Ludzi nie kocha się za to, że są doskonali,
tylko pomimo to że tacy nie są.
~Jodi Picoult
Sasuke
tylko pomimo to że tacy nie są.
~Jodi Picoult
Sasuke
- Cudeńko moje! - Na oko
dziewiętnastoletnia dziewczyna z impetem wparowała do sali koncertowej ze
świecznikiem w ręce. Zmierzała w naszą stronę, kiedy ja z całych sił starałem
się opanować. Gdy się wyprostowałem, nie byłem w stanie na nią spojrzeć,
niepewny swojego zachowania. To coś, coś nowego.
- Minnie, zaczekaj! - William kuśtykał za
dziewczyną, starając się ją dogonić.
- Nic mu nie zrobiliście? - Dziewczyna
dopadła do fortepianu, jak lwica do małych, pozostawionych w
niebezpieczeństwie.
- Nie - mruknąłem, czując jak wraca do
mnie opanowanie. Sakura siedziała na stołku, maltretując swoim spojrzeniem
panele. Jak ja będę z nią teraz rozmawiał?
- Minnie, zachowuj się. To darczyńcy! -
Nastolatka zatrzymała się, patrząc na nas podejrzliwie.
- Chcecie nas zrujnować?
- Minnie!
- Nie - odparłem, przeczesując dłonią
włosy. Mój puls powoli się stabilizował razem z temperaturą ciała. Zamknąłem na
chwilę oczy, wzdychając. Ogarnij się, Uchiha.
- Naprawdę dacie nam tyle hajsu? - Oparła
się “ponętnie” o klapę, a ja popatrzyłem na nią zdegustowany.
- Jak widać. - Sakura zaczęła bawić się
dłońmi, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła niej. Co ja
najlepszego zrobiłem?
- W takim razie trzeba to oblać! -
Wyrzuciła jedną rękę do góry, a William mlasnął zniesmaczony.
- Zamiast się wydurniać, zaprowadź naszych
gości do sypialni gościnnej. - Popatrzył się na nas. - Państwo nie stąd,
prawda? Myślę, że nocleg tutaj tylko was utwierdzi w pięknie tego miejsca.
- Skłonił się na tyle ile pozwalały mu plecy i laska. Był przemiłym
człowiekiem.
- Nie trzeba, damy sobie radę. - Sakura
wstała, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Ostentacyjnie stanęła do mnie
tyłem, opierając ręce na biodrach.
- Ależ naprawdę, to żaden problem! -
Uśmiechnął się zadowolony. - Do grobu mi coraz bliżej, a wy na sam koniec
zrobiliście mi tak piękną niespodziankę. Muszę to jakoś godnie uhonorować.
- Uśmiechnął się, a mi nawet nie chciało się myśleć, że mógłby umrzeć. Tacy
ludzie na to nie zasługują.
- Chodźcie za mną. - Minnie machnęła
ręką, a Sakura ruszyła za nią, oglądając się ostatni raz na fortepian.
Poszedłem za nimi, a dziewczyna zaczęła nawijać. - Musicie mi wybaczyć to nagłe
najście, lecz ten instrument jest bardzo cenny i nie wybaczyłabym sobie, jakby
coś mu się stało.
- Rzeczywiście, jego dźwięki mają piękną
barwę - potwierdziła Sakura, jakimś dziwnie smutnym głosem. Potrząsnąłem
głową. Nie teraz, nie teraz.
- To wiekowy, lecz odrestaurowany fortepian,
warty tysiące! - Wyszliśmy z sali koncertowej jakimś innym wejściem i znaleźliśmy
się w wąskim korytarzu urządzonym w tym samym stylu co reszta budynku.
- Jest godny swojej ceny.
Minnie zaczęła opowiadać nam trochę o muzeum i
jego “skarbach”. Z całych sił starałem się jej słuchać, lecz średnio mi to
wychodziło. Nie mogłem się skupić, a raz o mało co nie wszedłem w ścianę, co
udało mi się na szczęście ukryć przed dziewczynami. Wiliam został w sali
koncertowej, mamrocząc coś pod nosem, że jeszcze trochę pogra.
Dziewczyna otworzyła przed nami drzwi, a naszym
oczom ukazała się sypialnia zrobiona w starym stylu. Wszystko wykonane było z
ciemnego drewna, a w środku pokoju stało ogromne łóżko z baldachimem i bordową
pościelą. Minnie podeszła do okna, przysłaniając je ciężkimi zasłonami.
Postawiła świecznik na komodzie i spojrzała na nas konspiracyjnie.
- Trafiliście idealnie w moment. Wczoraj
wyszła stąd ekipa sprzątająca, którą jeszcze mieliśmy za co opłacić… -
Przeklęła pod nosem. - Więc wszystko jest czyste. Za tymi drzwiami jest
łazienka, która jest i dla was i dla dziadka. Miesza on za ścianą. -
Poprawiła swój niebieski t-shirt i wyjęła z kieszeni spodni dodatkowe świeczki
i zapałki. - Bardzo uważajcie z ogniem, bo te meble to również element
muzeum. To sypialnia, jaką miał Vivaldi, także kopnął was niemały zaszczyt.
- Ruszyła w stronę wyjścia, zatrzymując się jeszcze w przejściu. - Zaraz
przyniosę wam ręczniki i coś do jedzenia, lodówka nie powinna być pusta… A!
- Uniosła palec do góry. - I bądźcie cicho w nocy. Dziadek ma bardzo lekki
sen. - Pokazała nam język i zniknęła za drzwiami.
- Idę po torby - mruknąłem, natychmiast
wychodząc z pokoju. Czułem, że nie mogłem z nią teraz normalnie pogadać.
Przeszedłem cały korytarz. Minąłem salę
koncertową i po własnych śladach dotarłem do wyjścia z budynku. Szybko
podskoczyłem do samochodu i wyciągnąłem wszystkie reklamówki. Coś mnie
podkusiło, aby zajrzeć na wycieraczkę od strony kierowcy. Gdy otworzyłem drzwi,
zobaczyłem tam zgięte zdjęcie Sakury i Ryana. Szybko schowałem je do tylnej
kieszeni spodni, po chwili znów znajdując się w muzeum.
Gdy wszedłem do sypialni, Sakury nie było w
środku. Zauważyłem jednak światło świecy tlące się w łazience, więc spokojnie
odłożyłem torby koło łóżka. Podszedłem do okna, rozpinając koszulę. Chciałem
odpocząć. Zdjąłem ją i rzuciłem ją na krzesełko. Z torby wyjąłem dresy i
koszulkę, a ze stołu czarny ręcznik. Oparłem się o ścianę obok łazienki,
rozluźniając szyję, pozwalając głowie spokojnie się o nią wspierać. Tyle
się działo…
- Aaa! - krzyknęła Sakura, otwierając drzwi.
Złapała się za serce, a chwilę później odetchnęła. - To tylko ty… - mruknęła,
wymijając mnie. Była w samym ręczniku, który ledwo zakrywał jej pośladki, przez
co jak najszybciej wszedłem do środka. Wyszło mi to na dobre.
Łazienka była w miarę nowoczesna, lecz z racji,
że mój humor nie podskoczył na jakiś radośniejszy poziom, to ignorując wszystko
wokoło szybko się wymyłem. Patrząc w lustro doszedłem wniosku, że muszę wybrać
się do fryzjera. Ech, tyle problemów.
Sprzątnąwszy wszystko po sobie wróciłem do
sypialni. Świeczki na komodzie dopalały się, a ja nigdzie nie widziałem Sakury.
Zaniepokojony zacząłem się rozglądać, ale uspokoiłem się, zauważając coś
wystającego spod kołdry. Dziewczyna cała zakopała się w pościel. Uśmiechnąłem
się lekko, nie mając zamiaru dzisiaj znów spać na podłodze. Raz starczy.
Położyłem telefon na szafce nocnej, kładąc się
na łóżku z drugiej strony. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się,
że Sakura już spała? Nie wiem, co z nią było nie tak. Całe życie prześpi.
Przykryłem się satynową kołdrą, która pachniała
chyba wanilią. Na szczęście nie dusiła swym “aromatem”, więc spokojnie
zamknąłem oczy, kładąc się na prawym boku.
Drrr, drrr.
Lekko senny zmarszczyłem brwi. Na oślep
wymacałem telefon, cudem łapiąc go w locie gdy upadał. Zirytowany podstawiłem
ekran przed oczy, które natychmiast powiększyły się ze zdziwienia.
20:02
“Hej, tu Jack. Dzisiaj było bardzo miło, może
chciałabyś jutro gdzieś wyskoczyć?”
Od razu kliknąłem “odpowiedz”, odpisując:
“Cześć, nie dam rady. Nie wiem, czy w ogóle uda
nam się spotkać. Mamy z Sasuke sporo planów.”
Hmpf.
Odłożyłem go z powrotem, zastanawiając się,
czemu ten ciołek odpisał na mój numer i jakim cudem się spotkali. Ach, dobra.
Sakura mogła nie przełączyć karty sim i dzwonić z mojego numeru, ale… po co to
zrobiła? Przecież nie musiała się z nim spotykać.
Oj, Haruno. Grabisz sobie.
Ranek
- Sasuke?! - Gwałtownie otworzyłem oczy, cały
się spinając.
- Co? - warknąłem z powrotem opadając na
pościel, widząc, że nic się nie stało.
- Co ty tu robisz? - syknęła, zabierając mi całą
kołdrę, aby podciągnąć ją pod szyję.
- Staram się spać - prychnąłem. - Oddawaj
kołdrę. - Szarpnąłem za jej koniec, wyrywając z dłoni dziewczyny.
- Ale czemu tu? - Miała rozwarte szeroko oczy, w
których czaiła się podejrzliwość. Ech.
- Już raz spałem na podłodze. Starczy mi jak na
razie. - Rozglądała się niepewnie na boki. Miała potargane włosy i cienie
pod oczami, które ją lekko postarzały. Nie mogąc znaleźć jakiejś riposty na
moje słowa zmarszczyła jedynie gniewnie brwi, szukając chyba jednak jakiś argumentów,
aby tylko się wybronić. - Nie śmierdzę, myłem się - mruknąłem, ponownie
zamykając oczy, przykrywszy się kołdrą.
- Nie powiedziałam, że śmierdzisz…
- A właśnie tak wyglądasz, dasz wiarę? -
Poprawiłem sobie poduszkę, a Sakura usiadła. Uchyliłem jedną powiekę i
natychmiast zrobiłem to samo z drugą, gdy spostrzegłem, że była w samym
staniku.
- Oddawaj. - Wykorzystując chwilę mojej
nieuwagi, zabrała mi pościel. - Kupiłam same koszule. Zapomniałam o piżamie. -
Tłumaczyła się, spuszczając wzrok.
- Nie potrzebujesz jej - odparłem, zakładając
ręce na piersi, przytrzymując w ten sposób kołdrę, którą znów udało mi się jej
ukraść. Ta na to z gniewną miną nachyliła się w moją stronę, chcąc mi chyba coś
dobitnie wytłumaczyć, lecz w tym momencie doszedł nas głos.
- To wy już o świcie?
- Jezusie Nazarejski! - krzyknęła, z nieludzką
siłą wyrywając mi pościel, przez co spadła z łóżka, umiejscawiając się w ten
sposób na ciemnych panelach.
- Tak mówisz do niego w łóżku? Och, dawno nie
byłem w Japonii.
- Że tak grzecznie powiem, Hidan, wypierdalaj -
warknąłem, patrząc na poczynania Sakury, która próbowała usiąść, zachowując
chociaż resztki gracji, ale tak, aby nasz nowy gość niczego nie zobaczył.
- Czemu od razu tak niemiło? - Mężczyzna oparł
się nonszalancko o ścianę, a ja przetarłem twarz dłonią.
- Nic nowego w stosunku do ciebie.
- Hola, hola, lejdi! Na łóżku jest wygodniej.
Panele są czasem dokuczliwe, wiem po sobie. - W sypialni pojawił się Deidara,
stając obok Hidana.
- Jak na kobietę, to masz strasznie niski głos -
rzuciła Sakura, wstając owinięta kołdrą.
- Ej!
- Ouuu, ostra! - Hidan klasnął w dłonie. - Lubię
takie!
- Łapy precz - warknąłem, wypychając ich z
pokoju.
- Ale Sasuke, możemy się nią podzielić! Jest
drobna, ale przecież nie takie rzeczy się robiło!
- Wypierdalaj - powiedziałem przez zaciśnięte
zęby, opierając się o futrynę, gdy tylko udało mi się ich wyemigrować na
korytarz.
- Dobra, dobra. - Strzepnął ze swojego garnituru
niewidzialny kurz, patrząc ukradkiem na Deidarę, który cały czerwony zaczął
oddalać się w stronę wyjścia.
- Jak nas tu znaleźliście? - spytałem,
jednocześnie kontrolując poczynania Sakury.
- Gps w waszym aucie jest połączony z kwaterą -
zaintonował śpiewnie, poprawiając włosy. - Hageta dostał już po łbie. Musisz mu
wybaczyć. Nadal jest nowy.
- Masz mi coś konkretnego do przekazania? - Nie
chciałem go widzieć. W ogóle się za nim nie stęskniłem, lecz jeśli już się tu
pojawił, to musiał mieć co do tego jakiś powód. Bez tego by się nie obyło.
- Razem z Deidarą mieliśmy zrobić ci miłą
niespodziankę, lecz niechcący chyba w czymś przeszkodziliśmy. - Uśmiechnął się
dwuznacznie, co na szczęście zignorowałem. Wychwalajmy opanowanie! - Dziś jest
bankiet. O dziewiętnastej w prywatnej willi Deidary, rozkazy od samego
Wielmożnego Madary - zironizował, przewracając oczami. - Suknie balowe,
garnitury te sprawy. To ma być początek tego całego zebrania. Tak poza tematem.
- Nachylił się w moją stronę, chcąc, aby nikt prócz nas tego nie usłyszał. -
Podobno ma to być jakąś konfrontacja, a sama impreza zapowiada się grubo.
Przygotuj się na coś ostrego. - Puścił mi oczko, a ja zmarszczyłem brwi. W
języku Hidana nie oznaczało to nic dobrego. - Dobra, mykam, bo Blondyneczka
pewnie się niecierpliwi. Cały czas wisi na telefonie z jakąś stewardessą, która
“zawróciła mu w głowie”. Albo jest na dobrym haju, albo na kacu, jeśli tak
pierdoli. - Machnął ręką, odchodząc. - Ciągle tylko krzyczy: Kira, Kira! Muszę
się dowiedzieć, skąd brał te prochy… - Hidan zniknął za rogiem, a ja obróciłem
się w prawo, gdzie w drzwiach stał zaciekawiony William.
- Jak-oni-tu…?
- Niech pan się nimi nie martwi. Są nieszkodliwi
- mruknąłem, wracając do sypialni. Co za upokorzenie…
- Możesz mi wyjaśnić, co to było? - Sakura
stanęła przede mną w rozkroku i rękoma założonymi na piersiach, ubrana w ciemną
koszulę i sportowe shorty.
- Nie musiałaś się ubierać - burknąłem, mijając
ją, kierując się ku łóżku.
- Mówię coś do ciebie…
- Wiesz, co ma wspólnego ślepy ginekolog i pies?
- Podniosłem kołdrę, kładąc się na materacu. - Oboje mają mokre nosy.
- Uuu, to było niesmaczne! - Skrzywiła się, lecz
uśmiech błąkał się na jej ustach.
- Miało być - odparłem, mając nadzieję, że
odwróciłem tym jej uwagę od spektakularnego wejścia Hidana i Deidary.
- Czyli nic mi nie powiesz, tak?
- Chwilowo mam ciekawsze zajęcia - mruknąłem,
wtulając się w poduszkę.
- Świetnie, wybornie. - Wyrzuciła ręce do góry,
a ja kiwnąłem głową. - Wychodzę! - krzyknęła, a gdy złapała już klamkę
powiedziałem:
- Nie zapomnij butów, Saki.
- Awr! - Wściekła się, zaczynając przeklinać pod
nosem. - A idź w cholerę, Uchiha! - Drzwi zatrzasnęły, a ja otworzyłem oczy,
wpatrując się w sufit.
Bankiet, konkurencja, konfrontacja? To nie
będzie zwykłe spotkanie.
Sakura
- Pieprzony imbecyl, egoista, dupek - warczałam,
wymyślając mu coraz to nowsze epitety, które na chwile obecną zdawały się nie
mieć końca, co mogło się skończyć co najmniej nowym rodzajem poezji. Była
brazylijska telenowela Sakury Haruno, to zawsze może być i tomik wierszy. Kto
bogatemu zabroni?
Widziałam jak auto znajomych Sasuke niknęło w
oddali, zostawiając za sobą chmarę kurzu. W dzień to miejsce wydawało się
jeszcze piękniejsze, a szczególnie fontanna stojąca na środku małego
dziedzińca, przedstawiająca kontrabas opleciony przez węża, z którego tryskała
do góry woda. Dla jednych mogła wydawać się kiczowata, lecz mnie urzekła
całkowicie.
Włożywszy dłonie w kieszenie spodenek, zaczęłam
przechadzać się po żwirowym podjeździe, kierując się na teren za budynkiem.
Muzeum było oddalone od miejskiego gwaru, więc szłam względnie spokojna,
podziwiając kwiaty, które ktoś na pewno pieczołowicie pielęgnował.
Gdy minęłam róg budynku, zaniemówiłam.
Przede mną rozpościerał się sad. Blisko drzwi
balkonowych było wydzielone miejsce na stoliki i krzesła oraz chyba gril. Za
nimi ciągnęły się rzędy drzew, które szybko mnie do siebie zwabiły. Podbiegłam
do pierwszego, aby zerwać z niego dojrzałą gruszkę. Bez wahania ugryzłam ją,
czując po chwili na języku jej słodki smak. Kami, jakie pyszne!
Z czasem zagłębiałam się jedynie głębiej i
głębiej. Nazbierałam trochę gruszek, jabłek, czereśni, a nawet truskawek, które
uchowały się pod płotem. Ze zdecydowanie lepszym humorem podążyłam ku krzesłom.
Gdy tam dotarłam, położyłam wszystkie swoje zdobycze na stole, patrząc na nie z
satysfakcją. Ach, tyle dobrych rzeczy!
Usiadłam przodem do słońca, podziwiając widok, a
w między czasie konsumując znalezione skarby. Gdzieniegdzie latały motyle,
ćwierkały ptaki, a nawet zobaczyłam spłoszonego zająca. To miejsce było do
prawdy niesamowite.
- Jesteśmy armią, która nie walczy! Grupą odmieńców,
co się nie skarży! - Zamarłam z truskawką w dłoni. Natychmiast zerwałam się,
biegnąc w kierunku, z którego nadszedł mnie znany głos. - W świecie szaleństwa
i sztucznych bodźców. Mentalną skazą, sektą uchodźców!
Gdy w zasięgu mojego widzenia pojawiła się
fontanna, myślałam, że oszaleję. To, to było niemożliwe!
- Rina?! - wrzasnęłam, otwierając szerzej oczy,
nadal nie dowierzając. Śpiew ustał, a dziewczyna tańcząca w fontannie
zatrzymała się. Jej dwie koleżanki właśnie przymierzające się do skoku do wody
również zamarły.
- Sa-sa-sakura? Hahahaha! - Zaczęła się
nieopanowanie śmiać. - Ej, dziewczyny! Dobre były te skręty! To najbardziej
realna halucynacja, jaką kiedykolwiek miałam!
- Jestem prawdziwa, szczylu! - krzyknęłam,
zbliżając się do niej szybkim krokiem.
- O! I jeszcze mi odpowiada, widzicie? -
Zakołysała się na boki, radośnie wychlapując butami wodę.
- Ej, stary. Ona jest rzeczywiście prawdziwa.
- Nie pierdol, Neko. Chyba naprawdę wzięłyśmy
wczoraj za dużo.
- Wyłaź z tej fontanny - rozkazałam, ignorując
mamroczenie jej dwóch koleżanek. Rina skołowana, lecz na szczęście o własnych
siłach opuściła teren brodzika, stojąc teraz przede mną i przyglądając się z
zainteresowaniem.
- A wiesz, co? Tego nie planowałam -
powiedziała, zagryzając wargę.
- To samo powiem mojej mamie, kiedy zajdę w
ciążę! - Zaśmiała się jedna z dziewczyn, a druga zaraz jej zawtórowała.
- Sasame i tak wszyscy wiedzą, że u ciebie
wszystko kończy się na pornolach.
- Co tu się dzieje? - Sasuke w samych dresach
stanął na schodach, nie spuszczając ze mnie czujnego spojrzenia. Cudownie.
- O-ooo - mruknęła Rina, ruszając ku niemu. Jej
obdarte spodnie i czarna skóra na pewno jej teraz trochę zawadzały, lecz ta
parła do przodu pomimo tego. Uchiha nie był jej dłużny i również zaczął się
zbliżać ku nam. Stanął z nią oko w oko całkiem niedaleko mnie.
Rina przechyliła głowę i dziabnęła go palcem w
nagi tors.
- A jak jest z tobą? Tak jak Sasame lubisz
pornole?
- Ej, ja ich wcale nie lubię!
- Bo ja osobiście za nimi nie przepadam -
zaśmiała się, a ja czułam, jak spada na mnie nowa fala zażenowania. - To jest
jak z jedzeniem. - Wyciągnęła palec wskazujący przed siebie, chcąc mu coś
przetłumaczyć. - Jak jestem głodna, to idę do lodówki, a nie patrzę, jak inni
jedzą! Hahaha!
- Ona chyba naprawę wczoraj przesadziła…
- A to nie było przedwczoraj?
- Cholera, przedwczoraj…
- Chciałbym, zobaczyć jak… - Rina znów zaczęła
tańczyć, a jej rude kłaki całkowicie przysłoniły jej twarz, a glany wydawały
charakterystyczny dźwięk, zakłócający ogólną ciszę.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytał Sasuke,
stając za mną, dotykając ramieniem moich pleców. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy
przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i scenę w sali koncertowej. Jak dobrze,
że nie poruszył tego tematu… Kurde, w sumie to po prostu jeszcze nie miał
czasu, żeby to zrobić.
- Umówmy się - powiedziałam grobowym tonem - jak
się dowiem, to ci powiem - jęknęłam, obserwując Rinę, której do tańczenia
muzyka była zbędna.
Nie miałam pojęcia, skąd dziewczyna się tu
wzięła, lecz byłam pewna, że nie powinno jej tu być.
- Przystojny, ale to i tak nie to…
- Co ty, wolę piwny brzuszek.
- Serio?
- Pod większymi głazami, chowają się większe
węże. - Popatrzyłam ze zgrozą na (chyba) Sasame, która cynicznym okiem
spoglądała na Sasuke.
- I tak Edgar bije go na głowę.
- Edgar nie istnieje.
- To, że ty go nie widzisz, nie znaczy, że on
nie istnieje! - Druga z jej koleżanek, najprawdopodobniej Neko, napuszyła się,
patrząc z nienawiścią na szatynkę. Skąd one się urwały?!
- Rina? - zagaiłam, skupiając na sobie uwagę dziewczyny.
- Możesz mi coś wyjaśnić?
- Poczekaj, teraz solówka - odparła, udając, że
gra na gitarze. Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem i zdziwieniem, gdyż był
to dla mnie niemały szok. - Dobra, teraz wchodzi perkusja, mam chwilę. -
Odsapnęła, patrząc się na mnie.
- Co robisz w Londynie i kim one są? - Wskazałam
palcem na jej znajome, które kłóciły się w sprawie niejakiego Edgara, co do
którego przypuszczałam, że był jedynie wymysłem jednej z nich, ale…
- Pamiętasz, jak miałam problemy w gimnazjum? - Udała
zbolałą minę. - No to skończyłam w poprawczaku, z nimi. - Sasuke gwizdnął,
nachylając się nad moim uchem.
- Wiesz, co? Po wszystkim co z tobą przeszedłem,
byłbym skory uwierzyć, że masz murzyńskie korzenie.
- Zamilcz - syknęłam, przyglądając się dziewczynie.
- I?
- No i zwiałam, a teraz cieszę się wolnością!
- Tak! - Neko i Sasame przerwały swoją kłótnię,
aby potwierdzić jej słowa, po czym wróciły do swojego sporu.
- W Londynie?
- No przecież nie w Tokio. - Przewróciła oczami.
- A gdzie mieszkasz? - Zmarszczyłam brwi, bojąc
się usłyszeć odpowiedź.
- To tu, to tam… Pod tym wielkim mostem jest
nieźle. Zgniły Fred ma tam miejscówkę.
- Że co? Że kto?!
- A, taki stary alfons! - Poprawiła sobie pasek
od spodni, walcząc ze szlufką. - Kurde, jestem za wysoka. Idę, idę i wystaję
ponad tymi ludźmi jak jakaś latarnia…
- Wolałabym być latarnią, niż tą, która pod nią
stoi! - krzyknęła Sasame, a Neko wydęła usta.
- Edgar i tak was za to ścignie.
- Wiesz, co? Czuję, że jesteśmy tu zbędni -
mruknął Sasuke, a ja znów przypomniałam sobie o jego obecności. - Zostawmy je
tu i wróćmy na górę.
- O! Teraz wiem, że nie oglądasz pornoli, stary!
- Rina wyciągnęła ku niemu rękę, uśmiechając się dziwnie. - Ty je tworzysz! A
ciuś ciuś, Sakura. Nununu!
Ostatnio zaczynałam wątpić w ludzkość. Dziś
zwątpiłam definitywnie.
- Rina, chyba musisz wytrzeźwieć…
- Wiesz co? Sheeiren po pijaku włącza się ten
sam syndrom - mruknął Sasuke, który chyba tak jak ja bił się z myślami.
- Coś ty powiedział? - Rina popatrzyła na nas
podejrzliwie, mrużąc oczy.
- Jakbym Imai słyszał. Nic dodać, nic ująć. -
Machnął ręką, a dziewczyna napuszyła się. Jej rozmazany makijaż nadał jej
groźnego wyglądu, który nawet bez niego u wielu siał strach, posługując się
jedynie spojrzeniem szarych oczu. W sumie oczy Shee są identyczne.
- Ja nazywam się Imai. - Po tych słowach zapadła
między nami cisza, którą przerwało jedynie głośne wypuszczenie powietrza z jej
płuc i cichy gwizd Sasame, który wydawała się zrobić, aby jedynie podsycić
napięcie.
- Twoje naturalne włosy są czarne, prawda? -
spytałam, zakładając ręce na piersi.
- Dobrze wiesz, że tak - warknęła, poprawiając
grzywkę. - Nie przyjechałam akurat do Londynu bez powodu - rzuciła, nagle
wydając się trzeźwą. Te informacje tak na nią podziałały? - Moja adopcyjna
matka zmarła rok temu i od tego czasu szukam mojej starszej siostry, która
nawet nie wie o moim istnieniu, a dokładnie Sheeiren Imai.
Teraz brakowało nam jedynie bębnów, które
zrobiłyby dramatyczne: dum dum duuum.
- Masz jakieś jej zdjęcie na telefonie? - spytałam
Sasuke, który również spoważniał. Jego rysy twarzy stężały, a ja próbowałam
patrzeć się właśnie tam, a nie jakieś dwadzieścia centymetrów niżej, gdzie…
- Jest na facebook’u, ale nie wiem, czy złapię
tu internet - mruknął, przeczesując palcami włosy.
- Mógłbyś…
- Zaraz wrócę. - Nawet nie zdążyłam dokończyć
prośby, a on już znajdował się na schodach. To było... miłe.
- Dziewczyny, możecie nas zostawić? - rzuciła
Rina do swoich koleżanek, które ucichły, poddając się przygnębiającej
atmosferze. Skinęły głowami, oddalając się.
Oczy dziewczyny nadal nie były do końca trzeźwe,
lecz jej myślenie wydawało się takie być. Włożyła ręce w kieszenie czarnych,
podartych jeansów, wpatrując się we własne glany, które były teraz całe mokre.
- Chodź - powiedziałam, zachęcając ją ruchem
ręki. Poszła za mną bez słowa, a ja zaczęłam kierować się ku miejscu, gdzie
siedziałam przed jej pojawieniem się. Obeszłyśmy muzeum, idąc po szarej kostce,
przechodząc również pod ogromną wierzbą, która wybijała się nawet ponad
budynek. Ogrodzenie po naszej lewej wymagało lekkiego przycięcia, a ściana po
prawej odmalowania, lecz Rina chyba nie zwracała na to uwagi. Jednak kiedy
przed naszymi oczami pojawił się sad, jej spojrzenie powędrowało do góry, a na
zmęczonej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Weszłyśmy na taras, a ja wskazałam
dłonią wolne krzesło. Gdy doszłam do stołu rzuciłam jej gruszkę, którą ona
złapała, lecz z dość dużym trudem, gdyż nadal jej system stabilnego poruszania
się posiadał usterki.
- Kiedy zmarła Hiri byłam już dorosła. Zostało
mi mieszkanie po niej i resztki pieniędzy, które udało jej się uzbierać -
powiedziała, kiedy tylko usiadła. Wyprostowała nogi i wgryzła się w owoc,
zapatrując się w dal. - Może nazwanie tego testamentem będzie przesadą, ale
tydzień przed śmiercią napisała do mnie list, a powiedziała mi o nim kilka
godzin przed… ostatecznym odejściem. - Znów ugryzła gruszkę, nadal nie
spojrzawszy na mnie nawet na moment. - Przeczytałam w nim, że mam o osiem
lat starszą siostrę, która też została adoptowana, lecz właśnie tu, w Anglii.
- I dlatego rzuciłaś wszystko i przyjechałaś tu?
- Uniosłam pytająco jedną brew, biorąc do ust truskawkę.
- Nie miałam już czego rzucać - prychnęła z
nostalgią, a ja niestety przyznałam jej rację. - Wzięłam wszystkie pieniądze,
klucze od domu mamy, spakowałam się i uciekłam z tego pieprzonego więzienia.
- Dlaczego w ogóle byłaś w poprawczaku? -
spytałam, gdyż kiedy się nią kiedyś opiekowałam nie zapowiadała się na taki
egzemplarz. Zawsze oczywiście miała swoje zdanie i robiła co chciała, ale nie
aż tak, aby skończyć w takie placówce.
- Lubię się bawić i kilka razy przesadziłam -
zaśmiała się cynicznie sama do siebie, bawiąc się bransoletką na swojej ręce.
Usłyszałam jak drzwi balkonowe otwierają się,
więc zwróciłam głowę w tamtą stronę, gdzie stał właśnie Sasuke, lecz niestety w
koszulce. Ech.
- To bardziej ogromny dom z wielką ilością
instrumentów, niż muzeum - powiedział, wskazując na budynek. Nie wiem, dlaczego
non stop mi pomagał i praktycznie robił wszystko co chciałam, ale w taki sposób,
że mimo spełniania moich próśb wyglądało to, jakby robił to z własnego kaprysu,
a nie chęci pomocy mnie. Oczywiście nie mogłam narzekać, bo niczego mi przy nim
nie brakowało, lecz zaczynały deprymować mnie te luksusy i spełniane zachcianki
“od tak”.
- Wiesz jak ona wygląda? - spytałam, uśmiechając
się do chłopaka, gdy brałam z jego dłoni telefon.
- Mniej więcej. - Rina skrzywiła się, łapiąc za
skronie. Na pewno cholernie bolała ją głowa, a próby przypomnienia sobie czegoś
jedynie potęgowały nieprzyjemne uczucie. - Widziałam jej zdjęcie jak była mała,
ale tylko przez moment. - Zmarszczyła brwi. - W sierocińcu mieli taki kaprys i
tyle.
- To ona? - Podałam jej komórkę, gdzie widniało
zdjęcie Shee w kimonie, a on odblokowała ekran. Sasuke oparł się o mojego
krzesło, dotykając delikatnie mojego ramienia. Oboje zdawaliśmy sobie z tego
sprawę, lecz dlaczego żadne tego nie przerwało?
- Chy-chyba tak. - Przełknęła ślinę, a ja
odetchnęłam. - Muszę się z nią spotkać, gdzie ona jest? - Zerwała się,
wywiercając we mnie dziurę swoim stalowym spojrzeniem.
- W Tokio - zaintonował Sasuke. - To narzeczona
mojego brata. - Wywrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się lekko. - Nieopanowana,
wredna, ironiczna, sarkastyczna, bezwzględna i zbyt wysoka na zwykłą Japonkę.
- To w takim razie na pewno moja siostra. -
Zagryzła wargę, tłumiąc uśmiech. Złapała się za brzuch, pochylając się.
Odruchowo spięłam się, lecz ona uniosła dłoń na znak, że wszystko w porządku.
Chyba naprawdę przesadziły z tą imprezą. - Sakura z nieba mi spadłaś - powiedziała,
przecierając oczy.
- A ty z… fontanny i niekoniecznie wiem, czemu -
zaśmiałam się, a ona mi zawtórowała. Spojrzałam na Sasuke, który nie wydawał
się już zirytowany, a rozluźniony. Wydawało mi się, że nawet z chęcią słuchał
naszej rozmowy, która nareszcie zbiegała na normalne tory.
- To i tak jeszcze nic. - Pokazała mi język. -
Tydzień temu skakałam z mostu.
- Słucham?!
- Byłam całkowicie pijana, a wyciągnęły mnie
jakieś specjalne służby. Pewnie zostałabym jakoś ukarana, gdyby nie to, że
ukryłam się w krzakach, a oni nie mogli mnie znaleźć. - Zadowolona ze swojego
osiągnięcia klasnęła w dłonie, poprawiając kurtkę.
- Dobra, mniejsza. - Potrząsnęłam głową, chcąc
odpędzić od siebie obraz dziwnie powyginanej Riny po spotkaniu z płycizną.
- To ja teraz pojadę do Freda i zabiorę
wszystkie rzeczy. - Kiwnęła głową. - Weźmiemy pierwszy samolot i polecimy do
Tokio! - Wyrzuciła pięść do przodu, lecz szybko złapała się za głowę. - Jenyyy,
więcej nie piję.
- Dobry żart, dobry - powiedziałam, wstając.
- Dlaczego we mnie nie wierzysz…
- Bo nie wierzę w cuda. - Rzuciłam jej jeszcze
jabłko, a ona zaczęła kierować się ku swoim koleżankom, idąc tyłem.
- Gdzie mogę znaleźć Sheeiren?
- Myślę, że jak pójdziesz do tokijskiej siedziby
Uchiha Company i powiesz “Imai”, to załatwi wszystko - prychnął Sasuke, lecz
nie było w tym nic niemiłego. To, to było takie uchihowskie.
- Jest aż taka straszna?
- Przemilczę to i zostawię dla twojego osądu. -
Kącik jego ust powędrował ku górze, a ja włożyłam ręce w tylne kieszenie
spodenek, idąc za Riną. - Jej były gdy kiedyś przeszedł, chcąc ją przeprosić,
umarłby co najmniej dwa razy, gdyby nie ochrona - powiedział ciszej, nachylając
się w moją stronę tak, aby Rina tego nie usłyszała. - Pierwsza możliwość
śmierci to sama Shee, a druga to wściekły Itachi.
- On może być wściekły? - Zaczęłam się
zastanawiać, jak wyglądałby starszy Uchiha w stanie gniewnym i jakoś nie mogłam
tego zrobić.
- Gdy o nią chodzi, robi się z niego maszyna do
zabijania. - Znów się uśmiechnął, a ja znów się zapatrzyłam. Kami…
- To słodkie - skwitowałam, przechodząc pod
ogromną wierzbą.
- Rzeczywiście coś w tym jest - odparł, a ja ze
zdziwienia otworzyłam oczy trochę szerzej. Byłam praktycznie pewna, że mnie
wyśmieje za takie stwierdzenie, a tu proszę. Niespodzianka goniąca
niespodziankę.
- Dziewczyny, wracamy do Tokio! - krzyknęła
Rina, a jej koleżanki wstały.
- Kompletnie ci już odbiło, Imai? - spytała
Neko, wiążąc włosy w kucyk.
- Nie tym razem. Moja siostra tam jest!
- To po kija myśmy tu przyjeżdżały… - Sasame
kopnęła kamyk, który przeturlał się pod same nogi Riny.
- Masz pieniądze, żeby wrócić? - spytałam,
zastanawiając się, ile pieniędzy przy sobie miałam, które nie uległy
zniszczeniu przez przemoczenie, a wyniki tego nie były zadowalające.
- Chy-chyba nie - spochmurniała. - Ale dam radę.
- Poczekaj, dam ci swoje - powiedziałam, lecz na
moim ramieniu znikąd pojawił się uścisk, który jak się okazało należał do
Sasuke. Przekrzywił on głowę, patrząc mi się prosto w oczy.
- Nie graj bohaterki, jesteś spłukana.
- Wcale nie! - Obruszyłam się. Coś tam mi
zostało.
- Masz przy sobie tyle, żeby zabrać rzeczy i tu
wrócić? - Zwrócił się do Riny, nie zabierając ręki.
- Na to tak.
- A telefon masz?
- Jakiś grat jest. Może kiedyś był telefonem…
- Więc wpisz w moją komórkę swój numer, a ja
wyślę ci adres, gdzie z Sakurą chwilowo będziemy. My się pożegnamy, a ty
dostaniesz pieniądze i wszyscy będą szczęśliwi. - Dobrze pomyślał. Rina się
spakuje, a ja zdążę wypłacić kasę. Idealnie.
Wstukała odpowiednie cyferki i podała mi aparat.
- Przytuliłabym cię, ale jestem cała mokra. -
Podrapała się po głowie.
- Po prostu powiedz, że śmierdzisz. - Rzuciła
Neko, przez co dostała z pięści w ramię.
- Którędy do wyjścia? - spytała, ignorując
dziewczynę.
- Pewnie tamtędy. - Wskazała Sasame na drogę za
sobą.
- To nas poniósł melanż… - Rina podniosła
plecak, który leżał pod fontanną i zarzuciła go na plecy. - Dziękuję za
wszystko, jak zawsze ratujesz mi skórę.
- Ktoś musi.
- A chodź tu. - Podeszła i mimo całego mokrego
ubrania przytuliła mnie z całej siły. - Dziękuję.
- Nie ma za co. - Poczochrałam ją po włosach, a
ona odsunęła się.
- Chyba aż zacznę do kościoła chodzić i
dziękować, że cię tu spotkałam.
- Wypadałoby! - Przybiłyśmy sobie piątkę, a ona
kiwnęła ręką na koleżanki.
- Do zobaczenia!
- Trzymajcie się!
Wydawało mi się, że Rina wytrzeźwiała, lecz
sądząc po torze jakim szła wyraźnie się w tym stwierdzeniu myliłam. Założyłam
ręce na biodrach, patrząc na jej zmniejszającą się sylwetkę. Kurde, a to się
porobiło.
Spojrzałam na Sasuke, który z kolei wpatrywał
się we mnie, co prawie natychmiast mnie skrępowało. Nie przywykłam do tak
natrętnego, a jednocześnie przyjemnego spojrzenia, co wprawiło mnie w
zakłopotanie, a to ciągnęło za sobą… I tak dalej i tak dalej.
- Dlaczego ciągle mi pomagasz? - spytałam,
siadając na murku fontanny. Krople dosięgały mnie, lecz idealnie neutralizowały
upał, który panował na dworze. Były miłą odskocznią od wysokiej temperatury.
- Nie pomagam ci. - Usiadł obok, a ja zaczęła
majdać nogami w powietrzu, czując zimne krople na plecach.
- Nie kłam, Uchiha.
- Nie kłamię, Haruno.
- Znowu to robisz! - Popatrzyłam na niego, lecz
szybko spuściłam wzrok, gdyż po pierwsze był to Sasuke, a po drugie siedział
pod słońce, które mocno raziło mnie po oczach.
- Niby co? - prychnął, również wpatrując się w
kostkę.
- Przekręcasz tak, żeby wyszło na twoje.
- Źle to ujęłaś. - Udał urażonego, podnosząc
głowę do góry. Czy tego chciałam, czy nie, znów na niego spojrzałam. To było
silniejsze ode mnie, a ze swoimi słabościami trzeba przecież walczyć. Uchiha,
przygotuj się na bitwę. - Po prostu przedstawiam ci mój punkt widzenia, który
jest prawdziwy.
- To, że jest twój, nie znaczy, że prawdziwy. -
Zmarszczyłam brwi, uderzając piętami o murek.
- Znowu kłamiesz. - To był chyba pierwszy raz,
kiedy uśmiechnął się do mnie tak po prostu. Bez zbędnych podtekstów, czy z tą
charaktersytyczną uszczypliwością. Kurde, mógłby tak częściej.
- Ja? Nigdy! - Zaprzeczyłam, kręcąc głową.
- Przypomnę ci to, kiedy powiesz, że nie mam
racji. - Kiwnął palcem, a ja przymknęłam jedno oko, bo raziło mnie słońce,
kiedy na niego patrzyłam. Cholera, znów to robiłam.
- Ale przecież ty nie zawsze masz rację. -
Zacisnęłam usta. Co za narcyz!
- Znowu kłamiesz - mruknął znudzony.
- Właśnie, że nie! To ty! - Dźgnęłam go palcem w
tors, a on popatrzył na mnie wzrokiem zwycięzcy. Ale ...co?
- Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw, więc przyjmij
prawdę z pokorą.
- Jak ty możesz tak…! - Nim się spostrzegłam,
wylądowałam w wodzie. Sasuke wepchnął mnie do fontanny, gdzie uderzyłam tyłkiem
o marmurową posadzkę. - Uchiha! - wrzasnęłam, gdy udało mi się otworzyć oczy i
ustać na kolanach.
- Tak? - spytał, jakby nic się nie stało.
- Kolano mnie boli, nie mogę wstać. Wszystko
przez ciebie! - Uderzyłam dłońmi w taflę wody, rozchlapując ją dookoła, na co
on westchnął.
- Jaka z ciebie pierdoła, to aż mnie zabolało. -
Przewrócił oczami. - Nawet wpaść do fontanny nie potrafisz z gracją. - Oparł
się na murku, wyciągając do mnie rękę. Złapałam ją i dałam się pociągnąć, aby
po chwili ją rozluźnić i pociągnąć go za sobą. Z głośnym chlupotem wpadł do
wody, a ja zaczęłam się śmiać, widząc ten zirytowany wyraz twarz i to
spojrzenie mówiące, że długo nie pożyję.
- Pierdoła, tak? - Oparłam ręce za plecami,
mając teraz wodę prawie do brody.
- Tak - warknął. - I ta twoja pierdołowatość
przechodzi na mnie.
- Sasuke! - W drzwiach pojawił się
William z jakąś tacą w ręce. - Wybaczcie, jeśli przeszkadzam, ale chciałbym
dopełnić wszystkich formalności! Sakura, na tarasie czeka Minnie ze śniadaniem!
Zaraz do was przyjdziemy!
- Dobrze, zaraz będziemy! - odkrzyknął
Sasuke, podnosząc się. - Żadne kolano cię nie boli, prawda?
- Prawda.
- No. Chociaż raz powiedziałaś prawdę. - Wstał,
wykręcając koszulkę. Też zbierałam się do wstania, lecz Uchiha ponownie
posadził mnie w wodzie, opierając ręce na moich ramionach. - Siedzisz tam, to
siedź.
- Bo co? - fuknęłam.
- Bo śpisz na podłodze. - Wyszedł, starając się
wykręcić spodnie.
- A ty na wycieraczce. - Wstałam, potrząsając
głową. Wszystko miałam mokre. Koszula przykleiła mi się do ciała, a buty nieprzyjemnie
chlupały. Spojrzałam na Sasuke, który właśnie odwrócił ode mnie wzrok, a
konkretniej od moich piersi. Udawałam, że nic nie zauważyłam i z godnością
wyszłam na podjazd.
- Idź jeść, to umiesz robisz - fuknął, gdyż
chyba rzeczywiście był zły. Jego uwaga rozbawiła mnie, lecz też udałam
naburmuszoną.
- Grać ci na nerwach też potrafię.
- No dobra - sapnął - ewentualnie jeszcze
na fortepianie. - Ruszył w stronę schodów, nie oglądając się za siebie.
- Ty też! - odkrzyknęłam za nim, czując się
trochę głupio, bo to było głupie. Kami, trzeba było mi oszczędzić
kompromitacji…
Biadoląc pod nosem ruszyłam ku tyłom domu, gdzie
rzeczywiście czekała Minnie, rozkładając właśnie talerze.
- Cześć - mruknęłam, patrząc na wykwintną
zastawę.
- Hej, hej - odpowiedziała, przyjaźnie
się uśmiechając.
- Mamy mało czasu, więc niestety nie
posiedzimy długo. - W sumie to nie wiedziałam, czy nam się spieszyło, czy
nie, ale jakoś przestałam mieć ochotę na siedzenie tu. Po prostu, od tak.
- Kurde, szkoda. - Zmarkotniała, a we
mnie odezwały się wyrzuty sumienia. - W takim razie jedz szybko, żebyś
zdążyła się jeszcze przebrać. - Położyła na moim talerzu ciepły jeszcze
omlet, a do kubka nalała herbaty.
- Dziękuję bardzo - powiedziałam,
uśmiechając się lekko. Dziewczyna była ubrana w zwykły błękitny t-shirt i
krótkie spodenki. Ach, najlepsze ubranie.
- Na łóżku położyłam ci moje shorty, które
kupiłam tydzień temu, ale są za małe… - warknęła, lecz chyba bardziej na
własne myśli, niż na mnie. - A przyjaciółka mówiła: weź trzydziesty czwarty
rozmiar, weź. - Nałożyła też sobie i z westchnieniem klapnęła na krzesło. -
No i są za małe, ale na ciebie powinny być akurat.
- Eee, dziękuję. - Upiłam łyk herbaty. - Jeśli
są nowe, to oddam ci za nie pieniądze
- Aj, przestań. - Machnęła ręką. - Twój
chłopak uratował nas od upadku, więc te spodenki to naprawdę nic. -
Jedzenie utknęło mi w gardle.
- To nie jest mój chłopak - powiedziałam
z pełną buzią, wbijając mocniej widelec w omlet, na co ona lekko odsunęła się.
- Wow, wow, sorry. - Uniosła ręce do góry.
- Wybacz - mruknęłam, mając dość tego
tematu. - Po prostu nie jesteśmy razem.
- Ale tak wyglądacie. - Widziałam, że
powiedziała to odruchowo, za późno gryząc się w język.
- Przecież nie będę chodzić z wielkim
transparentem w ręce, że jestem wolna - rzuciłam, marszcząc brwi.
Choć… Ta wizja wyglądała całkiem śmiesznie.
- Ale świetnie razem wyglądacie. - Teraz
powiedziała to już z premedytacją, a ja spojrzałam na nią spod zmrużonych
powiek.
- To komplement, czy obelga?
- Serio? Takim facetem gardzisz? - Popatrzyła
na mnie z powątpieniem. - Nie wiem, jak jest między wami, ale nie
zauważyłam, żeby coś było nie tak w sali koncertowej, albo w fontannie.
- Podglądałaś! - rzuciłam oskarżycielsko.
- Pewnie, że tak. - Pokazała mi język. - Miałam
to przegapić?
- Nie było czego. - Zaczęłam dziobać
widelcem w resztkach omletu. Cholera.
- Sasuke, kochanieńki, naprawdę nie wiem, jak
wam się odwdzięczymy. Z żoną naprawdę musicie być dobrymi ludźmi. -
Ostentacyjnie wstałam, skupiając na sobie uwagę Williama, który razem z Uchihą
właśnie wchodzili na taras.
- Kochanie, pospiesz się. Zaraz się zbieramy
- warknęłam, wymijając go. Shannaro! Idioci, idioci wszędzie. Szybko
przebiegłam do sypialni, nie chcąc, żeby podłoga za bardzo się zamoczyła.
Wskoczyłam do łazienki, żeby poprawić włosy i szybko przebrałam się w suche
ubrania, włączając w to spodenki od Minnie. Nie miałam pojęcia, gdzie się
wybieraliśmy, ale definitywnie nie miałam nastroju na jakąkolwiek sukienkę. Nie
i już.
- Awr! - Wkurzyłam się, kiedy zahaczyłam ręką o
spodnie Sasuke, leżące na łóżku. Podniosłam je z podłogi, a na panelach
pojawiło się jakieś zdjęcie. Zmarszczyłam brwi, schylając się po nie. Przez
chwilę miałam problem z odpowiednim podważeniem go paznokciem, ale gdy tylko
udało mi się je podnieść, zaniemówiłam.
Fotografia przedstawiała mnie, Lisę oraz Ryana i
byłam pewna, że pochodziła ona z mieszkania Momo. Miałam ochotę ją zgnieść,
podrzeć, spalić, zrobić wszystko, żeby zniknęła. Jednak po chwili zimnej kalkulacji,
doszłam do wniosku, że schowam ją tam, gdzie ją znalazłam. Niech Sasuke nie
wie, że ja wiem. Zawsze trzeba mieć jakaś przewagę.
Z każdą sekundą wzrastał we mnie gniew. Jakim
prawem Uchiha grzebał w mojej przeszłości? Rzuciłam jego spodnie i zdjęcie na
łóżko, zabierając z szafki klucze od auta, komórkę i swoje torby. Jak
najszybciej zeszłam na dół, wychodząc głównym wejściem. Otworzyłam samochód,
wrzucając wszystkie reklamówki na tylne siedzenie, a sama oparłam się o
przednią maskę, zakładając ręce na piersiach,
Czekałam pięć minut, dziesięć, piętnaście…
Powoli traciłam cierpliwość i kiedy właśnie miałam już iść na tyły, zza rogu
wyłonił się Sasuke, William i Minnie. Chłopak szedł przed siebie cały w
skowronkach obok staruszka, który również wręcz pląsał, jeśli można to
powiedzieć o facecie chodzącym o lasce. Tak czy siak, wyglądał pociesznie i
biła od niego aura radości, która mi również się udzieliła, lecz tylko na
chwilę. Przypomniałam sobie o zdjęciu, a mój dobry humor wyparował.
- Więc jesteśmy w kontakcie, tak? -
William zmrużył oczy, a Sasuke potwierdził skinieniem głowy.
- Dziękujemy za nocleg, śniadanie, za
wszystko. - Wysiliłam się na miły uśmiech i bez słowa wsiadłam do auta.
Sasuke coś jeszcze mówił, a ja jedynie
pomachałam Minnie, która odwzajemniła mój gest. Uchiha wsiadł do środka i
przekręcił kluczyki w stacyjce.
- Co się ugryzło? - spytał, wykręcając, omijając
fontannę.
- Ty - warknęłam wkurzona. On to ma tupet.
- Nie przypominam sobie - powiedział spokojnie,
kierując się ku bramie.
- Nic nowego.
- Znowu kłamiesz. - Założyłam ręce na piersi i
zapatrzyłam się w krajobraz za oknem. Jechaliśmy wzdłuż linii drzew. Spojrzałam
na ekran telefonu, gdzie widniała godzina dwunasta dwanaście. Miku
powiedziałaby, że “ktoś mnie kocha”. Jak zawsze odparłabym, że tylko jej się
zdaje, a jeśli już, to mama. Mimo wszystko, mama zawsze mnie kocha. - Dlaczego
tak ci się spieszyło?
- Bo tak - powiedziałam nadal naburmuszona.
- Rozwiniesz to jakoś teraz? - Spojrzał na mnie
w lusterku.
- Nie.
- A później?
- Nie.
- Aha - westchnął. - To widzę pogadane.
Nie odezwałam się do niego. Pojawił się we mnie
strach, że mógłby odkryć cokolwiek związanego z Ryanem i to ostatecznie
zakończyło bycie dla niego miłym. Koniec.
- Dostałaś okres, czy jak? - Popatrzyłam na
niego z otwartymi oczami. - W fontannie nic nie widziałem, ale te dzisiejsze
technologie…
- Uchiha! Nie masz wstydu! - Zamachałam mu
palcem przed nosem.
- Pytam się po ludzku, a nie - fuknął,
wyjeżdżając z bramy.
- To się nie pytaj. - Włączyłam muzykę, nie chcąc
go słuchać. Załączyła się jakaś popowa piosenka, lecz nie w głowie było mi,
żeby ją zmieniać. Specjalnie jeszcze ją pogłośniłam, aby zagłuszyć zbędne
myśli, co niestety nie pomogło, lecz trzeba utrzymywać pozory.
Nie miałam pojęcia, gdzie jechaliśmy. Można
powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłam. Uchiha gdzieś mnie zawiezie,
zostawi, załatwi nocleg, ja będę go ignorować i wszyscy będą szczęśliwi. Tak.
Jechaliśmy i jechaliśmy. Londyn nie wywoływał
już we mnie jakieś wielkiej ekscytacji, więc beznamiętnie wpatrywałam się w
mijane budynki, czekając aż staniemy. Przejechaliśmy w ciszy jakieś półgodziny.
Zmieniały się jedynie piosenki i otoczenie, bo atmosfera była sztywna jak na
początku, co w sumie było moją zasługą. Nie... To jego wina.
- Mamy dzisiaj bankiet.
- Słucham? - jęknęłam, zamykając oczy. Ostatnie
na co miałam ochotę to jakieś idiotyczne przyjęcie.
- W końcu nasz przyjazd nabierze sensu, a przy
najmniej będziemy starali się go poznać. - Rozpiął sobie guzik koszuli i
włączył klimatyzację, gdyż znów wyjechaliśmy z zabudowanego Londynu, nie mając
już w ogóle styczności z cieniem..
- I musimy to zrobić na jakimś hucznym wyjściu?
Świetnie.
- Nie narzekaj, mogło być gorzej.
- Na przykład? - Uniosłam pytająco jedną brew,
kiedy akurat skręcaliśmy na skrzyżowaniu.
- Na przykład mógł być to bal maskowy - rzucił
swobodnie, czym mnie jedynie bardziej podsycił.
- Albo randki z losową dziewczyną w restauracji
- warknęłam. Kami! Niech on przestanie się odzywać, bo jeśli tego nie zrobi, to
wybuchnę!
- Do czego ty teraz pijesz? - Spojrzał na mnie
kątem oka, a ja uśmiechnęłam się wrednie.
- Do naszego. - Udałam, że liczę na palcach. -
Drugiego spotkania.
- Mówisz o tej europejskiej restauracji?
- Lubisz, gdy odpowiada ci się na pytania
retoryczne?
- Serio się pytam. - Te słowa zawisły między
nami, gdy wyjeżdżaliśmy przed ogromną metalową bramę i podjazd, których wygląd
podobny był jak do tych z muzeum. Mieliśmy przed sobą długą drogę, która za
pewne prowadziła do jakiejś rezydencji, a ja przewróciłam oczami. Same wille.
Ja nie wiem, co ja tu robię.
- “Ty jesteś na dziś ostatnia”, chyba tak to
brzmiało. - Kiwnęłam głową, potwierdzając swoje słowa. - Czułam się w niebo
wzięta.
- To zwykły zbieg okoliczności…
- Teraz ty kłamiesz.
- Chciałabyś.
- A podobno ja tak mówię!
- Nie.
- Zamknij się!
Chyba ubodłam jego męskie ego, gdyż zacisnął
usta w cienką linię, chwytając mocniej za kierownicę. Nie mogłam z nim
wytrzymać. Z nim, jego arogancją, chamstwem. Awr! Przyspieszył dość gwałtownie,
a ja złapałam się uchwytu na drzwiach. Już chciałam coś powiedzieć, gdy ostro
zahamował, wpasowując się w wolne miejsce parkingowe, pomiędzy dwa, równie jak
nasz drogie auta.
Złapałam się za głowę. Gdzie ja do cholery
jestem?!
- Wiem, że mnie słuchasz - powiedział,
odchylając głowę. Zamknął oczy, gdyż sam chyba też niekoniecznie chciał
wchodzić do środka, co mi trochę polepszyło humor. - Ten blondyn, który dzisiaj
był w muzeum to Deidara, szef londyńskiego oddziału. - Słuchałam Sasuke jednym
uchem, wypuszczając zasłyszane informacje drugim. Moje usta rozchyliły się
lekko, gdy zdecydowałam się skupić na budynku. - Ten z siwymi włosami, to
Hidan. - Zza rogu budynku wychodzili właśnie ludzie, których była… ponad
dwusetka. Nieśli stoliki, krzesełka i jakieś pudła, przez co zaniemówiłam. - Na
chwilę obecną nie wiem niczego szczególnego, ale dowiem się, gdy tylko wejdę do
środka. - Do wejścia prowadziły wysokie schody z falistymi poręczami. Przed
drzwiami znajdował się mały ganek otoczony białymi kolumnami, tworząc klimat
dla przepięknych równie jasnych wrót, które przyciągały uwagę. Horda ludzi znów
zniknęła mi z pola widzenia, a na horyzoncie pojawiły się przeróżne osoby. To,
to naprawdę będzie chyba spora impreza. - Jednak mnie nie słuchasz. -
Potrząsnęłam głową.
- Yyy, Deidara, Hidan, tak. - Skinęłam,
wpatrując się w kobietę ubraną w czarną wizytową spódniczkę, białą koszulę i
dość wysokie obcasy. Wydawała się zawiadywać wszystkim, sądząc po jej
zdecydowanych ruchach i wydawanych poleceniach.
- Nie wiem, co z tobą zrobić - westchnął,
bębniąc palcami o kierownicę.
- Na pewno nie zabić i schować w bagażniku. Chcę
mieć godną śmierć - mruknęłam pod nosem, marszcząc brwi na widok coraz to
nowych ludzi.
- Sugerujesz mi, że nie jestem godny?
- A potrzebujesz bardziej wyraźniej żaluzji? -
Nacisnęłam klamkę, popychając drzwiczki.
- Sakura, aluzji - sapnął, również wychodząc. Od
razu uderzyła we mnie wysoka temperatura i światło słoneczne. Zamknęłam za sobą
drzwi i oparłam się o maskę, gwiżdżąc cicho pod nosem.
- Też masz taką willę? - Patrzyłam z uznaniem na
ogromny dom i piękny ogród do okalający.
- Nie, mieszkam w mieszkaniu.
- To sarkazm? - Spojrzałam na niego i chyba
cudem udało mi się wyłapać cień rozbawienia na jego twarzy.
- Nie tym razem.
- Nie mów mi, że cię nie stać na taką
rezydencję, bo ci nie uwierzę. - Ja nie mogę, co za okiennice. Chyba nigdy nie
widziałam, aby jakiekolwiek były tak kunsztownie wykonane. Ten budynek
kosztował fortunę!
- A na co mi taki ogromny dom, jeśli miałby być
pusty? - rzucił, oddalając się, a ja poczułam wyrzuty sumienia. Haruno, chyba
nie mogłaś zadać głupszego pytania.
- Sasuke, zaczekaj! - krzyknęłam za nim,
dobiegając do niego.
- No? - mruknął, nawet na mnie nie patrząc.
- Co ja mam teraz robić? - Rozejrzałam się
dookoła i znów moim jedynym łącznikiem ze światem realnym był Sasuke, który
doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wykorzystując to przy każdej,
nadarzającej się okazji.
- Co chcesz. - Machnął ręką. - Anglia to też
wolny kraj.
- Sasuke. - Znów go dogoniłam. - Odpowiedz mi.
- Przecież ci odpowiedziałem. - I ten spokojny,
opanowany ton. Nic nie denerwuje mnie bardziej niż ignorancja.
- Interesuje mnie inna odpowiedź. - Zbliżaliśmy
się do schodów, które pełne były teraz od ludzi niosących talerze i różne wazy.
Zatrzymałam się w miejscu, zwracając uwagę na przystojnego kelnera, który
właśnie mnie minął. On również obejrzał się za mną, a ja szybko odwróciłam
wzrok. Zdążyłam jednak zauważyć cień zainteresowania na jego twarzy,
zapamiętując jego rysy. Jeśli to przyjęcie będzie bardzo denne, poflirtuję
sobie z kelnerem, a co. Uchiha i tak będzie pewnie osaczony przez wianuszek
jakiś biznesmenek, sekretarek, konsultantek, srantek, phi.
- Usiądź na schodach i licz, dopóki nie wrócę -
prychnął.
- Nie bądź taki cyniczny.
- Będę taki, jaki będę chciał - warknął,
wsadzając dłonie w kieszenie.
- I zostaniesz sam jak palec. A nie. -
Zatrzymałam się. - Twoja gburowatość cię nie opuści.
- Masz jakiś problem? - Stanął do mnie przodem,
stojąc wyżej niż ja, przez co miał ogromną przewagę, jeśli chodzi o wzrost.
- Ze sobą? W przeciwieństwie do ciebie, nie. -
Okej, miałam mnóstwo problemów ze sobą. Dziwne lęki, napady strachu i wiele
innych niezidentyfikowanych odruchów, lecz musiałam to powiedzieć. Korciło mnie
jak cholera, a poczułam, że odniosłam sukces, kiedy zobaczyłam, jak jego oczy
pociemniały, a twarz stężała.
- O co ci chodzi?
- O to, że jesteś nieprzyjemny dla ludzi, co ich
od ciebie odstrasza. Gdybym mogła, to sama być uciekła. - Machnęłam ręką, chcąc
wykazać swoją dezaprobatę i jakoś rozładować sytuację, lecz tym gestem chyba
jedynie ją pogorszyłam.
- Ja cię tu nie trzymam - warknął. - Chcesz, to
dam ci pieniądze i zarezerwuję pierwszy lot do Tokio.
- A ty znowu o tych pieniądzach, to przez nie tu
jestem. - Założyłam ręce na biodrach, chcąc chronić swojego honoru. O nie, nie,
nie. Tak nie będziemy się bawić.
- Może cię tu zaraz nie być! - Uniósł głos,
skupiając na nas uwagę mijających nas ludzi. - Jedno moje słowo i cię tu nie
ma!
- Tak sądzisz?! - Nachyliłam się do przodu,
kipiąc ze złości. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić, a szczególnie on,
który nosi się wyżej niż powinien i wszystkich traktuje z góry!
- Ja nie sądzę, ja to wiem!
- To samo powiedziałeś tym wcześniejszym
dziewczynom z którymi spotkałeś się w restauracji?! - Teraz już na pewno
byliśmy główną atrakcją najbliższego otoczenia, lecz nie zwracałam na to uwagi.
Wojowniczo wpatrywałam się w Sasuke, który chciał zabić mnie wzrokiem.
- Przesadziłaś - wycedził przez zęby.
- Ja przesadziłam? Ja?
- Tak, właśnie ty. - Ruszył w górę schodów, a ja
usiadłam na jednym stopniu tyłem do niego, chowając twarz w dłoniach. Kurde,
przecież powiedziałam całkowitą prawdę!
Wypuściłam z siebie zbędne powietrze,
chcąc pozbyć się również negatywnych emocji, które niestety tylko przybywały.
Wstałam i ruszyłam w stronę, gdzie wydawało mi
się, że stała kobieta w wizytowej spódniczce. Skierowałam się w lewo, idąc
alejką otoczoną z dwóch stron wysokimi drzewami, przez co zdawało mi się, że
szłam jakimś tunelem. Gdy doszłam do jego końca rozpostarł się przede mną plac
pełen nakrytych stolików, krzeseł, parasoli i przenośnych lamp.
Zatrzymałam się na chwilę w miejscu, chłonąc widok. Jeszcze nigdy nie byłam na
tak ogromnej imprezie. Wow, to będzie coś.
- Mogę w czymś pomóc? - Odwróciłam się
gwałtownie w prawo, gdzie stał uśmiechnięty od ucha do ucha upatrzony
wcześniej przeze mnie kelner. Jego brązowe włosy lśniły w słońcu, a równie
brązowe oczy przypatrywały mi się niekrytym zainteresowaniem.
- Yyy... - Potrząsnęłam głową. - Szukam osoby
zawiadującej tym wszystkim. - Zrobiłam kółko dłonią, a on uśmiechnął się
miło.
- Proszę za mną. - Skłonił się lekko, a
ja zaśmiałam się cicho. Kurde, to tak, jakbym miała własnego lokaja!
- Przepraszam pana - powiedziałam,
zrównując z nim krok.
- Czy jest możliwość, aby tak piękna kobieta
mówiła do mnie po imieniu? - Popatrzył na mnie, cały czas idąc do przodu, a ja znów się
zaśmiałam. To ten typ amanta na chwilę. Ale przecież, co mi dzisiaj szkodzi?
Nie pogardzę dawką komplementów i miłym widokiem w jego wydaniu.
- O kim pan mówi? - Udałam zdziwioną, nie
chcąc wyjść na sztywną dziewczynę, która właśnie pokłóciła się ze swoim
facetem. Ani jestem sztywna, ani z Uchihą. - Idziemy tylko we dwoje, a
żadnej tu nie widzę.
- Rzeczywiście, drugiej tak pięknej kobiety na
tym przyjęciu nie ujrzę. - I znów ten czarujący uśmiech. O mało co nie wywróciłabym
się, potykając o krawężnik. Jednak w ostatnim momencie udało mi się uratować
swój wizerunek pięknej kobiety, która nie miałaby zadrapania na kolanie. On na
to uniósł kąciki ust ku górze, prowadząc mnie do namiotu na końcu stolików. A
jeśli chce mnie zgwałcić?
- Nazywam się Chris - powiedział, lawirując
między jasnymi parasolami. Cała zastawa była wykonana z jasnych tworzyw, przez
co odczuwałam wrażenie bardzo pogodnej atmosfery.
- Ładne imię - odparłam, gdy stanęliśmy przed
wejściem.
- Czy to nie ten moment kiedy ty podajesz mi
swoje?
- Uniósł jedną brew do góry, poprawiając trzymaną w ręce szmatkę. Podniosłam
wzrok na jego twarz, która wyraźnie dawała mi do zrozumienia, ze czeka na moja
odpowiedź. Ja jednak odwróciłam się bokiem do niego, przekładając ciężar ciała
na jedną nogę.
- Nie sądzę. - Puściłam mu oczko,
uchylając połę namiotu, aby wejść do środka. Miałam teraz przed sobą dość spore
pomieszczenie pełne różnych biurek, dziwnych konsoli i mnóstwa dokumentów,
które walały się dosłownie wszędzie.
- Czy wy naprawdę jesteście tak tępi, czy
tylko tak wybitnie udajecie?! - Szukana przeze mnie kobieta stała niedaleko
mnie i właśnie wyżywała się na dwóch (chyba) sekretarkach, które w pośpiechu
zbierały papiery z podłogi. Złapała się za skronie i poprawiła delikatne
okulary, idealnie dopasowane do jej drobnej twarzy. Była średniego wzrostu,
lecz nadrabiała go ogromnymi obcasami, na których stała jednak bez żadnych
zastrzeżeń. Ciekawe co, jakby miała się ruszyć. - Ty jesteś tą dziewczyną od
tortu? - Spojrzała na mnie spod byka, gdyż była chyba bardzo zdenerwowana.
- Nic z tych rzeczy - fuknęłam, mierząc
ją wzrokiem.
- W takim razie, żegnam. - Odwróciła się
do mnie tyłem, a ja poczułam się olana. O nie, nie.
- Raczej dzień dobry. - Podeszła do
biurka, natychmiast biorąc do rąk notatnik. Zaczęła coś warczeć pod nosem,
odrzucając za plecy swoje długie i osobliwie szare włosy.
- Jesteś zwolniona, znikaj stąd. - Pisała
coś w tym swoim dzienniku, lecz kiedy zobaczyła, że dziewczyny sprzątające
dokumenty już się uwinęły, a ja nadal stałam czekając aż łaskawie na mnie
spojrzy, zrobiła to, a okulary zjechały jej na nos. - Co tu jeszcze robisz?
- Ten namiot wymiarowo jest za mały na
pilotowanie tak dużej imprezy. Stoliki stoją za blisko siebie, co może
spowodować problemy dla kelnerów. Dziś może padać, a nie wszystkie lampy są
wodoodporne, a chyba nie chcemy spięcia i ewentualnej… - udałam zamyślenie
- katastrofy.
- Jesteś z Yoroto? - Jej oczy
zmniejszyły się do wielkości szparek, a usta zacisnęły w prostą linię.
- Nie mam pojęcia czym jest Yoroto -
odparłam zgodnie z prawdą, a ona westchnęła.
- Kontrola z Japonii? - Jej mina zrzedła,
a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- Z Japonii tak. - Dziewczyna chyba miała
ochotę zapaść się pod ziemię, lecz w tym momencie dokończyłam swoją wypowiedź.
- Jestem partnerką Sasuke Uchihy i niekoniecznie wiem, który pokój jest mój,
a prawdą jest, że pochodzę z Japonii. - Wyraz jej twarzy zmienił się
natychmiast. Wymalowała się na niej ulga, a jej niebieskie oczy nabrały
spokoju.
- Nie mogła pani tak od razu? - Podeszła
do mnie, wyciągając dłoń. - Namira Hatake, kierowniczka imprezy. -
Uśmiechnęła się lekko, lecz z jakąś maleńką dawką dumy.
- Sakura Haruno, partnerka Sasuke. - Uścisnęłam
jej rękę.
- Wybacz mi tę całą sytuację, ale mam pod
sobą mnóstwo ludzi, którzy kompletnie nie wiedzą co mają robić. -
Zmarszczyła brwi. - Wiedziałam, żeby nie realizować programu dla stażystów.
- Stażyści są potrzebni, ale tylko wtedy, kiedy
mają przynieść kawę - mruknęłam, przypominając sobie pracę z moją pierwszą stażystką…
Koszmar.
- Bo tylko to potrafią - potwierdziła na
co obie się zaśmiałyśmy. - Więc szukasz swojego pokoju, tak?
- Yhym - potwierdziłam, a ona podeszła do biurka,
sprawdzając coś na rozpisce.
- Też pracujesz jako organizatorka imprez? -
spytała, jeżdżąc palcem po planie.
- Nie. W firmie kontrolującej różne
działalności. - Rozejrzałam się, znów zwracając uwagę na wysokie obcasy
kobiety. Rany, ja bym się na takich zabiła.
- Macie apartament we wschodniej części
rezydencji, pokój numer sto dziewięc. - Zamknęła kajet, patrząc na mnie
wyczekująco.
- Jakieś dokładniejsze wytyczne? -
rzuciłam głupio, gdyż nie miałam pojęcia gdzie iść. Uchiha zniknął, a ja
zostałam bez nawigacji.
- Okeyla! Ogarnij ten burdel! - wrzasnęła
na jedną z sekretarek. - Przejdę się z tobą. - Odłożyła notatnik,
wskazując dłonią na wyjście z namiotu. Tak też zrobiłam, wychodząc znów na
świeże powietrze. Stoliki niezmiennie stały tam gdzie wcześniej, a nad nimi
wybijał się dwupiętrowy, lecz podłużny budynek, którego dach pokrywały czarne
dachówki. Spojrzałam w prawo i zorientowałam się dom był zbudowany na planie
prostokąta, z patio po środku. A to patio było… ogromne.
- Co to jest dokładnie za impreza? -
spytałam, gdy w ciszy mijałyśmy przeróżnych ludzi: kelnerów, sprzątaczki,
kucharki.
- Nie wiem, ile mogę ci powiedzieć -
mruknęła pod nosem, czujnie lustrując przestrzeń dookoła nas.
- W sumie i tak wszystkiego dowiem się od
Sasuke, tylko nie wiem kiedy - powiedziałam pewnie, choć wcale nie musiało
tak się stać. Nie miałam pojęcia czy Uchiha będzie łaskawy powiedzieć mi
cokolwiek, w szczególności po naszej odbytej niedawno kłótni.
- Masz rację. - Zagryzła wargę,
poprawiając okulary. Przeskoczyłam krawężnik prowadzący nas na chodnik, a ona
westchnęła. - Dostałam wytyczne z samej Japonii, że mam zorganizować
przyjęcie na ponad trzysta osób - prychnęła. - Miałam na to cztery dni!
Cztery! - Pokiwała kilkatrotnie palcem w geście irytacji. - To prawie
niemożliwe!
- Domyślam się. - Włożyłam dłonie w kieszenie,
patrząc pod nogi. Nie mogłam cały czas spoglądać na to bogactwo, które było
dosłownie wszędzie. Miałam go dość.
- Będzie to bal, impreza, tańce, połamańce
nazywaj to jak chcesz - rzuciła z pogardą - w których wezmą również udział
przedstawiciele firmy Yoroto. Dla uzupełnienia największej konkurencji Uchiha
Company.
- Grubo - skwitowałam, zapamiętując tę
nazwę. - Też zajmuje się nieruchomościami, ma sieć hoteli i udziały
praktycznie wszędzie? - Zironizowałam.
- Trafiłaś w sedno. - Dziewczyna miała dość,
było to wyraźnie widać. Na pewno to, że zdecydowała się mnie zaprowadzić
poprzestawiało jej plany, a wyglądała mi na perfekcjonistkę, która musiała mieć
wszystko dopięte na ostatni guzik.
- Nie zazdroszczę. - Właśnie weszłyśmy
przed duże drewniane drzwi na końcu alei, którą przed chwilą szłyśmy.
- Macie jedną z najlepszych miejscówek, albo
nawet najlepszą - powiedziała, a w tym momencie jej szpilki uderzyły o
ciemne kafelki, którymi wyłożona była podłoga. Sufit miał co najmniej sześć,
siedem metrów, a z niego zwisał średniej wielkości szklany żyrandol. Ściany
były jasne, a pomieszczenie umeblonwae ciemnymi meblami. Zorientowąłam się już,
że te dom został stworzony na zasadzie kontrastów, co bardzo mi się podobało.
Bardzo oryginalne.
- To znaczy? - Spytałam, kiedy
wchodziłyśmy po marmurowych, białych schodach na drugie piętro. Pochłaniałam
wzrokiem modernistyczne obrazy, które dopełniały urok tej części domu.
- Dwie łazienki, winda kuchenna, salon,
garderoba i mini siłownia.
- Chyba żartujesz. - Otworzyłam szerzej
oczy. Cholera! Na co komu taki ogromny dom z mnóstwem takich bajerów?! Przecież
dzięki takim pieniądzom wielu ludzi znalazłoby sobie mieszkanie i jeszcze
spokojnie zapewniłoby sobie jego wyposażenie. Do tego: ten dom na co dzień
musiał stać pusty. Powód Sasuke był jak najbardziej trafny.
- Masz prawo do luksusu. - Puściła mi oczko,
wchodząc na wykładzinę, którą wyłożone było piętro.
- Co masz na myśli? - Zmarszczyłam
brwi, lecz ona nie mogła tego zauważyć, gdyż szła pierwsza. Znajdowałyśmy się w
podłużnym korytarzu, gdzie drzwi prowadziły na boki. Wszystkie były takie same:
drogie i z pomalowanego na czarno drewna. Jednak my nie skręciłyśmy w żadne,
cały czas idąc do przodu.
- Jesteś partnerką szefa, czyż nie? -
Odwróciła się do mnie przez bark uśmiechając się trochę… perwersyjnie.
- To nie tak jak myślisz! - Natychmiast
pokręciłam głową, lecz ona się zaśmiała.
- Wybacz, ale to facet najwyższej
klasy. - Stawiała pewne kroki, całą sobą emanowała pewnością, przez co jej
słowa również się tym charakteryzowały, a ja… a ja jej uwierzyłam.
- Jestem jego partnerką, ale tylko na to
przyjęcie, rozumiesz? Nie jesteśmy razem - powiedziałam z wyrzutem.
Doszłyśmy do końca korytarza, który kończył się podwójnymi wrotami, a ona
uśmiechnęła się do mnie cwaniacko.
- Widziałam was dziś rano w gazecie. -
Wyjęła zza stanika plastikową kartę i dotknęła nią czytnika, który zrobił ciche
pip, po czym drzwi otworzyły się automatycznie.
- Słucham? - spytałam głucho. Angielska
gazeta, ogólnodostępna, nie!
- W sypialni jest laptop z dostępem do neta.
Ogarnij sobie “The Bosses of money”, czy jakoś tak. - Machnęła ręką,
podchodząc do okna, które właśnie otworzyła. - Nie wiem, gdzie jest szef,
ale jeśli przyjdzie gdzieś się przebrać bądź odpocząć, to właśnie tu. -
Skierowała się do wyjścia. - W salonie powinny leżeć karty, po jednym dla
każdego. Bez nich nie wejdziecie do środka. - Poszłam za nią, chcąc
odprowadzić ją do drzwi. Stanęłyśmy w progu, a ona poprawiła sobie grzywkę,
która wpadała jej na oczy.
- Naturalne? - Spytałam, będąc pewną, że wie o czym
mówię.
- Tak - potwierdziła i już otwierała
usta, żeby coś powiedzieć, lecz uprzedziłam ją.
- Tak, moje też. - Obie się zaśmiałyśmy,
lecz odezwała się jej komórka, na co ona spochmurniała.
- Zrobiłam sobie kilka minut przerwy i już
coś się stało. - Złapała się za skronie.
- Znam to, ale nie daj się. “Trzeba być
twardym, a nie mientkim!”*
- To z jakiegoś filmu, nie?
- Tak, ale nie pamiętam tytu…
- Nami, Nami! - Spojrzałam za plecy dziewczyny, gdzie
spostrzegłam idącą ku nam Anko. Szybko schowałam się za drzwiami i szepnęłam do
dziewczyny.
- Nie ma mnie tu i w ogóle mnie tu nie
widziałaś, opowiem ci potem. - Zamknęłam drzwi, za pewne wprawiając
dziewczynę w zdziwienie, lecz nie miałam ochoty na kolejną rozmowę z Anko.
Kurde, co ona tu w ogóle robi? Przetarłam twarz dłonią, stając w miejscu.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i aż brakowało mi słów, żeby je opisać. To, to
było dla mnie za dużo. Za dużo pieniędzy zamkniętych w przedmiotach codziennego
użytku.
Nie mając pojęcia, gdzie znajdowała się
sypialnia podeszłam do pierwszych drzwi, które na pewno nie były tymi,
prowadzącymi do wyjścia. Chyba pierwszy raz w życiu dotarłam tam, gdzie
chciałam na chybił trafił. Chociaż tyle…
Zatrzymałam się w przejściu, zdziwiona. Przez to
kilka dni poznałam: znanego aktora, który dał mi swój numer telefonu (właśnie!
zapomniałam o tym!), przystojnego motocyklistę, do którego zamierzam się
jeszcze odezwać, właściciela muzeum i jego córkę, dwóch zagranicznych
prezesów Uchiha Company i spotkałam Rinę. Przez myśl by mi nie przeszło, że
którekolwiek z tych spotkań się ziści, ale opętana cyganka siedząca na dużym
podwójnym łożu przebiła wszystkich na głowę.
- Wejdź w trans, w trans wejdź. - Bujała
się rytmicznie do przodu i do tyłu, mrucząc coś pod nosem. Yyy, miałam
wrażenie, że to jednak wielki głupi sen z przystojnym Uchihą w roli głównej,
lecz nadal… sen. To się mogło dziać naprawdę!
Spojrzałam w prawo, gdzie właśnie otwierały się
drzwi od łazienki, w których pojawił się… Sasuke, który całkowicie ignorując
staruszkę (i mnie) podszedł do wieszaka, gdzie wisiała jego koszula, po czym
ignorując staruszkę (i mnie) zabrał z biurka portfel i ruszył do wyjścia, gdzie
stałam ja.
- Odsuń się - warknął, patrząc na mnie z góry.
- A proszę? - odpowiedziałam wojowniczko, gdyż
każde jego zachowanie potwierdzało to, co wcześniej powiedziałam.
- Nie będę cię o nic prosił.
Zapadła między nami cisza, którą przerywało
jedynie mruczenie tej wariatki. Patrzyliśmy sobie w oczy, a żadne nie chciało
ustąpić. Wyraz jego twarzy był chłodny i zdystansowany, tak samo jak oczy,
które odpychały wszystko i wszystkich.
- Zrób coś dla mnie i zniknij stąd. - Czułam
zapach jego perfum i bliskość, bo dystans, który nas dzielił był doprawdy
niewielki. Mimo, że nie była to atmosfera sali koncertowej, to coś we mnie
chciało go pocałować. Pomimo jego złości, chamstwa i egoizmu. Jednak on patrzył
na mnie wilkiem, jedynie czekając aż się przesunę. Tak też zrobiłam. Nie
widziałam sensu, żeby ciągnąć ten nierówny pojedynek. - O osiemnastej pięćdziesiąt
masz być gotowa. - Po czym wyszedł, nie szczędząc sobie głośnego zamknięcia
drzwi za sobą. Oparłam się o nie wzdychając.
- Karma do niego wróci, wróci karma. -
Staruszka nadal kiwała się, a chustka na jej głowie razem z nią. Dało się
słyszeć cichy szczęk jej metalowych bransoletek i nieustanne mruczenie.
- Super. - Podeszłam do okna, gdzie
miałam widok na patio i ogrom stolików na nim rozstawionych. Oparłam czoło o
chłodną szybę, zamykając oczy. Chciałam porozmawiać z kimś bliskim. Miałam dość
obcych mi osób.
Oderwałam głowę od okna i… nigdzie nie
zauważyłam szalonej staruszki. Zmarszczyłam brwi, lecz byłam zadowolona, że
zniknęła. I nie, nie interesowało mnie to, w jaki sposób się tu dostała, miałam
to gdzieś.
Podeszłam do przeszklonego biurka, gdzie na krześle
leżała jego koszula, którą wcześniej miał na sobie. Razem z laptopem wzięłam ją
w rękę i poszłam na łóżko. Gdy już usiadłam, z ciekawości zajrzałam do szafki
nocnej, która okazała się małą lodówką, wbudowaną w mebel. Cała zadowolona
wyjęłam z niej wino i winogrona. Nigdzie nie było kieliszków, lecz mi to
doprawdy nie przeszkadzało. Przecież nikt prócz Sasuke tu nie wejdzie, a on… a
on przecież miał mnie gdzieś.
Zarzuciłam koszulę przesiąkniętą jego zapachem
na ramiona, zauważając jego nieodłączną walizkę nieopodal. Wstałam i szybko do
niej doskoczyłam, szukając szkicownika, który jak na złość schowany był na
samym dnie. Gdy udało mi się go już wyciągnąć, otworzyłam go na ostatniej
zamalowanej stronie, gdzie pojawił się nowy rysunek przedstawiający kobietę
podobną do Dyary, lecz starszą. Miała krótsze włosy i fartuch na sobie. Mimo
ubioru nie wyglądała na sprzątaczkę, czy służącą, posiadając w sobie jakąś
dziwną dumę. Może to jego mama?
Z mieszanymi uczuciami wróciłam na miejsce,
oparłam się wygodnie o ramę łóżka, otworzyłam wino i wzięłam laptopa na kolana.
Był nastawiony na stan czuwania, więc włączył się prawie natychmiast, co mnie
niezwykle ucieszyło. Chociaż on ze mną współpracował.
Pierwsze co zrobiłam, to odpalenie przeglądarki
i wpisanie w wyszukiwarkę “The Bosses of Money”. Weszłam na stronę gazety i
rzeczywiście był tam artykuł… o nas.
“Jeden z trzech prezesów Uchiha Company - Uchiha
Sasuke - ze swoją wybranką i dzieckiem na londyńskim lotniku! Jak długo trwa
ich romans? Jak długo ukrywają już to dziecko? Może nie jest ono jedyne? Sakura
Haruno, różowowłosa japońska piękność. Czy pasuje do bogatego biznesmena?”
Nie, nie, nie! Nie wierzę, nie wierzę! Przecież
to nie nasze dziecko! Gdy tylko Ryan…
Upiłam sporego łyka wina. Och, to będzie długi
dzień.
Weszłam na facebook’a, chcąc zobaczyć, czy Miku
była dostępna. Na szczęście przy jej nazwisku migała zielona kropeczka, więc z
czystym sumieniem zaczęłam video rozmowę. Przecież u nich jest teraz środek
nocy.
- Sasuke jest taki słaby w łóżku, że po nocy
musisz do mnie dzwonić? - To pierwsze słowa, które usłyszałam od swojej siostry
i w sumie… nie byłam nimi zaskoczona.
- Kochanie, u mnie jest koło czternastej. -
Przewróciłam oczami z dezaprobatą.
- Ale czy to zmienia fakt, że jest kiepski? A
może raczej jest wyśmienity i dopiero się obudziłaś?
- Miku!
- No co? - Ziewnęła. Siedziała w kuchni, bo w
tle widziałam kuchenny blat i zlew. Miała potargane włosy i chyba była lekko…
napruta. - Ja nie narzekam na własne doznania.
- Właśnie widzę i nie wiem, co o tym myśleć… -
Szczególnie, że chyba spotykasz się z Kankuro, dodałam w myślach.
- Kankuro jest zajebisty w łóżku! - Uniosła rękę
do góry, jakby z żalem. - I jest… artystą! - Zapiała i rzeczywiście była
pijana.
- Miku, chcesz mi coś powiedzieć?
- Raczej ja powinnam zadać ci to pytanie -
powiedziała, mrużąc oczy.
- Gdzie są dziewczyny? - spytałam, bo w
mieszkaniu było cicho, zbyt cicho.
Dowiedziałam się, że Miku pogrąża się w
rozpaczy, bo nie wie, co pchało ją do tego idioty, a dziewczyny wyszły na
podwójną randkę do kina, a ona męczy whiskey. Opowiedziałam jej większość tego,
co stało się przez ostatnie kilka dni, lecz chyba było to bezcelowe, bo
biedulka chyba nic nie będzie pamiętać…
Tak czy siak przegadałyśmy ponad godzinę, bo
Miku w końcu musiała iść spać.
Wstałam, odkładając laptopa, ignorując tym samym
wszelkie fejsbukowe powiadomienia i podeszłam do małej biblioteczki, stojącej w
rogu sypialni. Moją uwagę przyciągnął jeden tytuł, który szybko porwałam w
ręce, ponownie lądując na łóżku. Tym razem zdjęłam buty i położyłam się na
boku, okryta jego koszulą, której zapach mogłabym wąchać godzinami.
Popatrzyłam na zegarek: było przed czwartą.
Dochodząc do wniosku, że mam dużo czasu wzięłam się za czytanie, szukając
odpowiedzi na pytania: co robić, gdy sześćdziesiąte urodziny twojej
przyjaciółki wypadają w tym samym czasie co trzydziestka twojego faceta? Albo:
Czy lepiej umrzeć od botoksowego zakażenia, czy z samotności, będącej skutkiem
zmarszczek, których nie potraktowało się botoksem?
Te oto pytania, zasady randkowania, jak i
mnóstwo innych w wydaniu Bridget Jones pochłonęło mnie kompletnie, a wizja balu
z Uchihą zeszła na dalszy plan.
Briget, wino i jego koszula. Tyle starczyło mi,
żeby otrząsnąć się o… osiemnastej dwadzieścia.
*to cudny cytat z Killera :3
Ooohayoł! :D
Nie powiem, że się działo, bo się... nie działo. To jeden z nudniejszych rozdziałów, ale musicie mi wybaczyć :x W kolejnym jest bankiet i... będzie, będzie zabawa :> Może uda mi się was zaskoczyć? ;>
Jak można zauważyć, pojawiły się Miki (Minnie), Sasame Ka, Neko Fuyu, Nami i Okeyla. Ach, tyle nowych postaci! <3
No i oczywiście Rina, która jako pierwsza miała styczność z Karuzelą i która zmusiła mnie do opublikowania tej historii <3
No i oczywiście Rina, która jako pierwsza miała styczność z Karuzelą i która zmusiła mnie do opublikowania tej historii <3
Pamiętajcie, że zawsze chętnie podejmuję współpracę, a jeśli kogoś pominęłam w przypisie na końcu, to na pewno nie specjalnie.
Soł. Padam na twarz. Nie mam czasu praktycznie na nic i nie uwierzycie, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy wczoraj się skapnęłam, że rozdział powinnam dodać już dziś. Wydawało mi się, że minął dopiero tydzień >< Czas tak zapieprza, że to porażka T^T Ja nie wiem, co to życie ._.
Trzymajcie za mnie kciuki! W sobotę mam Mistrzostwa Polski i nie zamierzam wrócić bez miejsca na pudle, więc myślcie pojutrze o swojej Imai! <3
Także, osu!
Bywajcie!
Czyżbym była pierwsza? Uhuhu :d
OdpowiedzUsuń<3
i ta wersja "Get lucky" - nie mogę przestać jej słuchać! Taka piękna *_*
Kurde, no.. fortepian fortepianem.. Sasuke co Ty teraz zrobisz? Oprócz tego, że wpadłbyś w ściane..
Phi.. co jest złego w spaniu całe życie? :d
Eeee .. odpisał na sms'a, który był do Sakury... ooojj i kto tu sobie grabi?
Hidan i Deidara - duet idealny;d
Skręty... eh.
Rina.. o w mordę! Imai będzie mieć młodszą siostrę!
Bo Sasuke bez koszulki jest atrakcyjniejszy niż w koszulce. Ale Sasuke to Sasuke, zawsze przystojny;d
"Nie wiem, dlaczego non stop mi pomagał i praktycznie robił wszystko co chciałam, ale w taki sposób, że mimo spełniania moich próśb wyglądało to, jakby robił to z własnego kaprysu, a nie chęci pomocy mnie."
This is love, baby! I to niby nie chcące dotykanie jej ramienia, ohy i ahy:)
Ich dialogi są zabójcze!
Nie wytrzymam.. tajemnicza sprawa Ryana mnie zabija! Ja i moja głupia ciekawość.
Chris rozwala wszystko.;d
Jeżu! Shee..
"Podeszła do biurka, natychmiast biorąc do rąk notatnik. Zaczęła coś warczeć pod nosem, odrzucając za plecy swoje długie i osobliwie szare włosy. " i z resztą nie tylko ten fragment.. jakie to wszystko pradziwe.. Jakbyś mnie widziała;d
Tak Cię kocham! <3
Opętana, szalona cyganka! Tego jeszcze nie grali;d gdzie ona poszła?
Nie ma to jak ogarnąć się w 20 minut!
Bo czytanie wciąga!
Nie będę w ogóle obiektywna jak napiszę, że rozdział mi się strasznie podobał:D Ale cóż... wytrzymasz jakoś moją subiektywną ocenę.. bo rozdział jest GENIALNY! :*
Weny życzę! I medalu też!
Nami
Dobra, biorę się za odpisywanie, bo mem jeszcze zaległości przy VII xD
UsuńWiesz, żeby nie coś, ja kocham spać xD
Rina jeszcze namiesza :3
Sasuke jest Uchiha. A każdy Uchiha jest przystojny. Więc jak bardzo zajebistością musi ociekać Itaś? <3
I know that this is love, but they don't xD
Ryan niedługo przestanie być dla was tak wielką tajemnicą, spokojna głowa :3
Get lucky jest piękne, rzeczywiście :3
Starałam się ciebie odwzorować jak najlepiej z tego dwuzdaniowego opisu, który mi wysłałaś xD Cieszę się, że mi się udało :D
A kto powiedział, że ona się ogarnie xD
Dziękuję i pozdrawiam! :D
Okeyla na Karuzeli, ogarniająca burdel - tego jeszcze nie było. xD
OdpowiedzUsuńBoże, dialogi Sasuke i Sakury są zabójcze, uwielbiam je. <3 I to dotykanie jej ramienia, aww ;33
Hym,coś czuję, że wywiąże się zacięta walka na słowa, gdy Sakura dowie się, że to Sasuke odpisał na tego sms-a. ;p Oj, ostro będzie.
I ten Chris... w pewnej chwili myślałam, że zjawi się Sasuke i mu zarypie w pysk XD A przydałaby się taka zazdrość z jego strony, omnomnom. <3
Deidara-blondyneczka i Hidan - udali ci się. Uwielbiam ich tutaj, haha. xD
Teksty jak zwykle dobre, powalające, a rozdział genialny. ;D
Wybacz za tak krótki komentarz, brak weny mi doskwiera. ;c
Życzę wygranej na zawodach! :D
Pozdrawiam~! ;3
Scen zazdrości nie zabraknie, wręcz zapowiadają się interesująco xD Deidara i Hidan nie mogli się nie udac xD
UsuńSms to jeszcze nic... :>
Pozdrawiam! :D
Good! Ja tak sobie wchodzę na bloga i takie: "o rozdział .__.... Boże, rozdział!"
OdpowiedzUsuńI zaczęłam czytać.
Sasuke, co ty robisz, co? Nie dość, że całujesz dziewczynę, która kompletnie się tego nie spodziewa, to jeszcze zaraz po tym prawie wchodzisz w ścianę. Za to cię kocham ^O^!
I się wydało, że Sasu gwizdnął to zdjęcie. Wściekła Sakura jest chamska. Ich kłótnie rozwalają system xD. Ale jak dla mnie za dużo ich było w tym rozdziale ;/
No i kisów nie było... Smutam ;-;. Ale może będą na tym bankiecie *.*! Miejmy nadzieję...
Ogólnie rozdział zacny, choć rzczywiście lekko nudnawy, nie, że to mi przeszkadza, czy coś! 0.0 Lubię spokojne rozdziały, bo wiem, że w następnym będzie się działo ^.~
Weny życzę!
Wikuś Chan
Musiałam trochę uspokoić akcję... wybaczcie xd
UsuńZa dużo? No szkoda, że tak sądzisz, choć uważam, że było akurat mając na uwadze to, co zrobił Sasek i kondycję psychiczną Sakury xd
No nie było kisów, ale może będą... :>
Będzie się działo! :D
Pozdrawiam ^^
JeJ!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziecko soooo podjarane, bo karuzela ^^
Takie,takie wzniosła kąpiel w fontannie XD
I koleżaneczki Sakury
I faza Saska
Bosz.... Zajebioza
Mwachachachacha!!!!
I jeszcze ta playlista !!!
(Trochę przedawkowałam wykrzykniki -,-)
Kieeeeedy Kyoudajek?
Pisz, pisz, mój miszczu :)
Weny
Me
Kąpiel w fontannie była spontaniczna xd
UsuńKyodai? Pisze się, lecz na razie stanęło na 25% xd
Pozdrawiam :D
Ja już pewnie spóźniona z tymi kciukami, ale sklejam superglue, żeby nie puścić. Długi rozdział, więc i dużo rzeczy i dużo się działo. W związku z czym mój komentarz jak zawsze upośledzony. Ja byłam bardzo zaskoczona tą kłótnią. Błagam, niech no oni się pogodzą w następnym rozdziale, bo aż wieje rozpaczą. Jak był ten moment w pokoju z cyganką to aż mi się łezka w oku zakręciła. I chciałam tam wejść i ich udobruchać, żeby byli szczęśliwi.Ale widzę, że Edgar(o) zmienił miejsce zamieszkania. I jego koledzy z metafizycznymi tekstami również przeprowadzają się razem z nim (patrz cyganka). I dobrze, bo jak ci to wiadomo, tęsknię za ASW, za Shee w wydaniu Shee i za Itasiem Sasuke i Akemii.
OdpowiedzUsuńDobra, przestaję biadolić.
Chociaż nie, bo jeszcze mam coś do powiedzenia na temat kelnera. Więc czytam. I wyczekuję. I czytam, że brunet. I mam skojarzenie z pewną postacią. I cieszę się z tego. Siedzę jak na szpilkach nie mogąc się doczekać odkrycia tajemnicy. I mam taką wielką nadzieję, że tym kelnerem okaże się Sasori. A tu taka porażka. Chris. T^T A z Sasorim to mi się skojarzyło przez taki jeden art i pasowałby idealnie do tej roli. Jak kiedyś wyhaczę cię na gg, to ci pokażę. No trudno, nie ma Sasoriego, muszę zadowolić się Chrisem. Może też będzie fajny.
Rozdział świetny jak każdy inny, co ci będę więcej słodzić. Od słodyczy się tyje ;P Weny, weny, weny i czekam na następny rozdział :)
Nie spóźniona, bo wróciłam z brązem :D
UsuńDługi jakoś niespecjalnie właśnie xd Ale! Staram się, a najważniejsze są chęci xD
Uch, zaskoczyłam kogoś. Nareszcie XD Kiedyś może się pogodzą, ale... ja nic nie obiecuję :x ASW wróci, spokojnie :D Shee jest tu w wydaniu Shee, tak samo arogancka, bezczelna i wredna, także dużo nie straciłaś :D
No, to niestety nie Sasori xD Ale pojawi się on niedługo, także luzik :D
Chris też będzie fajny :3 Od słodyczy się tyje, ale zrzucę na treningu xD
Pozdrawiam :D
Jezu... Hahah, wiedziałam, że skądś Minnie znam xD <333
OdpowiedzUsuńWgl, nwm co napisać, bo całe przeczytałam i prawie wszystko zapomniałam :<< Tak to jest jak się je ptysie... Heh...
Tak więc pamiętam tyle: Minnie jest zajebista, Sakura i Sasuke w fontannie, Sasuke odpisujena sms'a tego... no... yhm... A, no i Rina, Sasame i Neko! Hahahah, piękna akcja. No i Deidara i Hidan- te dwa czuby są w mojej pamięci :3
Dosyć krótko, przyznaję. Ale idę na ptysiach, lodach i nestea, więc wiesz xP Ale ja czekam na notkę na Kyodai... ;------;
Amen.
Ps: A! I Miku na fb xD
Mam nadzieję, że trafiłam w gusta xD
OdpowiedzUsuńNie lubię ptysiów ._.
Fajne streszczenie, ale dziękuję xD
Czekasz na Kyodai, tak? ._. Yyy, pisze się xdd
Hej. Tu oceniająca z Pomackamy. Niestety, nie ocenię Twojego bloga - nie zajmuję się opowiadaniami SasuSaku. Możesz spróbować z innymi przedwiecznymi, ale nie wiem czy to coś da.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ey no bez jaj! Pisałam ostatnio masakrycznie długi komentarz, a tu co!? Czyżbym nie nacisnęła "opublikuj"? -,- O ja pitole to zacznę od początku XD
OdpowiedzUsuńGenius ~ I LIKE IT!
No, a więc:
Nie mów, że się nie działo, bo się działo! Te kłótnie właśnie napinają atmosferę i myśli 'co będzie dalej?' same się nasuwają!
Fontanna <3 Wprost uwielbiam takie słodkie akcje! I te sprzeczki ;3 Po prostu nadajesz w tym opowiadaniu taką świetną atmosferę, że chce się czytać dalej i dalej, i dalej, i dalej! Jestem bardzo ciekawa co się stanie w następnym rozdziale (już Cię napadam na instagram'ie XD)! Zapewne będzie jakaś pikantna akcja, ale... Z kim? Może z kelnerem albo... Deidarą czy Hidanem ^^ O właśnie! Przyszedł mi pomysł do głowy! W następnym rozdziale okaże się, że kelner ma brata Sasoriego albo, że skłamał i tak naprawdę nazywa się Sasori (XD) ;P
Jestem pewna, że Sasuke dowie się o oglądaniu jego prac ;3 I zrobi dym albo coś -,-
A Sakura? Ciekawe co z tym zdjęciem :o Ahh czekam na kolejny rozdział z taką niecierpliwością jak na kolejne chapter'y z Naruto Shippuuden^^
No to do napisania!
Wenyyy! Dużo weny!
Aha! Chciałabym o coś prosić jakbym mogła ;3 12 kwietnia są moje uro^^ Mogłabym prosić o bardzo słodki rozdzialik? ;3 (znaczy nie w takim sensie żeby go dodać akurat dwunastego, ale żeby zrobić jakiś part lovelove na który tak wszyscy czekamy XD) O! Już wiem jak to w miarę normalnie wytłumaczyć:
Proszę o rozdzialik w którym będzie tak HOT, że będę musiała otwierać okno^^
Dobrze no to kończę i CZEKAM ! WEEEENNNYYY!!! ^^
instagram.com/dopokiwalczyszjestes_zwyciezca
Dotaka
Nie doszedł do mnie ten makabrycznie długi komentarz niestety xd
UsuńAle to blogger, także rozumiem xd
Myśli niech się nasuwają, mam nadzieję, że was zaskoczę xD
Kiedyś sie dowie, ale spokojnie :D Kurde, to rzeczywiście masz chcię xD miło, miło :3
Wena jest, czasu brak xD
Obiecuję jakiś prezent :>
Panie. Przeczytałam ten rozdział daaawno temu. Tylko wtedy nie miałam czasu na komentowanie. Teraz robie wszystko aby opuścić moje ukochane bieganie, więc komentuje <3333
OdpowiedzUsuńNo co była Neko która jakaś chujowa była XD Ale był i Edgar <3333 Mój demonek powiedział, że nie będzie cię nigdy nawiedzał.
Oczywiście miłość i romans kwitnie w około. Bleee... Tylko wiesz na co ja czekam jedynie ;> jak już jesteśmy przy tej miłości xD
Wgl gdzie mój Dei ( kochanek, bo przecież mojego męża Gaare mi odebrałaś wredna, śmierdząca jędzo) No także niech sie pojawi.
Kurde co ja mam tu napisać...
Nic.
Yo.
Panie! Przeczytałaś i doceniam, że skomentowałaś :D
UsuńAch, bieganie </3 znam twój ból ._.
Jaka? xD Ej, starałam się xd
Pozdrów go!
Wiem, ale segsów na razie nie będzie xDD
Dei cię zdradza, tyle ci powiem XD ale musisz mi wybaczyć xd
No baj! ;D
No cześć, Szczylu, co tam? (ale dawno tak do cb nie mówiłam! ._.) Dobrze patrzysz, w końcu zebrałam się do komentowania, allelujah! Ale nie oczekuj za wiele, serio, to będzie takie "rachu ciachu!".
OdpowiedzUsuńTak jak już ci pisałam na fb, bardzo podobała mi się scena pocałunku. Nie byłą przesadzona, ani wymuszona, wszystko poszło tak ładnie, naturalnie - wielki plus! No i dobrze, że tuż po tym pocałunku nie poszli od razu w tany, no szanujmy się, kto tak robi? Tylko dziwki, a Sakura nie jest dziwką, a Sasuke dziwkarzem (podobno, chociaż mam wątpliwości). No i ten klimat taki fajny był, że przy grze na pianinie, aaaaw :3 Shee romantyczką - no kto by pomyślał?
Wgl cała ta sprawa z tym... no z tym no, jak on miał? No z tym tajemniczym facetem Saku z przeszłości jest... tajemnicza (ale elokwentnie napisane B|). Ale podejrzewam, że on był zły dla Haruno. W sensie no jasne, że ją w sobie rozkochał i wgl, pewnie super chwile mieli, te motory i coś tam jeszcze, ale jakoś tak mam przeczucie, że był damskim bokserem. Tak, Chustii myśliciel.
Rina XD Okej, to było dziwne. I nie wiem czemu, ale kilka razy miałam wrażenie, jakby Sasame w twoim opowiadaniu była mężczyzną, nie wiem czemu ._. Chyba się w dialogach pogubiłam, czy coś, no nieważne.. było śmiesznie :) Chociaż ta sprawa zaginionego rodzeństwa... no taka sztuczna mi się mimo wszystko wydała, ech.
Miku z Kankuro? HAHAHAHAHA - JEBŁAM XD No ale co, skoro w łóżku jest zajebisty, to grzech go nie brać. Dobry seks to podstawa! (chyba, ja się nie znam... ._.) i nie ogarniam tej babki-wróżki z ich pokoju - o czo chodzi? karma, karma... karma police B| Ale wyczuwam dużo kissów na imprezie...
Idę pisać Nakanaide.
Peace&love.
No siema Shee! Wiem, dawno nie pisałam tutaj koma, ale no... Pamiętaj, cały czas jestem z Tobą, nie musisz się martwić, jestem na bieżąco :D
OdpowiedzUsuńWgl. co tutaj tak mało moich autorskich tekstów, nooo ;c Ale i tak cieszę się, że się pojawiłam <3 Choć nie pomyślałabym, że będę spać pod mostem (Y), zawsze spoko :D
No coś między Sasuke a Sakurą iskrzy :D I te ich teksty <3 Oni tak tutaj do siebie pasują :D Ciekawi mnie ten cały Rayan (dobrze napisałam ? xD), i co się wydarzyło kiedyś między nim i Sakurą, coś czuję, że był jakimś psycholem.
Czwórka, piątka czy też siódema, najlepsza maszyna to jest BMA, Betka-beemka w metali kolorze, niepotrzebny mi jest Merc, w BMW się wożę <3 Takie tam jeśli chodzi o autko Saska <3
Następna notka 10.04 no tak historycznie, wspomnij też coś o brzozach, tupolwach itp. Zimny lech też by się przydał xD *nie obrażając nikogo oczywiście, ale dla mnie to akurat było dobre*
No to czeeekam :D Pełne obroty w Shesame :D
Buziaki ;*
Ale się porobiło! :D bardzo fajny rozdział :D zaczyna się dziać coraz więcej między Sasuke a Sakurą *_* w ogóle to zapomniałam zostawić komentarz i poszłam od razu czytać następny rozdział *_* Kocham :*
OdpowiedzUsuń