Twój sekret przestaje być sekretem,
jeżeli odkryje go choć jedna osoba.
~Jodi Picoult
Sakura
Ulewa wszechczasów. Ulewa mojego życia. Ulewa prosto z Anglii. Cholerna
ulewa.
- Możesz mi powiedzieć, czemu tak naprawdę idziemy po prowadzącej donikąd
drodze, do tego w deszczu, przy czym ja na boso?
Sasuke nie odpowiedział mi i najwyraźniej nie kwapił się, aby to zrobić.
Nędznie ciągnął za sobą walizkę, a ja odgarnęłam grzywkę do góry, gdyż ta
namiętnie wpadała mi w oczy z każdym stawianym przeze mnie krokiem.
Lotnisko było już jedynie małym, odległym za nami punktem, a mój humor
zaliczał się do kategorii tych podłych, gdzie nie marzyłam o niczym innym, jak
o wyżyciu się na powodzie tego braku radości pokładającej niegdyś swe zapasy w
mojej osobie. Nieustannie klęłam w myślach, lecz… kogo to obchodzi?
Uchiha szedł obok mnie z rękoma w kieszeniach, zaczepiając rączkę walizki
na kółkach o nadgarstek Tępo wpatrywał się w swoje buty. Moje już dawno
skończyły w przydrożnym rowie, gdyż były niezdolne do jakiegokolwiek użytku.
Ubrania, które miałam na sobie nie miały nawet centymetra kwadratowego suchej
powierzchni, przez co notorycznie kichałam co jakiś czas, gdyż wstrząsające mną
dreszcze nie miały ochoty dać mi spokoju.
Niebo przybrało barwę granatu, przez co bez przeszkód mogłam wpatrywać się
w gwiazdy, pomimo kropel deszczu, które cały czas utrudniały mi widoczność.
Moja reklamówka cudów również zakończyła swoją podróż w rowie, tuż obok butów.
Była już pusta i to nie przeze mnie... Moje bose stopy nieustannie dotykały
asfaltu, lecz dzięki temu, że ciągle byłam w ruchu, nie odmarzły mi one, a
nawet było mi ciepło.
- Podaj mi choć jeden realny powód, dlaczego idziemy na pieszo. –
Mruknęłam, wchodząc na krawężnik. Rozłożyłam ręce po obu stronach mojego ciała,
balansując tak, aby nie spaść z powrotem na asfalt.
- Miałem kaprys – powiedział, zaszczycając mnie kpiącym spojrzeniem. Ja
mimo tego z uporem maniaka szłam przed siebie, mając w sumie niezłą frajdę.
Przestałam myśleć, jak było mi teraz źle na rzecz tego, jak mogłoby być
fajnie. Byliśmy na pustkowiu, nikt nas nie obserwuje i pada deszcz. Wcale nie
musi być nudno.
- Pam pam. – Zaintonowałam początek piosenki i zaśmiałam się cicho. – Pam
pam pam. – Każda sylaba miała przypisany inny ton, przez co powoli z
pojedynczych dźwięków tworzyła się melodia. – Pam pam. - Przeskoczyłam nad
wyrwą, ponownie lądując na krawężniku. – Pam pam pam.
- Nie męcz już tak tych Grejsów. – Westchnął, a ja uniosłam pytająco jedną
brew. Byłam prawie pewna, że odgłosy deszczu całkowicie zagłuszały moje
nucenie, a tu jednak… Hmmm. Chociaż dobrej muzyki słucha.
- Od razu męcz, no tak. – Prychnęłam, przechylając się na lewo, kiedy stopa
poślizgnęła się na mokrej powierzchni. – Pam pam. – Wróciłam do pionu, a moją
twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Podaj mi choć jeden realny powód, dlaczego nie możesz się uciszyć? –
Powiedział, używając tych samych słów, co ja wcześniej. Zaśmiałam się
delikatnie i uniosłam twarz ku niebu, czując jak krople wpadają wprost w moje
oczy.
- Miałam kaprys – zachichotałam. Mój humor zrobił zwrot o sto osiemdziesiąt
stopni i byłam z tego niezmiernie zadowolona. To, że zaraz zniknie było pewne,
ale dopóki mogłam się cieszyć. Znając życie zaraz będzie podły, ale… jeszcze
nie teraz. – Pam pam pam.
- Naprawdę nie mam ochoty na kłótnię, więc zrób coś dla ludzkości i przestań
nucić. – Kopnął kamyk, który wylądował w trawie, na co on przeklął pod nosem,
chcąc się chyba nim jeszcze później pobawić.
- Zacznij cieszyć się życiem, kiedyś trzeba. – Pokazałam mu język, a on
tylko westchnął.
- Co to za życie…
- Pam pam. – Zeskoczyłam z krawężnika, zrównując z nim krok, nadal
się uśmiechając.
- No i co się cieszysz? – Prychnął, a ja zatarłam ręce z cwaniacką miną.
- A co, jakbyśmy stąd nie wrócili?
Zatrzymał się, spoglądając na mnie krytycznie. Staliśmy pośrodku pustki, a
otaczały nas tylko łąki. W sumie zadałam to pytanie troszkę kontrolnie, bo co,
gdyby Uchiha po godzinach był seryjnym zabójcą? Miku nic o tym nie wiedziała, a
ja tym bardziej, jeśli poznałam jego tożsamość dopiero na lotnisku. Ten lot był
dziwny. W pewnych chwilach miałam wrażenie, jakbyśmy znali się nie od dziś, a
zaraz jednak wracała rzeczywistość, kiedy był mi on kompletnie obcym mężczyzną.
- Masz co do tego jakieś obiekcje? – Popatrzyłam na niego, lecz nie
wyczytałam z jego twarzy żadnej emocji. Nałożył na nią beznamiętną, niezwykle
seksowną maskę, lecz stanowczo utrudniającą mi konwersację. Napuszyłam
policzki, wyrzucając z siebie głośno powietrze.
- Może po pracy zamieniasz się w tajnego zabójcę? Kto wie? – Wzruszyłam
ramionami, a uśmiech już nie widniał na moich ustach. Patrzyłam na niego z
rezerwą, lecz on jedynie zbył mnie machnięciem ręki i cichym prychnięciem.
- Ze mnie taki zabójca, jak z ciebie kucharka. – Ponownie ruszył przed
siebie, a ja skrzyżowałam ręce na piersi. Czy on każdym zdaniem musiał uderzać
w moje ego?
- Musisz być w takim razie wyśmienitym mordercą – skwitowałam, a on
odwrócił się przed ramię. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie w ciszy.
Stojąc tak w deszczu, będąc strasznie zmęczonym nie wyglądał już jak pewny
siebie mężczyzna z klasą. Miałam przed sobą obraz młodego chłopaka, którego
największym marzeniem było przymknięcie mojej jadaczki i pójście spać, lecz
było też coś jeszcze…
- Zabić, a zamordować to różnica – powiedział pewnym głosem, a ja
zmarszczyłam brwi. Poczułam się trochę niepewnie, jakbym stąpała po cienkim
gruncie.
- Zabić, zamordować. – Postąpiłam kilka kroków w jego stronę. – I to i to
kończy się śmiercią. – Wyminęłam go, nie mając ochoty się z nim dalej
dochodzić.
Słyszałam w oddali rumor silnika samochodowego, dzięki czemu odetchnęłam w
duchu. Jednak naprawdę miałam dość. To lotnisko na którym wylądowaliśmy musiało
być prywatne, tak jak samolot, gdyż to niemożliwe, aby do jednego z londyńskich
lotnisk nie jeździły nawet taksówki. Nie zagłębiałam się jakoś szczególnie w
powód naszej pieszej wędrówki, a był to po prostu temat, na który mogłam
porozmawiać z Sasuke. On teraz nie roztrząsał tego tematu, a ja wyjątkowo w
momencie podjęcia decyzji wolałam się nie mieszać i nie wiem, czy dobrze
zrobiłam.
Czułam, że on sam też nie do końca wiedział, co się działo, a tę idiotyczną
decyzję o pójściu nawet w duszy troszkę popierałam. Ten Łysy, czy jak mu tam,
nie wywołał u mnie chęci poznania go bliżej. Cały czas miałam wrażenie, że
oceniał mnie wzrokiem, kalkulując czy nadam się do jego alfonsowego biznesu.
Tak więc winę za tę krytyczną w skutkach decyzję ponosiliśmy oboje. Ech.
Zatrzymałam się w miejscu, gdy auto było już całkiem blisko, a Uchiha
również przystanął. Mimo kamiennej maski na twarzy, czułam, jak emanowała od
niego złość. Nie tak wielka jak w samolocie, kiedy przyprawiła mnie o ciarki i
bolesne wspomnienia, lecz wściekłość troszkę innego pokroju. Przecież to
różnica, kiedy mamy wyrzuty do siebie, a do kogoś innego, prawda?
Sasuke stanął na środku ulicy, wymachując rękoma. Nie miał na sobie nic
odblaskowego, a lampy nie przyozdabiały tej drogi. Spojrzałam na niego
niepewnie, a on tylko powiedział:
- Wiem, co robię.
Auto zbliżało się nieustannie, a kiedy było już całkiem blisko Sasuke,
usłyszałam jedynie klakson i cień jakiejś dziwnej emocji na jego twarzy. Stałam
w takiej odległości, że mogłam to zauważyć, nie będąc na drodze pojazdu.
Samochód nie zwalniał, a jedynie utrzymywał tempo, nie poruszając się jednak po
linii prostej, a ja zacisnęłam pięści. Miałam ogromną nadzieję, że kierowca nie
był pijany, bo znajdowaliśmy się na totalnym pustkowiu w dniu jakiegoś święta,
kiedy ludzie siedzą w domach, nie mając powodów, aby je opuszczać. Nasze
telefony były rozładowane i zapewne przemoczone tak jak my, więc niezdolne do
pracy. Nie mogliśmy ryzykować. Już wolałam iść do usranej śmierci przed siebie,
niż mieć na rękach umierającego w wyniku potrącenia człowieka, któremu nie
mogłabym pomóc.
- Sasuke, nie warto! – Znów dźwięk klaksonu przeszył powietrze, lecz on
nadal stał na środku, machając rękoma.
- Musimy dostać się do miasta! – odkrzyknął, przedzierając się przed
deszcz. Byłam w potrzasku. Moje nogi nagle nabrały konsystencji galarety, a
głos uwiązł w gardle. Auto co chwilę zahaczało a to o prawe, a to o lewe
pobocze, lecz mimo tego ja stałam sparaliżowana. – Zejdź z drogi!
Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, mając wrażenie, że życie przelatywało
mi przed oczami. Nie mogłam zginąć jak mój tata, nie mogłam.
Spojrzałam na auto, które było już zaledwie kilkanaście metrów od nas. Jego
światła oślepiły mnie, moje ramiona opadły, a jasne reflektory auta
zahipnotyzowały...
Zabić, zamordować. I to i to kończy się śmiercią.
Śmierć, śmierć.
- Sakura!
Dźwięk piszczących opon, zdzieranych hamulców i jego krzyk. Zostałam mocno
popchnięta w tył i po chwili upadłam na trawę, turlając się w dół, do rowu. Gdy
się zatrzymałam nie mogłam nabrać powietrza w płuca w wyniku uderzenia. Moje
oczy patrzyły nie widząc, a uszy słyszały nie słuchając. Migawki pogrzebu ojca
zaczęły nawiedzać mnie tabunami i dopiero krzyk Sasuke wyswobodził mnie ze
szponów wspomnień.
- Oszalałaś?! – Leżałam na plecach, mając go nad sobą. Opierał ręce po
bokach mojej głowy, a jego oczy wyrażały czystą wściekłość. Usłyszałam dźwięk
ponownie ruszającego auta, lecz lęk przejął kontrolę nad moim ciałem,
pozbawiając mnie zdolności do wykonania jakiegokolwiek gestu. – Mógł cię zabić!
- Śmierć – wyszeptałam, mimowolnie dotykając swoich ust, wpatrując się w
jego ciemne oczy, które przez chwilę pokryła mgła. Unosił się na łokciach,
mając na widoku moją twarz i wszystkie wyrażane przez nią emocje. Czułam się
teraz jak otwarta, żałosna, nic niewarta księga pełna jedynie niepotrzebnych
wspomnień i schowanych uczuć.
- Nieważne. – Potrząsnął głową, maszcząc brwi. Coś go trapiło.
Pierwszy raz, bezwstydnie patrzyłam się na niego bez żadnych przeszkód.
Nawet deszcz mi nie przeszkadzał, gdyż chłopak pełnił rolę swoistego parasola,
więc lustrowałam jego twarz, która z tak bliska była jeszcze piękniejsza niż
normalnie.
- Zejdź ze mnie – powiedziałam przez zaciśnięte gardło.
Nie czułam się bezpiecznie, wbrew przeciwnie. Wściekłość, która nachodziła
Sasuke przerażała mnie. Właściwie nie znałam tego człowieka. Nie wiedziałam, co
robiłam w Anglii w okolicach Londynu i jakim cudem znów udało mi się uciec
śmierci. Może niesamodzielnie, ale jednak nadal żyję.
Uchiha podniósł się i podał mi rękę, którą przyjęłam. Popatrzyłam
krytycznie na swoje ubranie, które nie było już jedynie mokre, ale teraz
również i całkowicie uwalone w błocie.
- Dziękuję – bąknęłam, spuszczając wzrok.
Każda perspektywa wypadku samochodowego i niespodziewane wybuchy złości,
budziły we mnie najgorsze lęki, nie pozwalające jasno myśleć. Kiedyś chodziłam
nawet na terapię, lecz było to silniejsze ode mnie.
- Dlaczego nie zeszłaś z drogi, kiedy krzyczałem? – warknął nadal wściekły,
łapiąc się za głowę. – Ciągle zahaczał o pobocze. Pewnie był pijany, a ty
mogłaś zginąć!
Tak właśnie spokojna sytuacja może zmienić się w tą pełną grozy i krzyków.
Jeszcze chwilę temu spokojnie szłam sobie po jakiejś bocznej drodze, będąc
obrażoną na cały świat, że akurat mnie to spotkało, potem zadowolona, bo
przecież mogło być gorzej, a kilka minut później o mało co nie przejechało mnie
auto, które de facto miało nam pomóc. Zawsze wiedziałam, że los sobie ze mnie
kpi.
- Pijany – powtórzyłam, zagryzając usta, z całej siły starając się, aby nie
myśleć o ojcu.
Przestań, Sakura, nie warto.
Odważyłam się unieść wzrok, a jedyną emocją która mnie w tym momencie
nawiedziła było zdziwienie. Sasuke zapatrzył się w jakiś punkt nade mną, a jego
dłoń ponownie zacisnęła się w pięść. Cofnęłam się o krok, bo tylko na tyle było
mnie stać.
- Kurwa! – krzyknął, wyrzucając ręce do góry. Odwrócił się do mnie tyłem i
zrobił kilka kroków, po czym zatrzymał się. Przypatrywałam mu się w milczeniu,
nie mogąc się odezwać. Przekrzywiłam lekko głowę, zamyślając się, dlaczego tak
gwałtownie zareagował.
Znów zwrócił się do mnie przodem i wskazał na mnie palcem.
- Następnym razem może mnie nie być obok, aby mógł zepchnąć cię z toru
pędzącego auta, więc zacznij reagować, gdy coś się dzieje – warknął, patrząc na
mnie z czystą wściekłością. Wściekłością wręcz szaloną.
Bez słowa z głową pełną dziwnych myśli wspięłam się po spadzistym kawałku
terenu, docierając po chwili ponownie na drogę. Sasuke nie poszedł za mną, co w
sumie mi nie przeszkadzało. Nie mógł zobaczyć moich łez.
Kiedy moje stopy ponownie dotknęły asfaltu, powoli, wręcz delikatnie
położyłam się na nim. Wpatrywałam się w gwiazdy, a zimne krople wpadały mi
do oczu. Nie zważałam na to, że może jakimś cudem, zaraz przejedzie tędy
kolejne auto. Nie obchodziło mnie to.
Łzy niekontrolowanie zaczęły płynąć po moich policzkach. Nienawidziłam
swoich słabości.
Nie miałam problemu z prowadzeniem samochodu, a w codziennym życiu
nauczyłam się zapominać o wypadku, w którego wyniku zginął mój ojciec. Wraz z
upływem czasu przestałam kojarzyć to zdarzenie z moją meganką, która stała się
dla mnie autem, które nigdy nie zderzy się z żadnym innym. Ot tak, głupie
przekonanie.
Lecz gdy oślepiły mnie jasne reflektory, kiedy widziałam tylko je na
ciemnym tle, czas zdawał się płynąć wolniej na tyle, abym zobaczyła sceny z
pogrzebu, płaczącą matkę i pogrążoną w rozpaczy Miku. Nie miałam nad tym
kontroli. Nie miałam również kontroli nad swoim umysłem, czyli nas życiem też
nie?
Usłyszałam kroki. Sasuke wspiął się moim śladem i zatrzymał się w miejscu.
Brudna od błota czarna koszula była jego drugą skórą. Ciemne, przyklapnięte
włosy wpadały mu na oczy, a blada cera przykryta była plamami błota. W
pierwszej chwili popatrzył na mnie sceptycznie, lecz kilka sekund później leżał
już obok mnie z rękoma pod głową, również wpatrując się w niebo, które było
dziś wyjątkowo piękne.
Nie chciałam z nim rozmawiać. Jeśli nawet nieświadomie zmusiłby mnie do
podania mu przyczyny mojego strachu, gdybym powiedziała mu cokolwiek, to od
razu wyjawiłabym wszystko. A ja musiałam strzec swojej prywatności, swoich
wspomnień, swojej przeszłości.
Leżeliśmy w ciszy, którą przerywały jedynie odgłosy natury. Wokół nas były
jedynie łąki, a mieszkające na nich zwierzęta przyczynami dźwięków. Przed nami
majaczyło miasto, a ja czułam się nie na miejscu. Czułam się obco i samotnie,
co bardzo mi się nie podobało.
- Wiesz, jak to jest stracisz wszystko w przeciągu chwili. – Jego głos nie
pytał, on stwierdzał. Przyłożyłam policzek do asfaltu, mając teraz widok na
jego profil. Wyrysowane kości policzkowe, kształtny nos i przymknięte oczy.
Dwudniowy zarost, czarne jak otchłań tęczówki i ciemne włosy, które zakrywały
mu czoło. Obraz mężczyzny idealnego.
- Wiem – szepnęłam. Nie wspomniałam, że w moim stosunkowo krótkim życiu
stało się to aż dwa razy. Nie było to potrzebne. Nie myślałam o tym kiedy nie
musiałam, a teraz to nie czas, abym zaczęła się nad tym zastanawiać. Nie teraz.
- Więc nie dopuść do tego, aby przez twoją śmierć kogoś spotkało to samo. –
Wstał, znów wyciągając do mnie dłoń, którą z wahaniem ujęłam. - Słyszę
silnik kilku motorów, może tym razem się nam poszczęści.
Z ociąganiem wstałam, otrzepując spodnie. Deszcz troszkę zelżał na sile,
lecz nadal padał mocząc wszystko w zasięgu mojego wzroku. Stanęłam na poboczu,
obejmując się ramionami, co chwila je pocierając. Jeszcze do niedawna,
temperatura sięgała jakiś dwudziestu stopni, a same krople były ciepłe.
Popatrzyłam krytycznie na swoją małą torebkę przewieszoną przez ramię, w której
miałam dokumenty, zdawkowe pieniądze i telefon. I wszystko poszło w pizdu.
Wszystko przemoczone.
- Zostań tam. – Sasuke wskazał na mnie palcem, a ja westchnęłam.
- Tak, tato – fuknęłam, na co on jedynie zmierzył mnie swoim chłodnym
spojrzeniem. Czy występują u niego emocje różne od wściekłości, ignorancji i
irytacji?
- No – potwierdził, przecierając twarz.
Reflektory motorów zbliżały się nieustannie, a ryk silników zmienił się,
gdy zaczęły hamować, aby zatrzymać się tuż obok Sasuke.
- Wszystko w porządku? – zapytał mężczyzna prowadzący kawalkadę dziewięciu
motocykli. Wszyscy byli ubrani w skórzane kurtki i ciemne spodnie. Każdy z nich
miał brodę, dłuższą bądź krótszą, ale zawsze. Średnią ich wieku mogłam szacować
na coś około czterdziestki. Kilku z nich miało dość pokaźny brzuszek, przez co
ich twarze wydawały się okrągłe, lecz to tylko ocieplało ich wizerunek. U wielu
ludzi mogli siać postrach, ale u mnie wywołali sympatię. A ich motory… zachwyt.
- Nie, a musimy natychmiast dostać się do miasta – powiedział Sasuke
płynną angielszczyzną. Nie miał jednak miejscowego akcentu, przez co mężczyźni
zaczęli mu się bardziej przypatrywać. Ja jednak napawałam oczy widokiem
przepięknych maszyn, a szczególnie jedną o której marzyłam, od kiedy zobaczyłam
ją pewnego dnia na ulicy Tokio. Przysięgłam sobie, że kiedyś ją zdobędę i nie
miałam zamiaru z tego rezygnować.
- Azjata? – rzucił gdzieś z tyłu inny motocyklista.
- Tak. – Skinął głową Sasuke.
- A co tu robisz o tej godzinie i to do tego jeszcze dziś, w Święto
Bankowe? – zaśmiał się szczerze najgrubszy z nich i chyba również
najstarszy. Jego brązowa broda zapleciona była w cienki warkoczyk, którym
właśnie się bawił.
- Niedawno wylądowaliśmy, a taksówka nie przyjechała – Sasuke
płynnie skłamał, a motocykliści natychmiast mu uwierzyli.
- Mówisz o tym prywatnym lotnisku? – odezwał się chłopak, na którego
dopiero teraz zwróciłam uwagę, wskazując na coś za swoimi plecami. Był
blondynem i nie miał brody. Było ciemno, więc jako wyjątek mógł mi umknąć, ale
jemu akurat ten brak nie przeszkadzał. I bez niej był przystojny jak cholera.
- Niestety. – Uchiha skinął głową, a oni zaczęli się śmiać.
Wyglądało to trochę komicznie, jak grupa dziewięciu mężczyzn ubranych całych na
czarno, bądź brązowo, siedzących na motocyklach nagle zaczyna praktycznie dusić
się ze śmiechu.
- A to was Barry zrobił w bambuko! – Kolejna salwa śmiechu
przetoczyła się przez ten mały tłum, przez co i ja się cicho zaśmiałam. Nikt
prócz Sasuke nie wiedział o mojej obecności, więc na razie przebywałam tu
incognito, mając idealną pozycję dla obserwatora.
- Powiemy mu?
- Wal. – Mężczyzna, chyba ich przywódca, popatrzył się na Uchihę z
iskierkami rozbawienia w oczach.
- To stary, przebogaty zgred, u którego lądują jedynie prywatne
samoloty. Nikt z Londynu u niego nie startuje, ani nie ląduje, bo to wstyd. –
Znów się zaśmiał, a znajomi jedynie mu zawtórowali. – Co znaczy, że albo
jesteś obrzydliwie bogaty i wyniosły, albo nieświadomy, lecz nadal bogaty. –
Podrapał się po głowie, kiedy akurat deszcz przestał padać. Nie stało się to z
sekundy na sekundę, lecz stopniowo zaczął on posyłać mniejszą ilość kropel na
ziemię, aby właśnie teraz przestać. Nareszcie.
- Powiedz, kto normalny buduje lotnisko aż tak daleko od miasta? I ma
manię na punkcie łysych kotów? – rzucił blondyn, a kolega obok przybił mu
piątkę. Patrzyłam z zachwytem na jego motor. Harley Sportser Super Gilde Custom
zapierał mi dech w piersiach, a szczególnie ten, którego wszystkie części były
czarne, a dzięki kroplom lśniły jeszcze bardziej niż normalnie.
- Odpowiem za ciebie. – Grubasek podniósł rękę do góry. – Każdy
kto nie jest Barry’m.
Ponownie zaczęli się śmiać, a ja miałam wrażenie, że dobrze znali
niejakiego Barry’ego. Nie byli z nim na wojennej ścieżce, a jedynie wyśmiewali
go, jak nikt nie patrzył.
- A co wy tu robicie w Święto Bankowe, kiedy wszystko jest pozamykane? –
spytał Sasuke, wkładając dłonie w kieszenie spodni. Brakowało mi jedynie
popcornu, aby dopełnić obraz tej chwili. Noc, dziewięciu motocyklistów i
Uchiha. Gra słów, coraz ostrzejsze epitety, walka na śmierć i życie! Pif, paf!
Te pościgi, te wybuchy!
- Jedziemy na największy w roku wyścig i jednocześnie bazar –
powiedział ich przewodnik, klepiąc się po brzuchu. – Prawie wszystko jest
pozamykane, ulice puste, mało ludzi na zewnątrz. Czego chcieć więcej?
- Dokładnie! – poparli go koledzy.
- I Chinatown zawsze jest otwarte, co by się nie działo.
- Powódź, tornado, apokalipsa? Idź do Chinatown. – Znów się
zaśmiali, a ja stwierdziłam, że bardzo ich lubię. Na pewno świetnie bawią się
we własnym gronie.
- Piękny motocykl – powiedziałam głośno, aby wszyscy mogli mnie
usłyszeć. Weszłam na drogę, podchodząc do Sasuke.
- Ooo, witamy – powiedział radośnie ten najstarszy. Z bliska
wyglądali jeszcze fajniej niż z daleka. Kurde, a te motocykle…
- Teraz to inna rozmowa – rzucił blondyn, na co uśmiechnęłam się.
- Możemy was podwieźć na obrzeża, ale potem musicie radzić sobie sami.
- Jak dużo pieniędzy masz przy sobie? – spytałam cicho Sasuke, gdy
motocykliści rozmawiali między sobą.
- Dużo – odparł, chyba zastanawiając się, co planuję.
- Jak dużo?
- Wystarczająco – uciął i już chciał coś dodać, lecz musiałam zadać mu
jeszcze jedno pytanie.
- Jesteś do nich bardzo przywiązany?
- Nie, ale…
- Hej! – krzyknęłam, a cały klub Black Hole z tego co wnioskowałam
po napisach na ich kurtkach, zwrócił na mnie swoją uwagę. – Któryś z nich
jest na sprzedaż?
- Mówisz o motorach, czy o nas? – zaśmiał się blondyn, opierając się
na kierownicy. – Bo jeśli o nas, to mogę się oddać za darmo. -
Zaczęłam się śmiać, łącznie ze wszystkimi prócz Sasuke, który stał obok
ze skwaszoną miną. Ten facet był naprawdę uroczy.
- Uwierz, nie chcesz go! – Doleciało do mnie gdzieś z tyłów.
- To wegetarianin pracujący w rzeźni. Nie chcesz mieć z nim nic
wspólnego!
- No dzięki, dzięki! – Blondyn założył ręce na piersi, a ja zakryłam
usta dłonią.
- Mój idzie na sprzedaż! – Odezwał się mężczyzna, który nie zabrał
jeszcze wcześniej głosu. Spojrzałam na jego motor i jeśli dobrze widziałam, to
był to inny model Sportster’a – superlow.
- Za ile? – spytałam, patrząc ukradkiem na Sasuke, który patrzył na
to wszystko z powątpieniem.
- Siedem tysi w euro. To mało za roczniaka.– Teraz zapadło między
nami milczenie. Uchiha prychnął, a ja zaczęłam szukać w pamięci katalogu, który
ostatnio przeglądałam. To stosunkowo nowy model, a jego cena wynosiła coś w
granicy siedmiu i pół tysiąca. Popatrzyłam krytycznym okiem na maszynę.
- Jakieś poważne usterki? – spytałam, zachwycając się nad
wygrawerowanym ptakiem na baku.
- Wymieniana była rura wydechowa. – Miałam o motorach jako takie
pojęcie, czym zaraziła mnie Yui, która choć nie wyglądała na zapalczywego
rajdowca, to w głębi duszy nim była, kiedy nikt nie patrzył. Niedawno oddała
swoje cudo do mechanika, przez co czasem ja i moja meganka służyłyśmy jej za
taksówkę.
- Sześć i pół i biorę. – Położyłam ręce na biodrach, uważając, że
jest to rozsądna cena. Roczny motocykl, z wymienianą rurą. To chyba dobra
decyzja.
- Sześć osiemset. – Podjął licytację właściciel.
- Sześć siedemset.
- Umowa stoi. – Odetchnęłam. Przetarłam czoło i popatrzyłam na
mężczyznę, wzrokiem omiatając również blondyna.
- Powiedz mi tylko, że ma pełny bak, bo jeśli przejedziemy kilka
kilometrów i staniemy, to nadal będziemy w punkcie wyjścia – rzuciłam
luźno, zostając skwitowana śmiechem.
- Spokojnie, bak jest prawie pełny. – Machnął ręką. Uwaga wszystkich
ponownie skupiła się na mnie, a ja spojrzałam na Sasuke, z którego wyrazu
twarzy nie mogłam nic wyczytać.
- To jest ten moment, kiedy dajesz kasę. – Wykonałam poganiający ruch
dłońmi. Motocykliści nie rozumieli japońskiego, więc w razie ewentualnej
kłótni, nie wiedzieliby o co chodzi.
- Chyba kpisz. – Odwrócił ostentacyjnie głowę, a po grupie mężczyzn
przetoczył się szmer.
- To będzie zamiast tych dwóch lodówek, które mi obiecałeś.
Wmawiałam sobie, że to na potrzeby znalezienia noclegu i tak dalej, ale tak
naprawdę oczka mi się świeciły na myśl, że mogłabym mieć to cacko na własność.
Poszanowania zbyt wielkiego do pieniędzy Uchihy nie miałam, gdyż to właśnie
przez nie byłam skazana na jego towarzystwo i to dzięki nim lub przez nie, moja
przyszłość stała na granicy przepaści.
- Sześć osiemset w euro to zdecydowanie więcej niż dwie lodówki –
powiedział, intensywnie się we mnie wpatrując. Ja jednak nie ugięłam się pod
jego spojrzeniem. – Co będę z tego miał?
- Yyy, transport? – jęknęłam. Black Hole przyglądali się nam w milczeniu,
przez co czułam się troszkę skrępowana.
- Nie rozumiem was, ale nie żałuj jej! – krzyknął blondyn, którego
usta nadal rozciągały się w uśmiechu. – Długo musiałbyś szukać, aby znaleźć
drugą, tak piękną kobietę, a do tego najwyraźniej znającą się na rzeczy.
- Tak, tak. – Poparli go koledzy, lecz Uchiha stał obok nieprzekonany.
- Równie dobrze to oni mogliby nas przewieść bez kupowania jednego z ich
motorów. Do tego. – Wystawił palec do przodu. – Potrafisz na tym jeździć? Bo
coś mi się nie wydaje.
- Mam nawet prawo jazdy, dla twojej informacji. – Zmrużyłam oczy. To, że
nie miałam swojego motoru, nie znaczy, że nie kochałam tego wymarzonego. Mama
mogłaby spełnić mi to marzenie, lecz ja postanowiłam sobie, że sama na niego
zapracuję i tak zostało do dzisiaj.
- Tylko ja nie wsiądę z tobą na jeden motor szczególnie, jeśli masz być za
kierowcą.
- Uchiha, nie daj się prosić. – Uderzyłam go lekko w ramię, a on popatrzył
na mnie jak na wariatkę.
- Jeśli mnie poprosisz, to masz to cacko na własność. – Wyczuwałam tu
podwójne dno. Bardzo nie lubiłam się o nic w życiu prosić. Praktycznie nigdy
tego nie robiłam, żyjąc ze świadomością, że to ujma na moim honorze. Jednak
superlow był tego warty.
- Proszę.
- Bierzemy! – krzyknął Sasuke, czym doczekał się braw.
Właściciel podszedł do nas, mając w ręku teczkę i coś (?), która wcześniej
znajdowała się w małym bagażniku. Był wzrostu Uchihy, choć z przeciwieństwem do
niego miał pokaźny brzuszek, choć bardzo miłą twarz.
- To dla pani. – Wyciągnął w moją stronę jakąś kurtkę, na którą
popatrzyłam pytającym wzrokiem. – To zapasowa mojej żony, z którą spotkam
się na miejscu. Jestem pewien, że się nie obrazi. – Uśmiechnął się, a ja
wzięłam ją z jego rąk.
- Dziękuję bardzo – powiedziałam, zakładając ją od razu na siebie.
Nie przepuszczała powietrza, była ciepła i co najważniejsze sucha.
- Może to głupie pytanie, ale macie przy sobie tyle gotówki?
- Wypiszę ci czek – mruknął Sasuke, podchodząc do swojej walizki.
Zaczął w niej grzebać, kiedy motocyklista ponownie się do mnie odezwał.
- Załatwić też coś dla niego? – Był to konspiracyjny szept, jakbyśmy
co najmniej planowali jakiś zamach. Używając tego samego tonu, zakryłam usta
dłońmi i nachyliłam się jego stronę.
- Jeśli tylko dałoby radę…
- Chłopaki! – Motocykliści znów ucichli, skupiając na nas swoją
uwagę. – Twe imię, pani?
- Sakura.
- Sakura prosi o jakąś kurtkę dla swojego chłoptasia, znajdzie się
jedna?
Przemilczałam „swojego chłoptasia”. Zobaczyłam jedynie kątem oka, jak ręka
Sasuke zatrzymuje się i dopiero po chwili kontynuuje wypisywanie czeku.
Założyłam swoją czarną kurtkę, która była jedynie troszkę za duża.
- Twe życzenie mym rozkazem. – Blondyn z kurtką w dłoni pojawił się
przede mną. Na jej widok roześmiałam się. – Nikt nie powiedział, że ma być
męska. – Popatrzyłam na nią. Była to damska jasnoczerwona kurtka, z
różowymi mankietami. Sasuke będzie wyglądał w niej słodko jak nigdy.
- Numer konta? – Uchiha ignorował naszą rozmowę, co w sumie było mi
na rękę. Właściciel podszedł niego i zaczął dyktować cyferki.
- Nie przedstawiłem się. – Blondyn pacnął się w czoło, po czym
wyciągnął do mnie rękę. – Jack.
- Sakura, miło mi. – Lekko uścisnęłam jego ciepłą dłoń, aby
następnie niechętnie ją puścić. Brrr. Teraz tylko herbatka, ciepełko i
łóżeczko. Hymhymhym.
- Dobrze robi mi się z tobą interesy.
- Nawzajem. – Wymienili się uściskami dłoni, po czym były właściciel
rzucił mi kluczyki, które zręcznie złapałam mimo skostniałych palców.
- Jest ubezpieczony i niedawno przechodził przegląd. Bak pełny, stan
idealny. Czego więcej chcieć?
- Piwa! - rzucił ktoś z tyłu, na co reszta ryknęła śmiechem.
Co za pozytywni ludzie.
- Z racji, że musimy się zbierać, jesteśmy zmuszeni się z wami pożegnać.
– Właściciel zszedł ze swojego motocyklu i podszedł do nas. – Musicie
jechać tą drogą, dopóki nie staniecie na skrzyżowaniu, gdzie skręcicie w lewo.
Znowu prosto, a potem to już za drogowskazami– westchnął. – Dojedziecie
na wjazd na obwodnicę, a niedługo potem miniecie tabliczkę „Londyn”.
- Polecam to Chinatown. Tam zawsze coś znajdziecie – odezwał się
Jack.
- Dokładnie – poparł go ten z brzuszkiem.
- Wsiadajcie! Tyle ile możemy, to pojedziemy razem!
- Jesteś ubezpieczony na życie, prawda? – powiedziałam do Sasuke, który
wyciągał z walizki jakiejś pojedyncze rzeczy.
- Jeszcze słowo i nigdzie nie pojedziemy – warknął. Był nad wyraz
zirytowany, co ja zignorowałam. Czułam się fenomenalnie. Ach, jaki piękny
motor!
- Okej, okej. Nie było tematu.
- Nie mamy dla was kasków, więc musicie jechać bardzo ostrożnie. W miarę
możliwości poruszajcie się bocznymi drogami.
- Jasne. – Usiadłam na motocyklu i w tym momencie się w nim
zakochałam. Był przecudny. Delikatnie dotknęłam kierownicy i stwierdziłam, że
definitywnie się zakochałam.
Moją radość psuł jedynie fakt, że nie miałam butów, co bardzo utrudni mi
jazdę. Zmiana biegów w samych pończochach będzie bardzo uciążliwa i … bardzo
bolesna. Miałam nadzieję, że nie poskutkuje to jutrzejszą niemożnością
chodzenia.
Westchnęłam, kiedy Sasuke zbliżał się do motoru. Włożyłam kluczyki w
stacyjkę i rzuciłam mu kurtkę, na którą on spojrzał z politowaniem i z
problemami naciągnął na siebie. Dopiął ją jedynie do połowy, gdyż dalej jego
klatka piersiowa protestowała przed skompresowaniem.
- Wyjątkowo dobrze ci w czerwonym! – krzyknął Jack, na co reszta
zaśmiała się. Sprzedawca dosiadł się do kolegi, a ja popatrzyłam na Sasuke.
Oho, czułam głębszą pogadankę, jak tylko staniemy.
Uchiha usiadł za mną i nie bardzo wiedział, co zrobić z rękoma. Przełknęłam
ślinę, zdając sobie sprawę, że musi objąć mnie w tali. Spokojnie Sakura, tylko
spokojnie.
- To ruszamy!
Silniki po kolei zaczęły odpalać. Wypuściłam z siebie powietrze, zapaliłam
światła i przekręciłam kluczyki. Silnik zawył, a ja po raz trzeci się dziś
zakochałam. Co za cudo! Motory ruszyły dość szybko, lecz ja wolałam zrobić to
po woli, mając na uwadze mój brak butów. Oj, będzie bolało.
Sasuke mocniej zacisnął chwyt na moich biodrach, przez co lekko się
spięłam. Skupiałam się jednak całkowicie na prowadzeniu motoru i zajmowało mnie
to w dostatecznym stopniu, aby nie myśleć o jego dłoniach. Mknęliśmy do przodu,
a wiatr rozwiewał mi włosy. Jechaliśmy z taką prędkością, abym widziała
cokolwiek przed sobą, bo nie miałam gogli, które chroniłyby moje oczy.
Zaczęłam się śmiać z radości. Tak dawno nie jeździłam... Mknęłam przed
siebie, ignorując ból.
Miałam swój motocykl. Kupiony za pieniądze Uchihy, ale mój…
Marzenia choć częściowo jednak się spełniają.
Sasuke
To wszystko przechodziło ludzkie pojęcie. Gdyby ktoś w Tokio powiedziałby
mi, że jutro pojadę do Londynu, wyląduję na jakimś wyludnionym lotnisku, będę
szedł na pieszo do miasta, o mało nie zabije mnie samochód, kupię motocykl,
założę damską, czerwoną kurtkę i będę jechał jako pasażer, kiedy kierowcą jest
kobieta, wyśmiałbym go - albo zwolnił, gdyby był moim pracownikiem.
Z motorami nigdy do czynienia nie miałem. Są to wspaniałe maszyny, choć nie
ujęły mnie za serce, tak, jak dla przykładu moja “beemka”. Lecz teraz
przestałem lubić je już w ogóle. Kto to słyszał, żeby Uchiha jechał na jednym z
nich z kobietą, nie prowadząc? Tylko cioty jeżdżą na miejscu pasażera w takiej
sytuacji, do tego w damskich kurtkach!
Gdy tylko naładuję telefon, postawię na nogi cały londyński oddział. Bez
wyjątku. Madara nie będzie już mógł słuchać moich pretensji, a Itachi oberwie
przy okazji. To niedorzeczne, abym po angielskiej stolicy podróżował w taki
sposób.
Zmrużyłem oczy, chowając się bardziej za jej plecami. Kim jest ta kobieta,
to ja nie mam pojęcia. Jest jakaś opętana! Zamiast uciec, gdy krzyczałem,
wpatrywała się jedynie w to auto, głucha na moje wołania. Mogła zginąć. Hmpf.
Motocykle zaczęły zwalniać, aż zatrzymaliśmy się wszyscy na rozstaju dróg.
- Pamiętasz jak jechać? - krzyknął Jack, odchylając szybkę od kasku.
- Wydaje mi się, że tak. - Potaknęła głową. - Z resztą nie takie
rzeczy się robiło!
- No ja się domyślam! - Zszedł z motoru, zdejmując kask. Podszedł do
nas i bez słowa założył go jej na głowę. - Na pamiątkę. - Puścił jej
oczko, a ja uniosłem jedną brew do góry, zdegustowany. Jakiś romansów im się
zachciało.
- Nie trzeba. - Chciała go zdjąć, lecz on jedynie opuścił szybkę na
jej oczy.
- Masz dojechać w jednym kawałku. - Puknął lekko w kask, a jego
kompani zaczęli gwizdać.
- Dzięki - odpowiedziała jakby trochę speszona. Teraz Haruno udajesz
nieśmiałą? Teraz? Twoje niedoczekanie. - Trzymajcie się i szerokiej drogi!
- Do zobaczenia - powiedział, spoglądając przez ramię. Sakura
wierciła się chwilę, po czym westchnęła. Wszyscy odpalili motory, a Jack
zasalutował jej na pożegnanie, na co ta zaśmiała się. Popatrzyłem z niekrytą
nienawiścią na blondyna. Co za pozer.
- Cześć! - krzyknął ich przywódca i ruszył pierwszy. Dziewczyna coś
odkrzyknęła, a ja tylko uniosłem rękę. Jack wystrzelił pierwszy, chyba
zmuszając silnik do maksymalnej pracy. Pooozer.
- Wszystko w porządku? - spytała, gdy ryk motocykli niknął w oddali.
- A jak sądzisz? - warknąłem, poprawiając rękaw kurtki.
- Wiesz, lubię czerwony.
Ruszyliśmy.
Teraz mknęlismy trochę szybciej z racji tego, że Sakura mogła swobodnie
patrzeć przed siebie. Obejmowałem ją w pasie, na co w sumie nie narzekałem,
lecz przy niektórych zakrętach serce podchodziło mi do gardła. Dziewczyna
prawie w ogóle nie używała hamulca, a przy każdym skręcie niebezpiecznie
zbliżaliśmy się do asfaltu. Przy jednym strasznie nas zarzuciło, przez co
złapałem ją mocniej. O mało co nie wypadliśmy z drogi i właśnie miałem kazać
jej się zatrzymać, gdy ona zaczęła się śmiać. Mimo prędkości z jaką pędziliśmy
przed siebie i odgłosów zagłuszających praktycznie wszystko, usłyszałem jej
radosny śmiech.
Zmarszczyłem brwi. Niech się cieszy póki może, póki nie dojedziemy do
Chinatown.
Niedługo później zaczęły pojawiać się pierwsze auta. Obwodnica stała dla
nas otworem, a my na światłach, czekając na zielone. Wreszcie mieliśmy do
czynienia z latarniami, za co Bogu dziękowałem z całego serca. Rozluźniłem
chwyt, prostując ręce i po chwili plecy. Sakura otworzyła szybkę i obróciła się
lekko w moją stronę.
- Dziękuję - powiedziała cicho, a jej dalszą wypowiedź przerwał klakson
samochodu z tyłu. Dziewczyna potrząsnęła głową i ruszyła, przez co pojawiliśmy
się jako tysięczny pojazd na tej ogromnej drodze. Ponownie mocno objąłem ją w
talii, opierając swoją klatkę piersiową na jej plecach. Co jakiś czas
zatrzymywaliśmy się na światłach. Sakura lustrowała okolicę wzrokiem, szukając
drogowskazów do Chinatown.
Szczerze, to nie chciało mi się wierzyć, że wszystko było pozamykane. To
niemożliwe, nie w Londynie. Chyba nawet żałoba narodowa nie spowodowałaby
zamknięcia wszystkiego, no szanujmy się. Jednak perspektywa spędzenia nocy w
Chinatown bardzo mi się podobała. Chiny tak jak Japonia są pięknym państwem, a
ich mieszkańcy z reguły nie wstydzą się swojej kultury i nawet pomimo
zamieszkania za granicą, starają się pielęgnować tradycje i nie zapomnieć skąd
pochodzą, więc wycieczka do azjatyckiej dzielnicy dobrze mi zrobi.
- Zaraz będziemy - rzuciła, gdy staliśmy na kolejnych światłach. Zewsząd
otaczały nas niewiarygodnie wysokie biurowce oraz nowoczesne bloki. Telebimy
biły jasnością po oczach, nie pozwalając do końca skupić się na pięknych
zabudowaniach. Jak ja nienawidzę miejskich reklam...
Razem z mijanymi metrami, otoczenie zaczęło się zmieniać. Budynki były
coraz niższe i mniej nowoczesne. Wreszcie przed moimi oczami pojawiło się
główne wejście do dzielnicy, czyli brama na Gerrard Street, która piękna w swej
prostocie i chińskim klimacie zapierała dech w piersiach. Odetchnąłem na myśl,
że zaraz będę mógł zsiąść z motoru i trochę się przejść. Jednak, gdy Sakura
odbiła w lewo, zamiast się zatrzymać, zmarszczyłem brwi.
- Gdzie jedziemy? - krzyknąłem.
- Zobaczysz!
Była tu już kiedyś?
Jechaliśmy w miarę wolno, gdyż ulica była ruchliwa na tyle, aby nas
stopować. Mimo późnej godziny wszędzie było mnóstwo ludzi, a niektóre sklepy i
restauracje były otwarte. A nie mówiłem?
Objeżdżaliśmy Chinatown. Nie kierowaliśmy się do centrum, gdzie najszybciej
moglibyśmy znaleźć nocleg. Dziwiło mnie to, ale postanowiłem się nie odzywać,
będąc ciekawym, co wymyśliła Sakura. Miałem dziwne wrażenie, że dobrze
wiedziała, gdzie jest, co wprawiało mnie jedynie w jeszcze większe zamyślenie.
Te napady strachu, paraliż na drodze, motory, Chinatown? Co jeszcze?
Nie odzywaliśmy się do siebie. Sakura prowadziła, wjeżdżając w coraz mniej
używane uliczki, mniej ruchliwe. Domy zrobione w chińskim stylu nadawały temu
wszystkiemu klimatu, który trochę przypominał mi dzieciństwo, kiedy jeszcze
mieszkaliśmy wszyscy na starym rodzinnym osiedlu. Ech.
Wjechaliśmy w jakąś wyludnioną część dzielnicy i miałem wrażenie, że przy
okazji biedniejszą. Domy stały się mniej strojne, ulice nie były już tak bardzo
udekorowane, wszystko było mniej oświetlone. Panowała tu trochę mroczna aura,
którą dopełniały znikome żółte światła latarń. Zwolniliśmy do tego stopnia, że
spokojnie ktoś obok nas mógłby biec truchtem.
Znajdowaliśmy się w jakiejś bocznej przecznicy, gdzie nie rzuciła mi się w
oczy żadna żywa istota, która nie byłaby myszą lub kotem, polującym na to
pierwsze. Nigdzie nie widziałem mnóstwa reklam, więc musiała być to część
jedynie mieszkalna. Po lewej od nas w rzędzie stały śmietniki, które oświetlała
latarnia, rzucając na nie swoje słabe światło. Kilka kolejnych nie działało,
pogrążając przestrzeń przed nami w ciemnościach. Po obu stronach znajdowały się
kamienice, charakteryzowane na azjatycki styl. Kolorowe lampiony przecinały
niebo, a to wszystko razem sprawiło, że okolica robiła wrażenie spokojnej,
wręcz idyllicznej.
Sakura zatrzymała motor niedaleko drzwi po lewej stronie. Postawiła stopkę,
wyjęła kluczyki, a z jej ust wydobył się cichy jęk. Zszedłem z siedzenia, a ona
zaraz za mną. Zdjęła kask i potrząsnęła głową. Jej mokre włosy sterczały na
cztery strony świata, a oczy przypominały te pandy, na co wcześniej nie
zwróciłem uwagi, gdyż było ciemno. Kurtka pasowała na nią świetnie i
komponowała się nawet ze spodniami. To, że były ubłocone to swoją drogą, ale i
tak wyglądała dobrze, mimo rozczochrania, rozmazanego makijażu i przemoczonego
ubrania. Cecha kobiety pięknej.
- To jest…
- Sakura? - Najbliższe nam drzwi uchyliły się, a w nich stanęła kilkuletnia
dziewczynka. Opierała się o framugę zza której wyglądała tylko jej głowa
przyozdobiona w dwa kucyki.
- Lisa? - Haruno dotknęła dłońmi ust i ukucnęła, a dziecko wpadło w jej
ramiona. Założyłem ręce na piersi. Najpierw Hiro, teraz Lisa? Za dużo
dzieciaków na raz.
- To naprawdę ty! - Dziewczynka zaczęła łkać, a ja czułem się tu zbędny.
Sakura tuliła ją do siebie i szeptała coś do ucha. Po chwili odsunęła ją lekko
od siebie, chcąc zobaczyć ją w całej okazałości.
- Lisa! Lisa! - Z domu rozległo się wołanie. Dziewczynka odwróciła głowę do
tyłu, gdzie w przejściu ze szmatką w ręce stała sędziwa azjatka. - Li-sa -
wydukała staruszka, a ścierka przed momentem trzymana w jej dłoni upadła na
ziemię. - Jezusie Nazarejski, Sakura! - Haruno podeszła do kobiety i tym razem
to ona wpadła jej w ramiona. Bezgłośnie zdjąłem swoją kurtkę, wyjmując z
bagażnika moje najważniejsze rzeczy i walizkę pełną dokumentów, do której
wepchałem całą resztę. Oparłem się o motor, nie spuszczając wzroku z Sakury,
której bardzo blisko było do płaczu. Witała się z tą dwójką niczym z najbliższą
rodziną, a ja nie bardzo wiedziałem, co robić.
Lisa przylgnęła do nogi Sakury, gdy ta rozmawiała o czymś przyciszonym
głosem z kobietą, która nieustannie posyłała w moją stronę krytyczne i jakby
kontrolujące spojrzenia. Właśnie czułem się oceniany, gdyż staruszka nie
hamowała w ogóle swojego wzroku, bez krępacji objeżdżając mnie nim od góry do
dołu.
- Sasuke. - Potrząsnąłem głową, gdy usłyszałem cichy głos Sakury. -
Podejdź, proszę.
Czy ona powiedziała proszę?
Ruszyłem w ich stronę, rozluźniając ręce. Na ulicy nie było nikogo prócz
nas, co mnie trochę deprymowało, jednak nie dałem po sobie tego poznać. Gdy
znalazłem się obok Haruno przystanąłem i dopiero teraz zobaczyłem, jak bardzo
ta kobieta była wysoka, co było niespotykane, przy azjatyckich korzeniach,
wnioskując z rys jej twarzy. Hmmm.
- To on, Momo-san. - Sakura oparła dłoń na moim ramieniu, a ja popatrzyłem
na nią zdziwiony. Ta jednak nie zabrała ręki, a wręcz mocniej mnie ścisnęła.
- Niech będzie. - Kobieta kiwnęła głową i odwróciła się. Rzuciłem Sakurze
spojrzenie pod tytułem: co ty do cholery robisz - lecz ona jedynie dała mi
znać, że wszystko szło zgodnie z planem. Cholera, jakim planem?! Byliśmy w
Londynie!
Lisa złapała dziewczynę za rękę i uradowana pociągnęła w głąb domu. Mi
poświęciła tylko chwilę uwagi, podczas której zdążyłem zauważyć, jak bardzo jej
tęczówki były ciemne. Prawie jak moje.
Weszliśmy przez drewniane drzwi i pojawiliśmy się w małym holu, gdzie na
ścianach było mnóstwo zdjęć.
- Głodni? - Podajże Momo zadała nam pytanie, opierając się biodrem o
wejście do innego pokoju.
- Bardzo - odpowiedziała Sakura, zmęczonym tonem. Po omacku zdjąłem buty,
rozglądając się po ścianach. Zdjęcia były zachwycające. Na większości z nich
była Lisa. Była doprawdy pięknym dzieckiem. Fotografie idealnie komponowały się
z ciemnobordowymi ścianami i jaśniejszymi parawanami, które służyły za drzwi
między innymi pomieszczeniami.
Gdy tylko dziecko zdjęło buty, pobiegło do jakiegoś pokoju, a staruszka
zniknęła nam z oczu.
- Możesz mi powiedzieć, co tu się dzieje? - spytałem dyskretnie, lecz bez
cienia złości. Chwilowo byłem akurat bardzo, ale to bardzo ciekawy.
- Właśnie załatwiłam nam darmowy nocleg - odparła szeptem, spuszczając
wzrok. Nie omieszkała zagryźć wargi i nerwowo kilkukrotnie zacisnąć pięści.
- Kim jest ta Momo? - mruknąłem, nieustannie się rozglądając.
- To… - westchnęła - to przyjaciółka. - Pochyliłem się, aby powiedzieć to
wprost do jej ucha, gdyż w polu mojego widzenia pojawiła się Lisa.
- Wplątałaś się w coś? - Jej ciało przeszedł dreszcz, a spojrzenie utknęło
w jednym punkcie. Wydawała się przestać oddychać, kiedy jej dłoń zatrzymała się
w połowie drogi do kosmyka włosów, który spadł na jej twarz. Przełknęła ślinę,
a na jej czole pojawiły się malutkie kropelki potu. Wiedziony instynktem
odgarnąłem włosy dziewczyny do tyłu, a ta uniosła na mnie przestraszone,
zielone oczy. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem przez kilka sekund, które
przerwał cichutki głosik dziecka.
- Sakura-chan. - Stała ubrana w ciemną sukienkę, trzymając w ręce pluszaka.
Haruno potrząsnęła głową i cofnęła się o krok, a ja zabrałem rękę. Co to było?
- Tak? - Potrząsnąłem głową, gdyż wydawało mi się, że na jednym zdjęciu
widziałem Sakurę.
- Chodźcie. - Kiwnęła na nas i weszła wgłąb pokoju. Haruno poszła za nią
sztywnym krokiem, a ja popatrzyłem na jej spuchnięte stopy. Ech. Wiedziałem, że
z tym motorem będą same problemy.
Weszliśmy do małego pomieszczenia, które robiło chyba za salon.
Zgniłopomarańczowe ściany i brązowe meble tworzyły ładny duet, a ich trio
dopełniał drewniany parkiet.
- Lisa, gdzie jest Momo-san? - Dziewczynka zatrzymała się, przytulając do
piersi misia. Pociągnęła Sakurę za ramię, a ta zniżyła się.
- Robi wam jeść - szepnęła konspiracyjnie, patrząc się we mnie wnikliwie. -
I gada coś pod nosem. Ruszylismy w stronę starych schodów, prowadzących na
drugie piętro, które wydawały dziwne dźwięki pod naszym ciężarem. - Coś mówi o
Ry… - Sakura szybko zatkała jej usta i pokręciła głową. Lisa umilkła i dalej
prowadziła nas na górę, gdzie otworzyła jedyne drzwi i pierwsza weszła do
środka.
- Mamy spać akurat tutaj? - zaakcentowała słowo “tutaj” dość wyraźnie, lecz
nie doczekała się odpowiedzi. - Dobra, leć do babci. Potem pogadamy. - Puściła
jej oczko, a Lisa uśmiechnęła się i opuściła pomieszczenie. Zamknęła za sobą
drzwi, a pomiędzy mną i Haruno zapanowała napięta cisza.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - mruknąłem, rzucając walizkę na jedyne w tym
pokoju łóżko. Pomieszczenie było zaciemnione i okazało się strychem z oknami na
skośnych ścianach.
- Nie bardzo - odparła, pocierając ramiona.
- No tak - skwitowałem. - Nie chcę ale muszę, znasz takie powiedzenie?
- Nie dzisiaj, proszę - powiedziała cicho, zapatrując się zaszklonymi
oczami w sufit.
Cholera, co znowu powiedziałem?
Usiadła na skraju łóżka i schowała twarz w dłoniach. Podszedłem do okna,
będąc pewnym, że nie miała ochoty, abym teraz na nią patrzył. Uchyliłem je,
wpuszczając do środka trochę orzeźwiającego powietrza, które miało
charakterystyczny zapach “po deszczu”. Westchnąłem, opierając głowę o
okiennicę. Tyle się dzisiaj działo.
Puk, puk, puk.
- Proszę. - Sakura wstała, akurat kiedy otworzyły się drzwi. Momo weszła do
środka z tacką w ręku i bez słowa położyła ją na stoliku koło łóżka. Popatrzyła
się na dziewczynę z rezerwą, po czym opuściła pokój.
Zmarszczyłem brwi.
Najpierw czule się przywitały, a teraz tak chłodno się traktują?
- Sakura, Sakura, Sakura! - W drzwiach pojawiła się Lisa z jakimś
ręcznikami i ubraniami w ręce. - W tym macie iść lulu. - Uśmiechnęła się i nie
przypominała już tej samej smutnej dziewczynki, która nas tu przyprowadziła.
- Dziękuję - odpowiedziała Haruno i dała jej pstryczka w nos. Mała cała
zadowolona wybiegła z pokoju, nie zamykając za sobą drzwi.
Wziąłem jeden ręcznik i losowy t-shirt, a z walizki wyjąłem bieliznę.
Zatrzymałem się przy drzwiach i spojrzałem na nią przez ramię.
- Na dół. Prosto, prosto i w lewo.
Wyszedłem i zgodnie z jej wskazówkami podążyłem do łazienki. Ignorowałem
wszystko na rzecz galopujących myśli, nie mających określonego tematu. Były one
o wszystkim i o niczym. Na razie czułem się pominięty w pewnych wydarzeniach,
co bardzo mi się nie podobało.
Zgodnie ze wskazówkami Sakury trafiłem do małej łazienki, wyłożonej
czarnymi kafelkami. Szybko zrzuciłem z siebie ubrania i wskoczyłem pod
prysznic. Byłem strasznie śpiący, więc zrobiłem to jak najszybciej. Ubrałem się
w to, co ze sobą wziąłem i odwiesiłem ręcznik na kaloryfer. Opuściłem
pomieszczenie, gasząc za sobą światło. Westchnąłem, znajdując się na korytarzu.
Zamknąłem drzwi, a gdy się obracałem, mignęły mi gdzieś w tle dwa ciemne kucyki.
- Lisa? - szepnąłem, rozglądając się. Dziewczynka wychyliła się zza szafy,
patrząc na mnie nieufnie. Zebrałem się w sobie i kucnąłem, chcąc, żeby ze mną
porozmawiała.
- Kim jesteś? - spytała cicho, przytulając do siebie misia. Pamiętaj
Sasuke, spokojny miły ton i uspokajające spojrzenie.
- Nazywam się Sasuke i jestem kolegą Sakury. - Dziewczynka wyszła zza szafy
i podeszła do mnie.
- Ty jesteś inny, prawda? - Przekrzywiła głowę, wwiercając we mnie swoje
czarne spojrzenie. To zadziwające, jak ciemne miała oczy. Były łudząco podobne
do moich.
- Co znaczy inny? - mruknąłem, szukając wzrokiem zdjęcia, na którym
wydawało mi się, że widniała Sakura.
- No inny, po prostu. - Skinęła głową, a ja wyciągnąłem do niej dłoń.
- Możesz mi pomóc?
- Jak?
- Powiedz mi, kto jest na tamtym zdjęciu. - Nie widziałem go dobrze, gdyż
było prawie przy suficie, a ja dodatkowo kucałem. Wskazałem palcem na
fotografię.
- Którym? - Rozejrzała się na boki i podeszła bliżej. Zastanowiłem się
chwilę i wyciągnąłem do niej drugą rękę.
- Chodź, pokażę ci. - Zbliżyła się do mnie powoli, a gdy była już
blisko, podniosłem ją do góry, unosząc nad moją głowę. - Tam, obok Sakury, kto
to?
- Nie-nie mogę ci powiedzieć - jęknęła, a ja zniżyłem ją, trzymając teraz
na wysokości brzucha przodem do siebie tak, że jej nogi swobodnie zwisały po
moich bokach.
- A tak po cichu? - Uśmiechnąłem się najmilej, jak tylko mogłem po takim
wysiłku i dawce wrażeń.
- Ale nie powiesz nikomu? - powiedziała mi na ucho, mając skupioną minę.
- Słowo - potwierdziłem, a ona szepnęła.
- To Ryan. - Spiąłem się, lecz nie mogłem dać po sobie tego poznać. Znów
on.
- Kim on jest?
- To…
- Lisa. - Momo pojawiła się w kuchennych drzwiach z rękoma skrzyżowanymi na
piersi. - Do siebie. Teraz. - Ucięła, patrząc na mnie srogim wzrokiem. Żebym
teraz tylko nie wylądował na wycieraczce…
Postawiłem dziewczynkę na ziemi, a ta natychmiast się ulotniła. Zostałem
więc sam na sam pod ostrzałem spojrzeń staruszki, która wcale nie wyglądała na
słaba i bezbronną. Wbrew przeciwnie.
- Dobranoc - powiedziałem, kierując się ku salonowi, skąd mogłem trafić na
strych.
- Uszanuj jej prywatność. - Zatrzymałem się w progu, intensywnie myśląc.
Ten Ryan przyprawia mnie o szewską pasję.
- Dobranoc - powtórzyłem i jak najszybciej skierowałem się do sypialni.
- Będzie chciała, to sama ci powie. - Zamknąłem za sobą drzwi, po czym
oparłem się o nie. Wypuściłem z siebie powietrze, przecierając sennie oczy.
Westchnąłem i postąpiłem krok do przodu i natrafiłem na coś stopą. Popatrzyłem
pod nogi, gdzie walała się narzuta, która uprzednio znajdowała się na łóżku,
gdzie teraz spała Sakura.
Dziewczyna leżała na boku w brudnych ubraniach. Popatrzyłem na talerz, skąd
zniknęły dwie kanapki. Ech, chociaż zdążyła coś zjeść.
Podszedłem do szafki i zgarnąłem dwie kromki. Może nie była to kuchnia
najlepszej półki, lecz zaspokoiła mój głód dostatecznie, abym mógł iść spać.
Przeciągnąłem się i przeczesałem palcami włosy.
I jak tu spać?
Podszedłem do łóżka i wziąłem ją na ręce. Nogą odgarnąłem kołdrę, po czym
ponownie położyłem dziewczynę na materac. Przykryłem ją pościelą i kucnąłem
obok.
Miałem w głowie mętlik. Haruno nieustannie mnie zaskakiwała i wydawała się
robić to nieświadomie, co tylko podwyższało poziom jej dziwnych powiązań z
dziwnymi wydarzeniami i miejscami. Dotknąłem jej policzka, a ona poruszyła się
niespokojnie. Chciałem zabrać dłoń, lecz ona zatrzymała ją obiema rękoma.
Przytuliła ją mocniej i zacisnęła powieki.
- Ryan - wymamrotała sennie, a we mnie wezbrał się gniew.
- Ćśśś, śpij - powiedziałem cicho po chwili i powoli wyswobodziłem dłoń.
Ona przez moment dokładnie jak w samolocie szukała jej na ślepo, lecz gdy
natrafiła na pustkę podwinęła kolana pod siebie i zasnęła.
Z mieszanymi uczuciami ułożyłem narzutę na ziemi, aby zaraz się na niej
położyć. Zgasiłem światło i ponownie podszedłem do koca. Był na tyle szeroki,
że mimo iż na nim leżałem, mogłem się nim też spokojnie przykryć.
Ułożyłem się na brzuchu, a ręce wyciągnąłem do przodu. Głowę położyłem na
lewym boku, przez co bez problemu mogłem się w nią wpatrywać, dzięki świetle
księżyca, które wpadało do pokoju przez okno. Sakura co jakiś czas ruszała się
niespokojnie i ciągle z uporem maniaka wyciągała dłoń do przodu, nieustannie na
coś czekając.
Ryan, ja cię jeszcze znajdę.
Sakura
Stałam w łazience, przyglądając się dziewczynie w lustrze, opierającej się
o umywalkę i przyodzianą jedynie w granatowy ręcznik. Z jej dopiero co umytych
włosów kapały zimne krople, mocząc materiał, lecz ona nie zwracała na to uwagi.
Nieobecnym spojrzeniem patrzyła się przed siebie, intensywnie nad czymś myśląc.
Jednak gdy tylko jej myśli zboczyły na niepożądany tor, natychmiast pokręciła
głową, chcąc je odpędzić.
Zacisnęłam pięść, odchodząc od lustra. Westchnęłam, wieszając mokre od
mojego potu rzeczy na kaloryferze. Właśnie wróciłam z biegania, które
otrzeźwiło mnie na tyle, abym zaczęła myśleć o rzeczach istotnych. Biegałam
mimo bólu stóp, który był do prawdy potężny. Nic jednak nie pozwalało mi się
tak zrelaksować jak ta właśnie czynność, więc mimo usterek mojego ciała
postanowiłam to zrobić.
Wyszłam z łazienki na korytarz, gdzie nikogo nie było. Lisa i Momo pewnie
jeszcze spały, a co do Sasuke, to nie byłam pewna. Westchnęłam, wchodząc po
schodach, które skrzypiały z każdym moim krokiem. Moją głowę zaprzątał nie
tylko Ryan i Sasuke, ale również dziwne wrażenie, że podczas wczorajszej
przejażdżki, przez oczami mignęła mi Rina, a było to przecież niemożliwe.
Cicho uchyliłam drzwi do pokoju, w którym spędziłam noc. Panował tu
półmrok, lecz bez problemu wszystko widziałam, dzięki czemu nie weszłam w
śpiącego na podłodze Sasuke. Właśnie, Uchiha. Zmarszczyłam brwi, podchodząc do
niego na paluszkach. Mocniej owinęłam się ręcznikiem i kucnęłam blisko jego
twarzy.
Chłopak spał na plecach, z jedną ręka pod głową, a drugą na brzuchu. Był
przykryty narzutą do pasa, więc miałam tylko widok na jego klatkę piersiową,
niestety zakrytą przez czarną koszulkę, która komponowała się z jego ciemnymi
włosami. Nie wiedziałam, co o nim myśleć.
Kiedy tylko dowiedziałam się, że lecieliśmy do Londynu coś we mnie pękło.
To miejsce kojarzyło mi się z najlepszym, jak i najgorszym okresem mojego
życia. Było to coś pięknego, lecz jednocześnie zabijającego mnie od środka, aby
na sam koniec zniszczyć mnie całkowicie. Idealny scenariusz apokalipsy.
Momo wyciągnęła do mnie pomocną rękę, kiedy nie byłam w stanie sama odbić
się od dna. Ta kobieta spadła mi z nieba w najmniej oczekiwanym momencie, lecz jak
bardzo była mi potrzebna? W Tokio nikt nie ma żadnego pojęcia o jej istnieniu.
To co się działo w Londynie, zostało w Londynie, a ja z największą
pieczołowitością dbałam, aby tak było już zawsze. Błędy przeszłości nie mogły
wyjść na wierzch. Lecz, czy powinnam nazywać to błędem, a może jedynie
wypadkiem przy pracy?
Westchnęłam, patrząc jak Sasuke niespokojnie kręcił głową. Wstałam, nie
chcąc dawać sobie kolejnych pretekstów do przemyśleń dziwnej treści. Przez
ostatni tydzień miałam ich aż nad to. Zdecydowanie wystarczająco.
Podeszłam do szafki na której leżały moje stare ubrania sprzed półtora
roku. T-shirt noszony przez Uchihę wprawiał mnie w lekką nostalgię, pomieszaną
ze smutkiem, gdyż nie była to pierwsza lepsza bluzka. Kątem oka sprawdziłam,
czy Sasuke nadal spał, po czym zrzuciłam z siebie ręcznik i szybko się ubrałam.
Krótkie spodenki z czarnego jeansu i koszulka ze skrzydłami wolności z mojego
ulubionego anime na plecach, pasowały dziś do mojego nastroju. Jednym słowem
ponuro. Złapałam też szybko ciemne stopki i zakładając je skakałam na jednej
nodze w stronę ładowarki, do której przed zaśnięciem podłączyłam swój telefon.
A nogi bolały…Na szczęście nie zbudziłam Uchihy, na co odetchnęłam. Nie miałam
ochoty z nim teraz rozmawiać, nie teraz.
Popatrzyłam na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie wyraźnie widniał napis
“100%”. Odłączyłam komórkę i włożyłam ją do kieszeni.
Jeśli Sasuke też miał smartfona to jego baterię też mogłabym podładować,
żeby potem nie było z tym problemu. Taki biznesmen pewnie nie mógł obejść się
bez tego gadżetu, ech.
Przeszłam przez łóżko i stanęłam niebezpiecznie blisko jego głowy. Starając
się robić jak najmniej hałasu przeszłam do jego aktówki, gdyż tylko tam mógł
znajdować się jego telefon. Zamknięcie zrobiło ciche klik, a wnętrze
walizki stanęło dla mnie otworem. Jedyne co rzuciło mi się w oczy, to mnóstwo
dokumentów. Nieuporządkowane pliki kartek powciskane były w przegródki na siłę,
przez co zdrowo się pogniotły, ale przecież to nie mój problem.
Nigdzie nie widziałam jego telefonu, a on przecież musiał tu być! Zmrużyłam
oczy w geście irytacji i zaczęłam powoli wyciągać tę stertę papierów na
podłogę, kładąc je obok siebie. Nie widziałam ich treści, gdyż w pokoju panował
półmrok, dzięki zasłoniętym żaluzjom, lecz w sumie nie obchodziła mnie ona, a
tylko ta cholerna komórka…
Przy przekładaniu kolejnego pliku kartek moim oczom ukazał się
ciemnoniebieski notes. Jeszcze raz sprawdziłam, czy Uchiha spał i szybko
wzięłam go do ręki. Otworzyłam okładkę i zaniemówiłam.
Mimo, że nie miałam idealnego oświetlenia, widziałam to, co znajdowało się
na kiedyś białych kartkach i byłam zachwycona. Te rysunki były przepiękne.
Wszystkie wykonane ołówkiem i wręcz… idealne. Każda kreska wydawała się być
zaplanowana, jakby nie było tu nawet jednego zbędnego pociągnięcia ołówkiem.
Popatrzyłam na Sasuke, lecz teraz… nieco inaczej. Z podziwem.
Miał pasję, było to widać gołym okiem. Przecież nie studiował architektury,
ani nie rysował na zamówienie… chyba. Rysunki które miałam przed sobą nie miały
określonej tematyki. Odniosłam wrażenie, że Uchiha rysował to, co akurat
przyszło mu na myśl, bo kto zamawiałby szkic kota, czy plaży na kartce
notatnika A4?
Przewracałam strony, nie spiesząc się, a z każdym nowym ruchem podziw dla
Sasuke… rosnął. Może jednak miał coś poza ogromem pieniędzy? Może nie był
jedynie bogatym dzieciakiem, który zawsze miał wszystko podstawione pod nos?
Spojrzałam na niego i dopadły mnie lekkie wyrzuty sumienia.
Może źle cię oceniłam?
Przewróciłam entą już kartkę, a moja ręka zamarła, a oczy prawie wyskoczyły
z orbit. Niemożliwe.
Wcześniej nie było żadnych rysunków ludzi, a teraz… przed oczami miałam
gejszę, której strój był identyczny jak mój na imprezie w klubie. Nawet detale
maski były te same, nie wspominając o wzorach kimona. Włosy dziewczyny były tak
samo spięte jak moje, a gdy to do mnie dotarło pętla na moim żołądku zacisnęła
się. Nie może być…
Znów przewróciłam kartkę, a moim oczom ukazał się jastrząb szykujący się do
lądowania. Na kolejnej stronie znajdował się fortepian, który całkowicie ujął
moje serce. Jego piękno było nie do opisania. Każdy szczegół, każdy klawisz…
Ponownie przewróciłam kartkę i o mało co nie upuściłam notatnika, tym samym
demaskując się. Cofnęłam stronę, chcąc się upewnić, że nie miałam omamów, lecz
gdy tylko znów do niej powróciłam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Znajdował się tam mój portret.
Dotknęłam go, a na moim palcu pokazał się czarny osad - grafit z ołówka. To
mi się nie śniło…
Był tu ślad wyrwanej kartki - pewnie tej, którą Uchiha dał Hiro. Co więc
robił tu mój kolejny szkic? Zmarszczyłam brwi i zapatrzyłam się na śpiącego
chłopaka, który nawet podczas snu na pewno przyciągał kobiece spojrzenia i był
przyczyną wielu westchnień. Co więc akurat ja robiłam z nim w jednym pokoju i
to do tego w Londynie?
Ostatni raz popatrzyłam na moją podobiznę i zamknęłam notatnik, nie chcąc
wiedzieć, czy było tam coś jeszcze. I tak dowiedziałam się już wystarczająco
dużo. Może nawet za dużo…
Włożyłam dłoń do aktówki i teraz już bez problemu wymacałam jego telefon,
gdyż była ona już prawie całkowicie pusta. Popatrzyłam na wejście do ładowania,
które było takie samo jak moje. Jak najszybciej pochowałam papiery i szkicownik
do środka, po czym odstawiłam walizkę tam, gdzie stała.
Z mieszanymi uczuciami podłączyłam jego telefon do ładowania, po czym
wyszłam z pokoju. To na pewno przypadek, a w samolocie mu się po prostu
nudziło. Tak musiało być.
Zeszłam po schodach i przeszłam przez salon, kierując się ku wyjściu, mając
w ręce komórkę. Nie zwróciłam uwagi na zdjęcia, a szczególnie na jedno, które
chciałam wyrzucić z pamięci. Lisa jednak uparła się, że ono musi tam zostać,
więc postanowiłam odpuścić. W końcu i tak miałam tu nigdy nie wracać…
Nie zakładając butów złapałam swoją kurtkę i wyszłam na malutki, drewniany
ganek. Prędzej czy później musiałam zadzwonić do Miku i dać jakikolwiek znak,
że żyję. Westchnęłam, opierając się o barierkę. Mój motor stał na chodniku
przed domem z dumą się prezentując. Po uliczce ganiały się dzieci i chyba
bawiły się w ninja. Przyglądałam im się przez chwilę z lekkim uśmiechem na
ustach. Miały może po cztery, pięć lat, a już były na tyle wysportowane, aby
wspinać się po rynnach i z krzykami bojowymi nacierać na siebie z patykami,
jako mieczami w rękach.
Ech.
Odblokowałam ekran, wykręcając numer siostry. Różnica czasu między Japonią
a Anglią wynosiła dziewięć godzin, więc w Tokio było trochę po dziewiętnastej,
akurat na rozmowę. Sygnał pojawił się w słuchawce, a ja poprawiłam rękawy
czarnej kurtki, otrzymanej wczoraj od Jacka. Właśnie, Jack…
- Sakura, nareszcie! - krzyknęła Miku, a ja przewróciłam oczami.
- Tylko nie krzycz - jęknęłam. - Nic mi nie jest, w spokoju dotarliśmy na
miejsce.
- W spokoju?! U ciebie przez całą noc nie miałam żadnego znaku życia! A
jakby coś wam się stało?!
- Ćśśś, proszę - przeciągnęłam ostatnią samogłoskę. Ostatnie co chciałam
słyszeć to jej wrzaski. Spodziewałam się ich, lecz nie chciałam ich wysłuchiwać.
- Mama gdy tylko się dowiedziała, że się zamieniłyśmy dostała białej
gorączki - powiedziała Miku, lecz słyszałam też coś w tle. Może telewizor?
- To wiedziałyśmy już na początku - mruknęłam, przykładając stopę do zimnej
barierki. Uch, trochę mniej boli.
- Ogólnie to *pszthrr* poszła dobrz *pszthr*.
- Co ty tam robisz? - syknęłam zirytowana. Co za wkurzające odgłosy.
- Już jestem, wybacz. Zakładałam buty.
- Idziesz gdzieś? - spytałam, a ona od razu wyczuła w mojej wypowiedzi
podwójne dno.
- Tak - odparła, a ja usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
- Randka? - rzuciłam dla żartu, a odpowiedziała mi cisza. - Miku?
- Taaa. - Nie do końca wiedziałam, jak odebrać jej reakcję. Hmmm. - Ach,
sesja poszła znakomicie. Chyba nie dało się lepiej.
- To gdzie będę mogła cię teraz zobaczyć? - Walczące dzieciaki właśnie
zaprzestały swoich bojów, gdy jeden z nich usiadł pod ścianą ze skrzyżowanymi
rękoma. Czyżby konflikt w drużynie?
- Yyy, Avanti? - Po drugiej stronie usłyszałam dźwięki ulicy. Mnóstwo
samochodów i zero przestrzeni osobistej. Charakter dużych miast.
- Cudnie - powiedziałam. Napięcie w moim brzuchu rosło, gdyż siostra nadal
nie zapytała o najważniejszą rzecz. Pewnie wyleciało jej z głowy, ale… - Uchiha
seksownie wygląda, kiedy śpi.
- Co?! - wrzasnnęła i odniosłam wrażenie, że stanęła w miejscu.
- No prawdę ci mówię. Dobrze mu w ciemnych kolorach. - Zagryzłam wargę, nie
chcąc roześmiać się na cały głos. Właśnie wyobraziłam sobie jej minę.
- Czy-ty-chcesz - wciągnięła powietrze - powiedzieć-mi-że-tym-biznesmenem -
zacisnęłam usta ze śmiechu - jest-Sasuke?!
- Tak! - powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam, a po drugiej stronie
słuchawki rozległ się ryk. Tak, spokojnie mogłam to tak nazwać.
- Kyaaa! - Odsunęłam telefon od ucha, gdyż chciałam, aby moje bębenki
jeszcze trochę pożyły. - To cudownie!
- No coś w tym jest - mruknęłam, patrząc po nogi. Wiatr wzmógł się na sile,
a ja zatrząsłam się. - Aaa psik!
- Muszę kończyć, bo…
- Miku! Tu jestem!
- Kto to? - spytałam zaciekawiona. Dzień mnie nie ma, a ona już szaleje.
- Yyy…
- Miku!
- Nikt - odpowiedziała szybko, a w mojej głowie zapaliła się żarówka.
Znałam ten głos…
- Umówiłaś się z Kankuro?! - Zaczęłam śmiać się na cały głos. Myślałam, że
nie wyrobię. To było wręcz niemożliwe!
- Tak - mruknęła nieprzekonywująco. - Siora, kończę. Odezwij się jeszcze
potem i opowiesz mi wszystko o Sasuke. A - dodała szeptem - zrób mu zdjęcie jak
śpi, nie pogardzę dobrym widokiem na dobranoc. - Kąciki moich ust uniosły się
do góry i na reakcję siostry i na wyobrażenie Uchihy pogrążonego we śnie. Ten
facet ma coś w sobie.
- A, to powodzenia na randce życzę. - Wyprostowałam się, chcąc udawać
poważną. - Tylko, żeby dzieci z tego nie było.
- Ha-ha-ha - fuknęła. - A i jeszcze jedno. - Nauczyłam się czegoś ważnego
na studiach! - Powiedziała z ironią. - Nie chcę tam być!
- Doszłaś do tego na ostatnim roku? - prychnęłam, uderzając się lekko
wewnętrzną częścią dłoni w czoło.
- Kiedyś trzeba.
- W sumie…
- Dobra, trzymaj się! - Usłyszałam klakson i znów zacisnęłam usta, żeby nie
speszyć siostry.
- No ty też, pa!
Rozłączyłam się i wybuchnęłam śmiechem, o mało co nie wypadając za
barierkę. Kankuro i Miku! Niemożliwe! Podrapałam się po nosie, chcąc
zamaskować rozbawienie, bo nawet dzieci zaczęły się na mnie dziwnie patrzeć.
Wzięłam głęboki oddech, przechodząc kilka razy z pięt na palce. Ach, to poranne
bieganie mnie zbawiło.
- Co mnie to obchodzi, że jesteś z Sheeiren na jakiejś wystawnej kolacji,
no co?! - wrzask Sasuke doleciał do mnie przez uchylone okno, a ja
znieruchomiałam, chcąc podsłuchać wszystko, co tylko możliwe. - Posłuchaj mnie
raz, a dobrze. - Chłopak chyba podszedł do okna, gdyż słyszałam go teraz
wyraźniej. - Jestem w Londynie, kurwa, w Londynie! Spałem w jakimś domu w
Chinatown, a z lotniska odebrał mnie jakiś wyblakły murzyn! Nie jestem rasistą,
ale szanujmy się. - Znów się cicho zaśmiałam, na wspomnienie o Hagecie. Lecz
gdy tylko zobaczyłam przed oczami jego twarz skrzywiłam się. Pieprzony alfons.
- Jeszcze dziś postawię cały londyński oddział na nogi, rozumiesz? - Sasuke
zamilkł na chwilę, a ja rozluźniłam się, bawiąc się dłońmi. - Powiedz Shee, że
nie obchodzą mnie jej problemy. Jeśli są tak poważne to skieruj ją na leczenie.
- Ach Sheeiren. Dziewczyna Itachiego, no tak. - To idźcie tam oboje, na pewno
nie ucierpisz!
Spojrzałam w lewo, gdzie zobaczyłam wjeżdżającą na ulicę czarną limuzynę.
Zmarszczyłam brwi na jej widok i cofnęłam się do drzwi. Samochód jechał powoli
i zatrzymał się obok naszego domu. Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia i
natychmiast schowałam się do środka, gdy drzwiczki od strony kierowcy otworzyły
się, a stanął tam Hageta. Nie, nie, nie.
Oparłam się o drzwi od wewnątrz. Co za łysy frajer, wr!
Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w stronę kuchni, przechodząc obok
pokoju Lisy, do którego drzwi były zamknięte. Westchnęłam, wchodząc do
klitkowatego pomieszczenia przyozdobionego w jasne meble. Nigdzie nie widziałam
Momo, więc podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej wszystkie jajka, których razem
było może z siedem. Dobrze wiedząc, gdzie jest patelka, wyjęłam ją z piekarnika
i wstawiłam na gaz. W zasięgu mojego wzroku nie było nic więcej jadalnego do
jedzenia, więc zostały mi jedynie ta jajecznica i kanapki z masłem.
Gdy patelnia nagrzała się, nalałam na nią trochę oleju. W tym czasie
pokroiłam chleb i rozłożyłam talerze, nucąc pod nosem piosenkę Celin Dione,
która była jedną z moich ulubionych.
- Loved me back to liiiife. - Olej zaskwierczał, kiedy na spotkanie
przybyły mu jajka. Zamieszałam zawartość patelni i podeszłam otworzyć okno. - From the coma, the wait is overeeer. - Wyciągnęłam sztućce i razem z talerzami
rozłożyłam na stole. Nie zauważając wiszącej nad nim lampki, idealnie trawiłam
w nią głową. - Loved me back to liiiife. - Pomasowałam sobie bolące miejsce i wzięłam patelkę
do ręki, po czym nałożyłam jajecznicy równo na trzy talerze. Miałam przeczucie,
że Momo gdzieś wyszła, a jeśli nie, to zawsze mogłam jej dorobić. Specjalnie
zostawiłam jej jedno jajko, taka jestem przebiegła. - From the coma,
we're lovers again. - Usłyszałam szuranie i zaprzestałam śpiewu. Spojrzałam
się na drzwi, w których stał Sasuke. - Tonight - mruknęłam cicho.
- Dobrze
śpiewasz - powiedział, wchodząc do środka i rozglądając się dookoła.
- Nie -
westchnęłam. - Nie umiem śpiewać.
- No na pewno.
- Przeczesał sobie włosy ręką. - Tak jak ja nie umiem… - Urwał w połowie, a ja
posłałam mu zaciekawione spojrzenie. - Nieważne. - Uciął, siadając na
najbliższym wolnym miejscu. Jak ja nie umiem… rysować? Zastanowiłam się
chwilę. To byłby wtedy duży komplement. - Nie zjeżdżasz z linii melodycznej
mimo, że nie śpiewałaś pełnym głosem - powiedział, jedząc jajecznicę. Stojąc
nad nim, popatrzyłam na niego z jeszcze większym dystansem. I co? I może
jeszcze zna się na muzyce?
- Znawca? -
prychnęłam, wstawiając pustą już patelnię do zlewu.
- Można to tak
ująć. - Usiadłam na przeciwko z mętlikiem w głowie. Co ty Uchiha chcesz przez
to powiedzieć?
- Mamy na dziś
jakieś plany? - spytałam, myśląc o Łysym, który czekał przed domem. Swoją drogą
ciekawe, czy Sasuke o nim wiedział.
- Ten alfons
stoi pod drzwiami. - Przewrócił oczami. - Będę musiał z nim potem porozmawiać,
bo jest z nami z rozkazu Madary - prychnął z ironią, a ja wzięłam widelec w
dłoń i też zaczęłam powoli jeść.
- Kim jest
Madara? - Chłopak popatrzył na mnie dziwnie, jakbym zadała mu najgłupsze
pytanie świata.
- Głównym
prezesem firmy - warknął, gdy zorientował się, że nie miałam zielonego pojęcia,
kim był owy Madara. Jednak kiedy tylko Sasuke był już tego świadomy, wyraz jego
twarzy się zmienił. Nie był już tak spokojny jak wcześniej. Widziałam tam
grymas.
Gdy robiłam
kontrolę w Uchiha Company nie pamiętam, abym widziała dokumenty poświadczające
o tym, że któryś z prezesów był ponad resztą. Teraz jak zaczęłam się
zastanawiać, przypomniałam sobie, że to musiał być ten członek firmy, od
którego wszyscy mnie przestrzegali. Może rzeczywiście mieli do tego jakieś
powody?
- Uchiha
Company, tak? - mruknęłam, grając głupią. Przecież on nie wiedział o żadnej
kontroli, więc nie musiałam znać nazwy jego firmy, ne?
- Yhym - kiwnął
głową, intensywnie nad czymś myśląc.
- Ile
zostaniemy w Londynie? - Wstałam, aby wstawić czajnik na herbatę, o którym
kompletnie zapomniałam. Brawo, Sakura.
- Nie wiem -
fuknął i miałam wrażenie, że naprawdę tak było, a miał on pojęcie o tym
wyjeździe takie samo jak ja, czyli zerowe.
- Aha… -
Wyjęłam kubki, wsypując do niej odpowiednie zioła.
- Dziś na pewno
musimy iść do galerii i kupić jakieś ubrania. - Odłożył sztućce, a ja zalałam
kubki wrzątkiem. Zakupy równa się pieniądze… Cudnie. - Oraz do londyńskiej
siedziby mojej firmy, żebym w końcu dowiedział się czegoś o tym spotkaniu. -
Postawiłam przed nim kubek i usiadłam na przeciwko. Czyli miałam rację.
- Yhym…
- Biegałaś
rano? - spytał, opierając się plecami o ścianę. Podciągnęłam kolana go góry i
wzięłam szklankę w dłonie.
- A co? Komora
gazowa w łazience? - Lekko się uśmiechnął, przymykając oczy.
- Trafiłaś w
sedno.
- Sakura? -
Lisa stała w drzwiach niepewna, czy może wejść.
- Co tam? -
Wychyliłam się, patrząc na nią.
- Śniadanie? -
Przytuliła do piersi pluszaka, który komponował się z jej ciemną piżamką.
- Tak, chodź.
Czeka na ciebie - powiedziałam miło, a ona zadowolona przeszła obok Sasuke i
usiadła pomiędzy nami, na przeciwko ściany. Postawiłam przed nią pełny talerz i
kubek, po czym wróciłam na swoje miejsce.
- Babcia poszła
do sklepu - mruknęła z pełnymi ustami, zajadając się tą kiepską jajecznicą.
Niestety nie miałam składników, żeby zrobić coś innego.
- Tak myślałam.
- Pokazałam jej język, na co ta uśmiechnęła się.
- Na długo
przyjechałaś? - Spojrzałam na Sasuke, który niestety nie pomógł mi w
znalezieniu trafnej odpowiedzi.
- Jeszcze nie
wiem.
- Szkoda. -
Zmarkotniała, a ja wstałam nie chcąc, aby w kuchni zapadła całkowita cisza.
Zabrałam mój talerz, a po chwili Sasuke i zaczęłam zmywać. Lisa jadła, nie
przejmując się niczym dookoła, a ja do szczęścia nie potrzebowałam ciężkiego
milczenia między mną, a Uchihą.
- Li…
- Chodź no tu -
powiedziała dziewczynka, przerywając mi. Odwróciłam się, myśląc, że to do mnie.
Ta jednak skierowała swój “rozkaz” do Sasuke, który uchylił jedną powiekę i z
dystansem zbliżył się do niej. Lisa podniosła rękę i złapała nią chłopaka za
włosy. Uchiha skamieniał, gdy ta jeszcze przez chwilę bawiła się nimi.
Zmarszczyłam brwi, przypatrując się im czujnie. To było dziwne…- Prawie jak
jego - mruknęła do siebie, po czym znów zaczęła jeść jajecznicę, jakby ten gest
był najnormalniejszy na świecie. Sasuke popatrzył się na mnie niepewnie, a ja
szybko spuściłam wzrok.
Lisa mogła
porównać go tylko z Ryanem. Ale przecież ja mu tego nie powiem…
Usłyszałam, jak
drzwi wejściowe otwierają się. Modliłam się, żeby nie był to Hageta, a moje
modły zostały wysłuchane, kiedy do kuchni weszła Momo. Odetchnęłam, zakręcając
kran.
- Ja poszłam na
zakupy, żeby wam śniadanie zrobić, a tu proszę. Takie cyrki. - Postawiła
foliówki na blacie, a Sasuke wstał, ustępując jej miejsca.
- Myślałam, że
może poszłaś do pracy, ale Lisa… - powiedziałam, wycierając ręce w ręcznik.
- Ach, nie tym
razem, kochana - sapnęła, zdejmując z szyi szal. - Czy… - Rozległ się dźwięk
dzwonka telefonu Uchihy, który szybko wyszedł, nie chcąc nam przeszkadzać. W
sumie, to wybrał idealny moment. Momo rozejrzała się, po czym to mnie mianowała
ofiarą swojego zabójczego wzroku. - Doszłam do wniosku, że nie będę o nic pytać
- powiedziała przyciszonym głosem tak, żeby Lisa nie słyszała. - Tak będzie
lepiej.
- Ale…
- Bez ale. -
Przetarła sobie skronie i spojrzała na mnie już bez złości. - Wiem, że teraz
postąpisz już właściwie. Teraz już to wiem.
- Dziękuję. -
Spuściłam głowę, wiedząc, co miała na myśli, a nie było to nic dobrego. Chyba
po prostu odpuściła.
- Czuję, że nie
zabawicie tu długo. - Przetarła sobie skronie i pogłaskała Lisę po głowie.
- Ja również.
- Wiem, że zaraz
stąd wyjdziecie, ale mam prośbę. - Uniosłam na nią swój wzrok, aby zobaczyć jej
zmęczoną i smutną twarz. - Przyjdź do niej jeszcze, zanim znowu
znikniesz. - Popatrzyłam na dziewczynkę, która w ciszy jadła jajecznicę. Była
bardzo skrytym dzieckiem, które nigdy nie miało rodziców. Jej matka zmarła przy
porodzie, a ojca dziewczynka jeszcze nigdy nie poznała i chyba nic w tej
kwestii się nie zmieni. Dla mnie jednak otworzyła się bardzo szybko mimo, że
spędziłam z nią kiedyś jedynie tydzień. Z jej strony, to naprawdę dużo.
- Oczywiście. -
Momo położyła mi dłoń na ramieniu, a po chwili przytuliła mnie do siebie.
Westchnęłam wtulając się w nią, po raz kolejny przypominając sobie, jak wiele
jej zawdzięczałam.
- Sakura. -
Sasuke pojawił się w przejściu, a kiedy zobaczył nas wtulone w siebie, urwał, a
wyraźnie chciał coś powiedzieć. Momo odsunęła mnie od siebie i uśmiechnęła się
lekko, jakby pocieszająco.
- Tak?
- Chyba musimy
się zbierać. - Spojrzałam na Lisę, którą pogłaskałam po policzku, za co
zostałam obdarowana jedynie smutnym spojrzeniem jej czarnych oczu. Znałam
kogoś, kto miał bardzo podobne. Kurde, kto to?
Skinęłam głową
i bez słowa poszłam za chłopakiem do pokoju, w którym spaliśmy. Przeszliśmy
przez korytarz i salon, aby wejść po schodach prosto do sypialni. Sasuke szedł
pierwszy, a gdy znaleźliśmy się już w środku zamknął drzwi, skrzyżował ręce na
piersi i utkwił we mnie swój wzrok.
Zmarszczyłam
brwi, zastanawiając się czego ode mnie chciał.
- No co? -
mruknęłam, biorąc do ręki swoją torebkę. Małą, podręczną, jedyną rzecz, która
przywiozłam wczoraj ze sobą.
- W samolocie
powiedziałaś o jakiejś spłacie długów. Co miałaś na myśli?
Wyprostowałam
się, trzymając kurczowo torebkę w dłoniach.
- Dokładnie to,
co powiedziałeś - odparłam, przekładając jeszcze nie do końca suche włosy na
jedną stronę.
- Możesz
jaśniej? - Przekrzywił lekko głowę, a ja zaczęłam rozmyślać, czy jego niewiedza
w tym temacie mogłaby mi się jakkolwiek przydać.
- Nie mam
ochoty. - Wpakowałam telefon do środka i szybko odwróciłam się, chcąc odłączyć
ładowarkę, którą musiałam zwrócić Momo, lecz niechcący trąciłam dłonią plik
dokumentów Uchihy, których de facto przed moim wyjściem akurat w tym miejscu
nie było. Prychnęłam zirytowana i uklęknęłam zbierając pojedyncze kartki.
Niektóre wpadły pod łóżko, więc musiałam położyć się na podłodze i wczołgać się
tam, choć moja ochota co do tej czynności utknęła na poziomie zerowym i nie
zanosiło się na zmiany. Kichnęłam, gdyż Momo chyba nie reflektowała odkurzania
akurat tutaj. Musiałam dotknąć policzkiem paneli, na co odruchowo się
skrzywiłam. A tak miło było czuć się czystym…
Wycofałam się z
zamkniętymi oczami. Naoglądałam się już wystarczająco dużo brudu, a ten który
miałam na twarzy napawał mnie jedynie dodatkowym obrzydzeniem. Znów znalazłam
się na kolanach. Na oślep położyłam papiery na łóżku i wstałam, przecierając
oczy. Co za…
Skamieniałam,
mając przed sobą Sasuke. Stał tak blisko, że dzieliło nas jedynie kilka
centymetrów i nie zapowiadało się na to, żeby się to zmieniło. Mimowolnie
wstrzymałam powietrze, czując jak zaczyna robić mi się gorąco.
- Co? -
powiedziałam zdecydowanie bardziej ulegle niż zamierzałam. Cholera.
- Jakie długi?
- mruknął, wywiercając we mnie dziurę swoim czarnym spojrzeniem. Spuściłam
wzrok, nie mogąc się skupić, kiedy patrzyłam na niego z tak bliska.
- Jakieś -
burknęłam. - Jako prezes powinieneś to wiedzieć.
- Ale nie wiem
- odparł prawie natychmiast. Moje ręce pokrył pot, a ja przez chwilę nie byłam
w stanie mu odpowiedzieć. Czułam się strasznie niezręcznie, tak blisko…
- I się nie
dowiesz. - Cały czas spoglądałam we wszystko, co znajdowało się na poziomie
podłogi, aby tylko nie musieć spojrzeć mu w oczy. To było zbyt krępujące.
Jednak gdy przyłożył dłoń do mojego policzka, tym samym każąc spojrzeć mi do
góry, przestałam panować nad swoimi ruchami. Byłam na siebie o to wściekła, ale
jednocześnie tak nim urzeczona, że przegrałam tę wewnętrzną batalię z
wdziękiem.
- Powiedz, to
je ureguluję, a ty będziesz mogła wrócić do domu.
Na jego słowa
szeroko otworzyłam oczy, lecz jego kare tęczówki przyglądały mi się ze
spokojem, jakby cały czas analizując moje zachowanie. Jego dłoń nadal
przytknięta była do mojej twarzy, co skutecznie nie pozwalało mi się skupić.
Mimo tego udało mi się przemyśleć wszystkie “za” i “przeciw” i doszłam do
wniosku, że jeśli w ciągu jednej dobry z nim spędzonej miałam tyle wrażeń, to,
że z biegiem czasu może być tylko ciekawiej. Z resztą musiałam to przyznać że,
czy chciałam, czy nie, zaintrygował mnie.
Uchiha - z
początku przebogaty dziwkarz i pijacki prezesik, okazywał się być kimś
ponad przedstawione wyżej określenia. Chociaż to, że nie zachował się jak baba,
tylko w sytuacji gdy musieliśmy iść na pieszo cały czas parł do przodu, nie
dając nam nawet chwili przerwy oraz to, że… rysował. Może to nic w porównaniu
do wielu innych rzeczy, lecz dla mnie to było coś. Pasja, zamiłowanie. Ludzie
bez celów, ambicji czy chęci tego nie posiadają. Więc?
- Dam sobie
radę - odparłam, a on starł palcem kurz z czóbka mojego nosa.
- W to nie
wątpię - powiedział, a ja poczułam, jak policzki zaczynały mi płonąć. Kami! Za
co skazałaś mnie tym czerwienieniem się w najmniej potrzebnych momentach?
- To zostajesz?
- spytał cicho, nadal czujnie mi się przyglądając. Nigdy nie widziałam u nikogo
tak ciemnych oczu, tak do głębi czarnych i lśniących. Tak, pięknych.
Jego dłoń
zsunęła się powoli z policzka na odsłoniętą szyję. Moje serce preferowało
właśnie indywidualizm i zamiast grać jak zawsze do rytmu, postawiło na
spontaniczność. Z jednej strony właśnie przeklinałam samą siebie, że wcześniej
przełożyłam włosy na prawo, lecz z drugiej…
- Sakura! -
Sasuke natychmiast zabrał rękę, a mój żołądek właśnie wywinął fikołka.
- Tak, Lisa? -
Włożyłam ręce w tylne kieszenie spodenek, a Sasuke przeczesał sobie włosy,
wypuszczając powietrze. No może Uchiha chcesz mi powiedzieć, że ty też coś
poczułeś? Uniosłam jedną brew w odpowiedzi na własne myśli. To niemożliwe.
Przecież tyś dziwkarz.
- Babcia mówi,
że jakiś “łysy koleś” - pokazała cudzysłów palcami - dobija nam się do drzwi.
- Hagata -
mruknął chłopak.
- Hageta -
poprawiłam go zniesmaczona. - On jest alfonsem, prawda? - spytałam cicho,
poprawiając bluzkę, która nie wiem kiedy, ale podwinęła mi się.
- Taaa -
potwierdził. - A co? Preferujesz? - Zniknął nostalgiczny Uchiha, na koszt tego
“zabawnego”. Już miałam na końcu języka, że to on korzystał z takich usług,
lecz w ostatnim momencie powstrzymałam się. Nie było jeszcze potrzeby, żebym
się demaskowała, a on i tak miał przecież swoją teorię na ten temat.
- Już idziemy -
powiedziałam do Lisy, zabierając swoją torebkę i wyszłam za dziewczynką, nie
oglądając się nawet na Uchihę. Wkurzył mnie. Ja i alfonsowskie interesy? No
już.
Ignorując ból
stóp zbiegłam po schodach, po chwili znów znajdując się w kuchni.
- Ja nie wiem,
Saki, co ty masz za znajomych - powiedziała Momo, z dezaprobatą przewracając
oczami.
- Momo! -
rzuciłam, postępując krok do przodu. - Nie nazywaj mnie tak. - Wydymałam usta
jak małe dziecko, a Lisa zaraz dołączyła do mnie, przyjmując tę samą pozę.
- A mnie Lizy!
To brzmi jak imię dla psa!
- Saki też!
- Dobrze, już
dobrze - mruknęła pod nosem, a ja i Lisa przybiłyśmy sobie piątkę.
Ech. Teraz gdy
mała miała dobry humor, ja musiałam wychodzić…
- Wszystko
zostawiłam tak, jak było gdy przyjechałam. - Złapałam jabłko leżące na blacie i
wytarłam je o bluzkę.
- Mogłam się
tego spodziewać. - Odwiązała sobie fartuszek i położyła go na krześle obok.
- Rzeczy, które
są w łazien…
- Tak, tak,
wypiorę. - Skinęła głową. - Wstawię do twojej szafki, jakbyś jeszcze miała
ochotę zawitać. - Poprawiła kok umiejscowiony na czubku swojej siwej fryzury, a
ja kichnęłam.
- Na zdrowie,
Saki - rzucił Sasuke, stojąc w przejściu. Nieee! Momo, czemu mi to zrobiłaś?
- Dziękuję,
Sas… - zacięłam się, szukając dobrego określenia. -Ek. - Dokończyłam. - Sasek -
powiedziałam już pewniej, ruszając brwiami kilkukrotnie w górę i w dół.
- Saki i Sasek.
- Lisa złączyła ręce, patrząc na nas podejrzliwie. - Tak właśnie nazwę moje nowe
króliki!
- Ech -
westchnęłam, przepychając Uchihę w drzwiach, aby iść założyć buty. Teraz Bogu
dziękowałam, że kiedyś zostawiłam tu trochę swoich ubrań i trampki. Ale w takim
razie…
Skąd
wiedziałam, że jeszcze kiedyś tu wrócę?
***
Ohayo.
Jestem do granic zirytowana -.-" Miki tyle siedziała nad tym szablonem, a tu i tak są problemy >< Właśnie. Jego autorką jest Mikinnou z Zatraconych Dusz. Gorąco polecam!
Rozdział jak rozdział. Długi i nudny. Mam nadzieję, że nie zasnęliście, bo ja podczas sprawdzania byłam blisko. A życie takie brutalne [*]
Nowe podkłady, nowy szablon, a opowiadanie już nie. Hehe.
To chyba wszystko, co miałam wam do przekazania.
Ach. Jeśli ktoś chciałby w jakiś sposób pojawić się w tej historii, to gorąco zapraszam. Wystarczy do mnie napisać ;) Spełniam życzenia w granicach rozsądku :D
Trzymajcie się i módlcie się o cierpliwość dla mnie, a tym bardziej dla Miki, która naprawdę ma jej ogromne pokłady względem mnie.
Bywajcie!
Znowu bym Cię jebła, bo to nie jest nudne wcale!
OdpowiedzUsuńNowe podkłady, Sopot tak blisko XD <3
Nowy szablon jest genialny *^* Miki odwaliła kawał dobrej roboty i do teraz się nadziwić nie mogę. Genialny. Do tego te obrazki, takie idealne XD
Opowiadanie jest genialne i mi tutaj nie pierdziel, że nudne, bo jak bym Cię trzepła, to wiesz... nie chciałabyś tego B| teraz jestem niebezpieczna, bo kickboxing to bedzie wpierdziel XD
Chora to i marudzi.
Weny Shee, dużo weny!
Pozdrawiam ;*
Ty, ty! Ty się nie rzucaj, bo wiesz... "twoja 20-stka" ruszy do akcji... xD O Boże, jesteśmy przykre xd
UsuńCzekam na ten wpierdziel! :D
Do napisania :D
Zacznę od tego, że szablon jest genialny! :D Według mnie idealnie wpasował się w historię co jest rzadko spotykane ;) Piosenka również cudowna ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to wcale nie był nudny :) Najbardziej podobał mi się fragment z motocyklistami :D Jednak czas spędzony w domu Momo również zalicza się do tych ciekawszych ;) Coraz bardziej intryguje mnie postać tego Ryana. Jestem pewna, że grał on dużą rolę w życiu SAKI :) Jednak coś mi mówi, że ją skrzywdził...
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D Mam nadzieję, że wszystko powoli zacznie się wyjaśniać bo jak na razie mam coraz więcej pytań :)
Pozdrawiam i życzę weny!
Ohayo :D
UsuńTeż mi się tak właśnie wydaje, także miło, że się zgadamu :D
Ryan jeszcze trochę pomęczy was w waszej niepewności :3
Notka będzie troszkę wcześniej, także... :>
Pozdrawiam :D
Witam, witam :D
OdpowiedzUsuńKurcze, nie ważne ile Ci tu mówić, że nudne nie jest, to Ty i tak stwierdzisz, że jest. Weź tu człowieku kogoś komplementuj.
Tak zacznę od szablony nietypowo. Tak bardzo zakochałam się w wysuwanych kartach *.* Piękne, piękne.
Przestałam się denerwować na Uchihe, że tak wypominał Sakurze, że stała na drodze, jak on sam tam kurna wlazł, gdy musiał za karę założyć damską skórzaną kurtkę i siedzieć jak ciota na miejscu pasażera <3 Huh, bardzo mu tak dobrze :D Ogólnie to JACK <3 <3 ^^
Szczerze myślałam, że znajdą sobie nocleg w Chinatown, a nie u znajomych Sakury, gdzie są zdjęcia jakiegoś Ryana. Tak się zastanawiam kim tak naprawdę są Ci ludzie. Kim i gdzie jest Ryan. Ta Momo ma jakiś uraz do Sakury, ne? Może ona była matką Ryana, który umarł i jako, że Sakura z nim... nie raczej nie umarł. Ale w coś się wplątał i Momo lubiła Sakurę jako jego dziewczynę, ale, ale... dobra. Nie będę tu rozpisywać hipotez. W każdym razie czekam na odpowiedzi ^^
Młahahahah, Sakura zobaczyła swój szkic! Git, że nie ten, ale zobaczyła! Ale gdzie jest beret xd?
Eja, co ja tu czytam. Miku zgodziła się na randkę z Kankuro? Co, gdzie, jak?! Przecie Kanguro był na zabój zakochany w Sakurze, ne? Tak mu się szybko zmieniło? W każdym razie... szczęścia, szczęścia :D
Sasek i Saki <3 Dwa króliczki. Tak uroczo!
Tak sobie patrzę w karty... i rozdział VII już napisany!? Ale dlaczego ja nic o tym nie wiem!? ;_____; Smutno tak.
Pozdrawiam!
Ohayo :D
UsuńTak, wysuwane karty żądzą B|
Nawrzeszczał na nią, ale dostał za swoja :D Widzę, że Jack skradł wasze serca <3
Znaleźli sobie nocleg w Chinatown kochana :3
Momo, Ryan. Może rzeczywiście jest tu trochę tajemnic? xd
Przypomnij mi, o co chodziło ztym beretem xD
Hyhyhy. Kankuro, frajer niemyty ;>
Miały być dwa szczurki, ale jednak postawiłam na króliczki XD
Może się dowiesz, może się nie dowiesz... ]:->
Pozdrawiam ;D
SASEK i SAKI o kurwa xD
OdpowiedzUsuńTakie upokorzenie tych dwóch debile. Ahh jak zajebiście.
Motocykle <33333333333333333333333333 Moja miłość widzę, że się tutaj objawiła.
Black Hole mówisz? Ciekawe skąd to wzięłaś. Hmmmm.... xD
Tak czy inaczej, chciałabym takich spotkać i takiego Jacka xD
Co z tym Rayanem? Czy jak mu tam było, co on jest?
No powiem ci Shee, że ten blog podoba mi się najbardziej. Nie dajesz za dużo opisów co jest dużym plusem. Są dialogi, jest akcja, czego śchieć więcej.... KURWA GDZIE NEKO?
XD
Sasuke ładnie rysuje? No tego się nie spodziewałam. Zaskakujesz xD
Dobra stary telefon jest chujowy, jeżeli chodzi o komentarze.
Yo, ziom.
Ohayoł!
UsuńTy tak lubisz jak ja ich upokarzam, że to przesada XD
Motocykle, a ja :3
Black Hole to czytsty zbieg okoliczności XDD
Wiesz, ja też bym takim Jackiem nie pogardziła :3
Ryan będzie w swoim czasie, a ty już w VIII :D
Baj ;D
Życie takie brutalne, dieta taka dietetyczna, ale odwołali mi poranne zajęcia, więc czytam!
OdpowiedzUsuńAh, te Kaprysy xd
Bez butów? (Biednaa..) I Sasuke taki gentelmen na to pozwolił? ;p
Ona jeszcze się przez to rozchoruje i zobaczymy się Sasuś będzie się nią opiekował ;)
Straszny (w sensie emocjonalnym) jest ten fragment z kierowcą - ale poznaliśmy fragment historii Haruno. I Uchiha wyrażający swoją troskę, poprzez wściekłość, jemu też nie ma się co dziwić, sam się też przestraszył.
Kocham, po prostu kocham te zwroty akcji, tu prawie umiera (fizycznie i ze strachu też), a zaraz potem kupuje motocykl ;d
Motocykl zamiast dwóch lodówek? ..
"Jeśli mnie poprosisz, to masz to cacko na własność." - tylko Uchiha tak potrafi;d
"Oho, czułam głębszą pogadankę, jak tylko staniemy." - ja wyczułam już problem, jak oni wyciągnęli mu tą kurtkę, ups?;p
Sausuke jest zazdrosny! I musi się przyzwyczaić, że kobieta zmienną jest i ma wiele twarzy.
Oh, no nie wytrzymam! O co chodzi z Ryanem? Co on jej zrobił? Wyczuwam romans? W jakich okolicznościach Sakura poznała Momo? Musiało się coś złego dziać, skoro jej pomogła - "kiedy nie byłam w stanie sama odbić się od dna.'
I to pytanie : "Wplątałaś się w coś?"
Dlaczego to taka wielka tajemnica? Sasuke musi coś jeszcze wyciągnąć od Lisy.
Rina? Kolejna tajemnicza osobistość z przeszłości Haruno.
Shee! Tyle tajemnic;d
Bo Uchiha jest taki stojny:), jak śpi też <3
Moment.. czy Kankuro nie był zafascynowany Sakurą? Ależ on jest stały w uczuciach! :d Takiego ze świecą szukać, no;d
Tak przeszkadzać Bratu podczas kolacji, ah, nie dobry Sasuke;d
"-Powiedz, to je ureguluję, a ty będziesz mogła wrócić do domu."
To takie wzruszające.. i zastanawiam się czy to troska? Czy sam ma dość tego wszystkiego?
Uwielbiam takie momenty, tylko ich. Tej nieświadomości i niepewności, to takie urocze.
Co? "Przecież tyś dziwkarz." haha, Shee! A tak było pięknie;d
Saki i Sasek ... xd
Shee, też interesujesz się motcyklami? Bo uwierzyłam w miłość Sakury do nich, a ciężko opisywać coś w taki sposób, jeśli się tego nie lubi.
I nie jest nudne! Tyle się działo;d
Tak mi się humor poprawił, brawo Shee <3
Weny życzę:*
Nami
ps. Co do szablonu.. sama nie wiem :) przywiązałam się do tamtego, ale ten jest intrygujący:d - a w szczególności Sakura :)
aaah, dopiero teraz odkryłam, te wysuwające się boki, o jaaaaaa <3
Zgadzam się z Tobą, zwłaszcza co do szablonu XD ale mi się nic nie wysuwa… :(
UsuńAhhh, lubie jak się ktoś ze mną zgadza:D
UsuńNawet jak najedziesz kursorem na te czerwone paski u góry bloga? :)
Nami
Proponuję ctrl + lub - ;)
UsuńNami! <3
UsuńSasuke ma mnóstwo wad, jeszcze się o tym przekonacie :>
No proszę. Jak dobrze wiedzieć, że moja starania nad sceną z autem wywołały u kogoś emocje. Hym, respekt B|
Wiesz, nawet nie pomyślałam o tym, jako o zwrocie akcji, ale rzeczywiście masz rację xD
Oj uwierz, że jeszcze tutaj to Sasek nie jest zazdrosny. On może dopiero być :>
Wszyscy Uchiha są tacy stojni <3
Zdradzę ci, że to troska pomieszana z logicznym myśleniem ;)
Jak można nie kochać motocykli? No powiedz mi! <3 Choć potrafię opisywać nawet to czego nienawidzę. Chodziaż jeden plus w tym wszystkim :D
Szablon mistrz! B|
Pozdrawiam i dziękuję!
Nami odezwij się majlowo, to obgadamy twoją postać :3
Przez tą twoją niską samoocenę, zaczynasz mnie wkurzać. Przestań się tak zadręczać, bo pomyślę że jesteś masohistką, co raczej nie jest zgodne z prawdą. Mam gorączkę i jest północ, a mimo to dalej jestem wśród żywych. Rozdział był bardzo przyjemny. Długi to fakt, ale za to cię podziwiam. Rozpisać się na tyle stron w tak krótkim czasie. Jesteś czarodziejką, skoro potrafisz takie rzeczy. Też bym chciała. Ale brakuje mi skrzydeł (taki życiowy pech). Ta scena z leżeniem na asfalcie, to jak wyjęta z filmu "Pamiętnik" zresztą, mojego ulubionego. Bardzo ciekawe postrzeganie motocyklistów. Ja od zawsze trzymałam się od takich z daleka, bo mnie przerażają. Ale motor dobra rzecz, pożądam. Jak to dobrze, że Sakura znalazła ten szkicownik. Sasek artysta - TAK, TAK, TAK! Brakuje mi tylko jednej rzeczy. Było tak wiele okazji, a mimo to żadnego kisu. Niespełnione marzenia. Powiedz, że będzie buzi w następnym. Proszę, proszę, prooooszę. Albo żeby chociaż jedno z nich przyznało się, że lu-kocha drugie (przynajmniej w myślach) To są moje życzenia do wróżki Shee. Miałam jeszcze w planach chwalenie, więc: Lisa była świetna, kolejne dziecko-anioł. Tylko czemu taka smutna? Wyjaśnienia proszę. Sakura też mnie wielce rozbawiła przy akcji z motorami. Święto Bankowe, bardzo ciekawy pomysł. Na czym ono polega? Może na darowaniu niektórych długów? Takie święto by się przydało, wszędzie. Jak Sasuke darł się przez telefon też się uśmiałam. Szczyt i wybuch jego irytacji zawsze jest widowiskowy. Jak ja teraz zasnę po takiej dawce wrażeń? Na koniec tylko przeproszę, że tak późno czytam, jednak szkoła to bardzo absorbująca rzecz. Szkoda, że na polskim nie możemy omawiać różnych blogów zamiast np. "Lalki". Jest przecież tyle nieodkrytych talentów skrywających się w czeluściach internetów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Ohayo ;)
UsuńUhuh, Shee czarodziejką :D
Wiesz, że nawet nie pomyślałam o Pamiętniku? Lecz jak teraz o tym mówisz, to może rzeczywiście coś w tym jest, ale nie do końca. Oni leżeli w środku miasta na skrzyżowaniu, byli na randce, mając dobre humory. No Saska i Sakury nie da się do tego zakwalifikować ;)
"Lofffki kisssy" - przyjdzie na to czas. Życzenia zostaną spełnione, challenge accepted B|
Niestety nie na tym polega Święto Bankowe, a przydałoby się, prawda?
Jeśli według ciebie to jest dawka wrażeń od której nie możesz zasnąć, zastanawiam się, co będzie po kolejnym rozdziale :3
Hmmm. Shee na lecji polskiego :> Nie wiem, czy ludzie by to znieśli xD
Pozdrawiam ;D
szablon świetny, ale no, jak mówi Shee, szanujmy się. Poprzedni jakoś bardziej mi pasował do bloga. Może dlatego, że jak pierwszy raz weszłam tutaj to pomyślałam "to jest takie jak powinno" i tak bardzo mi pasował do opowiadania…. a ten jest śliczny i wgl, ale chyba bardziej by mi się spodobał dopiero za kilka notek… tzn, np jak bedą na tym spotkaniu (bo będą, prawda?). Ten szablon skojarzył mi się ze słowem "biurokracja" no i nie da się ukryć poprzedni był bardziej w stylu "pastel-punk' a ten jest elegancki i taki 'dojrzały' (?).. Rozdział wywołał u mnie reakcję pt. "i tu zaczyna się SasuSaku"… cudownie się go czytało lecąc samolotem przedtem pośpiesznie ładując go przez lotniskowe wifi… Sakura zaczęła mnie bardzo intrygować, a te zdrobnienia imio poprawiły mi humor… Ta dziewczynka taka pocieszna, Sakura taka grzeczna, Sasuke taki wow… czekam na next <3
OdpowiedzUsuńOhayo :D
UsuńSpokojnie, szablon będzie pasował i tu i tu :D
Dzięki i pozdrawiam ;)
Rozdział przeczytałam od razu po dodaniu, ale na tablecie, dlatego nie dodałam komentarza ;-; Jeszcze w dodatku nie będę mieć internetu przez 2 tygodnie, ale mam nadzieję że się załapię na nową część ;3 Ten rozdział nie był nudny, bardzo mi się podobał. A jak sobie wyobrażałam Sasuke w różowej kurtce to śmiałam się do tableta XD
OdpowiedzUsuńMój komentarz nie będzie długi, bo się spieszę, ale pozdrawiam i życzę weny ;3
Ohayoł :D
UsuńSasek w różowej kurteczce to znak do Akemii :>
Ciekawe co powie, jak przeczyta... :D
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :D
Przyznam się szczerze, że Twoją twórczość odkryłam stosunkowo niedawno. Tak więc zacznę od początku...
OdpowiedzUsuńStyl pisania - Genialny. Nie piszesz na odwal.
(Albo piszesz, ale masz jakieś nadzwyczajne umiejętności^^.) Wszystko jest dopracowane i spójne - rzecz jasna mówię to z punktu widzenia czytelnika, a nie jakiegoś wybitnego krytyka.
Czytając to opowiadanie ( zwłaszcza ten i poprzedni rozdział. ) wręcz rozpływałam się, w wykreowanym przez Ciebie świcie.
Świetne opisy i odczucia bohaterów, zwłaszcza Sasuke, kiedy pierwszy raz dowiedział się o "Planie Madary", jeju to było genialne !
Zajebisty (nie umiem użyć tu innego słowa) komizm i świetne pomysły - zwłaszcza ten z małym chłopcem z samolotu, normalnie gęba mi się sama do niego uśmiechała. Przeurocze <3
No i rzecz którą cenię sobie najbardziej czyli bohaterowie, szczerze nienawidzę kiedy ktoś robi z Sakury, albo dziwkę, albo ( w drugą stronę ) jakąś mega-hiper-nie-wiadomo-co wojowniczkę i twardą sukę. Twoja Sakura jak najbardziej przypadła mi do gustu - jest taka... normalna? To w jaki sposób opisujesz jej uczucia i charakter, nic dodać nic ująć.
Jeśli chodzi o Sasuke - to naprawdę gratulacje !
Jezu ile ja w życiu naczytałam się blogów gdzie " zimny i poważny Sasuke " wyciąga ( dosłownie z dupy ) kwiatki i zaprasza dziewczynę na romantyczną kolację, płaszcząc się jej u stup... Sama rozumiesz...
Dobra wracając - u Ciebie cholernie spodobał mi się moment kiedy Sasuke ratował Sakurę, może i się troszczył, ale ta troska była taka.... w jego stylu. No i ( jak zapewne większość ) kocham ten jego dwudniowy zarost... Haha sama nie wierzę ! Bo chociaż osobiście nigdy nie lubiłam Sasuke w M&A to u Ciebie naprawdę mi się spodobał.
Po za tym Shee i Iatachi, jeśli kiedykolwiek przyjdzie Ci na myśl na pisać o nich bloga - to chociaż świat by się miał zawalić, błagam Cię poinformuj mnie o tym ! ! ! Muszę się przyznać, że przez większą część opowiadania czekałam właśnie na nich a wcale nie na SasuSaku, i ten pomysł z bezpłodnością Shee...
JA CHCE ICH WIĘCEJ !
Tak więc podsumowując :
-Jesteś zajebista i zajebiście piszesz.
- Jestem idiotką i z bloga o SasuSaku najbardziej podoba mi się ItaShe!
Pozdrawiam i życzę weny :3
Dziewczyno, you made my day! xd
UsuńJesteś pierwszą osobą,która zwróciła uwagę na paring z moim mężem <3 Tak się stanie. Świat się zawali, a ja cię poinformuję B|
Przeczytałam sobie ten komentarz przed wejściem na trening i uwierz, że był on dobry :D Rozpływałaś się w nim? Jeśli tak to cudownie, bo ogólnie doszły do mnie opinie, że zawieram w nim mało opisów.
Hiro! B| Był spontanicznym pomysłem, całkowicie niezaplanowanym, ale cieszę się, że ci się spodobało :D
Uch, dobrze, że tak postrzegasz Sakurę. Chodziło mi o to, żeby właśnie stwierzyć z niej zwykłą dziewczynę z normalnymi wadami i zaletami. Miło, miło :D
"Romantycznych" wersji Saska jest wiele, to prawda xd Jestem w niebowzięta, że polubiłaś właśnie moją :D
Jeszcze raz wielki plus za ItaShee :D
Pozdrawiam :D
Co ty za głupoty opowiadasz?!!! Jaki nudny?!!! Rozdział świetny, czytałabym dalej i czytała :D wiesz, jaka byłam zawiedziona, jak się skończył? :( nawet sobie tego nie wyobrażasz :) i jestem mega ciekawa co ukrywa Sakura, to mnie tak nieziemsko intryguje! chciałabym czytać czytać czytać i czytać dalej! :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
A review of the top casinos in the UK - JTGHub
OdpowiedzUsuńA gambling club in New London. What is 구미 출장마사지 the 용인 출장마사지 best casino in 영천 출장안마 the UK? 군포 출장안마 - JTGHub.com. 전라남도 출장마사지