8 lutego 2014

IV

Każdy człowiek chce być kochanym. 
To pragnienie popycha nas do najgorszego.
~Jodi Picoult
Sasuke
- Pora wstać, koniom wody dać! - Otworzyłem oczy, lecz głowa chybotała mi się na boki, przez co doprawdy mało widziałem.
- To ty się nim zajmij, a ja was tu zamknę. - Jakiś męski głos przebił się przez szumy w mojej głowie, a ja podparłem się o ścianę i uniosłem do góry.
- Spoko! O, księżniczka się budzi! - Skierowałem swój wzrok na kobietę, która stała przede mną. Boże, chroń. Dyara nie rób mi tego…
- Zamilcz - wycharczałem, siadając na sedesie.
- Ani mi się śni! - krzyknęła nad moim uchem, a ja poczułem pulsujący ból. Tak. Do szczęścia brakowało mi tylko kaca.
- Dyara…
- Słuchaj, Uchiha. - Była ubrana cała na czarno, a w ręce miała jakąś mini wersję bata. Chodziła wte i wewte, a stukot jej obcasów całkowicie rekompensował brak dźwięku werbla, który wpędziłby mnie jedynie w większą depresję. - Nawaliłeś się w trupa! - Strzeliła tym batem, a w powietrzu rozszedł się ten charakterystyczny dźwięk.
- Od razu w trupa - fuknąłem, przecierając twarz.
- Właśnie, że w trupa! - krzyknęła, ponownie strzelając. - Dobrze, że jej chociaż nie obrzygałeś! - Kami, jakim cudem my wychowaliśmy się w jednym domu? - Nie wiem, jak odwdzięczysz się Itachiemu, że przekonał tą dziewczynę z sanepidu, żeby zostawiła swój numer telefonu, aby usłyszeć twoje przeprosiny.
- Że co? Że kto? - wstałem, wyciągając się.
- Dziewczyna, która wczoraj cię tu przyniosła. Uczepiłeś się jej jak... - Zapatrzyła się w sufit. - W sumie, żadne porównanie nie przychodzi mi na myśl, ale bardzo.
- Serio? - Plasnąłem się w czoło. A Utakata mówił: nie pij.
- Tak! - I znów strzeliła. - Do tego. - Zbliżyła się. - Wybraliśmy ci już dziewoję. - Ponownie zaczęła się przechadzać, co przyprawiało mnie o ciarki.
- Nie no, cudownie - sapnąłem, podchodząc do umywalki.
- No a jak. - Usiadła obok, na ladzie, a ja spojrzałem w lustro.
- Jak wygląda?
- Już ci tylko o wygląd chodzi! - syknęła. - Na starość robisz się… no, znowu zabrakło mi słowa. Ech - westchnęła - jeśli ja, twoja siostra, się przy tobie gubię, to co twoje potencjalne partnerki na mamuśkę muszą odstawiać?
- Niektóre rzeczywiście są zabawne - prychnąłem, ochlapawszy twarz zimną wodą, co otrzeźwiło mnie chociaż trochę.
- Gdy patrzę na ciebie, to budzi się we mnie litość - mruknęła, bawiąc się bacikiem.
- Skąd to masz? -  Wskazałem na jej zabawkę.
- Arthur lubi takie, to podwędziłam jedną dla efektu. - Puściła mi oczko i zeskoczyła na ziemię. - Czy czujesz się ogarnięty?
- W sensie? - Ruszyłem w stronę drzwi, lecz ona stanęła mi na drodze.
- W sensie, czy jesteś trzeźwy - rzuciła, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę - Choć pewnie nadal się chwiejesz...
- Mam tylko kaca. - Przepchnąłem się i otworzyłem drzwi.
- Jednak ich nie zamknął - mruknęła, mijając mnie. - Wiedz, że Itachi jednak ma sumienie.
- Oczywiście, że ma - sarknąłem - budzi w nim wyrzuty za swoje grzechy, a on sam pokutuje będąc z Sheeiren.
- Nie uderzę cię tylko dlatego, że jesteś pijany. - Po tych słowach trąciła mnie jedynie łokciem. Uch.
- Gdzie jesteśmy? - spytałem, przeczesując palcami włosy.
- Na twoim piętrze. Właśnie wyszliśmy z kibla - fuknęła - staczasz się. - Ruszyła w lewo.
- W którą stronę do mojego gabinetu? - mruknąłem.
- W prawo.
Więc ruszyłem na wyprawę ku kawie, którą zaraz niewątpliwie zrobi mi Akemi. Poznawałem już ten korytarz, więc bez problemu wszedłem do małego holu, gdzie znajdowało się stanowisko sekretarki.
- Podwójne espresso - mruknąłem, otwierając drzwi do gabinetu, lecz nikt mi nie odpowiedział. Rozejrzałem się dookoła. - Nikiro?
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałem za okno. Serio? Noc?
Wszedłem do środka i pierwsze co, to w oczy rzucił mi się zegar, a na nim godzina dwudziesta druga cztery. No wyśmienicie. W budynku nie było już pewnie nikogo, prócz mojego rodzeństwa i ochrony. Ale Akemi, no… Gdzie moja kawa?
Usiadłem na swoim fotelu i zapatrzyłem się na majaczące za oknem światełka przejeżdżających na dole aut.
Jutro o dziesiątej mam być na lotnisku razem z … W sumie, kim ona miała być?
Ale ja mam cudowne rodzeństwo. Dyara zabrała zły bacik, a dobry braciszek Itachi nigdzie mnie nie zamknął.
Podniosłem się i trzepnąłem się policzek, chcąc się otrząsnąć. Spojrzałem na okno i poczułem się jeszcze gorzej.
Dlaczego ta głowa tak boli?
Życie takie brutalne,* a tu trzeba jeszcze dotrzeć do domu i się spakować.
Ten weekend był beznadziejny.

Sakura
*kilka godzin wcześniej*
Itachi dość przerażającą siłą perswazji przekonał mnie, abym zostawiła mu swój numer telefonu, aby Sasuke mógł do mnie zadzwonić i osobiście przeprosić. Czy to oznaka tego, że Uchiha mają honor?
Odstawiłam Yui pod dom i jak najszybciej pojechałam do swojego. Napisałam Miku, żeby się nie martwiła i, że jestem w drodze. Ta sytuacja mi się nie podobała, a nawet zakrawała o te z brakiem happy endu. To po prostu przeczucie.
Zostawiłam megankę na parkingu i wbiegłam do bloku. Szybko pojawiłam się przy drzwiach i znalazłam się w mieszkaniu.
- Jestem! - krzyknęłam, lecz nikt mi nie odpowiedział, na co zmarszczyłam brwi. Zdjęłam marynarkę i buty, zostawiając wszystko w holu. Przeszłam korytarzem prosto do kuchni, bo tylko tam paliło się światło.
- Cześć, słońce. - Moja mama stała przy kuchence z zasmuconą miną i skrzyżowanymi ramionami na piersi.
- Cześć - mruknęłam niepewnie.
- Mamy problem - odezwała się Miku, która siedziała przy stole z głową na blacie.
- Mianowicie? - rzuciłam, podchodząc do lodówki.
- Mamo, możesz? - syknęła, a ja zatrzymałam się w pół kroku. Ona jest istotą raczej pokojową i nie kojarzę, aby kiedykolwiek odezwała się w ten sposób do Hayumi, czy to...
- Mogę - mama westchnęła, a ja wyjęłam z lodówki mleko, po czym nalałam sobie je do szklanki. - Bo, bo my mamy długi.
- Duże? - Wypiłam pierwszy łyk i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie zmieniało to faktu, że nadal byłam strasznie śpiąca.
- Bardzo duże. - Popatrzyłam na nią sceptycznie. - Błędy młodości. - Uniknęła mojego wzroku, spuszczając go na podłogę, a ja oparłam się plecami o blat.
- Nieobliczalne! - Miku uniosła się, wyrzucając gniewnie ręce do góry. - Tak wielkie, że aż mnie sprzedali!
- Słucham? - O mało co nie zakrztusiłam się mlekiem.
- Zadłużyli się u jakiegoś biznesmena i w zamian za spłatę długów, ja mam jechać jutro na jakieś mega ważne spotkanie, jako osoba towarzysząca!
- Przecież jutro masz… - Popatrzyłam na nią. - O, kurwa - wyrwało mi się.
- No właśnie! - Usiadła, a łzy wściekłości spłynęły po jej policzkach. Czułam się okropnie widząc ją w takim stanie. Od miesiąca, od kiedy dostała propozycję tej sesji, gadała o niej jak najęta, aż powiedziałam, żeby się ogarnęła, przez co ostatnie kilka dni mogłam nazwać wolnymi od jej trajkotania.
- Córeczko, przecież wiesz, że gdybym mogła, to nie skazywałabym cię na to. - Popatrzyłam na mamę i to, jak bolało ją serce. Zawsze miałyśmy w niej oparcie, a dziś… jej pozycja chyba trochę obumarła.
Odstawiłam szklankę na blat i spojrzałam się za okno. Cholera. Czułam, że było za miło.
- Ile wynosi zadłużenie? - mruknęłam, a Miku uniosła głowę.
- No, mamo! Pochwal się!
- Wartość naszego mieszkania…
- Słucham?! - Nasze “mieszkanie” to duży dom w bogatej dzielnicy, gdzie jeżdżą porshe i jaguary, gdzie większość mieszkańców ma służbę i ogromne korporacje.
- I pieniądze, za które otworzyliśmy firmę...
- Przecież to są niewyobrażalne sumy! - Uniosłam ręce do góry. Nie wierzę, że moi rodzice mogli być tak głupi!
- Wiem, ale nie mieliśmy innego wyjścia. - Mama spuściła głowę. - Jak otworzyliśmy firmę byłyście małe, a my młodzi i … trochę szaleni. - Potarła czoło nadal skruszona.
- Szaleni, powiadasz? - fuknęłam, widząc minę Miku. Całe życie czekała na jutrzejszy dzień. Nie mogła go stracić. - W jaki sposób, wyjaśnij mi, jedna wycieczka ma spłacić tak ogromny dług?
- Nie wiem Sakura, ale dostaliśmy takie ultimatum, że albo jedna z naszych córek pojedzie, albo właściciel konfiskuje dom i firmę. Wiesz… - westchnęła - dla niego te pieniądze, to jak dla nas równowartość jednego śniadania. Rozumiesz?
Po tych słowach w pokoju zapadło milczenie.
- Dlaczego akurat nasza rodzina ma spłacić ten cholerny dług w ten sposób? - szepnęłam, bawiąc się łańcuszkiem, zawieszonym na mojej szyi.
- Miku jest modelką i to już dość znaną - mruknęła - więc firma ma gwarancję, że partnerka będzie odpowiednia dla ich przedstawiciela.
- Jestem wynajmowana! - Miku wstała, a ramiona drżały jej z bezsilności. - Jak dziwka! Jak tania dziwka!
- Haruno Miku! - Ton mojej mamy stał się ostrzejszy, a jej spojrzenie nie było już skruszone.
- Ja pojadę - mruknęłam pod wpływem impulsu, starając się wyglądać na beztroską.
- Zrobisz to dla mnie? - Moja siostra wyglądała jak rozbitek skazany na śmierć, który właśnie został uratowany przez luksusowy jacht, na co prychnęłam.
- Jasne, że tak.
- Nie możesz - Hayumi zaoponowała, zagryzając wargę.
- Niby dlaczego? - fuknęłam.
Moja mama tego dnia zarobiła sobie u mnie ogromnego minusa. Dlaczego akurat Miku musiała jechać? Byłam starsza, ale nie aż tak, żeby nie pasować do jakiegoś bogatego gogusia, nawet młodszego. To, że często chodzę w spodniach garniturowych, koszulach i marynarkach, mając spięte włosy, nie znaczy, że na widok mnie w sukience lustra zaczynają pękać, no szanujmy się.
- Sakura, przecież ty pracujesz. - Hayumi oparła ręce na biodrach, patrząc na mnie wzrokiem zbolałym, ale również nieugiętym. - Starasz się o awans. Wiesz jak wzrośnie twoja pensja?
- Walić awans, mamo! - Nie mogłam w to uwierzyć. Chciała zaprzepaścić szansę mojej siostry “od tak”. Tak bardzo zależy jej na pieniądzach? - To jest życiowa szansa Miku, nie moja - warknęłam zirytowana - to, że nie jestem modelką, nie znaczy, że splamię wizerunek jakiegoś pieprzonego biznesmena!
- Nie - ucięła i wzięła torebkę, po czym zwróciła się do Miku. - Wybacz, kochanie. Dorosłe życie polega na podejmowaniu ciężkich decyzji. - Odepchnęła się od szafki i wyszła z kuchni. Później usłyszałyśmy jedynie trzask zamykanych drzwi wejściowych.
- Miku - mruknęłam pocieszająco, podchodząc do niej. Usiadłam na krześle obok i wzięłam jej dłonie w swoje.
- Co? - Podniosła na mnie swoje zapłakane oczy, a we mnie coś się ruszyło. Czułam, że nie mogłam tego tak zostawić.
- Pojadę za ciebie - powiedziałam, dając jej pstryczka w nos.
- To niemożliwe. - Pokręciła głową. - Słyszałaś, co powiedziała mama.
- Nazywam się Haruno. - Uniosłam podbródek. - To do czegoś zobowiązuje. - Udałam cholernie dumną ze swojego nazwiska, a ona roześmiała się.
- Właśnie, to do czegoś zobowiązuje - odparła smutno - pojadę. Może nie będzie starym, cynicznym dziadem.
- Powiedziałam to w innym kontekście. - Zmarszczyłam brwi. - Pojadę, damy radę. - Puściłam jej oczko.
- A, a twój awans? - Przetarła oczy, patrząc na mnie cała rozmazana, przez co spokojnie mogłam przyrównać ją do pandy.
- Nie bój żaby - powiedziałam z uśmiechem, tak na prawdę strasznie zawiedziona.
To, to też była moja szansa. Yui opowiadała mi, że szef jeszcze nigdy nie zaproponował awansu osobie z tak krótkim stażem. Ale cóż. Jeśli mam wybierać karierę Miku w modelingu, a swoją w firmie kontrolującej jakość przedsiębiorstw, to mój wybór chyba jest dość prosty.
- A mama?
- Załatwię to. - Skończyłam mówić to zdanie, a Miku złapała mnie za szyję i mocno przytuliła.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - powtarzała, a ja również przyciągnęłam ją do siebie. - Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Zrób świetne zdjęcia - powiedziałam, a ona znów roześmiała się. - Naprawdę dziękuję.
- Od czego ma się starsze siostry? - Puściłam jej oczko i wstałam, zabierając torebkę - Kim on w ogóle jest? - spytałam, szukając wzrokiem jabłka. Ja je już gdzieś dzisiaj widziałam…
- Yyy, nawet nie wiem. - Ponownie dziś uderzyła czołem o blat. - Przerwałam jej w momencie, że jutro o dziesiątej mam być na głównym lotnisku na hali odlotów spakowana na co najmniej tydzień, bo wyruszam w podróż z… - Uniosła głowę. - I w tym momencie weszła moja kwestia: o czym ty mówisz?!
- Aha - skwitowałam i stanęłam. Westchnęłam, myśląc o rannej rozmowie z szefem. Nie będzie zadowolony.
- Pomóc ci się spakować? - Starała się być miła, ale widziałam, że w głębi serca była strasznie szczęśliwa, a ja nie chciałam psuć jej nastroju. Ktoś na pewno kiedyś zdąży to zrobić.
- Nie, dzięki - mruknęłam, uśmiechając się lekko. - Gdzie dziewczyny?
- Na jakiejś podwójnej randce. - Uniosłam jedną brew do góry. - Nie pytaj. - Machnęła ręką, odrzucając głowę na bok.
- O-okej - jęknęłam, gdyż już czułam te nocne rozmowy pod tytułem “hot dates”. Ziewnęłam.
- Idź odpocznij, potem się spakujesz - powiedziała potulnie, a ja skinęłam i ruszyłam do swojego pokoju.
Byłam zbyt zmęczona, żeby się wściekać. Zbyt zmęczona, żeby myśleć, że moi rodzice sprzedali mnie jak towar, aby spłacić swoje długi. Miałam to gdzieś, chciałam tylko spać.
Nastawiłam budzik na piątą rano i w ciuchach rzuciłam się na łóżko.
Jutro będę zastanawiać się nad pakowaniem, rozmową z szefem, przechytrzeniem mamy i jednoczesną złością na nią oraz prezesem jakiejś zasranej firmy, który o mało co nie zniszczył kariery mojej siostry.
Zamknęłam oczy i momentalnie czułam jak odpływam.
Sayonara, Tokio.
Jutro będziemy musieli się rozstać.

*Następny dzień*
Brrr. Brrr.
Zaczęłam ręką obmacywać szafkę nocną, na której powinien leżeć mój telefon.
Brrr. Brrr.
Wibracje były włączone, przez co po moim pokoju zaczęły rozchodzić się dziwne dźwięk. Nooo, gdzie to jest?
Brrr. Brrr
Co za irytujące urządzenie.
Usiadłam i przetarłam oczy. Sięgnęłam po ten piekielny wynalazek ludzkości i zdziwiłam się, gdyż nie był to mój budzik, mimo tego, że zegar wskazywał dokładnie godzinę piątą rano.
Skupiłam wzrok na ekranie, gdzie pokazało mi się:
“Numer zastrzeżony”.
Rzuciłam telefon na łóżko i wstałam. Westchnęłam przypomniawszy sobie, co wczoraj zrobiłam. Zachciało mi się zabawy w pieprzoną bohaterkę. Życie egoisty jest łatwiejsze, a posiadanie siostry uniemożliwia mi ten styl życia. To deprymujące.
Telefon przestał dzwonić, a ja zaczęłam się rozbierać. Gdy zostałam już w samej bieliźnie, wibracje ponownie się odezwały. Kto dzwonił do mnie o tak nieludzkiej godzinie?
W paskudnym nastroju wzięłam telefon do ręki i warknęłam, odbierając.
- Czego?
- Prosimy zaczekać na połączenie. - Głos automatu dobiegł do mojego ucha, a ja sama przez chwilę stałam w szoku. Czy ci ludzie z obsługi nie mają już wstydu? Gdy już prawie nacisnęłam czerwoną słuchawkę, usłyszałam jakieś trzaski.
- Co za cholerstwo…- syknęłam.
- Halo?! Halo?! - Ktoś po drugiej stronie linii zaczął się wydzierać, a ja byłam niczym istny wulkan, czy tykająca bomba. Była piąta rano, a ja niewyspana i nieźle wkurzona. Mój awans poszedł się kochać z moimi współpracownikami, jadę dzisiaj na jakąś pieprzoną wycieczkę - nawiasem mówiąc, nie wiem z kim i nawet gdzie - i wszystko się wali!
- Czego? - powtórzyłam, ruszając w stronę łazienki.
- Witamy, witamy! Mam na imię Joe! Pani Miku Haruno? - Piskliwy, męski głos doleciał do moich uszu, a moja irytacja w tym momencie… skakała tak wysoko, że o mało co nie dotknęła górnej granicy.
- Tak - odparłam, w ostatniej chwili gryząc się w język. Nadal grałam Miku, nie mogłam o tym zapomnieć.
- Tu biuro podróży Alfa Star, w czym mogę pomóc?
- Czy pan sobie kpi? - syknęłam, zamykając za sobą drzwi łazienki, uprzednio zapalając światło jedną ręką.
- No dobra, to był taki mały, hehe, żarcik. - Mężczyzna zaśmiał się sam do siebie, a ja właśnie zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nadal z nim rozmawiałam.
- Ma mi pan coś do powiedzenia? - Wyjęłam z szafki ręcznik i spojrzałam się na moje odbicie w lustrze. O mało nie krzyknęłam.
- Okej, okej. Easy, easy. - Miałam ogromną ochotę przywalić w to lustro czołem. Była piąta rano, do cholery! - Pani adres zamieszkania to Aleja Pędzących Krabów 5/12, Tokio?
- Tak. - Weszłam pod prysznic, siadając na murku wbudowanym w kabinę.
- Dziś o godzinie dziewiątej podjedzie pod pani dom czarna limuzyna z numerami 9669 i zawiezie panią na lotnisko, a następnie *pszthr* ja osobiście poprowadzę panią dalej. Mam nadzieję, że *pszthr* *pszthr* nic *pszthr* pani. - Rozłączyłam się. Ważne informacje zostały mi przekazane, a irytujące trzaski wcale nie pomagały mi się uspokoić.
Szybko się umyłam, chcąc zmyć z siebie również ciężar ostatnich dni. Były co najmniej dziwne, a ja musiałam o nich zapomnieć, aby właśnie nastroić się na spotkanie z nieznajomym biznesmenem. Jeśli będziemy podróżować samolotem, nie będę miała kontaktu ani z dziewczynami, ani z rodzicami, a tym bardziej połączenia z internetem, aby sprawdzić, czy taki sposób spłacenia długów jest w ogóle legalny.
Wyszłam z kabiny i zaczęłam suszyć włosy. Sięgały mi za łopatki, a gdyby nie ta akcja na drugim roku, mogłabym mieć je nawet do pasa. Westchnęłam, rozczesując je co jakiś czas. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze i poczęłam się zastanawiać, kim będzie mój towarzysz. Przyznam się, że jest jednak coś w tej wyprawie, co mnie cieszy. Wyjadę z Tokio, poznam nowych ludzi, a rutyna mojego życia ulegnie zniszczeniu. Może tego potrzebuję? Mam dwadzieścia siedem lat, to nie jest jeszcze wiek, aby kupić dom na wsi i siedzieć tam do końca swoich dni.
Mruczałam pod nosem zasłyszaną wczoraj w radiu piosenkę. Nie pamiętałam jej tytułu, a słów tym bardziej, przez co do dyspozycji pozostała mi jedynie melodia. Kompletnie mi to jednak nie przeszkadzało. W ręczniku przeszłam do pokoju.  Mijając kuchnię zobaczyłam w niej Miku, która krzątała się przy kuchence podrygując do tylko sobie znanego rytmu. Zmarszczyłam brwi, nadal nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
Ubrałam się w dresy i wyciągnęłam z dna szafy walizkę. Zapakowałam w nią sporo eleganckich ubrań, a w tym kilka sukienek. Złapałam się za głowę. Jeśli to będzie jakieś zebranie, to muszę tam wyglądać jak człowiek, prawda? Zrezygnowana schowałam swój ulubiony t-shirt ze smokiem z powrotem do szuflady. Założyłam ręce na piersi i po chwili głębszego zastanowienia wrzuciłam go jednak do walizki. Przecież nikt nie będzie mnie podglądał, gdy będę w piżamie.
W środku znalazły się jeszcze różne kosmetyki, ręcznik, klapki, szpilki i moje ukochane trampki, które były ze mną dosłownie wszędzie. Będę mogła wyjść pobiegać, co nie? Muszę jakoś trzymać formę. No tak! Jeszcze dresy!
Koło godziny siódmej byłam plus minus zapakowana. Ze sporymi problemami wytachałam walizkę na korytarz, a sama poszłam do łazienki, aby się umalować. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia telefon w mojej kieszeni odezwał się.
- Kogo to obchodzi? - Głos króla Juliana, postaci z jednej z najlepszych jakie oglądałam animowanych bajek, dotarł do moich uszu. Zamknęłam za sobą drzwi, odblokowując ekran.
Chodź do kuchni, śniadanie czeka ;)
Miku
Westchnęłam i zaczęłam się malować. Nie mogła mi tego powiedzieć? Ech.
Po dziesięciu minutach wyszłam i z głową pełną różnorakich myśli skierowałam się do kuchni.
- Niespodzianka! - Miku z miną zwycięzcy stała przy stole, a Daishi i Arya patrzyły na nią z lekką litością.
- Yyy, że co? - spytałam, wchodząc do środka.
- Przecież to jest ciężkie. - Daishi przewróciła oczami. - Przy takiej wadze wiesz, ile będzie musiała zapłacić za przelot?
- Cicho. - Siostra skarciła ją. - Z tego co napisała mama wywnioskowałam, że to ta firma za wszystko płaci.
- Mama coś ci wysłała? - mruknęłam, zaglądając do torby w której było praktycznie wszystko. Od kotletów, po sushi i naleśniki.
- Tak, patrz. - Podała mi telefon, a ja odczytałam sms.
Córeczko, nie dam rady już dziś się z tobą spotkać, a tak chciałam cię osobiście dopilnować. Pamiętaj, żeby zachowywać się kulturalnie. Od tego wyjazdu zależy nasza przyszłość, Mikuś. Firma pokryje wszelkie koszty związane z podróżą, jak i zakwaterowaniem. Sprawy ubezpieczenia również są załatwione. Dostaliśmy dokument na którym widnieje zaświadczenie, że podczas wyjazdu nic nie może ci się stać. Nie masz się o co martwić ;) Na lotnisku będzie czekał na ciebie preze…
- Czemu to słowo jest niedokończone? - rzuciłam, odstawiając torbę na ziemię.
- Coś się dzieje z siecią. - Skrzywiła się. - Drugi sms nie doszedł, a mama nie odbiera.
- Kuso - przeklęłam pod nosem. Może chociaż poznałabym nazwisko tego biznesmena.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję - powiedziała Miku, drapiąc się po karku. Ach, jak ja kocham te niezręczne momenty.
- Okej, skończmy tę łzawą scenkę. - Machnęłam ręką znużona. - Daj mi kawę i śniadanie, to będziemy kwita.
Zaraz wylądowała przede mną parująca kawa i omlet, który pochłonęłam z prędkością światła. Pogadałam chwilę z dziewczynami i poszłam do siebie sprawdzić, czy wszystko wzięłam.
Założyłam eleganckie, czarną spodnie, białą koszulę i wysokie buty do kompletu, podpinając wysoko włosy, po czym założyłam brązową perukę, która kolorem bardzo przypinała włosy Miku. Będę musiała przedstawić się jako ona, ech.
Wsiadając w megankę i kierując się do pracy wiedziałam, że to oszustwo i tak wyjdzie na jaw. Jednak jeśli wyjdzie dopiero w samolocie, ten prezes nie będzie miał już możliwości, żeby mnie oddelegować. Przynajmniej taką miałam nadzieję…
Rozmowa w pracy nie poszła mi najlepiej. Szef wyraził swą ogromną dezaprobatę na pomysł, który mu przedstawiłam, ale nie miał już nic do gadania. Musiałam wybierać między klęską mojej rodziny, a swojej kariery, więc ze spuszczoną głową słuchałam tego, co miał mi do powiedzenia, a nie było to miłe. W biurze spotkałam Yui, z którą się pożegnałam. To ona na czas mojej nieobecności miała zostać moim zastępcą, więc nie było tak źle, jak się spodziewałam.
Tak czy siak, zrezygnowana wróciłam do domu. Mój zapał do poznawania nowych ludzi i przeżywania przygód w wielkim świecie prysł jak bańka mydlana, a ja największą ochotę miałam na kolejny kubek gorącej kawy. Weszłam do domu, a moja walizka razem z torbą pełną jedzenia stały pod drzwiami. Odrzuciłam możliwość, że jadę na jakąś Alaskę, czy Syberię, więc wzięłam ubrania letnie. Jeśli to bogate prezesiątko tak szasta pieniędzmi, to spokojnie będzie mogło kupić mi jakąś kurtkę i buty. To ja w tym wszystkim jestem poszkodowana. Spojrzałam na zegarek, na którym widniała godzina ósma pięćdziesiąt dziewięć. No, Haruno. Idealnie.
- Proszę. - Miku pojawiła się przede mną z kubkiem termicznym pełnym … kawy!
- Tego mi było trzeba - mruknęłam, upijając pierwszy łyk. O Boże! Karmelowa!
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziała zawstydzona.
- Nie dziękuj, tylko idź odespać ten szalony ranek w kuchni. - Dałam jej pstryczka w nos. - Musisz jakoś wyglądać na tej sesji. - Od razu się rozpromieniła, a ja usłyszałam klakson. Uchyliłam drzwi, a ze zdziwienia, aż otworzyłam szeroko buzię.
- Tu biuro podróży Alfa Star! Z nami pojedziesz aż na koniec świata! - Przed ogromną czarną limuzyną stał mężczyzna, którego głos od razu poznałam. Chryste Panie, to Joe…
- Yyy…
- Pani, Haruno! - Wzrostem sięgał mi może do ramienia, a ja doprawdy akurat centymetrami nie grzeszyłam. - Zapraszamy do środka! Wszystkimi bagażami się zajmę!
W holu pojawiły się dziewczyny, które uściskałam na pożegnanie.
- Spokojnie, spokojnie. - Pokazałam im język, udając radosną. - Przecież wrócę.
- Mamy nadzieję. - Ruszyłam w stronę auta, a Joe z moją ogromną walizką na plecach zataczał się na chodniku, jakby dopiero właśnie skończył pić entą kolejkę.
- Trzymajcie się! - Machnęłam ręką, otwierając drzwi.
- To ty też się nie puszczaj! - Rzuciła Arya, na co wybuchnęłam śmiechem, a one razem ze mną.
- Bye!
Drzwi się za mną zamknęły, a przyciemnione szyby chroniły moje oczy przed promykami słońca, które właśnie wyszło zza chmur. Westchnęłam, sprawdzając czy wzięłam telefon. Gdy poczułam znajomy ciężar w kieszeni spodni uspokoiłam się i zamknęłam oczy. Sakura, przestań, nie bądź dzieckiem. Przecież oni cię wcale nie porwią, nie zgwałcą i nie zamordują.
Limuzyna ruszyła.
- Witamy. - Irytujący głos Joe otoczył mnie ze wszystkich stron, a ja wygodniej rozparłam się na czarnej skórzanej kanapie.
- Cześć - mruknęłam, przesuwając cienką kotarę, za którą znajdował się… stolik barowy i jeszcze więcej kanap! - Ło kurwa… - wymsknęło mi się, przez co szybko zasłoniłam usta dłonią.
- Ojej! Takiej reakcji jeszcze nie słyszeliśmy! - Uniosłam jedną brew do góry, zastanawiając się, dlaczego ten karzełek mówił o sobie w liczbie mnogiej.
- Może to trochę nie w temat - mruknęłam - ale jak nazywa się prezes, któremu mam towarzyszyć?
- To pani nie wie? - Mały ekranik wysunął się z podłogi, a ja podskoczyłam. Niewyjściowa twarz Joe pojawiła mi się przed oczami, a do prawdy nie był to ciekawy widok.
- Najwidoczniej nie - fuknęłam, ziewając i upijając kolejny łyk kawy.
- To pani nie powiem, hehe. - Zaśmiał się, a auto skręciło, przez co o mało nie polałam się kawą.
- Powiedz mi natychmiast! - warknęłam. Jakiś karzełek miał mnie  w garści. Wrrr.
- Jest wysoki, młody, przystojny. - Zaczął wyliczać, cały czas koncentrując się na jeździe. - Nawet cholernie przystojny i obrzydliwie bogaty. - Dodał śpiewnie, a ja popatrzyłam na niego sceptycznie.
- Wolisz chłopców?
- Żeby życie miał smaczek, raz dziewczynka raz chłopaczek!
Uśmiechnęłam się lekko, czując, że będzie to ciekawy wyjazd. Rozparłam się na kanapie. Może nie będzie tak źle?
Po chwili z głośników popłynęła melodyjka rodem z wesołego miasteczka. Popatrzyłam na ekranik, gdzie Joe tańczył przejęty, nadal jednak kierując pojazdem.
- Na co ja się skazałam…- mruknęłam, zamykając oczy. Życie takie brutalnie, a powieki takie ciężkie...
- Pani Haruno! - Ocknęłam się, gdyż najwyraźniej musiałam przysnąć.
- No?
- Proszę pójść do hali odlotów. Tam będzie czekała na panią moja siostra z tabliczką z pani nazwiskiem. Możliwe, że prezes również już jest. - Zaczął unosić jedną brew, chcąc wzbudzić we mnie ciekawość. - Zajmę się pani bagażami.
- Dobra, dobra - mruknęłam i wysiadłam. Przeszły mnie ciarki, bo na dworze zrobiło się zimniej, więc jak najszybciej weszłam do olbrzymiego budynku.
Powitał mnie przejrzysty hol, lecz byłam na tyle niewyspana, że kompletnie nie zachwycałam się nowoczesnym wystrojem lotniska. Gdy tylko w oczy rzuciła mi się tabliczka z napisem “hala odlotów” skierowałam się dokładnie w tę stronę. Minęłam mnóstwo ludzi. Każdy spieszył się w swoją stronę, często mnie trącając, czy przepychając, co tylko bardziej mnie denerwowało.
“Hala odlotów” była coraz bliżej mnie, a ja westchnęłam z ulgą, gdy przekroczyłam jej próg. Rozglądałam się wokoło, lecz nigdzie nie widziałam tabliczki z własnym nazwiskiem.
Minęłam zakręt, przechodząc w korytarz, a moim oczom ukazała się szukana osoba. Dziewczyna była młoda i … tak samo niska jak jej brat. Poczęłam iść w jej stronę, a ona na mój widok zaczęła machać ręką. Obok niej schylał się mężczyzna, któremu najwyraźniej coś upadło. Skupiłam na nim swój wzrok, gdy wstał, lecz nadal stał do mnie tyłem. Odwrócił się, a ja schowałam się w pierwszej lepszej wnęce. Proszę, tylko nie to…
Wychyliłam się delikatnie, aby zobaczyć jak karzełkowata kobieta szuka mnie wzrokiem, a obok niej stoi…
Nie… Westchnęłam.
Każdy tylko nie ty, Uchiha.
Sasuke
*Kilka godzin wcześniej*
Kac morderca nie ma serca.
Moje motto za czasów studiów ponownie znalazło swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, gdy o ósmej rano obudził mnie budzik. Byłem niespakowany, niewyspany i głodny. Jedyne o czym marzyłem to dalsze spanie, ale…
- Witaj, braciszku. - Odwróciłem głowę w lewo, gdzie stał Itachi z rękoma założonymi na piersi, ubrany tak jak zawsze w nienagannie wyprasowany garnitur bez oznak jakiegokolwiek zmęczenia na twarzy. Pedant.
- Dobranoc - mruknąłem, decydując się na jeszcze kilka minut drzemki. Przecież w niczym mi to nie zaszkodzi.
- Wstawaj, szczylu - warknął, podwijając wszystkie rolety, na co ja usiadłem.
Kurwa.
Jak wrócę to pierwsze co, to robię remont. Każę zamontować je tu na stałe, ale najlepiej zamuruję te pieprzone okna.
- Wal się, dobra? - fuknąłem, łapiąc się za głowę.
- Nie - odparł, otwierając jedno okno na oścież, a mi momentalnie zrobiło się zimno.
- Dobra, wstaję. - Zirytowany zrobiłem tak, jak powiedziałem, kierując się do toalety.
- Ty się tu pindruj, a ja czekam w salonie. Masz niecałą godzinę - rzucił i wyszedł. Popatrzyłem, jak zamykał za sobą drzwi i oparłem się głową o zimną ścianę, która chociaż przez chwilę koiła ból. Przysnąłem o mało co nie budząc się na podłodze. Uderzyłem jednak nogą o kant szafki, przez co zacząłem soczyście przeklinać pod nosem.
Mimo fatalnego humoru szybko się spakowałem, zostawiając w pokoju kompletny burdel. Doszedłem do wniosku, że po drodze zadzwonię do jakiejś firmy sprzątającej. I po problemie! Poprawiłem krawat i wziąwszy walizkę wyszedłem z sypialni. W korytarzu usłyszałem jakieś dziwne dźwięki, więc czym prędzej skierowałem się do salonu, gdzie…
Itachi grał na moim xboxie, namiętnie wczuwając się w grę.
- A masz, ty cipo - syknął w skupieniu, wyciągając lekko język raz powalając boksera na ziemię. Rzuciłem okiem na pudełko. Oho, Tekken. Mój braciszek wziął się za grę stulecia. - Lewy, prawy, low. O tak! - Oparłem się o futrynę ubawiony.
- Aż tak cię Shee wytresowała? - mruknąłem, wchodząc do środka, tym samym ujawniając swoją obecność.
- Nie - odparł jakby nigdy nic, nie przerywając gry.
- Jasne, jasne.
- Pokazała mi kilka chwytów z tego swojego Oyama Karate, a ja jej kilka z Muai Thai. - Spojrzał się na mnie. - Tresujemy się nawzajem.
I w tym momencie w jego wypowiedzi wyczułem podwójne dno.
Dziesięć minut później siedzieliśmy już w czarnym bmw zamówionym przez Madarę. Za kierownicą siedziała jakaś karłowata babeczka, bez przerwy mieląca tym swoim jęzorem na prawo i lewo, co mnie strasznie denerwowało. Napisałem smsy do Utakaty i Gaary. Wiedzieli już wcześniej, że będę musiał opuścić Tokio, więc była to tylko formalność. Gdybyśmy się spotkali, to oni określiliby to raczej “Imprezą pożegnalną singielstwa Uchihy”, a tego wolałem uniknąć.
Tak czy siak w ciszy dojechaliśmy na lotnisko, a mój brzuch zaczął wydawać dość osobliwe dźwięki, jednoznacznie mówiące mi, że czas coś zjeść. Ten nudny budynek zwiedzałem już tak wiele razy, że już dawno przestał mnie zachwycać. Szedłem za Itachim i Ooneą, skupiając się tylko na tym, żeby nie zgubić jego pleców. Walizka wydawała mi się ciężka, a powieki jeszcze bardziej. W pewnym momencie mój brat się zatrzymał, a ja wpadłem wprost na niego.
- Co, gdzie, jak? - Zacząłem się rozglądać, na co on puknął mnie dwoma palcami w czoło. Boże, jak ja tego nie lubię.
- Idę do wc, a ty tu grzecznie poczekasz z Ooneą na swoją dziewoję, dobrze? - Potaknąłem z przywyczajenia, a oczy ponownie mi się zamknęły.
- Panie Sasuke, proszę do mnie! - Kobieta zawołała mnie, a ja westchnąłem i podszedłem do niej, zwracając uwagę na dużą tabliczkę trzymaną w ręce.
- Może się pani do mnie odwrócić? - mruknąłem zainteresowany.
- Oczywiście - odpowiedziała i… aż złapałem się ręką za parapet, aby nie upaść. - Wszystko w porządku? - spytała przejęta, kiedy mój mózg gorączkowo pracował.
- Czy tu jest napisane: Haruno?
- Tak, czytać pan nie umie?
Miku, Miku, Miku.
Lepiej trafić nie mogłem.
Z wrażenia paczka gum, którą trzymałem w ręce upadła, przez co musiałem się schylić. Los nareszcie się do mnie uśmiechnął!
- O! Chyba jest! - krzyknęła, Oonea, wskazując palcem w stronę ogromnego tłumu. Oparłem się łokciem o parapet, starając się zrelaksować. Nie dość, że laska to jeszcze jaka. Brązowa czupryna pokazała się na horyzoncie, a ja odetchnąłem. Rzeczywiście, lepiej chyba trafić nie mogłem.
- Cześć Miku - powiedziałem, gdy dziewczyna stanęła obok. Otaksowałem ją wzrokiem i … coś mi nie pasowało.
- Cześć Sasuke. - Wyraźnie siliła się na miły ton, starając się grać rozluźnioną. Miała jakiś inny, wyższy głos. Ponownie się jej przyjrzałem i stwierdziłem, że coś było nie w porządku.
- Mój brat nie sprawiał problemów? - Oodea doskoczyła do niej i ucałowała w dwa poliki, a ona całą siłą woli starała się nie wybuchnąć.
- Jest dość - zamilkła szukając odpowiedniego określenia - specyficzny. W tym momencie pracownica biura podróży rozgadała się na temat Joe, a ja intensywnie przyglądałem się Miku. Wydawało mi się, że była wyższa. Teraz sięgała mi zaledwie do brody, a jej oczy nie były już tak przyjazne innym jak wcześniej, lecz ciskające gromami na każde słowo, wypowiedziane w stronę ich właścicielki. Spuściłem wzrok i zauważyłem, że normalnie była jeszcze niższa, gdyż teraz miała na sobie wysokie obcasy, aby optycznie wydłużyć szczupłe nogi. Czyżby Miku miała kompleksy?
- Lot numer 2559 zostaje przyśpieszony z przyczyny blokowania pasa. Wszystkich pasażerów tego prywatnego samolotu prosimy o jak najszybsze przetransportowanie się do samolotu. Sytuacja jest nadzwyczajna, kontrola odbędzie się w powietrzu.
- O Boże! - Oodea złapała się za głowę, a ja oderwałem wzrok od dziewczyny. - To nasz lot!
- Jestem już, jestem! - Joe pojawił się obok nas, niespodziewanie wychodząc z tłumu. - Cześć Oodea. Witaj, Sasuke-sama.
- Musimy się spieszyć! Lot nam przyspieszyli! - Po  tym krótkim ogłoszeniu na lotnisku zrobił się jeszcze większy zamęt niż wcześniej. Miku wyglądała na zirytowaną i niewyspaną, a Oodea właśnie chciała wyjść z siebie i stanąć obok. Ech, baby.
- Chwila! - Joe krzyknął, choć i tak słabo było go słychać w tym hałasie. - Przyniosłem dopiero tę białą torbę! Jeszcze pani walizka!
- Pasażerowie lotu 2559. Samolot startuje za pięć minut z pasa numer dziewięć.
- To są chyba jakieś żarty - warknęła Haruno, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Czyżby miała jakiś charakterek w tej swojej wymodelowanej główce?
- Sasuke! - Odwróciłem się, aby zobaczyć, jak Itachi biegnie w naszą stronę. Cholera, myślałem, że nie zdąży. Miku na jego widok odwróciła się bokiem, a Oodea złapała mnie za ramię. - Natychmiast macie biec na pas numer dziewięć!
- Nie jestem głuchy, idę, idę - mruknąłem, podnosząc walizkę.
- Uchiha Itachi - przywitał się z Miku, szybkim skinieniem głowy.
- Nigdzie nie jadę. - Mój brat zamknął swą jadaczkę, gdyż najwyraźniej miał ochotę coś powiedzieć, ale Haruno mu to udaremniła.
- Słucham?
- Nie mam mojej walizki - syknęła, mrużąc swe zielone oczy. Kurde, czy one wcześniej na pewno były zielone?
- Sasuke wszystko ci kupi. - Na jego słowa  otworzyłem szeroko oczy. No i co? Może jeszcze frytki do tego?
- Tak, tak! - krzyknęła Oodea. - A teraz szybko na pas!
- Cześć - rzuciłem do brata, chcąc mu pokazać, jak bardzo nie miałem ochoty nigdzie lecieć.
- Nigdzie nie jadę - powtórzyła Miku, a ja złapałem ją za rękę i pociągnąłem bez słowa w tłum ludzi. W drugiej ręce miałem walizkę, a ona jakąś białą torbę, która obijała jej się o nogi, więc nie było za wygodnie.
- Uchiha, ty skończony kretynie! - krzyknęła, gdy wbiegliśmy w tuman pchających się ku wyjściu ludzi. Zatrzymałem się, a ona uderzyła o moje plecy. Opuściłem wzrok, a na moich ustach błąkał się delikatny uśmiech satysfakcji, widząc ją tak zdenerwowaną.
- Nie jestem kretynem - mruknąłem, a jej oczy poszerzyły się. Po chwili znów pociągnąłem jej dłoń, a ona ruszyła za mną czy tego chciała, czy nie. Po jakiś może dwudziestu sekundach przepychania się, wydostaliśmy się na powietrze. Wtedy przyspieszyłem jeszcze bardziej, a ona puściła moją rękę.
- Mam obcasy! Nie będę biegła w amoku, jak zaganiana do uboju świnia! - Porównanie, które wypłynęło z jej ust było doprawdy dziwne, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, doszedłem do wniosku, że kolor zielony również może być zabójczy.
- Chodź. - Z całej siły powstrzymywałem się, aby nie powiedzieć: nie pierdol. Byłoby to niekulturalne, bardziej niż zwykle w stosunku do kobiety, a matka mojego dziecka musi być przecież traktowana z należytym szacunkiem.
- Zabiję - warknęła, gdy znów zaczęliśmy biec. Gdzieś za nami człapali Joe i Oodea, ale oni naprawdę do szczęścia nie byli mi potrzebni. Równie dobrze mogliby zostać w Tokio.
- Zobaczymy - mruknąłem pod nosem, gdy zatrzymaliśmy się przed schodami do średniej wielkości białego odrzutowca.
- Uch! - sapnęła, patrząc na swoje buty. Też spuściłem wzrok i zobaczyłem brak pewnego elementu jednego nakrycia jej stopy, a mianowicie jej części, który potocznie nazywany był obcasem. - To wszystko twoja wina! - Kipiała ze złości, a ja byłem szczerze ubawiony.
- W życiu zdarzają się gorsze problemy - odparłem sucho, nie pokazując po sobie rozbawienia oraz przepuszczając ją na schodach. Przez chwilę popatrzyła się na mnie zdziwiona, ale ruszyła pierwsza. Weszliśmy jako ostatni pasażerowie, gdyż w środku panował już tłok, a ciemnowłosa stewardessa w okularach odliczała ludzi. Staliśmy tak czekając aż skończy, a gdy to się stało zwróciła się do mnie.
- Panie Uchiha, brakuje nam dwojga pasażerów, a musimy startować. - Rozejrzałem się, lecz nigdzie nie widziałem Joe i Oodei, co mnie niezwykle uradowało.
- Więc startujmy - odparłem, korzystając z okazji, że Miku skupiła się na swojej białej torbie nie zauważając braku dwójki karłów.
- Tak jest - powiedziała Kira, z tego co przeczytałem na plakietce, a ja odetchnąłem.
- Proszę natychmiast usiąść na miejsca. Na chwilę obecną na jakiekolwiek. Gdy będziemy już w powietrzu, będziecie mogli państwo znaleźć swoje siedzenia, a my przeprowadzić.
Weszliśmy trochę głębiej, a klapa samolotu zamknęła się. Pociągnąłem Miku za rękę na pierwsze, wolne siedzenia, na które dziewczyna klapła z niekrytym oburzeniem. Niektórzy jeszcze stali, krzątając się w przejściu, a ja poczułem zapach jedzenia.
To był moment, kiedy poczułem, że muszę coś zjeść.

Sakura
Zamęt. Po prostu zamęt.
To było jedyne słowo, które potrafiło opisać to, co właśnie się ze mną działo.
Chciałaś Haruno zmian?! To masz aż nad to!
Siedziałam obok Sasuke, wbita w fotel przez startujący samolot. Stopy bolały mnie niemiłosiernie i skończyłam bez walizki. Byłam śpiąca i zziębnięta mimo tego, że w moim sercu rozgrywała się właśnie kończąca scena światowego Armagedonu.
Byłam cholernie wdzięczna losowi, że podczas startowania stewardessa poprosiła nas o milczenie. Sądzę, że palnęłabym coś głupiego i niestosownego, a w najgorszym wypadku ujawniła się.
Niestety, po kilku minutach nastąpił komunikat, że możemy znaleźć swoje miejsca, a ja w końcu spojrzałam na Sasuke, bojąc się zrobić to wcześniej. Był ubrany w garnitur, lecz dziś zamiast białej koszuli założył czarną i wyglądał… Kami… Nie rób mi tego.
- Chodź, znajdziemy swoje miejsca - mruknął, podnosząc się.
- Kawy… - westchnęłam senna.
- Przecież ty nie lubisz kawy. - Zmarszczył brwi i zaczął przeciskać się między ludźmi. Wzięłam moją białą reklamówkę i poszłam za nim.
- Jak to, nie lubię? - rzuciłam, przeskakując nad jakąś walizką. Zapomniałam, że jeden mój obcas był co najmniej niesprawny, przez co o mało się nie wywróciłam. Sasuke jednak nic nie zauważył i szedł przed siebie.
- Dałaś mi kosza, mówiąc, że jej nie lubisz, gdy zaproponowałem ci wypad do kawiarni.
Skuliłam się delikatnie. Kurde! Haruno, pierwsza gafa zaliczona.
- A no tak, zapomniałam - mruknęłam, zauważając dwa wolne siedzenia na samym końcu lekko oddalone od reszty.
- Miku. - Sasuke zatrzymał się przed nimi, wrzucając walizkę na górę, aby pokazać coś za moimi plecami. - Czy to nie Joe? - Odwróciłam się i poczułam, jak peruka spada z mojej głowy. Natychmiast spojrzałam na Uchihę, który trzymał ją w ręce…- Wiedziałem! - krzyknął, odrzucając sztuczne włosie jak najdalej od nas.
- Cicho - skarciłam go, gdyż skupiliśmy na sobie uwagę wszystkich pasażerów.
- Kim ty jesteś, kobieto?! - krzyknął, przybliżając się.
- Nazywam się Haruno - odparłam cicho.
- Szczerze wątpię!
- Na tabliczce było samo nazwisko! A nie imię! Dostałeś Haruno, ale nie tą, którą chciałeś! - wrzasnęłam, drżąc z wściekłości. Poprawiłam swój koński ogon, patrząc na niego wojowniczo.
- To przecież…! - Zamknęłam mu usta dłonią. Zrobiliśmy już wystarczające przedstawienie. Brakowało nam jedynie skierowanych na nas świateł, aby potwierdzić nasz majestat w oczach widowni. Nawet stewardessy pojawiły się obok, a ja popchnęłam Uchihę na siedzenie, nadal zatykając mu usta.
- Kryzys w małżeństwie! - krzyknęłam głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć. Mimo tego, że nikt mnie tu nie znał, nie chciałam doklejać mojemu nazwisku jakiejś etykietki. Po prostu nie. - Koniec przedstawienia! Mąż trochę wypił przed odlotem! - Usiadłam obok, zabierając dłoń i płonąć ze wstydu w tym samym czasie. To było takie *****
- Nie ta Haruno, powiadasz? - syknął cicho, zbliżając swoją twarz. Już drugi raz w życiu uderzył we mnie zapach jego perfum i przez chwilę nie mogłam się skupić. Uniosłam wzrok, natykając jego natarczywe spojrzenie i uniosłam dumnie głowę, czując, że moja odwaga i pewność siebie wracają na swoje miejsce.
- Dokładnie tak, Uchiha - odparłam, zdejmując niewygodne buty. On westchnął i przetarł oczy dłonią.
- To żenujące - rzucił, opierając się.
- Ty jesteś żenujący - warknęłam, podciągając nogi na siedzenie. Boże, proszę, aby to był tylko sen, abym go nigdy w życiu nie spotkała.
- Słuchaj - podniósł głos - mam dość two…
- Kawy, herbaty? - Stewardessa rzuciła mi jednoznaczne spojrzenie, a ja oczami podziękowałam jej za idealnie dobrany moment.
- Kawy poproszę - uśmiechnęłam się, a Sasuke zacisnął usta w cienką linię.
- Poproszę coś do jedzenia. Cokolwiek, byle szybko - mruknął, nadal zdenerwowany.
- Musi pan wybaczyć, ale nie zdążyliśmy zabrać na pokład prowiantu… - Kira poprawiła okulary i patrzyła niepewnie na Uchihę. - Trudne warunki i…
- Trudne warunki?! - tym razem on jej przerwał.
- To ja pani zaraz przyniosę tą kawę - rzuciła i jak najszybciej zniknęła z naszego pola widzenia.
- Dwanaście godzin na pustym żołądku - warknął, gwałtownym ruchem rozluźniając krawat. Przyłapałam się na obserwowaniu go, a musiałam jak najszybciej przestać do robić. Nie działało to na moją korzyść. - Więc jak masz na imię, Haruno? - zironizował, a w moich oczach pojawiły się złowróżbne ogniki.
- Możesz mówić do mnie Haruno - palnęłam, czując dziwną potrzebę, aby nie mówić mu swojego imienia.
- Świetnie, Haruno - prychnął, a ja zdjęłam marynarkę i rozłożyłam niżej fotel, aby móc się położyć.
Wreszcie odetchnęłam i z całych sił starałam się skupić. Mężczyzna obok skutecznie mi to uniemożliwiał, za pewne nawet o tym nie wiedząc. Tak czy siak, siedząc obok nie myślałam o niczym konkretnym. Żeby jakkolwiek zmienić tok swoich rozmyślań zaczęłam rozglądać się po wnętrzu samolotu.
Wcześniej byłam tak zaabsorbowana Uchihą, że nie zwróciłam uwagi na przytulny wystój. Siedzenia były zrobione z białej skóry, z granatowymi dodatkami. Wykładzina na podłodze również była w odcieniu granatu, a nawet stroje stewardess pasowały kolorystycznie do elementów pomieszczenia. Spojrzałam przez małe okienko mieszczące się po mojej prawej stronie. Zapatrzyłam się w to, co było za nim. Tak naprawdę patrzyłam w pustkę, a moje myśli po prostu galopowały w zastraszającym tempie, nie zamierzając tego zaprzestać.
- Co ty robisz? - syknęłam, patrząc na Sasuke, który w połowie zaprzestał jedzenia tosta, mając kanapkę w ustach.
- Jem, nie widzisz? - odparł i ugryzł ją po raz kolejny.
- Czy to…? - Spojrzałam pod swoje nogi.
- Tak, to z twojej reklamówki - mruknął, zgniatając sreberko, które jeszcze chwilę temu chroniło kanapkę na przykład przed takim Uchihą!
- Kojarzysz pojęcie prywatność? - syknęłam, przestawiając torebkę bliżej siebie.
- Wysiądziemy to uwierz, że kupię ci pełną lodówkę - sarknął, otwierając kolejnego tosta.
- Nie obchodzi mnie żadna lodówka - fuknęłam - to jedzenie zrobiła moja siostra.
- Więc Miku jest twoją siostrą? - spytał z satysfakcją wymalowaną na twarzy. - Myślałem, że jakąś siostrzenicą.
I w tym momencie Uchiha Sasuke przegrał życie.
* Nikiro, cytuję cię tu. Szanuj to.

*** 
Ohayo! B|
Jest i notka, która... nie była dla was jakimś ogromnym zaskoczeniem. Można było się tego spodziewać - bywa życie xd
Mam jednak nadzieję, że nie usnęliście podczas czytania, bo byłby to dla mnie ogromny cios xD
Razem z tym rozdziałem miał pojawić się nowy szablon, który niestety nie doszedł jeszcze do stanu używalności, więc ujrzy światło dziennie za jakieś dwa tygodnie.
SS oficjalnie zaczęło się. Mam nadzieję, że nie spaliłam tego spotkania .__. 
Teraz będzie już tylko gorzej... ]:->
Bywajcie!

20 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham <3 Jesteś boska i twój styl pisania jest genialny. Jakoś przebolałam te dwa tygodnie bez nowego rozdziału. A dzsiaj znowu cały czas odświeżanie strony. Niestety pisanie komentarzy na moim tablecie wolno mi wychodzi.
    Notka była wspaniała, w sumie jak wszystkie poprzednie. I nie wiem dlaczego ktoś miałby przy niej zasnąć xd. Można było się tego podziewać, że to Sakura z nim pojedzie, ale o to właśnie chodzi *-* Teraz czeka ich kilka dni niezapomnianej przygody, której nie mogę się doczekać.
    I znowu trza będzie czekać dwa tygodnie na następną część, czy dodasz wcześniej? ;3
    Wytrwale będę czekać, pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś wiem o tych tabletach. Komentarze to nic, spróbuj napisać rozdział xD
      No wiedziałam, że to będzie spodziewane, szczególnie, kiedy piszę z dwóch perspektyw.
      Wątpię, że dodam wcześniej. Jak zacznę dodawać je częściej to nie wyrobię xD
      Pozdrawiam ;D

      Usuń
  2. Hahaha :D to jest ŚWIETNE! szybciutko przeczytałam 4 rozdziały i na pewno będę tu zaglądać :) ciekawi mnie bardzo jak rozwinie sie sytuacja na wyjeździe. Tekst Sasuke na koniec boski xD. Pozdrawiam, zycze weny czekam na next :*
    -Buu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi powitać kolejną czytelniczkę ^^
      Dziękuję i również pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Mnie nie znudziło. Karuzela to istna magia, która odmienia moje życie. Jest mi źle i smutno - po przeczytaniu, zapominam o wszystkich problemach. Nie chce mi się żyć, a oddychanie staje się zbyt męczące - po przeczytaniu życie jest piękne i dookoła widzę tęcze. (darujmy sobie jednorożce B|) Nawet moja znieczulica nieco minęła. Czytając to miałam wiele przemyśleń, niektóre nie do końca związane z fabułą. Np. jak długo trwałby film, zrobiony z Uchiha Kyodai i zawierający wszystkie dialogi, wydarzenia i najważniejsze myśli bohaterów (te mniej ważne można by w sumie przekształcić w jakiś monolog)? I to pytanie będzie mnie chyba jeszcze bardzo długo nurtowało. Przemyślenie namber tu: Sytuacja na lotnisku jest iście nierealna. (jednak nie traktuj tego jako naganę, a suchy fakt, bo mimo wszystko było zabawnie). Z doświadczenia wiem, że jak pas zostanie zablokowany przez choćby jeden mały samolocik to wszystko się wali. Masz lot o 18, czekasz 12 godzin nie śpiąc, próbując przebukować bilety, bez dostępu do sieci, bo serwer padł, zapominając polskiego w gębie, żeby o tej 6 rano dostać się (mając nikłą nadzieję, że znów czegoś nie zepsują) z powrotem do Polski. Tak bardzo, Anglia. Nie lubię tego kraju, tam wszystko jest na opak. Do tego chyba kilometrowa (serio nie przesadzam) kolejka do ticket-desku. (tam byli ludzie chyba każdej narodowości i zajmowali długość prawie całego holu). Oczywiście Polacy najlepsi agenci, Polak potrafi. Zagadaliśmy do jakiegoś pana na początku kolejki i tym pięknym sposobem dostaliśmy się przed samą ladę. Kończę, pisać o moich iście fascynujących przeżyciach. W końcu w Japonii, może być zupełnie inna kultura i różne rzeczy są możliwe. W końcu sama słyszałam o przypadku, gdzie lot przełożono na wcześniej i samolot wyleciał pusty O.o Ale to już w Polsce. Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia. Bo jeśli to był prywatny odrzutowiec, to czy nie powinien się w nim znaleźć nikt więcej prócz wybrańców? (Sasuke, Sakura i ewentualnie ta sympatyczna dwójka). I jeszcze wrócę na początek (chaos, wiem). To zdanie, że Miku przypominała pandę, mnie rozbroiło. Bo mam na tapecie, taką słodką pandzię w kartonie, taką mega sweet. A na kartonie napis: przygarniesz mnie? I tak sobie wyobraziłam Miku i aż mi się troszkę łezka zakręciła w oczku. Mówiłam, ze magia, no. Tylko mogłoby być więcej śmiesznych tekstów. Takich, po których tarzałabym się po podłodze. A może były, tylko moja znieczulica nie pozwoliła mi ich dostrzec? Wierzę, że było świetnie. (Lol, nie ufam sama sobie. Świat schodzi na psy) Weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestań, bo wpadnę w samozachwyt xD
      Film z Uchiha Kyodai splajtowałby. Nikt by na niego nie przyszedł ._.
      Prywatny, lecz należący do firmy. Może nim lecieć więcej osób ^^
      Powinno być śmiesznie, spokojnie xD
      Dziękuję i może do jutra ;D

      Usuń
    2. Ja bym przyszła. Razem z przyjaciółką :D

      Usuń
  4. Rozdział jest po prostu GENIALNY. Uwielbiam pare SasuSaku. Chociaż irytuje mnie strasznie Miku - jaka to ona wspaniała jest. Niech zobaczą, że Sakura jest równie piękną kobietą tyle, że z charakterkiem :)
    Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się ten wyjazd, więc prosze ddaj szybko nową notkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się GENIALNIE czuję, czytając twój komentarz :D
      Sakura jeszcze was zaskoczy, zobaczycie! B|
      Jutro walędrinki i chyba będzie nowa notka, także... ;D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Hahaha, kac morderca atakuje! Bieedny xd
    Arthur takie lubii? Yhyym ^^

    Widać, że bez Akemii (no i kawy) uchihowy świat się wali ;d
    Te długii.. To niesprawiedliwe, z jednej strony wobec Miku a z drugiej.. no cóż ;d już wiemy w jaki sposób się spotkają:) - taki piękny przykład siostrzanej miłości <3
    Budzik w telefonie - skąd ja to znam?;d (a propos śpiew Króla Juliana, to mój budzik <3)
    Joe jest cudowy;d - a numer rejestracji? Przypadkowy? 9669?;p
    Wskazówka na przyszłość (i mój osobisty wyznacznik wszystkiego) -
    "Co masz zrobić jutro, zrób dziś!", a nie takie pakowanie kilka godzin przed wyjazdem;d - to niedopuszczalne! xd
    No i to może lepiej, że Sakura dowiedziała sie dopiero na lotnisku, komu będzie towarzyszyć? Heh, jeszcze by próbowała coś zrobić;d - w końcu nazywa się Haruno;d
    Relacje Itachi - Sasuke, można podsumować jednym zdaniem - nie ma to jak starszy brat;d
    O zły losie, który przyśpieszyłeś lot i schowałeś walizki! Bez tego czytelnicy nie mieli by takiej frajdy.
    ".. matka mojego dziecka musi być przecież traktowana z należytym szacunkiem." - i tak trzymać Sasuke!
    I stało się, spotkali się w końcu twarzą w twarz, bez sztucznych włosów, soczewek i przebrań :>
    "...Sasuke przegrał życie." - czekam na wielką zemstę Haruno ;d

    Wielokrotnie to już pisałam i ciągle będę podkreślać: uwielbiam Twój sposób pisania i ten humor ;)
    Cóż można dodać? Czekam na więcej:)
    Weny życzę :*
    Nami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już ty wiesz, co Arthur lubi :3
      Julian rządzi! Ooo, tak :D
      Itaś jest chodzącym ideałem i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej, więc przyjmuję komplement apropo mojego męża! <3
      Nami jak zawsze niezawodna, och ach <3
      Baj! ;D

      Usuń
  6. Kilka literówek, "wystój" "wte i wewte" ale co tam polski mamy sasusaku! Uwielbiam ten rozdział, chociaż wydawał mi się trochę krótki W każdym razie ciekawi mnie następna notka… i w ogóle cały ten wyjazd. No i co do cholery jasnej mają Haruno z Uchiha… hmmm, zagadki i zagadki. Weny, czekam na ASW i oczywiście na next tutaj. jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bywa życie, no :D
      Asw jest w planach xD
      Wena jest B|

      Usuń
  7. No i po raz kolejny zUa ja nie skomciała poprzednich rozdziałów, a przeczytała... Na skazanie, czy wybaczysz mi ten występek? :D
    Robi się cholernie ciekawie! Życie takie brutalne kojarzy mi się z piesełem xD
    Ciekawi mnie gdzie Uchiha i Haruno się wybierają, no i co z tego wyniknie. Coś czuję, że będzie dość... ciekawie :D - wyczuwam wybuchową mieszankę :D
    Sasuke jaki niekulturalny, obżarciuch straszny, no! Ja go bym tam wyrzuciła przez okno xD
    No i w końcu jest ktoś mniejszy, z krótkimi nóżkami - usatysfakcjonowana Sasame :D
    Niach, niach! Shee coś niedobra jesteś, Zochan mi się skarży na gg, że wybrzydzasz jeśli chodzi o tło do szablonu. Ładnie to tak? xD
    Czekam na kolejny rozdział, a sama lecę coś pisać <3

    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest i Sasame :D
      Wybaczę, wybaczę xd
      A powiem ci, że pieseł też ma w tym swój udział xD
      Nie powinno być nudno.
      Sasek to zwykły facet z domieszką boskości, tak sądzę xD
      Zohan teraz odkryła PS, to dopiero zacznie się zabawa xD
      Pisz, pisz ;D
      Baj!:D

      Usuń
  8. Ej no bezsensu :-/ jak ja wchodzę to już nie mam co dopowiadać :-( wiedz tylko, że mi się podoba :-D kocham, hayley :-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra dobra. Przeczytałam wczoraj, ale dziś komentuje, ech.
    Więc rozdział nawet krótki jak na ciebie. Nieźle nieźle.
    Powiem Ci, że to opowiadanie ci naprawdę wychodzi. Jest śmiesznie, jest fajnie, jest akcja. Czyli jest wszystko.
    No no no mamy i Kire huehuehuehuehue xDD
    Ogólnie nieźle wymyślone z tą Sakurą, żeby to ona jechała zamiast Miku. No brawo brawo. Co jeszcze powiem?
    Że chyba teraz Karuzela się rozkręciła, no nie?
    xD
    Pozdrawiam xddd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joł joł :D
      Kolejny będzie długi, frajery xd
      Ponad 20 stron się szykuje xd
      Jest Kira jest impreza :D
      Dokładnie.
      KARUZELA SIĘ ROZKRĘCIŁA! xD
      Baj ;D

      Usuń
  10. Ja się idę schować jak mogłam przegapić IV ?! idę czytać V !!! -->
    Notuję sobie na kartce, to co chciałam zamieścić w komentarzu: "Ten Joe to jakiś dziwny osobnik płci żeńsk... (zmazuję żeńsk) męskiej" :D myślałam o męskiej a napisałam żeńskiej :D
    Cytat drugi "I w tym momencie w jego wypowiedzi wyczułem podwójne dno." Taaak uwielbiam to :D
    Ogólnie ponownie śmiałam się na głos czytając rozdział, na co mój brat "z kim ja mieszkam..." :D Dobry rozdział :D

    OdpowiedzUsuń