Miałaś nie
płakać, miałaś być twarda. Co z Tobą jest?
Miałaś nie
tęsknić, miałaś już nie śnić. Zapomnieć mnie.
Miałaś nie
płakać, świat poukładać. Żeby miał sens.
Łatwo mówi
się - ja wiem.
~ Bracia
Sasuke
Ostatnie,
co pamiętam po wzięciu leków nasennych to ogromna chęć na sen oraz ciemność, do
której odleciałem dosłownie chwilę potem.
Teraz
siedziałem na szpitalnym łóżku, kończąc rozmowę z policjantem. Obudziłem się
jakąś godzinę temu. Skontrolowano mój stan, zmieniono opatrunek i wprowadzono
funkcjonariusza, który wypytał mnie o wszystko i o nic. Tak naprawdę nie
wiedziałem za wiele o Ryanie. To Sakura była głównym źródłem wiedzy.
- No,
kolej na pańską dziewczynę. - Otyły mężczyzna wstał, zbierając się do
wyjścia.
- Kiedy
wstała?
- Nie
śpi od ponad dwóch godzin. Podobno szybko zwalczyła tabletki nasenne -
mruknął, poprawiając pasek od spodni, który trzymał jego obrzydliwy, piwny
brzuch.
- Dajcie
jej na razie spokój - powiedziałem, szukając pod łóżkiem jakiś butów.
- Dobrze
pan wie, że nie możemy - westchnął, a ja popatrzyłem na niego gniewnie.
- Niech
przesłucha ją kobieta.
- Już
to robi, ja tylko dołączę. - Podrapał się po karku, a mnie oświeciło
istnienie dwóch bardzo ważnych spraw.
1. Sakura
dowiedziała się o śmierci Jacka i to nie ode mnie.
2. Nie
powiedziałem lekarzom, że była w ciąży. Jeśli coś zrobili mojemu dziecku…
- Co
pan wyprawia? - fuknął policjant, patrząc, jak dopadłem do drzwi. Szybko je
otworzyłem, znajdując się na korytarzu, gdzie panował większy ruch niż miejskim
targu. Rozejrzałem się gwałtownie, szukając jakiejś znajomej twarzy.
Wstrzymałem powietrze, widząc, jak Dosu pojawia się za zakręcie.
- Ej!
- Odwrócił się i uśmiechnął na mój widok.
- Sasuke,
tak? - spytał, podchodząc bliżej, aby podać mi rękę.
- Tak,
słuchaj. - Zacząłem szybko. - Sakura jest w ciąży, wiedzieliście? -
Chłopak od razu spoważniał.
- Ta
dziewczyna, którą przywieźli z tobą, tak?
- Tak.
- Zaczekaj
tutaj. - Ruszył żwawym krokiem w przeciwną stronę, znikając mi z oczu.
Gorączkowo
chodziłem w kółko, kiedy z mojej sali wyszedł zdegustowany policjant.
- Coś w
gorącej wodzie żeś kąpany - burknął, poprawiając wąsy.
- W
której sali leży? - Zignorowałem jego uszczypliwą uwagę, nie mając zamiaru
znów się z nim kłócić.
- Nie
twojej, panie prezesie - żachnął wielce urażony, odwracając głowę. Mimo
tego rzuciłem mu najbardziej chłodne spojrzenie, na jakie było mnie stać, a on
odpuścił dopiero po kilku sekundach. - Piętro wyżej, ostatnia po lewo. -
I odszedł.
Usiadłem
na krześle na korytarzu, niecierpliwie wyczekując pojawienia się Dosu.
Zamyśliłem się do tego stopnia, że zauważyłem go dopiero, gdy stanął obok.
- I co?
- Poderwałem się do góry, jednak po jego minie nie mogłem jednoznacznie
stwierdzić, jakie wieści mi przyniósł.
- Na
razie nie wiadomo. Podano jej pewne leki, które mogły źle wpłynąć na początkowe
stadia ciąży, ale to jeszcze niepewne.
- Muszę
do niej iść - warknąłem, chcąc go minąć, lecz ten złapał mnie za ramię.
- Twój
opatrunek jest przemoczony przez krew. Trzeba go zmienić - odparł tonem
niezgłaszającym sprzeciwu.
- Potem.
- Teraz.
- Wepchnął mnie z powrotem do sali i wskazał na łóżko szpitalne. - Siadaj.
Podszedł
do szafki przy oknie, szykując potrzebne rzeczy. Na materacu obok, facet spał
jak kamień i chyba nic nie było w stanie go zbudzić. Zdjąłem poplamioną na
plecach krwią koszulkę, a Dosu stanął za mną, odrywając powoli ogromny plaster.
- Zdaję
sobie sprawę z tego, że wolałbyś, żeby robiła to seksowna pielęgniarka, ale
cierpimy na brak tego modelu. - Przeczyścił moją ranę, a ja syknąłem cicho,
gdy woda utleniona spotkała się z ciałem. - Wiesz w ogóle, co miałeś w
plecach?
- Nie.
- Kawałek
karoserii - odparł, nakładając coś na ranę. - Masz szczęście, że
uszkodził cię płytko, choć rozlegle. Przez to nie ucierpiały twoje wyrzeźbione
mięśnie.
- Jesteś
gejem?
- Tak
bardzo widać? - jęknął zrezygnowany, a ja uśmiechnąłem się kpiąco.
- Trochę.
- Gdybyś
nie został wczoraj bohaterem narodowym, będąc na ustach całego Londynu, może
bym cię jej odbił, ale teraz jest już na to za późno…
- O
czym ty mówisz?
- Jest
w internecie film, jak negocjujesz z tym psychopatą, a potem zbierasz
księżniczkę z płonącej karocy - mruknął pod nosem, przyklejając nowy
opatrunek.
- Świetnie
- warknąłem zirytowany. Tylko tego brakowało.
Wspomniałem
już, że nienawidzę dziennikarzy?
- Generalnie
pół angielskich kobiet za tobą szaleje - odparł, wstając, aby znów ruszyć
do szafki. - Facetów też trochę jest. - Odwrócił się przez ramię,
puszczając mi oczko.
Litości.
- Łap. -
Rzucił mi czystą koszulkę, którą założyłem powoli, starając się nie podrażnić
rany bardziej, niż dotychczas.
- Dzięki
- mruknąłem, znów wstając.
- Idziesz
do niej? - spytał, jedną nogą stojąc już na korytarzu.
- Tak.
- Zaprowadzę
cię - zaproponował, a ja skinąłem głową.
Każdy krok
sprawiał mi ból. Nie pokazałem tego po sobie, ale Dosu chyba bardziej to wyczuł
niż zauważył.
- Powinieneś
jeszcze leżeć - mruknął, rozglądając się chyba za moim lekarzem
prowadzącym, którego na razie nie było nigdzie widać. - Ach, i na razie dla
własnego dobra nie zdradzaj swojego położenia. Wcisnęliśmy dziennikarzom kit,
że leżycie w prywatnej klinice.
Przeszliśmy
schodami na górę, a potem korytarzem do samego końca. Sakura nadal znajdowała
się na obserwacji, przez co patrzyłem przez szybę, jak nieruchomo leżała na
łóżku. Jedynie jej usta ciągle wykonywały powolne ruchy, wypuszczając z siebie
opowieść minionych dni. Dosu poklepał mnie po ramieniu i odszedł, a ja ledwo
widocznie uchyliłem drzwi.
- I
wtedy padł strzał. Straciłam na chwilę przytomność, a obudziłam się dopiero w
ramionach Sasuke.
- Mówi
pani o Uchiha Sasuke? - spytała drobna blondynka w mundurze policyjnym.
- Tak.
- Dziewczyna ciągle coś notowała, a gruby policjant Steve, który przesłuchiwał
mnie wcześniej spojrzał za szybę, zauważając moją sylwetkę. Skinął ręką, abym
podszedł. Wszedłem, ale Sakura nawet nie odwróciła głowy.
- Musicie
wiedzieć, że mimo wszystko potrzeba wam prawnika - odchrząknął. - Pozostała
sprawa ubezpieczenia i nie tylko.
- Załatwię
kogoś - odpowiedziałem, nie spuszczjąc wzroku z dziewczyny.
- W
takim razie, to tyle na chwilę obecną. - Policjantka zamknęła notes i
wstała. - Jeszcze wrócimy, do widzenia.
Oboje
opuścili pomieszczenie, a my zostaliśmy sami w jej sali. Pozostałe trzy łóżka
były puste, co niezmiernie mi pasowało - żadnych świadków ciężkiej rozmowy,
którą właśnie miałem zamiar rozpocząć.
- Jak to
jest, Sasuke, że kiedy myślałam, że wszystko się ułożyło, to spieprzyło się
jeszcze bardziej? - szepnęła, nadal na mnie nie patrząc. Usiadłem na stołku
obok. - On nie musiał ginąć - urwała, a ja wziąłem jej zdrową dłoń w swoje. Nie
miałem pojęcia, co wypadało powiedzieć. Nie umiałem nikogo pocieszać, nigdy
tego nie robiłem. - Nie musiał.
- Ale
zginął - odparłem cicho i zastygłem z jej dłonią przyciśniętą do ust.
- Przeze
mnie - powiedziała drżącym głosem, wlepiając we mnie rozżalone spojrzenie,
pełne wstrzymywanych łez.
- Wcale
nie. - Pokręciłem głową, choć byłem pewien, że gdyby siedział spokojnie w swoim
mieszkaniu, nic by mu się nie stało. - To mógł być każdy.
- Właśnie.
Każdy, tylko nie on.
Nie
odpowiedziałem, nie widziedziałem co.
-
Zabierzesz mnie do domu? - spytała, zaciskając palce na mojej dłoni.
O jakim
domu mówiła? Moim, jej, a może naszym? Spojrzałem na nasze splecione ręce i
brzuch, na którym nie było widać jeszcze żadnych śladów ciąży. Mógłbym się do
tego przyzwyczaić.
- Tak.
-
Zmieniłam priorytety - chlipnęła, wpatrując się w sufit. - Na pierwszym miejscu
jesteśmy my. - Spojrzałem na nią zaskoczony. - Nie dam bez ciebie rady, Sasuke.
Nie dam. - Płakała tuż obok mnie, a ja nie potrafiłem nic na to poradzić. Ta
bezsilność bolała mnie najbardziej.
- Nie
zostawię cię, już nie - szepnąłem, nie do końca przekonany, czy chciałbym, aby
to usłyszała.
- Tylko
nadal nie wiem, czy mogę ci ufać. - Znów zwróciła ku mnie swój wzrok, ale tym
razem nie uciekła nim, a pewnie trzymała go w ryzach. Wyraźnie szukała oparcia
w mojej osobie, ale…
- Ja też
nie wiem - odparłem, a ona zagryzła dolną wargę. Jej ciałem targnął szloch.
Poczułem
ucisk w klatce piersiowej, mając przed oczami ten widok. Wiedziałem jak się
czuła. Wiedziałem, jak to jest obwiniać się za czyjąś śmierć.
- Ja nie
chciałam… - Pokręciła głową, kiedy łzy ciekły strumieniami z jej oczu.
Puściłem
jej dłoń, a ona spojrzała na mnie z niemym błaganiem, abym tylko jej nie
zostawiał. Nie miałem najmniejszego zamiaru.
Biorąc pod
uwagę jej uszkodzoną lewą rękę i moje plecy, położyłem się na boku przodem do
niej. Łóżko było dość spore, przez co nawet mogłem oddychać, nie zahaczając
plecami o barierkę. Podparłem głowę ręką, drugą umiejscawiając na jej policzku.
Odruchowo przylgnęła do mojej dłoni zmoczonej przez słone krople.
Nie
chciałem, aby płakała, mimo, że miała naprawdę solidne powody. Musiałem jednak
jej na to pozwolić, choćby miało to trwać do momentu, aż nie uśnie.
- Kiedy
byliście w szpitalu u Sheeiren i ty wyszłaś, zostałem z nim we dwójkę, aby
porozmawiać - szepnąłem wprost do jej ucha, a ona znów zacisnęła wargi. -
Zawarliśmy pewną umowę. - Zwróciła się twarzą w moją stronę, unosząc zdrową
dłoń do moich włosów. - Obiecaliśmy sobie nawzajem, że będziemy cię chronić. -
Zadrżała, lecz kontynuowałem. - Miał odejść, gdy tylko wsadzi cię w samolot
powrotny do Tokio i od tego czasu przekazał mi opiekę nad tobą.
Zamknęła
oczy, rozpłakując się jeszcze bardziej. Ten dźwięk w pewien sposób rozdzierał
mi duszę, bo mogłem ją od tego uchronić, tylko nie zdążyłem. Nie zdążyłem.
Stać mnie
było tylko i wyłącznie na to, aby ucałować ją w skroń i przysunąć się bliżej.
Sama przyciągnęła mnie na ile mogła, wtulając głowę w moją szyję.
Czułem jej
zapach, jej dotyk i łzy, których ze wszystkich sił chciałem jej oszczędzić.
- Czemu
Ryan musiał mi jeszcze bardziej zrujnować życie? - odezwała się po długiej
chwili milczenia.
- Był
chory psychicznie, choć to go nie usprawiedliwia - pomyślałem na głos,
najbardziej neutralnie jak mogłem.
- Gdybym
zgłosiła to wcześniej, on…
- To nie
jest twoja wina - powtórzyłem, nie mogąc znieść jej poczucia winy.
-
Chciałabym tak myśleć. - Jej przyspieszony oddech drażnił moją skórę,
uświadamiając mi przy okazji, jak bardzo pragnąłem leżącej obok kobiety, która…
wciąż mi nie ufała.
- Więc
zacznij, bo nie chcę patrzeć, jak z dnia na dzień będziesz znikać.
- Jeśli
mnie nie zostawisz, nie zniknę. - Starłem łzy z jej twarzy, a ona powoli i ze
spokojem sięgnęła moich warg.
-
Obiecałam mu, że zagram coś dla niego. - Głos ponownie się jej załamał. - A mam
niesprawną rękę.
- Coś na
to zaradzimy - szepnąłem w jej usta, po chwili całując z niespotykaną jak dla
mnie delikatnością. Oddała mi w ten sposób część swojego bólu, czułem to.
- Po
prostu bądź. - Zamknęła oczy, odpływając w sen.
Nie wiem
ile czasu minęło, od kiedy usnęła, ale w tym czasie doszedłem do wielu
wniosków, a razem z ich zatwierdzieniem również zasnąłem.
***
- Panie
Uchiha! - Usłyszałem nad głową, na co lekko zmarszczyłem brwi. - To
chyba nie pana łóżko! - Na te słowa Sakura zacieśniła uchwyt na mojej ręce.
- Chyba
zostałem uziemiony - mruknąłem, z powrotem zamykając oczy. Było mi wygodnie
i ciepło. Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać.
- Po
pierwsze, mam ważną wiadomość. - Lekarka odchrząknęła, a ja spojrzałem na
nią jednym okiem. - Nie podaliśmy żonie żadnych leków, które mogłyby
zakłócić przebieg ciąży. - Sakura uśmiechnęła się smutno. Najwyraźniej nie
spała. - Widzę, że pani również zbudziła się, więc oficjalnie oświadczam, że
operacja wyjęcia kuli i zaszycia rany powiodła się. Po drugie, macie gości.
- Spojrzałem za szybę, gdzie stali… Naruto, Gaara i jakiś starszy facet. - Ale.
- Hm?
- mruknąłem.
- Pan
idzie do siebie. - Spojrzała na mnie wymownie. - Pani zostanie
przewieziona na rutynowe badania. Tak, są koniecznie - westchnęła, a ja
spojrzałem na Sakurę.
- Dzień
dobry i do widzenia. - Cmoknąłem ją szybko w usta, lecz ona przyciągnęła
mnie za koszulkę, zatrzymując na dłużej.
- Ekhm.
- Już
- rzuciłem, niechętnie wstając.
Opuściłem
korytarz, mijając się ze starszą pielęgniarką.
- Pan
wraca do łóżka. - Lekarka rozejrzała się po korytarzu, szukając kogoś
wzrokiem. - Dosu! - zawołała chłopaka, który właśnie pomógł usiąść
jakiejś staruszce na wózku inwalidzkim. Usłyszawszy jej głos wyprostował się i
spojrzał w naszą stronę. Powiedział coś jeszcze do kobiety i ruszył ku nam.
- Tak?
- Zabierzesz
tego delikwenta do siebie. Sprawdź co z panem McRayem. Ktoś niedługo powinien
się tam pojawić. - Spojrzała w kartę, którą miała w ręku, a ja rzuciłem
ukradkowe spojrzenie chłopakom, którzy stali obok.
- Tak
się zrobi - odparł od razu, bez słowa ruszając w stronę mojej sali.
Ból
rozdzierał mi plecy. Czułem, jak rana ponownie otwiera się i zdecydowałem, że
na razie będę leżał w łóżku. Im szybciej wyzdrowieję, tym szybciej pomogę
Sakurze.
Ani Naruto, ani Gaara, ani nieznany mężczyzna,
który przyszedł z nimi nie odezwali się. Dosu również zachował milczenie, a gdy
doprowadził mnie w pożądane miejsce skinął głową i zniknął, zostawiając nas
samych. Mój sąsiad nadal pogrążony we śnie nie zareagował na nasze przybycie,
dzięki czemu mogliśmy porozmawiać w miarę na osobności.
Położyłem się na brzuchu, mając kiepski widok na
swoich gości. Oni zauważywszy to przesunęli stołki, abym przestał czuć się
niezręcznie. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy, nikt nie wiedział jak zacząć. Sam
nie byłem lepszy. Żadne słowo nie wydawało mi się odpowiednie.
- Więc ja zacznę - odchrząknął mężczyzna po
czterdziestce z lekkim zarostem, wyjmując jakieś papiery z małej walizki, którą
przyniósł ze sobą. Nosił letni garnitur, a moje podejrzenia co do jego osoby
sprawdziły się, gdy ponownie otworzył usta. - Nazywam się Sarutobi Asuma i
jestem pańskim tymczasowym prawnikiem.
- Uchiha Sasuke, witam - powiedziałem cicho,
wdychając zapach świeżo pranej pościeli i taniego płynu do płukania, który na
dłuższą metę będzie mnie jedynie drażnił.
- Czy od razu mogę przejść do rzeczy formalnych,
czy woli pan porozmawiać z przyjaciółmi? - spytał, a ja zastanowiłem się
chwilę.
- Załatwmy to szybko.
Prawnik okazał się przyjaznym mężczyzną,
znajomym Naruto z dawnych lat. Sam Uzumaki stanowił dla mnie zagadkę, bo z
biegiem czasu okazywało się, że miał znajomych dosłownie wszędzie, co samo w
sobie było zastanawiające.
Po pół godzinie Asuma doszedł do wniosku, że wie
już wszystko co niezbędne i postanowił dalej nam nie przeszkadzać. Gaara
ścisnął moje ramię i wyszedł za nim, gdyż potrzebował w czymś jego pomocy.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Naruto westchnął
cicho i zapytał o przebieg ostatnich dni. Nakreśliłem mu sytuację, a on jedynie
kiwał głową, nie odzywając się. Chłopak wstał i otworzył okno, wyganiając
duchotę, która kryła się w zacienionych częściach sali. Wrócił i usiadł, był
wyraźnie niespokojny.
- Co masz zamiar zrobić? - Podszedł do tego z
dystansem. Wyraźnie przejął się śmiercią Ryana i Jacka, markotniejąc jeszcze
bardziej.
- Nie mam pojęcia. - Zamknąłem oczy, czując,
jakby nagle opadły ze mnie wszystkie siły; i fizyczne i psychiczne. - Chcę ją
zobaczyć - szepnąłem, przypominając sobie jak się poznaliśmy. Wszystkie te
dobre i złe momenty. Moją wpadkę na przebieranej imprezie, w restauracji.
Najlepszą noc mojego życia w starym hotelu w zapomnianej przez wszystkich
głuszy. To, jak zadowolona była na widok kupionego motoru i to, jak zrozpaczona
w szpitalu wyjawiała mi to, co na zawsze miało zostać pogrzebane w zakamarkach
jej pamięci. To było wszystkim i niczym, w jednym.
- Na razie ma badania - odparł, zakładając ręce
na piersi. - Musisz... Znów ją zdobyć.
- Ona już jest moja - mruknąłem, przywołując
przed oczy jej twarz.
- Tobie się tak tylko wydaje - zaprzeczył, a ja
zmarszczyłem brwi. - Łączy was tylko dziecko i jej cierpienie, w dużej mierze z
twojego powodu.
Dlaczego tak do tego podchodził? Czemu w ten
sposób zapatrywał się na naszą relację? Przecież to oczywiste, że byłem jedynym
odpowiednim dla niej mężczyzną. Nie miałem co do tego wątpliwości, szczególnie,
że Jack odszedł, aby już nigdy nie wrócić.
- Łączy nas coś więcej - powiedziałem, nadal nie
otwierając oczu. Coś kazało mi wierzyć we własne słowa.
- Brak zaufania? - spytał poważnie, a ja na
sekundę zwątpiłem.
- Kocha mnie.
- A ja Hinatę, a jednak coś nam przeszkadza -
odparł. Widziałem w wyobraźni, jak spuszcza wzrok na wspomnienie o Hyuudze. -
Miłość po prostu czasem nie wystarcza, Sasuke.
- Co masz na myśli?
- Kocham moich rodziców, jednak to nie przywróci
ich do życia.
- Twoi rodzice nie żyją? Nie wiedziałem.
- Nigdy ich nie widziałem - odparł, lecz w
jego głosie nie usłyszałem pesymistycznej nuty, a jedynie lekką nostalgię,
związaną z pamięcią o zmarłych, tak dobrze mi znaną. - Ona kocha ciebie, ty
kochasz ją, ale to nie znaczy, że będziecie żyli długo i szczęśliwie. - Chyba
miał rację. Czynniki na które nie mieliśmy wpływu pomagały nam wyjść na
powierzchnię, bądź powiększały dół, który kiedyś sami zaczęliśmy kopać.
- Więc?
- Musisz jej to udowodnić, ale nie słowami.
- Co masz na myśli?
- Czyny, nie słowa.
Zamilkliśmy, przez co w mojej głowie pojawiły
się dziwne myśli, którymi atakowałem siebie samego. Myśli kategorii: jak
wielkim skurwysynem był Sasuke, zanim poznał Sakurę?
Źle czułem się, zdając sobie sprawę, jak trudnym
człowiekiem byłem jeszcze niedawno i ile sprawiałem ludziom niepotrzebnych
przykrości. Docierało to do mnie dopiero teraz - przez pryzmat czasu i
wydarzeń, które zdecydowanie przewartościowały niektóre rzeczy. Jakim śmieciem
byłem, że pomyślałem nawet o spotkaniu z Karin, nie wspominając tego, co stało
się potem? Jednak mimo wszystko nie to najbardziej przeszkadzało mi w
życiorysie tylko fakt, że podniosłem na nią rękę. Sytuacja z Shee, gniew
Itachego i nienawiść do siebie spowodowała lawinę, w której najbardziej
ucierpiała właśnie Sakura, ta niewinna.
- Coś wymyślę - powiedziałem, zamierzając się
tego trzymać.
- Itachi prosił przekazać, że jest z ciebie
dumny.
Duma, duma... Czym ona tak właściwie jest?
Zawsze byłem tym gorszym, słabszym. Odkąd pamiętam, chciałem mu we wszystkim
dorównać, zatajając przeczucie, że to i tak nic nie da, że zawsze będę tym
"drugim Uchiha". Itachi nigdy nie był w stosunku do mnie jakoś
szczególnie wylewny, choć zawsze w jakiś sposób przekazywał mi to, co chciał.
Mimo, że często docierało to z dużym opóźnieniem. A teraz? Co innego mógłbym
zrobić? Gdybym nie zareagował, pozwolił ją porwać, to... Nie wiem, czy
chciałbym dalej egzystować w świecie bez niej.
- Co z Sheeiren?
- Nadal śpi.
- Chwila - otrząsnąłem się. - Co się stało z
Ino?
Dlaczego myślałem o tym dopiero teraz? Przecież
opowiadałem to już policjantowi, prawnikowi, Naruto! Dlaczego za każdym razem
uważałem ją za martwą?
- Myślałem, że nie spytasz. - Uśmiechnął się
smutno, przeczesując palcami włosy. - Jak wiesz, miała pocharatane gardło i
wpadła do wody razem z Ryanem. W tym śmigłowcu z którego strzelono do Ryana,
znajdowała się jakaś jednostka, która od razu skoczyła do wody i wyłowiła
ciała. Okazało się, że Ino jeszcze oddychała.
- I?
- Leży w specjalistycznym szpitalu na obrzeżach
Londynu. Tak jak Shee jest w śpiączce.
Co za paradoks, że nawet Yamanaka została
wkręcona w tę całą aferę. Jakim cudem związała się z tym kryminalistą? Nie
byłem w stanie tego pojąć do dziś i na razie nie zanosiło się na zmiany. Może
kiedyś się tego dowiem.
- Dzięki za to, że przyjechaliście - mruknąłem,
powoli odpływając.
- Nie ma za co, od tego są przyjaciele. -
Zmarszczyłem brwi, chcąc mu zaprzeczyć, ale sen coraz bardziej mnie zmagał.
Przyjaciele?
Chyba tak.
Przyjaciele.
Sakura
Badania trwały krótko. Po ich zakończeniu
przetransportowano mnie do innej sali, ustawiając łóżko pod oknem. Zostałam
nafaszerowana różnymi lekami, wciąż podłączona do kroplówki. Pielęgniarka przyniosła
jakiś obiad, jednak patrzyłam na jedzenie z obrzydzeniem, nie mogąc się zmusić,
aby włożyć je sobie do ust.
Byłam odrętwiała, niezdolna do zbyt wielu ruchów
i pełna braku chęci do czegokolwiek. Na co nie spojrzałam, to przypominało mi o
ostatnio rozegranych wydarzeniach, ale zanim zdążyłam znów o tym pomyśleć,
zapadłam w narkotyczny sen.
Obudziłam się, gdy za oknami panowała już noc. W
szpitalu czas mijał inaczej, tu on nie istniał. Niespiesznie spojrzałam na
lewo, gdzie powinny stać trzy wolne łóżka. Nie dość, że stały dwa, to jeszcze
jedno z nich było zajęte.
- Wreszcie się obudziłaś - powiedziała
dziewczyna leżąca obok. Miała jeszcze naście lat i włosy przefarbowane na
fioletowo. Blond odrosty miały może z pięć centymetrów, choć ta nie wyglądała, jakby
chciała się ich pozbyć.
Skinęłam głową, nie mając ochoty na rozmowę.
- Jestem Alice. - Uśmiechnęła się, raźnie
machając mi ręką.
- Sakura - odparłam, odwracając się w
stronę okna.
- Ten fajny facet, który tu wciąż siedział
jest twój? - spytała, patrząc się na mnie przyjaźnie, roześmianym wzrokiem.
- Sasuke?
- A więc tak ma na imię - zamyśliła się.
- Wysoki, przystojny, w szpitalnym wdzianku.
- Tak.
- Oj pozazdrościć takiego egzemplarza. -
Nie odpowiedziałam, lecz najwyraźniej w niczym jej to nie przeszkadzało. - Ciągle
przy tobie siedział i bez przerwy narażał się doktor Eliz.
- Siedział tu? - mruknęłam cicho.
- Non stop, choć sam był blady i wyglądał,
jakby miał zaraz zemdleć. - Poprawiła swoje dwukolorowe włosy, wygodniej
układając się na łóżku. - W końcu, gdy zasnął z głową na twoim brzuchu jakiś
blondyn go stąd wyniósł ku uciesze lekarki.
- Aha - odparłam, nadal chcąc jedynie
ciszy.
- Co ci jest? - spytała, jakby nie widząc
mojej niechęci.
- Postrzał w lewe ramię.
- Wooow. - Wyglądała na zaciekawioną,
wpatrując się w mój opatrunek, który wystawał spod koszuli. - To musiało być
coś ciekawego!
Wiem, że rzeczywiście kierowała nią dziecięca
jeszcze ciekawość, ale nawet mimo tego nie potrafiłam znaleźć w sobie
wystarczających pokładów zrozumienia, aby coś jej odpowiedzieć. Dlatego bez
słowa odwróciłam głowę, ponieważ nadal nie mogłam zmieniać pozycji tułowia.
Rana nie bolała zbytnio, ale to przez masę leków, dzięki którym byłam otępiała,
a moje reakcje tak wolne, jak u człowieka z porządnym problemem w koordynacji
“ręka, oko”.
- Aaale - westchnęła. - Ty
przynajmniej nie umrzesz.
Spojrzałam na nią, nie wiedząc, jak to odebrać.
- No co się tak patrzysz? - Wyglądała na
lekko dotkniętą, ale nie zmieniłam swojej pozycji. - To ja mam raka i jutro
rano zaczynam chemię, która na osiemdziesiąt pięć procent nie da żadnego
skutku. - Przykryła się bardziej kołdrą i dodała. - Ty przynajmniej nie
umrzesz.
Zbiła mnie z tropu. Każdy temat oscylujący wokół
umierania i śmierci kojarzył mi się z Jackiem oraz jego wyrazem twarzy, gdy nóż
wbity w jego plecy wyszedł pod żebrami, prawie dotykając mojego ciała; jak jego
oczy z sekundy na sekundę traciły swój blask. Nie potrafiłam jej współczuć, ja
też kiedyś umrę.
- Ja też kiedyś umrę - powiedziałam na
głos, całkowicie świadoma.
- Ale jeszcze nie teraz - odparła, bawiąc
się włosami. - Masz faceta, jesteś w ciąży, jesteś piękna. Czego chcieć
więcej? - spytała, podpierając głowę jedną ręką. - Jeszcze niedawno też
miałam normalne życie.
- Czasem życie jest bardziej bolesne od samej
śmierci - odparłam.
- Tylko, że ja wiem, że umieram. Wiem, że
pozostało mi maksymalnie pół roku. Nowotwór złośliwy z przerzutami. -
Zmarszczyła brwi i uciekła wzrokiem.
- Skąd wiesz, że jestem w ciąży?
- Ten facet swoimi gestami dał mi to wyraźnie
do zrozumienia. - Uśmiechnęła się smutno. - Ale wiesz co? - Jej
twarz rozjaśniła się. - W to pół roku zrobię wszystko o czym marzyłam,
wszystko!
- Kibicuję ci.
- Jesteś wyjątkowo niewrażliwa, wiesz? -
Zmarszczyła brwi, jednak nie zawarła w tym pytaniu negatywnych emocji. Bardziej
możliwe było to, że znów przemawiała przez nią ciekawość.
- To dlatego, że znałam osobę, która
chorowała na raka i żałuję, że choroba nie wykończyła go wcześniej -
powiedziałam, a ona rozszerzyła swoje oczy zszokowana.
- Jak możesz tak mówić?
- Zabił kogoś, na kim mi zależało -
odparłam. - Ty nie chciałabyś czasem tego samego?
- To pytanie wymagające przemyślenia -
mruknęła i przez pewien czas żadna z nas się nie odzywała. Kroplówka obok nadal
sączyła odpowiednie porcje płynów, za oknami już dawno zapadła noc, ale Alice
ciągle leżała w jednej pozycji.
- Są osoby, które zasługują na śmierć -
odezwała się w końcu, lecz zrobiła to tonem zdystansowanym, pełnym rezerwy. - Co
nie znaczy, że jestem uprawiona do tego, aby im jej życzyć.
- Każdy jest uprawiony do tego, aby czegoś
sobie życzyć.
- Ale warto to wykorzystać na czyjąś śmierć?
- odpowiedziała pytaniem, a ja spojrzałam w jej ciemne oczy.
- Jeśli za tę cenę nie miałby pozbawić życia
kogoś innego, czemu nie?
- Bo to nie ma sensu, to wszystko zatoczy
koło. Zresztą. - Machnęła ręką. - Ty też umrzesz, a nikt nie musi chcieć
dla ciebie śmierci.
- Wszystko kręci się wokół tego, kiedy to się
stanie, Alice - zaoponowałam, lecz ona nadal nie zdawała się przekonana.
- Chyba nie umiesz docenić życia. -
Spojrzała na mnie w zamyśleniu.
- Jak mam je docenić, jeśli może skończyć się
w każdym momencie?
- Aby do tego momentu być szczęśliwym.
Drzwi sali otworzyły się, a stanęła w nich
podstarzała pani doktor o mysim wyglądzie i włosach w kolorze zgniłej śliwki.
Spojrzała po nas, wracając wzrokiem do mojej sąsiadki.
- No, Alice. Pojawiły się komplikacje i
musimy jeszcze raz cię sprawdzić - powiedziała rzeczowym tonem, a
dziewczyna westchnęła. - Bóle nawróciły?
- Tak - mruknęła, zakładając ciapcie.
- Duszności?
- Czasami.
- Potrzebne będzie też naświetlanie -
powiedziała pod nosem, pobieżnie przeglądając notatki, które miała w ręce.
- Super.
- Dasz radę iść sama?
- Jeszcze nie umieram. - Spojrzała na
mnie z wyraźnym wyrzutem i podążyła za kobietą. Obie zniknęły za drzwiami, a ja
zostałam sama w pustej, jasnej sali.
Przez pewien czas leżałam dla samego leżenia i
wpatrywania się w biały sufit, myślenia o niczym i przetrwania kolejnych godzin
dla samego bytu. Sasuke i fakt, że czuwał przy mnie przez te wszystkie godziny
majaczył na granicy mojej świadomości, gdzie miejsce kierowcy nadal niezmiennie
zajmowało poczucie winy. Miałam wrażenie, że już nigdy mnie nie opuści.
Zwróciłam wzrok ku drzwiom, które ponownie
otworzyły się, tylko tym razem nie zrobiły tego dystyngowanie z pomocą lekarza
bądź pielęgniarki, a gwałtownie w duecie z wściekłą kobietą.
Angie, gdy tylko mnie zobaczyła, podeszła do
mojego łóżka i mocno złapała za jego ramę. Potrząsnęła nim, wbijając we mnie
spojrzenie pełne furii. Jak się tu dostała w środku nocy?
Stała tak przez chwilę, po czym wyrzuciła ręce
do góry, krzycząc:
- Nie mogłaś go do cholery jasnej puścić
wcześniej?! - Znów potrząsnęła moim łóżkiem, lecz mimo tego nie odezwałam
się. - Ja… ja nienawidzę cię - warknęła, wkładając ręce we włosy. - Miałam
tylko jego, tylko jego! Rozumiesz, co to znaczy?! A teraz zostałam
sama. Ty nie wiesz, jak to jest - syknęła. - Chroniłam go jak mogłam i
wiesz co?! Udawało się, dopóki nie poznał ciebie! - Wydarła się, a ja
patrzyłam na nią ze spokojem, przyjmując na siebie wszystkie jej trafne
zarzuty, spodziewając się wcześniej jej wizyty. Mimo, że jej wizyta była
niezapowiedziana, gdzieś w środku wiedziałam, że prędzej czy później nadejdzie.
- Chodził rozkojarzony, raz prawie wpadł po koła samochodu, bo był zamyślony
przez ciebie, głupia! - Zacisnęła dłonie w pięści, zbierając się na kolejne
słowa. - Poleciał nawet za tobą do tej cholernej Japonii i co?! -
Ponownie potrząsnęła łóżkiem, a jej przeszkolne oczy powoli zaczynały nabierać
innych emocji niż wściekłość. - Zrobił wszystko co mógł, żebyś go pokochała,
a nawet tego było ci mało! - Spuściła głowę, a ja wzięłam głęboki oddech,
chcąc wysłuchać wszystkich oskarżeń. Należały mi się. - A zginął taką…
bezsensowną śmiercią, przez ciebie! W twojej obronie! - Cała ubrana na
czarno prezentowała się jak typowa osoba w żałobie. Jedynie jej blond włosy
odciągały mnie od określenia jej “czarną damą”. Była rozżalona tak samo jak ja,
tylko okazywała to w kompletnie inny sposób. - Zabrałaś mi wszystko co
miałam. - Głowę schowała między ramionami, a ja nie widziałam jej twarzy.
Jej łzy kapały na kołdrę w moich nogach. Własnych mi już zabrakło.
- Nic co powiem, nie będzie wystarczająco
dobre - powiedziałam, chcąc pozostać silną. Lecz głos zdradził mnie,
zadrżał.
- Tak jak on nie był wystarczająco dobry dla
ciebie, co? - To był czarny humor. Angie w jakiś sposób musiała wytłumaczyć
sobie śmierć brata i nie miałam nic przeciwko, aby to mnie obarczyła winą. Nie
ona pierwsza, nie ostatnia. - Jak ty możesz z tym teraz żyć, co?
- Nie mogę - odparłam, patrząc się jej w
oczy. - Ale ono musi przeżyć. - Dotknęłam zdrową dłonią brzucha, a ona
zagryzła wargi.
- Dlaczego on musiał odejść, dlaczego? -
jęknęła, spuszczając głowę.
- Bo byłam wystarczająco głupia, aby nie
zgłosić Ryana wcześniej.
- A nie Briana?
- Mnie przedstawił się jako Ryan.
Opowiedziałam tę historię po raz kolejny. Nie
robiła na mnie już jakieś wielkiej sensacji, jakbym była wyżuta ze wszystkiego,
co działo się przed porwaniem. Mój głos nie był spokojny, ale też nie wpadłam w
rozpacz i żałosny płacz nad własną sobą. Angie po moim przemówieniu nie ruszyła
się. Wciąż trwała w tej samej pozycji, a kiedy skończyłam nie odezwała się.
W pewnym momencie jednak uniosła dłoń i położyła
ją na mojej.
- Tak bardzo cię kochał… - Ścisnęła ją i
szybko wstała. Ruszyła ku wyjściu, lecz zatrzymała się w progu i spojrzała
przez ramię. - Pogrzeb jest jutro, wyślę ci smsa. - I wyszła.
Ja zapadłam w sen niedługo po jej wyjściu, tam,
gdzie było jeszcze gorzej niż w szpitalnym łóżku z dala od wszystkiego, bo tam
to wszystko stawało się realne.
Sasuke
Kolejnego dnia Naruto przekazał mi, że dziś w
południe odbędzie się pogrzeb Jacka. Jego siostra zadbała o to, aby pochowano
go jak najszybciej i najwyraźniej osiągnęła zamierzony cel. Miałem zostać
wypisany dziś wieczorem, ale po moich namowach wypuszczono mnie koło godziny
dziewiątej.
Chłopaki przynieśli mi jakieś normalne ubrania,
zajęli się wynajętym autem oraz moimi rzeczami, które zostawiłem w środku.
Wcześniej zasnąłem w sali Sakury, cwanie manewrując między pielęgniarkami, aby
się tam dostać. Obudziłem się jednak we własnym łóżku, przyniesiony tu
kilkanaście godzin temu przez Uzumakiego.
Zostałem wypisany dość szybko. Pogrzeb był już
dziś, a ja musiałem załatwić jeszcze jedną sprawę. Ważną sprawę.
Zabrałem chłopaków do Sakury, chcąc ich jej przedstawić.
Jednak, gdy tylko przekroczyliśmy próg sali, ona spytała:
- Możemy na chwilę zostać sami?
- Będziemy na korytarzu. - Gaara skinął głową,
po czym oboje wyszli.
Podszedłem do łóżka i zmarszczyłem brwi, widząc
jej udręczoną minę i zaszklone oczy. Znów?
Poczułem podniosłą atmosferę i mimo, że czułem
się rześko i chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, zmusiłem się, aby
zachować spokój i wysłuchać jej.
- Sasuke. - Złapała moją dłoń, zagryzając dolną
wargę. - Był czas, kiedy nie wiedziałam, co się ze mną działo. Nie wiedziałam
ile mijało czasu, podczas gdy siedziałam, wpatrując się w kominek u ciotki. -
Jej zimna ręka, wciąż leżała na mojej, więc zdecydowałem się nakryć ją drugą. -
Wiedz, że na pewno będę teraz inną osobą i to ostatni raz, kiedy ci się
zwierzam, zapamiętaj to. - Końcowe słowa dodała szeptem, a ja spuściłem wzrok,
nie chcąc jej przerywać. - Po tym co mi zrobiłeś czułam się jak szmata. Jak
dziwka, pojemnik albo lalka, którą się komuś pokazuje dla pieniędzy. To nie
było miłe i uwierz, że niedawno myślałam, że to najgorsze, co mogło mnie
spotkać, a tu proszę. Los znów zrobił mnie w konia - zakpiła, lecz nie miało to
humorystycznego podtekstu. - Myślałam, że sobie nie poradzę, naprawdę.
Uważałam, że to koniec świata, że już nigdy nie znajdę pracy, a ty co rusz
będziesz miał nową, odhaczywszy mnie na swojej długiej liście. A potem, a
potem… - rozpłakała się, a ja uniosłem jej dłoń do ust, nie mogąc patrzeć na
to, przez co przechodziła.
W tej chwili postanowiłem kilka rzeczy, bardzo
istotnych rzeczy.
Co by się nie działo, musiałem zrobić wszystko,
aby ona znów poczuła się dla mnie ważna, jak nie najważniejsza. Uchiha Company
nie spadło na drugi plan, z racji, że Itachi nie był w stanie jej prowadzić.
Zostałem więc zmuszony do podjęcia decyzji mojego życia: kobieta vs rodzinna
firma. Wybrałem oba i zdecydowałem, że podołam temu zadaniu.
- Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale - zaciąłem
się na chwilę, do końca wahając się, czy jej to powiedzieć. Czułem, że jeśli to
wyjawię, zostanę okradziony ze wszystkiego co we mnie prywatne, jakby ktoś
zdarł ze mnie skórę i patrzył na wszystko bez żadnego problemu, a co za tym
szło, tylko ta osoba potrafiłaby mnie zranić. Jednak byłem jej to winien i
właśnie ten argument wybrałem, aby zataić za jego pomocą zwykły, żałosny
strach. - Nigdy nikogo nie kochałem. - Nie patrzyłem w jej za pewne szeroko
otwarte, pełne łez zielone oczy. Coś mówiło mi, że jeśli to zrobię, nic jej nie
wyjawię. - A potem poznałem ciebie.
Czułem się żałośnie. Było mi z tym cholernie źle.
Z jednej strony rozsadzało mnie to od środka, ogromnie uwłaczało, raniło za
każdym odtworzeniem tych słów. Przez moment czułem wstyd do samego siebie. Nie
podobało mi się to, nic a nic.
- A ja cię nienawidzę. - Całą siłą woli zebrałem
się w sobie, aby nie wstać i nie wyjść. Jeszcze jakiś czas temu zostawiłbym ją
tu samą, tylko przez moment zastanawiając się, jak ona to odebrała. Teraz
jednak bolało mnie to podwójnie. Ja jej się zwierzyłem, to raz. To, że tego nie
uszanowała, to dwa. - I widzisz? - spytała, a ja byłem zbyt wściekły, aby na
nią spojrzeć. - Widzisz, jak to boli? - Zacisnąłem jedną dłoń w pięść, a ona z
jękiem uniosła się na zdrowym boku, kładąc chorą rękę na mojej. - To teraz
pomnóż to razy sto. Może będzie to jakaś część tego, co w sobie noszę.
Te uczucia przychodziły falami. Nie wiem, czy
odpowiadało za to otoczenie szpitala, atmosfera w sali, czy ona. Może to ta
wszechobecna litość i swoiste cierpienie, którym Sakura wciąż emanowała w końcu
do mnie dotarło. Po kilku sekundach uderzyło we mnie pełną siłą, a ja dopiero
teraz poczułem, jak bardzo zawaliłem na całej linii.
- Wszystko ci wynagrodzę. - Nadal nie zdobyłem
się na odwagę, aby na nią spojrzeć. Byłem tchórzem, czego nigdy wcześniej bym
nie przyznał. Teraz byłem tego pewien.
- Chcę, abyś zrobił dla mnie tylko jedno.
Odejdź? Daj pieniądze? Tylko mnie kochaj?
Obiecaj, że zapłacisz wysokie alimenty?
- Tak?
- Zagraj ze mną na pogrzebie Jacka, bo moja lewa
ręka jest niesprawna. - Nareszcie uniosłem na nią wzrok i to co zobaczyłem
ponownie dało mi w kość. Zdałem sobie sprawę, że byłem w stanie zrobić dla tej
dziewczyny wszystko, cokolwiek by poprosiła.
- Dobrze.
- To jest już dziś i… - pociągnęła nosem - na
pewno nie wyzdrowieję do tego czasu. - Uniosła dłoń, dotykając mojego policzka.
Jej skóra była potwornie zimna i wysuszona. Zdecydowanie do niej nie pasowała.
Mimo otoczki, była to kobieta bardzo ciepła, o ogromnym sercu. Nie mogłem nigdy
więcej tego zapomnieć.
- Oczywiście, wszystko załatwię. - Przysunąłem
się bliżej, a ona objęła moją szyję, przyciągając do siebie.
Raz zdarzyło mi się mieć w rękach książkę, w
której pokłady romantyczności zdecydowanie przekraczały normę. Ino kiedyś
kazała mi ją przeczytać, a ja dochodząc do wniosku, że to kijowy powód do
kolejnej kłótni, zgodziłem się. Wtedy te słowa o przejmowaniu czyjegoś bólu,
czy dzieleniu się nim z kimś innym niż z własnym sobą, wydawały mi się
śmieszne, a kiedy dwójka głównych kochanków umierała na końcu, nie potrafiąc
wyrzec się swojej miłości, czekałem jedynie na moment, kiedy wparuje ten trzeci
z mieczem i wyrżnie poprzednich oboje. Teraz jednak miało to inny wymiar. Te
wszystkie uczucia i doznania naprawdę były rzeczywiste, co przytłoczyło mnie za
bardzo, abym mógł unieść to sam.
- Obiecaj mi coś jeszcze - szepnęła, drażniąc swoim
ciepłym oddechem moje usta, kiedy dzieliły nas zaledwie minimetry. Opierałem
się po obu bokach jej głowy. Czułem jakby moje plecy właśnie rozrywały się na
dwie części, a pot spowodowany ukrywaniem bólu lał się po całym moim ciele. Ona
mimo to zdawała się nie zwracać na to uwagi. Jej przymknięte powieki i urywany
oddech skutecznie odwiodły mnie od prób manifestacji własnego cierpienia.
Zasłużyłem na nie, a ona była warta, aby je w ciszy przetrwać.
- Tak?
- Że jeśli mnie kiedyś zostawisz, zrobisz to
szybko.
- Sakura, o czym ty…
- Obiecaj - uparła się, trącając mnie delikatnie
nosem.
- Już zdecydowałem, że do tego nie dojdzie, więc
nie mam co obiecywać.
- Dla mnie to ważne, Sasuke.
- Dobrze, dla ciebie wszystko. - Pocałowałem ją,
zapominając o tym, że powinienem być delikatny. Nie potrafiłem w tej chwili
postąpić inaczej. Musiałem jej udowodnić, że była moja, tylko i wyłącznie moja,
czy tego chciała, czy nie. Jeśli jednak z jej strony doszłoby do czegoś, czego
sam w tej kwestii nie zaplanowałem, nie zapamiętam tego, bo będę
najprawdopodobniej w drodze na ziemię z wysokiego wieżowca i nie użyję do tego
ani schodów, ani windy.
- Dobrze, że jesteś - szepnęła między
pocałunkami, jednak po chwili wydała z siebie cichy jęk.
- Wszystko w porządku? - mruknąłem zaniepokojony,
szybko spoglądając na jej opatrunek, czy czasem nie nasiąkł on krwią.
- Tak, tak - odparła szybko, pociągając mnie za
koszulę, sama przesuwając się w bok. - Ale będzie lepiej, jak mnie przytulisz.
Słowo “przytulanie” i wszystkie jego odmiany zawsze
niemiłosiernie mnie drażniły. Były słodkie, w sam raz na “mizianie się” -
kolejny wyraz, którego nie trawię - na ławce w parku i dziecinnych podchodach
nastolatków, mających największe problemy typu: bo ona wyświetliła moją
wiadomość, ale nie odpisała! Co teraz?
Jednak w tym momencie przyjąłem je ze spokojem,
bo sam chciałem tego doświadczyć, co samo w sobie zaskoczyło mnie strasznie.
Ale czego nie robi się z…
- Więc? - spytała, ponaglając mnie, a ja szybko
potrząsnąłem głową, na ślep zrzucając z nóg buty. Byliśmy w tej sali sami i
miałem nadzieję, że tak pozostanie dopóki oboje się stąd nie wyniesiemy.
Położyłem się obok niej, przykrywając ją kołdrą.
Ona jednak zmarszczyła brwi i uniosła nią.
- Chcę przytulić się do ciebie, nie do zimnej
kołdry. - Uniosłem materiał, a ona natychmiast przylgnęła do mojego boku. Ból w
plecach trochę zelżał, kiedy wtuliła się we mnie, nie zostawiając między nami
żadnej wolnej przestrzeni. Tęskniłem za chwilami, kiedy tak robiła mimo, że
wcześniej nie zdarzało się to często.
Położyła zimne dłonie na mojej szyi, chcąc je
ogrzać, jednak doszedłem do wniosku, że istniały na to lepsze sposoby. Uniosłem
wysoko koszulkę, a jej ręce same znalazły drogę do innych, cieplejszych części
mojego ciała. Objąłem ją ramieniem, a ona skuliła się jak małe dziecko na tyle,
na ile mogła. Byłem za nią odpowiedzialny. Obiecałem to i jemu i sobie, i co
najważniejsze jej.
- Już nic złego ci się nie stanie, obiecuję -
potwierdziłem swoje myśli, lecz nie doczekałem się odpowiedzi. Słyszałem tylko
jej miarowy oddech. Usnęła.
Przeczesywałem powoli jej włosy; długie, piękne
i o ironio różowe, które mimo, że nie były w najlepszym stanie, nadal potrafiły
mnie zachwycić.
Mimo tego, że mnie pocałowała, przytuliła i
mniej więcej powiedziała, że jest dobrze, nadal czułem, że to wciąż za mało, że
wciąż miałem ogrom roboty do zrobienia. Termin “rozkocham ją w sobie na nowo”
nabrał nowego znaczenia i ja nie mogłem zrobić nic innego, jak wprowadzić go w
życie.
Sakura
- Sakura-chan, wstawaj. - Szybko otworzyłam
oczy, mając przed sobą jakiegoś blondyna i Gaarę, kolegę Sasuke. Jego samego
jednak nigdzie nie było widać. - Musimy się zbierać.
- Chwila, kim ty jesteś? - Oparłam się na
zdrowej ręce, a on uśmiechnął się promiennie.
- Uzumaki Naruto, do usług.
- Ja jestem Gaara.
- Ciebie znam. - Skinęłam głową. - Podobno
świetnie całujesz. - Chłopak spuścił wzrok, a do mnie napłynęły wszystkie
wspomnienia przyćmione jeszcze przed sekundą przez niewyspanie.
- Tu mamy coś dla ciebie. - Wskazał na torbę w
swojej dłoni. - Asuma właśnie załatwia wszystkie potrzebne dokumenty, aby
wypuścili cię na własne życzenie, bo rozumiem, że tego chcesz?
- Tak - powiedziałam cicho, siadając.
- Masz na razie nie wstawać. - Przytknął mnie z
powrotem do materaca, a ja spojrzałam na niego karcąco. - Zaraz przyjdzie
pielęgniarka i włoży ci rękę w jakiś temblak, czy coś. - Machnął ręką, a Gaara
rzucił mu spojrzenie pełne litości. - Jestem psychologiem, a nie tym od gipsów!
- Temblaków, Uzumaki - westchnął chłopak, nadal
stojąc przy ścianie koło wejścia.
- Więc Sa…
- Dzień dobry - powiedział pielęgniarz,
który właśnie wszedł do środka. - Nazywam się Dosu i jest pewna sprawa, w
której musimy współpracować. - Puścił mi oczko, kiedy za nim dreptała
kobieta z jakimś metalowym wózkiem. - Jak się pani czuje?
- Dobrze - odparłam, kiwnąwszy głową, na
co ten rzucił mi pełen radości uśmiech.
- To super, Sasuke mi wybaczy.
- Ale co?
- To, że przez chwilę poobmacuję mu
dziewczynę. - Ruszył brwiami do góry i do dołu, wywołując na moich ustach
lekki uśmiech. Pozytywnie działał na ludzi.
- A właśnie, gdzie on jest? - spytałam,
patrząc na Naruto, jeśli dobrze zapamiętałam.
- W pożądanym miejscu, załatwia pewną sprawę
- mruknął.
- No? Co my tu mamy? - Dosu podszedł do
mnie, na co zsunęłam rękaw bluzki. Przypatrzył się opatrunkowi i sprawdziwszy,
czy wszystko było z nim w porządku, owinął mi ramię bandażem i włożył w
temblak. Potem dał mi rozpiskę, w jaki sposób mam go zmieniać i postępować w
razie czego. Jednak gdyby zaczęła boleć bardziej niż normalnie, miałam niezwłocznie
zgłosić się do najbliższego szpitala.
- Witam. - W drzwiach pojawił się starszy
mężczyzna z japońskim akcentem. - Jestem pani i Sasuke prawnikiem. Sarutobi
Asuma, miło mi. - Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam. - Załatwiłem
wszystko co potrzebne do pani wypisania. Tu są dokumenty. - Podpisałam we
wskazanym miejscu, dochodząc do wniosku, że Sasuke nie wplątałby mnie w żadne
prawne problemy. W sercowe tak, ale prawne nigdy. - W takim razie ja znikam.
I zniknął.
- Okej, to na tyle - powiedział zadowolony
Dosu, a Naruto spytał z głupią miną.
- Jak ona się w to ubierze? - Wyciągnął z torby
czarną sukienkę do ziemi, której kolor przypomniał mi o jej zastosowaniu.
- Suwak jest tak zrobiony, że może ubrać się za
pomocą jednej ręki - odparł Gaara, patrząc się na niego jak na małe, skarcone
dziecko.
- Dam sobie radę. - Spuściłam nogi na ziemię,
znajdując tam szpitalne ciapcie.
- Masz tam jeszcze buty, kosmetyki i inne
badziewia.
- Tu? - Wskazałam na małych rozmiarów torbę.
- Nie, tam. - Spojrzałam w prawo, gdzie stało
takich jeszcze kilka. Jeny, ile musiało pójść na to pieniędzy. - I są tam
jeszcze dwa inne rozmiary tej sukienki. Sasuke nie do końca wiedział, który
wybrać.
Zmarkotniałam, choć byłam mu za to wdzięczna.
Gdyby nie to, nie miałabym w czym wyjść.
- Chodź, zaniosę to wszystko do łazienki, a jak
będziesz potrzebowała pomocy, to daj znać. - Gaara wziął wszystkie torby,
ruszając ku wyjściu. Podążyłam za nim w szpitalnej piżamie, powoli
przyzwyczając nogi z powrotem do chodzenia. Przez czas spędzony w łóżku trochę
zapomniały, jak to się robi.
Weszłam sama do łazienki, zostając w
towarzystwie toreb. Słyszałam, że ktoś był w toalecie, ale nie przejęłam się
tym zbytnio. Miałam zamiar ostatni raz gościć w tym szpitalu. Ludzie mogli
myśleć sobie o mnie dosłownie wszystko, na co przyszłaby im ochota. Nie
interesowało mnie to.
- Już mnie opuszczasz? - Alice stanęła w
progu, przekrzywiając głowę.
- Na to wychodzi - odparłam, myjąc twarz
jedną ręką.
- Szybko cię wypuścili.
- Sama się wypuściłam. - Wyciągnęłam z
torby ręcznik, wycierając nim twarz.
- Może w czymś ci pomóc?
- Nie, dzięki - odparłam, choć czułam, że
będę tego żałować. Nie dam sobie rady sama we wszystkim.
Po chwili jednak zgodziłam się na jej pomoc.
Mimo, że niektóre czynności były krępujące i bardzo dla mnie psychicznie
niewygodne, nie miałam innego wyjścia.
Po ponad pół godzinie byłam już umyta, ubrana,
umalowana i uczesana. W między czasie mijały nas inne kobiety; niektóre
zdegustowane, niektóre obojętne. Mogłam z tym żyć, więc nie zwracałam na to
uwagi.
Stanęłam przed lustrem, przyglądając się swojej
zmęczonej twarzy. Bladość mojej cery nieco mnie przerażała, a powoli zapadające
się policzki jedynie powiększyły wrażenie chodzącej kupki kości. No, Sakura.
Trzeba być teraz silną, dla Jacka.
- Masz nożyczki? - spytałam, a oczy Alice
natychmiast poszerzyły się.
- Nie po to tyle się trudziłam, żebyś teraz
podcięła sobie żyły albo wbiła je w gardło.
- Po prostu mi je załatw. - Chwilę jej
nie było, a ja przez ten czas zastanawiałam się, czy nie miała być rano na
chemii. Najwidoczniej coś poszło nie tak.
- Masz. - Były stare i tępe, pewnie
zakoszone z recepcji. Nie stanowiło to jednak dla mnie problemu, więc ponownie
wróciłam przed lustro.
Uniosłam je i szybkim, płynnym ruchem obcięłam
część długich włosów, które od razu upadły na posadzkę.
- Coś ty zrobiła?! - wrzasnęła, łapiąc
się za głowę. - Wiesz, ile dałabym za takie włosy?
- Chcesz, to je weź. - Upadła kolejna
garść, a za moment moje włosy kończyły się nad linią ramion. Były nierównie i
postrzępione. Mimo to czułam się o wiele lepiej.
- Daj, wyrównam ci je.
- Spieprzysz to.
- Nie bardziej niż ty teraz - fuknęła, a
ja oddałam jej nożyczki.
Dziewczyna w ciszy przycinała końcówki, a mi
przypomniało się, że miałam ją o coś zapytać.
- Nie miałaś mieć dzisiaj chemii?
- Przesunięto ją na piętnastą - mruknęła.
- Jakieś komplikacje.
Obróciłam się przodem do niej. Była niższa ode
mnie i nadawała się na młodszą siostrę, przez co ja czułam się jak ta starsza.
- Zrozum, że naprawdę nie chcę dla ciebie źle.
- Uśmiechnęłam się lekko, na co ta pokiwała głową. - Po prostu przerosły
mnie pewne sytuacje, a rzeczy, które powiedziałam, nie powinny wyjść z
moich ust.
- Wiem, rozumiem. - Spuściła wzrok, po
chwili łapiąc mnie za zdrowe ramię. - Spełnij moje marzenia.
- Słucham?
- Zrób to, co ja miałam zrobić przed śmiercią
- odparła, a ja nagle nabrałam ogromnego podziwu dla tej dziewczyny. Była
silniejsza ode mnie. Zaakceptowała rzeczywistość i żyła z tą straszną
świadomością. Udźwignęła to, czego ja nie potrafiłam.
- Czyli co dokładnie?
- Bądź szczęśliwa i ciesz się z życia, kiedy
tylko możesz. - Spojrzała na małe okno blisko sufitu, zagryzając dolną
wargę. - I… - Wyglądała na zawstydzoną. - Jeśli będzie to
dziewczynka, może mieć na imię Alice?
- Tak. - Od razu potwierdziłam, a ona
przytuliła się do mnie, zważając na temblak.
- Idź już, pewnie nie masz zbyt wiele czasu. -
Odsunęła się, ocierając łzy. - No idź - zaśmiała się. - Ja sobie
poradzę. - Popatrzyłam na nią jak na dorosłą osobę zamkniętą w ciele
nastolatki. - Jeśli wieczność istnieje, śmierć jest nic nieważnym
przystankiem.
Spojrzałam na swój uszkodzony bark, kiwając
głową.
- Masz rację, mała. Masz rację.
- To ja będę się zbierać. - Podrapała się
po karku. - Ulotnię się, zanim sprzątaczki zwalą to na mnie.
- Przecież nie masz różowych włosów.
- Ale zabrałam im nożyczki, kiedy nie
patrzyły. - Pokazała mi język i otworzyła drzwi prowadzące na korytarz. - Powodzenia
Sakura. Spełnij moje marzenia, bo sama nie dam rady. - I wyszła.
Po niecałej minucie w środku pojawił się Gaara,
patrząc na mnie z dystansem. Nie wiedział, czy zaraz wybuchnę płaczem, czy
nakrzyczę, czy zrobię coś jeszcze gorszego, więc jedynie czekał na mój znak.
- Możemy iść - wydusiłam, a on skinął głową i
zabrał torby.
- Pięknie wyglądasz, Sakura-chan - powiedział
Naruto, gdy tylko mnie zobaczył.
Oboje byli ubrani w garnitury, prezentując się
co najmniej znakomicie. To ja odstawałam od nich swoją chuderlawą kondycją i
słabym wyglądem.
- Dziękuję - odparłam, a on zmarszczył brwi.
- Chwila, czy ty…
- Tak, obcięłam włosy.
- Dlaczego? - jęknął zmizerniały. - Były takie
piękne.
- Potrzebowałam tego.
- Serio? - Gaara stanął obok. - Nie zauważyłem,
że je skróciłaś.
- Jestem przewrażliwiony na tym punkcie, od
kiedy Hinata zrobiła mi awanturę o to, że nie zwróciłem uwagi, że miała loki. A
jej włosy są przecież proste jak struny…
- Nie kontynuuj - zgasił go Gaara, ruszając ku
schodom.
Wsparłam się na barierce i zeszłam powoli na
parter. Zatrzymaliśmy się dopiero w przestronnej recepcji, gdzie spotkaliśmy
doktor Eliz.
- Wszystko u ciebie w porządku, Sakuro?
- Tak - odparłam pewnie. Naprawdę czułam
się dobrze.
- W razie czego, tu masz mój prywatny numer. -
Podała mi wizytówkę. - Polubiłam was i nie wybaczyłabym sobie, jakby coś wam
się stało. - Oj nie wybaczyłabyś sobie, uwierz. Nie wybaczyłabyś.
- Dziękuję za wszystko i do widzenia.
- Do widzenia. - Kobieta uśmiechneła się
i odwróciła do pacjenta, z którym ówcześniej rozmawiała.
- Zaraz wracam. - Gaara z torbami w rękach
wyprzedził nas, wychodząc pierwszy ze szpitala.
Chwilę potem podjechał pod nas wypożyczonym
autem. Wsiadłam do tyłu, a Naruto zamknął za mną drzwi.
- Gdzie jest Sasuke? - spytałam, wypatrując go
za szybą.
- Będzie na czas - odparł, podając mi
kopertówkę. - Tutaj jest twój telefon i dokumenty. Kiedy Sasuke wyciągnął cię z
auta, nadal miałaś na sobie torebkę, więc nic nie stało się jej zawartości. -
Skinęłam głową, odbierając ją. - Odebraliśmy smsa od jego siostry, ale mam
nadzieję, że nie masz nam tego za złe.
- Nie, nie - rzuciłam, szukając telefonu.
Samochód ruszył, a ja wzięłam komórkę w dłoń.
Weszłam w skrzynkę odbiorczą.
Pierwsza wiadomość rzeczywiście była od Angie i
zgadzała się z tym, co powiedział Naruto, jednak…
Nadawca: Unno
Treść: Cześć, Sakura! Trochę się nie
widziałyśmy, ale niestety z internetu dowiedziałam się, co tam u ciebie i muszę
ci powiedzieć, że ten twój Sasuke jest w Głównym Tokijskim Szpitalu. Siedzę w
recepcji, czekając na kogoś, ale on wpadł tu jak burza. Chyba coś stało się
dziewczynie jego brata, ale nie jestem pewna. Doszłam do wniosku, że lepiej
będzie jak dowiesz się tego ode mnie. Pozdrawiam ;)
Nie potrafiłam oderwać wzroku od ekranu. W końcu
jednak, gdy wściekłość urosła we mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam jej
pohamować, rzuciłam telefonem w siedzenie obok. Ten odbił się i upadł na
podłogę.
- Sakura, co się stało?
On wiedział, że Sasuke nie był ranny. Jack
zrobił to całe zamieszanie, aby wywołać we mnie strach o jego osobę i
natychmiastową chęć na spotkanie. I udało mu się. Według jego scenariusza
rzuciłam się pędem do szpitala i tak jak chciał, wpadłam w ramiona Sasuke.
Potem na dodatek porozmawiali ze sobą, Jack powiedział te wszystkie ciężkie
słowa, obronił mnie, a na końcu zginął.
To było zbyt ciężkie, aby dało się opisać
słowami. On za bardzo pasował na książkowego mężczyznę idealnego. Nie
potrafiłam pomieścić tego w głowie. Jakim cudem, ten człowiek mógł mieć w sobie
takie pokłady dobroci, wsparcia i umiejętności wybaczania? Jak?! Jak potrafił
pozostawić kobietę, którą rzekomo kochał w ramionach innego? Jak mógł pogodzić
się z tą porażką?
Nie wiem, ile jechaliśmy, jednak moje myśli
wciąż galopowały z tą samą prędkością, nie chcąc zwolnić. Nie potrafiłam ich
zatrzymać. Kłębiły się we mnie, stwarzając coraz więcej problemów - wyrzutów
sumienia.
Auto zatrzymało się, ktoś otworzył moje drzwi.
Ujrzałam wyciągniętą w moją stronę dłoń, którą
od razu ujęłam. Poczułam znajomy uścisk i stanęłam na własnych nogach obok
niego - tego szczęściarza, który trafił na rywala takiego jak Jack, który dobro
wszystkich stawiał nad własnym.
Czas było to zmienić, choć może jednak
uszanować?
Przygryzłam wargę, czując, że muszę podjąć
właściwą decyzję.
Teraz nie pozostało mi nic więcej, jak zrobić to
na jego pogrzebie.
***
Okej. Wiem, że was rozczarowałam. Dawno nie wypuściłam czegoś tak słabego >< próbowałam to jakoś zmienić, ale za każdym razem wychodził tylko jeszcze gorszy szajs, więc jestem gotowa na słabe opinie (Y)
Nic się tu nie zadziało szczególnego, prócz:
- Kocham cię!
- Ja ciebie też!
- Nie mogę bez ciebie żyć!
- Wszystko dla ciebie zmienię!
No idzie się zrzygać.
Ale cóż.
Co zrobisz?
Nic nie zrobisz.
Okej. Wiem, że was rozczarowałam. Dawno nie wypuściłam czegoś tak słabego >< próbowałam to jakoś zmienić, ale za każdym razem wychodził tylko jeszcze gorszy szajs, więc jestem gotowa na słabe opinie (Y)
Nic się tu nie zadziało szczególnego, prócz:
- Kocham cię!
- Ja ciebie też!
- Nie mogę bez ciebie żyć!
- Wszystko dla ciebie zmienię!
No idzie się zrzygać.
Ale cóż.
Co zrobisz?
Nic nie zrobisz.
SPODZIEWANA NIESPODZIEWAJKA!
Jak już zdążyłam wam zakomunikować, założyłam kolejnego bloga. Miał wystartować w dzień zakończenia Karuzeli, ale nie mogłam się powstrzymać :3 Jest to kolejne SS w realnym świecie, tylko zdecydowanie bardziej... schizowe.
Prolog pojawi się w sobotę. Wiecie - pierwszy listopada, duchy, zmarli te sprawy.
Jeszcze raz przepraszam za tę notkę, która mi ewidentnie nie wyszła.
Sorry.
O.O Nie wyszła?Mi się podobała :3 Pani od przyrody mi mówi ,że to okres dojrzewania...Ciągle ryczę TT^TT Jak Sakura była w toalecie z Alice i się żegnały płakałam ;___; Albo Alice mówiła z taką odwagą o swojej śmierci i w ogóle,ja nie wiem czy bym potrafiła...Chyba ,że by już minął tydzień dwa, to bym może to powiedziała tak zwyczajnie jakby to było normalną rzeczą...I ty mi tu nie przepraszaj,że notka nie wyszła itp. Bo jak walne to zabiję :P Wzbudziłaś moje emocje ;__; (jakby było trudno xD ) Pozdro ^3^
OdpowiedzUsuńT^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T - tak właśnie wyglądałam gdy czytałam pierwszą część. Ryczałam jak bóbr zamiast rzygać tęczą. Więc raczej ci wyszło. I nadal jestem tym poruszona, aż tak że odebrało mi mowę i nie jestem w stanie napisać komentarza.
OdpowiedzUsuńPotem akcja działa się umiarkowanie, bo bohaterowie w kółko spali i budzili się na zmianę. Jedna rzecz która mi się ie podobała, to że Sakura postanowiła już nigdy więcej mu się nie zwierzać. Ja tu czuję, że w takich warunkach ten związek nie przetrwa. Bo niby jak, skoro partnerzy tudzież małżonkowie, bo zapewne tego się większość czytelników spodziewa, nie mówią sobie o swoich uczuciach?
No i pozostaje jeszcze jedna rzecz o której chciałabym napisać. Mianowicie rozwalił mnie tekst o mizianiu się w parku na ławce. Ostatnio na polaku czytałam J. Tuwima "Dytyramb". Pamiętasz jak mówiłaś nam o swoich schizach związanych z wątkami miłosnymi w szczególności pocałunkami. Ja od tego wiersza też teraz takie mam, a ten tekst przywiódł mi je na pamięć. Jeśli nie chcesz zniszczyć sobie bardziej psychiki, to nie czytaj tego. To jest zło. I zabiera radość z czytania cudzych wypocin.
Can't wait to Saturday <3
Baaardzo fajny rozdział, nie wiem w którym miejscu miałby być tak skopany jak to ujęłaś.
Pozdrawiam :)
Shee!
OdpowiedzUsuńMówiłam ci już, jak bardzo cię nienawidzę?! Ach, mówiłam! Ale nic się nie stanie jak to powtórzę: NIENAWIDZĘ CIĘ SHEEIREN IMAI. Jak mogłaś zabić mi Jacka, no jak?!!!!
Po za tym w końcu nadrobiłam, powinnaś być dumna B| Zajęło mi to z pół roku.... XD
Ej, z Sasuke robi się taka klucha; nie żeby coś, ale polubiłam jego dupkowatą stronę w tym opowiadaniu, więc co za dużo słodkości to nie zdrowo. Tak myślę.
Dosu, gej, mnie przeraża. Mam nadzieję, że Sasuke nie zmieni póki co orientacji... Chociaż, to mogłoby być ciekawe, bo lubię tego gejaska.
Alice jest fajna <3... W sumie to jak mogła by nie być, skoro została nazwana jednym z moich ulubionych imion? <3
Poproszę więcej Naruciaka! To tutaj taka mega pozytywna postać, pan psycholog <3
Ej, ej! Co to się porobiło, co? Co ta Saki ma w tej główce? To na jego pogrzebie? Nie sądzę, że chodzi tutaj o grę, którą Sakura mu obiecała, więc... :c
Trzymaj się i pozdrawiam! :3
PLUSY:
OdpowiedzUsuń+ rozdział podobał mi się;
+ postawa Alice i Sakury (świetny kontrast);
+ taka dość nagła zmiana Sasuke w Superopiekującego się gościa;
+ umiesz rozluźniać atmosferę wtrąceniami z Naruciakiem;
+ znowu się wzruszyłam;
Kurde, XIX złączyła mi się z XX i prawie bym się wygadała! Zabiłabyś mnie wtedy! Ale ze mnie blondynka :D
MINUSY:
- Hm... to, że cię "nienawidzę" nie będę tego już mówić :D
- trochę taki rozdział "przejściowy", w którym mało się dzieje;
O błędach dzisiaj nie mówię :D
Ocena końcowa rozdziału: 4
Ocena końcowa względem poprzednich rozdziałów: 4-
Dużo weny! :D Trzymaj się Shee! :D
Ekhem, ekhem...
OdpowiedzUsuńPo raz któryś w historii tego bloga zmusiłaś mnie do zjedzenia kilku kawałków ciasta, więc wcale nie jest słabo.
Ale fakt, zalatuje tęczą. A dobrze wiesz, że nie trawię tęczy. I dalej nie wiem, dlaczego czytam Twoje romansidła. Ach, tak, bo są Twoje.
Alice została moim nowym guru życiowym, co jest dziwne, bo jest ona zdecydowanie postacią z "jasnej strony mocy". Ale, to przez tego raka, bo do dziewczyn z rakiem mam nabytą słabość. Dzięki, Laura, spoczywaj w pokoju.
"- Kocham cię!
- Ja ciebie też!
- Nie mogę bez ciebie żyć!
- Wszystko dla ciebie zmienię!" ~dziwisz się, że tak mało komentarzy, skoro sama sonie napisałaś?
Dalej nie wiem, jak będzie się to dziecko nazywać, bo nic o Alice nie mówiłaś wcześniej, ale mniejsza.
Pani doktor Eliz podbiła internety, razem z ciociami Sakury, a pielęgniarki-gejaska Sasek powinien bać się jak ognia, bo coś czuję, że on go w epilogu zgwałci.
Tak więc, no, teges tenteges, idę się jarać 9c.
Pozdrawiam, polecam,
Me.
To ja lecę w punktach:
OdpowiedzUsuń1) Nie wiem, co brałaś pisząc Alice, ale się podziel. Myślę, że to może być coś od mnichów tybetańskich, bo ten fragment aż się jeży głębokimi mądrościami napisanymi w bardzo górnolotny sposób, który średnio pasuje do sytuacji. Zastanowiłabym się też, po co wprowadzać takie postaci. Bo zaraz znikają, a nic w postawie i myśleniu Sakury ona nie zmieniła.
2) Nie czaję Sakury. Raz jest wściekła, raz mu wybacza. W jednej chwili jest oschła i oziębła, potem sobie trochę popłacze i już może się miziać i całować (!). Nie wiem, jak bym się na miejscu Ducha-Jacka czuła, gdyby moja ukochana pomagała sobie z rozpaczą (bo tylko sobie tymi buziakami pomaga, Sasuke tylko zmyla) po mojej brutalnej (i totalnie zawinionej przez nią) śmierci. Trochę suczowate z jej strony, powinna być w żałobie, podziękować Sasowi za ratunek i się zamknąć sama w łóżku na tydzień, a nie plotkować sobie z policjantami, współwięźniar-...pacjentkami, kolegami Sasa i samym Sasem. Bezdusznie.
3) Z Uchihy zrobiła się klucha... choć to już bardziej logiczne, no bo Sakura omal nie kopnęła w kalendarz i jej dziecko też. Jednak dużej roli to on nie miał w tym rozdziale, mam wrażenie, że jest tylko takim motywem, doskonałym facetem, który sobie manewruje między bohaterami jak satelita... śpi, wstaje, mówi, śpi, wstaje, mówi. Sakura może się na nim wyżyć, policjant go maltretować, Naruto coś mu tłumaczy, a Itachi wszystko za niego załatwia. Wszystko się dzieje jemu, on nie robi nic. Nie wiem. Kiedyś miał większą rolę, większą niezależność, więcej decyzji, więcej charakteru. Kiedyś był główną postacią, a teraz głównymi postaciami są Melancholia i Sakura. Wiesz, ze Leitha nie popiera takich rozwiązań.
4) Rozdział mocno przejściowy i mimo że mi się go długaśnie czytało (o 3 w nocy) to mało dałaś opisów. Dużo myśli pojawia się z dupy, dialogów też. Np. Sasuke obczaja, że Dosu jest gejem. Nie ma powiedziane, dlaczego. Co takiego zrobił, jak Dosu wygląda, skąd takie myśli, co Uchiha sądzi na en temat. Sakura też dochodzi do jakichś wniosków na temat Alice, ale narrator nie zauważa, skąd one płyną, czaisz? Takie to chaotyczne wszystko.
Podsumowując: Nie jest źle, ale nie o taką Polskę walczyłam.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie absolutnie fantasctico i mnie rozjebie na kawałki emocjami, genialnymi opisami, brakiem błędów i cudowną charakterystyką postaci. Weź się przyłóż, odłóż 9c na chwilę, zakończ tę opowieść z sensem i przytupem, czyli tak, jak Karuzela na to zasługuje.
Całuję,
(okrutna) Leitha
No czeeść;d
OdpowiedzUsuńNie możesz mówić, że z rozdziałem jest coś nie halo.. Jest spokojny i pełen emocji, a to dobrze, szczególnie, że poprzedni był pełen akcji:D
Myślę, że nie ma się co tu rozwodzić, rozdział jest wzruszający, czasami melodramatyczny, jak tęcza.
Moment w którym Sakura mówi o zmianie priorytetów.. chwile przemyśleń Saska i wiele wiele innych, chwytają za serce.. wiesz, "Po prostu bądź." - najlepiej wszystko podsumowuje.
Spodobało mi się to co przeczytałam.
Poza tym, Naruciak i jego znajomości, są cudowne:D
Yamanka, jednak żyje? xd
Alice.. ciekawa postać, na pewno dała Sakurze wiele do myślenia.
Angie? - Dobrze, że miała swoją chwilę w tym rozdziale.. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co ona mogła czuć.
Oh, końcówka się zbliża tak baaaaardzo. Nie chcę jej, wiesz?:d
Ale liczę, że zrobisz ją genialnie:D
I czekam na mini scene z moją ulubioną, wcale nie faworyzowaną szarowłosą postacią <3
Ah, zapomniałabym o najwspanialszym cytacie: "Jestem psychologiem, a nie tym od gipsów!" <3
Końcówka też mnie rozłożyła na łopatki..
Ale wiesz.. Ja lubię tęczę.
Weny! :*
p.s SasuSaku jest na prawdę;d Kishi to potwierdził i to nie powstało tylko w naszych chorych głowach :>
p.s.2 "Broken" i "Crazy in love" <3
Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!
UsuńO WŁOSACH!
Ja rozumiem, nowy początek i tak dalej, no ale wiesz co?!
>.<
chce więcej ⊙﹏⊙
OdpowiedzUsuńA i mogłabyś jeszcze napisać jakiś wątek z Hinatą np Sakura poznaje Hinate i wychodzi z tego best friends forever xD
UsuńGuess who's back? Back again. Kira's back. Tell a friend... I tak dalej, i tak dalej. Oto jestem! Jak obiecałam. I czekaj, czekaj. Kiedy ja Ci to pisałam? Przedwczoraj? 3 dni temu? Coś takiego. A widzisz jakim jestem mocarzem? Od 11 do 19 nadrobiłam, pocisnęłam jak burza B| Teraz to już nie ma bata, musisz być ze mnie dumna. Dobra, koniec pierdolenia, uderzamy z opowiadanie.
OdpowiedzUsuńNo bracie, wiesz, że czytałam to odkąd zaczęłaś to pisać, wysyłałaś mi i do 10 rozdziału zapewniałam Cię, że wszystko jest cacy. Później nadszedł dziwny okres pt. "Szkoła to pizda i chuj" a potem wakacje i "ale mi się nie chce". Takim sposobem przestałam czytać i ciągle nie miałam jak nadrobić. Przez te 10 rozdziałów poznałam się z historią Sakury (niepełną, ale zawsze), Sasuke, są też poboczni bohaterowie, Miku, cała gromadka przyjaciółek-współlokatorek i nie współlokatorek, przyjaciół Sasuke, jego rodzinę. I okej, bohaterowie się poznają, jadą razem w podróż, a ich znajomość zaczyna się od kłamstwa, no nieźle nieźle. Pojawia się Ryan, pojawiają się wspomnienia, pojawia się uczucie coś teges między naszą dwójką. Okej, na tym skończyłam. Było fajnie, ładnie, pięknie. Wracam. I co? Moje biedne nerwy zaczynają przeżywać coś okropnego. Wcisnęłaś pedał gazu w akcji i stopniowo (aż chce się rzec ruchem jednostajnie przyspieszonym XD) przyspieszałaś i zaskakiwałaś mnie more and more. A to główna para naszych gołąbeczków poszła razem do łóżka - tutaj nastąpiła moja euforia, aczkolwiek bałam się właśnie tego, co się stało. Że Sakura zajdzie w ciążę i będzie ostro. Nie myliłam się. Przeczytała całą prawdę w smsach Sasuke, wściekła się i uciekła, zostawiając naszego Sasuke słodko śpiącego. Dzwoni do Jacka - o nie. Sasuke ich znajduje, ale ani jeden debil, ani drugi nie dają sobie dojść do głosu, ani nawet nie próbują nic wytłumaczyć - znowu o nie. Nie rób mi tg pls.
No i pojawia się Uzumaki, który jest moim mistrzem tutaj. No najlepszy no XD
Sasuke pije, Sakura traci pracę i rozpacza. Prawdziwy dramat dla czytelnika, który jednak chce przeczytać o tym wymarzonym happy endzie, na który się nie zapowiada.
Rozumiem smutek Sakury, ale wkurzała mnie troszkę, odtrącając innych już tam, w Tokio. Pojechała do cioci - okej. Dostała tam pracę na trochę - okej. I bang! Pojawia sie nasz ideał w skórze i na motorze. Nikt inny jak Jack, którego bardzo polubiłam już na początku. Jego niespodziewany przyjazd do Japonii - naaaajssss. Niestety, Sasuke widzi ich razem w dosyć dziwnej sytuacji i tylko człowiek o jego umyśle idioty, zamiast podejść i porozmawiać, ucieka do dziwki, wysuwając złe wnioski - to już nie takie najs. Kuchenka rozpierdoliła system, tego jestem pewna i po prostu no ja nie mogę XD było piękne, choć znowu poskutkowało bagnem. Ale wspaniały Jack znowu ratuje sytuację! Wszyscy od początku wiemy, że to nie Sasuke uległ wypadkowi, a Shee (o tym za chwilę, bo muszę Cię opieprzyć!), ale nie wie tego Sakura. Oczywiście cała złość i nienawiść odchodzą w zapomnienie, a ona pędzi na złamanie karku do szpitala, gdzie okazuje się, że wszystko z nim w porządku. Kamień z serca dla Sakury, ale potem powstał nowy kłopot, gdy Sasuke ją uderzył. No tego się nie spodziewałam i ten policzek nie zabolał tylko Sakury. A co do Shee - co Ci strzeliło do głowy, żeby niszczyć szczęście Itasiowi, co? Ty wstrętna, Ty! Ona ma się wybudzić ze śpiączki, jasne? >.< Kiedy zapodałaś retrospekcję, wspomnienie gdy umarła matka Sasuke, czytałam to rano, po nie przespanej nocy, którą zarwałam czytając, a jakże by inaczej i byłam w lekkim amoku. Na początku pomyślałam, że to Shee umarła, a Ty zadałaś nam ten cios w serce. Ale gdy skupiłam się i przeczytałam od nowa, było jedno wielkie ufff. A już chciałam do Ciebie jechać i Ci wpierdolić B|
UsuńMyślę, że dosadnie to już wytłumaczyłam, jedziem dalej.
No pogadali, pogadali, Sakura dostała telefon o umierającym Ryanie i wtedy odezwało się w niej współczucie, uwierzyła, pojechała.
A to był błąd. Wtedy jak rozmawiali w tym szpitalu, jak Sakura utrzymywała ten dystans i wgl - no ranisz, Shee. Ranisz.
No i pościg, śmierć Ryana, szpital, wyjasnienie sobie wszystkiego. I oto już koniec. 19 rozdział, a z tg co czytałam jeszcze 20 i epilog i bye bye, Karuzelo. Ciekawa jestem jak nas zaskoczysz jeszcze, bo jestem pewna, że użyjesz jakiejś swojej tajnej broni i nam czymś jebniesz, serio xD Oby nie za mocno, oby nie bolało, Shee. Proszę, nie krzywdź czytelników i nie krzywdź postaci. Wystarczyło, że Jack się poświęcił całym sobą dla Sakury i tak go urządziłaś.
Jeśli chodzi o techniczną stronę - szablon jest super. Akemii jak zwykle wspaniała robota. Wchodzi się i chce się od razu czytać to opowiadanie. Pozazdrościć talentu i tyle. Już pytałam o wykonawcę coveru Crazy in love, także wiesz gdzie go podać B| muzyczka w tle idealnie pasuje, przyjemnie mi się słuchało, czasami nawet w kółko jednego utworu - najczęściej był to właśnie Crazy in love i Blame. No cudo. Jeśli o błędy chodzi, to nie było ich prawie wcale. Parę razy zauważyłam tylko takie smaczki jak np. Podaj mi tą książkę, gdzie powinno być podaj mi tĘ książkĘ, ale to nie przeszkadzało w niczym. Nic innego nie znalazłam z błędów, godnego zapamiętania. Jak mówiłam, prawie wcale ich nie było dla mojego oka.
UsuńByła jedna mała sprawa, też taka malutka. Chodziło o taksówki. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale coś często chyba Sakura się poruszała taksówką po Anglii, chociaż sama już nie wiem. Raziło mnie to, ponieważ taksówki są tam drogie strasznie i nawet sami Londyńczycy nimi nie jeżdżą, bo są o wiele tańsze środki transportu. Nie wiem jak ta sytuacja wygląda w Japonii, więc jeśli się mylę o tym częstym "taksówkowaniu" po Londynie, to mój błąd, musisz mi wybaczyć. Głupota i tyle.
Mówiąc o bohaterach, to skupiłaś się na każdym z nich w odpowiednich dawkach. Każdego polubiłam, oprócz oczywiście Ino i Ryana. Nawet Karin mnie swoją głupotą rozbawiła i Ty, samym faktem, żeś zrobiła z niej dziwkę XD
Podobało mi się jak zagrałaś na naszych emocjach (znaczy się na moich, ale reszta pewnie sie ze mną zgodzi) i raz było smutno, raz słodko, wesoło, raz znowu strasznie i "Shee, zgiń za męczenie nas".
Czasami kończyłaś w takich momentach, że nie żałowałam wtedy, że nie byłam na bieżąco, bo bym zeszła tam. Jak u Akemii, normalnie wczepiła Ci chyba ten nawyk (okropny!) i co zrobisz? No nic właśnie ;__;
Powiem Ci, że czytałam to zwykle do 2-4, w autobusie, na przerwach, na mniej ważnych lekcjach, aż w końcu eureka! Kira wspięła się na Mount Everest Karuzeli i czeka na więcej. Nie spierdol tego, Imai B|
No to tak, pewnie czegoś zapomniałam, no ale trudno się mówi. Za dużo tg było, żeby wszystko spamiętać, jeśli chodzi o przemyślenia.
A! Właśnie. Tutaj albo w poprzednim napisałaś "ciapcie" - to takie słodkie określenie na kapcie i to w Twoich ustach, nono jak suodko <3
Myślę, że się nie pogubisz mimo tego chaosu wyżej, ale obiecałam przeczytać i skomentować? Obiecałam B| słowa dotrzymała, prosze bardzo. Choć może nie jest to najdłuższy komentarz, ale najkrótszy też nie jest, więc nie narzekajmy XD Z wielką przyjemnością mi się czytało. Dziękuję za miłą lekturę, czas zabrać się za Kordiana xDDDD killmepls
Pozdrawiam gorąco, niech wena Cię nie opuszcza i trzyma się Ciebie kurczowo. Teraz pozostaje mi zacząć 9C, póki mam mało do nadrabiania.
Uszanowanko! Kira Fuyu ;*
PS Okazało się jednak, że muszę go podzielić na dwa, bo przekroczyłam głupi limit znaków, ale to chyba dobrze, więc cofam moje słowa o nie za długim komentarzu
PS2 Wyszło nawet wiecej tych komentarzy, halo halo. Co tu się tyra? XD
PS3 Za wszystkie błędy przepraszam, ale już mnei coś wzięło z tymi komentarzami. I'm done ;____; Pozdrawiam :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWOW! Nawet nie wiem kiedy skończylam czytać! Nasz podejście, umiesz zachęcić do czytnia. Owszem , byo pare niedociągnięć, ale nikt nie jest idealny:-) szital wyszedł całkiem nieźle, jakbyś tam była i pisała przebieg calej akcji. Wiec pozostaje mi tylko szybko podsumować..bardzo dobrze się czyta! Kiedy następna?? A i chcę Cie zaprosić do siebie destiny-sasusaku-life.blogspot.com Pozdrawiam cieplutko!:-( :-D
OdpowiedzUsuń