30 października 2014

XIX

Miałaś nie płakać, miałaś być twarda. Co z Tobą jest?
Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić. Zapomnieć mnie.
Miałaś nie płakać, świat poukładać. Żeby miał sens.
Łatwo mówi się - ja wiem.
~ Bracia
Sasuke
Ostatnie, co pamiętam po wzięciu leków nasennych to ogromna chęć na sen oraz ciemność, do której odleciałem dosłownie chwilę potem.
Teraz siedziałem na szpitalnym łóżku, kończąc rozmowę z policjantem. Obudziłem się jakąś godzinę temu. Skontrolowano mój stan, zmieniono opatrunek i wprowadzono funkcjonariusza, który wypytał mnie o wszystko i o nic. Tak naprawdę nie wiedziałem za wiele o Ryanie. To Sakura była głównym źródłem wiedzy.
- No, kolej na pańską dziewczynę. - Otyły mężczyzna wstał, zbierając się do wyjścia.
- Kiedy wstała?
- Nie śpi od ponad dwóch godzin. Podobno szybko zwalczyła tabletki nasenne - mruknął, poprawiając pasek od spodni, który trzymał jego obrzydliwy, piwny brzuch.
- Dajcie jej na razie spokój - powiedziałem, szukając pod łóżkiem jakiś butów.
- Dobrze pan wie, że nie możemy - westchnął, a ja popatrzyłem na niego gniewnie.
- Niech przesłucha ją kobieta.
- Już to robi, ja tylko dołączę. - Podrapał się po karku, a mnie oświeciło istnienie dwóch bardzo ważnych spraw.
1. Sakura dowiedziała się o śmierci Jacka i to nie ode mnie.
2. Nie powiedziałem lekarzom, że była w ciąży. Jeśli coś zrobili mojemu dziecku…
- Co pan wyprawia? - fuknął policjant, patrząc, jak dopadłem do drzwi. Szybko je otworzyłem, znajdując się na korytarzu, gdzie panował większy ruch niż miejskim targu. Rozejrzałem się gwałtownie, szukając jakiejś znajomej twarzy. Wstrzymałem powietrze, widząc, jak Dosu pojawia się za zakręcie.
- Ej! - Odwrócił się i uśmiechnął na mój widok.
- Sasuke, tak? - spytał, podchodząc bliżej, aby podać mi rękę.
- Tak, słuchaj. - Zacząłem szybko. - Sakura jest w ciąży, wiedzieliście? - Chłopak od razu spoważniał.
- Ta dziewczyna, którą przywieźli z tobą, tak?
- Tak.
- Zaczekaj tutaj. - Ruszył żwawym krokiem w przeciwną stronę, znikając mi z oczu.
Gorączkowo chodziłem w kółko, kiedy z mojej sali wyszedł zdegustowany policjant.
- Coś w gorącej wodzie żeś kąpany - burknął, poprawiając wąsy.
- W której sali leży? - Zignorowałem jego uszczypliwą uwagę, nie mając zamiaru znów się z nim kłócić.
- Nie twojej, panie prezesie - żachnął wielce urażony, odwracając głowę. Mimo tego rzuciłem mu najbardziej chłodne spojrzenie, na jakie było mnie stać, a on odpuścił dopiero po kilku sekundach. - Piętro wyżej, ostatnia po lewo. - I odszedł.
Usiadłem na krześle na korytarzu, niecierpliwie wyczekując pojawienia się Dosu. Zamyśliłem się do tego stopnia, że zauważyłem go dopiero, gdy stanął obok.
- I co? - Poderwałem się do góry, jednak po jego minie nie mogłem jednoznacznie stwierdzić, jakie wieści mi przyniósł.
- Na razie nie wiadomo. Podano jej pewne leki, które mogły źle wpłynąć na początkowe stadia ciąży, ale to jeszcze niepewne.
- Muszę do niej iść - warknąłem, chcąc go minąć, lecz ten złapał mnie za ramię.
- Twój opatrunek jest przemoczony przez krew. Trzeba go zmienić - odparł tonem niezgłaszającym sprzeciwu.
- Potem.
- Teraz. - Wepchnął mnie z powrotem do sali i wskazał na łóżko szpitalne. - Siadaj.
Podszedł do szafki przy oknie, szykując potrzebne rzeczy. Na materacu obok, facet spał jak kamień i chyba nic nie było w stanie go zbudzić. Zdjąłem poplamioną na plecach krwią koszulkę, a Dosu stanął za mną, odrywając powoli ogromny plaster.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że wolałbyś, żeby robiła to seksowna pielęgniarka, ale cierpimy na brak tego modelu. - Przeczyścił moją ranę, a ja syknąłem cicho, gdy woda utleniona spotkała się z ciałem. - Wiesz w ogóle, co miałeś w plecach?
- Nie.
- Kawałek karoserii - odparł, nakładając coś na ranę. - Masz szczęście, że uszkodził cię płytko, choć rozlegle. Przez to nie ucierpiały twoje wyrzeźbione mięśnie.
- Jesteś gejem?
- Tak bardzo widać? - jęknął zrezygnowany, a ja uśmiechnąłem się kpiąco.
- Trochę.
- Gdybyś nie został wczoraj bohaterem narodowym, będąc na ustach całego Londynu, może bym cię jej odbił, ale teraz jest już na to za późno…
- O czym ty mówisz?
- Jest w internecie film, jak negocjujesz z tym psychopatą, a potem zbierasz księżniczkę z płonącej karocy - mruknął pod nosem, przyklejając nowy opatrunek.
- Świetnie - warknąłem zirytowany. Tylko tego brakowało.
Wspomniałem już, że nienawidzę dziennikarzy?
- Generalnie pół angielskich kobiet za tobą szaleje - odparł, wstając, aby znów ruszyć do szafki. - Facetów też trochę jest. - Odwrócił się przez ramię, puszczając mi oczko.
Litości.
- Łap. - Rzucił mi czystą koszulkę, którą założyłem powoli, starając się nie podrażnić rany bardziej, niż dotychczas.
- Dzięki - mruknąłem, znów wstając.
- Idziesz do niej? - spytał, jedną nogą stojąc już na korytarzu.
- Tak.
- Zaprowadzę cię - zaproponował, a ja skinąłem głową.
Każdy krok sprawiał mi ból. Nie pokazałem tego po sobie, ale Dosu chyba bardziej to wyczuł niż zauważył.
- Powinieneś jeszcze leżeć - mruknął, rozglądając się chyba za moim lekarzem prowadzącym, którego na razie nie było nigdzie widać. - Ach, i na razie dla własnego dobra nie zdradzaj swojego położenia. Wcisnęliśmy dziennikarzom kit, że leżycie w prywatnej klinice.
Przeszliśmy schodami na górę, a potem korytarzem do samego końca. Sakura nadal znajdowała się na obserwacji, przez co patrzyłem przez szybę, jak nieruchomo leżała na łóżku. Jedynie jej usta ciągle wykonywały powolne ruchy, wypuszczając z siebie opowieść minionych dni. Dosu poklepał mnie po ramieniu i odszedł, a ja ledwo widocznie uchyliłem drzwi.
- I wtedy padł strzał. Straciłam na chwilę przytomność, a obudziłam się dopiero w ramionach Sasuke.
- Mówi pani o Uchiha Sasuke? - spytała drobna blondynka w mundurze policyjnym.
- Tak. - Dziewczyna ciągle coś notowała, a gruby policjant Steve, który przesłuchiwał mnie wcześniej spojrzał za szybę, zauważając moją sylwetkę. Skinął ręką, abym podszedł. Wszedłem, ale Sakura nawet nie odwróciła głowy.
- Musicie wiedzieć, że mimo wszystko potrzeba wam prawnika - odchrząknął. - Pozostała sprawa ubezpieczenia i nie tylko.
- Załatwię kogoś - odpowiedziałem, nie spuszczjąc wzroku z dziewczyny.
- W takim razie, to tyle na chwilę obecną. - Policjantka zamknęła notes i wstała. - Jeszcze wrócimy, do widzenia.
Oboje opuścili pomieszczenie, a my zostaliśmy sami w jej sali. Pozostałe trzy łóżka były puste, co niezmiernie mi pasowało - żadnych świadków ciężkiej rozmowy, którą właśnie miałem zamiar rozpocząć.
- Jak to jest, Sasuke, że kiedy myślałam, że wszystko się ułożyło, to spieprzyło się jeszcze bardziej? - szepnęła, nadal na mnie nie patrząc. Usiadłem na stołku obok. - On nie musiał ginąć - urwała, a ja wziąłem jej zdrową dłoń w swoje. Nie miałem pojęcia, co wypadało powiedzieć. Nie umiałem nikogo pocieszać, nigdy tego nie robiłem. - Nie musiał.
- Ale zginął - odparłem cicho i zastygłem z jej dłonią przyciśniętą do ust.
- Przeze mnie - powiedziała drżącym głosem, wlepiając we mnie rozżalone spojrzenie, pełne wstrzymywanych łez.
- Wcale nie. - Pokręciłem głową, choć byłem pewien, że gdyby siedział spokojnie w swoim mieszkaniu, nic by mu się nie stało. - To mógł być każdy.
- Właśnie. Każdy, tylko nie on.
Nie odpowiedziałem, nie widziedziałem co.
- Zabierzesz mnie do domu? - spytała, zaciskając palce na mojej dłoni.
O jakim domu mówiła? Moim, jej, a może naszym? Spojrzałem na nasze splecione ręce i brzuch, na którym nie było widać jeszcze żadnych śladów ciąży. Mógłbym się do tego przyzwyczaić.
- Tak.
- Zmieniłam priorytety - chlipnęła, wpatrując się w sufit. - Na pierwszym miejscu jesteśmy my. - Spojrzałem na nią zaskoczony. - Nie dam bez ciebie rady, Sasuke. Nie dam. - Płakała tuż obok mnie, a ja nie potrafiłem nic na to poradzić. Ta bezsilność bolała mnie najbardziej.
- Nie zostawię cię, już nie - szepnąłem, nie do końca przekonany, czy chciałbym, aby to usłyszała.
- Tylko nadal nie wiem, czy mogę ci ufać. - Znów zwróciła ku mnie swój wzrok, ale tym razem nie uciekła nim, a pewnie trzymała go w ryzach. Wyraźnie szukała oparcia w mojej osobie, ale…
- Ja też nie wiem - odparłem, a ona zagryzła dolną wargę. Jej ciałem targnął szloch.
Poczułem ucisk w klatce piersiowej, mając przed oczami ten widok. Wiedziałem jak się czuła. Wiedziałem, jak to jest obwiniać się za czyjąś śmierć.
- Ja nie chciałam… - Pokręciła głową, kiedy łzy ciekły strumieniami z jej oczu.
Puściłem jej dłoń, a ona spojrzała na mnie z niemym błaganiem, abym tylko jej nie zostawiał. Nie miałem najmniejszego zamiaru.
Biorąc pod uwagę jej uszkodzoną lewą rękę i moje plecy, położyłem się na boku przodem do niej. Łóżko było dość spore, przez co nawet mogłem oddychać, nie zahaczając plecami o barierkę. Podparłem głowę ręką, drugą umiejscawiając na jej policzku. Odruchowo przylgnęła do mojej dłoni zmoczonej przez słone krople.
Nie chciałem, aby płakała, mimo, że miała naprawdę solidne powody. Musiałem jednak jej na to pozwolić, choćby miało to trwać do momentu, aż nie uśnie.
- Kiedy byliście w szpitalu u Sheeiren i ty wyszłaś, zostałem z nim we dwójkę, aby porozmawiać - szepnąłem wprost do jej ucha, a ona znów zacisnęła wargi. - Zawarliśmy pewną umowę. - Zwróciła się twarzą w moją stronę, unosząc zdrową dłoń do moich włosów. - Obiecaliśmy sobie nawzajem, że będziemy cię chronić. - Zadrżała, lecz kontynuowałem. - Miał odejść, gdy tylko wsadzi cię w samolot powrotny do Tokio i od tego czasu przekazał mi opiekę nad tobą.
Zamknęła oczy, rozpłakując się jeszcze bardziej. Ten dźwięk w pewien sposób rozdzierał mi duszę, bo mogłem ją od tego uchronić, tylko nie zdążyłem. Nie zdążyłem.
Stać mnie było tylko i wyłącznie na to, aby ucałować ją w skroń i przysunąć się bliżej. Sama przyciągnęła mnie na ile mogła, wtulając głowę w moją szyję.
Czułem jej zapach, jej dotyk i łzy, których ze wszystkich sił chciałem jej oszczędzić.
- Czemu Ryan musiał mi jeszcze bardziej zrujnować życie? - odezwała się po długiej chwili milczenia.
- Był chory psychicznie, choć to go nie usprawiedliwia - pomyślałem na głos, najbardziej neutralnie jak mogłem.
- Gdybym zgłosiła to wcześniej, on…
- To nie jest twoja wina - powtórzyłem, nie mogąc znieść jej poczucia winy.
- Chciałabym tak myśleć. - Jej przyspieszony oddech drażnił moją skórę, uświadamiając mi przy okazji, jak bardzo pragnąłem leżącej obok kobiety, która… wciąż mi nie ufała.
- Więc zacznij, bo nie chcę patrzeć, jak z dnia na dzień będziesz znikać.
- Jeśli mnie nie zostawisz, nie zniknę. - Starłem łzy z jej twarzy, a ona powoli i ze spokojem sięgnęła moich warg.
- Obiecałam mu, że zagram coś dla niego. - Głos ponownie się jej załamał. - A mam niesprawną rękę.
- Coś na to zaradzimy - szepnąłem w jej usta, po chwili całując z niespotykaną jak dla mnie delikatnością. Oddała mi w ten sposób część swojego bólu, czułem to.
- Po prostu bądź. - Zamknęła oczy, odpływając w sen.
Nie wiem ile czasu minęło, od kiedy usnęła, ale w tym czasie doszedłem do wielu wniosków, a razem z ich zatwierdzieniem również zasnąłem.
***
- Panie Uchiha! - Usłyszałem nad głową, na co lekko zmarszczyłem brwi. - To chyba nie pana łóżko! - Na te słowa Sakura zacieśniła uchwyt na mojej ręce.
- Chyba zostałem uziemiony - mruknąłem, z powrotem zamykając oczy. Było mi wygodnie i ciepło. Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać.
- Po pierwsze, mam ważną wiadomość. - Lekarka odchrząknęła, a ja spojrzałem na nią jednym okiem. - Nie podaliśmy żonie żadnych leków, które mogłyby zakłócić przebieg ciąży. - Sakura uśmiechnęła się smutno. Najwyraźniej nie spała. - Widzę, że pani również zbudziła się, więc oficjalnie oświadczam, że operacja wyjęcia kuli i zaszycia rany powiodła się. Po drugie, macie gości. - Spojrzałem za szybę, gdzie stali… Naruto, Gaara i jakiś starszy facet. - Ale.
- Hm? - mruknąłem.
- Pan idzie do siebie. - Spojrzała na mnie wymownie. - Pani zostanie przewieziona na rutynowe badania. Tak, są koniecznie - westchnęła, a ja spojrzałem na Sakurę.
- Dzień dobry i do widzenia. - Cmoknąłem ją szybko w usta, lecz ona przyciągnęła mnie za koszulkę, zatrzymując na dłużej.
- Ekhm.
- Już - rzuciłem, niechętnie wstając.
Opuściłem korytarz, mijając się ze starszą pielęgniarką.
- Pan wraca do łóżka. - Lekarka rozejrzała się po korytarzu, szukając kogoś wzrokiem. - Dosu! - zawołała chłopaka, który właśnie pomógł usiąść jakiejś staruszce na wózku inwalidzkim. Usłyszawszy jej głos wyprostował się i spojrzał w naszą stronę. Powiedział coś jeszcze do kobiety i ruszył ku nam.
- Tak?
- Zabierzesz tego delikwenta do siebie. Sprawdź co z panem McRayem. Ktoś niedługo powinien się tam pojawić. - Spojrzała w kartę, którą miała w ręku, a ja rzuciłem ukradkowe spojrzenie chłopakom, którzy stali obok.
- Tak się zrobi - odparł od razu, bez słowa ruszając w stronę mojej sali.
Ból rozdzierał mi plecy. Czułem, jak rana ponownie otwiera się i zdecydowałem, że na razie będę leżał w łóżku. Im szybciej wyzdrowieję, tym szybciej pomogę Sakurze.
Ani Naruto, ani Gaara, ani nieznany mężczyzna, który przyszedł z nimi nie odezwali się. Dosu również zachował milczenie, a gdy doprowadził mnie w pożądane miejsce skinął głową i zniknął, zostawiając nas samych. Mój sąsiad nadal pogrążony we śnie nie zareagował na nasze przybycie, dzięki czemu mogliśmy porozmawiać w miarę na osobności.
Położyłem się na brzuchu, mając kiepski widok na swoich gości. Oni zauważywszy to przesunęli stołki, abym przestał czuć się niezręcznie. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy, nikt nie wiedział jak zacząć. Sam nie byłem lepszy. Żadne słowo nie wydawało mi się odpowiednie.
- Więc ja zacznę - odchrząknął mężczyzna po czterdziestce z lekkim zarostem, wyjmując jakieś papiery z małej walizki, którą przyniósł ze sobą. Nosił letni garnitur, a moje podejrzenia co do jego osoby sprawdziły się, gdy ponownie otworzył usta. - Nazywam się Sarutobi Asuma i jestem pańskim tymczasowym prawnikiem.
- Uchiha Sasuke, witam - powiedziałem cicho, wdychając zapach świeżo pranej pościeli i taniego płynu do płukania, który na dłuższą metę będzie mnie jedynie drażnił.
- Czy od razu mogę przejść do rzeczy formalnych, czy woli pan porozmawiać z przyjaciółmi? - spytał, a ja zastanowiłem się chwilę.
- Załatwmy to szybko.
Prawnik okazał się przyjaznym mężczyzną, znajomym Naruto z dawnych lat. Sam Uzumaki stanowił dla mnie zagadkę, bo z biegiem czasu okazywało się, że miał znajomych dosłownie wszędzie, co samo w sobie było zastanawiające.
Po pół godzinie Asuma doszedł do wniosku, że wie już wszystko co niezbędne i postanowił dalej nam nie przeszkadzać. Gaara ścisnął moje ramię i wyszedł za nim, gdyż potrzebował w czymś jego pomocy.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Naruto westchnął cicho i zapytał o przebieg ostatnich dni. Nakreśliłem mu sytuację, a on jedynie kiwał głową, nie odzywając się. Chłopak wstał i otworzył okno, wyganiając duchotę, która kryła się w zacienionych częściach sali. Wrócił i usiadł, był wyraźnie niespokojny.
- Co masz zamiar zrobić? - Podszedł do tego z dystansem. Wyraźnie przejął się śmiercią Ryana i Jacka, markotniejąc jeszcze bardziej.
- Nie mam pojęcia. - Zamknąłem oczy, czując, jakby nagle opadły ze mnie wszystkie siły; i fizyczne i psychiczne. - Chcę ją zobaczyć - szepnąłem, przypominając sobie jak się poznaliśmy. Wszystkie te dobre i złe momenty. Moją wpadkę na przebieranej imprezie, w restauracji. Najlepszą noc mojego życia w starym hotelu w zapomnianej przez wszystkich głuszy. To, jak zadowolona była na widok kupionego motoru i to, jak zrozpaczona w szpitalu wyjawiała mi to, co na zawsze miało zostać pogrzebane w zakamarkach jej pamięci. To było wszystkim i niczym, w jednym.
- Na razie ma badania - odparł, zakładając ręce na piersi. - Musisz... Znów ją zdobyć.
- Ona już jest moja - mruknąłem, przywołując przed oczy jej twarz.
- Tobie się tak tylko wydaje - zaprzeczył, a ja zmarszczyłem brwi. - Łączy was tylko dziecko i jej cierpienie, w dużej mierze z twojego powodu.
Dlaczego tak do tego podchodził? Czemu w ten sposób zapatrywał się na naszą relację? Przecież to oczywiste, że byłem jedynym odpowiednim dla niej mężczyzną. Nie miałem co do tego wątpliwości, szczególnie, że Jack odszedł, aby już nigdy nie wrócić.
- Łączy nas coś więcej - powiedziałem, nadal nie otwierając oczu. Coś kazało mi wierzyć we własne słowa.
- Brak zaufania? - spytał poważnie, a ja na sekundę zwątpiłem.
- Kocha mnie.
- A ja Hinatę, a jednak coś nam przeszkadza - odparł. Widziałem w wyobraźni, jak spuszcza wzrok na wspomnienie o Hyuudze. - Miłość po prostu czasem nie wystarcza, Sasuke.
- Co masz na myśli?
- Kocham moich rodziców, jednak to nie przywróci ich do życia.
- Twoi rodzice nie żyją? Nie wiedziałem.
- Nigdy ich nie widziałem - odparł,  lecz w jego głosie nie usłyszałem pesymistycznej nuty, a jedynie lekką nostalgię, związaną z pamięcią o zmarłych, tak dobrze mi znaną. - Ona kocha ciebie, ty kochasz ją, ale to nie znaczy, że będziecie żyli długo i szczęśliwie. - Chyba miał rację. Czynniki na które nie mieliśmy wpływu pomagały nam wyjść na powierzchnię, bądź powiększały dół, który kiedyś sami zaczęliśmy kopać.
- Więc?
- Musisz jej to udowodnić, ale nie słowami.
- Co masz na myśli?
- Czyny, nie słowa.
Zamilkliśmy, przez co w mojej głowie pojawiły się dziwne myśli, którymi atakowałem siebie samego. Myśli kategorii: jak wielkim skurwysynem był Sasuke, zanim poznał Sakurę?
Źle czułem się, zdając sobie sprawę, jak trudnym człowiekiem byłem jeszcze niedawno i ile sprawiałem ludziom niepotrzebnych przykrości. Docierało to do mnie dopiero teraz - przez pryzmat czasu i wydarzeń, które zdecydowanie przewartościowały niektóre rzeczy. Jakim śmieciem byłem, że pomyślałem nawet o spotkaniu z Karin, nie wspominając tego, co stało się potem? Jednak mimo wszystko nie to najbardziej przeszkadzało mi w życiorysie tylko fakt, że podniosłem na nią rękę. Sytuacja z Shee, gniew Itachego i nienawiść do siebie spowodowała lawinę, w której najbardziej ucierpiała właśnie Sakura, ta niewinna.
- Coś wymyślę - powiedziałem, zamierzając się tego trzymać.
- Itachi prosił przekazać, że jest z ciebie dumny.
Duma, duma... Czym ona tak właściwie jest? Zawsze byłem tym gorszym, słabszym. Odkąd pamiętam, chciałem mu we wszystkim dorównać, zatajając przeczucie, że to i tak nic nie da, że zawsze będę tym "drugim Uchiha". Itachi nigdy nie był w stosunku do mnie jakoś szczególnie wylewny, choć zawsze w jakiś sposób przekazywał mi to, co chciał. Mimo, że często docierało to z dużym opóźnieniem. A teraz? Co innego mógłbym zrobić? Gdybym nie zareagował, pozwolił ją porwać, to... Nie wiem, czy chciałbym dalej egzystować w świecie bez niej.
- Co z Sheeiren?
- Nadal śpi.
- Chwila - otrząsnąłem się. - Co się stało z Ino?
Dlaczego myślałem o tym dopiero teraz? Przecież opowiadałem to już policjantowi, prawnikowi, Naruto! Dlaczego za każdym razem uważałem ją za martwą?
- Myślałem, że nie spytasz. - Uśmiechnął się smutno, przeczesując palcami włosy. - Jak wiesz, miała pocharatane gardło i wpadła do wody razem z Ryanem. W tym śmigłowcu z którego strzelono do Ryana, znajdowała się jakaś jednostka, która od razu skoczyła do wody i wyłowiła ciała. Okazało się, że Ino jeszcze oddychała.
- I?
- Leży w specjalistycznym szpitalu na obrzeżach Londynu. Tak jak Shee jest w śpiączce.
Co za paradoks, że nawet Yamanaka została wkręcona w tę całą aferę. Jakim cudem związała się z tym kryminalistą? Nie byłem w stanie tego pojąć do dziś i na razie nie zanosiło się na zmiany. Może kiedyś się tego dowiem.
- Dzięki za to, że przyjechaliście - mruknąłem, powoli odpływając.
- Nie ma za co, od tego są przyjaciele. - Zmarszczyłem brwi, chcąc mu zaprzeczyć, ale sen coraz bardziej mnie zmagał.
Przyjaciele?
Chyba tak.
Przyjaciele.

Sakura
Badania trwały krótko. Po ich zakończeniu przetransportowano mnie do innej sali, ustawiając łóżko pod oknem. Zostałam nafaszerowana różnymi lekami, wciąż podłączona do kroplówki. Pielęgniarka przyniosła jakiś obiad, jednak patrzyłam na jedzenie z obrzydzeniem, nie mogąc się zmusić, aby włożyć je sobie do ust.
Byłam odrętwiała, niezdolna do zbyt wielu ruchów i pełna braku chęci do czegokolwiek. Na co nie spojrzałam, to przypominało mi o ostatnio rozegranych wydarzeniach, ale zanim zdążyłam znów o tym pomyśleć, zapadłam w narkotyczny sen.
Obudziłam się, gdy za oknami panowała już noc. W szpitalu czas mijał inaczej, tu on nie istniał. Niespiesznie spojrzałam na lewo, gdzie powinny stać trzy wolne łóżka. Nie dość, że stały dwa, to jeszcze jedno z nich było zajęte.
- Wreszcie się obudziłaś - powiedziała dziewczyna leżąca obok. Miała jeszcze naście lat i włosy przefarbowane na fioletowo. Blond odrosty miały może z pięć centymetrów, choć ta nie wyglądała, jakby chciała się ich pozbyć.
Skinęłam głową, nie mając ochoty na rozmowę.
- Jestem Alice. - Uśmiechnęła się, raźnie machając mi ręką.
- Sakura - odparłam, odwracając się w stronę okna.
- Ten fajny facet, który tu wciąż siedział jest twój? - spytała, patrząc się na mnie przyjaźnie, roześmianym wzrokiem.
- Sasuke?
- A więc tak ma na imię - zamyśliła się. - Wysoki, przystojny, w szpitalnym wdzianku.
- Tak.
- Oj pozazdrościć takiego egzemplarza. - Nie odpowiedziałam, lecz najwyraźniej w niczym jej to nie przeszkadzało. - Ciągle przy tobie siedział i bez przerwy narażał się doktor Eliz.
- Siedział tu? - mruknęłam cicho.
- Non stop, choć sam był blady i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. - Poprawiła swoje dwukolorowe włosy, wygodniej układając się na łóżku. - W końcu, gdy zasnął z głową na twoim brzuchu jakiś blondyn go stąd wyniósł ku uciesze lekarki.
- Aha - odparłam, nadal chcąc jedynie ciszy.
- Co ci jest? - spytała, jakby nie widząc mojej niechęci.
- Postrzał w lewe ramię.
- Wooow. - Wyglądała na zaciekawioną, wpatrując się w mój opatrunek, który wystawał spod koszuli. - To musiało być coś ciekawego!
Wiem, że rzeczywiście kierowała nią dziecięca jeszcze ciekawość, ale nawet mimo tego nie potrafiłam znaleźć w sobie wystarczających pokładów zrozumienia, aby coś jej odpowiedzieć. Dlatego bez słowa odwróciłam głowę, ponieważ nadal nie mogłam zmieniać pozycji tułowia. Rana nie bolała zbytnio, ale to przez masę leków, dzięki którym byłam otępiała, a moje reakcje tak wolne, jak u człowieka z porządnym problemem w koordynacji “ręka, oko”.
- Aaale - westchnęła. - Ty przynajmniej nie umrzesz.
Spojrzałam na nią, nie wiedząc, jak to odebrać.
- No co się tak patrzysz? - Wyglądała na lekko dotkniętą, ale nie zmieniłam swojej pozycji. - To ja mam raka i jutro rano zaczynam chemię, która na osiemdziesiąt pięć procent nie da żadnego skutku. - Przykryła się bardziej kołdrą i dodała. - Ty przynajmniej nie umrzesz.
Zbiła mnie z tropu. Każdy temat oscylujący wokół umierania i śmierci kojarzył mi się z Jackiem oraz jego wyrazem twarzy, gdy nóż wbity w jego plecy wyszedł pod żebrami, prawie dotykając mojego ciała; jak jego oczy z sekundy na sekundę traciły swój blask. Nie potrafiłam jej współczuć, ja też kiedyś umrę.
- Ja też kiedyś umrę - powiedziałam na głos, całkowicie świadoma.
- Ale jeszcze nie teraz - odparła, bawiąc się włosami. - Masz faceta, jesteś w ciąży, jesteś piękna. Czego chcieć więcej? - spytała, podpierając głowę jedną ręką. - Jeszcze niedawno też miałam normalne życie.
- Czasem życie jest bardziej bolesne od samej śmierci - odparłam.
- Tylko, że ja wiem, że umieram. Wiem, że pozostało mi maksymalnie pół roku. Nowotwór złośliwy z przerzutami. - Zmarszczyła brwi i uciekła wzrokiem.
- Skąd wiesz, że jestem w ciąży?
- Ten facet swoimi gestami dał mi to wyraźnie do zrozumienia. - Uśmiechnęła się smutno. - Ale wiesz co? - Jej twarz rozjaśniła się. - W to pół roku zrobię wszystko o czym marzyłam, wszystko!
- Kibicuję ci.
- Jesteś wyjątkowo niewrażliwa, wiesz? - Zmarszczyła brwi, jednak nie zawarła w tym pytaniu negatywnych emocji. Bardziej możliwe było to, że znów przemawiała przez nią ciekawość.
- To dlatego, że znałam osobę, która chorowała na raka i żałuję, że choroba nie wykończyła go wcześniej - powiedziałam, a ona rozszerzyła swoje oczy zszokowana.
- Jak możesz tak mówić?
- Zabił kogoś, na kim mi zależało - odparłam. - Ty nie chciałabyś czasem tego samego?
- To pytanie wymagające przemyślenia - mruknęła i przez pewien czas żadna z nas się nie odzywała. Kroplówka obok nadal sączyła odpowiednie porcje płynów, za oknami już dawno zapadła noc, ale Alice ciągle leżała w jednej pozycji.
- Są osoby, które zasługują na śmierć - odezwała się w końcu, lecz zrobiła to tonem zdystansowanym, pełnym rezerwy. - Co nie znaczy, że jestem uprawiona do tego, aby im jej życzyć.
- Każdy jest uprawiony do tego, aby czegoś sobie życzyć.
- Ale warto to wykorzystać na czyjąś śmierć? - odpowiedziała pytaniem, a ja spojrzałam w jej ciemne oczy.
- Jeśli za tę cenę nie miałby pozbawić życia kogoś innego, czemu nie?
- Bo to nie ma sensu, to wszystko zatoczy koło. Zresztą. - Machnęła ręką. - Ty też umrzesz, a nikt nie musi chcieć dla ciebie śmierci.
- Wszystko kręci się wokół tego, kiedy to się stanie, Alice - zaoponowałam, lecz ona nadal nie zdawała się przekonana.
- Chyba nie umiesz docenić życia. - Spojrzała na mnie w zamyśleniu.
- Jak mam je docenić, jeśli może skończyć się w każdym momencie?
- Aby do tego momentu być szczęśliwym.
Drzwi sali otworzyły się, a stanęła w nich podstarzała pani doktor o mysim wyglądzie i włosach w kolorze zgniłej śliwki. Spojrzała po nas, wracając wzrokiem do mojej sąsiadki.
- No, Alice. Pojawiły się komplikacje i musimy jeszcze raz cię sprawdzić - powiedziała rzeczowym tonem, a dziewczyna westchnęła. - Bóle nawróciły?
- Tak - mruknęła, zakładając ciapcie.
- Duszności?
- Czasami.
- Potrzebne będzie też naświetlanie - powiedziała pod nosem, pobieżnie przeglądając notatki, które miała w ręce.
- Super.
- Dasz radę iść sama?
- Jeszcze nie umieram. - Spojrzała na mnie z wyraźnym wyrzutem i podążyła za kobietą. Obie zniknęły za drzwiami, a ja zostałam sama w pustej, jasnej sali.
Przez pewien czas leżałam dla samego leżenia i wpatrywania się w biały sufit, myślenia o niczym i przetrwania kolejnych godzin dla samego bytu. Sasuke i fakt, że czuwał przy mnie przez te wszystkie godziny majaczył na granicy mojej świadomości, gdzie miejsce kierowcy nadal niezmiennie zajmowało poczucie winy. Miałam wrażenie, że już nigdy mnie nie opuści.
Zwróciłam wzrok ku drzwiom, które ponownie otworzyły się, tylko tym razem nie zrobiły tego dystyngowanie z pomocą lekarza bądź pielęgniarki, a gwałtownie w duecie z wściekłą kobietą.
Angie, gdy tylko mnie zobaczyła, podeszła do mojego łóżka i mocno złapała za jego ramę. Potrząsnęła nim, wbijając we mnie spojrzenie pełne furii. Jak się tu dostała w środku nocy?
Stała tak przez chwilę, po czym wyrzuciła ręce do góry, krzycząc:
- Nie mogłaś go do cholery jasnej puścić wcześniej?! - Znów potrząsnęła moim łóżkiem, lecz mimo tego nie odezwałam się. - Ja… ja nienawidzę cię - warknęła, wkładając ręce we włosy. - Miałam tylko jego, tylko jego! Rozumiesz, co to znaczy?!  A teraz zostałam sama. Ty nie wiesz, jak to jest - syknęła. - Chroniłam go jak mogłam i wiesz co?! Udawało się, dopóki nie poznał ciebie! - Wydarła się, a ja patrzyłam na nią ze spokojem, przyjmując na siebie wszystkie jej trafne zarzuty, spodziewając się wcześniej jej wizyty. Mimo, że jej wizyta była niezapowiedziana, gdzieś w środku wiedziałam, że prędzej czy później nadejdzie. - Chodził rozkojarzony, raz prawie wpadł po koła samochodu, bo był zamyślony przez ciebie, głupia! - Zacisnęła dłonie w pięści, zbierając się na kolejne słowa. - Poleciał nawet za tobą do tej cholernej Japonii i co?! - Ponownie potrząsnęła łóżkiem, a jej przeszkolne oczy powoli zaczynały nabierać innych emocji niż wściekłość. - Zrobił wszystko co mógł, żebyś go pokochała, a nawet tego było ci mało! - Spuściła głowę, a ja wzięłam głęboki oddech, chcąc wysłuchać wszystkich oskarżeń. Należały mi się. - A zginął taką… bezsensowną śmiercią, przez ciebie! W twojej obronie! - Cała ubrana na czarno prezentowała się jak typowa osoba w żałobie. Jedynie jej blond włosy odciągały mnie od określenia jej “czarną damą”. Była rozżalona tak samo jak ja, tylko okazywała to w kompletnie inny sposób. - Zabrałaś mi wszystko co miałam. - Głowę schowała między ramionami, a ja nie widziałam jej twarzy. Jej łzy kapały na kołdrę w moich nogach. Własnych mi już zabrakło.
- Nic co powiem, nie będzie wystarczająco dobre - powiedziałam, chcąc pozostać silną. Lecz głos zdradził mnie, zadrżał.
- Tak jak on nie był wystarczająco dobry dla ciebie, co? - To był czarny humor. Angie w jakiś sposób musiała wytłumaczyć sobie śmierć brata i nie miałam nic przeciwko, aby to mnie obarczyła winą. Nie ona pierwsza, nie ostatnia. - Jak ty możesz z tym teraz żyć, co?
- Nie mogę - odparłam, patrząc się jej w oczy. - Ale ono musi przeżyć. - Dotknęłam zdrową dłonią brzucha, a ona zagryzła wargi.
- Dlaczego on musiał odejść, dlaczego? - jęknęła, spuszczając głowę.
- Bo byłam wystarczająco głupia, aby nie zgłosić Ryana wcześniej.
- A nie Briana?
- Mnie przedstawił się jako Ryan.
Opowiedziałam tę historię po raz kolejny. Nie robiła na mnie już jakieś wielkiej sensacji, jakbym była wyżuta ze wszystkiego, co działo się przed porwaniem. Mój głos nie był spokojny, ale też nie wpadłam w rozpacz i żałosny płacz nad własną sobą. Angie po moim przemówieniu nie ruszyła się. Wciąż trwała w tej samej pozycji, a kiedy skończyłam nie odezwała się.
W pewnym momencie jednak uniosła dłoń i położyła ją na mojej.
- Tak bardzo cię kochał… - Ścisnęła ją i szybko wstała. Ruszyła ku wyjściu, lecz zatrzymała się w progu i spojrzała przez ramię. - Pogrzeb jest jutro, wyślę ci smsa. - I wyszła.
Ja zapadłam w sen niedługo po jej wyjściu, tam, gdzie było jeszcze gorzej niż w szpitalnym łóżku z dala od wszystkiego, bo tam to wszystko stawało się realne.

Sasuke
Kolejnego dnia Naruto przekazał mi, że dziś w południe odbędzie się pogrzeb Jacka. Jego siostra zadbała o to, aby pochowano go jak najszybciej i najwyraźniej osiągnęła zamierzony cel. Miałem zostać wypisany dziś wieczorem, ale po moich namowach wypuszczono mnie koło godziny dziewiątej.
Chłopaki przynieśli mi jakieś normalne ubrania, zajęli się wynajętym autem oraz moimi rzeczami, które zostawiłem w środku. Wcześniej zasnąłem w sali Sakury, cwanie manewrując między pielęgniarkami, aby się tam dostać. Obudziłem się jednak we własnym łóżku, przyniesiony tu kilkanaście godzin temu przez Uzumakiego.
Zostałem wypisany dość szybko. Pogrzeb był już dziś, a ja musiałem załatwić jeszcze jedną sprawę. Ważną sprawę.
Zabrałem chłopaków do Sakury, chcąc ich jej przedstawić. Jednak, gdy tylko przekroczyliśmy próg sali, ona spytała:
- Możemy na chwilę zostać sami?
- Będziemy na korytarzu. - Gaara skinął głową, po czym oboje wyszli.
Podszedłem do łóżka i zmarszczyłem brwi, widząc jej udręczoną minę i zaszklone oczy. Znów?
Poczułem podniosłą atmosferę i mimo, że czułem się rześko i chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, zmusiłem się, aby zachować spokój i wysłuchać jej.
- Sasuke. - Złapała moją dłoń, zagryzając dolną wargę. - Był czas, kiedy nie wiedziałam, co się ze mną działo. Nie wiedziałam ile mijało czasu, podczas gdy siedziałam, wpatrując się w kominek u ciotki. - Jej zimna ręka, wciąż leżała na mojej, więc zdecydowałem się nakryć ją drugą. - Wiedz, że na pewno będę teraz inną osobą i to ostatni raz, kiedy ci się zwierzam, zapamiętaj to. - Końcowe słowa dodała szeptem, a ja spuściłem wzrok, nie chcąc jej przerywać. - Po tym co mi zrobiłeś czułam się jak szmata. Jak dziwka, pojemnik albo lalka, którą się komuś pokazuje dla pieniędzy. To nie było miłe i uwierz, że niedawno myślałam, że to najgorsze, co mogło mnie spotkać, a tu proszę. Los znów zrobił mnie w konia - zakpiła, lecz nie miało to humorystycznego podtekstu. - Myślałam, że sobie nie poradzę, naprawdę. Uważałam, że to koniec świata, że już nigdy nie znajdę pracy, a ty co rusz będziesz miał nową, odhaczywszy mnie na swojej długiej liście. A potem, a potem… - rozpłakała się, a ja uniosłem jej dłoń do ust, nie mogąc patrzeć na to, przez co przechodziła.
W tej chwili postanowiłem kilka rzeczy, bardzo istotnych rzeczy.
Co by się nie działo, musiałem zrobić wszystko, aby ona znów poczuła się dla mnie ważna, jak nie najważniejsza. Uchiha Company nie spadło na drugi plan, z racji, że Itachi nie był w stanie jej prowadzić. Zostałem więc zmuszony do podjęcia decyzji mojego życia: kobieta vs rodzinna firma. Wybrałem oba i zdecydowałem, że podołam temu zadaniu.
- Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale - zaciąłem się na chwilę, do końca wahając się, czy jej to powiedzieć. Czułem, że jeśli to wyjawię, zostanę okradziony ze wszystkiego co we mnie prywatne, jakby ktoś zdarł ze mnie skórę i patrzył na wszystko bez żadnego problemu, a co za tym szło, tylko ta osoba potrafiłaby mnie zranić. Jednak byłem jej to winien i właśnie ten argument wybrałem, aby zataić za jego pomocą zwykły, żałosny strach. - Nigdy nikogo nie kochałem. - Nie patrzyłem w jej za pewne szeroko otwarte, pełne łez zielone oczy. Coś mówiło mi, że jeśli to zrobię, nic jej nie wyjawię. - A potem poznałem ciebie.
Czułem się żałośnie. Było mi z tym cholernie źle. Z jednej strony rozsadzało mnie to od środka, ogromnie uwłaczało, raniło za każdym odtworzeniem tych słów. Przez moment czułem wstyd do samego siebie. Nie podobało mi się to, nic a nic.
- A ja cię nienawidzę. - Całą siłą woli zebrałem się w sobie, aby nie wstać i nie wyjść. Jeszcze jakiś czas temu zostawiłbym ją tu samą, tylko przez moment zastanawiając się, jak ona to odebrała. Teraz jednak bolało mnie to podwójnie. Ja jej się zwierzyłem, to raz. To, że tego nie uszanowała, to dwa. - I widzisz? - spytała, a ja byłem zbyt wściekły, aby na nią spojrzeć. - Widzisz, jak to boli? - Zacisnąłem jedną dłoń w pięść, a ona z jękiem uniosła się na zdrowym boku, kładąc chorą rękę na mojej. - To teraz pomnóż to razy sto. Może będzie to jakaś część tego, co w sobie noszę.
Te uczucia przychodziły falami. Nie wiem, czy odpowiadało za to otoczenie szpitala, atmosfera w sali, czy ona. Może to ta wszechobecna litość i swoiste cierpienie, którym Sakura wciąż emanowała w końcu do mnie dotarło. Po kilku sekundach uderzyło we mnie pełną siłą, a ja dopiero teraz poczułem, jak bardzo zawaliłem na całej linii.
- Wszystko ci wynagrodzę. - Nadal nie zdobyłem się na odwagę, aby na nią spojrzeć. Byłem tchórzem, czego nigdy wcześniej bym nie przyznał. Teraz byłem tego pewien.
- Chcę, abyś zrobił dla mnie tylko jedno.
Odejdź? Daj pieniądze? Tylko mnie kochaj? Obiecaj, że zapłacisz wysokie alimenty?
- Tak?
- Zagraj ze mną na pogrzebie Jacka, bo moja lewa ręka jest niesprawna. - Nareszcie uniosłem na nią wzrok i to co zobaczyłem ponownie dało mi w kość. Zdałem sobie sprawę, że byłem w stanie zrobić dla tej dziewczyny wszystko, cokolwiek by poprosiła.
- Dobrze.
- To jest już dziś i… - pociągnęła nosem - na pewno nie wyzdrowieję do tego czasu. - Uniosła dłoń, dotykając mojego policzka. Jej skóra była potwornie zimna i wysuszona. Zdecydowanie do niej nie pasowała. Mimo otoczki, była to kobieta bardzo ciepła, o ogromnym sercu. Nie mogłem nigdy więcej tego zapomnieć.
- Oczywiście, wszystko załatwię. - Przysunąłem się bliżej, a ona objęła moją szyję, przyciągając do siebie.
Raz zdarzyło mi się mieć w rękach książkę, w której pokłady romantyczności zdecydowanie przekraczały normę. Ino kiedyś kazała mi ją przeczytać, a ja dochodząc do wniosku, że to kijowy powód do kolejnej kłótni, zgodziłem się. Wtedy te słowa o przejmowaniu czyjegoś bólu, czy dzieleniu się nim z kimś innym niż z własnym sobą, wydawały mi się śmieszne, a kiedy dwójka głównych kochanków umierała na końcu, nie potrafiąc wyrzec się swojej miłości, czekałem jedynie na moment, kiedy wparuje ten trzeci z mieczem i wyrżnie poprzednich oboje. Teraz jednak miało to inny wymiar. Te wszystkie uczucia i doznania naprawdę były rzeczywiste, co przytłoczyło mnie za bardzo, abym mógł unieść to sam.
- Obiecaj mi coś jeszcze - szepnęła, drażniąc swoim ciepłym oddechem moje usta, kiedy dzieliły nas zaledwie minimetry. Opierałem się po obu bokach jej głowy. Czułem jakby moje plecy właśnie rozrywały się na dwie części, a pot spowodowany ukrywaniem bólu lał się po całym moim ciele. Ona mimo to zdawała się nie zwracać na to uwagi. Jej przymknięte powieki i urywany oddech skutecznie odwiodły mnie od prób manifestacji własnego cierpienia. Zasłużyłem na nie, a ona była warta, aby je w ciszy przetrwać.
- Tak?
- Że jeśli mnie kiedyś zostawisz, zrobisz to szybko.
- Sakura, o czym ty…
- Obiecaj - uparła się, trącając mnie delikatnie nosem.
- Już zdecydowałem, że do tego nie dojdzie, więc nie mam co obiecywać.
- Dla mnie to ważne, Sasuke.
- Dobrze, dla ciebie wszystko. - Pocałowałem ją, zapominając o tym, że powinienem być delikatny. Nie potrafiłem w tej chwili postąpić inaczej. Musiałem jej udowodnić, że była moja, tylko i wyłącznie moja, czy tego chciała, czy nie. Jeśli jednak z jej strony doszłoby do czegoś, czego sam w tej kwestii nie zaplanowałem, nie zapamiętam tego, bo będę najprawdopodobniej w drodze na ziemię z wysokiego wieżowca i nie użyję do tego ani schodów, ani windy.
- Dobrze, że jesteś - szepnęła między pocałunkami, jednak po chwili wydała z siebie cichy jęk.
- Wszystko w porządku? - mruknąłem zaniepokojony, szybko spoglądając na jej opatrunek, czy czasem nie nasiąkł on krwią.
- Tak, tak - odparła szybko, pociągając mnie za koszulę, sama przesuwając się w bok. - Ale będzie lepiej, jak mnie przytulisz.
Słowo “przytulanie” i wszystkie jego odmiany zawsze niemiłosiernie mnie drażniły. Były słodkie, w sam raz na “mizianie się” - kolejny wyraz, którego nie trawię - na ławce w parku i dziecinnych podchodach nastolatków, mających największe problemy typu: bo ona wyświetliła moją wiadomość, ale nie odpisała! Co teraz?
Jednak w tym momencie przyjąłem je ze spokojem, bo sam chciałem tego doświadczyć, co samo w sobie zaskoczyło mnie strasznie. Ale czego nie robi się z…
- Więc? - spytała, ponaglając mnie, a ja szybko potrząsnąłem głową, na ślep zrzucając z nóg buty. Byliśmy w tej sali sami i miałem nadzieję, że tak pozostanie dopóki oboje się stąd nie wyniesiemy.
Położyłem się obok niej, przykrywając ją kołdrą. Ona jednak zmarszczyła brwi i uniosła nią.
- Chcę przytulić się do ciebie, nie do zimnej kołdry. - Uniosłem materiał, a ona natychmiast przylgnęła do mojego boku. Ból w plecach trochę zelżał, kiedy wtuliła się we mnie, nie zostawiając między nami żadnej wolnej przestrzeni. Tęskniłem za chwilami, kiedy tak robiła mimo, że wcześniej nie zdarzało się to często.
Położyła zimne dłonie na mojej szyi, chcąc je ogrzać, jednak doszedłem do wniosku, że istniały na to lepsze sposoby. Uniosłem wysoko koszulkę, a jej ręce same znalazły drogę do innych, cieplejszych części mojego ciała. Objąłem ją ramieniem, a ona skuliła się jak małe dziecko na tyle, na ile mogła. Byłem za nią odpowiedzialny. Obiecałem to i jemu i sobie, i co najważniejsze jej.
- Już nic złego ci się nie stanie, obiecuję - potwierdziłem swoje myśli, lecz nie doczekałem się odpowiedzi. Słyszałem tylko jej miarowy oddech. Usnęła.
Przeczesywałem powoli jej włosy; długie, piękne i o ironio różowe, które mimo, że nie były w najlepszym stanie, nadal potrafiły mnie zachwycić.
Mimo tego, że mnie pocałowała, przytuliła i mniej więcej powiedziała, że jest dobrze, nadal czułem, że to wciąż za mało, że wciąż miałem ogrom roboty do zrobienia. Termin “rozkocham ją w sobie na nowo” nabrał nowego znaczenia i ja nie mogłem zrobić nic innego, jak wprowadzić go w życie.

Sakura
- Sakura-chan, wstawaj. - Szybko otworzyłam oczy, mając przed sobą jakiegoś blondyna i Gaarę, kolegę Sasuke. Jego samego jednak nigdzie nie było widać. - Musimy się zbierać.
- Chwila, kim ty jesteś? - Oparłam się na zdrowej ręce, a on uśmiechnął się promiennie.
- Uzumaki Naruto, do usług.
- Ja jestem Gaara.
- Ciebie znam. - Skinęłam głową. - Podobno świetnie całujesz. - Chłopak spuścił wzrok, a do mnie napłynęły wszystkie wspomnienia przyćmione jeszcze przed sekundą przez niewyspanie.
- Tu mamy coś dla ciebie. - Wskazał na torbę w swojej dłoni. - Asuma właśnie załatwia wszystkie potrzebne dokumenty, aby wypuścili cię na własne życzenie, bo rozumiem, że tego chcesz?
- Tak - powiedziałam cicho, siadając.
- Masz na razie nie wstawać. - Przytknął mnie z powrotem do materaca, a ja spojrzałam na niego karcąco. - Zaraz przyjdzie pielęgniarka i włoży ci rękę w jakiś temblak, czy coś. - Machnął ręką, a Gaara rzucił mu spojrzenie pełne litości. - Jestem psychologiem, a nie tym od gipsów!
- Temblaków, Uzumaki - westchnął chłopak, nadal stojąc przy ścianie koło wejścia.
- Więc Sa…
- Dzień dobry - powiedział pielęgniarz, który właśnie wszedł do środka. - Nazywam się Dosu i jest pewna sprawa, w której musimy współpracować. - Puścił mi oczko, kiedy za nim dreptała kobieta z jakimś metalowym wózkiem. - Jak się pani czuje?
- Dobrze - odparłam, kiwnąwszy głową, na co ten rzucił mi pełen radości uśmiech.
- To super, Sasuke mi wybaczy.
- Ale co?
- To, że przez chwilę poobmacuję mu dziewczynę. - Ruszył brwiami do góry i do dołu, wywołując na moich ustach lekki uśmiech. Pozytywnie działał na ludzi.
- A właśnie, gdzie on jest? - spytałam, patrząc na Naruto, jeśli dobrze zapamiętałam.
- W pożądanym miejscu, załatwia pewną sprawę - mruknął.
- No? Co my tu mamy? - Dosu podszedł do mnie, na co zsunęłam rękaw bluzki. Przypatrzył się opatrunkowi i sprawdziwszy, czy wszystko było z nim w porządku, owinął mi ramię bandażem i włożył w temblak. Potem dał mi rozpiskę, w jaki sposób mam go zmieniać i postępować w razie czego. Jednak gdyby zaczęła boleć bardziej niż normalnie, miałam niezwłocznie zgłosić się do najbliższego szpitala.
- Witam. - W drzwiach pojawił się starszy mężczyzna z japońskim akcentem. - Jestem pani i Sasuke prawnikiem. Sarutobi Asuma, miło mi. - Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam. - Załatwiłem wszystko co potrzebne do pani wypisania. Tu są dokumenty. - Podpisałam we wskazanym miejscu, dochodząc do wniosku, że Sasuke nie wplątałby mnie w żadne prawne problemy. W sercowe tak, ale prawne nigdy. - W takim razie ja znikam.
I zniknął.
- Okej, to na tyle - powiedział zadowolony Dosu, a Naruto spytał z głupią miną.
- Jak ona się w to ubierze? - Wyciągnął z torby czarną sukienkę do ziemi, której kolor przypomniał mi o jej zastosowaniu.
- Suwak jest tak zrobiony, że może ubrać się za pomocą jednej ręki - odparł Gaara, patrząc się na niego jak na małe, skarcone dziecko.
- Dam sobie radę. - Spuściłam nogi na ziemię, znajdując tam szpitalne ciapcie.
- Masz tam jeszcze buty, kosmetyki i inne badziewia.
- Tu? - Wskazałam na małych rozmiarów torbę.
- Nie, tam. - Spojrzałam w prawo, gdzie stało takich jeszcze kilka. Jeny, ile musiało pójść na to pieniędzy. - I są tam jeszcze dwa inne rozmiary tej sukienki. Sasuke nie do końca wiedział, który wybrać.
Zmarkotniałam, choć byłam mu za to wdzięczna. Gdyby nie to, nie miałabym w czym wyjść.
- Chodź, zaniosę to wszystko do łazienki, a jak będziesz potrzebowała pomocy, to daj znać. - Gaara wziął wszystkie torby, ruszając ku wyjściu. Podążyłam za nim w szpitalnej piżamie, powoli przyzwyczając nogi z powrotem do chodzenia. Przez czas spędzony w łóżku trochę zapomniały, jak to się robi.
Weszłam sama do łazienki, zostając w towarzystwie toreb. Słyszałam, że ktoś był w toalecie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Miałam zamiar ostatni raz gościć w tym szpitalu. Ludzie mogli myśleć sobie o mnie dosłownie wszystko, na co przyszłaby im ochota. Nie interesowało mnie to.
- Już mnie opuszczasz? - Alice stanęła w progu, przekrzywiając głowę.
- Na to wychodzi - odparłam, myjąc twarz jedną ręką.
- Szybko cię wypuścili.
- Sama się wypuściłam. - Wyciągnęłam z torby ręcznik, wycierając nim twarz.
- Może w czymś ci pomóc?
- Nie, dzięki - odparłam, choć czułam, że będę tego żałować. Nie dam sobie rady sama we wszystkim.
Po chwili jednak zgodziłam się na jej pomoc. Mimo, że niektóre czynności były krępujące i bardzo dla mnie psychicznie niewygodne, nie miałam innego wyjścia.
Po ponad pół godzinie byłam już umyta, ubrana, umalowana i uczesana. W między czasie mijały nas inne kobiety; niektóre zdegustowane, niektóre obojętne. Mogłam z tym żyć, więc nie zwracałam na to uwagi.
Stanęłam przed lustrem, przyglądając się swojej zmęczonej twarzy. Bladość mojej cery nieco mnie przerażała, a powoli zapadające się policzki jedynie powiększyły wrażenie chodzącej kupki kości. No, Sakura. Trzeba być teraz silną, dla Jacka.
- Masz nożyczki? - spytałam, a oczy Alice natychmiast poszerzyły się.
- Nie po to tyle się trudziłam, żebyś teraz podcięła sobie żyły albo wbiła je w gardło.
- Po prostu mi je załatw. - Chwilę jej nie było, a ja przez ten czas zastanawiałam się, czy nie miała być rano na chemii. Najwidoczniej coś poszło nie tak.
- Masz. - Były stare i tępe, pewnie zakoszone z recepcji. Nie stanowiło to jednak dla mnie problemu, więc ponownie wróciłam przed lustro.
Uniosłam je i szybkim, płynnym ruchem obcięłam część długich włosów, które od razu upadły na posadzkę.
- Coś ty zrobiła?! - wrzasnęła, łapiąc się za głowę. - Wiesz, ile dałabym za takie włosy?
- Chcesz, to je weź. - Upadła kolejna garść, a za moment moje włosy kończyły się nad linią ramion. Były nierównie i postrzępione. Mimo to czułam się o wiele lepiej.
- Daj, wyrównam ci je.
- Spieprzysz to.
- Nie bardziej niż ty teraz - fuknęła, a ja oddałam jej nożyczki.
Dziewczyna w ciszy przycinała końcówki, a mi przypomniało się, że miałam ją o coś zapytać.
- Nie miałaś mieć dzisiaj chemii?
- Przesunięto ją na piętnastą - mruknęła. - Jakieś komplikacje.
Obróciłam się przodem do niej. Była niższa ode mnie i nadawała się na młodszą siostrę, przez co ja czułam się jak ta starsza.
- Zrozum, że naprawdę nie chcę dla ciebie źle. - Uśmiechnęłam się lekko, na co ta pokiwała głową. - Po prostu przerosły mnie pewne sytuacje,  a rzeczy, które powiedziałam, nie powinny wyjść z moich ust.
- Wiem, rozumiem. - Spuściła wzrok, po chwili łapiąc mnie za zdrowe ramię. - Spełnij moje marzenia.
- Słucham?
- Zrób to, co ja miałam zrobić przed śmiercią - odparła, a ja nagle nabrałam ogromnego podziwu dla tej dziewczyny. Była silniejsza ode mnie. Zaakceptowała rzeczywistość i żyła z tą straszną świadomością. Udźwignęła to, czego ja nie potrafiłam.
- Czyli co dokładnie?
- Bądź szczęśliwa i ciesz się z życia, kiedy tylko możesz. - Spojrzała na małe okno blisko sufitu, zagryzając dolną wargę. - I… - Wyglądała na zawstydzoną. - Jeśli będzie to dziewczynka, może mieć na imię Alice?
- Tak. - Od razu potwierdziłam, a ona przytuliła się do mnie, zważając na temblak.
- Idź już, pewnie nie masz zbyt wiele czasu. - Odsunęła się, ocierając łzy. - No idź - zaśmiała się. - Ja sobie poradzę. - Popatrzyłam na nią jak na dorosłą osobę zamkniętą w ciele nastolatki. - Jeśli wieczność istnieje, śmierć jest nic nieważnym przystankiem.
Spojrzałam na swój uszkodzony bark, kiwając głową.
- Masz rację, mała. Masz rację.
- To ja będę się zbierać. - Podrapała się po karku. - Ulotnię się, zanim sprzątaczki zwalą to na mnie.
- Przecież nie masz różowych włosów.
- Ale zabrałam im nożyczki, kiedy nie patrzyły. - Pokazała mi język i otworzyła drzwi prowadzące na korytarz. - Powodzenia Sakura. Spełnij moje marzenia, bo sama nie dam rady. - I wyszła.
Po niecałej minucie w środku pojawił się Gaara, patrząc na mnie z dystansem. Nie wiedział, czy zaraz wybuchnę płaczem, czy nakrzyczę, czy zrobię coś jeszcze gorszego, więc jedynie czekał na mój znak.
- Możemy iść - wydusiłam, a on skinął głową i zabrał torby.
- Pięknie wyglądasz, Sakura-chan - powiedział Naruto, gdy tylko mnie zobaczył.
Oboje byli ubrani w garnitury, prezentując się co najmniej znakomicie. To ja odstawałam od nich swoją chuderlawą kondycją i słabym wyglądem.
- Dziękuję - odparłam, a on zmarszczył brwi.
- Chwila, czy ty…
- Tak, obcięłam włosy.
- Dlaczego? - jęknął zmizerniały. - Były takie piękne.
- Potrzebowałam tego.
- Serio? - Gaara stanął obok. - Nie zauważyłem, że je skróciłaś.
- Jestem przewrażliwiony na tym punkcie, od kiedy Hinata zrobiła mi awanturę o to, że nie zwróciłem uwagi, że miała loki. A jej włosy są przecież proste jak struny…
- Nie kontynuuj - zgasił go Gaara, ruszając ku schodom.
Wsparłam się na barierce i zeszłam powoli na parter. Zatrzymaliśmy się dopiero w przestronnej recepcji, gdzie spotkaliśmy doktor Eliz.
- Wszystko u ciebie w porządku, Sakuro?
- Tak - odparłam pewnie. Naprawdę czułam się dobrze.
- W razie czego, tu masz mój prywatny numer. - Podała mi wizytówkę. - Polubiłam was i nie wybaczyłabym sobie, jakby coś wam się stało. - Oj nie wybaczyłabyś sobie, uwierz. Nie wybaczyłabyś.
- Dziękuję za wszystko i do widzenia.
- Do widzenia. - Kobieta uśmiechneła się i odwróciła do pacjenta, z którym ówcześniej rozmawiała.
- Zaraz wracam. - Gaara z torbami w rękach wyprzedził nas, wychodząc pierwszy ze szpitala.
Chwilę potem podjechał pod nas wypożyczonym autem. Wsiadłam do tyłu, a Naruto zamknął za mną drzwi.
- Gdzie jest Sasuke? - spytałam, wypatrując go za szybą.
- Będzie na czas - odparł, podając mi kopertówkę. - Tutaj jest twój telefon i dokumenty. Kiedy Sasuke wyciągnął cię z auta, nadal miałaś na sobie torebkę, więc nic nie stało się jej zawartości. - Skinęłam głową, odbierając ją. - Odebraliśmy smsa od jego siostry, ale mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe.
- Nie, nie - rzuciłam, szukając telefonu.
Samochód ruszył, a ja wzięłam komórkę w dłoń. Weszłam w skrzynkę odbiorczą.
Pierwsza wiadomość rzeczywiście była od Angie i zgadzała się z tym, co powiedział Naruto, jednak…

Nadawca: Unno
Treść: Cześć, Sakura! Trochę się nie widziałyśmy, ale niestety z internetu dowiedziałam się, co tam u ciebie i muszę ci powiedzieć, że ten twój Sasuke jest w Głównym Tokijskim Szpitalu. Siedzę w recepcji, czekając na kogoś, ale on wpadł tu jak burza. Chyba coś stało się dziewczynie jego brata, ale nie jestem pewna. Doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak dowiesz się tego ode mnie. Pozdrawiam ;)

Nie potrafiłam oderwać wzroku od ekranu. W końcu jednak, gdy wściekłość urosła we mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam jej pohamować, rzuciłam telefonem w siedzenie obok. Ten odbił się i upadł na podłogę.
- Sakura, co się stało?
On wiedział, że Sasuke nie był ranny. Jack zrobił to całe zamieszanie, aby wywołać we mnie strach o jego osobę i natychmiastową chęć na spotkanie. I udało mu się. Według jego scenariusza rzuciłam się pędem do szpitala i tak jak chciał, wpadłam w ramiona Sasuke. Potem na dodatek porozmawiali ze sobą, Jack powiedział te wszystkie ciężkie słowa, obronił mnie, a na końcu zginął.
To było zbyt ciężkie, aby dało się opisać słowami. On za bardzo pasował na książkowego mężczyznę idealnego. Nie potrafiłam pomieścić tego w głowie. Jakim cudem, ten człowiek mógł mieć w sobie takie pokłady dobroci, wsparcia i umiejętności wybaczania? Jak?! Jak potrafił pozostawić kobietę, którą rzekomo kochał w ramionach innego? Jak mógł pogodzić się z tą porażką?
Nie wiem, ile jechaliśmy, jednak moje myśli wciąż galopowały z tą samą prędkością, nie chcąc zwolnić. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Kłębiły się we mnie, stwarzając coraz więcej problemów - wyrzutów sumienia.
Auto zatrzymało się, ktoś otworzył moje drzwi.
Ujrzałam wyciągniętą w moją stronę dłoń, którą od razu ujęłam. Poczułam znajomy uścisk i stanęłam na własnych nogach obok niego - tego szczęściarza, który trafił na rywala takiego jak Jack, który dobro wszystkich stawiał nad własnym.
Czas było to zmienić, choć może jednak uszanować?
Przygryzłam wargę, czując, że muszę podjąć właściwą decyzję.
Teraz nie pozostało mi nic więcej, jak zrobić to na jego pogrzebie.


***
Okej. Wiem, że was rozczarowałam. Dawno nie wypuściłam czegoś tak słabego >< próbowałam to jakoś zmienić, ale za każdym razem wychodził tylko jeszcze gorszy szajs, więc jestem gotowa na słabe opinie (Y) 
Nic się tu nie zadziało szczególnego, prócz:
- Kocham cię!
- Ja ciebie też!
- Nie mogę bez ciebie żyć!
- Wszystko dla ciebie zmienię!
No idzie się zrzygać. 
Ale cóż.
Co zrobisz?
Nic nie zrobisz.



SPODZIEWANA NIESPODZIEWAJKA!
Jak już zdążyłam wam zakomunikować, założyłam kolejnego bloga. Miał wystartować w dzień zakończenia Karuzeli, ale nie mogłam się powstrzymać :3 Jest to kolejne SS w realnym świecie, tylko zdecydowanie bardziej... schizowe. 


Prolog pojawi się w sobotę. Wiecie - pierwszy listopada, duchy, zmarli te sprawy.
Jeszcze raz przepraszam za tę notkę, która mi ewidentnie nie wyszła. 
Sorry.

16 komentarzy:

  1. O.O Nie wyszła?Mi się podobała :3 Pani od przyrody mi mówi ,że to okres dojrzewania...Ciągle ryczę TT^TT Jak Sakura była w toalecie z Alice i się żegnały płakałam ;___; Albo Alice mówiła z taką odwagą o swojej śmierci i w ogóle,ja nie wiem czy bym potrafiła...Chyba ,że by już minął tydzień dwa, to bym może to powiedziała tak zwyczajnie jakby to było normalną rzeczą...I ty mi tu nie przepraszaj,że notka nie wyszła itp. Bo jak walne to zabiję :P Wzbudziłaś moje emocje ;__; (jakby było trudno xD ) Pozdro ^3^

    OdpowiedzUsuń
  2. T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T - tak właśnie wyglądałam gdy czytałam pierwszą część. Ryczałam jak bóbr zamiast rzygać tęczą. Więc raczej ci wyszło. I nadal jestem tym poruszona, aż tak że odebrało mi mowę i nie jestem w stanie napisać komentarza.
    Potem akcja działa się umiarkowanie, bo bohaterowie w kółko spali i budzili się na zmianę. Jedna rzecz która mi się ie podobała, to że Sakura postanowiła już nigdy więcej mu się nie zwierzać. Ja tu czuję, że w takich warunkach ten związek nie przetrwa. Bo niby jak, skoro partnerzy tudzież małżonkowie, bo zapewne tego się większość czytelników spodziewa, nie mówią sobie o swoich uczuciach?
    No i pozostaje jeszcze jedna rzecz o której chciałabym napisać. Mianowicie rozwalił mnie tekst o mizianiu się w parku na ławce. Ostatnio na polaku czytałam J. Tuwima "Dytyramb". Pamiętasz jak mówiłaś nam o swoich schizach związanych z wątkami miłosnymi w szczególności pocałunkami. Ja od tego wiersza też teraz takie mam, a ten tekst przywiódł mi je na pamięć. Jeśli nie chcesz zniszczyć sobie bardziej psychiki, to nie czytaj tego. To jest zło. I zabiera radość z czytania cudzych wypocin.
    Can't wait to Saturday <3
    Baaardzo fajny rozdział, nie wiem w którym miejscu miałby być tak skopany jak to ujęłaś.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Shee!

    Mówiłam ci już, jak bardzo cię nienawidzę?! Ach, mówiłam! Ale nic się nie stanie jak to powtórzę: NIENAWIDZĘ CIĘ SHEEIREN IMAI. Jak mogłaś zabić mi Jacka, no jak?!!!!

    Po za tym w końcu nadrobiłam, powinnaś być dumna B| Zajęło mi to z pół roku.... XD


    Ej, z Sasuke robi się taka klucha; nie żeby coś, ale polubiłam jego dupkowatą stronę w tym opowiadaniu, więc co za dużo słodkości to nie zdrowo. Tak myślę.

    Dosu, gej, mnie przeraża. Mam nadzieję, że Sasuke nie zmieni póki co orientacji... Chociaż, to mogłoby być ciekawe, bo lubię tego gejaska.

    Alice jest fajna <3... W sumie to jak mogła by nie być, skoro została nazwana jednym z moich ulubionych imion? <3

    Poproszę więcej Naruciaka! To tutaj taka mega pozytywna postać, pan psycholog <3

    Ej, ej! Co to się porobiło, co? Co ta Saki ma w tej główce? To na jego pogrzebie? Nie sądzę, że chodzi tutaj o grę, którą Sakura mu obiecała, więc... :c

    Trzymaj się i pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. PLUSY:
    + rozdział podobał mi się;
    + postawa Alice i Sakury (świetny kontrast);
    + taka dość nagła zmiana Sasuke w Superopiekującego się gościa;
    + umiesz rozluźniać atmosferę wtrąceniami z Naruciakiem;
    + znowu się wzruszyłam;

    Kurde, XIX złączyła mi się z XX i prawie bym się wygadała! Zabiłabyś mnie wtedy! Ale ze mnie blondynka :D

    MINUSY:
    - Hm... to, że cię "nienawidzę" nie będę tego już mówić :D
    - trochę taki rozdział "przejściowy", w którym mało się dzieje;

    O błędach dzisiaj nie mówię :D

    Ocena końcowa rozdziału: 4
    Ocena końcowa względem poprzednich rozdziałów: 4-

    Dużo weny! :D Trzymaj się Shee! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekhem, ekhem...
    Po raz któryś w historii tego bloga zmusiłaś mnie do zjedzenia kilku kawałków ciasta, więc wcale nie jest słabo.
    Ale fakt, zalatuje tęczą. A dobrze wiesz, że nie trawię tęczy. I dalej nie wiem, dlaczego czytam Twoje romansidła. Ach, tak, bo są Twoje.
    Alice została moim nowym guru życiowym, co jest dziwne, bo jest ona zdecydowanie postacią z "jasnej strony mocy". Ale, to przez tego raka, bo do dziewczyn z rakiem mam nabytą słabość. Dzięki, Laura, spoczywaj w pokoju.
    "- Kocham cię!
    - Ja ciebie też!
    - Nie mogę bez ciebie żyć!
    - Wszystko dla ciebie zmienię!" ~dziwisz się, że tak mało komentarzy, skoro sama sonie napisałaś?
    Dalej nie wiem, jak będzie się to dziecko nazywać, bo nic o Alice nie mówiłaś wcześniej, ale mniejsza.
    Pani doktor Eliz podbiła internety, razem z ciociami Sakury, a pielęgniarki-gejaska Sasek powinien bać się jak ognia, bo coś czuję, że on go w epilogu zgwałci.
    Tak więc, no, teges tenteges, idę się jarać 9c.
    Pozdrawiam, polecam,
    Me.

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja lecę w punktach:
    1) Nie wiem, co brałaś pisząc Alice, ale się podziel. Myślę, że to może być coś od mnichów tybetańskich, bo ten fragment aż się jeży głębokimi mądrościami napisanymi w bardzo górnolotny sposób, który średnio pasuje do sytuacji. Zastanowiłabym się też, po co wprowadzać takie postaci. Bo zaraz znikają, a nic w postawie i myśleniu Sakury ona nie zmieniła.
    2) Nie czaję Sakury. Raz jest wściekła, raz mu wybacza. W jednej chwili jest oschła i oziębła, potem sobie trochę popłacze i już może się miziać i całować (!). Nie wiem, jak bym się na miejscu Ducha-Jacka czuła, gdyby moja ukochana pomagała sobie z rozpaczą (bo tylko sobie tymi buziakami pomaga, Sasuke tylko zmyla) po mojej brutalnej (i totalnie zawinionej przez nią) śmierci. Trochę suczowate z jej strony, powinna być w żałobie, podziękować Sasowi za ratunek i się zamknąć sama w łóżku na tydzień, a nie plotkować sobie z policjantami, współwięźniar-...pacjentkami, kolegami Sasa i samym Sasem. Bezdusznie.
    3) Z Uchihy zrobiła się klucha... choć to już bardziej logiczne, no bo Sakura omal nie kopnęła w kalendarz i jej dziecko też. Jednak dużej roli to on nie miał w tym rozdziale, mam wrażenie, że jest tylko takim motywem, doskonałym facetem, który sobie manewruje między bohaterami jak satelita... śpi, wstaje, mówi, śpi, wstaje, mówi. Sakura może się na nim wyżyć, policjant go maltretować, Naruto coś mu tłumaczy, a Itachi wszystko za niego załatwia. Wszystko się dzieje jemu, on nie robi nic. Nie wiem. Kiedyś miał większą rolę, większą niezależność, więcej decyzji, więcej charakteru. Kiedyś był główną postacią, a teraz głównymi postaciami są Melancholia i Sakura. Wiesz, ze Leitha nie popiera takich rozwiązań.
    4) Rozdział mocno przejściowy i mimo że mi się go długaśnie czytało (o 3 w nocy) to mało dałaś opisów. Dużo myśli pojawia się z dupy, dialogów też. Np. Sasuke obczaja, że Dosu jest gejem. Nie ma powiedziane, dlaczego. Co takiego zrobił, jak Dosu wygląda, skąd takie myśli, co Uchiha sądzi na en temat. Sakura też dochodzi do jakichś wniosków na temat Alice, ale narrator nie zauważa, skąd one płyną, czaisz? Takie to chaotyczne wszystko.

    Podsumowując: Nie jest źle, ale nie o taką Polskę walczyłam.

    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie absolutnie fantasctico i mnie rozjebie na kawałki emocjami, genialnymi opisami, brakiem błędów i cudowną charakterystyką postaci. Weź się przyłóż, odłóż 9c na chwilę, zakończ tę opowieść z sensem i przytupem, czyli tak, jak Karuzela na to zasługuje.

    Całuję,
    (okrutna) Leitha

    OdpowiedzUsuń
  7. No czeeść;d
    Nie możesz mówić, że z rozdziałem jest coś nie halo.. Jest spokojny i pełen emocji, a to dobrze, szczególnie, że poprzedni był pełen akcji:D

    Myślę, że nie ma się co tu rozwodzić, rozdział jest wzruszający, czasami melodramatyczny, jak tęcza.
    Moment w którym Sakura mówi o zmianie priorytetów.. chwile przemyśleń Saska i wiele wiele innych, chwytają za serce.. wiesz, "Po prostu bądź." - najlepiej wszystko podsumowuje.
    Spodobało mi się to co przeczytałam.
    Poza tym, Naruciak i jego znajomości, są cudowne:D

    Yamanka, jednak żyje? xd
    Alice.. ciekawa postać, na pewno dała Sakurze wiele do myślenia.
    Angie? - Dobrze, że miała swoją chwilę w tym rozdziale.. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co ona mogła czuć.

    Oh, końcówka się zbliża tak baaaaardzo. Nie chcę jej, wiesz?:d
    Ale liczę, że zrobisz ją genialnie:D
    I czekam na mini scene z moją ulubioną, wcale nie faworyzowaną szarowłosą postacią <3
    Ah, zapomniałabym o najwspanialszym cytacie: "Jestem psychologiem, a nie tym od gipsów!" <3

    Końcówka też mnie rozłożyła na łopatki..
    Ale wiesz.. Ja lubię tęczę.

    Weny! :*

    p.s SasuSaku jest na prawdę;d Kishi to potwierdził i to nie powstało tylko w naszych chorych głowach :>
    p.s.2 "Broken" i "Crazy in love" <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!

      O WŁOSACH!
      Ja rozumiem, nowy początek i tak dalej, no ale wiesz co?!
      >.<

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. A i mogłabyś jeszcze napisać jakiś wątek z Hinatą np Sakura poznaje Hinate i wychodzi z tego best friends forever xD

      Usuń
  9. Guess who's back? Back again. Kira's back. Tell a friend... I tak dalej, i tak dalej. Oto jestem! Jak obiecałam. I czekaj, czekaj. Kiedy ja Ci to pisałam? Przedwczoraj? 3 dni temu? Coś takiego. A widzisz jakim jestem mocarzem? Od 11 do 19 nadrobiłam, pocisnęłam jak burza B| Teraz to już nie ma bata, musisz być ze mnie dumna. Dobra, koniec pierdolenia, uderzamy z opowiadanie.
    No bracie, wiesz, że czytałam to odkąd zaczęłaś to pisać, wysyłałaś mi i do 10 rozdziału zapewniałam Cię, że wszystko jest cacy. Później nadszedł dziwny okres pt. "Szkoła to pizda i chuj" a potem wakacje i "ale mi się nie chce". Takim sposobem przestałam czytać i ciągle nie miałam jak nadrobić. Przez te 10 rozdziałów poznałam się z historią Sakury (niepełną, ale zawsze), Sasuke, są też poboczni bohaterowie, Miku, cała gromadka przyjaciółek-współlokatorek i nie współlokatorek, przyjaciół Sasuke, jego rodzinę. I okej, bohaterowie się poznają, jadą razem w podróż, a ich znajomość zaczyna się od kłamstwa, no nieźle nieźle. Pojawia się Ryan, pojawiają się wspomnienia, pojawia się uczucie coś teges między naszą dwójką. Okej, na tym skończyłam. Było fajnie, ładnie, pięknie. Wracam. I co? Moje biedne nerwy zaczynają przeżywać coś okropnego. Wcisnęłaś pedał gazu w akcji i stopniowo (aż chce się rzec ruchem jednostajnie przyspieszonym XD) przyspieszałaś i zaskakiwałaś mnie more and more. A to główna para naszych gołąbeczków poszła razem do łóżka - tutaj nastąpiła moja euforia, aczkolwiek bałam się właśnie tego, co się stało. Że Sakura zajdzie w ciążę i będzie ostro. Nie myliłam się. Przeczytała całą prawdę w smsach Sasuke, wściekła się i uciekła, zostawiając naszego Sasuke słodko śpiącego. Dzwoni do Jacka - o nie. Sasuke ich znajduje, ale ani jeden debil, ani drugi nie dają sobie dojść do głosu, ani nawet nie próbują nic wytłumaczyć - znowu o nie. Nie rób mi tg pls.
    No i pojawia się Uzumaki, który jest moim mistrzem tutaj. No najlepszy no XD
    Sasuke pije, Sakura traci pracę i rozpacza. Prawdziwy dramat dla czytelnika, który jednak chce przeczytać o tym wymarzonym happy endzie, na który się nie zapowiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem smutek Sakury, ale wkurzała mnie troszkę, odtrącając innych już tam, w Tokio. Pojechała do cioci - okej. Dostała tam pracę na trochę - okej. I bang! Pojawia sie nasz ideał w skórze i na motorze. Nikt inny jak Jack, którego bardzo polubiłam już na początku. Jego niespodziewany przyjazd do Japonii - naaaajssss. Niestety, Sasuke widzi ich razem w dosyć dziwnej sytuacji i tylko człowiek o jego umyśle idioty, zamiast podejść i porozmawiać, ucieka do dziwki, wysuwając złe wnioski - to już nie takie najs. Kuchenka rozpierdoliła system, tego jestem pewna i po prostu no ja nie mogę XD było piękne, choć znowu poskutkowało bagnem. Ale wspaniały Jack znowu ratuje sytuację! Wszyscy od początku wiemy, że to nie Sasuke uległ wypadkowi, a Shee (o tym za chwilę, bo muszę Cię opieprzyć!), ale nie wie tego Sakura. Oczywiście cała złość i nienawiść odchodzą w zapomnienie, a ona pędzi na złamanie karku do szpitala, gdzie okazuje się, że wszystko z nim w porządku. Kamień z serca dla Sakury, ale potem powstał nowy kłopot, gdy Sasuke ją uderzył. No tego się nie spodziewałam i ten policzek nie zabolał tylko Sakury. A co do Shee - co Ci strzeliło do głowy, żeby niszczyć szczęście Itasiowi, co? Ty wstrętna, Ty! Ona ma się wybudzić ze śpiączki, jasne? >.< Kiedy zapodałaś retrospekcję, wspomnienie gdy umarła matka Sasuke, czytałam to rano, po nie przespanej nocy, którą zarwałam czytając, a jakże by inaczej i byłam w lekkim amoku. Na początku pomyślałam, że to Shee umarła, a Ty zadałaś nam ten cios w serce. Ale gdy skupiłam się i przeczytałam od nowa, było jedno wielkie ufff. A już chciałam do Ciebie jechać i Ci wpierdolić B|
      Myślę, że dosadnie to już wytłumaczyłam, jedziem dalej.
      No pogadali, pogadali, Sakura dostała telefon o umierającym Ryanie i wtedy odezwało się w niej współczucie, uwierzyła, pojechała.
      A to był błąd. Wtedy jak rozmawiali w tym szpitalu, jak Sakura utrzymywała ten dystans i wgl - no ranisz, Shee. Ranisz.
      No i pościg, śmierć Ryana, szpital, wyjasnienie sobie wszystkiego. I oto już koniec. 19 rozdział, a z tg co czytałam jeszcze 20 i epilog i bye bye, Karuzelo. Ciekawa jestem jak nas zaskoczysz jeszcze, bo jestem pewna, że użyjesz jakiejś swojej tajnej broni i nam czymś jebniesz, serio xD Oby nie za mocno, oby nie bolało, Shee. Proszę, nie krzywdź czytelników i nie krzywdź postaci. Wystarczyło, że Jack się poświęcił całym sobą dla Sakury i tak go urządziłaś.

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o techniczną stronę - szablon jest super. Akemii jak zwykle wspaniała robota. Wchodzi się i chce się od razu czytać to opowiadanie. Pozazdrościć talentu i tyle. Już pytałam o wykonawcę coveru Crazy in love, także wiesz gdzie go podać B| muzyczka w tle idealnie pasuje, przyjemnie mi się słuchało, czasami nawet w kółko jednego utworu - najczęściej był to właśnie Crazy in love i Blame. No cudo. Jeśli o błędy chodzi, to nie było ich prawie wcale. Parę razy zauważyłam tylko takie smaczki jak np. Podaj mi tą książkę, gdzie powinno być podaj mi tĘ książkĘ, ale to nie przeszkadzało w niczym. Nic innego nie znalazłam z błędów, godnego zapamiętania. Jak mówiłam, prawie wcale ich nie było dla mojego oka.
      Była jedna mała sprawa, też taka malutka. Chodziło o taksówki. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale coś często chyba Sakura się poruszała taksówką po Anglii, chociaż sama już nie wiem. Raziło mnie to, ponieważ taksówki są tam drogie strasznie i nawet sami Londyńczycy nimi nie jeżdżą, bo są o wiele tańsze środki transportu. Nie wiem jak ta sytuacja wygląda w Japonii, więc jeśli się mylę o tym częstym "taksówkowaniu" po Londynie, to mój błąd, musisz mi wybaczyć. Głupota i tyle.

      Mówiąc o bohaterach, to skupiłaś się na każdym z nich w odpowiednich dawkach. Każdego polubiłam, oprócz oczywiście Ino i Ryana. Nawet Karin mnie swoją głupotą rozbawiła i Ty, samym faktem, żeś zrobiła z niej dziwkę XD
      Podobało mi się jak zagrałaś na naszych emocjach (znaczy się na moich, ale reszta pewnie sie ze mną zgodzi) i raz było smutno, raz słodko, wesoło, raz znowu strasznie i "Shee, zgiń za męczenie nas".
      Czasami kończyłaś w takich momentach, że nie żałowałam wtedy, że nie byłam na bieżąco, bo bym zeszła tam. Jak u Akemii, normalnie wczepiła Ci chyba ten nawyk (okropny!) i co zrobisz? No nic właśnie ;__;
      Powiem Ci, że czytałam to zwykle do 2-4, w autobusie, na przerwach, na mniej ważnych lekcjach, aż w końcu eureka! Kira wspięła się na Mount Everest Karuzeli i czeka na więcej. Nie spierdol tego, Imai B|

      No to tak, pewnie czegoś zapomniałam, no ale trudno się mówi. Za dużo tg było, żeby wszystko spamiętać, jeśli chodzi o przemyślenia.
      A! Właśnie. Tutaj albo w poprzednim napisałaś "ciapcie" - to takie słodkie określenie na kapcie i to w Twoich ustach, nono jak suodko <3
      Myślę, że się nie pogubisz mimo tego chaosu wyżej, ale obiecałam przeczytać i skomentować? Obiecałam B| słowa dotrzymała, prosze bardzo. Choć może nie jest to najdłuższy komentarz, ale najkrótszy też nie jest, więc nie narzekajmy XD Z wielką przyjemnością mi się czytało. Dziękuję za miłą lekturę, czas zabrać się za Kordiana xDDDD killmepls
      Pozdrawiam gorąco, niech wena Cię nie opuszcza i trzyma się Ciebie kurczowo. Teraz pozostaje mi zacząć 9C, póki mam mało do nadrabiania.

      Uszanowanko! Kira Fuyu ;*
      PS Okazało się jednak, że muszę go podzielić na dwa, bo przekroczyłam głupi limit znaków, ale to chyba dobrze, więc cofam moje słowa o nie za długim komentarzu
      PS2 Wyszło nawet wiecej tych komentarzy, halo halo. Co tu się tyra? XD

      Usuń
    3. PS3 Za wszystkie błędy przepraszam, ale już mnei coś wzięło z tymi komentarzami. I'm done ;____; Pozdrawiam :D

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  11. WOW! Nawet nie wiem kiedy skończylam czytać! Nasz podejście, umiesz zachęcić do czytnia. Owszem , byo pare niedociągnięć, ale nikt nie jest idealny:-) szital wyszedł całkiem nieźle, jakbyś tam była i pisała przebieg calej akcji. Wiec pozostaje mi tylko szybko podsumować..bardzo dobrze się czyta! Kiedy następna?? A i chcę Cie zaprosić do siebie destiny-sasusaku-life.blogspot.com Pozdrawiam cieplutko!:-( :-D

    OdpowiedzUsuń