarzem, hep. - Zamknęła na chwilę oczy, a ja nie wiedziałem, co
powiedzieć. Czy ona właśnie nazwała mnie dziwkarzem? - Wolę być już starą
panną, a mój łysy kot będzie miał płeć męską. - Odsunęła się ode mnie i wzięła
do ręki pustą już butelkę, choć zdawało jej się to w ogóle nie przeszkadzać. -
Jeśli przyjdzie ci rachunek za mnóstwo chusteczek higienicznych, tanich
romansów, wina, czekolady i karmy dla kota, wiedz, że to ja. - Uniosła butelkę
do ust, a jej mina natychmiast zrzedła, kiedy okazało się, że jej zawartość już
dawno się stamtąd ulotniła. Zostało jej jednak tyle, aby skapnąć na jej usta, a
następnie zakreślić nierówną linię po jej szyi i piersiach, niknąc końcowo za
materiałem sukienki. - Adios, Uchiha! - Odwróciła się i zataczając się
dotarła do drzwi. - Jeśli jutro nie będę chciała z tobą rozmawiać, nie przejmuj
się. Najprawdopodobniej więcej się do ciebie nie odezwę. - Otworzyła drzwi i
przeszła przez nie, znikając z mojego pola widzenia. Ja jednak stałem jak
wmurowany bez jakiejkolwiek możliwości zmienienia pozycji. To, to było coś,
czego się nie spodziewałem. - A! - Drzwi uchyliły się, a ona znów wpadła do
sali, o mało co nie lądując na posadzce. - Wino lubię czerwone i słodkie, a nie
białe i półwytrawne. - Zamachała butelką, głęboko nad czymś myśląc. - A koty
rude. To podobno nie kolor, a charakter. Bonne nuit! - I tyle ją widziałem.
Nie, to nie mogło się
tak skończyć.
Ruszyłem za nią, chcąc
to powtórzyć. Było mi mało, a ja zawsze dostaję to, czego chcę.
Podszedłem do drzwi,
które prowadziły na przestronny biały hol. Spojrzałem w prawo, gdzie były
otwarte drzwi na patio, więc podążyłem tam bez zastanowienia. Najpierw się ze
mną całuje, a potem mówi, że woli ode mnie łysego kota, po czym stwierdza, że
pójdzie ze mną do łóżka, aby na końcu nazwać mnie dziwkarzem. Haruno, tak się
nie robi.
Wyszedłem na dwór,
widząc jej sylwetkę, kierującą się ku stołom. Przyspieszyłem chcąc ją dogonić
przed tą sferą, co mi się niestety nie udało. Ignorowałem wszystkich ludzi, nie
chcąc stracić jej z oczu. Dziewczyna weszła w tłum, a ja ruszyłem za nią.
Czujnie pilnowałem jej różowych włosów do momentu, gdy ktoś złapał mnie za
ramię.
- Inwestytor z Arabii Saudyjskiej chce z panem rozmawiać. - Jak spod
ziemi wyrosła przede mną sekretarka Nami - Okeyla, która patrzyła na mnie
niepewnie. Zdawałem sobie sprawę, że nie wyglądałem na człowieka, który pałał
do wszystkich wielką sympatią, lecz ona zdawała się być aż przestraszona.
Przetarłem twarz dłonią, skupiając na niej wzrok.
- Teraz, natychmiast?
- Tak.
Kompletnie nie mogłem
skupić się na rozmowie ze starszym mężczyzną z turbanem na głowie. Nie miałem
pojęcia skąd się tu wziął, ale miał wyraźnie plany co do Uchiha Company i
powinno mnie to w sumie bardzo interesować, ale nie mogłem się skupić. Siedząc
z nim przy pustym stole przy drinku, rozmawiając po angielsku błądziłem
wzrokiem po ludziach, szukając Sakury. Ta jak na złość całkowicie zniknęła z
mojego pola widzenia, a ja wyłapywałem co trzecie słowo inwestora.
Uciąłem rozmowę
mówiąc, że wzywają mnie obowiązki, po czym podałem mu kontakt do Akemii. Nikiro
jest zaradna i da sobie radę. Ja musiałem rozwiązać własne problemy, które
chwilowo nie były tym samym co problemy firmy. Kłopot był oznaczony dużym,
wyróżniającym się spośród innych, odblaskowym napisem: Haruno.
Błądziłem między
stolikami, lecz nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Gdzieś na sekundę mignęła mi
nawet Anko, ale akurat jej chciałem unikać. Po piętnastu minutach bezsensownego
kręcenia się usiadłem na losowym krześle i wychyliłem chyba nietkniętego
drinka. Było to jakieś mocne martini, które dało mi kopa do działania i właśnie
w tym momencie zobaczyłem Okeylę.
- Gdzie ona poszła? - spytałem, dopadając do dziewczyny. Znów
popatrzyła na mnie jak na wariata, po czym wyjąkała.
- Sz-sz-szła w stronę parkingu, szefie…
Puściłem jej ramię,
kierując się we wspomnianą stronę. Mogłem już spokojnie wyjść poza granice
budynku, gdyż te dziennikarskie hieny zniknęły, choć dywan nadal pozostał na
miejscu. Poruszałem się w miarę w cieniu, omijając sferę, gdzie niektórzy
jeszcze tańczyli, bądź wdawali się w konwersacje głębszej treści.
W końcu dotarłem na
parking, gdzie było dość sporo osób. Było mi duszno, a ja czułem się
rozkojarzony. Mimo, że moja beemka stała w prywatnej części, to i tak miałem
problem ze znalezieniem własnego samochodu. Doszedłem do wniosku, że zacznę jej
szukać właśnie od swojego auta, bo było to jedyne miejsce, które przychodziło
mi na myśl. Gdzie mogła iść, jak nie tam, jeśli zmierzała w stronę parkingu?
Po kilku minutach
intensywnych poszukiwań w końcu zobaczyłem przed sobą upragnione auto.
Sięgnąłem do kieszeni, gdzie powinny być kluczyki, lecz… napotkałem tam tylko
pustkę.
- Kurwa - zakląłem,
czując jak podskakuje mi ciśnienie. I co teraz?
Mimo braku kluczy
podszedłem do tylnych drzwi i nachyliłem się w stronę szyby, gdzie ujrzałem
pukle różowych włosów. Jakim cudem ta dziewucha wlazła mi do auta? Odetchnąłem,
opierając się o maskę samochodu. Przynajmniej ją znalazłem.
Spojrzałem w niebo,
ignorując hałas dookoła: rzężenie silników piekielnie drogich aut, pisków zbyt
wymalowanych kobiet i wiele innych dźwięków, którym nie potrafiłem przypisać
pochodzenia. Niebo było zasłonięte chmurami, przez które przebijał się jedynie
księżyc, odbijający się od karoserii. Popatrzyłem na dziewczynę.
Co ja mam z tobą teraz
zrobić?
Obszedłem auto,
siadając z tyłu po drugiej stronie. Zamknąłem za sobą drzwi, ponownie na nią
spoglądając, dzięki czemu zostałem poczęstowany kolejnym zdziwieniem. Na
plecach miała moją koszulę, podkreślam moją, a była nią całkowicie owinięta.
Wtulona w kołnierz spała okryta czarnym materiałem. Spod tej otoczki uwolniła
się tylko jej dłoń, która odznaczała się na czarnej skórze, leżąc
niebezpiecznie blisko mojej nogi.
Zdecydowałem się ją
dotknąć, bo przecież kto mi zabroni? Była cholernie zimna.
- Będziesz chora,
idiotko. Zobaczysz - warknąłem pod nosem, przybliżając się do niej. Objąłem ją
jednym ramieniem, przyciągając do siebie. Sakura mimowolnie wtuliła się we
mnie, gdyż mi w przeciwieństwie do niej było ciepło. Objęła rękoma mój tors,
wtulając się w niego, a ja odetchnąłem.
Delikatnie gładziłem
jej włosy, rozglądając się po części parkingu, którą miałem w zasięgu wzroku,
mając nadzieję, że ci wszyscy ludzie zaraz stąd znikną. Oni jednak jak na złość
jedynie się potęgowali, a ja dostawałem białej gorączki. Wyglądało na to, że bankiet
się skończył bez mojego udziału (na szczęście). Jutro za pewne dostanę mnóstwo
wylewnych pretensji, ale… to będzie jutro.
Zacząłem się
zastanawiać, czy jakimś cudem nie mógłbym podjechać pod pokój, aby nie jechać
przez patio. Byłem tu kilkukrotnie i zawsze dostawałem ten sam apartament, więc
byłem prawie pewien, że miał na dole taras. No tak! Miałem ochotę pacnąć się w
czoło.
Ta cyganka - babka
Deidary - nie wyszła głównym wejściem, więc musiała wyjść balkonem, którego od
zewnątrz nie da się zamknąć - chociaż mam taką nadzieję… Tak, to jest plan.
Zacząłem odklejać od
siebie dziewczynę, która jednak nie była do tego skora, więc byłem zmuszony,
aby zrobić to gwałtownie. Gdy mnie zabrakło, całkowicie położyła się na
siedzeniu z którego przed chwilą zabrałem kluczyki i wsiadłem za kierownicę.
Odpaliłem silnik i
ruszyłem w stronę szlabanu. Przejechałem bez problemu, kierując się ku ogrodom
posiadłości. Za cenę zniszczenia kilku roślinek uda mi się łatwo i bez
problemowo dostać do pokoju. No żyć nie umierać.
Gdy wszystkie
samochody skręcały w lewo ku wyjazdowi, ja skręciłem w prawo, wjeżdżając w
alejkę brzóz, która za pewne miała służyć długim spacerom. No cóż, ja to
zmienię. Gdy z niej wyjechałem miałem przed sobą setki metrów kwadratowych
idealnie przyciętego trawnika, więc tu moje sumienie się uspokoiło. Przecież to
tylko trawnik.
Nasz pokój znajdował
się na rogu kwadratowego budynku, więc nie miałem problemu ze zlokalizowaniem
go. Silnik mojego auta pracował cicho, a ja nie włączyłem świateł, dzięki czemu
dotarłem na miejsce dość niespostrzeżenie. No bardziej się już nie dało.
Zatrzymałem samochód
najbliżej tarasu jak tylko mogłem. Wokoło było cicho, a jedynie światła w
niektórych pokojach były pozapalane, wyróżniając się w ciemności. Wysiadłem i
obszedłem samochód, otwierając drzwi od strony Haruno. Wziąłem ją na ręce,
zamykając drzwi nogą.
Sakura znów odnalazła
idealną pozę, żeby się do mnie przytulić, a ja stwierdziłem, że lubię gdy to
robi. Gdy nie ma naburmuszonej miny i tego spojrzenia które mówi, żeby trzymać
się od niej z daleka. Chyba częściej będę ją upijał.
Wszedłem na drewniany
taras, połączony z kilkoma innymi pokojami, kierując się do drzwi. Cały czas
modliłem się w duchu, żeby były otwarte i… były! Cyganka rzeczywiście musiała
wyjść właśnie tędy.
Otworzyłem je łokciem,
mając przed sobą małe pomieszczenie, z którego można było wydostać się jedynie
schodami, prowadzącymi na górę. Ciężar dziewczyny kompletnie mi nie
przeszkadzał, był wręcz znośny. Szedłem po ciemku, więc nie miałem pojęcia,
gdzie te schody się skończą. Dowiedziałem się, kiedy grzmotnąłem Sakurą o
drzwi.
- Kuso - syknąłem,
otwierając je. Dziewczyna zaczęła się chyba wybudzać, bo nerwowo ruszała głową,
mamrocząc coś niezrozumiałego. Oho, i zaraz zaczną się pretensje, tylko na to
czekałem.
Znaleźliśmy się w
garderobie, na co odetchnąłem. Tak, przynajmniej wiem, gdzie jestem.
Przeszedłem pokój,
przechodząc przez koleje drzwi, prowadzące do sypialni. Tutaj światło księżyca
wpadało przez okna, więc nie wchodziłem już w ściany, bądź nie potykałem o
dziwne przedmioty. Sakura jednak otworzyła oczy, mówiąc sennie:
- Postaw mnie.
Zrobiłem o co prosiła,
delikatnie stawiając ją na podłodze. Zachwiała się lekko, wspierając się na
mojej ręce. Gdy stała już o własnych siłach podniosła na mnie swój lekko
zamglony i zagubiony wzrok, skupiając się na moich oczach, po czym
niespodziewanie uniosła się na palcach i pocałowała mnie w policzek.
- Zaraz przyjdę -
szepnęła, kierując się do łazienki.
Kurde. Chyba naprawdę
była porządnie pijana.
Zrzuciłem z siebie
ubrania, zostając w samych bokserkach. Szybko złapałem swój notatnik i ołówek,
po czym skierowałem się na łóżko. Zrzuciłem narzutę na ziemię i położyłem się
na kołdrze. Zapaliłem lampkę nocną, szkicując na szybko obrazy, które zapadły
mi w pamięć z dzisiejszego dnia, a było ich kilka. Usłyszałem szum wody, kiedy
odłożyłem zeszyt na szafkę i położyłem się na boku stwierdzając, że umyję się
po niej.
Leżałem w łóżku,
czekając aż Sakura wyjdzie z łazienki. Zabarykadowała się tam, na razie nie
mając zamiaru stamtąd wychodzić, lecz byłem pewien, że niedługo stamtąd
wyemigruje, chyba, że zaśnie na sedesie, co było w sumie możliwe.
Przekręciłem się na
plecy, z całych sił starając się nie zasnąć. Miałem z Haruno do pogadania i
kompletnie nie interesowało mnie to, że była pijana. W takim stanie tym
bardziej powinny trafić do niej moje słowa chociaż na chwilę. Jeśli będę
musiał, to jej je jutro powtórzę, taki jestem zdeterminowany. Nie całuje się
dziwkarza.
Nie śpij Uchiha, nie
śpij.
Boże, co ona tam robi…
Zacząłem coraz
bardziej odpływać i dopiero na granicy jawy usłyszałem dźwięk otwieranych
drzwi. Przytaknąłem swoim myślom, że dziewczyna nareszcie wraca, przez co nie
zwróciłem uwagi na głos:
- Mrrr, kotku. Długo
na mnie czekasz? – Pokręciłem delikatnie głową, bo coś mi nie pasowało. Jednak
moje powieki były tak ciężkie, że nie zdobyłem się na nic więcej. Ale dlaczego
Sakura mówiła męskim głosem? – Wzbraniasz się? Ach, gorący koteczek. –
Przezwyciężyłem niechęć i już miałem zareagować, gdy ktoś na mnie usiadł. – Dobrze,
pokaż mi teraz jak krzyczysz, maleńka!
Natychmiast się
obudziłem, zrzucając z siebie napastnika, który upadł na ziemię.
- Co jest kotek? Co
tak agresywnie?
- Kim ty kurwa jesteś,
zboczeńcu?! – wrzasnąłem, widząc go w świetle księżyca podnoszącego się z
podłogi. Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, jak go
teraz obezwładnić, żeby nie zrobić mu trwałej krzywdy.
- Mogę zadać ci to
samo pytanie – jęknął, unosząc się na kolanach.
- Wjebałeś mi się do
łóżka, mówiąc, że jestem gorącym koteczkiem! – krzyknąłem, zdając sobie sprawę
z absurdu tej sytuacji. – Ja jestem zboczeńcem? Ja?!
- Wolisz tygrysku? –
zaśmiał się, choć mi nie było do śmiechu.
- Jesteś
seksiostowskim zbokiem! – Poprawiłem sobie bokserki, czując, że mogą być one w
niebezpieczeństwie nawet, jeśli on leżał po drugiej stronie łóżka.
- Co tu się… - W
drzwiach od łazienki pojawiła się Sakura, która mimo stanu upojenia
alkoholowego, bądź kolokwialnego naprucia się, zaniemówiła, przykładając dłoń
do ust.
- Jeśli choć raz powiesz
mi, że jestem gejem, to mam dowody na to, że wcale tak nie jest – powiedziałem,
nie spuszczając oka z nieznajomego. – On był gotowy mnie zgwałcić, a ja się nie
dałem.
- Ryan…
***
Ohayoł!
No i pojawił się Ryan! Ogólnie, to według planu z Sasuke mieli się poznać całkowicie inaczej, ale to dzięki Kirze ich pierwsze spotkanie obyło się... w łóżku xD Musiałam lekko zmienić jego charakter i ich przeszłość, aby był postacią chociaż trochę stabliną psychicznie, ale warto było, tak sądzę xD
Ze sceny w "kuchni" jestem nawet zadowolona. Jeszcze godzinę temu nie byłam, ale dopisałam co nieco i już mi lepiej xD
Ogarnęłam dziś do końca rozpiskę fabuły i muszę powiedzieć, że... jesteśmy już w 2/3 opowiadania, chyba, że coś mi się odwidzi. Ale nie chcę robić z tego kyodaiowego tasiemca, który też zmierza już ku końcowi.
I co się stanie, jak blogi mi się skończą? :O
Najwyraźniej nie pozostanie mi nic innego, jak zabranie się za Anatę od nowa ;)
Jak widzicie pojawienie się cyganki nie było bezsensowne. Miało swój powód xD Od razu mówię, że Rina też nie ujawniła się przypadkowo, dla pewności ;D
*Rozdziały najprawdopodobniej będą dodawane teraz rzadziej.*
Ej, łosie!
Imai jedzie jutro do Andrychowa na Mistrzostwa Polski. Będzie się bić - w kategorii "open" T^T - i ma zamiar wrócić ze złotem, więc trzymać kciuki w niedzielę! Zesrać się, a nie dać się! B|
Osu!
Bywajcie! ;D
Końcówka. Lekkie wtf na twarzy. Nie no, serio. Ryan? 0.0 Noł łej ._.
OdpowiedzUsuńKiedy dałaś mi tego linka, zobaczyłam obrazek. O, będą seksy , myślałam. A tylko kisy. Zawiodłaś mnie :cc
Hm. Akatsuki. To ja lubię ^^ Teraz zdałam sobie właśnie sprawę, że nie ma sensu bronić polski. Jesteśmy idiotami. Tylko my nosimy skarpetki do sandałów T^T
JAKIE SUCHE! XD Ale nie lubię tego Macieja za imię, bo:
1. Bliźniak tak ma .-.
2. Pan od geografi też tak się nazywa. A, ekhm, nienawidzę geografi. Fizyka górą! :>>
Rozdział jest długi, ale wydaje się krótki. No, ile ma? :]
Imai! Pobij, zabij lub zrób co musisz. Wróć ze złotem B|
Ps: Tradycyjnie przeproszę za błędy, ale na telefonie jestem...
Wgl, czytałaś Hapi Mari. Musisz xD
UsuńEfekt zaskoczenia B|
UsuńTak, Ryan. Zero seksów XD
Polacy tacy polscy xd
Maciej jest cudowny xDD
Wróciłam ze srebrem! ;D
Tradycyjnie dziękuję za komentarz! :D
OMFG !!!
OdpowiedzUsuńSo tu się działo, to ja nie mam pojęcia, ale sie działo.
Ephem, ephem...
Bridget mistrzem świata, to wie każdy, bo wie, prawda?
Madara jak zwykle- uroczy, starszy pan, bo cóż może robić światowe guru zła po godzinach? Ach.... Nie ma to jak ten kochany, fejsbukowy dziadziuś...
Abo z innej strony, nasz naczelny mr Psychopata, i jego (bardzo) zachęcające oferty... (-.-), i oświadczyny w wielkim stylu xd
I na koniec wywód o kotach, i odwiedziny "bardzo chętnego, starego przyjaciela"
100 punktów, celujący, Nobla i Oskara.
Pozdrawiam, połam nogi na zawodach
Me
Ps. Jak już (bardzo bardzo) nie będziesz miała czego pisać, to ja bardzo chętnie na coś się przydam ;]
Tak, Bridget mistrzem xD Polecam gorąco książkę xD
UsuńTen fejs był wpleciony pod wpływem impulsu, nie palnowałam tego, serio xD
A ten wywód o kotach pisałam po pijaku w nocy, to dlatego xd
Nie połamałam nóg, ale Zochan złamała koleżance nos xD
Możecie do mnie pisać, nie gryzę ;D
Ryan, serio? Ryan? Teraz, SasukexRyan wait wut… Od tego rozdziału zaczęłam podejrzewać, że Cola po 23 nabiera w magiczny sposób procentów…
OdpowiedzUsuń...było SUCHO (polska + Maciej)… Jak czytałam o Polsce to (jeszcze mentalnie trzeźwa) pomyślałam "jak ojechać swój własny kraj japończykiem"… czy to ma jakikolwiek sens (ta moja myśl) ??? Bo umierałam ze śmiechu. A Macieja nie lubię, nie wiem czemu, ale zazdrosny Sasek jest cacy… I potem poszłam do łazienki umyć zęby i myślałam, że bydo sexy, ale ona jest pijana więc Shee nie może tego zrobić… i nie zrobiła.
Oh, oh, te przemyślenia… Sasek "is falling for her" bo mi brakuje polskich słów od natłoku angielskich fanfików <3 które pokończyłam TT~TT ale jest Shee, która wstawiła rozdział ku pokrzepieniu serca mego… <3 Heil Sheeiren! czy jak to tam…~
Sasuke taki czuły, Sakura taka głupia, życie takie brutalne, fontanna taka mokra… Ryan taki zboczony, że Hidan to przyzwoitka (albo przyzwoitek…???). Kwiatki i trawa takie biedne… …
Coś się rozpisuję… OOOOoooohhhh, SHEE~! widzisz? komentuję! nie marudaj~
Oh wykonanie niezłe, ale wolę Demarczyk <3
Trzymaj się i wygrywaj!
-KONIEC-
A może nabiera? Kto jej zabroni? xD
Usuń"Sucho". To też jest czasem potrzebne xD Maciej gniecie, no co ty :3
Nie bydzie seksów! Przynajmniej teraz xd
Komentuję, nie maruduję. Bajos :D
O borze gęsty, nie wierze w to co przeczytałam ;-; Co za porąbana sytuacja XDDDDD Bridget mistrz, ale Sakura bardziej ;-; Dobra, nie wiem co napisać, ale ci napisze że przez cały czas czytania rozdziału miałam mega banana na ustach <3
OdpowiedzUsuńBłaaaaagam, zrób z tego tasiemca, ja nie wytrzymam końca, załamie sie psychicznie, rzuce sie pod pociąg, i będziesz odpowiadać za mnie jak za człowieka, bo to twoja wina będzie wtedy!
Pozdrawiam <3
Shee lubi porąbane sytuacje xd
UsuńJeśli zrobię z Karuzeli tasiemca straci swój klimat - jeśli jakikolwiek ma xd
Mogę odpowiadać, odważnym człowiekiem jestem XD
Pozdrawiam :D
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńZapierdziel na uczelni straszny, bo ludzie to tępe sieroty życiowe, więc może mój morderczy instynkt, ukoi nowy rozdział?
Tak, pewnie, tak;d
Ale potem znów wrócę do planowania mordu. Tak ciężko być starostą, eh. Sasuke ma absolutną rację tutaj, że praca z ludźmi "..jest cholernie ciężka.."
Zawsze komentuje po kolei, ale dziś nie mogę.. bo:
WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM!
Wiedziałam, że Ryan się pojawi! Tylko nie zgadza mi się moment.
Myślałam, że od razu On podejdzie do Sakury, jak gdzieś niedaleko będzie Sasuke i będzie ją zaczepiał i biedny Uchiha się wkurzy. A tu proszę;d
Końcówka jest g-e-n-i-a-l-n-a, w dwojaki sposób, gdyż:
a) jest zabawna = rekacja Sasuke, nie dość, że napada go ktoś, o kim myślał, że to Sakura (jak mógł od razu nie wpaść, że coś jest nie tak? Starzejesz się Uchicha!), moment z poprawianiem bokserek, też świetny. Ale to co mnie rozwaliło na łopatki to ostanie słowa Saska do Haruno:
"- Jeśli choć raz powiesz mi, że jestem gejem, to mam dowody na to, że wcale tak nie jest – ... – On był gotowy mnie zgwałcić, a ja się nie dałem."
I ta duma, która promieniuje z tych słów!
Przypomina mi to chwalenie się jednego z pierwszaków (ze szkoły podstawowej), kiedy byłam na praktykach.
Faceci się jednak dużo nie zmieniają.
b) jest tragiczna, dla Sakury oczywiście. Tak bardzo bała się go spotkać, a on włamuje się do ich pokoi! I co teraz? Co teraz?
Może mi się wydawać.. ale nie bez przyczyny pisałaś, o tej notatce prasowej, prawda? Ryan, przez to dowiedział się, że ona jest w Londynie. Czy może.. Ryan pracuje w Yoroto? (co by się tak składało, że będzie przeciwnikiem w interesach i w miłości, ooo xd poza tym, Sakurze się wydawało, że go widziała!) I był na imprezie? (Jakoś nie pasuje mi do niego rola kelnera - chyba, że po prostu wkradł się na imprezę i nikt go nie zatrzymał.. aż taką złą ochronę załatwiłam? ;p)
Ryan - "postacią chociaż trochę stabiliną psychicznie". Yhym, trochę to widać, po jego słowach.. Czyli jednak mógł się wkraść?
I dowiemy się w końcu co i jak! Bo Uchiha na 100% zażąda wyjaśnień!
Rozdział piękny, a komentarz długi.. wyskakuje mi tu okienko, że za długi! Rozłożę go na 2 części, eh.
Weeeny, weny i medalu życzę! :*
Nami
Podziwam Sakurę, że dała rady;d i nie skręciła, żadnej nogi! (Szafka z lakierami do paznokci <3)
UsuńBriget mistrzynią świata :D Włączenie jej wskazówek i dogadywanie Sakury, jest świetnym pomysłem (normalnie zachowanie prawdziwej kobiety ;p )
Czyżby ta blondynka to Ino?:d Czy nie? Nie?;d bo dwa razy o niej wspomniałaś;d A ten wysoki kucyk, jakoś mi się skojarzył.
Okeyla jest cudowna:)
Garnitur! Ah, piękny, czarny garnitur <3 A najpiękniej jest jak stojny pan, ma do tego nie białą, a czarną koszulę, ah:)
"Uchiha, idioto. Przecież ci nie powiem, że to przez ciebie." <3
Hym.. co Saskue kombinuje? "... gdy nagle poczułam jego palec na swoich ustach. Delikatnie zakreślił ich linię, wprawiając mnie w osłupienie".
Akatsuki w komplecie! :)
Biedny Deidara;d ten to ma w życiu pod górkę;d
Zastanawia mnie, co konkretnie chce uzyskać Madara? Bo co sprzedawać udziały? Bo chce wnuczka?;d I po to, ta cała balanga? A ta "batalia" następnego dnia? Faceci!
Oks, doczytałam fragment dalszy. Jak uda im się ugrać? Kurna mać, musi udać im się coś ugrać!
Teraz na jaw wychodzi cała prawda o Sasuke.. nawet nie będę przytaczać fragmentów, bo przemyślenia Sakury, takie dorosłe i poważne, zasługują na szóstkę z plusem!
Wiesz dlaczego, można gadać tyle o zepsutym aucie? (scena Leny i Kisame ) - bo kobieta dużo gada;d a mężyczyna martwi się o auto, ot co;d
Hidan, jest niepokojącą postacią;d - "Jestem na tym bankiecie, zaczął się jakąś półtorej godziny temu. Nie kochanie nikogo nie bzyknąłem, przysięgam!"
Ah.. nie ma się co za dużo wypowiadać o naszym narodzie. Absurd goni absurd.
Kakaś! Ukochany brat;d - Anko jest moją przyszłą bratową? Płakać czy sie śmiać?;d
Sasori, co? Mmmm <3 i kochany chciał pomóc;d - czyżby łaskawa wola Wielkiej Autorki, zaczynała działać?;d
Madara + fejs, bardzo zła kombinacja;d Madara jest cały "nie tak" jak należy. ( "Maszyna do tworzenia plemników" ? ;d )
Kakazu i jego odsetki;d
Nie ma to jak troszczący się Uchiha I zazdrosny Uchiha - Maciej i jego żarciki, powalają na kolana;d
Ah, taki taniec.. z przyjemnością się to czytało i scenę po tańcu też;) (Oh, Sasuke! Co Cię skusiło? To była sama Sakura.) Aż do momentu z kotem;d Pijacka gadanina dziewczyny jest cudowna. Biedny Sasuke - "Haruno, tak się nie robi."
"Co ja mam z tobą teraz zrobić?" - wielbić i kochać?;d
Taki piękny fragment, gdzie Sasuke twierdzi, że lubi jak ona się do niego przytula, a potem " ..nie miałem pojęcia, gdzie te schody się skończą. Dowiedziałem się, kiedy grzmotnąłem Sakurą o drzwi." I jak tu żyć?:d
I już kończę ;)
p.s. Trzymam kciuki! Czekam na złoto!
(w każdym bądź układzie, pamiętaj, że zawsze będę z Ciebie dumna, złoto, czy nie złoto;) )
p.s.2 - Jak się skończą blogi? Chlip? Czy to jest możliwe? :<
p.s.3 - świetna wersja "Toxic" :)
p.s.4 - Mój wujek nie mówi "oszą", tylko " oszołom" ;d
O Boże... kolejny komentarz mojego życia <3
UsuńTępe dzidy się nie znają i ci życie utrudniają. Fajfusy jedne. Weź to rzuć w cholerę ._.
Ten tetkst o geju też wyjątkowo mi się podoba xd tak, faceci się nie zmieniają, nawet nie zawsze dorastają ._.
Of kors, że nie bez przyczyny , ale przecież ci jej teraz nie podam xD
Uprzedzę, że nie jest nikim z personelu. To mogę ci powiedzieć :D
Pominę elementy komentarza, które mogą mnie zdrzdzić, a to niestety większość, wybacz xd Z chęcią bym ci odpowiedziała, ale byłby to ogromny spoiler xd
Madara jest niestabilny psychicznie. On sam nie wie, czego chce xD
Dziękuję, p. nauczyciel. Zawsze chciałam dostać szóstkę z plusem XDD
Nasz naród... Chociaż jest się z czego pośmiać xD
Niestety tylk srebro :3
No postaram się, żeby się nie skończyły xD
Dbam o muzykę ;3
Oszołom XDD Aż muszę Rinie powiedzieć, bo to był jej tekst xD
Dziękuję bardzo za komentarz ! <3
Cześć. Tutaj gołomp z Ocenialni Narutowskiej.
OdpowiedzUsuńChciałabym się zapytać, czy Twojego bloga może ocenić Ikula (nowa oceniająca, jeszcze stażystka). Ocenę dostaniesz wtedy w przeciągu tego miesiąca (o wiele szybciej). Przepraszam za wszystkie komplikacje oraz "spam".
Pozdrawiam. c:
Ha! Bądź dumna - patrz, jak szybko przeczytałam rozdział i nawet komentuję B| Tylko się nie rozmarz, i tak będzie krótko, zmieszczę się w trzech punktach...
OdpowiedzUsuń1. Przez ciebie naprawdę nabrałam ochoty na przeczytanie Bridget Jones, co jest straszne, bo i tak czytam już pięć książek, bo mam takie odchyły, że jedna to mnie nudzi szybko i muszę od niej odpocząć przy innej i tak w kółko. Ale do rzeczy: te jej reguły były bardzo trafne i idealnie pasujące do sytuacji w jakiej znajdowała się Sakura. Brawo za to :D
2. Scena z kuchni wygrywa :3 Lubię te całusy, buziaki, buziole, kisiorki i wgl, generalnie wszystko, co jest związane z bliskością (tak bardzo brak faceta ._.) bohaterów. I nie spodziewałam się, że ten tekst z kotem co mi przesyłałaś wciśniesz właśnie w taką sytuację xd dobre, dobrze, Uchiha się zdziwił, że wolała kota od niego - taaaak! :D
3. Ryan.... zboczeńcem? O.o On myślał, ze to Sakura, prawda? Szlag, na pewno tak było... a już myślałam, że może tak na Sasusia miał chrapkę ;C Ale to mi podsuwa na myśl już tylko jedno: że facet znęcał się seksualnie nad Sakurą, dlatego ma teraz taki uraz do facetów. Niby czaruś, ale brutal, na pewno! No, no, tylko jak teraz rozwinie się ta akcja?
A, no i na koniec chciałam dodać, że się rozwijasz Szczylu! Widać to, wplatasz więcej opisów i myśli, niż kiedyś, a to się chwali :)
Buziaaakii ♥ Walcz i wygraj!
Jestem dumna i to ogromnie, Chustii! <3
UsuńNabieraj, bo warto :D
Tak bardzo brak faceta objawia się w Karuzeli xD Ale spokojnie kochana, znamy swoje problemy i wiemy jak sobie z nimi radzić :D
Nie powiem ci co myślał, to dopiero w X xd
Kmiń, kmiń, jesteś na dobrej drodze :D
No a jak B| Walczymy do końca :D
Bajos :D
O ja pierdziu o.O Zaskoczyłaś i to bardzo. Strasznie pozytywnie! Tak w ogóle to witaj ;D
OdpowiedzUsuńPozwól, że zacznę od końca. Ryan w łóżku Sasa- wymiata xD Najpierw myślałam, że to Saku się rozmyśliła z kąpieli, ale zaraz potem na myśl mi przyszedł właśnie on. Po drodze były jeszcze wątpliwości czy Sasu pomylił sypialnie, czy ten obcy to naprawdę obcy albo że może obcy to ta babcia, co zostawiła otwarty balkon? Ale te wątpliwości były chyba największym plusem ;D O właśnie! I dobrze, że wcześniej przypomniałaś osobę Ryan'a! Bo tak, to ta scena nie byłaby taka ciekawa ;]
Kurde! Ale dziewczyna mu wygarnęła! Niesamowicie to wymyśliłaś. Kolejna scena godna podziwu ;D Zrobiłaś to w tak zaskakujący sposób, że trzy razy czytałam ten jej monolog ^^ [BTW. to Twoje teksty wymiatają. Niektóre mam nawet pozapisywane! Ten dojdzie do kolekcji ^^]
Polski akcent. Nie powiem, bo trochę się zniesmaczyłam. Jednak gustownie wplotłaś to w akcję i się rozeszło bez echa. Czyli jednym słowem udało Ci się mnie nie zmuszać do przerwania czytania. To się chwali ;D
Przyjęcie. Głównie to były przemyślenia Saku i luźne pogaduszki z Aka, ale nie miałam jakiś specjalnych wyobrażeń co do tego, więc nie zawiodłaś moich oczekiwań [których nie było xD] Momentami irytował mnie brak Saska, jednak było to do zniesienia i okazało się, że celowo to zrobiłaś. Oczywiście plus ;]
No i jej przygotowania. Jesteś okrutna. Zostawiłaś jej tak mało czasu ;_; Ale przy okazji zareklamowałaś ciekawą pisarkę [no dobra- tu chciałam błysnąć intelektem..... nawet nie pamiętam jej nazwiska...]
Czyli ogólnie rzecz ujmując, to rozdział wyszedł fenomenalny i ciekawy. Akcję ucięłaś myślę, że w odpowiednim momencie, pomimo, że nie będę mogła przez to dziś zasnąć xD
Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej zostawiłam Ci komentarz.... jeśli nie to wybacz, postaram się zacząć komentować notki, a jeśli kiedyś tam Ci zostawiłam jakiegoś to dobrze ;D
I pytanie mam: Czy podmiana Miku na Sakurę wyjdzie na jaw? Jeśli tak, to liczę na ostrą kcję ;D
Ohayo :D
UsuńWszyscy są najbardziej podjarani Ryanem, a ja tak się starałam z tą sceną w kuchni XD God damn it.
A jednak, zwróciłaś na nią uwagę xd
Dobrze, zapisuj. Znajdą się wszystkie w Wielkiej Księdze Imaizmu :D
Bridget wymiata, pamiętaj B|
Ach, pytania. Wy wszyscy macie tylko pytania, ja nie wiem XD
Pozdrawiam :D
O KURNA :o
OdpowiedzUsuńA to niezły surprise na uro :o SZOK SZOK SZOK SZOK!!!
No, a więc Sakurze się nie wydawało ^^
Ryan *o* Teraz tylko czekać co to może się stać dalej!
Różowa! Nie pij więcej ;P
Ale tak na poważnie o ten rozdział zakończyłaś idealnie!
Nie ma nic bardziej podnoszącego ciśnienie w opowiadaniu jak taka końcówka ;) Nwm jak innym czytelniczkom/czytelnikom, ale wzbudziłaś we mnie taką chęć dowiedzenia się co będzie dalej, że... ah. Znowu bd niecierpliwie czekała na następny rozdział! I co gorsza będę musiała czekać jeszcze dłużej :(
No, ale cóż. Jest na co! Warto poczekać dla takiego opowiadania ^^
To będzie jedno z kilku, które przeczytam OD POCZĄTKU DO KOŃCA!
Muszę Ci szczerze przyznać, że naprawdę masz talent!
Co do opowiadania:
Jest SasuSaku + inni, jest Akatsuki (;D) i jest... IDEALNIE <3 [haha jak gimbusiarsko XD] Świetnie dobrałaś postacie i ciekawie nimi operujesz. Każdy ma własną rolę i stanowisko. Podoba mi się to!
Życzę bardzo dużo weny, coraz ciekawszych rozdziałów (szczególnie, że coraz bliżej końca) i... no kurczę. WENA tutaj jest teraz najbardziej potrzebna!
Czekam niecierpliwie na kolejną notkę! ^^
Dotaka
Jestę! :D
UsuńJak to jest suprise, to niedługo uwierzę, że naprawdę potrafię was zaskoczyć xd
Ach, te chęci B| Notka już pierwszego maja, więc luzik w portkach :D
Rzeczywiście, trochę postaci sobie natworzyłam, ale... kto mi zabroni? xd
Wena jest, nawet dużo! Tylko czas... xd
Pozdrawiam :D
Tsaaa.. Wstawiłabym komentarz wcześniej, ale się usunął i szlag mnie jasny trafił =.=
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
Sakurcia najlepsza. Mniej niż pół godziny na wyszykowanie się na bankiet (który notabene jest sztraszliwie ważny) to zdecydowanie za mało. Już dawno bym tam spanikowała xD.
Scena w niby-kuchni najlepsza ^^
A to podsumowanie Sasuke: "Najpierw się ze mną całuje, potem mówi, że woli ode mnie łysego kota, po czym stwierdza, że pójdzie ze mną do łóżka, aby na końcu nazwać mnie dziwkarzem. Haruno, tak się nie robi."
To już mnie rozwaliło doszczętnie xD Monolog Sakurci też ;p
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Chyba nic. Skomętuję następny rozdział i weny życzę ;)
Wikuś Chan
Blogger zaczyna się upodabniać do onetu, co bardzo mi się nie podoba ._.
UsuńOna też spanikowała, tylko dała sobie z tym radę xD
Monolog Sakury... - pijana Shee po 3 w nocy B|
Pozdrawiam i dziękuję :D
O nie! O nie! Takie spóźnienie! I przez to nie trzymałam kciuków. Och, ja niedobra. :(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Wstawki z Bridget genialne. Piosenkę z podkładu znam na pamięć, bo recytowałam na konkursie. Zajęłam drugie miejsce. ( bo jury było oszukane, wiem co mówię). Piosenka na telefonie nie chciała mi się odtworzyć. Przeklęte ustrojstwo.
Yyy, chciałam napisać coś jeszcze...
Zapomniałam.
Ispirujesz mnie Imai. Nie powiem do czego, ale inspirujesz.
Weny życzę i pozdrawiam.
To na pewno przez ciebie zajęłam drugie, a nie pierwsze. Na bank T_T
UsuńPiosenka rzeczywiście jest piękna :)
Inspiruję powiadasz i nie wiesz do czego?
Pamiętaj, że nie przyjmuję dedykacji pod pornolami nawet, jeśli byłam inspiracją! Z tym to tylko do Sasame!
Pozdrawiam :D
Spokojnie, spokojnie. Aż tak pokręcona nie jestem. Chodziło raczej o motywację do pisania. Tak jak jestem czasem w jakimś miejscu i wena wyskakuje jak Filip z konopii. No to zawsze jak czytam twoje wywody, najdzie mnie jakiś pomysł na opowiadanie. To chyba o to chodzi.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo i jestem!
OdpowiedzUsuńZ racji, że miałam do nadrobienia 87323183812739218318237892173892173892178937218378273827837218372873827382732873827372372 rozdziałów, ten komentarz może być bardzo chaotyczny (ale nadal zajebisty, remember ^^)
No i od czego by tu zacząć?Nie zdziwiło mnie w sumie to, że Sakura pojechała zamiast Miku. Przeczuwałam to od początku. :3 Swoją drogą, skubana Miku ma zajebiste życie... xD No i mówisz, że jest w związku z Kankuro.. A bardzo dobrze, że jest! Chyba nigdy w życiu nie spotkałam bloga, w którym Kankuro byłby z kimś w związku.
Podróż była zajebista. Sasuke i zabawa z małym chłopcem. <3 Na początku myślałam, że zacznie na niego krzyczeć albo opieprzy jego ojca za to, że się nim nie opiekuje, a tu proszę, niespodzianka! :3 Bawił się z nim, rysował. No idealny kandydat na męża. Halo, znajdź mi takiego gdzieś! I kolejny dowód na to, że Uchiha też może być miły i wrażliwy, a nie tylko pruć japę i wszystkich zabijać. xD
Co tam jeszcze utkwiło mi w głowie? Ten moment, gdzie nasze kochane SasuSaku spotkało motocyklistów. <3333333 Jak się spotkamy to ci pogratuluję. To było naprawdę zajebiste. I Jack *,* Nie ma to jak mieć w kij kasy i od tak kupić sobie motor. Nadal utwierdzam się w przekonaniu, iż muszę znaleźć sobie bogatego męża. Najlepiej takiego, który będzie walczył. If you know what I mean. xD Ten z Wieliczki był nie najgorszy. :D
W sumie fajnie by było, gdyby Sakura miała jakiś przelotny romansik z tym Jack'iem. ^^ Ale tylko taki przelotny...
No i co się działo dalej. :O
W Anglii są ulice typu "Naruto"? :> No fajnie to wymyśliłaś. Szkoda, że nie "Narutowicza", jak w naszym zajebistym Piotrkowie Trybunalskim. xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD <3
Sasuke Uchiha dał forsę na muzeum. :O Nie wiem, czy to Sakura tak na niego działa, czy on rzeczywiście jest dobrym człowiekiem. I przecież tam prawie się pocałowali przy fortepianie... Jak romantycznie. Mam wielką nadzieję, że on nie robi pewnych rzeczy z przymusu, pomimo tego, iż musi wypełniać polecenia Madary. Chyba jej nie wykorzysta, nie? Chociaż Sakura, jeśli dowie się prawdy (o ile w ogóle się dowie) to pewnie mu nie wybaczy. Ech, oby do tego nie doszło.
Bridget Jones. :> Jestem dopiero na drugiej części, ale zakochałam się w tej książce. I te problemy sercowe Bridget <3 Uwielbiam je. Można się przy nich nieźle pośmiać. Wcale się nie dziwię, że Sakurze tak miło i przyjemnie czytało się tą książkę. Jest naprawdę warta polecenia! ;) Idealna dla samotnych, zakompleksionych dziewczyn. xD
A co się działo dalej... Sakura, Sasuke i czerwony dywan. Flesz aparatów, reporterzy. Ale burżuazja... Że też Sakurze jeszcze woda sodowa do głowy nie uderzyła. Pewnie niedługo tak się stanie, chociaż w sumie kto ją tam wie.. xD Wyobraziłam sobie eleganckiego, wypachnionego Sasuke.. Rozmarzyłam się. Czemu nie ma takich u nas, co!? ;_______; Szukam tyle lat, szukam, szukam i szukam.... I NIE MOGĘ ZNALEŹĆ. :CCCCC Przykre, że obrazkowy chłopak musi mi wystarczyć. xd
No i pojawił się Dei, Hidan, Saso. Paczka jakich mało <3 Mieć takich popierdolonych przyjaciół to trzeba mieć pecha/szczęście. xD Zakreśl właściwe. Jestem zazdrosna, bo Hidan jest z Anayanną. ;______;
Rozwalił mnie sms od Madary, że chce ustawić sobie wydarzenie z życia. xD Hahahahhahahahahahhahaha, rozjebałaś mnie tym totalnie. Serio, leżę i nie wstaję. Taki stary dziad i ma fejsa? xdddd Chciałabym zobaczyć minę Sasuke w tamtym momencie. Pieprzony Madara, nie znoszę go. Nie wiem czemu niektórzy go lubią. Naprawdę nie wiem.... ;_____;
A ta końcówka... Aż wyplułam starą żelkę z wrażenia (tak naprawdę była po prostu nie dobra). Sakura jest popierdolona. xD Jak można tak zachowywać się w TAKIM MOMENCIE, W TAKIM MOMENCIE. Halo, coś nie tak? Alkohol, alkoholem, no ale..... On chciał z nią.. No kurwa! -.- Jestem na nią zła i to bardzo. Głupia, głupia, głupia! Taką szansę zmarnować... xD Tyy, a może Dei albo Hidan coś jej dosypali do drinka? xD
Wgl zapomniałam o tych kawałach. Fajne, fajne, szkoda, że słyszałam je już od ciebie 1783929 razy xDDDDDDDDDD
Ale lipa, włączył mi się limit słów. ;OOOOOOOOO ;_;
UsuńNo, ale wracając do Sasuke i Sakury. Może chociaż w tym aucie mogłoby pomiędzy nimi do czegoś dojść. A śmiałabym się gdyby zrobili to i owo i Haruno zaszłaby przypadkowo w ciążę. xDDD Nie dość, że Madara by się ucieszył +ustawił sobie wydarzenie z życia na fejsie, to jeszcze Sasek nie miałby problemów i Itaś nie musiałby w tym Tokio tak ciężko pracować. No, ale na razie między nimi nie ma jakiejś wielkiej TRÓ LOWE, więc lepiej, żeby Sakura nie zachodziła w ciążę, oj nie.
Przypomniał mi się właśnie moment, w którym pojawiła się Rina. Haha, co ty z niej zrobiłaś wredoto? Jakąś bezdomną, porzuconą śmieciarę.. ;_; xD Jestem bardzo ciekawa czy w końcu odnajdzie Shee, ale myślę, że pewnie tak. xddd Boże, wyobraziłam ją sobie w takich podartych, śmierdzących ciuchach... God, where are you?
No i co ci jeszcze chciałam powiedzieć. Fabuła mi się podoba, pomysł fajny. A no i zapomniałabym, znowu... Ryan. Najważniejsza kwestia. O co z nim chodzi i co robił Sakurze, że nie chce do niego wrócić? Tylko bił czy coś jeszcze.... ;__: (przed oczami mam SOH :_____:) Mam nadzieję, że bez tego czegoś jeszcze. No i co on do cholery robił w tym pokoju? XDDDDDDD I dlaczego chciał zgwałcić mojego MENSZA. Menszu, nie daj siem. Ciekawe, jak Haruno i Ryan zareagują na swój widok. Może dojdzie do szarpaniny. Zobaczymy. ^^
W poprzednich rozdziałach w kilku miejscach nie było przecinków, ale oczywiście sobie tego nie zapisałam, bo po co. xD ;___: W tym znalazłam tylko jeden błąd:
"azjatami" - No halo, to, że pochodzą z Azji to są gorsi i piszesz z małej? ;_______; xD Nie zgadzam się, protestuję. xddd
Ciesz się tak zajebiście długim i świetnym komentarzem, bo już drugiego takiego nie dostaniesz. ;PPP Możesz teraz mnie kochać, wielbić i wgl. Pozwalam. :D
Weeeeeny!
I do sprzątania...
niedobra* GOD, WHERE WERE YOU?
UsuńLimit słów XD Tego jeszcze nie było! ^^
UsuńByło xD Patrz na Nami XD
UsuńZołczan, zaraz ci odpiszę, poczekaj xD
Jezusie Nazarejski, Zołczan xD Rozwalłaś mnie po całości xdd
UsuńTak. Ta ich zamiana była w sumie spodziewana, ale od czegoś musiałam zacząć, nie? xd A widzisz, Oryginalna Imai B|
Sasek ma dystans do dzieci... tych co go nie irytują oczywiście xD Halo? Chcesz jakiegoś? U nas na sekcji są tacy młodzi. Jak wyrosną będą fajni, wychowaj sobie jednego <3
Jack :3 Wszyscy go tak kochają, więc zrobiłam tak, aby jeszcze pojawił się w opowiadaniu xd Ten z Wieliczki, gosh <3
Nie skomentuję romansu z Jackiem... xd
Narutowicza? Ej, może gdzieś to wplotę XD
Przymusy, przymusy... Ciężkie życie!
Czy ty sugerujesz, że jestem samotna i zakompleksiona? Bosze, Zołczan. Szanujmy się.
Nie, nie. Oni gdzies są, tylko dobrze nas unikają. Mój obrazkowy przestaje mi wystarczać T_T
Ana chyba nawet o tym nie wie, czyli luźno. Twoja zazdrość może przystopować xD
A ty też chciałabyś ustawić sobie takie wydarzenie, tylko głupio ci powiedzieć! I wydało się!
Taaa, niedobra. Znalazłaś jakieś za łóżkiem i tyle.
Tak, on z nią chciał, ale ona z nim nie XD Kobieta B| choć nikt jej nic nie dosypał. Wiesz... miłość XD
Ej, masz coś do moich kawałów? Ty tak, ale reszta nie XD Nie widzi mnie kilka razy w tygoniu i może ich to śmieszy. Nie pomyślałaś o tym?!
Bo to jest bezdomna, porzucona śmieciara. Stwierdziam fakty ._. Ej, czemu SOH T_T bo co, bo cham i były Sakury i od razu SOH? Dzięki, dzięki za oskarżenia o plagiat! T^T
A dlaczego ty chciałabyś go zgwałcić? No odpowiedz sobie sama na to pytanie. Czemu się jemu dziwisz?
I jesteś frajerem, że tych przecinków nie wypisałaś ._. Dobra, dobra. AZJATAMI! Niech ci będzie!
Cieszę się, cholernie <3333
Kocham, ale wielbić? Kochanie.... :D
Bajos! <3
Właśnie, mają szczęście, że cię nie widzą.... xD
UsuńNie, żebym miała coś do twojego towarzystwa.... ;>
Nie oskarżam, skojarzyło mi się i tyle. ;p
Młodzi od nas? Haha, żartujesz sobie? xDDDD Wszyscy są tacy niekulturalni, dziwni i wgl... Ja jestem dla nich miła, a oni dla mnie to już nie. Nie podoba mi się to. ;_:
Witam, z tej strony Lena z Ostrza Krytyki.
OdpowiedzUsuńW związku z tym, iż Greyia nie dała oznak żywego ducha, nie przeszła stażu. Dlatego twój blog zostaje przeniesiony do wolnej kolejki. Prosiłabym, aby napisać pod kolejką, przez jaką oceniającą chciałabyś zostać oceniona.
Za problemy przepraszamy.
Pozdrawiam
Życie! Życie! Życie! :D No nie spodziewałam się, że Sakura się aż tak spije! :D Lecę czytać dalej, bo ciekawość mnie aż pali :D :* *_*
OdpowiedzUsuńNie komentowałam, nie wiesz kim jestem, nieważne, ale muszę to napisać -
OdpowiedzUsuńO
JASNA
CHOLERA
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!