Każdy człowiek chce być kochanym.
To pragnienie popycha nas do najgorszego.
~Jodi Picoult
Sasuke
Sasuke
- Pora wstać,
koniom wody dać! - Otworzyłem oczy, lecz głowa chybotała mi się na boki, przez
co doprawdy mało widziałem.
- To ty się nim
zajmij, a ja was tu zamknę. - Jakiś męski głos przebił się przez szumy w mojej
głowie, a ja podparłem się o ścianę i uniosłem do góry.
- Spoko! O,
księżniczka się budzi! - Skierowałem swój wzrok na kobietę, która stała przede
mną. Boże, chroń. Dyara nie rób mi tego…
- Zamilcz -
wycharczałem, siadając na sedesie.
- Ani mi się
śni! - krzyknęła nad moim uchem, a ja poczułem pulsujący ból. Tak. Do szczęścia
brakowało mi tylko kaca.
- Dyara…
- Słuchaj,
Uchiha. - Była ubrana cała na czarno, a w ręce miała jakąś mini wersję bata.
Chodziła wte i wewte, a stukot jej obcasów całkowicie rekompensował brak
dźwięku werbla, który wpędziłby mnie jedynie w większą depresję. - Nawaliłeś
się w trupa! - Strzeliła tym batem, a w powietrzu rozszedł się ten charakterystyczny
dźwięk.
- Od razu w
trupa - fuknąłem, przecierając twarz.
- Właśnie, że w
trupa! - krzyknęła, ponownie strzelając. - Dobrze, że jej chociaż nie
obrzygałeś! - Kami, jakim cudem my wychowaliśmy się w jednym domu? - Nie wiem,
jak odwdzięczysz się Itachiemu, że przekonał tą dziewczynę z sanepidu, żeby
zostawiła swój numer telefonu, aby usłyszeć twoje przeprosiny.
- Że co? Że
kto? - wstałem, wyciągając się.
- Dziewczyna,
która wczoraj cię tu przyniosła. Uczepiłeś się jej jak... - Zapatrzyła się w
sufit. - W sumie, żadne porównanie nie przychodzi mi na myśl, ale bardzo.
- Serio? -
Plasnąłem się w czoło. A Utakata mówił: nie pij.
- Tak! - I znów
strzeliła. - Do tego. - Zbliżyła się. - Wybraliśmy ci już dziewoję. - Ponownie
zaczęła się przechadzać, co przyprawiało mnie o ciarki.
- Nie no,
cudownie - sapnąłem, podchodząc do umywalki.
- No a jak. -
Usiadła obok, na ladzie, a ja spojrzałem w lustro.
- Jak wygląda?
- Już ci tylko
o wygląd chodzi! - syknęła. - Na starość robisz się… no, znowu zabrakło mi
słowa. Ech - westchnęła - jeśli ja, twoja siostra, się przy tobie gubię, to co
twoje potencjalne partnerki na mamuśkę muszą odstawiać?
- Niektóre
rzeczywiście są zabawne - prychnąłem, ochlapawszy twarz zimną wodą, co
otrzeźwiło mnie chociaż trochę.
- Gdy patrzę na
ciebie, to budzi się we mnie litość - mruknęła, bawiąc się bacikiem.
- Skąd to masz?
- Wskazałem na jej zabawkę.
- Arthur lubi
takie, to podwędziłam jedną dla efektu. - Puściła mi oczko i zeskoczyła na
ziemię. - Czy czujesz się ogarnięty?
- W sensie? -
Ruszyłem w stronę drzwi, lecz ona stanęła mi na drodze.
- W sensie, czy
jesteś trzeźwy - rzuciła, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę - Choć pewnie
nadal się chwiejesz...
- Mam tylko
kaca. - Przepchnąłem się i otworzyłem drzwi.
- Jednak ich
nie zamknął - mruknęła, mijając mnie. - Wiedz, że Itachi jednak ma sumienie.
- Oczywiście,
że ma - sarknąłem - budzi w nim wyrzuty za swoje grzechy, a on sam pokutuje
będąc z Sheeiren.
- Nie uderzę
cię tylko dlatego, że jesteś pijany. - Po tych słowach trąciła mnie jedynie
łokciem. Uch.
- Gdzie
jesteśmy? - spytałem, przeczesując palcami włosy.
- Na twoim
piętrze. Właśnie wyszliśmy z kibla - fuknęła - staczasz się. - Ruszyła w lewo.
- W którą
stronę do mojego gabinetu? - mruknąłem.
- W prawo.
Więc ruszyłem
na wyprawę ku kawie, którą zaraz niewątpliwie zrobi mi Akemi. Poznawałem już
ten korytarz, więc bez problemu wszedłem do małego holu, gdzie znajdowało się
stanowisko sekretarki.
- Podwójne
espresso - mruknąłem, otwierając drzwi do gabinetu, lecz nikt mi nie
odpowiedział. Rozejrzałem się dookoła. - Nikiro?
Odpowiedziała
mi cisza. Spojrzałem za okno. Serio? Noc?
Wszedłem do
środka i pierwsze co, to w oczy rzucił mi się zegar, a na nim godzina
dwudziesta druga cztery. No wyśmienicie. W budynku nie było już pewnie nikogo,
prócz mojego rodzeństwa i ochrony. Ale Akemi, no… Gdzie moja kawa?
Usiadłem na
swoim fotelu i zapatrzyłem się na majaczące za oknem światełka przejeżdżających
na dole aut.
Jutro o
dziesiątej mam być na lotnisku razem z … W sumie, kim ona miała być?
Ale ja mam
cudowne rodzeństwo. Dyara zabrała zły bacik, a dobry braciszek Itachi nigdzie
mnie nie zamknął.
Podniosłem się
i trzepnąłem się policzek, chcąc się otrząsnąć. Spojrzałem na okno i poczułem
się jeszcze gorzej.
Dlaczego ta
głowa tak boli?
Życie takie
brutalne,* a tu trzeba jeszcze dotrzeć do domu i się spakować.
Ten weekend był
beznadziejny.
Sakura
*kilka godzin
wcześniej*
Itachi dość
przerażającą siłą perswazji przekonał mnie, abym zostawiła mu swój numer
telefonu, aby Sasuke mógł do mnie zadzwonić i osobiście przeprosić. Czy to
oznaka tego, że Uchiha mają honor?
Odstawiłam Yui
pod dom i jak najszybciej pojechałam do swojego. Napisałam Miku, żeby się nie
martwiła i, że jestem w drodze. Ta sytuacja mi się nie podobała, a nawet
zakrawała o te z brakiem happy endu. To po prostu przeczucie.
Zostawiłam
megankę na parkingu i wbiegłam do bloku. Szybko pojawiłam się przy drzwiach i znalazłam
się w mieszkaniu.
- Jestem! -
krzyknęłam, lecz nikt mi nie odpowiedział, na co zmarszczyłam brwi. Zdjęłam
marynarkę i buty, zostawiając wszystko w holu. Przeszłam korytarzem prosto do
kuchni, bo tylko tam paliło się światło.
- Cześć,
słońce. - Moja mama stała przy kuchence z zasmuconą miną i skrzyżowanymi
ramionami na piersi.
- Cześć -
mruknęłam niepewnie.
- Mamy problem
- odezwała się Miku, która siedziała przy stole z głową na blacie.
- Mianowicie? -
rzuciłam, podchodząc do lodówki.
- Mamo, możesz?
- syknęła, a ja zatrzymałam się w pół kroku. Ona jest istotą raczej pokojową i
nie kojarzę, aby kiedykolwiek odezwała się w ten sposób do Hayumi, czy to...
- Mogę - mama
westchnęła, a ja wyjęłam z lodówki mleko, po czym nalałam sobie je do szklanki.
- Bo, bo my mamy długi.
- Duże? -
Wypiłam pierwszy łyk i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie zmieniało to faktu,
że nadal byłam strasznie śpiąca.
- Bardzo duże.
- Popatrzyłam na nią sceptycznie. - Błędy młodości. - Uniknęła mojego wzroku,
spuszczając go na podłogę, a ja oparłam się plecami o blat.
-
Nieobliczalne! - Miku uniosła się, wyrzucając gniewnie ręce do góry. - Tak
wielkie, że aż mnie sprzedali!
- Słucham? - O
mało co nie zakrztusiłam się mlekiem.
- Zadłużyli się
u jakiegoś biznesmena i w zamian za spłatę długów, ja mam jechać jutro na
jakieś mega ważne spotkanie, jako osoba towarzysząca!
- Przecież
jutro masz… - Popatrzyłam na nią. - O, kurwa - wyrwało mi się.
- No właśnie! -
Usiadła, a łzy wściekłości spłynęły po jej policzkach. Czułam się okropnie
widząc ją w takim stanie. Od miesiąca, od kiedy dostała propozycję tej sesji,
gadała o niej jak najęta, aż powiedziałam, żeby się ogarnęła, przez co ostatnie
kilka dni mogłam nazwać wolnymi od jej trajkotania.
- Córeczko,
przecież wiesz, że gdybym mogła, to nie skazywałabym cię na to. - Popatrzyłam
na mamę i to, jak bolało ją serce. Zawsze miałyśmy w niej oparcie, a dziś… jej
pozycja chyba trochę obumarła.
Odstawiłam
szklankę na blat i spojrzałam się za okno. Cholera. Czułam, że było za miło.
- Ile wynosi
zadłużenie? - mruknęłam, a Miku uniosła głowę.
- No, mamo!
Pochwal się!
- Wartość
naszego mieszkania…
- Słucham?! -
Nasze “mieszkanie” to duży dom w bogatej dzielnicy, gdzie jeżdżą porshe i
jaguary, gdzie większość mieszkańców ma służbę i ogromne korporacje.
- I pieniądze,
za które otworzyliśmy firmę...
- Przecież to
są niewyobrażalne sumy! - Uniosłam ręce do góry. Nie wierzę, że moi rodzice
mogli być tak głupi!
- Wiem, ale nie
mieliśmy innego wyjścia. - Mama spuściła głowę. - Jak otworzyliśmy firmę byłyście
małe, a my młodzi i … trochę szaleni. - Potarła czoło nadal skruszona.
- Szaleni,
powiadasz? - fuknęłam, widząc minę Miku. Całe życie czekała na jutrzejszy
dzień. Nie mogła go stracić. - W jaki sposób, wyjaśnij mi, jedna wycieczka ma
spłacić tak ogromny dług?
- Nie wiem
Sakura, ale dostaliśmy takie ultimatum, że albo jedna z naszych córek pojedzie,
albo właściciel konfiskuje dom i firmę. Wiesz… - westchnęła - dla niego te
pieniądze, to jak dla nas równowartość jednego śniadania. Rozumiesz?
Po tych słowach
w pokoju zapadło milczenie.
- Dlaczego
akurat nasza rodzina ma spłacić ten cholerny dług w ten sposób? - szepnęłam,
bawiąc się łańcuszkiem, zawieszonym na mojej szyi.
- Miku jest
modelką i to już dość znaną - mruknęła - więc firma ma gwarancję, że partnerka
będzie odpowiednia dla ich przedstawiciela.
- Jestem
wynajmowana! - Miku wstała, a ramiona drżały jej z bezsilności. - Jak dziwka!
Jak tania dziwka!
- Haruno Miku!
- Ton mojej mamy stał się ostrzejszy, a jej spojrzenie nie było już skruszone.
- Ja pojadę -
mruknęłam pod wpływem impulsu, starając się wyglądać na beztroską.
- Zrobisz to
dla mnie? - Moja siostra wyglądała jak rozbitek skazany na śmierć, który
właśnie został uratowany przez luksusowy jacht, na co prychnęłam.
- Jasne, że
tak.
- Nie możesz -
Hayumi zaoponowała, zagryzając wargę.
- Niby
dlaczego? - fuknęłam.
Moja mama tego
dnia zarobiła sobie u mnie ogromnego minusa. Dlaczego akurat Miku musiała
jechać? Byłam starsza, ale nie aż tak, żeby nie pasować do jakiegoś bogatego
gogusia, nawet młodszego. To, że często chodzę w spodniach garniturowych,
koszulach i marynarkach, mając spięte włosy, nie znaczy, że na widok mnie w
sukience lustra zaczynają pękać, no szanujmy się.
- Sakura,
przecież ty pracujesz. - Hayumi oparła ręce na biodrach, patrząc na mnie
wzrokiem zbolałym, ale również nieugiętym. - Starasz się o awans. Wiesz jak
wzrośnie twoja pensja?
- Walić awans,
mamo! - Nie mogłam w to uwierzyć. Chciała zaprzepaścić szansę mojej siostry “od
tak”. Tak bardzo zależy jej na pieniądzach? - To jest życiowa szansa Miku, nie
moja - warknęłam zirytowana - to, że nie jestem modelką, nie znaczy, że splamię
wizerunek jakiegoś pieprzonego biznesmena!
- Nie - ucięła
i wzięła torebkę, po czym zwróciła się do Miku. - Wybacz, kochanie. Dorosłe
życie polega na podejmowaniu ciężkich decyzji. - Odepchnęła się od szafki i
wyszła z kuchni. Później usłyszałyśmy jedynie trzask zamykanych drzwi
wejściowych.
- Miku -
mruknęłam pocieszająco, podchodząc do niej. Usiadłam na krześle obok i wzięłam
jej dłonie w swoje.
- Co? -
Podniosła na mnie swoje zapłakane oczy, a we mnie coś się ruszyło. Czułam, że
nie mogłam tego tak zostawić.
- Pojadę za
ciebie - powiedziałam, dając jej pstryczka w nos.
- To
niemożliwe. - Pokręciła głową. - Słyszałaś, co powiedziała mama.
- Nazywam się
Haruno. - Uniosłam podbródek. - To do czegoś zobowiązuje. - Udałam cholernie
dumną ze swojego nazwiska, a ona roześmiała się.
- Właśnie, to
do czegoś zobowiązuje - odparła smutno - pojadę. Może nie będzie starym,
cynicznym dziadem.
- Powiedziałam
to w innym kontekście. - Zmarszczyłam brwi. - Pojadę, damy radę. - Puściłam jej
oczko.
- A, a twój
awans? - Przetarła oczy, patrząc na mnie cała rozmazana, przez co spokojnie
mogłam przyrównać ją do pandy.
- Nie bój żaby
- powiedziałam z uśmiechem, tak na prawdę strasznie zawiedziona.
To, to też była
moja szansa. Yui opowiadała mi, że szef jeszcze nigdy nie zaproponował awansu
osobie z tak krótkim stażem. Ale cóż. Jeśli mam wybierać karierę Miku w
modelingu, a swoją w firmie kontrolującej jakość przedsiębiorstw, to mój wybór
chyba jest dość prosty.
- A mama?
- Załatwię to.
- Skończyłam mówić to zdanie, a Miku złapała mnie za szyję i mocno przytuliła.
- Dziękuję,
dziękuję, dziękuję - powtarzała, a ja również przyciągnęłam ją do siebie. - Nie
wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Zrób świetne
zdjęcia - powiedziałam, a ona znów roześmiała się. - Naprawdę dziękuję.
- Od czego ma
się starsze siostry? - Puściłam jej oczko i wstałam, zabierając torebkę - Kim
on w ogóle jest? - spytałam, szukając wzrokiem jabłka. Ja je już gdzieś dzisiaj
widziałam…
- Yyy, nawet
nie wiem. - Ponownie dziś uderzyła czołem o blat. - Przerwałam jej w momencie,
że jutro o dziesiątej mam być na głównym lotnisku na hali odlotów spakowana na
co najmniej tydzień, bo wyruszam w podróż z… - Uniosła głowę. - I w tym
momencie weszła moja kwestia: o czym ty mówisz?!
- Aha -
skwitowałam i stanęłam. Westchnęłam, myśląc o rannej rozmowie z szefem. Nie
będzie zadowolony.
- Pomóc ci się
spakować? - Starała się być miła, ale widziałam, że w głębi serca była strasznie
szczęśliwa, a ja nie chciałam psuć jej nastroju. Ktoś na pewno kiedyś zdąży to
zrobić.
- Nie, dzięki -
mruknęłam, uśmiechając się lekko. - Gdzie dziewczyny?
- Na jakiejś
podwójnej randce. - Uniosłam jedną brew do góry. - Nie pytaj. - Machnęła ręką,
odrzucając głowę na bok.
- O-okej -
jęknęłam, gdyż już czułam te nocne rozmowy pod tytułem “hot dates”. Ziewnęłam.
- Idź
odpocznij, potem się spakujesz - powiedziała potulnie, a ja skinęłam i ruszyłam
do swojego pokoju.
Byłam zbyt
zmęczona, żeby się wściekać. Zbyt zmęczona, żeby myśleć, że moi rodzice
sprzedali mnie jak towar, aby spłacić swoje długi. Miałam to gdzieś, chciałam
tylko spać.
Nastawiłam
budzik na piątą rano i w ciuchach rzuciłam się na łóżko.
Jutro będę
zastanawiać się nad pakowaniem, rozmową z szefem, przechytrzeniem mamy i
jednoczesną złością na nią oraz prezesem jakiejś zasranej firmy, który o mało
co nie zniszczył kariery mojej siostry.
Zamknęłam oczy
i momentalnie czułam jak odpływam.
Sayonara,
Tokio.
Jutro będziemy
musieli się rozstać.
*Następny dzień*
Brrr. Brrr.
Zaczęłam ręką
obmacywać szafkę nocną, na której powinien leżeć mój telefon.
Brrr. Brrr.
Wibracje były
włączone, przez co po moim pokoju zaczęły rozchodzić się dziwne dźwięk. Nooo,
gdzie to jest?
Brrr. Brrr
Co za irytujące
urządzenie.
Usiadłam i
przetarłam oczy. Sięgnęłam po ten piekielny wynalazek ludzkości i zdziwiłam
się, gdyż nie był to mój budzik, mimo tego, że zegar wskazywał dokładnie
godzinę piątą rano.
Skupiłam wzrok
na ekranie, gdzie pokazało mi się:
“Numer
zastrzeżony”.
Rzuciłam
telefon na łóżko i wstałam. Westchnęłam przypomniawszy sobie, co wczoraj
zrobiłam. Zachciało mi się zabawy w pieprzoną bohaterkę. Życie egoisty jest łatwiejsze,
a posiadanie siostry uniemożliwia mi ten styl życia. To deprymujące.
Telefon
przestał dzwonić, a ja zaczęłam się rozbierać. Gdy zostałam już w samej
bieliźnie, wibracje ponownie się odezwały. Kto dzwonił do mnie o tak
nieludzkiej godzinie?
W paskudnym
nastroju wzięłam telefon do ręki i warknęłam, odbierając.
- Czego?
- Prosimy
zaczekać na połączenie. - Głos automatu dobiegł do mojego ucha, a ja sama przez
chwilę stałam w szoku. Czy ci ludzie z obsługi nie mają już wstydu? Gdy już
prawie nacisnęłam czerwoną słuchawkę, usłyszałam jakieś trzaski.
- Co za
cholerstwo…- syknęłam.
- Halo?! Halo?!
- Ktoś po drugiej stronie linii zaczął się wydzierać, a ja byłam niczym istny
wulkan, czy tykająca bomba. Była piąta rano, a ja niewyspana i nieźle wkurzona.
Mój awans poszedł się kochać z moimi współpracownikami, jadę dzisiaj na jakąś
pieprzoną wycieczkę - nawiasem mówiąc, nie wiem z kim i nawet gdzie - i
wszystko się wali!
- Czego? -
powtórzyłam, ruszając w stronę łazienki.
- Witamy,
witamy! Mam na imię Joe! Pani Miku Haruno? - Piskliwy, męski głos doleciał do
moich uszu, a moja irytacja w tym momencie… skakała tak wysoko, że o mało co
nie dotknęła górnej granicy.
- Tak -
odparłam, w ostatniej chwili gryząc się w język. Nadal grałam Miku, nie mogłam
o tym zapomnieć.
- Tu biuro
podróży Alfa Star, w czym mogę pomóc?
- Czy pan sobie
kpi? - syknęłam, zamykając za sobą drzwi łazienki, uprzednio zapalając światło
jedną ręką.
- No dobra, to
był taki mały, hehe, żarcik. - Mężczyzna zaśmiał się sam do siebie, a ja
właśnie zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nadal z nim rozmawiałam.
- Ma mi pan coś
do powiedzenia? - Wyjęłam z szafki ręcznik i spojrzałam się na moje odbicie w
lustrze. O mało nie krzyknęłam.
- Okej, okej.
Easy, easy. - Miałam ogromną ochotę przywalić w to lustro czołem. Była piąta
rano, do cholery! - Pani adres zamieszkania to Aleja Pędzących Krabów 5/12,
Tokio?
- Tak. -
Weszłam pod prysznic, siadając na murku wbudowanym w kabinę.
- Dziś o
godzinie dziewiątej podjedzie pod pani dom czarna limuzyna z numerami 9669 i
zawiezie panią na lotnisko, a następnie *pszthr* ja osobiście poprowadzę panią
dalej. Mam nadzieję, że *pszthr* *pszthr* nic *pszthr* pani. - Rozłączyłam się.
Ważne informacje zostały mi przekazane, a irytujące trzaski wcale nie pomagały
mi się uspokoić.
Szybko się
umyłam, chcąc zmyć z siebie również ciężar ostatnich dni. Były co najmniej
dziwne, a ja musiałam o nich zapomnieć, aby właśnie nastroić się na spotkanie z
nieznajomym biznesmenem. Jeśli będziemy podróżować samolotem, nie będę miała
kontaktu ani z dziewczynami, ani z rodzicami, a tym bardziej połączenia z
internetem, aby sprawdzić, czy taki sposób spłacenia długów jest w ogóle
legalny.
Wyszłam z
kabiny i zaczęłam suszyć włosy. Sięgały mi za łopatki, a gdyby nie ta akcja na
drugim roku, mogłabym mieć je nawet do pasa. Westchnęłam, rozczesując je co
jakiś czas. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze i poczęłam się zastanawiać,
kim będzie mój towarzysz. Przyznam się, że jest jednak coś w tej wyprawie, co
mnie cieszy. Wyjadę z Tokio, poznam nowych ludzi, a rutyna mojego życia ulegnie
zniszczeniu. Może tego potrzebuję? Mam dwadzieścia siedem lat, to nie jest
jeszcze wiek, aby kupić dom na wsi i siedzieć tam do końca swoich dni.
Mruczałam pod
nosem zasłyszaną wczoraj w radiu piosenkę. Nie pamiętałam jej tytułu, a słów
tym bardziej, przez co do dyspozycji pozostała mi jedynie melodia. Kompletnie
mi to jednak nie przeszkadzało. W ręczniku przeszłam do pokoju. Mijając
kuchnię zobaczyłam w niej Miku, która krzątała się przy kuchence podrygując do
tylko sobie znanego rytmu. Zmarszczyłam brwi, nadal nie wiedząc, co o tym
wszystkim myśleć.
Ubrałam się w
dresy i wyciągnęłam z dna szafy walizkę. Zapakowałam w nią sporo eleganckich
ubrań, a w tym kilka sukienek. Złapałam się za głowę. Jeśli to będzie jakieś
zebranie, to muszę tam wyglądać jak człowiek, prawda? Zrezygnowana schowałam
swój ulubiony t-shirt ze smokiem z powrotem do szuflady. Założyłam ręce na
piersi i po chwili głębszego zastanowienia wrzuciłam go jednak do walizki.
Przecież nikt nie będzie mnie podglądał, gdy będę w piżamie.
W środku
znalazły się jeszcze różne kosmetyki, ręcznik, klapki, szpilki i moje ukochane
trampki, które były ze mną dosłownie wszędzie. Będę mogła wyjść pobiegać, co
nie? Muszę jakoś trzymać formę. No tak! Jeszcze dresy!
Koło godziny
siódmej byłam plus minus zapakowana. Ze sporymi problemami wytachałam walizkę
na korytarz, a sama poszłam do łazienki, aby się umalować. Gdy tylko weszłam do
pomieszczenia telefon w mojej kieszeni odezwał się.
- Kogo to
obchodzi? - Głos króla Juliana, postaci z jednej z najlepszych jakie oglądałam
animowanych bajek, dotarł do moich uszu. Zamknęłam za sobą drzwi, odblokowując
ekran.
Chodź do
kuchni, śniadanie czeka ;)
Miku
Westchnęłam i
zaczęłam się malować. Nie mogła mi tego powiedzieć? Ech.
Po dziesięciu
minutach wyszłam i z głową pełną różnorakich myśli skierowałam się do kuchni.
-
Niespodzianka! - Miku z miną zwycięzcy stała przy stole, a Daishi i Arya
patrzyły na nią z lekką litością.
- Yyy, że co? -
spytałam, wchodząc do środka.
- Przecież to
jest ciężkie. - Daishi przewróciła oczami. - Przy takiej wadze wiesz, ile
będzie musiała zapłacić za przelot?
- Cicho. -
Siostra skarciła ją. - Z tego co napisała mama wywnioskowałam, że to ta firma
za wszystko płaci.
- Mama coś ci
wysłała? - mruknęłam, zaglądając do torby w której było praktycznie wszystko.
Od kotletów, po sushi i naleśniki.
- Tak, patrz. -
Podała mi telefon, a ja odczytałam sms.
Córeczko, nie
dam rady już dziś się z tobą spotkać, a tak chciałam cię osobiście dopilnować.
Pamiętaj, żeby zachowywać się kulturalnie. Od tego wyjazdu zależy nasza
przyszłość, Mikuś. Firma pokryje wszelkie koszty związane z podróżą, jak i
zakwaterowaniem. Sprawy ubezpieczenia również są załatwione. Dostaliśmy
dokument na którym widnieje zaświadczenie, że podczas wyjazdu nic nie może ci
się stać. Nie masz się o co martwić ;) Na lotnisku będzie czekał na ciebie
preze…
- Czemu to
słowo jest niedokończone? - rzuciłam, odstawiając torbę na ziemię.
- Coś się
dzieje z siecią. - Skrzywiła się. - Drugi sms nie doszedł, a mama nie odbiera.
- Kuso -
przeklęłam pod nosem. Może chociaż poznałabym nazwisko tego biznesmena.
- Jeszcze raz
bardzo ci dziękuję - powiedziała Miku, drapiąc się po karku. Ach, jak ja kocham
te niezręczne momenty.
- Okej,
skończmy tę łzawą scenkę. - Machnęłam ręką znużona. - Daj mi kawę i śniadanie,
to będziemy kwita.
Zaraz
wylądowała przede mną parująca kawa i omlet, który pochłonęłam z prędkością
światła. Pogadałam chwilę z dziewczynami i poszłam do siebie sprawdzić, czy
wszystko wzięłam.
Założyłam
eleganckie, czarną spodnie, białą koszulę i wysokie buty do kompletu,
podpinając wysoko włosy, po czym założyłam brązową perukę, która kolorem bardzo
przypinała włosy Miku. Będę musiała przedstawić się jako ona, ech.
Wsiadając w
megankę i kierując się do pracy wiedziałam, że to oszustwo i tak wyjdzie na
jaw. Jednak jeśli wyjdzie dopiero w samolocie, ten prezes nie będzie miał już
możliwości, żeby mnie oddelegować. Przynajmniej taką miałam nadzieję…
Rozmowa w pracy
nie poszła mi najlepiej. Szef wyraził swą ogromną dezaprobatę na pomysł, który
mu przedstawiłam, ale nie miał już nic do gadania. Musiałam wybierać między
klęską mojej rodziny, a swojej kariery, więc ze spuszczoną głową słuchałam
tego, co miał mi do powiedzenia, a nie było to miłe. W biurze spotkałam Yui, z
którą się pożegnałam. To ona na czas mojej nieobecności miała zostać moim
zastępcą, więc nie było tak źle, jak się spodziewałam.
Tak czy siak,
zrezygnowana wróciłam do domu. Mój zapał do poznawania nowych ludzi i
przeżywania przygód w wielkim świecie prysł jak bańka mydlana, a ja największą
ochotę miałam na kolejny kubek gorącej kawy. Weszłam do domu, a moja walizka
razem z torbą pełną jedzenia stały pod drzwiami. Odrzuciłam możliwość, że jadę
na jakąś Alaskę, czy Syberię, więc wzięłam ubrania letnie. Jeśli to bogate
prezesiątko tak szasta pieniędzmi, to spokojnie będzie mogło kupić mi jakąś
kurtkę i buty. To ja w tym wszystkim jestem poszkodowana. Spojrzałam na
zegarek, na którym widniała godzina ósma pięćdziesiąt dziewięć. No, Haruno.
Idealnie.
- Proszę. -
Miku pojawiła się przede mną z kubkiem termicznym pełnym … kawy!
- Tego mi było
trzeba - mruknęłam, upijając pierwszy łyk. O Boże! Karmelowa!
- Jeszcze raz
dziękuję - powiedziała zawstydzona.
- Nie dziękuj,
tylko idź odespać ten szalony ranek w kuchni. - Dałam jej pstryczka w nos. -
Musisz jakoś wyglądać na tej sesji. - Od razu się rozpromieniła, a ja
usłyszałam klakson. Uchyliłam drzwi, a ze zdziwienia, aż otworzyłam szeroko
buzię.
- Tu biuro
podróży Alfa Star! Z nami pojedziesz aż na koniec świata! - Przed ogromną
czarną limuzyną stał mężczyzna, którego głos od razu poznałam. Chryste Panie,
to Joe…
- Yyy…
- Pani, Haruno!
- Wzrostem sięgał mi może do ramienia, a ja doprawdy akurat centymetrami nie
grzeszyłam. - Zapraszamy do środka! Wszystkimi bagażami się zajmę!
W holu pojawiły
się dziewczyny, które uściskałam na pożegnanie.
- Spokojnie,
spokojnie. - Pokazałam im język, udając radosną. - Przecież wrócę.
- Mamy
nadzieję. - Ruszyłam w stronę auta, a Joe z moją ogromną walizką na plecach
zataczał się na chodniku, jakby dopiero właśnie skończył pić entą kolejkę.
- Trzymajcie
się! - Machnęłam ręką, otwierając drzwi.
- To ty też się
nie puszczaj! - Rzuciła Arya, na co wybuchnęłam śmiechem, a one razem ze mną.
- Bye!
Drzwi się za
mną zamknęły, a przyciemnione szyby chroniły moje oczy przed promykami słońca,
które właśnie wyszło zza chmur. Westchnęłam, sprawdzając czy wzięłam telefon.
Gdy poczułam znajomy ciężar w kieszeni spodni uspokoiłam się i zamknęłam oczy.
Sakura, przestań, nie bądź dzieckiem. Przecież oni cię wcale nie porwią, nie
zgwałcą i nie zamordują.
Limuzyna
ruszyła.
- Witamy. -
Irytujący głos Joe otoczył mnie ze wszystkich stron, a ja wygodniej rozparłam
się na czarnej skórzanej kanapie.
- Cześć -
mruknęłam, przesuwając cienką kotarę, za którą znajdował się… stolik barowy i
jeszcze więcej kanap! - Ło kurwa… - wymsknęło mi się, przez co szybko
zasłoniłam usta dłonią.
- Ojej! Takiej
reakcji jeszcze nie słyszeliśmy! - Uniosłam jedną brew do góry, zastanawiając
się, dlaczego ten karzełek mówił o sobie w liczbie mnogiej.
- Może to
trochę nie w temat - mruknęłam - ale jak nazywa się prezes, któremu mam
towarzyszyć?
- To pani nie
wie? - Mały ekranik wysunął się z podłogi, a ja podskoczyłam. Niewyjściowa
twarz Joe pojawiła mi się przed oczami, a do prawdy nie był to ciekawy widok.
- Najwidoczniej
nie - fuknęłam, ziewając i upijając kolejny łyk kawy.
- To pani nie
powiem, hehe. - Zaśmiał się, a auto skręciło, przez co o mało nie polałam się
kawą.
- Powiedz mi
natychmiast! - warknęłam. Jakiś karzełek miał mnie w garści. Wrrr.
- Jest wysoki,
młody, przystojny. - Zaczął wyliczać, cały czas koncentrując się na jeździe. -
Nawet cholernie przystojny i obrzydliwie bogaty. - Dodał śpiewnie, a ja
popatrzyłam na niego sceptycznie.
- Wolisz
chłopców?
- Żeby życie
miał smaczek, raz dziewczynka raz chłopaczek!
Uśmiechnęłam
się lekko, czując, że będzie to ciekawy wyjazd. Rozparłam się na kanapie. Może
nie będzie tak źle?
Po chwili z
głośników popłynęła melodyjka rodem z wesołego miasteczka. Popatrzyłam na
ekranik, gdzie Joe tańczył przejęty, nadal jednak kierując pojazdem.
- Na co ja się
skazałam…- mruknęłam, zamykając oczy. Życie takie brutalnie, a powieki takie
ciężkie...
- Pani Haruno!
- Ocknęłam się, gdyż najwyraźniej musiałam przysnąć.
- No?
- Proszę pójść
do hali odlotów. Tam będzie czekała na panią moja siostra z tabliczką z pani
nazwiskiem. Możliwe, że prezes również już jest. - Zaczął unosić jedną brew,
chcąc wzbudzić we mnie ciekawość. - Zajmę się pani bagażami.
- Dobra, dobra
- mruknęłam i wysiadłam. Przeszły mnie ciarki, bo na dworze zrobiło się
zimniej, więc jak najszybciej weszłam do olbrzymiego budynku.
Powitał mnie
przejrzysty hol, lecz byłam na tyle niewyspana, że kompletnie nie zachwycałam
się nowoczesnym wystrojem lotniska. Gdy tylko w oczy rzuciła mi się tabliczka z
napisem “hala odlotów” skierowałam się dokładnie w tę stronę. Minęłam mnóstwo
ludzi. Każdy spieszył się w swoją stronę, często mnie trącając, czy
przepychając, co tylko bardziej mnie denerwowało.
“Hala odlotów”
była coraz bliżej mnie, a ja westchnęłam z ulgą, gdy przekroczyłam jej próg.
Rozglądałam się wokoło, lecz nigdzie nie widziałam tabliczki z własnym
nazwiskiem.
Minęłam zakręt,
przechodząc w korytarz, a moim oczom ukazała się szukana osoba. Dziewczyna była
młoda i … tak samo niska jak jej brat. Poczęłam iść w jej stronę, a ona na mój
widok zaczęła machać ręką. Obok niej schylał się mężczyzna, któremu
najwyraźniej coś upadło. Skupiłam na nim swój wzrok, gdy wstał, lecz nadal stał
do mnie tyłem. Odwrócił się, a ja schowałam się w pierwszej lepszej wnęce.
Proszę, tylko nie to…
Wychyliłam się
delikatnie, aby zobaczyć jak karzełkowata kobieta szuka mnie wzrokiem, a obok
niej stoi…
Nie…
Westchnęłam.
Każdy tylko nie
ty, Uchiha.
Sasuke
*Kilka godzin
wcześniej*
Kac morderca
nie ma serca.
Moje motto za
czasów studiów ponownie znalazło swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, gdy o
ósmej rano obudził mnie budzik. Byłem niespakowany, niewyspany i głodny. Jedyne
o czym marzyłem to dalsze spanie, ale…
- Witaj,
braciszku. - Odwróciłem głowę w lewo, gdzie stał Itachi z rękoma założonymi na
piersi, ubrany tak jak zawsze w nienagannie wyprasowany garnitur bez oznak
jakiegokolwiek zmęczenia na twarzy. Pedant.
- Dobranoc -
mruknąłem, decydując się na jeszcze kilka minut drzemki. Przecież w niczym mi to
nie zaszkodzi.
- Wstawaj,
szczylu - warknął, podwijając wszystkie rolety, na co ja usiadłem.
Kurwa.
Jak wrócę to
pierwsze co, to robię remont. Każę zamontować je tu na stałe, ale najlepiej
zamuruję te pieprzone okna.
- Wal się,
dobra? - fuknąłem, łapiąc się za głowę.
- Nie - odparł,
otwierając jedno okno na oścież, a mi momentalnie zrobiło się zimno.
- Dobra,
wstaję. - Zirytowany zrobiłem tak, jak powiedziałem, kierując się do toalety.
- Ty się tu
pindruj, a ja czekam w salonie. Masz niecałą godzinę - rzucił i wyszedł.
Popatrzyłem, jak zamykał za sobą drzwi i oparłem się głową o zimną ścianę,
która chociaż przez chwilę koiła ból. Przysnąłem o mało co nie budząc się na
podłodze. Uderzyłem jednak nogą o kant szafki, przez co zacząłem soczyście
przeklinać pod nosem.
Mimo fatalnego
humoru szybko się spakowałem, zostawiając w pokoju kompletny burdel. Doszedłem
do wniosku, że po drodze zadzwonię do jakiejś firmy sprzątającej. I po
problemie! Poprawiłem krawat i wziąwszy walizkę wyszedłem z sypialni. W
korytarzu usłyszałem jakieś dziwne dźwięki, więc czym prędzej skierowałem się
do salonu, gdzie…
Itachi grał na
moim xboxie, namiętnie wczuwając się w grę.
- A masz, ty
cipo - syknął w skupieniu, wyciągając lekko język raz powalając boksera na
ziemię. Rzuciłem okiem na pudełko. Oho, Tekken. Mój braciszek wziął się za grę
stulecia. - Lewy, prawy, low. O tak! - Oparłem się o futrynę ubawiony.
- Aż tak cię
Shee wytresowała? - mruknąłem, wchodząc do środka, tym samym ujawniając swoją
obecność.
- Nie - odparł
jakby nigdy nic, nie przerywając gry.
- Jasne, jasne.
- Pokazała mi
kilka chwytów z tego swojego Oyama Karate, a ja jej kilka z Muai Thai. -
Spojrzał się na mnie. - Tresujemy się nawzajem.
I w tym
momencie w jego wypowiedzi wyczułem podwójne dno.
Dziesięć minut
później siedzieliśmy już w czarnym bmw zamówionym przez Madarę. Za kierownicą
siedziała jakaś karłowata babeczka, bez przerwy mieląca tym swoim jęzorem na
prawo i lewo, co mnie strasznie denerwowało. Napisałem smsy do Utakaty i Gaary.
Wiedzieli już wcześniej, że będę musiał opuścić Tokio, więc była to tylko
formalność. Gdybyśmy się spotkali, to oni określiliby to raczej “Imprezą
pożegnalną singielstwa Uchihy”, a tego wolałem uniknąć.
Tak czy siak w
ciszy dojechaliśmy na lotnisko, a mój brzuch zaczął wydawać dość osobliwe
dźwięki, jednoznacznie mówiące mi, że czas coś zjeść. Ten nudny budynek
zwiedzałem już tak wiele razy, że już dawno przestał mnie zachwycać. Szedłem za
Itachim i Ooneą, skupiając się tylko na tym, żeby nie zgubić jego pleców.
Walizka wydawała mi się ciężka, a powieki jeszcze bardziej. W pewnym momencie
mój brat się zatrzymał, a ja wpadłem wprost na niego.
- Co, gdzie,
jak? - Zacząłem się rozglądać, na co on puknął mnie dwoma palcami w czoło.
Boże, jak ja tego nie lubię.
- Idę do wc, a
ty tu grzecznie poczekasz z Ooneą na swoją dziewoję, dobrze? - Potaknąłem z
przywyczajenia, a oczy ponownie mi się zamknęły.
- Panie Sasuke,
proszę do mnie! - Kobieta zawołała mnie, a ja westchnąłem i podszedłem do niej,
zwracając uwagę na dużą tabliczkę trzymaną w ręce.
- Może się pani
do mnie odwrócić? - mruknąłem zainteresowany.
- Oczywiście -
odpowiedziała i… aż złapałem się ręką za parapet, aby nie upaść. - Wszystko w
porządku? - spytała przejęta, kiedy mój mózg gorączkowo pracował.
- Czy tu jest
napisane: Haruno?
- Tak, czytać
pan nie umie?
Miku, Miku,
Miku.
Lepiej trafić
nie mogłem.
Z wrażenia
paczka gum, którą trzymałem w ręce upadła, przez co musiałem się schylić. Los
nareszcie się do mnie uśmiechnął!
- O! Chyba
jest! - krzyknęła, Oonea, wskazując palcem w stronę ogromnego tłumu. Oparłem
się łokciem o parapet, starając się zrelaksować. Nie dość, że laska to jeszcze
jaka. Brązowa czupryna pokazała się na horyzoncie, a ja odetchnąłem.
Rzeczywiście, lepiej chyba trafić nie mogłem.
- Cześć Miku -
powiedziałem, gdy dziewczyna stanęła obok. Otaksowałem ją wzrokiem i … coś mi
nie pasowało.
- Cześć Sasuke.
- Wyraźnie siliła się na miły ton, starając się grać rozluźnioną. Miała jakiś
inny, wyższy głos. Ponownie się jej przyjrzałem i stwierdziłem, że coś było nie
w porządku.
- Mój brat nie
sprawiał problemów? - Oodea doskoczyła do niej i ucałowała w dwa poliki, a ona
całą siłą woli starała się nie wybuchnąć.
- Jest dość -
zamilkła szukając odpowiedniego określenia - specyficzny. W tym momencie
pracownica biura podróży rozgadała się na temat Joe, a ja intensywnie
przyglądałem się Miku. Wydawało mi się, że była wyższa. Teraz sięgała mi
zaledwie do brody, a jej oczy nie były już tak przyjazne innym jak wcześniej,
lecz ciskające gromami na każde słowo, wypowiedziane w stronę ich właścicielki.
Spuściłem wzrok i zauważyłem, że normalnie była jeszcze niższa, gdyż teraz
miała na sobie wysokie obcasy, aby optycznie wydłużyć szczupłe nogi. Czyżby
Miku miała kompleksy?
- Lot numer
2559 zostaje przyśpieszony z przyczyny blokowania pasa. Wszystkich pasażerów
tego prywatnego samolotu prosimy o jak najszybsze przetransportowanie się do
samolotu. Sytuacja jest nadzwyczajna, kontrola odbędzie się w powietrzu.
- O Boże! -
Oodea złapała się za głowę, a ja oderwałem wzrok od dziewczyny. - To nasz lot!
- Jestem już,
jestem! - Joe pojawił się obok nas, niespodziewanie wychodząc z tłumu. - Cześć
Oodea. Witaj, Sasuke-sama.
- Musimy się
spieszyć! Lot nam przyspieszyli! - Po tym krótkim ogłoszeniu na lotnisku
zrobił się jeszcze większy zamęt niż wcześniej. Miku wyglądała na zirytowaną i
niewyspaną, a Oodea właśnie chciała wyjść z siebie i stanąć obok. Ech, baby.
- Chwila! - Joe
krzyknął, choć i tak słabo było go słychać w tym hałasie. - Przyniosłem dopiero
tę białą torbę! Jeszcze pani walizka!
- Pasażerowie
lotu 2559. Samolot startuje za pięć minut z pasa numer dziewięć.
- To są chyba
jakieś żarty - warknęła Haruno, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Czyżby miała
jakiś charakterek w tej swojej wymodelowanej główce?
- Sasuke! -
Odwróciłem się, aby zobaczyć, jak Itachi biegnie w naszą stronę. Cholera,
myślałem, że nie zdąży. Miku na jego widok odwróciła się bokiem, a Oodea
złapała mnie za ramię. - Natychmiast macie biec na pas numer dziewięć!
- Nie jestem
głuchy, idę, idę - mruknąłem, podnosząc walizkę.
- Uchiha Itachi
- przywitał się z Miku, szybkim skinieniem głowy.
- Nigdzie nie
jadę. - Mój brat zamknął swą jadaczkę, gdyż najwyraźniej miał ochotę coś
powiedzieć, ale Haruno mu to udaremniła.
- Słucham?
- Nie mam mojej
walizki - syknęła, mrużąc swe zielone oczy. Kurde, czy one wcześniej na pewno
były zielone?
- Sasuke wszystko
ci kupi. - Na jego słowa otworzyłem szeroko oczy. No i co? Może jeszcze
frytki do tego?
- Tak, tak! -
krzyknęła Oodea. - A teraz szybko na pas!
- Cześć -
rzuciłem do brata, chcąc mu pokazać, jak bardzo nie miałem ochoty nigdzie
lecieć.
- Nigdzie nie
jadę - powtórzyła Miku, a ja złapałem ją za rękę i pociągnąłem bez słowa w tłum
ludzi. W drugiej ręce miałem walizkę, a ona jakąś białą torbę, która obijała
jej się o nogi, więc nie było za wygodnie.
- Uchiha, ty
skończony kretynie! - krzyknęła, gdy wbiegliśmy w tuman pchających się ku
wyjściu ludzi. Zatrzymałem się, a ona uderzyła o moje plecy. Opuściłem wzrok, a
na moich ustach błąkał się delikatny uśmiech satysfakcji, widząc ją tak
zdenerwowaną.
- Nie jestem
kretynem - mruknąłem, a jej oczy poszerzyły się. Po chwili znów pociągnąłem jej
dłoń, a ona ruszyła za mną czy tego chciała, czy nie. Po jakiś może dwudziestu
sekundach przepychania się, wydostaliśmy się na powietrze. Wtedy przyspieszyłem
jeszcze bardziej, a ona puściła moją rękę.
- Mam obcasy!
Nie będę biegła w amoku, jak zaganiana do uboju świnia! - Porównanie, które
wypłynęło z jej ust było doprawdy dziwne, a gdy nasze spojrzenia się
skrzyżowały, doszedłem do wniosku, że kolor zielony również może być zabójczy.
- Chodź. - Z
całej siły powstrzymywałem się, aby nie powiedzieć: nie pierdol. Byłoby to
niekulturalne, bardziej niż zwykle w stosunku do kobiety, a matka mojego
dziecka musi być przecież traktowana z należytym szacunkiem.
- Zabiję -
warknęła, gdy znów zaczęliśmy biec. Gdzieś za nami człapali Joe i Oodea, ale
oni naprawdę do szczęścia nie byli mi potrzebni. Równie dobrze mogliby zostać w
Tokio.
- Zobaczymy -
mruknąłem pod nosem, gdy zatrzymaliśmy się przed schodami do średniej wielkości
białego odrzutowca.
- Uch! -
sapnęła, patrząc na swoje buty. Też spuściłem wzrok i zobaczyłem brak pewnego
elementu jednego nakrycia jej stopy, a mianowicie jej części, który potocznie
nazywany był obcasem. - To wszystko twoja wina! - Kipiała ze złości, a ja byłem
szczerze ubawiony.
- W życiu zdarzają
się gorsze problemy - odparłem sucho, nie pokazując po sobie rozbawienia oraz
przepuszczając ją na schodach. Przez chwilę popatrzyła się na mnie zdziwiona,
ale ruszyła pierwsza. Weszliśmy jako ostatni pasażerowie, gdyż w środku panował
już tłok, a ciemnowłosa stewardessa w okularach odliczała ludzi. Staliśmy tak
czekając aż skończy, a gdy to się stało zwróciła się do mnie.
- Panie Uchiha,
brakuje nam dwojga pasażerów, a musimy startować. - Rozejrzałem się, lecz
nigdzie nie widziałem Joe i Oodei, co mnie niezwykle uradowało.
- Więc
startujmy - odparłem, korzystając z okazji, że Miku skupiła się na swojej
białej torbie nie zauważając braku dwójki karłów.
- Tak jest -
powiedziała Kira, z tego co przeczytałem na plakietce, a ja odetchnąłem.
- Proszę
natychmiast usiąść na miejsca. Na chwilę obecną na jakiekolwiek. Gdy będziemy
już w powietrzu, będziecie mogli państwo znaleźć swoje siedzenia, a my
przeprowadzić.
Weszliśmy
trochę głębiej, a klapa samolotu zamknęła się. Pociągnąłem Miku za rękę na
pierwsze, wolne siedzenia, na które dziewczyna klapła z niekrytym oburzeniem.
Niektórzy jeszcze stali, krzątając się w przejściu, a ja poczułem zapach
jedzenia.
To był moment,
kiedy poczułem, że muszę coś zjeść.
Sakura
Zamęt. Po
prostu zamęt.
To było jedyne
słowo, które potrafiło opisać to, co właśnie się ze mną działo.
Chciałaś Haruno
zmian?! To masz aż nad to!
Siedziałam obok
Sasuke, wbita w fotel przez startujący samolot. Stopy bolały mnie
niemiłosiernie i skończyłam bez walizki. Byłam śpiąca i zziębnięta mimo tego,
że w moim sercu rozgrywała się właśnie kończąca scena światowego Armagedonu.
Byłam cholernie
wdzięczna losowi, że podczas startowania stewardessa poprosiła nas o milczenie.
Sądzę, że palnęłabym coś głupiego i niestosownego, a w najgorszym wypadku
ujawniła się.
Niestety, po
kilku minutach nastąpił komunikat, że możemy znaleźć swoje miejsca, a ja w
końcu spojrzałam na Sasuke, bojąc się zrobić to wcześniej. Był ubrany w
garnitur, lecz dziś zamiast białej koszuli założył czarną i wyglądał… Kami… Nie
rób mi tego.
- Chodź,
znajdziemy swoje miejsca - mruknął, podnosząc się.
- Kawy… -
westchnęłam senna.
- Przecież ty
nie lubisz kawy. - Zmarszczył brwi i zaczął przeciskać się między ludźmi.
Wzięłam moją białą reklamówkę i poszłam za nim.
- Jak to, nie
lubię? - rzuciłam, przeskakując nad jakąś walizką. Zapomniałam, że jeden mój
obcas był co najmniej niesprawny, przez co o mało się nie wywróciłam. Sasuke
jednak nic nie zauważył i szedł przed siebie.
- Dałaś mi
kosza, mówiąc, że jej nie lubisz, gdy zaproponowałem ci wypad do kawiarni.
Skuliłam się
delikatnie. Kurde! Haruno, pierwsza gafa zaliczona.
- A no tak,
zapomniałam - mruknęłam, zauważając dwa wolne siedzenia na samym końcu lekko
oddalone od reszty.
- Miku. -
Sasuke zatrzymał się przed nimi, wrzucając walizkę na górę, aby pokazać coś za
moimi plecami. - Czy to nie Joe? - Odwróciłam się i poczułam, jak peruka spada
z mojej głowy. Natychmiast spojrzałam na Uchihę, który trzymał ją w ręce…-
Wiedziałem! - krzyknął, odrzucając sztuczne włosie jak najdalej od nas.
- Cicho -
skarciłam go, gdyż skupiliśmy na sobie uwagę wszystkich pasażerów.
- Kim ty
jesteś, kobieto?! - krzyknął, przybliżając się.
- Nazywam się
Haruno - odparłam cicho.
- Szczerze
wątpię!
- Na tabliczce
było samo nazwisko! A nie imię! Dostałeś Haruno, ale nie tą, którą chciałeś! -
wrzasnęłam, drżąc z wściekłości. Poprawiłam swój koński ogon, patrząc na niego
wojowniczo.
- To przecież…!
- Zamknęłam mu usta dłonią. Zrobiliśmy już wystarczające przedstawienie.
Brakowało nam jedynie skierowanych na nas świateł, aby potwierdzić nasz
majestat w oczach widowni. Nawet stewardessy pojawiły się obok, a ja popchnęłam
Uchihę na siedzenie, nadal zatykając mu usta.
- Kryzys w
małżeństwie! - krzyknęłam głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć. Mimo tego, że
nikt mnie tu nie znał, nie chciałam doklejać mojemu nazwisku jakiejś etykietki.
Po prostu nie. - Koniec przedstawienia! Mąż trochę wypił przed odlotem! -
Usiadłam obok, zabierając dłoń i płonąć ze wstydu w tym samym czasie. To było
takie *****
- Nie ta
Haruno, powiadasz? - syknął cicho, zbliżając swoją twarz. Już drugi raz w życiu
uderzył we mnie zapach jego perfum i przez chwilę nie mogłam się skupić.
Uniosłam wzrok, natykając jego natarczywe spojrzenie i uniosłam dumnie głowę,
czując, że moja odwaga i pewność siebie wracają na swoje miejsce.
- Dokładnie
tak, Uchiha - odparłam, zdejmując niewygodne buty. On westchnął i przetarł oczy
dłonią.
- To żenujące -
rzucił, opierając się.
- Ty jesteś
żenujący - warknęłam, podciągając nogi na siedzenie. Boże, proszę, aby to był
tylko sen, abym go nigdy w życiu nie spotkała.
- Słuchaj -
podniósł głos - mam dość two…
- Kawy,
herbaty? - Stewardessa rzuciła mi jednoznaczne spojrzenie, a ja oczami
podziękowałam jej za idealnie dobrany moment.
- Kawy poproszę
- uśmiechnęłam się, a Sasuke zacisnął usta w cienką linię.
- Poproszę coś
do jedzenia. Cokolwiek, byle szybko - mruknął, nadal zdenerwowany.
- Musi pan
wybaczyć, ale nie zdążyliśmy zabrać na pokład prowiantu… - Kira poprawiła
okulary i patrzyła niepewnie na Uchihę. - Trudne warunki i…
- Trudne
warunki?! - tym razem on jej przerwał.
- To ja pani
zaraz przyniosę tą kawę - rzuciła i jak najszybciej zniknęła z naszego pola
widzenia.
- Dwanaście
godzin na pustym żołądku - warknął, gwałtownym ruchem rozluźniając krawat.
Przyłapałam się na obserwowaniu go, a musiałam jak najszybciej przestać do
robić. Nie działało to na moją korzyść. - Więc jak masz na imię, Haruno? -
zironizował, a w moich oczach pojawiły się złowróżbne ogniki.
- Możesz mówić
do mnie Haruno - palnęłam, czując dziwną potrzebę, aby nie mówić mu swojego
imienia.
- Świetnie,
Haruno - prychnął, a ja zdjęłam marynarkę i rozłożyłam niżej fotel, aby móc się
położyć.
Wreszcie
odetchnęłam i z całych sił starałam się skupić. Mężczyzna obok skutecznie mi to
uniemożliwiał, za pewne nawet o tym nie wiedząc. Tak czy siak, siedząc obok nie
myślałam o niczym konkretnym. Żeby jakkolwiek zmienić tok swoich rozmyślań
zaczęłam rozglądać się po wnętrzu samolotu.
Wcześniej byłam
tak zaabsorbowana Uchihą, że nie zwróciłam uwagi na przytulny wystój. Siedzenia
były zrobione z białej skóry, z granatowymi dodatkami. Wykładzina na podłodze
również była w odcieniu granatu, a nawet stroje stewardess pasowały
kolorystycznie do elementów pomieszczenia. Spojrzałam przez małe okienko
mieszczące się po mojej prawej stronie. Zapatrzyłam się w to, co było za nim.
Tak naprawdę patrzyłam w pustkę, a moje myśli po prostu galopowały w
zastraszającym tempie, nie zamierzając tego zaprzestać.
- Co ty robisz?
- syknęłam, patrząc na Sasuke, który w połowie zaprzestał jedzenia tosta, mając
kanapkę w ustach.
- Jem, nie
widzisz? - odparł i ugryzł ją po raz kolejny.
- Czy to…? -
Spojrzałam pod swoje nogi.
- Tak, to z
twojej reklamówki - mruknął, zgniatając sreberko, które jeszcze chwilę temu
chroniło kanapkę na przykład przed takim Uchihą!
- Kojarzysz
pojęcie prywatność? - syknęłam, przestawiając torebkę bliżej siebie.
- Wysiądziemy
to uwierz, że kupię ci pełną lodówkę - sarknął, otwierając kolejnego tosta.
- Nie obchodzi
mnie żadna lodówka - fuknęłam - to jedzenie zrobiła moja siostra.
- Więc Miku
jest twoją siostrą? - spytał z satysfakcją wymalowaną na twarzy. - Myślałem, że
jakąś siostrzenicą.
I w tym
momencie Uchiha Sasuke przegrał życie.
* Nikiro,
cytuję cię tu. Szanuj to.
***
***
Ohayo! B|
Jest i notka, która... nie była dla was jakimś ogromnym zaskoczeniem. Można było się tego spodziewać - bywa życie xd
Mam jednak nadzieję, że nie usnęliście podczas czytania, bo byłby to dla mnie ogromny cios xD
Razem z tym rozdziałem miał pojawić się nowy szablon, który niestety nie doszedł jeszcze do stanu używalności, więc ujrzy światło dziennie za jakieś dwa tygodnie.
SS oficjalnie zaczęło się. Mam nadzieję, że nie spaliłam tego spotkania .__.
Teraz będzie już tylko gorzej... ]:->
Bywajcie!
Jest i notka, która... nie była dla was jakimś ogromnym zaskoczeniem. Można było się tego spodziewać - bywa życie xd
Mam jednak nadzieję, że nie usnęliście podczas czytania, bo byłby to dla mnie ogromny cios xD
Razem z tym rozdziałem miał pojawić się nowy szablon, który niestety nie doszedł jeszcze do stanu używalności, więc ujrzy światło dziennie za jakieś dwa tygodnie.
SS oficjalnie zaczęło się. Mam nadzieję, że nie spaliłam tego spotkania .__.
Teraz będzie już tylko gorzej... ]:->
Bywajcie!
Kocham, kocham, kocham <3 Jesteś boska i twój styl pisania jest genialny. Jakoś przebolałam te dwa tygodnie bez nowego rozdziału. A dzsiaj znowu cały czas odświeżanie strony. Niestety pisanie komentarzy na moim tablecie wolno mi wychodzi.
OdpowiedzUsuńNotka była wspaniała, w sumie jak wszystkie poprzednie. I nie wiem dlaczego ktoś miałby przy niej zasnąć xd. Można było się tego podziewać, że to Sakura z nim pojedzie, ale o to właśnie chodzi *-* Teraz czeka ich kilka dni niezapomnianej przygody, której nie mogę się doczekać.
I znowu trza będzie czekać dwa tygodnie na następną część, czy dodasz wcześniej? ;3
Wytrwale będę czekać, pozdrawiam i życzę weny <3
Coś wiem o tych tabletach. Komentarze to nic, spróbuj napisać rozdział xD
UsuńNo wiedziałam, że to będzie spodziewane, szczególnie, kiedy piszę z dwóch perspektyw.
Wątpię, że dodam wcześniej. Jak zacznę dodawać je częściej to nie wyrobię xD
Pozdrawiam ;D
Hahaha :D to jest ŚWIETNE! szybciutko przeczytałam 4 rozdziały i na pewno będę tu zaglądać :) ciekawi mnie bardzo jak rozwinie sie sytuacja na wyjeździe. Tekst Sasuke na koniec boski xD. Pozdrawiam, zycze weny czekam na next :*
OdpowiedzUsuń-Buu
Miło mi powitać kolejną czytelniczkę ^^
UsuńDziękuję i również pozdrawiam :D
Mnie nie znudziło. Karuzela to istna magia, która odmienia moje życie. Jest mi źle i smutno - po przeczytaniu, zapominam o wszystkich problemach. Nie chce mi się żyć, a oddychanie staje się zbyt męczące - po przeczytaniu życie jest piękne i dookoła widzę tęcze. (darujmy sobie jednorożce B|) Nawet moja znieczulica nieco minęła. Czytając to miałam wiele przemyśleń, niektóre nie do końca związane z fabułą. Np. jak długo trwałby film, zrobiony z Uchiha Kyodai i zawierający wszystkie dialogi, wydarzenia i najważniejsze myśli bohaterów (te mniej ważne można by w sumie przekształcić w jakiś monolog)? I to pytanie będzie mnie chyba jeszcze bardzo długo nurtowało. Przemyślenie namber tu: Sytuacja na lotnisku jest iście nierealna. (jednak nie traktuj tego jako naganę, a suchy fakt, bo mimo wszystko było zabawnie). Z doświadczenia wiem, że jak pas zostanie zablokowany przez choćby jeden mały samolocik to wszystko się wali. Masz lot o 18, czekasz 12 godzin nie śpiąc, próbując przebukować bilety, bez dostępu do sieci, bo serwer padł, zapominając polskiego w gębie, żeby o tej 6 rano dostać się (mając nikłą nadzieję, że znów czegoś nie zepsują) z powrotem do Polski. Tak bardzo, Anglia. Nie lubię tego kraju, tam wszystko jest na opak. Do tego chyba kilometrowa (serio nie przesadzam) kolejka do ticket-desku. (tam byli ludzie chyba każdej narodowości i zajmowali długość prawie całego holu). Oczywiście Polacy najlepsi agenci, Polak potrafi. Zagadaliśmy do jakiegoś pana na początku kolejki i tym pięknym sposobem dostaliśmy się przed samą ladę. Kończę, pisać o moich iście fascynujących przeżyciach. W końcu w Japonii, może być zupełnie inna kultura i różne rzeczy są możliwe. W końcu sama słyszałam o przypadku, gdzie lot przełożono na wcześniej i samolot wyleciał pusty O.o Ale to już w Polsce. Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia. Bo jeśli to był prywatny odrzutowiec, to czy nie powinien się w nim znaleźć nikt więcej prócz wybrańców? (Sasuke, Sakura i ewentualnie ta sympatyczna dwójka). I jeszcze wrócę na początek (chaos, wiem). To zdanie, że Miku przypominała pandę, mnie rozbroiło. Bo mam na tapecie, taką słodką pandzię w kartonie, taką mega sweet. A na kartonie napis: przygarniesz mnie? I tak sobie wyobraziłam Miku i aż mi się troszkę łezka zakręciła w oczku. Mówiłam, ze magia, no. Tylko mogłoby być więcej śmiesznych tekstów. Takich, po których tarzałabym się po podłodze. A może były, tylko moja znieczulica nie pozwoliła mi ich dostrzec? Wierzę, że było świetnie. (Lol, nie ufam sama sobie. Świat schodzi na psy) Weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzestań, bo wpadnę w samozachwyt xD
UsuńFilm z Uchiha Kyodai splajtowałby. Nikt by na niego nie przyszedł ._.
Prywatny, lecz należący do firmy. Może nim lecieć więcej osób ^^
Powinno być śmiesznie, spokojnie xD
Dziękuję i może do jutra ;D
Ja bym przyszła. Razem z przyjaciółką :D
UsuńRozdział jest po prostu GENIALNY. Uwielbiam pare SasuSaku. Chociaż irytuje mnie strasznie Miku - jaka to ona wspaniała jest. Niech zobaczą, że Sakura jest równie piękną kobietą tyle, że z charakterkiem :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak potoczy się ten wyjazd, więc prosze ddaj szybko nową notkę :)
To ja się GENIALNIE czuję, czytając twój komentarz :D
UsuńSakura jeszcze was zaskoczy, zobaczycie! B|
Jutro walędrinki i chyba będzie nowa notka, także... ;D
Pozdrawiam ^^
Hahaha, kac morderca atakuje! Bieedny xd
OdpowiedzUsuńArthur takie lubii? Yhyym ^^
Widać, że bez Akemii (no i kawy) uchihowy świat się wali ;d
Te długii.. To niesprawiedliwe, z jednej strony wobec Miku a z drugiej.. no cóż ;d już wiemy w jaki sposób się spotkają:) - taki piękny przykład siostrzanej miłości <3
Budzik w telefonie - skąd ja to znam?;d (a propos śpiew Króla Juliana, to mój budzik <3)
Joe jest cudowy;d - a numer rejestracji? Przypadkowy? 9669?;p
Wskazówka na przyszłość (i mój osobisty wyznacznik wszystkiego) -
"Co masz zrobić jutro, zrób dziś!", a nie takie pakowanie kilka godzin przed wyjazdem;d - to niedopuszczalne! xd
No i to może lepiej, że Sakura dowiedziała sie dopiero na lotnisku, komu będzie towarzyszyć? Heh, jeszcze by próbowała coś zrobić;d - w końcu nazywa się Haruno;d
Relacje Itachi - Sasuke, można podsumować jednym zdaniem - nie ma to jak starszy brat;d
O zły losie, który przyśpieszyłeś lot i schowałeś walizki! Bez tego czytelnicy nie mieli by takiej frajdy.
".. matka mojego dziecka musi być przecież traktowana z należytym szacunkiem." - i tak trzymać Sasuke!
I stało się, spotkali się w końcu twarzą w twarz, bez sztucznych włosów, soczewek i przebrań :>
"...Sasuke przegrał życie." - czekam na wielką zemstę Haruno ;d
Wielokrotnie to już pisałam i ciągle będę podkreślać: uwielbiam Twój sposób pisania i ten humor ;)
Cóż można dodać? Czekam na więcej:)
Weny życzę :*
Nami
Już ty wiesz, co Arthur lubi :3
UsuńJulian rządzi! Ooo, tak :D
Itaś jest chodzącym ideałem i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej, więc przyjmuję komplement apropo mojego męża! <3
Nami jak zawsze niezawodna, och ach <3
Baj! ;D
Kilka literówek, "wystój" "wte i wewte" ale co tam polski mamy sasusaku! Uwielbiam ten rozdział, chociaż wydawał mi się trochę krótki W każdym razie ciekawi mnie następna notka… i w ogóle cały ten wyjazd. No i co do cholery jasnej mają Haruno z Uchiha… hmmm, zagadki i zagadki. Weny, czekam na ASW i oczywiście na next tutaj. jeszcze raz weny!
OdpowiedzUsuńNo bywa życie, no :D
UsuńAsw jest w planach xD
Wena jest B|
No i po raz kolejny zUa ja nie skomciała poprzednich rozdziałów, a przeczytała... Na skazanie, czy wybaczysz mi ten występek? :D
OdpowiedzUsuńRobi się cholernie ciekawie! Życie takie brutalne kojarzy mi się z piesełem xD
Ciekawi mnie gdzie Uchiha i Haruno się wybierają, no i co z tego wyniknie. Coś czuję, że będzie dość... ciekawie :D - wyczuwam wybuchową mieszankę :D
Sasuke jaki niekulturalny, obżarciuch straszny, no! Ja go bym tam wyrzuciła przez okno xD
No i w końcu jest ktoś mniejszy, z krótkimi nóżkami - usatysfakcjonowana Sasame :D
Niach, niach! Shee coś niedobra jesteś, Zochan mi się skarży na gg, że wybrzydzasz jeśli chodzi o tło do szablonu. Ładnie to tak? xD
Czekam na kolejny rozdział, a sama lecę coś pisać <3
Buziaki <3
Jest i Sasame :D
UsuńWybaczę, wybaczę xd
A powiem ci, że pieseł też ma w tym swój udział xD
Nie powinno być nudno.
Sasek to zwykły facet z domieszką boskości, tak sądzę xD
Zohan teraz odkryła PS, to dopiero zacznie się zabawa xD
Pisz, pisz ;D
Baj!:D
Ej no bezsensu :-/ jak ja wchodzę to już nie mam co dopowiadać :-( wiedz tylko, że mi się podoba :-D kocham, hayley :-*
OdpowiedzUsuńHayley taka wylewna <3
UsuńDobra dobra. Przeczytałam wczoraj, ale dziś komentuje, ech.
OdpowiedzUsuńWięc rozdział nawet krótki jak na ciebie. Nieźle nieźle.
Powiem Ci, że to opowiadanie ci naprawdę wychodzi. Jest śmiesznie, jest fajnie, jest akcja. Czyli jest wszystko.
No no no mamy i Kire huehuehuehuehue xDD
Ogólnie nieźle wymyślone z tą Sakurą, żeby to ona jechała zamiast Miku. No brawo brawo. Co jeszcze powiem?
Że chyba teraz Karuzela się rozkręciła, no nie?
xD
Pozdrawiam xddd
Joł joł :D
UsuńKolejny będzie długi, frajery xd
Ponad 20 stron się szykuje xd
Jest Kira jest impreza :D
Dokładnie.
KARUZELA SIĘ ROZKRĘCIŁA! xD
Baj ;D
Ja się idę schować jak mogłam przegapić IV ?! idę czytać V !!! -->
OdpowiedzUsuńNotuję sobie na kartce, to co chciałam zamieścić w komentarzu: "Ten Joe to jakiś dziwny osobnik płci żeńsk... (zmazuję żeńsk) męskiej" :D myślałam o męskiej a napisałam żeńskiej :D
Cytat drugi "I w tym momencie w jego wypowiedzi wyczułem podwójne dno." Taaak uwielbiam to :D
Ogólnie ponownie śmiałam się na głos czytając rozdział, na co mój brat "z kim ja mieszkam..." :D Dobry rozdział :D