Ludzi nie kocha się za to, że są doskonali,
tylko pomimo to, że tacy nie są.
~Jodi PicoultSasuke
- Więc Miku jest twoją siostrą? - spytałem z
satysfakcją wymalowaną na twarzy. - Myślałem, że jakąś siostrzenicą.
- Nie masz wstydu. - Gwałtownie obróciła głowę na
bok w geście obrazy.
- Jesteś irytująca - warknąłem, gdy akurat
skończyłem jeść ostatniego tosta. Mój głód został lekko zaspokojony, lecz
potwór w moim brzuchu nadal nie był do końca usatysfakcjonowany.
- O, doprawdy? - prychnęła, zakładając ręce na
piersi.
- Tak sądzę. - Poluzowałem krawat i odetchnąłem.
- Wybacz, ale ta torba, to jedyne co mam. -
Dziewczyna ciskała gromami na prawo i lewo i był to powód, przez co znów
staliśmy się główną atrakcją lotu 2559.
- Bywa życie - odparłem, wypatrując kelnerki z
kawą. W sumie, to też mogłem sobie zamówić jedną.
Haruno zamilkła, zaciskając usta w cienką linię.
Miała roztrzepane włosy i pogniecioną koszulę. Ten bieg do samolotu nie wyszedł
jej na dobre, choć…
- Masz. - Wyciągnęła ku mnie plastikowe pudełko i
widelec.
- Co to?
- Jedzenie. - Zmrużyła oczy, nadal wkurzona.
- Zatrute? - Dotknąłem pudełka, a ona zacisnęła na
nim palce.
- Nie - fuknęła, czerwieniejąc ze złości.
- Przeterminowane?
- Nie. - Przewróciła swoimi zielonymi oczami
zirytowana.
- Niedoprawione?
- Nie możesz po prostu wziąć, kiedy ci daję? -
warknęła, napotykając pytający wzrok pasażerki siedzącej nieopodal. - Kryzys w
związku. - Uśmiechnęła się sztucznie, choć w środku kipiała z wściekłości. Po
co nadal ciągnęła tą szopkę?
Choć, po chwili zastanowienia…
- Z chęcią wezmę, kochanie - powiedziałem poważnie,
mimo tego, że chciało mi się śmiać. Haruno zaczęła jakąś dziwną grę, a ja - co
było niespotykane - miałem ochotę ją ciągnąć. Mogło skończyć się to całkiem
zabawnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do starszej kobiety,
wciskając mi w ręce pudełko, po czym skierowała swoją uwagę na mnie, a jej mina
natychmiast zrzedła.
- W co ty grasz? - syknęła.
- A ty? - uniosłem brew całkowicie spokojny,
otwierając pudełko.
- W grę - prychnęła, nie do końca wiedząc co
powiedzieć.
- Więc, będę grał w grę. - Haruno była zabawna w
swojej złości. Nie wzniecały we mnie gniewu te jej wybuchy, a jedynie bawiły,
poprawiając humor.
Otworzyłem przeźroczyste pudełeczko w którym
znajdował się ryż z sosem. Uniosłem je wyżej, aby zbadać zapach potrawy i
mimowolnie się skrzywiłem.
- Co? - Popatrzyła na mnie z pogardą. - Pan
prezesik nie preferuje domowych obiadów?
To pytanie wymagało ode mnie głębszych przemyśleń.
Pojęcie “domowy obiad” bardzo dawno nie gościło w moim słowniku. Od kiedy
zginęli rodzice taki posiłek odbył się raz, w składzie: ja, Dyara, Itachi i
Shee - więc autentycznie moja radość sięgała wtedy zenitu. Przez ostatnie lata
zaopatrywałem się w dostawy internetowe ze “zdrowych sklepów”, które
przeplatały się z pizzą i kebabami. Łatwo można stwierdzić, że moja dieta była
bardzo zbilansowana, choć nie gościły w niej domowe dania.
Kuchnia w moim mieszkaniu bardziej wyglądała niż służyła,
chyba, że Dyara postanowiła zrobić “dzień dla braciszka”, obierając sobie za
cel dokarmienie mojej osoby. Tak czy siak “domowy obiad” to termin dla mnie
dość odległy.
- Uchiha? - mruknęła, gdy nie odpowiedziałem.
Zamrugałem oczami, wracając do rzeczywistości i
odpędzając obrazy rodziców, które doszły do wniosku, że właśnie teraz mnie
nawiedzą.
Po prostu chwilowo moje rozbawienie zrobiło sobie
wycieczkę w otchłań innych, pozytywnych i jednocześnie pogrzebanych przeze mnie
emocji, za każdym razem, gdy tylko słyszałem słowo, które kojarzyło mi się z
rodziną.
Odwróciłem od niej wzrok i zacząłem jeść. Danie
okazało się bardzo dobre, mimo zapachu, który mnie od niego odpędził.
Haruno zdjęła szpilki i usiadła po turecku,
opierając się plecami o ścianę. Również zamilkła, lecz w z deka inny sposób.
Mnie dopadła swoista melancholia, a ona, a ona była wściekła.
- Pani kawa. - Stewardessa Kira pojawiła się obok
nas, podając Haruno kubek.
- Dziękuję - odparła, a dziewczyna zaczęła
odchodzić.
- Jedną herbatę. - Uniosłem rękę, kiwając na nią.
Kobieta usłyszała mnie, lecz niewyraźnie i już chciała ponownie podejść, gdy
moja towarzyszka zbyła ją machnięciem dłoni.
- Nie kłopocz jej - mruknęła pod nosem. - Mam
herbatę.
Popatrzyłem na nią kątem oka, gdy wyjmowała z cudownej
torebki termos. Gdy ujrzał on światło dzienne zauważyłem, że w białej
reklamówce miał jeszcze brata bliźniaka.
- A co tam jest? - Wskazałem na niego.
- Kawa. - Otwarcie zrobiło ciche kilk, a znad
termosu poczęła wydobywać się para.
- I kto tu kogo kłopocze? - rzuciłem, wkładając
kolejny widelec pełen ryżu do ust.
- Nie chcesz próbować tej kawy - prychnęła, jednak
uśmiechnęła się lekko.
- Bo?
- Miku świetnie gotuje, ale jedyne co nigdy jej nie
wychodzi, to właśnie kawa. - Nalała herbaty do przenośnego kubka, zamykając
otwarcie. - Albo jest to lur, albo kwas. - Sarknęła z przekąsem, wyciągając ku
mnie płyn.
Wziąłem od niej naczynie i postawiłem na stoliku
obok.
- Nie myśl, że robię to bezinteresownie -
powiedziała, gmerając w podręcznej torebce. - Nadal chcę pełną lodówkę.
- Dobrze - prychnąłem, kończąc jeść. - Nie cofam
swoich słów.
- Ojej! - Złapała się za głowę. - Ale to było
głębokie. Takie, życiowe.
Czy ona mnie właśnie wyśmiała?
Czy kobieta miała czelność ze mnie kpić?
Uchiha, bądź mężczyzną.
Pokaż, że masz jaja.
- Jak masz na imię? - spytałem, zmieniając temat,
dochodząc do wniosku, że jeszcze spokojnie zdąży poznać moją męskość w
odpowiednim momencie. Do tego nie miałem humoru, aby kłócić się z nią, tak
naprawdę o nic.
- Chciałbyś wiedzieć, co? - Poprawiła włosy, a
uśmiech satysfakcji pojawił się na jej twarzy. - Może bym ci powiedziała. -
Zmrużyła oczy. - Jakbym miała swoją walizkę! - Uderzyła pięścią w oparcie
skórzanego fotela, a ja popatrzyłem na nią z litością.
- To nie moja wina.
- To wina tego karła Joe, który… - zamilkła, a jej
oczy nagle powiększyły się. - Gdzie oni są?! - krzyknęła, łapiąc mnie za
koszulę.
- Zostali w Tokio.
- Pozwoliłeś na to?!
- A czemu miałbym tego nie zrobić? - Starsza
blondynka znów popatrzyła na nas dziwnie, a mi do głowy przyszedł błyskotliwy
pomysł.
Gdy Haruno gadała do siebie, ja odwróciłem się do
staruszki i powiedziałem cicho, aby dziewczyna nie słyszała:
- Wie pani. - Zbliżyłem się. - Żona ma ciężkie dni,
a ja muszę to znosić. Podróż poślubna, te sprawy. - Rzuciłem jej konspiracyjne
spojrzenie, a ona uśmiechnęła się ciepło.
- Rozumiem. Sama to kiedyś przechodziłam.
- Co pani przechodziła? - Haruno ocknęła się z
amoku pełnego nawoływań: Jak on mógł?! - i skierowała swoją uwagę na kobietę.
- Podróż poślubna, piękne czasy. - Uniosła oczy ku
niebu, rozmarzając się.
Haruno wyglądała, jakby połknęła patyk, a ja
czułem, jak zadowolenie rozlewało się po całym moim ciele.
- To teraz czas na dzieci! - Blondynka klasnęła w
dłonie, a ja miałem wrażenie, że wkraczam na niebezpieczny grunt.
- Wie pani. - Dziewczyna uśmiechnęła się i już
wiedziałem, że zmierza do tego, aby mnie zaraz skompromitować.
- Mąż ma czasem problemy i mimo, że się staramy,
to…
- Aj, to też znam. - Machnęła dłonią. - Czarna, koronkowa
bielizna załatwi wszystko. Może mi pani wierzyć.
Wstałem wkurzony, nie chcąc robić Haruno afery na
cały samolot. Później się z nią policzę, zdążę…
- Kochanie, gdzie idziesz? - spytała różowa
przesłodzonym głosem, lecz zignorowawszy ją poszedłem dalej. - O! I tak Sasuke
radzi sobie z problemami - westchnęła i byłem pewny, że przewróciła oczami z
dezaprobatą. Podłe babsko.
Ruszyłem w stronę w którą podążyła stewardessa,
mając nadzieję, że znajdę tam toaletę. Prawdę mówiąc jakoś średnio miałem
ochotę tam iść, ale musiałem odpocząć od ciągłych pretensji Haruno, a nie
udałoby mi się to, gdybym nadal siedział obok. Uniosłem nogę aby przejść nad
walizką, która nadal leżała w przejściu i z ciekawości spojrzałem na jej
właściciela.
Ogólnie w samolocie panowała cisza, co jakiś czas
jedynie przerywana przez jęki i stęki pasażerów uwikłanych w przeróżne problemy
pokroju moich, jak na przykład niewyspanie, lecz ten krzyk wybił się ponad
wszystko.
- You shall not pass! - Zatrzymany w pół kroku nad
walizką patrzyłem na chłopczyka, mającego lat może sześć, który wyrwał się z
ramion ojca i nagle pojawił się przede mną.
- Hiro - mruknął mężczyzna koło trzydziestki,
przecierając sobie twarz dłonią. - Zostaw pana w spokoju.
- I am your father! - krzyknął młody, świecąc sobie
latarką od dołu w twarz, chcąc wywołać mroczny efekt. Szkoda jedynie, że było
widno.
- Dosyć tego - uciął, wyciągając do dziecka ręce.
- Jak masz na imię? - spytał się mnie Hiro, siedząc
już u ojca na kolanach, który oparł głowę, chcąc się zrelaksować. Widać było po
nim, że był strasznie zmęczony.
- Sasuke - odparłem, przechodząc wreszcie nad tą
cholerną walizką.
- Tatusiu, to ja z Sasuke pójdziemy siusiu, a ty
śpij - powiedział cicho chłopczyk, a ojciec sennie pokiwał głową. Sądzę, że
gdyby syn oświadczył mu, że nagle chce być dziewczynką, to nie miałby z tym
żadnego problemu. - Idziemy. - Hiro złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę
toalety.
Przelotnie spojrzałem w stronę Haruno, która
przyglądała nam się ze zdziwieniem, lecz ostentacyjnie odwróciłem wzrok i
udałem się za dzieciakiem.
- Lubisz filmy? - spytał się mnie, skacząc
rozbawiony z nogi na nogę, cały czas posuwając się do przodu.
- No całkiem - mruknąłem, nie do końca mogąc
uwierzyć, że jakiś dzieciak prowadzi mnie za rękę do wc. To deprymujące.
- A powiem ci, że ja też. - Przeszliśmy przez
granatową kotarę, a naszym oczom ukazało się pomieszczenie z białymi drzwiami
po dwóch stronach. Jedne prowadził do toalety damskiej, drugie do męskiej, a
trzecie określiłem jako “no name”.
- To leć pierwszy - powiedziałem, a dzieciak
energicznie pokiwał głową na zgodę.
- Ale poczekasz tu na mnie, prawda? - Uniósł na mnie
swoje bardzo jasne, szare oczy, a ja poczułem się skonsternowany. Cholera.
- Yyy, no tak. - Podrapałem się po karku, a on
wyszczerzył się zadowolony i z całej siły pociągnął drzwi do siebie, które
jednak nie ustąpiły. Podszedłem i otworzyłem je za niego, gdyż po otworzeniu
same się zamykały i były niebywale ciężkie.
- To idę - powiedział, dzielnie zaciskając piąstki
i ruszył do środka.
Oparłem się o niezidentyfikowane drzwi i zamknąłem
oczy.
Sterylne ściany i światło jarzeniówek doprowadzało
mnie do szału. Ubrany cały na czarno wyraźnie odznaczałem się na jasnym
tle. Nie było tu żadnych ozdób. To zwykłe, bezpłciowe pomieszczenie.
Westchnąłem.
Nie mogę być ojcem, mimo wszystko, nie mogę być ojcem.
Nie nadawałem się do tego i uważam, że to się nigdy nie zmieni. Po prostu ja i
dzieci, to jak Haruno i bycie miłym. To w ogóle nie idzie ze sobą w parze.
Ta dziewczyna jest dziwna. Nie chce powiedzieć mi
jak ma na imię, a do tego nawet nie sprawdziłem, czy naprawdę ma tak na
nazwisko. W tym zamieszaniu nie poprosiłem o dowód, więc nadal nie byłem pewny,
czy to rzeczywiście siostra Miku. Modelka była znana, więc wiele osób o niej
słyszało. Może jedynie jakimś przeciekiem dowiedziała się o mojej podróży, o
której sam de facto nie wiedziałem nic?
Nawet nie wiem, gdzie lecimy. Wczoraj, gdy kładłem
się spać, zobaczyłem na mojej szafce nocnej czarną kopertę z białym napisem:
Sasuke. Był to list od Madary, w którym to rozpisywał się on, jak bardzo cieszy
się z mojego wyjazdu, że jest szczęśliwy, że znalezieniem mi miłości uchyli mi
nieba i… Pierdolenie o Szopenie, nie posiadające większego sensu. Jedyna
pożyteczna informacja, która się tam znajdowała to to, że kiedy już wylądujemy,
na lotnisku będzie czekał na nas jego człowiek, który poprowadzi nas dalej. Do
tego jeszcze Haruno w tym wszystkim…
Uchyliłem powieki, gdyż usłyszałem dźwięk
przesuwanej kotary, przez co zobaczyłem obiekt moich rozmyślań przed oczami.
- Sasuke. - Podeszła do mnie szybko, ściszając głos.
- Odpowiedziałbym ci pytająco twoim imieniem, ale -
udałem zdziwionego - nie znam go - warknąłem, zakładając ręce na piersi.
- Kiedyś ci powiem, jak zasłużysz. - Machnęła ręką.
- Jak zasłużę? - prychnąłem. - Zabawna jesteś.
Objechałem ją wzrokiem od góry do dołu i
stwierdziłem, że poprawiła włosy, które nie były już tak roztrzepane, koszula
również wyglądała lepiej, a sama dziewczyna prezentowała się bardziej
elegancko.
Spojrzałem na jej biust, który wyraźniej rysował
się pod białym materiałem z momentem, gdy Haruno brała oddech. Biorąc się w
garść ponownie spojrzałem w jej oczy, dochodząc do wniosku, że nie będę
bezpardonowo patrzył jej się na piersi, jeśli znam ją od plus minus godziny.
Kurde, a może jednak…
- Kim jest ten dzieciak? - spytała łagodnie,
opierając się o drzwi obok. Była ode mnie niższa o głowę, a ja przecież nawet
nie stałem wyprostowany do końca. Komuś tu chyba bliżej do Joe niż do mnie.
- To Hiro - chrząknąłem, patrząc, jak delikatnie
pociera swoją szyję, zamyślona. Jej drobne dłonie wykonywały powolne ruchy, a
ja nie mogłem odwrócić od nich wzroku.
Potrząsnąłem głową. To było dziwne.
- Jak to nie ma nic do jedzenia?! - Damski krzyk
przedarł się do nas przez drugą kotarę prowadzącą za pewne do pomieszczenia dla
personelu, a ja natychmiast odepchnąłem Haruno od drzwi, po czym otworzyłem je
i wcisnąłem nas do środka. Zasłoniłem jej usta dłonią, gdy starała się szamotać
i zamknąłem klitkowate pomieszczenie, będące schowkiem na szczotki, płyny i
wszystko inne, co potrzebne jest do sprzątania.
Tylko nie ten głos… Tylko nie jego właścicielka...
- Nie po to zamawiam najwyższą klasę i to jeszcze
prywatną, abym nie miała czego zjeść! - Kolejny wrzask doszedł nas zza drzwi, a
ja mocniej przycisnąłem do siebie dziewczynę, gdyż było tu miejsce tylko dla
jednej osoby i to jeszcze rozmiarów bardziej jej niż moich.
- Musi nam pani wybaczyć… - Najprawdopodobniej
stewardessa próbowała się tłumaczyć, a ja odetchnąłem. Czułem jak serce Haruno
galopowało w zastraszającym tempie, a ona sama zesztywniała. Zabrałem dłoń z
jej ust, drugą jednak zostawiając na jej talii, gdzie wyczuwałem delikatnie
wyprofilowane kości biodrowe i mięśnie brzucha dziewczyny.
- Pozwę was! - Coś upadło na ziemię, roztrzaskując
się. Różowa chyba zrozumiała, że musimy przeczekać ten atak, bo w przeciwnym
razie wyjdę z siebie i stanę obok, a tego by przecież nie chciała.
- Sasuke, co się dzieje? - spytała cicho
przestraszona i mimo, że stała do mnie tyłem, a moja klatka piersiowa
przylegała do jej pleców byłem pewien, że miała rozbiegany wzrok. Zmarszczyłem
brwi.
Dlaczego tak nagle stała się taka strachliwa?
- Musimy tu chwilę poczekać - szepnąłem do jej
ucha, chcąc wywołać jak najmniej hałasu. Przeszły ją dreszcze, a ona sama
zrobiła minimalny krok w tył, wtulając się moje plecy.
- Wyjdźmy stąd szybko, proszę - wyszeptała
błagalnie, a mnie skręciło w żołądku.
Co się z tobą dzieje, Haruno?
Na korytarzu nie było już nic słychać, pomijając
irytującą muzyczkę w głośnikach, więc zdecydowałem się uchylić drzwi. Nic
nie wybuchło, nie wszczęto alarmu, więc wyszliśmy na zewnątrz. Puściłem dziewczynę,
choć niekoniecznie chciałem, a ona sama objęła się ramionami. Nogi jej drżały,
a spojrzenie dawno przestało zabijać.
- Wszystko w porządku? - spytałem zaintrygowany.
- Kto to był? - mruknęła cicho, rozluźniając się.
Odruchowo rozejrzałem się dookoła, marząc jedynie aby nie zobaczyć Mitarashi
Anko, która była istnym demonem w ludzkiej skórze.
- To… - Drzwi od męskiej toalety się otworzyły i
pojawił się w nich Hiro, podciągający sobie spodnie.
- Aaale to było dobre! - krzyknął, poprawiając
sobie pasek. - Teraz twoja kolej, Sasuke! - Chłopczyk poklepał mnie po brzuchu
i stanął obok, jakby czekając aż wejdę do środka.
- Mo-możesz do mnie podejść? - jęknęła Sakura,
wyciągając ku niemu rękę.
- Jasne, pszepani! - Szybko do niej podbiegł, a ona
kucnęła i dotknęła kilkukrotnie jego twarzy. Wydawało mi się, że kogoś w niej
poznała. Przełknęła ślinę i popatrzyła na niego z niepewnością.
- Masz na nazwisko Wesley? - Popatrzyłem na nią
dziwnie, marszcząc nos. Może Hiro nie wyglądał jak typowy Japończyk, ale
Wesley?
- Nie. - Pokręcił głową, robiąc zbolałą minę.
Haruno momentalnie spochmurniała i wyglądała na dotkniętą do żywego.
Zapamiętać: Wesley.
- To prze-przepraszam - westchnęła, wstając.
Poczochrała go lekko po włosach, a on przytulił się do niej zadowolony.
- Jest pani podobna do mojej mamy. - Zamknął oczy,
a dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię. - Szkoda, że jej już nie ma. Też
była tak piękna - powiedział, patrząc się do góry wprost na jej twarz. W jej
oczach pojawiło się zdziwienie
- Dziękuję ci bardzo - odparła, kładąc dłoń na jego
plecach.
- A jak ma pani na imię? - Patrzył na nią
nieprzerwanie. - Moja mamusia nazywała się Sayaki.
- To ja całkiem podobnie. - Uśmiechnęła się blado i
spojrzała się na mnie, a ja poczułem, jakby zdradzała mi jedną ze swoich większych
tajemnic. - Sakura.
Sakura. Kwiat wiśni, jak jej włosy.
To może jednak nie są farbowane?
- Gdzie siedzicie? - Hiro skierował swoje
spojrzenie na mnie, a dziewczyna spuściła wzrok.
- Na samym końcu. Tam, gdzie są dwa puste miejsca -
mruknąłem, mając w głowie mętlik. Ten jej strach w schowku, niechęć do
wyjawienia mi swojego imienia i to nazwisko: Wesley.
- Powiem tacie, że tam będę, dobra? - Podskoczył do
góry, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się, widząc jaki był szczęśliwy.
- Jasne - odparłem, a on klasnął w dłonie i wybiegł
przez kotarę.
Popatrzyłem na nią i jakimś dziwnym trafem wezbrało
się we mnie współczucie.
- Kto ma na nazwisko Wesley? - spytałem, a moje
pytanie zawisło w powietrzu. Sakura popatrzyła na mnie przestraszona i bez
słowa ruszyła w stronę siedzeń, nie odpowiadając mi. W gorszym humorze ruszyłem
za nią.
Przeszedłem przez granatową kotarę i ponownie
znalazłem się w rejonie wieloosobowych kanap. Spojrzałem na nasze miejsca,
gdzie siedział już uradowany Hiro. Nigdzie nie widziałem mojej zmory, więc
przelotnie rzuciłem wzrokiem na jego tatę, który smacznie spał i przeszedłem
nad walizką, która nieprzerwanie leżała w przejściu.
- Kogo ja tu widzę?! - Nie, nie, nie. Tylko nie to.
- Cześć, Anko - westchnąłem i odwróciłem się do
tyłu, gdzie czekała na mnie kobieta o jakieś siedem lat ode mnie starsza i o
jakieś siedem centymetrów niższa.
- Ty mój cukiereczku. - Usłyszałem, jak Sakura
parsknęła cicho śmiechem i znów poczułem się głównym bohaterem przedstawienia:
Lot numer 2556.
- Daruj sobie - warknąłem, przewracając oczami.
Poprawiła swoje czarne bolerko i spojrzała na mnie spod długich rzęs.
- Nasze ostatnie spotkanie nie było zbyt udane, ale
jeśli dasz mi coś do jedzenia to ci odpuszczę. - Przekrzywiła głowę, a ja
westchnąłem. - Jestem tak głodna, że to przesada.
Znaliśmy się od dziecka. Była córką znajomych moich
rodziców, przez co sporą część dzieciństwa spędziliśmy razem. Zawsze jest
gotowa aby dać mi reprymendę, chociaż w ogóle tego nie chcę i oświadczyć swoje
zdanie, chociaż w ogóle mnie ono nie obchodzi. Prawdziwa kobieta.
- Rzeczywiście, ostatnio nie było zbyt miło. -
Skrzywiłem się. Kurde, a było tak blisko, żeby mnie nie zauważyła.
- To twoja wina - powiedziała, podchodząc bliżej.
- Wcale nie - fuknąłem.
- Powiedziałeś, że manga i anime są dla facetów! -
Wyciągnęła ku mnie swój palec wskazujący i zaczęła mi nim machać przed nosem.
- I miałem rację - rzuciłem pod nosem i ruszyłem ku
swojemu miejscu.
- Sasuke Uchiha! - krzyknęła za mną.
Szedłem przed siebie i zatrzymałem się przy
zdziwionej Sakurze i Hiro, którzy patrzyli się na mnie dziwnie.
- To sytuacja wyjątkowa. - Haruno chyba zrozumiała,
że to nie przelewki, bo nie zaprotestowała, gdy sięgnąłem do białej reklamówki,
wyjmując z niej pierwsze co wpadło mi w ręce, czyli pudełko po margarynie.
Uniosłem pytająco jedną brew, na co dziewczyna skinęła głową. Sięgnęła na
półkę, gdzie leżał widelec i rzuciła mi go, czego Anko na szczęście nie
widziała.
- Zrób mi tę przyjemność. - Odwróciłem się do
Mitarashi, wyciągając w jej stronę pudełko. - I idź stąd.
- Jeśli dasz mi jeść - jęknęła. - Od rana nic nie
jadłam. - Wcisnąłem jej w ręce jedzenie, a ona nawet bez komentarza zniknęła mi
z oczu.
Hmmm. Swoją drogą ciekawe, gdzie podróżuje?
- Sakura, kim była ta pani? - Chłopczyk złapał
dziewczynę za rękę i potrząsnął nią energicznie.
- Nie wiem - odparła, kierując na mnie swoje
spojrzenie. Hiro zeskoczył z siedzenia, na którym usiadłem. On sam bez pytania
wskoczył Sakurze na kolana.
- Moja mamusia zawsze znała koleżanki tatusia. -
Zmarszczył nos, a ja zesztywniałem.
- Ale my nie jesteśmy razem - zaśmiała się lekko,
przyciągając go bardziej do siebie, aby nie spadł.
- Ale jak to? Ty jesteś piękna, Sasuke jest stojny…
- Chyba przystojny. - Dała mu pstryczka w nos, a on
potrząsnął lekko głową.
- No tak, tak. - Przytaknął. - To jak moja mama i
tata. Do tego jesteś do niej podobna - mruknął, spuszczając wzrok. - Teraz jest
tylko tata. - Podrapał się po głowie. - Ale mama pewnie śpiewa na koncertach
tam na górze. Tak mówi tata. - Uśmiechnął się, a my z Sakurą popatrzeliśmy się
na siebie. - Była piosenkarką. - Pokazał jej język i zeskoczył z kolan.
- Gdzie idziesz? - spytałem odrobinę za szybko.
Haruno spojrzała się na mnie zdziwiona, a Hiro odwrócił się w moją stronę.
- Pójdę do tej pani w fajnej czapce, ona da mi koc,
to przykryję tatę, bo pewnie śpi - odparł, poprawiając sobie koszulkę. - Jak
będę jeszcze szedł siku to ci powiem, dobra?
- Dobra - powiedziałem, a kąciki moich ust
powędrowały do góry.
- To do zobaczenia. - Machnął do nas ręką i powędrował
ku swojemu miejscu.
Między naszą dwójką zapadła cisza, bardzo krępująca
cisza. Właśnie chciałem się odezwać, gdy blond sąsiadka odwróciła się do nas i
spojrzała zza grubych szkieł starych okularów.
- Pięknie państwo wyglądacie z dzieckiem - powiedziała
uradowana, a ja czułem się jakbym był w potrzasku. Teraz przydałby się jedynie
Utakata, który zająłby uroczą staruszkę rozmową, dzięki czemu ona przestałaby
skupiać na nas swoją uwagę.
- Yyy, dziękujemy - odparłem, gdyż Sakura
podciągnęła nogi pod brodę i delikatnie kołysała się na boki, nie mając zamiaru
odpowiadać blondynce.
- Mam nadzieję, że wam się uda. - Puściła mi oczko
i poprawiła beret, który miała na resztkach swoich jasnych włosów, po czym
odwróciła się i zostawiła nas w spokoju.
Czułem się bardzo nieswojo. Haruno umilkła i nie
zwracała na mnie kompletnie uwagi. Zatraciła się w swoich myślach, w których
najwyraźniej chwilowo nie było dla mnie miejsca.
Rozluźniłem krawat i zdjąłem marynarkę. Mieliśmy
wokół siebie więcej miejsca niż pozostali pasażerowie, więc bez stresu
wyciągnąłem sobie nogi, prostując je. Usłyszałem kilka chrupnięć, ale poza tym
nic strasznego mi się nie stało. Odstawiłem reklamówkę pod ścianę, aby nic z
niej nie wypadło i objechałem wzrokiem swoją walizkę, zastanawiając się, czy
zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy.
Spojrzałem kątem oka na dziewczynę, która chcąc czy
nie, została na mnie skazana. W sumie ja też byłem tu w pewien sposób
poszkodowany, więc nie ma bidy, aczkolwiek… Schowałem nas w tej klitce, żeby
nie spotkać Anko, co niestety i tak się ziściło, a z Sakury momentalnie zeszła
cała odwaga i pyskatość. Cały czas nęka mnie wrażenie, że skądś ją znam, że już
kiedyś z nią rozmawiałem. Ona jednak nie wydaje się mnie kojarzyć, co mnie
trochę zastanawia.
Nagle dziewczyna zaczęła coś nucić. Irytująca,
“relaksacyjna” muzyczka nadal leciała w tle, lecz bez trudu wyłapałem jej głos.
Znałem tą melodię. Kojarzyła mi się z dzieciństwem i Mikoto, ale nie mogłem
przypomnieć sobie jej tytułu.
- You think i’m crazy, cause it’s only in my head -
wypowiedziała te słowa, chyba nie do końca tego świadoma. Wzrok miała utkwiony
za małym, okrągłym okienkiem, kiedy jej palce delikatnie wystukiwały rytm
melodii na kolanie.
W tej chwili kompletnie nie pasowała mi do tego
otoczenia. Wyraźnie wyróżniała się na jego tle. Kiwała się delikatnie na boki,
a ja sam zamknąłem oczy, słuchając jej głosu. Ta melodia…
- Chcesz? - Szybko uchyliłem powieki, aby zobaczyć,
jak wyciąga do mnie rękę, trzymając w niej pudełko ciastek. Zamrugałem kilka
razy i wziąłem jedno.
- Dzięki - odparłem, wsadzając je sobie do ust.
Umm, czekoladowe. - My się już wcześniej nie spotkaliśmy?
Jej ręka zatrzymała się gwałtownie, w wyprawie po
własne ciastko. Sakura rzuciła mi zaniepokojone spojrzenie, po czym powoli
wzięła smakołyk.
- Nie - powiedziała cicho, wygodniej się
usadawiając.
- Mi się wydaje inaczej - zaoponowałem.
- Chciałbyś. - Te słowa zadecydowały o wszystkim.
- Gejsza. - Szeroko otworzyłem oczy. Wiedziałem,
wiedziałem!
Przecież jeśli jest siostrą Miku, to bez problemu
mogły być na tej samej imprezie. Potem ta restauracja. To musi być ona!
- Hę? - Udała zdziwioną.
- Byłaś kilka dni temu na imprezie przebrana za
gejszę, a potem spotkaliśmy się w restauracji.
- Cały ten czas byłam u babci na wsi - powiedziała,
“relaksując się”. - Zadzwoń do Miku, to ci to potwierdzi.
- Hmpf - prychnąłem. - Za każdym razem miałaś inne
włosy. Po co? Dzisiaj z resztą też poznałem cię jako szatynkę.
- A czemu nie? - Wzruszyła ramionami. - Zmiany są
potrzebne.
- Zmiany, zmiany - mruknąłem pod nosem, upijając
łyk herbaty, która naprawdę już porządnie ostygła. To na pewno ona.
Więcej się do mnie nie odezwała.
Wyjąłem z podręcznej aktówki firmowe dokumenty i
zacząłem je przeglądać. Po półgodzinie ciągłej analizy wielu rubryczek i
podsumowań mój organizm definitywnie domagał się snu. Przez ten czas wyłączyłem
się kompletnie, skupiając się jedynie na pracy.
Byłem zbyt zmęczony, aby coś narysować, więc przetarłem
zmęczony oczy i spojrzałem na Sakurę, która zwinięta w kłębek spała obok,
przodem do mnie, opierając się plecami o ścianę. Skinąłem dłonią na
stewardessę, która stała w przejściu. Kobieta podeszła, a ja nachyliłem się w
jej stronę.
- Kiedy będzie kontrola?- mruknąłem, nie
chcąc obudzić dziewczyny.
- Mamy małe zamieszanie. - Zmieszana podrapała się
po karku. - Lecz postaramy się zrobić ją jak najszybciej.
- Dobrze - odparłem. - Poproszę o koc.
Zostałem obdarzony potwierdzającym skinieniem
głowy, na co odetchnąłem.
Spojrzałem na Sakurę i patrzyłem na nią teraz
dłużej niż kiedykolwiek i było to … przyjemne. Nie krzyczała, nie darła się,
nie kpiła. Nie odpędzała wszystkich od siebie i wyglądała teraz zdecydowanie
lepiej.
- Proszę. - Kira podała mi granatowy koc i odeszła.
Jego materiał był miły w dotyku i co najważniejsze nie śmierdział halą
produkcyjną. Tego bym nie zdzierżył.
Rozłożyłem go i okryłem nim Sakurę. Ta jakby
odruchowo przygarnęła go do siebie, łapiąc mnie za dłoń.
- Ryan… - szepnęła, przyciągając mnie do siebie.
Zaparłem się o ścianę za jej plecami, aby na nią
nie upaść. Zmarszczyłem brwi, spoglądając na jej twarz. Czułem się nieswojo i
jak najszybciej musiałem przerwać ten kontakt.
Delikatnie odkleiłem się od ściany, wyswabadzając
dłoń z jej uścisku. Ta wyciągnęła za mną swoją, jakby chcąc ją zatrzymać, lecz
kiedy jej nie znalazła, włożyła ją z powrotem pod koc.
Przeszły mnie dreszcze.
Ryan nie jest japońskim imieniem.
Wesley!
Kim jest Ryan Wesley?
Sakura
Powoli wybudzałam się z niespokojnego snu.
Znów śnił mi się Ryan, a mokre ślady na moich
policzkach oznaczały, że znów płakałam. Zakazałam sobie robić tego świadomie,
lecz moje drugie ja wyraźnie się przede mną buntowało w ten właśnie sposób.
Było mi ciepło i nawet wygodnie, nie chciałam się
budzić. Mogłam spokojnie zostać w fazie półsnu, gdzie majaczyłam na granicy
jawy, lecz do moich uszu dobiegł dziecięcy chichot, więc zdecydowałam się
otworzyć oczy.
Na podłodze między siedzeniami siedzieli Sasuke i
Hiro. Chłopczyk co jakiś czas zanosił się śmiechem, wzdychając: ale to piękne!
Zauważyłam, że spałam przykryta kocem, którego sama sobie nie załatwiłam.
Zmarszczyłam brwi, lecz zdecydowałam się odrzucić to na dalszy plan.
Potrząsnęłam głową, chcąc skupić swój wzrok na przedmiocie, dzięki któremu mały
miał tak ubaw.
- Sasuke, to jest piękne! - Hiro klasnął w dłonie,
a jakaś ekscentryczna staruszka siedząca nieopodal kiwnęła na nich palcem.
- Proszę uspokoić syna, ludzie tu śpią.
Taty chłopca nie było widać na horyzoncie, więc
pasażerowie rzeczywiście mogli pomyśleć, że to nasze dziecko. Przeszedł mnie
dreszcz. Nie, ja nie mogę mieć dzieci. Nie mogę…
Najszybciej jak się dało zrobiłam w swojej głowie
reset, nie chcąc myśleć o tym co było, a skupić się na tym, co jest. To
zdecydowanie łatwiejsze.
Siedząca na podłodze dwójka nie zdawała sobie
sprawy z tego, że się obudziłam, więc wpatrywałam się w nich w skupieniu, a
towarzyszyło mi lekkie zainteresowanie. Co skłoniło prezesa ogromnej firmy, aby
usiąść na podłodze z nieznanym kilkulatkiem, a do tego bawić się z nim?
I na co ci te wszystkie plusy Uchiha, jeśliś i tak
dziwkarz?
- Narysujesz mi mamę? - spytał Hiro, a ja zamknęłam
oczy, jakby przeczuwając, że na mnie spojrzy.
- Wybacz, nie znam jej - odparł spokojnie Sasuke.
Czyli rysowali?
- Narysuj Sakurę, tylko tak, żeby miała ciemne
włosy, jasne oczy i rozpuszczone włosy - powiedział, a w jego głosie słychać
było miłość do matki. Dlaczego tacy ludzie jak ona, która osierociła dziecko
odchodzą, a mordercy wciąż chodzą po ziemi? Jestem pewna, że ta kobieta nie
zasłużyła na śmierć, jeśli wychowała tak cudowne dziecko.
- Nie oczekuj cudów, ale daj mi chwilę - mruknął
Uchiha, a ja poczułam jak płoną mi policzki. Gdybym otworzyła oczy, zapewne
popsułabym całą radość Hiro, bo Sasuke nie mógłby dokończyć rysunku. Starałam
się uchylić jedno oko tak, aby nie było tego widać, lecz było to niemożliwe.
- Wiesz co? Chyba zdejmę jej ten koc. - Usłyszałam,
jak Hiro się podnosi. - Jest cała czerwona. - Na te słowa pewnie spiekłam raka
jeszcze bardziej, ale nic nie mogłam na to poradzić, a pozostało mi jedynie
czekanie w bezruchu, aż Sasuke skończy rysować. Koc z małą pomocą zsunął się z
moich ramion, a przyjemne ciepło zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki.
Chłopcy nie odzywali się do siebie, przez co czas
oczekiwania strasznie mi się dłużył. Byłam jednak ciekawa, jak Uchiha mnie
przedstawił i ta chęć była zdecydowanie większa, od niemożności uchylenia
powiek. Minęło kilka minut, a Hiro cierpliwie czekał, przez co polubiłam go
jeszcze bardziej. To niespotykane u tak małych dzieci.
- Skończyłem, ale mamy umowę, okej? - Cichy,
aksamitny i niski głos Sasuke idealnie nadawałby się do czytania kołysanek.
Teraz jednak starałam się oprzytomnieć, aby dobrze zagrać “budzącą się Haruno”.
- Jaką, jaką?
- Pokażę cię go, ale ty nie pokażesz go Sakurze pod
żadnym pozorem, dobra? - Wysilił się na modulowanie głosem tak, aby chłopczyk
przystał na jego propozycję, co potwierdził chyba skinieniem głowy, gdyż nic
nie usłyszałam. -To będzie nasza tajemnica, zgoda?
- Zgoda - szepnął głośno, a ja lekko zmieniłam
pozycję. Usłyszałam dźwięk drącej się kartki i poruszyłam nieznacznie głową.
- Leć zameldować się tacie. - Sasuke klepnął go
chyba w ramię, bo Hiro odbiegł w swoją stronę, a Uchiha podniósł się z ziemi
wzdychając i usiadł obok mnie na krześle.
Udałam, że się przeciągam i z ociąganiem otwieram
oczy. Zamrugałam kilkukrotnie powiekami, a przed moimi oczami pojawiło się
wnętrze samolotu. Popatrzyłam ukradkiem na Sasuke, który zdjął krawat i
odrzucił głowę do tyłu, chcąc odpocząć. Chyba nie spał od momentu mojego
zaśnięcia, gdyż Hiro był pełen energii w porównaniu do niego.
Rozejrzałam się, lecz jego oczy były już zamknięte,
a głowa przechylona lekko w moją stronę. Co za człowiek. Do zaśnięcia
wystarczyło mu kilka sekund.
Westchnęłam i wstałam, mając zamiar iść do toalety.
Wcześniej szłam, kierując się identyczną pobudką, lecz nie udało mi się to, co
zaplanowałam. Zostałam brutalnie wepchnięta do schowka na szczotki, aby uniknąć
spotkania z … Anko? Chyba tak miała na imię.
Apropo tego całego zamieszania… Byłam pewna, że
zacznę krzyczeć. Nie byłam na to przygotowana, a moja psychika zareagowała jak
najbardziej alarmowo. Cudem powstrzymałam się wtedy od wrzasku.
- Siemasz, różowa. - Uniosłam wzrok, aby ujrzeć
Anko we własnej osobie, nonszalancko siedzącą na dwuosobowej kanapie. Obok niej
spał siwowłosy mężczyzna, który wcale nie wyglądał na człowieka w wieku, kiedy
z reguły siwieją włosy. Hmmm.
- Witaj - odparłam wciąż zaspana i najprościej w
świecie przeszłam obok nich.
- Sasuke nie chwalił mi się, że znalazł sobie
dziewczynę. - Kobieta wstała i podążyła ze mną, na co mruknęłam zdegustowana.
Świetnie, brakowało mi jeszcze rozmowy z jego znajomą.
- Nie miał się czym chwalić - powiedziałam,
przechodząc przez kotarę.
- Niezłe nogi, płaski brzuch, nie najgorsze cycki,
przystępna twarz i różowe włosy. - Kiwnęła głową. - Jak dla mnie nie jesteś
maszkarą, żeby się ciebie wstydzić.
- Powinnam się śmiać czy płakać? - rzuciłam,
otwierając drzwi, nawet na nią nie patrząc.
- I jeszcze z charakterkiem. - Usłyszałam przed
samym zamknięciem. Niech ona da mi święty spokój.
Szybko załatwiłam wszystko co potrzebne i
poprawiłam włosy, spoglądając na siebie w lustrze. Miałam wory pod oczami, a
samo moje spojrzenie było lekko “przyćpane”. Prawdziwa kobieta emanująca
seksapilem - prychnęłam w myślach, robiąc zbolałą minę.
Otworzyłam drzwi i pierwsze co zobaczyłam, to twarz
Anko.
- Nie mam pojęcia, po co zabiera cię do Anglii, ale
musi mieć do tego jakiś powód - powiedziała to spokojnym tonem, lecz mimo tego
znieruchomiałam.
Anglia, Anglia.
To słowo kołatało mi się po głowie, powtarzało
niczym mantra.
- Lecimy do Anglii? - spytałam cicho, przykładając
dłoń do ust.
- Oups. Czyżbym zepsuła niespodziankę? - Wcale nie
wyglądała na skruszoną, raczej pewną swego.
- Chy-chyba tak - jęknęłam. - Wybacz. - Wyminęłam
ją ze spuszczoną głową, chcąc jak najszybciej dostać się do swojego siedzenia.
- Potem przyjdę jeszcze coś zjeść! - krzyknęła za
mną, lecz zignorowałam ją. Prawie przebiegłam przez alejkę i schowałam się na
swoim miejscu z dala od wszystkich.
Z dala od wszystkich prócz Sasuke, który na
szczęście spał.
Sasuke
Jak będziemy wracać, to zafunduję nam jakieś
wygodniejsze siedzenia - przeleciało mi przez głowę, kiedy po raz setny
próbowałem się wygodnie położyć. Z zamkniętymi oczami co jakiś czas zmieniałem
pozycję, chcąc obudzić się bez bólu pleców. Jednak nie było mi to dane.
- Wszystko okej? - Usłyszałem jej głos, na co
uchyliłem powieki.
- Powiedzmy - mruknąłem, zakładając ręce na piersi,
gdyż była to jedyna poza, której jeszcze nie wypróbowałem. - Którą mamy godzinę
lotu? - rzuciłem, odchylając głowę w prawo.
- Niedługo minie dziesiąta - odparła, podciągając
koc pod samą szyję. Otworzyłem oczy i zobaczyłem w jak dziwnej pozie siedziała
Sakura. Praktycznie leżała na plecach z nogami w górze, opartymi o ścianę.
Głowę położyła na podpórce na łokieć, a w wolną przestrzeń pod szyją wetknęła…
moją marynarkę.
- Powiedz mi, że to tylko kiepski żart - warknąłem,
szybko się budząc.
- O czym mówisz? - Nie odrywała wzroku od czytanej
mangi, a mówiąc to poświęcała mi tyle uwagi co nic.
- Czy to moja marynarka?
- A widzisz tu innego mężczyznę, któremu mogłabym
ją zabrać? - rzuciła, przewracając stronę. Zagotowało się we mnie, ale wtedy z
premedytacją pochyliłem się, a jej głowa zjechała w dół. - Usiądź jak wcześniej
- bąknęła. Bez słowa wyjąłem z białej reklamówki losowe pudełko i rzeczywiście
powróciłem na swoje miejsce. Ona odruchowo oparła czubek swojej głowy o moje
ramię, a ja w tym czasie otworzyłem wieczko.
- To moje jedzenie? - fuknęła, marszcząc brwi.
Mogłem spokojnie na nią patrzeć, gdyż leżąc znajdowała się niżej, a ja poza
zasięgiem jej wzroku.
- A widzisz tu inną kobietę, której mógłbym je
zabrać? - spytałem spokojnie, odkładając zakrycie na półkę.
- Cham.
- Egoistka.
- Ignorant!
- Hola, hola! - Blond staruszka znów postanowiła
zainterweniować. Szybko odwróciła się na swoim fotelu, mając nas teraz przed
sobą. - Już się kłócicie?
- Wcześniej nie mieliśmy okazji. - Sakura z furią
przerzuciła stronę, a ja parsknąłem cicho.
- Zawsze jest okazja, ale…
- Rozumie pani. - Dziewczyna zatrzasnęła książkę,
unosząc się na łokciu. - Trudno wyrobić sobie staż w kłótniach, jeśli
poznaliśmy się kilka godzin temu.
- Zaaranżowane małżeństwo?! - krzyknęła, a
ekscentryczna babcia, która wcześniej zwróciła nam uwagę, ponownie popatrzyła
się na nas groźnie.
- Na rozum pani padło? - Usiadła normalnie, po czym
założyła nogę na nogę.
- Z tego co mówisz drogie dziecko, to…
- W sumie, to jest w tym coś nielegalnego -
palnęła, czym szybko przyciągnęła moją uwagę. - Jestem “spłatą długów” moich
rodziców, a on - wskazała na mnie palcem - odbiorcą.
- O czym ty mówisz? - spytałem sucho, gdyż nie
podobało mi się to, co powiedziała. Zakrawało to o tandetną historyjkę
wymyśloną na poczekaniu.
- Teraz, to o czym ty mówisz, tak? - Złapała się za
głowę i wypuściła głośno powietrze. - Pojechałam z tobą, aby moi rodzice mogli
spłacić długi. W przeciwnym razie cała ich firma i przy okazji moje życie,
byłoby zrujnowane.
Starsza pani miała oczy jak dwa wielkie spodki, a
po chwili cztery, gdy okulary zjechały jej na nos. Ja również byłem zaskoczony
tym, co właśnie powiedziała Haruno.
- Jesteś jedynie moją osobą towarzyszącą na
spotkanie biznesowe - powiedziałem, chcąc uciszyć jej durne protesty. Jakie
długi? Jakie spłaty?
- W zamian za uregulowanie rachunków - prychnęła,
odwracając głowę w stronę okna. Babcia wróciła na swoje miejsce, chyba czując,
ze sytuacja stała się poważna.
- Nic o tym nie wiem.
- Ale ja wiem.
Na wszystkie moje spokojne wypowiedzi, ona
reagowała impulsywnie i nerwowo. Cały czas coś jej nie pasowało i ponad
wszystko nie chciała być dla mnie miła. Sam nigdy nie zaliczałem się do ludzi
potrzebujących zażyłych stosunków międzyludzkich, czy w sumie jakichkolwiek,
lecz teraz musiałem mieć taką potrzebę, co nie znaczy, że tego chciałem. Przez
ten weekend może nie miałem wiele czasu na głębokie rozmyślania poważnej
treści, lecz starałem się wygospodarować choć moment. Nie doszedłem do żadnych,
sensacyjnych wniosków, a jedynie tych oczywistych, które narzuciły mi się w
momencie usłyszenia madarowego ultimatum. Czułem się z lekka skonfundowany oraz
zirytowany własną niemocą i to wrażenie nie uległo zmianie.
Dopóki żył mój ojciec, jako prezes “Uchiha Company”
nigdy nie miałem nad sobą szefa - przynajmniej tak myślałem. Wszystkie
dokumenty, które miałem w posiadaniu świadczyły, że ja, Itachi i Madara
jesteśmy wspólnikami, każdy ma swoją część firmy i nikt nie jest pod żadnymi
rozkazami.
Długo myślałem nad swoim udziałem w śmierci
rodziców. Nie powinny targać mną wyrzuty sumienia, a jednak robią to nadal.
Gdybym tylko nie skręcił tej nogi, gdybym tylko nie zadzwonił do Madary…
Zacisnąłem usta w cienką linię, a moja pięść
trzęsła się, mając ogromną ochotę w coś przywalić. Gdyby nie ten jeden telefon,
Madara nie miałby podstaw, aby stwarzać tak wierutne kłamstwa, nie miałby
podstawy, aby wepchnąć mojego ojca za kierownicę, kiedy był pod wpływem. Jeden
telefon, jeden moment naciśnięcia zielonej słuchawki…
Sakura wciągnęła głośno powietrze i odsunęła się
ode mnie, jak najdalej. Przywarła plecami do ściany samolotu, obejmując się
ramionami. Jej oczy gwałtownie się powiększyły, wyrażając czysty strach, a
dłonie zaczęły się trząść pod wpływem silnych emocji.
Zamknąłem na chwilę oczy, chcąc się uspokoić. Te
rozmyślania nigdy nie przynosiły mi nic dobrego. Rozluźniłem pięść, a mój wzrok
wrócił do standardowej beznamiętności, przestając niszczyć wszystko w jego zasięgu.
Dziewczyna nadal jednak nie ruszyła się z miejsca, lekko dygocząc i wpatrując
się we mnie z przerażeniem.
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad powodem
jej zachowania. Spojrzałem w jej oczy, które spoglądały na mnie nieufnie, z
rezerwą. Irytująca melodyjka nadal dosięgała nas, mając swój początek w
głośnikach, lecz ona zdawała się być nie stąd. Wydawało mi się, że wcale nie
znajdowaliśmy się wysoko nad ziemią, że nie siedzieliśmy w samolocie pełnym
obcych ludzi. Była tylko ona i jej strach.
Rozejrzała się dookoła, po czym utkwiła wzrok w
mojej dłoni, która spokojnie leżała już na oparciu i nie miała w planach
zrobienia niczego gwałtownego. Szybko spuściła wzrok, gdy tylko ponownie
spojrzałem w jej oczy. Cała spięta usiadła, podkuliła nogi pod siebie i
chwiejnie trzymając mangę, starała skupić się na tekście.
Chyba oboje nie mieliśmy ochoty rozmawiać o tym, co
przed chwilą zaszło. Wziąłem więc swój szkicownik do ręki, wybierając miękki
ołówek z kompletu, który zawsze miałem przy sobie. Mama od małego woziła mnie
na przeróżne zajęcia, chcąc aby miał okazję spróbować wszystkiego. Nigdy do
niczego mnie nie namawiała, a jedynie podstawiała pod nos nowe perspektywy
zabawy, spędzenia wolnego czasu, a kiedyś i przyszłości. Mimo pasji zostałem
jednym z właścicieli firmy, o czym zawsze marzył mój ojciec, który nigdy nie
uznawał mojego hobby.
Westchnąłem, patrząc na stewardessę, która razem z
innym mężczyzną z obsługi jakieś kilka godzin temu robiła kontrolę. Przebiegła
ona bez większych sensacji, prócz tego, że jedna kobieta przewoziła w walizce
kota. Biedny zwierzak był tak zestresowany, że z jej torby zrobił sobie kuwetę,
a gdy wymalowana do granic właścicielka po sześćdziesiątce chciała go złapać,
ten czmychnął od niej jak najdalej, usadawiając się na kolanach Hiro, z których
długo nie miał ochoty schodzić. Chłopczyk jak najbardziej był z tego powodu
zadowolony, a sam kociak też nie narzekał. Szczególnie, kiedy mały przyniósł go
twierdząc, że pupil jest głodny i na gwałt potrzebuje czegoś do jedzenia. Sakura
na szczęście spała, więc nie widziała, jak kot pochłaniał klopsiki Miku. Gdyby
się o tym dowiedziała, chyba dostałbym reprymendę życia. Wnioskuję jednak po
naszej kilkugodzinnej znajomości, że jeszcze nie raz będzie dane mi wysłuchać
jej zdania, które na chwilę obecną doprawdy mało mnie obchodzi. Tak czy siak
ona pokrzyczy, ja to oleję i wszyscy będą szczęśliwi.
Po dość głośnej wymianie zdań i groźby wyrzucenia
kota przez okno, właścicielka zgodziła się zapłacić karę, a, że Hiro zdobył
sympatię pasażerów i personelu, to również wynegocjowano, aby zwierzak
towarzyszył chłopczykowi do końca podróży. Jednak kiedy przyszedł tu jeszcze
przed moim zaśnięciem, zostawił Miashiego na kolanach ojca, tłumacząc się, że
“tatę też kiedyś ktoś musi przytulać, bo on sam nie daje już rady”.
Chłopak doprawdy był złoty. Nie miał w sobie
dziecięcej zaborczości, czy humorów, które przypisuje się dzieciom kapryśnym.
Nie narzekał, kiedy czegoś mu nie pozwoliłem, choć nie miał najmniejszych
podstaw, aby się mnie słuchać. Spędzał z nami większość czasu, gdyż jego ojciec
był wyczerpany i zasnął jak kamień. Ktoś mógłby go oskarżyć o zaniedbywanie
syna, lecz ja postrzegałem to nieco inaczej.
Bycie ojcem nie zwalnia nikogo z bycia człowiekiem,
szczególnie, kiedy straciło się żonę - jeśli wierzyć słowom Hiro. Chłopczyk był
bardzo ufny i opowiedział mi większość swojego życia. Nie wypytywałem go na
siłę, a jedynie czasem zadawałem jakieś pomocnicze pytania, a to starczyło,
żebym dowiedział się o nim praktycznie wszystkiego.
Bez bicia przyznam się, że w mojej głowie zawitały
przeróżne scenariusze “co by było gdyby”. Lubiłem swój styl życia. Praca, wypad
z chłopakami na piwo, jakiś klub, weekendowy meczyk, siłownia i brak
ograniczeń. Teraz to podobnież ma się zmienić, choć wcale nie pałam do tego
wielką ochotą. W sumie mogę stwierdzić, że jest ona co najmniej na poziomie
ujemnym.
Spojrzałem na Sakurę, która uspokoiła się już i z
zimnym wyrachowaniem oraz dumną miną czytała mangę. Nie było widać po niej ani
śladu po wcześniejszym, dziwnym incydencie, a ona sama przyjęła postawę osoby
ignorującej mój byt. Nie powiem, bo ignorancja jest czymś, czego szczerze
nienawidziłem, lecz nie znałem jej na tyle, aby móc żądać czegokolwiek. Tak
naprawdę, to w ogóle jej nie znałem.
Myśl, że jest gejszą i kobietą z restauracji w
jednym zaprzątała mi głowię co jakiś czas. Kurde, a jeśli to rzeczywiście ona?
Granatowy koc niezmiennie leżał na jej kolanach, a ona sama poprawiała go, gdy
spadał przy najmniejszej zmianie jej pozycji.
Haruno była osobą bardzo dziwną. Najpierw to
zamieszanie z peruką i zamianą z Miku, potem akcja w schowku i jej paraliż,
mnóstwo kłótni o nic, a na końcu ta panika, przerażenie, kiedy dałem poznać po
sobie wściekłość. Reagowałem w ten sposób jedynie, gdy w moich myślach
pojawiali się rodzice oraz nowo poznane “informacje”.
Westchnąłem i zacząłem rysować, co tylko miałem w
zasięgu wzroku. Wtedy czas mijał zdecydowanie szybciej.
Sakura
Czytałam mangę, z całego serca chcąc się na niej
skupić. Znaki jednak zamazywały mi się przed oczami, a ja nic nie mogłam na to
poradzić. Na dłuższy czas jednak “odleciałam” do swojej własnej krainy, gdzie
nic prócz moich myśli nie miało prawa bytu.
- Uwaga, pasażerowie. - Uniosłam głowę na dźwięk
głosu pilota. - Zbliżamy się do lądowania. Proszę zapiąć pasy i mocno się
trzymać! - W jego tonie byłam w stanie dostrzec nutkę radości, jak i ulgi. To
była… długa podróż obfita w dużo niewygodnego spania i …niewygodnych rozmów.
Mimo niewielkiej ilości konwersacji z Sasuke
doszłam do wniosku, że mogłabym go polubić. Mam na myśli jego charakter, bo
ciało ma…
Szybko zlustrowałam jego sylwetkę, która w czarnej
koszuli i spodniach od garnituru prezentowała się idealnie. Był on świetnym
przykładem faceta z okładek kolorowych magazynów, do którego wzdychały starsze
singielki z kubkiem herbaty w ręku i kocem na kolanach, ewentualnie kotem.
W tym momencie przed oczami pojawiła mi się migawka
jednego z wielu tabloidów, które Miku od zawsze namiętnie kolekcjonowała.
Zamknęłam powieki, chcąc jak najlepiej przypomnieć sobie treść artykułu. To
było jakiś miesiąc temu i siostra postanowiła mi o tym powiedzieć, bo pisano
akurat o kimś z Tokio. Kurde, co to było…
Potarłam skronie i po chwili wybuchnęłam śmiechem.
Serio, serio, serio?
- Ksztusisz się? - rzucił, patrząc na mnie z
wyrzutem. Odetchnęłam, robiąc poważną minę.
- A ty jesteś gejem? - Zmrużył oczy, a jego czarne
tęczówki zapłonęły gniewem.
- A ty jesteś mężczyzną?
- Wypraszam sobie - fuknęłam, mając w wyobraźni
nagłówek: “Czy ten wysoko postawiony prezes woli panów?”.
- Ja też!
- Ja mogę, ty nie!
- A niby dlaczego?!
- Bo, bo… - mam cycki, dodałam w myślach. Miałam
ochotę pacnąć się w czoło, bo gdy dochodziło do walki o mój kobiecy honor,
odzywały się we mnie teksty rodem z gimnazjum, którymi zaraziłam się od Riny.
Kiedyś, gdy była małym brzdącem, opiekowałam się nią po szkole, a ona uraczała
mnie takimi właśnie argumentami. O reszcie rewelacji aż szkoda wspominać.
- Tak myślałem - dodał usatysfakcjonowany, a ja
założyłam ręce na piersi.
- Proszę państwa! - Blondynka znów się odkręciła w
naszą stronę, a ja zaczęłam mieć jej dość. Nie mój problem, że miała menopauzę
i brak własnego życia. - Takie sprawy załatwia się w sypialni, gdy dzieci śpią!
- Jeszcze… - wyrwał się Sasuke, lecz przerwał mu
głos z głośników.
- Proszę o ciszę! Lądujemy!
Złapałam się mocno uchwytu i z utęsknieniem
czekałam, aż koła samolotu dotkną pasa. Seria turbulencji, szarpnięć i mojego
szamotania się o utrzymanie się w miejscu wreszcie dobiegła końca, a ja byłam
wdzięczna Bogu, że doleciałam w jednym kawałku. No, czyli najgorsze za mną.
- To ty tak śmierdzisz? - spytał Sasuke, odpinając
pas, niuchając nosem co chwilę.
- Masz doprawdy świetne poczucie humoru, Uchiha -
parsknęłam, ignorując jego chamską odzywkę.
- Ale ja się serio pytam. - Rozglądał się dookoła,
a ja zaczęłam się zastanawiać, kto mnie nim pokarał.
- A ja serio odpowiadam.
W samolocie zrobiło się głośno, od budzących się
ludzi oraz tych, którzy poczuli nagłą potrzebę opuszczenia samolotu. Nie mogli
kulturalnie poczekać, aż pasażerowie przed nimi wstaną, ubiorą się i zdejmą
walizki, lecz na gwałt musieli stąd wyjść. Co za prymitywy.
- Mówiłem, że to ty tak śmierdzisz - powiedział, a
kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Oddychanie prostym nosem ci się znudziło? -
warknęłam, podnosząc do góry koc, który… śmierdział jak obszczana przez stado
psów piwnica. Głupi kot. Wiedziałam, że coś z nim było nie tak. - A psik!
- kichnęłam, odrzucając go jak najdalej od siebie.
- Ała! - Ktoś dostał nim po głowie, a ja natychmiast
ukucnęłam. Uchiha chciał się chyba roześmiać, ale trzymał fason i odwrócił się
tyłem, udając, że nie ma pojęcia, skąd pojawił się ten niezidentyfikowany
obiekt latający.
- Niezdara - mruknął, gdy rozglądając się czujnie
na boki wstawałam.
- Jeśli dzięki wrzucaniu mi poczujesz się lepiej,
spokojnie. - Wyciągnęłam dłoń przed siebie. - Ulżyj sobie.
- No nie przy wszystkich w samolocie, no proszę
pani! - Staruszka znów wyrosła obok w najmniej odpowiednim momencie i miałam
ogromną ochotę, aby powiedzieć jej w końcu co myślę na jej temat, lecz Sasuke
mnie uprzedził.
- Widzi pani, jaka szalona - rzucił, kiwnąwszy na
mnie głową. - A jaka niewyżyta. - Machnął ręką z dezaprobatą.
- No chociaż nie będziecie się nudzić - odparła po
chwili, a ja poczułam się okropnie zażenowana. Infantylny, bezwstydny…
- A jakżeby inaczej - mruknął i ściągnął swoją
walizkę z góry. Drugie dno jego wypowiedzi dość wyraźnie rzucało się w oczy,
lecz doszłam do wniosku, że nie mogę zrobić nic prócz puszczenia tego mimo
uszu.
Palant.
Bez słowa zabrałam swoją reklamówkę, poprawiając
koszulę.
- Dowidzenia - powiedziałam w kierunku blondynki,
która uśmiechnęła się życzliwie.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!
Ona to naprawdę powiedziała?
Minęłam Anko, która na szczęście stała do mnie
tyłem, przez co nie musiałam wdawać w kolejną “miłą” konwersację. Ja i moja
przyjaciółka foliówka doszłyśmy do drzwi, gdzie żegnała mnie stewardessa. Na
imię miała chyba Kira.
- Z tego co widziałam, to zapowiada się ciekawie. -
Uniosła brwi kilkukrotnie do góry i do dołu, a ja parsknęłam śmiechem, czując,
jak negatywne emocje ze mnie uchodzą.
- Pożyjemy, zobaczymy. - Puściłam jej oczko i
podeszłam do wyjścia. - Czy może być jeszcze gorzej?
Przede mną rozpościerało się ogromne lotnisko,
zapewne piękne w całej swoje okazałości gdyby nie to, że chmury nad nim
pozdrawiały chłodnym deszczem. Zaczęłam cicho przeklinać pod nosem, lecz dumnie
wyszłam na dwór, od razu czując na skórze zimne krople.
Nie wiedziałam, gdzie podziewał się Sasuke, lecz w
tym momencie czułam się wysoce poszkodowana, więc pewnie ruszyłam przed siebie
w stronę głównego budynku. Utykałam na jedną nogę, co przysparzało mi jedynie
dodatkowych kłopotów, a wyglądałam na pewno żałośnie. No cóż, bywa życie.
- Sakura! - Usłyszałam dziecięcy głos i w tym
momencie ktoś złapał mnie w pasie. Moja noga poślizgnęła się na mokrej
nawierzchni, przez co usłyszałam głośnie *chrup*.
- Tak, Hiro? - mruknęłam, zdejmując jego rączki z
mojej talii. Obróciłam się, a jeden z moich obcasów nagle pojawił się przed
moimi oczami. Szkoda, że w dwóch częściach.
- Fajnie było cię poznać. - Wyszczerzył swoje białe
ząbki w moją stronę, a ja nie mogłam nie odwzajemnić jego uśmiechu.
- Mi ciebie również. - Staliśmy w deszczu, lecz mi
przestało to przeszkadzać w momencie, gdy obok pojawił się jego tata z
parasolem w ręku.
- Bardzo pani dziękuję, za zaopiekowanie się synem,
kiedy ja byłem niedysponowany. - Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia, gdy
mężczyzna odezwał się niskim, głębokim głosem, który stworzony był wręcz dla
aktora.
- Czysta przyjemność - odparłam po chwili, starając
się ogarnąć. Rany, co za głos! Uniosłam wzrok, napotykając szare oczy, które
mogłam porównać do wypolerowanego lodu z domieszką ciemnego pyłku,
hipnotyzujące jak cholera.
- Tato, bo ja chcę jeszcze spotkać się z Sakurą! -
Hiro złapał mnie za rękę, a ja oderwałam wzrok od jego przystojnego, niewiele
ode mnie starszego ojca.
- Na długo zawitała pani do Anglii? - Jego włosy
były już lekko mokre od padającego deszczu, mimo trzymanej nad naszymi głowami
parasolki. Były czarne, tak samo jak u Hiro i idealnie kontrastowały ze śniadą
cerą, pasując do wystających kości policzkowych, nadających mężczyźnie tego
“czegoś”.
- Szczerze, to nie wiem. - Spuściłam wzrok, a moja
beznadziejna sytuacja znów dała o sobie znać. Pieprzone długi.
- Ale ja wiem. - Stałam tyłem do samolotu, więc nie
widziałam, jak Sasuke się do nas zbliżał, ani jak wiele z naszej rozmowy
usłyszał.
- Więc?
- Kilka dni - odparł, starając obok mnie.
- Sasuke też jest fajny, tato! - Hiro wpatrywał się
w Uchihę z zachwytem, do którego jego obiekt rozmyślań był chyba
przyzwyczajony, gdyż nie wywarło to na nim ogromnego wrażenia.
- Wydaje mi się, że wszyscy śpimy w jednym hotelu,
gdyż jest to wyjazd sponsorowany przez Uchiha Company, więc możliwe, że jeszcze
się spotkamy. - Nieznajomy posłał mi zainteresowane spojrzenie, a w mojej
głowie tańczyły małe potworki, śpiewając: bierz mnie, bierz mnie!
- Ekhm - Sasuke chrząknął, lecz on ciągnął dalej.
- Tu jest moja wizytówka, z numerem telefonu. -
Wyciągnął z kieszeni małą karteczkę i podał mi ją. - Tak na wypadek, gdybyśmy
się minęli.
- Dzię…
- Sądzę, że nie będziemy jednak spać w jednym
budynku. - Sasuke poprawił pogniecioną marynarkę i spojrzał na ojca Hiro z
pogardą.
- A to dlaczego? - Szarooki wyglądał, jakby
kompletnie nie przejmował się obecnością mojego “partnera”, czego jednak nie
dało się powiedzieć w drugą stronę.
- Moi ludzie nie mówili mi nic o grupowej
“wycieczce” - prychnął.
- Pańscy “ludzie”? - kpiący ton i ten wzrok,
który ścinał mnie z nóg nie dział na Sasuke, lecz…
- Pracownicy “Uchiha Company” - powiedział, jakby
właśnie poprosił o najnowszą gazetę w podrzędnym kiosku. - Uchiha Sasuke z tej
strony.
W tym momencie pomiędzy naszą czwórką zapadło
krępujące milczenie, gdzie to ignorant przeżywał właśnie swoje zwycięstwo. Już
miałam się odezwać, lecz…
- Tato, jestem głodny! - Hiro wyczuł napiętą
atmosferę, a tą odzywką zyskał u mnie kolejnego plusa. Schowałam wizytówkę do
kieszeni, a nieznajomy zwrócił się do mnie.
- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy -
powiedział i ucałowawszy wierzch mojej dłoń odszedł z synem, trzymając go na
rękę. Stałam spięta, wlepiając wzrok w jego plecy. Ach.
- Wróciłaś już na ziemię? - Skierowałam wzrok na Sasuke,
który zirytowany stał obok. Mokliśmy teraz oboje, gdyż… Jak mu było na imię?
Spojrzałam na karteczkę i widniejące na niej
nazwisko:
Kerito
Veyshi.
O Boże, Boże, Boże! To ten aktor!
- Chyba się nie dogadamy - westchnął sceptycznie i
złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę budynku lotniska. Teraz nawet mi to nie
przeszkadzało, ani to, ani deszcz. Boże, to Kerito Veyshi! Jak mogłam go nie
skojarzyć?!
Potrząsnęłam głową i skupiłam się na chodzeniu po
prostej linii. Złamany obcas zdecydowanie mi to utrudniał i miałam ogromną
ochotę zdjąć buty. Ogromną.
- Sas…
- Poczekaj tu - warknął, nagle czymś zdenerwowany,
zostawiając mnie przed wejściem do budynku po czym wszedł do środka.
Przewróciłam oczami i stanęłam w zadaszonym miejscu, gdzie pewnie za dnia
mieściła się kawiarnia. Spojrzałam na zegar, który ukazywał godzinę osiemnastą
z minutami. Ech, ta zmiana czasu. Może chociaż uda mi się wyspać?
Budynek był ogromny i oszklony. Nie widziałam go teraz
w całej okazałości, lecz miałam możliwość podziwiania i tak dość sporej części.
Przez okna widziałam pracujących ludzi, którzy w pocie czoła załatwiali mnóstwo
rzeczy na raz. Jakaś zabiegana kobieta wpadła właśnie na mężczyznę, wylewając
na niego kawę. Ten zaczął na nią wrzeszczeć, a ze zdenerwowania aż rzucił na
podłogę dokumenty, które rozsypały się dosłownie wszędzie. Biedna pracownica
zaczęła je szybko zbierać, a wściekły zapewne szef wyminął ją bez słowa.
Ech. Faceci to chamy.
- Pani Haruno? - Odwróciłam się, słysząc swój
język. Angielski miałam opanowany w stopniu bardzo dobrym, gdyż wymagała tego
ode mnie praca. Miło jednak było usłyszeć coś po japońsku.
- Tak? - mruknęłam, patrząc na mężczyznę obok. Był
ubrany w garnitur, a w jednej ręce trzymał parasol. Jego łysa głowa błyszczała
od kropel, które wtargnęły po parasolkę, a on sam intensywnie mi się
przypatrywał.
- Świetnie - skwitował, wyciągając z kieszeni
komórkę. Przyjrzałam mu się bliżej, stwierdzając, że miał dziwny kolor skóry.
- Czy pan…
- Tak, jestem wybielonym murzynem - jęknął, jakby
spodziewając się pytania. Uniosłam pytająco brew, a on kontynuował. - Ale
trzymajmy się wersji biały europejczyk.
- Yyy…
- Dorai, nie. - Odebrał telefon i były to pierwsze
słowa, jakie wypłynęły z jego ust. - Ten koks miał być dla Tayuyi, a nie dla
Kin! Wiesz, coś ty właśnie zrobił? - Przetarł skronie zdenerwowany. - Dziwki
tez tam wysłałeś? Stary, to nie ta impreza! - krzyknął, a przechodzący ludzie
zwrócili na nas swoją uwagę. - Masz to natychmiast odwołać, bo inaczej koniec z
playstation. Żadnych ale - uciął, zamykając oczy. - Odkręć to.
- Jesteś alfonsem? - rzuciłam cicho, cofając się o
krok.
- Jestem Hageta aka Łysy aka Alvaro. - Wyjął z
kieszeni ciemne okulary i założył je na nos, choć nie widać było na niebie
choćby promyczka słońca. - Jestem mężczyzną o wielu twarzach.
- Chcesz mnie sprzedać jak tani towar? - Otworzyłam
szerzej oczy, zaciskając pięści na mankietach białek koszuli. Chcesz się bić?
No chodź, sprowokuj mnie jak śmiesz!
- Kogo to obchodzi? - Znów napłynęło do mnie
zażenowanie, gdy odezwał się dzwonek przychodzącego smsa. On zawsze ujawniał
się w najbardziej odpowiednim momencie, cholera.
- No właśnie. - Sasuke wyszedł z budynku,
podchodząc do … Łysego?
- Uchiha-sama. - Skłonił się szofer - alfons - na
jego widok.
- Szukałem cię - chrząknął. - Nie będę mieszkał
tam, gdzie wszyscy z tego samolotu - warknął, zbliżając twarz do Hagety, który
jedynie dumnie się wyprostował.
- Kulturalnie informuję, że tak musi się zadziać! -
Nie widziałam jego oczu, lecz byłam prawie pewna, że były całkowicie poważne. -
Dziś Anglia obchodzi Święto Bankowe i wszystko jest pozamykane.
- Jesteśmy w Londynie! Tu zawsze jest coś otwarte.
- No, nie dziś. - Zatarł ręce, a ja znów poczułam
się jak towar do jego alfonsowego interesu.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć? - warknął
Sasuke, który chyba również miał dość tego dnia.
- Że Madara-sama zarezerwował dla was miejsca w
“Yolo Life” i musicie się tam stawić.
- No, już - prychnął Uchiha i zwrócił się do mnie.
- Chodź.
- Dlaczego nie możemy tam spać? - spytałam,
pocierając ramiona. Byłam zmęczona, zmarznięta, głodna i bez jednego buta. Nie
miałam ochoty na długie spacery.
- Bo nie - fuknął, ruszając w stronę ulicy.
- Kurde - mruknęłam pod nosem, idąc za nim.
Doszłam do wniosku, że im mniej będę się kłócić,
tym szybciej znajdę nocleg. Taką miałam chociaż nadzieję.
- Panie Uchiha! - krzyknął za nami Łysy, lecz oboje
nie zwróciliśmy na niego uwagi.
- Konfident - rzucił Sasuke pod nosem.
Włosy przyklejały mu się do twarzy, tak samo jak
koszula do ciała, co wyjątkowo mi dziś pasowało. Dobrych widoków nigdy za
wiele.
Szliśmy wzdłuż budynku, kierując się ku ulicy, na
której… nie widać było żadnych samochodów. Co jest?
- Święto bankowe, tak? - warknął,
rozglądając się.
- Najwyraźniej - odparłam, przekładając reklamówkę
do jednej ręki.
Miałam przed sobą praktycznie pustą ulicę i miasto,
które majaczyło na horyzoncie, gdyż lotnisko znajdowało się z dala od budynków
mieszkalnych. Deszcz nadal lał, nie mając zamiaru przestać, a ja zaczęłam się
lekko trząść. Miałam wrażenie, że Sasuke tez nie do końca wiedział, co tu
robił, lecz niech to on się martwi. Im szybciej dojdzie on do jakiś porządnych
wniosków, tym lepiej.
- Co sądzisz o długich dystansach? - powiedział,
patrząc się na oddalone wieżowce.
- W deszczu, zmęczona i na boso? - Skrzyżowałam
ręce na piersi, patrząc na niego spod byka.
- Tak.
- O niczym bardziej nie marzę.
***
Walę-walę-walędrinkiii.
Tak.
Rozdziału by nie było, gdyby nie Nikiro, która teraz również walczy ze swoim ;>
Seksów nie ma na razie, jak widzicie, ale może kiedyś będą... :>
Zmierzam dziś na maraton filmowy do miejscowego kina, więc jutro będę chodzącym zombie, ech ._. Filmów mi się zachciało!
Justyna z Kamilem pokazali klasę, więc trzeba się jedynie cieszyć! :3
Dlatego też w dobrym humorze żegnam się z wami! ;D
Bywajcie!
A to tak apropo IV xd
Ym, może zacznę od czegoś dobrego, przeplotę to naganą, a potem znów będzie miło. Więc 1: znieczulica minęła, a rozdział świetny. 2: Masz tu swój pierwszy epic fail - Wielka Brytania nigdy nie straciła niepodległości, więc nie ma czego świętować. To nie Polska. xD 3, czyli szczegóły świetności (mimo wszystko) tego rozdziału: Od pierwszych słów do samego końca uśmiech nie schodził mi z twarzy. Począwszy od szczerzenia japy przy tym, że Sasuke gra w grę. Swoją drogą brakowało mi tylko pytania Sakury w jaką. Wielki szacun za wątek gwiezdnych wojen. To tylko dowodzi, że nie jesteś kosmitą. Tak, ustaliłam z przyjaciółką, że ludzie, którzy ich nie oglądali są przybyszami z kosmosu. A ten dzieciak również był rozbrajający. Szkoda, że takie nie istnieją naprawdę. (Chociaż, nie. Znam jedną dziewczynkę, która jest istnym aniołkiem) Potem moją uwagę przykuło niezmiernie "wąchanie prostym nosem", a także komentarze wszystkich tych staruszek. Bezbłędne. Zapewne było dużo innych lepszych, rzeczy, ale nie będę ich tu wszystkich wypisywać, bo łatwiej by chyba było skopiować twój rozdział i wkleić w komentarzu. Jednym słowem: Fenomenalne! I nie czepiaj się o czwarty rozdział, bo zostawiłam komentarz. I tak masz ich 100 razy więcej niż ja, więc nie narzekaj.
OdpowiedzUsuńKurde xD
UsuńDobra, zmieniłam już na pierwszy dzień świąt xD
Miło mi, że potrafię cię rozśmieszyć ;)
I am your father B|
Do zobaczenia przy VI ;D
Piąta część dodana wcześniej *-* Jeszcze do tego nie taka krótka.
OdpowiedzUsuńKomentarze starszej pani - epickie. Ogólnie cały rozdział epicki XD
Kurde, jak ja chciałabym więceeej. Niestety trza czekać dwa tygodnie.
Ale będę wytrwała, więc życzę weny i pozdrawiam <3
Starsza pani miała swoją inspirację w rzeczywistości. Staruszki w emzetkach sa bardzo rozmowne xD
UsuńPołowa notki już za mną, więc rozdział będzie w terminie B|
Pozdrawiam ;D
kyaaaaaa! kocham. Tak, najlepszy prezent na walentynki. Przekonał Cię ten mój złamany palec co? nie gadaj, że nie bo sie obraże i nie bede komentować. Hiro! Zazdrosny Sasek! Ostra Sakurka i wredno-tajemnicza Anko. Siwy facet to Kaszalon, nee? Ja chce zobaczyć ten portret by Sasuke… Hiro musi sie wygadać, kto by się nie wygadał Sakurci? Niah, rzygam tęczą, krew mi z nosa cieknie… fangilra mam na ten rozdział i żądam nexta w przeciągu trzech tygodni! Kocham i życzę weny!!!
OdpowiedzUsuń* Kaszalot sorry mam niesprawny palec… -,-
UsuńA ja ci nie powiem, kim jesy siwy facet, epik sikret B|
UsuńChcieć każdy może :3
Trzech, trzech... Będzie nawet w przeciągu dwóch :3
Bye!
Bardzo się cieszę, że dodałaś ten rozdział w walentynki ;) To był naprawdę cudowny prezent :D Rozdział jest niesamowity ;) Zgadzam się z tym, że wypowiedzi tych staruszek były fenomenalne :D A zwłaszcza rady dotyczące ich "małżeństwa i dzieci" :P To były czasy :P Fajnie ukazałaś postać Anko i tego chłopca :D Aż zaczęłam się zastanawiać czy Sakury nie łączą więzy krwi z jego matką? Jednak potem doszłam do wniosku, że to niedorzeczne...jestem bardzo ciekawa jak wygląda portret Sakury. nie spodziewałam się, że Sasuke może być tak uzdolniony :D Jednak wypowiedź sakury jest epicka: "I na co ci te wszystkie plusy Uchiha, jeśliś i tak dziwkarz?". Zastanawiam się czy ona kiedyś zmieni o nim zdanie? Swoją drogą ciekawi mnie jej reakcja gdy dowie się o całym tym warunku Madary dotyczącym dziecka :P Bo dowie się prawda??? Jednak najbardziej zastanawia mnie to kim jest Ryan Wesley?
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
Pozdrawiam i życzę weny!
To było jedyne, czym mogłam was uraczyć, niestety ;)
UsuńTe staruszki zawsze wiedzą wszystko najlepiej, tylko szkoda, że udzielają rad w kiepskich momentach xD Mogę ci powiedzieć, że Hiro i Sakura nie są spokrewnione, lecz mogłoby to możliwe xd Wiesz, tu będzie duuużo niedorzecznych rzeczy XD
Kiedyś coś zmieni się na pewno, ale kiedy? :>
Ryan, Ryan, hyhyhy. Czuję się teraz bossem B|
Pozdrawiam :D
mam zły humor, przeczytam sobie nowy rozdział i jest super ;D
OdpowiedzUsuńwszystko, wszystko mi się podoba :)
i zaczynają się tajemnice Sakury?
czekamy na nexta ^ ^
Fajnie, że poprawiłam ci humor :3
UsuńYessss, Imai lubi tajemnice ;D
Do kolejnego weekendu B|
"Będę grał w grę" xd
OdpowiedzUsuńA poza tym, kocham mężczyzn ubranych całych na czarno, a w szczególności garnitur jest boski.
'Wyjdę z siebie i stanę obok".
A tam przystojny! On to jest dopiero stojny;d
I zastanawiam się nad tym fragmentem, gdzie Sakura "mówi" (w myślach) o tym, że nie może mieć dzieci? Nie może (ups, biedny Uchiha) czy nie chce, np. ze strachu? To ma związek z tajemniczym Ryanem Wsleyem?
"Mam cycki" to świetna odpowiedź na wszystko;d tak jak "spierdalaj" xd
Heeej, Shee .. nie zabijaj, ale odkryłam, że "do widzenia" piszemy osobno;d
A tak ogólnie to wow. Świetnie opisane relacje, Sasuke jak i Sakura są tacy prawdziwi. Bo, w końcu, ciężko sobie wyobrazić rozmowę dwóch osób, skazanych na siebie, a przy okazji posiadających takie charaktery.. Hiro, też swoje zrobił;d
Intryguje mnie Sakura, jej tajemniczym zachowaniem (komuś coś siada na psychice xd), na złość chłopaka, czy krzyki lub na tego Ryana. Co się jej przydarzyło? W jaki sposób się o tym dowiemy?
Weny, weny, weny życzę :*
Nami
Tak, tak, tak! Mężczyźni cali na czarno <3
UsuńWszyscy od dzisiaj chcą być stojni B|
Hyhyhy. Nami Detektyw coś wywęszyła. Nie może, a może nie chce? ;>
"Mam cycki" - nie mogłam się powstrzymać xD
Nie zabiję, a pochwalę B| Poprawię :3
Z Hiro jestem wyjątkowo dumna, mogę się przyznać xd
Haruno jeszcze wam pokaże na co ją stać B|
"Co się jej przydarzyło? W jaki sposób się o tym dowiemy? " - niczym zapowiedź kolejnego odcinka Mody na Suknie XD
Baj! <3
Swietny! Czekam na kolejne! :3
OdpowiedzUsuńDziękuję ;D
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńWybacz, że komentuje tak późno, ale moja wena na komentarze gdzieś znikła, a ja nawet nie wiem gdzie jej szukać ;__________;
Dialogi Sasuke i Sakury rozwalają system! Jak jedno próbuje być miłe, to drugie robi się podejrzliwe. Uwielbiam!
Dosłowność Kurenai też tak bardzo mnie powala. Ogólnie wszystko jest powalające! Wybielony murzyn! Love, love, love!
Ha i muszę Ci powiedzieć, że mnie zaskoczyłaś! Tata chłopaka jest sławnym aktorem?! Super ekstra przystojnym sławnym aktorem o wysokich kościach policzkowych i szarych oczach?! Myśli Sakury były jak najbardziej słuszne :D Bierz mnie, bierz mnie xd
Ach, wiedziałam, że o czymś zapomniałam (czytałam rozdział w końcu dosyć dawno xd). Rysujący Sasuke. Rysujący Sasuke, który rysuje SAKURĘ. Najlepiej na świecie. Sasuke artysta! Chcę zobaczyć go w berecie! Choć to bardziej do malarzy pasuje... Ale i tak chcę :D
Pozdrawiam i weny i rozdział następny chcę! ;_____;
Ohayoł!
UsuńZniknęła, ale jak widać wróciła. Lubię to B|
Honey, honey. Gdzie tu jest Kurenai? xD Wybielony murzyn - to postać mojego znajomego, który niestety jest zagorzałym rasistą XD
Tak, tak, tak! To jedno z wcieleń Grey'a stąpające po tej ziemi! Bierz mnie :>
Okej, jakoś wspomnę o tym berecie XD
Da się zrobić :3
Bye!
Matko, matko, co się ze mną dzieje. Na blogu o Anko też napisałam o Kurenai ;__; Jakaś schiza na to ;______; Bedzie beret <3
UsuńŚwietne poczucie humoru, dzięki któremu znowu się śmiałam, na co mój brat skomentował "Jezus..." mama nie miała co komentować, bo jej nie było w domu :D Świetna sytuacja w samolocie :D Ummmm coś czuję, że te opowiadanie dopiero prezentuje nam swoje prawdziwe oblicze :D mam swoje domysły i sugestie, ale na razie zachowam je dla siebie :D pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOhayoł :3
UsuńPozdrów brata XD
Karuzela dopiero się rozkręca - hehe.
Dziękuję za komentarz ;D
A jak się rozkręci to zapewne powali nas z nóg :D Na to czekam :D
Usuń